sobota, 5 listopada 2022

chapter five ''you are the key''

 



– Ej, zaczekaj!

Jedynie na ułamek dwóch sekund Adelynn się zawahała, nim usłuchała prośby Jessy. Stanęła, a następnie odwróciła się, widząc półotwarte usta przyjaciółki i blask zaniepokojenia w piwnych oczach. Uszczypnęło ją poczucie winy.

Przyjechała do Duskwood dla... dla kogo tak naprawdę? Co chciała zrobić? Jaki miała plan?

Prawda była taka, że nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań. Zadziałała impulsywnie, kiedy postanowiła się spakować. Kiedy wsiadła do auta, ledwo pamiętając o wpisaniu do GPS-u  lokalizacji Grimrock. Kiedy rozmawiała z Alanem, Alexandrem, a nawet z Jessy.

Wiedziała tylko, że c o ś musiała zrobić.

– Dokąd idziesz? – zapytała Jessy.

Odchrząknęła, poruszając się niespokojnie.

– Na zewnątrz. Muszę się przewietrzyć. Chcesz się przyłączyć?

– Ta, przyda mi się odrobina świeżego powietrza.

Wyszły na parking i skierowały się ku chodnikowi, który ciągnął się przy skraju lasu. Uspokajające cykanie świerszczy dobiegał z krzaków, zagłuszając nieśmiały śpiew ptaków. Lekki wietrzyk przecinał jedwabną wilgoć powietrza, jak gdyby był to ostatni oddech lata.

– Też masz wrażenie, jakby ktoś nas obserwował? – spytała Jessy, obejmując się ramionami. – Z drugiej strony, od czasu ataku ciągle mam takie odczucie, więc może to już po prostu paranoja.

– Myślę, że to przez las. – Adelynn poklepała ją po ramieniu i z uśmiechem kiwnęła na rząd brzóz, które rosły najbliżej szpitala. – Możemy się rozejrzeć, jeśli chcesz.

– Nie, nie. To nie jest konieczne. Po prostu wyobrażam sobie za dużo.

– Wyobraźnia to dobra rzecz. Możesz ją wykorzystać do kolejnego opowiadania. Albo dokończ Odbicie*. Umieram z ciekawości, kto nagle zapukał do drzwi!

– Mogę ci to zdradzić już teraz – zaśmiała się Jessy.

– Nie ma mowy! Nie chcę się tego dowiedzieć w taki sposób, więc lepiej zabierz się do pisania, kiedy wrócisz do domu – odparła.

Zmieniła temat i skupiła uwagę Jessy na opowiadaniach, które pisała i udostępniała na swoich mediach społecznościowych. Jednak w istocie była to tylko zasłona dymna, gdyż w rzeczywistości również miała takie odczucia. Czuła na sobie czyjeś oczy – wyzierające z lasu, zza ciemnych okien, zza rogów. Po prostu zewsząd.



~♥~



Spędzili w szpitalu dwie godziny, balansując na linię najrozmaitszych tematów, jak gdyby dali niemy zakaz na dogłębniejsze omawianie tego, co działo się na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. 

Grupa uczyniła z Adelynn gwiazdę spotkania. Na czacie rozmawiali głównie o śledztwie i tym, co porabiali w Duskwood. Nikt poza Jessy raczej nie wypytywał o jej zajęcia ani upodobania, toteż teraz, gdy mieli ją przed sobą jako realną osobę, którą mogli widzieć i słyszeć, skorzystali z tej okazji, żeby dowiedzieć się więcej o jej sportowej karierze. Poznanie przebiegu zawodów od wewnętrznej strony, strony czołowego zawodnika, wzbudziło spore zainteresowanie. Zainteresowanie, którego Adelynn się nie spodziewała i którego wolałaby uniknąć.

– Nasz tata co wieczór zasypia przy powtórkach różnych zawodów i mistrzostw. Nigdy nie udaje mu się obejrzeć ich na żywo. Do dziś głosy komentatorów usypiają mnie do snu – wyznała Lilly i uśmiechnęła się porozumiewawczo do Hannah.

Hannah pokiwała w zgodzie głową.

– Myślałam, że po przeprowadzce będę miała ciche noce, ale tak bardzo brakowało mi tych hałasów, że w końcu też zaczęłam oglądać przed snem powtórki.

– Pamiętam. Strasznie się zdziwiłem, gdy poprosiłaś o obejrzenie powtórki meczu, kiedy u mnie nocowałaś. Nawet nie wiedziałem, że był tego dnia nadawany jakiś mecz! – napomknął Thomas, gładząc dłoń Hannah.

– Nigdy bym nie pomyślała, że jestem dla kogoś dobranocką.

Mimo prześmiewczego tonu, Adelynn czuła w swoim gardle posmak goryczy. Im dłużej rozmawiali o sporcie, tym mocniejsze ogarniało ją uczucie, jakby było warto się czegoś trzymać, ale ona ciągle to traci. Ciągle. I ciągle.

– Fajnie jest sobie od czasu do czasu poćwiczyć. Dyscyplina też jest ważna i w ogóle, ale bez urazy, mała, nie pojmuję, jak można żyć w taki sposób. Odmawiać sobie tylu przyjemności, by przez kilka minut biec na stadionie ku uciesze ludzi, którym ciężko się z kanapy ruszyć – powiedział Dan.

Był jednym z tych facetów, co lubią czasem wpaść na siłownie i trochę powyciskać. Adelynn pamiętała, jak widząc filmiki, na których podnosi ciężary, pomyślała, że powinni znaleźć wspólny język. Może nawet razem kiedyś poćwiczyć.

Ta wizja była teraz tak samo nierealna, jak wcześniej. Wszystko przez wypadek, który Dan spowodował, wsiadając za kółko pod wpływem alkoholu.

Nigdy nie wierzyła, żeby Richy spowodował ten wypadek. Mógł udawać Mężczyznę bez twarzy, mógł ich szantażować, straszyć, ale nie posunąłby się do skrzywdzenia kogokolwiek. Poza tym rozmawiała wtedy z Danem, gdy się upijał w Black Swan. Nie miała więc najmniejszych wątpliwości co do winy Dana.

– Mówi się, że trzeba mieć do tego odpowiedni charakter – odpowiedziała, popijając z plastikowego kubeczka wodę. – Z testów przeprowadzonych przez moją byłą psycholog wynikało, że główną cechą mojego charakteru jest właśnie dyscyplina. Że chcę, aby mój świat był przewidywalny. Że potrzebuję stałej rutyny, żeby czuć się bezpiecznie i tak dalej.

– Nie powiedziałbym, że to do ciebie pasuje.

– To dlatego, że te testy były przeprowadzone parę lat temu. Przypuszczam, że trochę się zmieniłam od tamtego czasu.

– Tęsknisz za tym?

Spojrzała na Jessy, uśmiechając się szeroko.

– Absolutnie nie. Biegać dalej biegam, więc nie mam za czym tęsknić. – Wzruszyła ramionami i wzięła kolejny łyk wody. – Od zawsze nieszczególnie przepadałam za zawodami. Te całe wywiady i kamery najmniej mi się podobały.

– A co z innymi zawodniczkami? – dopytywał Thomas.

Adelynn mocniej ścisnęła kubeczek, mocząc sobie palce. Kilka kropel wody poleciało też na jej spodnie. Zaśmiała się i czym prędzej wypiła resztkę płynu, po czym zgniotła plastikową szklankę i wyrzuciła do śmietnika. Wiedziała, że zachowała się absurdalnie i że jej reakcja była odruchem bezwarunkowym, niemniej żałowała, że nie mogła cofnąć czasu i jakoś lepiej nad sobą zapanować.

Kiedy stała koło drzwi, próbując się zmusić do odwrócenia się i spojrzenia na przyjaciół, rozległo się pukanie. Do środka wszedł mężczyzna grubo po czterdziestce z krótko przystrzyżonymi kruczoczarnymi włosami i lekko opaloną skórą.

– Tata? – sapnęła Lilly. Podniosła się z krzesła i spojrzała gdzieś ponad jego ramieniem. – Nareszcie jesteś! A gdzie mama?

Jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się jeszcze jedna osoba – kobieta z niedbale upiętymi blond włosami i delikatnymi rysami twarzy, identycznymi jak u Hannah. Otaksowała zebrane w pokoju osoby jasnymi, szmaragdowymi oczami, zatrzymując się dłużej na Thomasie, który wciąż trzymał Hannah za rękę.

– Rany, ile was się tu zebrało... – oznajmił pan Donfort ze zdziwieniem, ale zaraz skinął głową i uśmiechnął się do wszystkich. – Nasza córka jest naprawdę popularna.

Adelynn odsunęła się na bok, ustępując miejsca rodzicom Hannah i Lilly. Nie mogła się powstrzymać przed uważniejszym przyjrzeniem się panu Donfortowi. Życzeniem Jake'a było utrzymanie jego pokrewieństwa z tym człowiekiem przed panią Donfort, aby nie wystawiać tej rodziny na jeszcze większe cierpienie.

Ale czy to na pewno było w porządku? Utrzymywać tę kobietę w niewiedzy? Udawać, że jej mąż wcale jej nie zdradził kilkanaście lat temu z inną. Że miał z nią dziecko...

Nie podobał jej się pomysł ukrywania istnienia Jake przed państwem Donfort, lecz zachowałaby się bardzo nie fair w stosunku do Jake'a, gdyby cokolwiek im powiedziała. Powierzył jej tę tajemnicę w zaufaniu, że nikomu o tym nie powie, a w szczególności im. Mogła jedynie wierzyć, że Hannah lub Lilly postanowią coś w tej sprawie zdziałać, skoro również znały prawdę.

– Przepraszam, ale będę się zbierać – powiedziała i dyskretnie zasłoniła sobie część twarzy włosami. Nie chciała, żeby pan Donfort rozpoznał w niej zawodniczkę ostatnich Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce. Byłoby to niekomfortowe i niepotrzebnie odwróciło uwagę od Hannah.

– Oj tak, ja też będę już szła. – Jessy od razu podniosła się z krzesła.

I nie tylko ona, gdyż zaraz powstała również Cleo, a Dan – choć nie mógł wstać z wózka – też zadeklarował chęć powrotu do domu. Ostatecznie w pokoju Hannah została tylko Lilly i Thomas.

– Przyjechałaś samochodem, Jessy? – zapytała Cleo, kiedy wyszli już na korytarz.

– Tak, inaczej nie dojechałabym do szpitala ani nie zabrała Lynn z motelu.

– Szkoda, moglibyśmy wtedy wrócić razem.

– Następnym razem tak zrobimy – zapewniła Adelynn.

Więcej obiecywać nie mogła. Właściwie to niczego nie powinna obiecywać.

– W sumie to, jakie macie teraz plany? – Dan obrzucił ją i Jessy uważnym spojrzeniem, jak gdyby wiedział, że coś ukrywały.

– Myślę o zajrzeniu na komisariat – wyznała szczerze Adelynn. – Alan mi powiedział, że wypuszczą dzisiaj Phila, więc możemy pójść to sprawdzić. Poza tym mają mój samochód, bo ktoś podrzucił do niego wnętrzności świni. Ale bez obaw, to nic wielkiego. Nie ma potrzeby wszczynać prywatnego dochodzenia. Choć raz zostawmy sprawę policji.

– Luzik, zgadzam się z tobą. – Dan uniósł ręce w obronnym geście. – Tylko może wcześniej powiedzcie nam o takich rzeczach.

– Pewnie. Następnym razem zrobię zdjęcia i wrzucę od razu na czat, prosząc o identyfikacje zwłok lub narządów wewnętrznych.

– Tak będzie najlepiej.

Przewróciła oczami, kolejne komentarze zachowując dla siebie. Na szczęście Cleo przybyła na ratunek i poczęła opowiadać o swoim powrocie do domu i spotkaniem z mamą, która popłakała się ze wzruszenia, kiedy znów ją zobaczyła, a należało pamiętać, że Miranda Baumgartner była silną kobietą.

Musieli przerwać rozmowę, gdy dotarli na parking i rozeszli się do dwóch, stojących po przeciwległych stronach parkingu pojazdów. Jednak Jessy odpaliła silnik, dopiero gdy Dan rozsiadł się na siedzeniu pasażera w aucie Cleo. Nie pozwoliłby, żeby ktokolwiek mu pomógł i doskonale o tym wiedziały. Czasem Dan stawiał męską dumę ponad zdrowy rozsądek i nic nie można było z tym zrobić.

– Naprawdę myślisz, że zwolnią dzisiaj Phila? – zapytała Jessy z nieco nieobecnym wyrazem twarzy.

Było to zadziwiające, że choć Phil traktował Jessy bardzo surowo i ozięble, obwiniając o wiele rzeczy – często nawet bezpodstawnie – ta nigdy się tym nie zrażała. Ranił ją szorstkimi słowami. Dystansem. Oczekiwaniami, których nie mogła spełnić, a mimo to nikt tak nie wierzył w jego niewinność jak ona.

– Nie mają podstaw, żeby go dłużej przetrzymywać – odparła Adelynn. – Głównym zarzutem było porwanie Hannah, a Hannah się odnalazła. Muszą więc go wypuścić. Chyba że Phil ma za uszami coś, o czym nie wiemy...

– Jak co na przykład?

– Nie wiem. Może oszustwa podatkowe? W Dawn City głównie takich przestępców się łapie.

– Phil nie jest idiotą. Nie poszedłby za kratki za coś tak głupiego.

– W takim razie dzisiaj na pewno wróci na wolność.

Jessy pokiwała głową, lecz jej spojrzenie znowu zrobiło się mętne. Znak odgrodzenia się od świata. Działania na autopilocie.

Może nie było to groźne, ale Adelynn nie potrafiła się temu przyglądać w ciszy. Poklepała Jessy w udo i zaproponowała wesoło:

– Zagrajmy w zgadnij, co widzę.

Jessy chyłkiem na nią spojrzała, a potem wróciła do obserwowania drogi.

– W co widzę? Dobra. Pozwolisz, że zacznę.

Gra, która miała tylko odwrócić ich uwagę, przybrała bardzo interesujący obrót. Miały ograniczoną ilość czasu na odgadnięcie wybranej rzeczy, zanim ta zniknie z pola widzenia, co było niemałym utrudnieniem. Do tego dochodziła kwestia słabej znajomości miasta, w rezultacie czego Adelynn nadawała zauważonym przedmiotom kuriozalne nazwy, przez które Jessy nie mogła przestać się śmiać, szczególnie że sama znała ich prawidłowe nazewnictwo.

W ten sposób droga na posterunek minęła im szybko. Za szybko. Za wolno. Wszystko jednocześnie. Jakby był wskazany pośpiech, któremu nie chciano się podporządkować – tak to odczuwała Adelynn.

Idąc ramię w ramię, weszły na korytarz komisariatu, który w świetle dnia przypominał zupełnie inne miejsce od tego, które Adelynn zapamiętała. Nie było za jasno ani za głośno (w końcu wyłączyli te przeklęte jarzeniówki). Gdyby nie kraty w oknach, Adelynn pokusiłaby się o nazwanie posterunku całkiem przyjemnym miejscem. Prawie we wszystkich rogach stały kwiaty doniczkowe, na ścianach wisiały plakaty podkreślające ciężką pracę policji, radio było nastawione na jakąś popularną stację i właśnie czytano serwis informacyjny nadawany o piętnastej. Zbliżał się koniec sierpnia, kilkanaście milionów uczniów szykowało się do powrotu do szkoły, Hans Schutt gratulował sobie wzrostu gospodarczego, rząd ogłaszał nowe refundacje...

– Idziemy do recepcji czy czekamy na Alana? – szepnęła jej do ucha Jessy.

– Do recepcji. Alan nas znajdzie, jak będzie chciał.

Adelynn była dwa kroki za Jessy, kiedy ta ruszyła w stronę kontuaru z jasnego drewna i zwróciła się do policjantki w rozpuszczonych włosach okalających jej ptasią twarz. Kobieta ze sztucznym uśmiechem odpowiedziała na pytania Jessy, starając się ją zbyć, by móc zająć się plikiem leżących przed nią dokumentów.

– W porządku, Jessy, same sobie poradzimy. – Adelynn delikatnie odciągnęła ją od kontuaru, czując, że za moment puszczą jej nerwy.

Była zmęczona i przytłoczona tempem, w jakim zmieniała się jej rzeczywistość. W głowie bez przerwy huczało od ostatnich słów Richiego, które uruchamiały lawinę wspomnień z wczorajszego dnia. Dostawała od tych obrazów gęsiej skórki.

Na szczęście wizja spotkania Phila dodała Jessy sił; uniosła dumnie głowę, a jej delikatne rysy twarzy się wyostrzyły.

Adelynn na ten widok odetchnęła z ulgą. Kiedy się złościła, naprawdę złościła, nie umiała powstrzymywać łez, tak jakby gniew i kanaliki łzowe były ze sobą nierozerwalnie splecione. A to jeszcze bardziej zwiększało jej irytację, ponieważ okazywała słabość w sytuacjach, kiedy powinna wyglądać na stanowczą i pewną siebie. Dlatego chętnie ustąpiła i podążyła za Jessy w głąb korytarza, zwracając przelotną uwagę na gwar rozmów dobiegający z co poniektórych z mijanych przez nie pomieszczeń.

Zakładała, że będzie towarzyszyć Jessy przez cały czas, że nie zostawi jej na pastwę Phila, który mógł zarówno niezmiernie ucieszyć się jej widokiem, jak i przywitać ją szorstko. Plan ten jednak przekreśliło pojawienie się Alana.

– Cześć – odezwał się trochę zdystansowanym tonem, po czym jego spojrzenie skupiło się na Jessy. – Dzień dobry, panno Hawkins. Właśnie miałem do pani dzwonić. Skończyliśmy wszystkie procedury, pani brat jest wolny.

– Dziękuję. Nie śpieszyło wam się, ale dziękuję.

– Proszę się kierować dalej korytarzem, a spotka go pani. A ciebie – zwrócił się do Adelynn – zapraszam do biura.

Adelynn pokiwała szybko głową i powiedziała Jessy, że dołączy do niej za chwilę. Ekscytacja nowymi wieściami mieszała się z poczuciem winy, gdy zostawiła Jessy i poszła za Alanem do jego gabinetu, który dziwnym zrządzeniem losu stał się najlepiej jej znanym miejscem w Duskwood.

– Eryk odebrał swój samochód? – zapytała, gdy tylko znaleźli się w środku, poza zasięgiem niepożądanych słuchaczy.

– Bez najmniejszych przeszkód.

– A co z moim autem?

– Nie odnaleźliśmy żadnych nowych śladów. Sprawdzałem kamery, ale twój samochód stał poza ich zasięgiem. Jeśli nadal nikogo nie podejrzewasz, to nic więcej nie możemy w tej sprawie zrobić – odparł.

Adelynn cicho westchnęła. Wiedziała, że nie znajdą świńskiego włamywacza, więc ta informacja niczym jej nie zaskoczyła. Liczyła na zgoła inne wieści.

Nagle Alan przycisnął dłonie do biurka, taksując je wzrokiem, a potem sięgnął po białą karteczkę, na której szybko coś zagryzmolił, jak gdyby miał się zaraz rozmyślić.

– To lokalizacja budki, z której zadzwoniono dzisiaj na komisariat.

Adelynn wzięła od Alana kartkę, tylko przelotnie na nią zerkając. Serce podeszło jej do gardła.

– Kto z niej dzwonił?

– Nie wiadomo. Nie przyjęliśmy zgłoszenia, bo gość próbował zamówić u nas pizzę. Normalnie nie mówiłbym ci o tym, ale na samym końcu powiedział coś jeszcze dziwniejszego i kompletnie niezwiązanego z pizzą.

– Co takiego?

– Klucz. Powiedział klucz, a potem się rozłączył.

Serce na moment jej stanęło. Spojrzała na karteczkę, na adres, na szansę, która powstała z materii nadziei.

Klucz. Tak na samym początku Jake przedstawił ją reszcie grupy. Że była kluczem do odnalezienia Hannah. Kluczem, dzięki któremu ją znajdą.

To nie mógł być przypadek.

– Gdzie jest mój samochód? – zapytała, nie odrywając wzroku od kartki.

– Za komisariatem na prywatnym parkingu.

Gdy upewniła się, że zapamiętała adres, zgniotła kartkę i wrzuciła do torebki.

– Daj mi do niego klucze.

– Są u techników – odparł, marszcząc czoło. – Wyjęliśmy wszystkie narządy, ale w środku nadal jest pełno zaschniętej krwi.

Adelynn zbyła jego obawy machnięciem ręki.

– To nic. Wezmę go.


__________________


*Odbicie

Zakryła je. Była pewna. Zanim opuściła rolety na pierwszym piętrze, poszła na górę i powiesiła ciężkie prześcieradło bezpośrednio na lustrze. Zastanawiała się przez chwilę, jak mogło spaść, ale odgoniła tę myśl, a potem ostrożnie powiesiła je ponownie. Myśl wróciła... Odsłonięte lustro, prześcieradło niedbale rzucone na podłogę, widok wydał jej się dziwny. Niemal surrealistyczne było zobaczyć swoje przerażone odbicie, wahające się w drzwiach sypialni. Powoli przeszła przez pokój i zatrzymała się na chwilę. Po czym schyliła się, zawieszając na chwilę rękę, prawie tak, jakby spodziewała się pod prześcieradłem czegoś, co czeka, by wyskoczyć, gdy tylko je podniesie.

Co za nonsens. Uśmiechnęła się, ale jednak zawahała. Nagle przypomniała sobie dziwny uśmiech handlarza antykami. Jego wygląd sprawił, że poczuła się nieswojo, wyglądał nie na miejscu. To wspomnienie sprawiło, że zadrżała. Czy nie wymówił jej imienia, kiedy zaproponował pomoc przy załadunku? Wyprostowała się i spojrzała w lustro. Gdyby Lars to usłyszał...

"Kupujesz drogie, a także niesamowicie brzydkie, lustro, tylko po to, by pięć minut później ukryć je pod pożółkłym prześcieradłem?! To niezwykłe nawet jak na Ciebie, Laro".

Uśmiechnęła się, kiedy usłyszała słowa męża, których tak naprawdę nigdy nie wypowiedział. Lars nie żył i to od sześciu lat.

Stała tam teraz, ściskając stare prześcieradło, zła na siebie. O co chodzi z tym nonsensem? Sprzedawca nie wspomniał jej imienia. Lustro nie powodowało u niej dziwnego dyskomfortu. Prześcieradło spadło na podłogę z naturalnych powodów. W końcu pójdzie spać, a jutro po prostu znajdzie inne miejsce w domu na to (rzeczywiście dość brzydkie) lustro. Po prostu.

Zarzuciła prześcieradło na lustro i odetchnęła głęboko.

I wtedy ktoś nagle zapukał do drzwi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz