sobota, 5 listopada 2022

chapter four ''friends''

 



Czekająca na parkingu kobieta wyglądała na znacznie bardziej kruchą, niż Adelynn się spodziewała. Wyraźnie straciła na wadze, jej szczupła sylwetka powoli zaczynała osiągać stadium wyniszczenia. Twarz, jeszcze przed dwoma tygodniami pogodna i pełna, teraz była chuda i blada jak u zjawy, a osadzone w pogłębionych oczodołach oczy wydawały się większe i ciemniejsze. Nawet rozpuszczone włosy w kolorze rubinu utraciły dawny blask, jak gdyby ich właścicielka nie miała siły właściwie o nie zadbać.

Nie tylko Adelynn dostawała w kość, Jessy również przechodziła przez trudne chwile. Najpierw musiała uporać się z zaginięciem swojej przyjaciółki i znieść niemały strach, gdy niedługo później ogłoszono znalezienie w lesie ciała młodej kobiety. Potem zaczęły napływać groźby od porywacza, na drzwiach garażu Richiego pojawił się Znak Kruka, a Lilly na domiar złego opublikowała tamten absurdalny filmik, oskarżając Adelynn i Jake'a o uprowadzenie Hannah. W międzyczasie miał też miejsce wypadek Dana, o który się obwiniała, bo zamiast stawić się na umówione z nim spotkanie, wolała randkę online z Adelynn. Później została napadnięta, a Phil aresztowany. Dalej było tylko coraz gorzej i gorzej.

Jedynym pocieszeniem zarówno wtedy, jak i teraz było wsparcie, które całą grupą sobie nawzajem udzielali. To prawda, że przechodzili przez trudne chwile, ale przynajmniej nie zmagali się z nimi sami. W przeciwieństwie do...

Nie, Jake na pewno wie, że czekamy na niego – pomyślała Adelynn, kręcąc głową. Wzięła głęboki wdech i na wydechu wyszła z motelu.

– Hej! – zawołała na przywitanie i rozłożyła zapraszająco ramiona, idąc w stronę Jessy. Nie musiała długo czekać na reakcję przyjaciółki, ta podbiegła do niej, jak tylko ją spostrzegła i mocno objęła, jak gdyby robiły to dziesiątki razy.

Adelynn odwzajemniła gest, z każdą sekundą coraz bardziej się rozluźniając. Na moment wszystkie troski zniknęły. Nie było Mężczyzny bez twarzy. Nie było federalnych. Policji. Wścibskiej pani Walter. Świat ograniczył się do dwóch stęsknionych przyjaciółek, które po raz pierwszy spotkały się na żywo.

Nagle Jessy odchyliła się do tyłu, jej oczy wędrowały po twarzy Adelynn.

– Na żywo wyglądasz lepiej.

– Dziękuję. – Wargi Adelynn zadrgały w uśmiechu. – Ty na szczęście wyglądasz równie dobrze na żywo, jak i przez kamerkę.

– Przecież wiesz, o co mi chodziło.

– Oczywiście.

– A jednak mam wrażenie, że chcesz to jeszcze przedyskutować.

Adelynn odchrząknęła i na dobre wyswobodziła się z uścisku.

– Nie przejmuj się, to nieświadoma dywersja – powiedziała z lekkim zakłopotaniem. – Są ważniejsze rzeczy do przedyskutowania. Ale na początek, może wejdziemy do auta? Które cacuszko jest twoje? To granatowe?

Jessy zakryła dłonią usta, żeby stłumić śmiech. Z marnym skutkiem, ale Adelynn doceniła jej chęci.

– To volkswagen.

– Może być volkswagen. I tak nie znam się na markach aut.

– To dlatego, że wolisz biegać?

– W pewnym sensie. Nikt w mojej rodzinie nie ma na ich punkcie fioła, więc nie miałam od kogo się o nich czegoś dowiedzieć. Poza tym raczej dołączam się do motta mojego brata: Jestem eko, chodzę pieszo i spalam kalorie, zamiast paliwa.

– Musisz mieć ciekawą rodzinę – stwierdziła Jessy, wsiadając do samochodu.

– Z tego, co mi opowiadałaś, twoja wydaje się znacznie ciekawsza. W pozytywnym znaczeniu, rzecz jasna.

Co za głupoty wygadujesz? – podejrzewała, że dosyć często będzie zadawać sobie to pytanie. Oczywiście, że nie miała zamiaru urazić w żaden sposób Jessy, ale stwierdzenie, że widzi jej bliskich w pozytywnym świetle, było nieco nie na miejscu. Rodzina Jessy zaliczała się do tych, do których idealnie pasowało miano skomplikowanych, co wywoływało w Jessy konflikt wewnętrzny. Po jednej stronie barykady znajdowało się pragnienie pójścia w ślady starszej siostry, wyjechanie z Duskwood i rozpoczęcie innego, lepszego życia w mieście. Po drugiej, przywiązanie do rodzinnych stron i przyjaciele.

Jednak to, co wcześniej było dużym atutem, teraz mogło zachęcić Jessy do wyjazdu. A wszystko przez sprawę z Richym...

– Coś się stało, prawda? Dlatego nie chciałaś rozmawiać poza autem.

Westchnęła cicho, dziękując w duchu za wyrozumiałość i przenikliwość Jessy.

– Wydarzyło się tyle rzeczy, że nie wiem, od czego zacząć – wyznała szczerze, próbując wywalczyć kontrolę nad swoim ciałem. Tak bardzo chciało jej się spać, że dopiero po chwili zorientowała się, iż zawibrował jej telefon. – O, Alan odpisał.

– Alan? Czemu wciąż z nim piszesz?

– Długa historia.

– Chce czegoś od ciebie?

Tym razem to Adelynn parsknęła, słysząc w głosie Jessy ofensywną nutę.

– Nie, wręcz przeciwnie. Właśnie mi napisał, że organy, które ktoś podrzucił do mojego auta, należały do świni.

– Co?! Ktoś ci, co podrzucił...?!

Samochodem gwałtownie szarpnęło, gdy Jessy nie ominęła jednej z kilku dziur na drodze. Adelynn uderzyła ramieniem o drzwi, ale nawet nie jęknęła. Prawdę powiedziawszy, pojawienie się nagłego i pulsującego bólu rozbudziło ją lepiej niż kawa z automatu, którą sobie zaserwowała przed wyjściem z motelu.

– Mówiłam, że to długa historia.

– Ale, Lynn, to naprawdę niedobrze. Dopiero przyjechałaś do Duskwood. Kiedy ten incydent miał miejsce? Kto wtedy wiedział, że tutaj jesteś?

– Właśnie to mnie najbardziej zastanawia. Nikt poza osobami, które spotkałam w Grimrock i na posterunku, nie mógł wiedzieć, że przyjechałam. Nawet wam wtedy jeszcze o niczym nie powiedziałam.

– Kto w ogóle mógłby chcieć coś takiego zrobić? – Jessy spojrzała na nią, gdy mimo dłuższej chwili nie doczekała się żadnej odpowiedzi. – Masz jakieś podejrzenia?

– Cóż... W pierwszym momencie pomyślałam, że to może sprawka federalnych. Ucięłam sobie z jednym z nich krótką rozmowę w Grimrock. Niestety, nie była to jedna z tych przyjemnych pogawędek. Można nawet powiedzieć, że zagroziłam mu... W każdym razie mieliby niejeden powód, żeby mnie nastraszyć. Tyle że taki ruch nie pasuje do FBI. To rozsądni i opanowani ludzie, przygotowani do radzenia sobie ze znacznie gorszymi sytuacjami niż nadęta, bogata kobieta. Jestem pewna, że to nie byli oni.

– W takim razie kto?

– Nie wiem. Może antyfan? – zasugerowała ironicznie, by rozluźnić ciężką atmosferę, która zapanowała w samochodzie po opowiedzeniu o jej niedawnych przygodach i modliła się, żeby Jessy pochwyciła wątek.

– Trudno mi uwierzyć, żebyś miała jakiś antyfanów. Za cudowna jesteś na to.

Zrobiło jej się cieplej na sercu, gdy zobaczyła, że Jessy uśmiecha się tak, jakby to była niezaprzeczalna prawda.

Gdybyś tylko wiedziała, ile osób mną gardzi...

– Dzięki. Roztapiasz moje serce i w ogóle jest mi z tobą bardzo przyjemnie, ale muszę zapytać o jedną rzecz. Dokąd tak właściwie jedziemy?

Jessy roześmiała się cicho, niemalże nieśmiało.

– A dokąd chciałabyś pojechać? Powiedz tylko słowo, a zabiorę cię tam. – Mrugnęła do Adelynn porozumiewawczo. Zaraz jednak spoważniała, gdy coś sobie uzmysłowiła. – Chwila, skoro twój samochód ma Alan, to do kogo należało to bmw na parkingu?

– Do kolegi Alana, Erika. Zaoferował, że pożyczy mi go na cały dzień, ale podziękowałam. Zostawiłam kluczyk u pani Walter, więc pewnie później po niego wstąpi.

– W oczach pani Walter będzie to wyglądało tak, jakby policja zgarniała twój samochód.

– A niech sobie myśli, co chce. – Adelynn wzruszyła ramionami. – W każdym razie niezłym pomysłem byłoby odwiedzenie Hannah. Co o tym sądzisz? – zapytała. Zaraz jednak domyśliła się odpowiedzi, widząc nagłą zmianę w nastroju Jessy. Chociaż na żywo spotkały się po raz pierwszy, potrafiła dziwnie dobrze odczytywać jej emocje – wiedziała, kiedy potrzebowała rozweselenia, a kiedy należało dać jej odrobinę przestrzeni.

Teraz z pewnością wiedziała, że Jessy wolałaby znaleźć się wszędzie byle nie tam, gdzie zostało zapoczątkowane cierpienie ich wszystkich.

– Sama nie wiem... Może lepiej byłoby dać jej czas na oswojenie się z sytuacją.

– I dlatego potrzebuje nas wszystkich. – Spojrzała kątem oka na Jessy. Krążyły wokół tego tematu jak wokół ognia, który w każdej chwili mógł zacząć się rozprzestrzeniać i je pochłonąć. – Podejrzewam, że obwinia się o wszystko. O wypadek Jennifer, samobójstwo Amy i... śmierć Richiego.

– Wiem. Nie chcę, żeby tak się czuła, ale boję się z nią zobaczyć. Pozostali od razu poszli z nią porozmawiać, tylko ja jak zwykle zachowuję się dziwnie.

– Nie ma w tym nic dziwnego. Ja też się boję, wiesz?

– Wcale na taką nie wyglądasz.

– Uśmiecham się dlatego, że jesteś tutaj ze mną. Gdybym była sama, miałabym minę wisielca. – Szturchnęła Jessy lekko w ramię. – Zobaczysz, będzie dobrze.

W milczeniu Jessy dało się słyszeć polemikę. Mimo to temat został uznany za zakończony. Adelynn napisała więc na czacie grupowym, że jadą z Jessy do szpitala, co spowodowało szczególne ożywienie u pozostałych. Odpowiedziała pobieżnie na pytania Cleo, po czym pospiesznie się pożegnała. Nie chciała ślęczeć przy telefonie, gdy obok miała Jessy. Włożyła urządzenie z powrotem do torebki, czując kolejną falę znużenia.

Powoli przekonywała się do zakupu energetyków – największej zmory dla sportowców. Ale ona przecież nie była już dłużej sportsmenką, czyż nie? Mogła bez obaw władowywać w siebie wszystko, co niezdrowe.

A jednak nie poprosiła Jessy, żeby wstąpiły do jakiegoś sklepu.

Na szczęście rozmowa z Jessy była na tyle emocjonująca, że zdołała pozostać przytomną. Prowadzenie konwersacji na żywo dostarczało większych wrażeń niż wiadomości tekstowe; mogły zarażać siebie nawzajem śmiechem, nadawać słowom większą ilość znaczeń, dostrzegać subtelne zmiany na twarzy, takie jak delikatne zmarszczenie nosa czy uniesienie brwi w reakcji na coś dezorientującego lub zaskakującego.

Niemal zapomniała o wszystkim, co do tej pory się wydarzyło. Niemal.

Budynek szpitala wyłonił się nagle zza drzew, jak gdyby próbował udawać, że również był częścią lasu. Adelynn przebywała w Duskwood niecałą dobę, ale mogłaby przysiąc, że w tym mieście wszystko należało poniekąd do lasu. Jakby jego obecność w każdej części tego regionu sprawiała, że stał się jej panem.

Bardzo jej się to podobało, ta tajemnicza i niebezpieczna aura unosząca się wśród drzew. W lepszych okolicznościach z pewnością chciałaby wybrać się na niejedną wędrówkę po lasach Duskwood. Może kiedyś się na takową wybierze, gdy już wszystko będzie w porządku.

– Reszta też już jest w szpitalu. – Kiedy Jessy skończyła parkować, od razu sięgnęła po telefon, żeby sprawdzić czat.

– To dobrze. Wyjaśnimy sobie wszystko za jednym zamachem.

– Chyba na więcej podejść nie miałabym siły.

– Nie doceniasz siebie, Jessy.

Wymieniły się pokrzepiającymi uśmiechami i wreszcie zdecydowały się wyjść z samochodu. Mimo stosunkowo wczesnej pory, parking był w większej połowie zajęty. Nikt jednak nie przechadzał się w pobliżu, jakby wszyscy ludzie zniknęli i tylko rzeczy po nich się ostały.

Adelynn pokręciła głową, aby odegnać to mroczne wrażenie i odwróciła się, żeby wejść do środka, ale od szyi do kręgosłupa przebiegły ją dreszcze. Rozejrzała się dookoła. Na parkingu nie było ani żywej duszy. Przez szpitalne okna również nikt nie wyglądał. Skąd więc się wzięło to poczucie bycia obserwowaną?

Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki wdech oraz wydech. Ostatnią rzeczą, której potrzebowała, była paranoja.

Weź się w garść.

Przeszła razem z Jessy przez obrotowe drzwi, wchodząc do przestronnej recepcji. Pomieszczenie świeciło pustkami, główne windy z jakiegoś powodu były wyłączone. Skierowały się do białej lady z odciśniętymi okrągłymi plamami po kawie, żeby zapytać o pokój Hannah. Recepcjonistka bez zadawania zbędnych pytań podała im numer sali oraz piętro, na które miały się udać. Czekała je niemała wspinaczka po schodach, gdyż musiały udać się na samą górę. Jednak przez całą drogę nie wymieniły ze sobą ani słowa. Nie chodziło o zachowanie stosownej ciszy, po prostu obie miały głowy zajęte innymi myślami.

Gdy dotarły przed właściwe drzwi, nie weszły od razu do środka. Zatrzymały się przed nimi i niejako przysłuchiwały się głosom po drugiej stronie.

Adelynn nie miała wielu okazji, żeby usłyszeć głosy swych przyjaciół, mimo to z łatwością je dopasowała; Lily mówiła spokojnym, nieco monotonnym głosem; Cleo o kilka oktaw niższym, lecz równie opanowanym, który kojarzył się Adelynn z głosem idealnym dla nauczycielki; Thomas brzmiał niepewnie, wyraźnie przygniatany przez nadmiar odczuwanych emocji; Dan nie odzywał się za często, gdy jednak już coś wtrącał, Adelynn słyszała głos jednego z aktorów z filmu Ojciec chrzestny. Za nic jednak nie mogła sobie przypomnieć, jak ten się nazywał i ta niemożność nieco ją irytowała.

Jedyny głos, który brzmiał dla niej obco, należał do Hannah. A przecież również miała okazję już ją usłyszeć. Raz odsłuchali z Jake'em jej nagraną rozmowę z psychiatrą, doktorem Barretem, i wtedy odniosła wrażenie, jak gdyby słyszała kogoś innego. Kogoś bardzo młodego, niewinnego i bezbronnego. Za nic w świecie nie połączyłaby głosu z nagrania z Hannah, z dorosłą i silną kobietą.

Teraz, kiedy stała przed drzwiami pokoju dwieście dwadzieścia jeden, znowu słyszała głos, który nie odpowiadał jej wyobrażeniom. Jednak tym razem potrafiła zaakceptować ten fakt, gdyż wszystko się zgadzało. To drżenie strun głosowych przed wypowiedzeniem pierwszego słowa, cicha intonacja, błagająca o ciszę i spokój.

Adelynn zerknęła przelotnie na Jessy. Może się pomyliła. Może Hannah rzeczywiście potrzebowała nieco czasu w samotności.

Było jednak za późno, żeby się wycofać.

Zrobiło jej się sucho w ustach, gdy zapukała. Nie wiedziała, czy pozwolono im wejść – i tak nie uważała tego za zbyt ważne – złapała po prostu za klamkę i pchnęła drzwi do środka.

Wewnątrz znajdowały się niemal wszystkie ważne dla niej osoby. Znowu niemal.

Hannah leżała w szpitalnym łóżku, białka oczu miała przekrwione, a pod nimi odciskały się ślady czarnych smug, które całej jej twarzy nadawały mizernego wyglądu. Thomas siedział obok i gładził jej dłoń, jakby w ten sposób mógł się z nią połączyć jakimś nierozerwalnym węzłem. Jego uczucia były jawne i czytelne, nie sposób jednak było stwierdzić, co czuła Hannah.

Po drugiej stronie łóżka na przyniesionych z korytarza krzesłach siedziały Lilly i Cleo. Tak różne od siebie pod każdym względem, a umiejące się dogadać mimo odmiennych poglądów. Związane przez relację z tą samą osobą; Lily jako młodsza siostra Hannah; Cleo jako jej najlepsza przyjaciółka.

W końcu wzrok Adelynn padł na Dana. Był odsunięty od reszty przez wózek inwalidzki. Gdyby w pokoju stało drugie łóżko szpitalne, nie pomieściliby się wszyscy.

– Cześć – powiedziała, czując na sobie obowiązek odezwania się, wyjaśnienia, czemu ktoś taki jak ona wmieszał się do ich spraw. – To ja Adelynn, jak gdybyście mnie nie rozpoznali. Jessy chyba nie trzeba przedstawiać. Ale na wszelki wypadek możesz im pomachać Jessy.

Jessy z uśmiechem pomachała ręką.

– No hej, mała – odpowiedział Dan.

Adelynn nie zdziwiło, że jako pierwszy otrząsnął się z szoku. Do większości sytuacji podchodził z godnym pozazdroszczenia dystansem oraz luzem. Czasami bywało to irytujące, mimo to w jej oczach jego sposób bycia wciąż uchodził za pozytywny.

– Do której z nas to było? – spytała.

– No właśnie, do wszystkich mówisz mała – poparła ją Jessy.

– Do wszystkich? Nie przypominam sobie, żebym mówił tak do Thomasa. Co nie, Tommyboy?

Thomas przybrał skwaszoną minę, jednak nikt nie wierzył, by czuł się naprawdę urażony. Zdradził go błysk w oczach i lekkie drżenie kącików ust.

Atmosfera nieco się rozluźniła.

– Wchodźcie – odezwała się nagle Hannah. Choć delikatnie się uśmiechnęła, nadal sprawiała wrażenie nieosiągalnej. Jak gdyby tylko momentami była z nimi obecna duchem.

Adelynn skinęła głową, przybliżając się, ale zdecydowała się postać. Nie miała zamiaru siadać na skraju łóżka Hannah, zostawiła to miejsce dla Jessy.

Przez chwilę nic nie mówiła, spokojnie patrząc na ludzi tak dla niej bliskich, a zarazem nieznanych. Wiedziała, co będzie tematem ich rozmów. Przyszła na to spotkanie, postanawiając panować nad swoimi reakcjami, że nie zdradzi nawet cienia znaku, iż znajdowała się na krawędzi wytrzymałości. Lada moment miało się okazać, czy rzeczywiście uda jej się zrealizować ten zamiar.

Oczekiwali, że będzie wszystko obszernie omawiała, ale ona mówiła tylko to, co niezbędne. Razem powinni uzupełniać tę historię, by Hannah zobaczyła, że każdy próbował jej pomóc. Adelynn kompletnie nie rozumiała, dlaczego Hannah nikomu nie powiedziała o swojej depresji ani o potrąceniu Jennifer. Znała ich krócej niż ona, a nie miała żadnych wątpliwości co do ich wsparcia, lojalności ani intencji.

Nie zasługiwali na cały ten koszmar. Nikt nie zasługiwał.

Jednak Adelynn nie do końca potrafiła współczuć Hannah. Może była na to za mało wrażliwa. Może zbyt praktyczna i konkretna. A może wynikało to z braku zrozumienia jej działań.

Niemniej czuła ogromne wyrzuty sumienia przez to, że nie umiała w pełni skupić się na Hannah. Gdyby tylko Hannah wiedziała, ile o niej myślała przez ostatnie dwa tygodnie...

Trudno pozbyć się z głowy myśli o zaginionej osobie, gdyż ta jest po prostu wszędzie i nic nie można na to poradzić. Czyjaś nagła nieobecność uświadamia zbyt wiele rzeczy. Naraz pojawia się świadomość, iż los każdego człowieka jest kruchy i ulotny, że jego życie może się drastycznie zmienić z minuty na minutę, że może to życie stracić. Irracjonalny strach, że następne zniknięcie będzie dotyczyć samego siebie, że pod nagłówkiem ZAGINIONA znajdzie się własną twarz.

Dlatego Adelynn tyle myślała o Hannah. Dlatego tyle czasu i energii poświęciła na jej odnalezienie. Bo nic tak nie fascynowało i przerażało jak tajemnica.

Ale teraz Hannah się odnalazła. Cała i zdrowa. Co prawda konieczna będzie niejedna sesja z psychiatrą, ale przy wsparciu tylu kochających ją ludzi z czasem na pewno pokona traumę. W każdym razie jej znaczenie dla Adelynn się zmniejszyło i bardziej niż o Hannah, martwiła się o inną zaginioną osobę – Jake'a.

– Czy ktokolwiek z was słyszał coś o Jake'u? – Chociaż wiedziała, co odpowiedzą, musiała zadać to pytanie. Musiała im wszystkim przypomnieć, że poza Hannah i Richym mieli na pokładzie jeszcze jedną osobę. Bardzo ważną osobę.

– Mieliśmy nadzieję, że ty coś wiesz – odparła Lilly. Choć miała zaledwie dwadzieścia parę lat, była bardzo opanowana, trzymała większość swoich emocji na wodzy.

Adelynn jednak wiedziała, że Lilly martwiła się o Jake'a nie mniej niż ona sama. Po prostu starała się zachować dystans od własnych uczuć, aby nie przysłoniły jej obiektywnego punktu widzenia. Kiedy zaginęła Hannah, pozwoliła, żeby strach ją zdominował, przysłonił główny i najważniejszy cel. Lecz najwidoczniej naprawdę zrozumiała swój błąd, skoro teraz z całych sił próbowała go nie powtórzyć.

– Niestety, ja też nic nie wiem – wyznała wreszcie Adelynn i spuściła oczy. Chociaż milczała przez zaledwie kilka sekund, wystarczyło to, żeby uwaga wszystkich skupiła się na niej.

– Nie ma się, czym przejmować. Pan Haker na pewno użył jednej z tych swoich magicznych sztuczek, żeby wyjść z kopalni. Nie zdziwiłbym się, gdyby celowo trzymał was w niepewności, żebyście rzuciły mu się w ramiona, kiedy już się pojawi – powiedział Dan.

Adelynn zdobyła się na lekki uśmiech. Musiała brzmieć na naprawdę przybitą, skoro Dan zdobył się na dodanie jej otuchy. Nie chciała niczego dać po sobie poznać, ale jak inaczej miała brzmieć kobieta, która zakochała się w nieosiągalnym facecie? Facecie, który być może nie żył...

– Odezwie się, kiedy będzie mógł – wtrąciła Hannah.

Adelynn przestała się uśmiechać. Usłyszała w głowie tętno, które obijało jej się o czaszkę.

Tylko ktoś przy zdrowych zmysłach potrafi sobie uzmysłowić, że stoi nad przepaścią. W odróżnieniu od Hannah, która przez dłuższy czas nie miała kontaktu z nikim poza Richym, nie była świadoma, jak dużo musieli poświęcić, żeby dociec prawdy. Jak wiele Jake ryzykował, idąc do kopalni. Jak wszyscy otarli się o przepaść z powodu jej zaginięcia.

Adelynn wiedziała. Wiedziała, jak blisko byli tej krawędzi. A skoro wiedziała, nie powinna się zamartwiać. Wystarczyło przestrzegać zasad bezpieczeństwa, żeby nie zacząć spadać. Jednak to nie sprawiłoby, że ta przepaść przestałaby istnieć.

Gdzieś tam wciąż był Jake.

Gdzieś... nie tutaj, pomyślała i powiodła wzrokiem po twarzach przyjaciół. Poznanie ich było jedną z najwspanialszych rzeczy w jej życiu. Marzyła o tym, żeby spędzić z nimi więcej czasu, poznać lepiej ich samych oraz miejsce, w którym żyli i dorastali. Niestety, nie potrafiła się na nich skupić ani uznać za priorytet.

Dlatego po kilku minutach ich przeprosiła i wyszła z sali.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz