sobota, 5 listopada 2022

chapter three ''nightmares''

 



O wpół do ósmej rano Adelynn wjechała na parking motelu; oddalonego od komisariatu policji niemały szmat drogi, ale był to jedyny znany jej nocleg w Duskwood. Budynek miał kształt kwadratu i liczył zaledwie dwa piętra, choć zapewne wystarczało to w zupełności, gdyż do Duskwood nie przyjeżdżało zbyt wielu turystów. Większość osób wolała spędzać wakacje w dużych miastach z masą atrakcji dla ludzi o szerokim wachlarzu potrzeb, a w Duskwood nie dało się sięgać za daleko. Miasteczko oferowało jedynie góry, lasy i jezioro, czyli wszystko to, co znalazłoby się w pierwszej lepszej mieścinie.

Do niedawna Duskwood niewiele znaczyło również dla niej, ale potem dowiedziała się o zaginięciu Hannah i reszta spraw potoczyła się już samoistnie.

Przez chwilę siedziała nieruchomo w pożyczonym od kolegi Alana samochodzie, wpatrując się w wilgotną od porannej rosy nawierzchnię. Miała za sobą nieprzespaną noc, przy czym ostatnich kilkanaście naprawdę źle zniosła. Czasy, kiedy dobrze spała, były tak odległe, że ledwie je pamiętała. Spoglądając we wsteczne lusterko, z trudem rozpoznawała własną twarz. Miała wrażenie, że w ciągu dwóch tygodni postarzała się o dziesięć lat.

W tym tempie bliżej mi będzie do planowania pogrzebu niż ślubu – pomyślała, niewesoło rozbawiona swoim czarnym humorem. Ile jeszcze wytrzymam, zanim zmęczenie przerodzi się w psychozę, a strach w paranoję? A może to już się stało, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy?

Poczuła, że ogarnia ją jakieś dziwne drżenie. Próbowała je powstrzymać, ale nie potrafiła. Słyszała, jak szczęka zębami – nie z zimna, lecz z powodu jakiegoś wewnętrznego rozdygotania. Znowu stanęło jej przed oczami wszystko, co widziała tego wieczoru.

– Nie no, weź się w garść – mruknęła do samej siebie i rozluźniła uchwyt na kierownicy. Blade dłonie, z wyraźnie uwypuklonymi żyłami spoczęły na jej kolanach. Zamknęła oczy i zrobiła serię kilku głębokich wdechów oraz wydechów.

W ten sposób niezmiennie od lat uspokajała się przed zawodami, i jak niejednokrotnie się przekonała, sposób ten działał nie tylko w szatni na stadionie, dlatego przy innych okazjach również z niego korzystała. Istniał tylko jeden warunek: musiała być zupełnie sama, dokładnie tak jak teraz.

Zrobiła ostatni głęboki wydech i przeniosła wzrok na motel ulokowany na poboczu, którego okna spoglądały na nią jak wytrzeszczone oczy trupa. Cienie dokoła układały się w miriady kształtów, lecz żadne z nich nie wydawały się przyjazne. Adelynn powoli sięgnęła po telefon; zamknęła aplikację GPS i zamiast niej otworzyła czat. Liczba nowych, nieodczytanych wiadomości była porażająca, podobnie jak lista nieodebranych połączeń.

Zanim zdążyła wykonać jakiś ruchu, przyszły kolejne, jednak żadna wiadomość nie była od Jake'a.

Westchnęła ciężko.

Oczywiście, że żadna nie była od niego. Tylko czatu z nim nie wyciszyła, a skoro telefon cały czas milczał...

Otworzyła czat grupowy, na którym Jessy prosiła, żeby dała znać, co się z nią dzieje. Pod tą wiadomość przypiął się również Dan, wyrażając troskę na swój sposób. Adelynn uśmiechnęła się słabo, gdy Cleo po chwili napisała, że wszyscy są już w Duskwood i że martwią się o nią.

A więc jeszcze nie wiedzą o Richym, pomyślała. Powinna im wszystko opowiedzieć i naprawdę chciała to zrobić, aby zrzucić z siebie przynajmniej część ciążącego na jej sercu ciężaru, ale wyjaśnienia zajęłyby wieczność. Słońce wyglądało już ponad korony okolicznych drzew, co wyraźnie sygnalizowało nieubłagalność mijanego czasu. Jeszcze trochę i będzie mogła zapomnieć o jakimkolwiek odpoczynku. Na dobre zacznie się nowy dzień i nadejdą nowe wyzwania, które zmuszą ją do działania. Chociaż ten jeden raz pozwolę sobie na egoizm.

Napisała jedną, długą wiadomość, w której streściła swoje dotychczasowe poczynania, ale bez wdrażania się w szczegóły. Obiecała, że więcej im opowie, gdy już się spotkają. Na ten moment desperacko potrzebowała odpoczynku. Przynajmniej odrobiny. Cholernego zamknięcia oczu na dłużej niż parę sekund.

Wysiadła ślamazarnie z auta i na wpół przytomna zabrała się do wyciągania swoich rzeczy: podręcznej walizki, torebki i pokrowca z laptopem. Spakowała tylko to, co niezbędne, a mimo to obładowana była jak wielbłąd. Gdyby nie uprzejmość Erika, jednego z podwładnych Alana, miałaby nie lada problem z dotaszczeniem wszystkiego, łącznie z samą sobą, do motelu. Co prawda Alan zaproponował, że ją podwiezie, ale stanowczo odmówiła. Miał przecież pilniejsze sprawy na głowie niż bawienie się w jej szofera. Poza tym nie chciała wisieć mu kolejnej przysługi.

Motel nie prezentował się jakoś szczególnie, ściany były szare, okna nie za duże, bez doniczek z kwiatami na parapetach. Zwyczajny budynek o nudnym, acz przyzwoitym wyglądzie, który otaczał równo skoszony trawnik. Zważając na tajemniczą, nieco mroczną otoczkę wokół Duskwood, Adelynn spodziewała się ujrzeć coś bardziej groteskowego. Na moment puściła uchwyt walizki, aby złapać za plastikowy uchwyt szklanych drzwi. Weszła do niewielkiego holu z równie niewielką kanapą i stolikiem po prawej stronie, na którym piętrzyły się jakieś ulotki, i małym kontuarem po lewej z wygrawerowanym w drewnie napisem recepcja.

Za biurkiem nikogo nie było, toteż Adelynn skorzystała z małego, metalowego dzwoneczka, dwa razy w niego uderzając. Kiedy znowu zaległa cisza, raz jeszcze powiodła wzrokiem całe pomieszczenie. Ściany pomalowane przygnębiającym kolorem szpitalnej zieleni świeciły nagością, nie licząc jednego obrazu z wędkarzem i antycznego zegara, którego wskazówki zatrzymały się na wpół do dwunastej.

Nagle drzwi obok recepcji się otworzyły i ze środka wyszła niska kobieta w średnim wieku. Jej twarz zdobiły zmarszczki, od których uwagę odwracało zmęczenie w szarych oczach. Takie stroskanie było czymś dosyć powszechnym wśród matek; Adelynn widziała coś podobnego, gdy widywała się ze swoją.

– Dzień dobry, czy znalazłby się jeden wolny pokój? – zapytała, siląc się na uśmiech. Jednak podniesienie kącików ust okazało się dla niej zbyt dużym wysiłkiem, dlatego ostatecznie wyszedł jej trudny do zinterpretowania grymas.

– Dzień dobry – odpowiedziała bezbarwnym głosem kobieta, siadając za biurkiem. – To ma być jednoosobowy pokój?

– Tak.

– Z łazienką na korytarzu czy w pokoju?

– W pokoju.

– Na ile dni?

– Na tydzień. Zapłacę z góry gotówką.

Pani Walter spojrzała na nią znad ekranu komputera.

– Dobrze. Poproszę zatem pani dowód osobisty – powiedziała po kilku sekundach intensywnego przyglądania się Adelynn. – Tutaj jest kluczyk do pokoju numer trzy. Znajduje się na parterze, zaraz za zakrętem na korytarzu.

Adelynn skinęła głową i dokonała wymiany plakietki z dowodem w zamian za klucz, uważnie przy tym obserwując twarz właścicielki motelu, zastanawiając się, czy rozpozna jej imię i nazwisko. Ponoć w Duskwood wszyscy ją znali. Phil nawet określił ją mianem gwiazdy, twierdząc, że w Duskwood każdy o niej rozmawiał. Miała szczerą nadzieję, że była to tylko jedna z jego gadek na podryw i że w rzeczywistości tylko kilka osób wiedziało o jej istnieniu.

W holu zapanowała kompletna cisza. Pani Walter udawała nieszczególnie zainteresowaną jej dowodem, ale uwadze Adelynn nie uszło, że kobieta nie od razu zabrała się za wpisywanie jej danych do systemu. W innych okolicznościach starałaby się rozładować napiętą atmosferę, obrócić widmo niewypowiedzianych podejrzeń w żart, jednak nic zabawnego nie przychodziło jej na myśl. W głowie miała tylko obraz łóżka.

– Jeszcze momencik – oznajmiła pani Walter, nie odrywając wzroku od ekranu komputera.

– Nie ma problemu.

– Hm, co panią do nas sprowadziło?

– Przyjechałam kogoś odwiedzić. – Usta Adelynn znowu ułożyły się w grymas, wiedząc, na co się zanosiło. Kobieta by tak nie dociekała, gdyby nie miała zamiaru później o niej rozmawiać, dlatego Adelynn mogła z wysokim prawdopodobieństwem przypuścić, że do południa największe plotkary w Duskwood będą znały wszystkie szczegóły jej przyjazdu, począwszy od marki samochodu, a kończąc na godzinie zakwaterowania.

– Kogoś bliskiego? – pani Walter dociekała dalej, bardzo powoli wciskając klawisze klawiatury.

– Tak.

– Zdradzi pani kogo konkretnie? Niewykluczone, że znam tę osobę.

Z gardła Adelynn wyrwał się chrapliwy chichot.

– Z pewnością zna pani tę osobę.

Coś w tonie Adelynn musiało speszyć panią Walter, gdyż nie zadała już więcej żadnego pytania. W milczeniu dokończyła rejestrację. Potem dokonały kolejnej wymiany: pieniądze w zamian za dowód osobisty.

– Miłego pobytu.

– Dziękuję.

Zabrała resztę swoich rzeczy i wedle udzielonych jej wskazówek skierowała się do korytarza po prawej stronie, gdzie tuż za zakrętem znalazła pierwsze trzy pary drzwi; wśród nich bez problemów znalazła te z liczbą trzy. Od razu władowała się do środka, dostając małych zastrzyk siły na myśl o czekającym ją łóżku.

Przez okno wpadało dostatecznie dużo światła wschodzącego światła, toteż Adelynn nie zapaliła żadnej z lamp. Taki mały półmrok całkowicie ją zadowalał.

Odstawiła walizkę do kąta, a torebkę i laptopa położyła na biurku. Kiedy tylko oswobodziła ręce, natychmiast zakluczyła drzwi, zamknęła okno, a potem szczelnie je zasłoniła. Przez chwilę rozkoszowała się ciszą i spokojem, stojąc nad łóżkiem i zastanawiając się, co zrobić najpierw. Chociaż najchętniej runęłaby prosto na materac, postanowiła najpierw wziąć szybki prysznic. Ruchy miała tak ślamazarne, jak gdyby była po ledwie ukończonym triathlonie. A raz miała przyjemność wziąć w takowym udział, co pozwoliło jej poznać nowy obszar bólu, zmęczenia i satysfakcji.

Na szczęście gorący prysznic potrafił zdziałać cuda i mimo że jeszcze chwilę temu Adelynn była bliska upadnięciu na twarz, to teraz odzyskała nieco siły i względnej jasności umysłu. Przebrała się w piżamę, potem rozczesała włosy, z których wciąż skapywała woda, by w końcu zabrać się za rozpakowywanie walizki. Głównie po to, żeby dotrzeć do upchniętych na dnie tamponów. Gdy tak przebierała w swoich rzeczach, odczuwając w podbrzuszu tylko lekki skurcz, nagle przypomniała sobie słowa swego fizjoterapeuty: Reakcja na ból jest bardzo podobna do reakcji na przyjemność. Dlatego, zamiast mówić, jak bardzo cię boli, możesz powiedzieć, jak wspaniale cię mrowi.

To nigdy nie pomagało, Roy – parsknęła, zastanawiając się, czemu akurat teraz przypomniała sobie o takiej błahostce.

Mimo że zaczęło jej mętnieć przed oczami, oparła się zmęczeniu i chęci pójścia do łóżka. Usiadła przed biurkiem i zabrała się za pałaszowanie swojego kolacjo-śniadania, które w biegu wrzuciła do torebki. Kanapka była zmiażdżona i nieapetyczna, więc jadła ją nie dla przyjemności, lecz z rozsądku. Nie miała czasu ani siły na kombinowanie nad czymś lepszym. Poza tym chodziło tylko o dostarczenie organizmowi niezbędnej energii.

Jadła, słuchając przytłumionych odgłosów zza zamkniętego okna: wesołego świergotania ptaków, szelestu liści i szumu wiatru. Wydawały się dodatkowo podkreślać całkowity bezruch w jej pokoju. Spojrzała na surowo umeblowane pomieszczenie, na gołe ściany bez żadnego obrazka. Jedyną ozdobą była mapa miasta, przypięta do ściany nad biurkiem, przy którym jadła. Pusta.

W mapie na jej telefonie było pełno kolorowych pluskiew, oznaczających kluczowe miejsca dla śledztwa, które prowadziła z Jake'em. Śledztwa, którym dosłownie żyła i oddychała przez ostatnie dwa tygodnie. Nieważne, jak długo o tym myślała, wciąż nie mogła uwierzyć, jak w tak krótkim czasie zmieniła się otaczająca ją rzeczywistość. Zupełnie jak gdyby dawna sportowa codzienność należała do kogoś innego. Do jakieś innej Adelynn Goldin, która prowadziła stabilne i pełne bezpiecznej rutyny życie.

Ścieżki przeznaczenia naprawdę potrafiły zaprowadzić do dziwnych i niespodziewanych miejsc. Jeszcze pół roku temu, Adelynn zignorowałaby wiadomości Thomasa. Nie miałaby czasu na odpisywanie ani tym bardziej badanie sprawy osoby, której w tamtym momencie nawet nie kojarzyła. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdzie by wtedy przebywała? Z pewnością nie w Duskwood, ale tak też było w porządku. Mimo wszystko nie żałowała swojej decyzji. Dołączenie do poszukiwań Hannah ją ocaliło. Pozwoliło uciec od życia, którego nie chciała dłużej prowadzić.

Telefon wyświetlał dziewiątą rano, kiedy Adelynn ułożyła się na mocno zapadającym się materacu. Leżała z zamkniętymi oczami, lecz mimo wyczerpania nie mogła zasnąć. Po jakimś czasie wstała z łóżka, żeby sprawdzić, czy drzwi są zamknięte na klucz, a okno zatrzaśnięte. Potem położyła się z powrotem i objęła głowę rękami, jakby chciała wycisnąć z mózgu wszystkie mroczne myśli. Ale one tam tkwiły – jak rak, który wycięty w jednym miejscu, przerzuca się w inne – towarzysząc wszelkim poczynaniom w jej życiu.

Przed oczami stanęły jej wspomnienia z ostatnich zawodów, a konkretniej moment, kiedy biegnąca za nią Kate Morris upadła na kolana. Doskonale pamiętała, jak wtedy czas zwolnił, a wszystkich zmroził szok i przerażenie. A to, co wydarzyło się potem, było jeszcze straszniejsze...

Przewróciła się na drugi bok, kuląc się w kłębek. Taniec z kołdrą trwał jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu udało jej się zasnąć. Nie odpoczywała jednak za długo, gdyż już godzinę później usłyszała hałas, który wyrwał ją z płytkiego snu. Nagle się poderwała, czując, że serce wali w niej młotem. Wzięła kilka płytkich oddechów, uświadamiając sobie, że był to tylko dzwonek jej telefonu. Nie pamiętała, kiedy przywróciła mu głośność, ale najwidoczniej musiała to zrobić jeszcze zanim położyła się do łóżka.

Ledwo przytomna przyłożyła aparat do ucha.

– Lynn? – usłyszała głos Jessy. Nie spodziewała się, że zatelefonuje, i w tym momencie zdała sobie sprawę, jak bardzo potrzebowała jej usłyszeć. Mimo że nigdy nie spotkały się na żywo, ufały sobie bez zastrzeżeń, dochodząc do takiej zażyłości, jaka istnieje w małżeństwie.

– Cześć, Jessy – odparła spokojnym tonem, choć zdradzającym jej wewnętrzne wzruszenie. – Przepraszam, że wcześniej zbyłam wszystkie twoje telefony. Nie miałam wtedy ani głowy, ani czasu na normalną rozmowę.

– W porządku, rozumiem. Nawet jeśli twoje zniknięcie zmartwiło nas nie na żarty, to jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak postąpiłaś.

– Dziękuję. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że to rozumiesz.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła na chwilę cisza.

– Lynn... naprawdę jesteś teraz w Duskwood?

– Tak, jestem. Zatrzymałam się w motelu. Poznałam panią Walter, której chyba nie przypadłam do gustu.

– Co zrobiłaś? – zapytała Jessy z lekkim rozbawieniem.

– Byłam zbyt zmęczona, żeby ją zabawiać rozmową.

– To bardzo skandaliczne zachowanie.

– Wiem. Nie mogę przez to zasnąć.

Roześmiała się. Jej śmiech był ostry jak szkło. Przesycony bezsilnością i frustracją.

– Czyli dobrze przypuszczałam... – szepnęła Jessy.

– Ty też nie możesz zasnąć. – To nie było pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Jessy nie musiała nic mówić, gdyż Adelynn doskonale wiedziała, że nie była jedyną osobą, którą gnębiły koszmary.

– Nie, nie mogę. Cały czas myślę o Richym. Wiem, że go znaleźli, ale...ale nie mogę uwierzyć, że to naprawdę on. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie wyobrażam sobie pójść do Rogers Garage i nie zastać go tam – zamilkła. Przez kilka chwil Adelynn słyszała tylko jej płytki oddech. – Byłam tam już dzisiaj, wiesz? Wiedziałam, że go nie zastanę i wiedziałam dlaczego, a mimo to pomyślałam sobie, że pewnie na chwilę gdzieś wyszedł. Że zaraz wróci, bo gdzie indziej mógłby być, jak nie w pracy?

– Jessy...

– Wiem, że przede wszystkim powinnam się cieszyć z odnalezienia Hannah. To było naszym celem przez cały ten czas. Ale przecież nie spodziewaliśmy się, że Richy mógłby zrobić coś takiego.

Usłyszała w głosie Jessy szczere niedowierzanie i ani trochę jej się nie dziwiła, gdyż czułaby się dokładnie tak samo, gdyby zeszłego wieczoru nie widziała ciała Richiego na własne oczy.

– Jak myślisz, dlaczego to zrobił? – dodała po chwili.

Adelynn najchętniej odpowiedziałaby, że porozmawiają o tym, gdy się spotkają, ale uzmysłowiła sobie, że nie pomoże w ten sposób Jessy. Wręcz przeciwnie, pogorszy tylko sytuację, wzmacniając w przyjaciółce poczucie osamotnienia. Nie mogła pozwolić, żeby dalej gnębiły ją mroczne myśli. Wszystko było lepsze, niż zostanie pożartym przez strach i poczucie winy.

– Nie wiem i wydaje mi się, że on sam również tego nie wiedział. Miał zamiar dokonać rzeczy a, ale stała się rzecz z, a potem wszystko się pogmatwało – westchnęła – zupełnie tak jak z nami teraz. Nie zamierzam go usprawiedliwiać, Jessy, chcę tylko powiedzieć, że sama w przeciągu ostatniej doby zrobiłam kilka nierozsądnych rzeczy i nie byłabym w stanie wytłumaczyć ci dlaczego. Bardzo łatwo jest powiedzieć, że zrobilibyśmy na czyimś miejscu coś inaczej, lepiej, ale to tylko gadanie. Nikt nie może zapewnić, że zachowałby się lepiej w sytuacji, w której nie uczestniczył. Możemy się nad tym zastanawiać, obmyślać alternatywne scenariusze, ale donikąd nas to nie doprowadzi. Szkoda na to czasu.

– A co jeśli czujemy, że tego potrzebujemy? Ja...ja czuję, że muszę dowiedzieć się, dlaczego to zrobił. Przecież mógł nam powiedzieć prawdę. Pomoglibyśmy mu. Znaleźli wspólne rozwiązanie!

– Powinien nam zaufać, ale pewnie chciał to załatwić sam. Czyż Hannah nie zrobiła podobnie? Nie powiedziała wam o tym, że była śledzona ani o wypadku Jennifer. Rozumiem, że chcesz uzyskać odpowiedź, która sprawiłaby, że poczułabyś się z tym wszystkim lepiej. Obawiam się jednak, że takowa nie istnieje. Musi nam wystarczyć, że Richy naprawdę żałował tego, co zrobił.

– Chyba masz rację...

– Czy rozmawiałaś już z policją?

– Tylko przez chwilę, gdy pojechałam z pozostałymi do szpitala. Kiedy Hannah została wypisana, wszyscy się rozeszliśmy. Alan powiedział, że wkrótce zostaniemy wezwani na przesłuchanie. Do tego czasu zabronił nam wyjeżdżać ponownie z Duskwood.

Adelynn pokiwała powoli głową. Nie dziwiła się poczynaniom Alana, to całunu przemilczenia wątku Jake'a przez Jessy ją martwił. Wątpiła, żeby o nim zapomniała, raczej unikała tego tematu z uwagi na jej stan emocjonalny.

– Masz ochotę się spotkać? – zapytała, siląc się na pogodny ton. – Będziesz pierwszą z naszej paczki, która dostąpi zaszczytu zobaczenia mnie na żywo.

Jessy zachichotała w odpowiedzi.

– Z przyjemnością.

– W takim razie, gdzie mam się stawić?

– Nigdzie. Zostań w motelu, przyjadę po ciebie.

Zawahała się. Wolałaby nie kłopotać Jessy, ale przypomniała sobie o pożyczonym aucie, a potem o swoim własnym, które po oględzinach Alan obiecał oddać do czyszczenia. Najwidoczniej miała w Duskwood jakiegoś antyfana, lepiej więc było, aby nie chodziła nigdzie sama. A przynajmniej dopóki nie uzyska lepszego rozeznania.

– Dobrze, będę na ciebie czekać.

– Nawet nie myśl o ruszeniu się gdziekolwiek beze mnie!

Z uśmiechem odłożyła telefon na szafkę przy łóżku. Przez moment rozważała, czy nie spróbować uciąć sobie małej drzemki, ale doszła do wniosku, że najpewniej będzie się tylko przewracać z boku na bok, zamiast odpoczywać. Zwlekła się więc z ciepłego posłania i zaczęła wyciągać z szafy pierwsze lepsze ubrania. Gdyby była w pełni wyspana, przygotowanie się do wyjścia zajęłoby jej nie więcej niż kwadrans; w obecnych okolicznościach cały proces kosztował ją pół godziny.

Niedługo później przyszła wiadomość od Jessy. Czekała na nią.

Przed wyjściem Adelynn poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Wyglądała bardzo źle. Miała duże cienie pod oczami i posępny wyraz twarzy, który zdradzał zachwianą pewność siebie. Nie mogę pozwolić, żeby mnie taką zobaczyła.

Odkręciła kurek, przemyła twarz lodowatą wodą, wytarła ją papierowym ręcznikiem, po czym wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Odrobinę lepiej, pomyślała, znowu patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Nie była wobec siebie szczera i wiedziała o tym doskonale, ale nie mogła inaczej postąpić, bo wtedy musiałaby przyznać przed samą sobą, jak bardzo ją to wszystko przerażało.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz