poniedziałek, 29 czerwca 2020

S Z E S N A Ś C I E / じゅうろく







Po korytarzu rozległo się plaśnięcie. Jej wzrok padł na upuszczone karki z nutami. Widok rozdeptywanych marzeń był bardziej bolesny niż piekący policzek, nie śmiała się jednak ruszyć.

— Jak bardzo bezużyteczna możesz być? Brzdąkaniem mogą zajmować się dzieci nieudaczników, a nie ty — odparła surowo Yukino. Oczy miała niebieskie i zimne, włosy złociste i jedwabiste, a skórę nieskazitelną jak gwiazda filmowa. Nawet bez drogich ubrań wyglądałaby jak miliard jenów. — Jeśli jeszcze raz usłyszę o tym żenującym kaprysie, o wszystkim dowie się ojciec.

Nanami starała się nie dygotać, kiedy uniosła głowę, żeby odwzajemnić spojrzenie matki.

— Zrozumiałam. To się więcej nie powtórzy.

— Oczywiście, że nie. — Yukino poprawiła torebkę i odwróciła się w stronę klatki schodowej. — Jak wrócisz do domu, chcę usłyszeć, jakie dodatkowe aktywności wybrałaś. Jeśli nie będzie to nic ambitnego, przeniesiemy cię do prywatnego gimnazjum.

Z policzków Nanami odpłynęła krew. Skrzywiła się na wyobrażenie szkolnej dżungli pełnej zarozumiałych i bogatych dzieciaków, ale nie mogła nic powiedzieć. Dyskutowały o tym wiele, wiele razy. Yukino wolała, żeby Nanami chodziła do prywatnego gimnazjum w Tokio. Ale Nanami chciała... nie, musiała zostać w Akito.

Musiała zostać w Akito i uczęszczać do tej samej szkoły, co Shin. W przeciwnym razie rozleciałaby się na kawałki, a jej trud poszedłby na marne.

Minęły tygodnie pełne zaciętych kłótni, zanim Yukino wreszcie pozwoliła Nanami chodzić do zwykłego gimnazjum. Wszystko to pod warunkiem, że będzie spełniać jej oczekiwania i się słuchać. Natomiast Amiemu nie przeszkadzał brak wpływu na decyzję żony. Tak funkcjonowała ich rodzina. Yukino wydawała rozkazy; on tylko je wykonywał, a Nanami musiała się im obojgu podporządkowywać.

— Dobrze — odezwała się, wiedząc, że brak odpowiedzi tylko rozsierdzi znowu Yukino.

Kobieta prychnęła jak rozsierdzony kot, po czym ruszyła bez słowa ku wyjściu ze szkoły. Nanami odprowadziła ją pustym spojrzeniem, nie ruszając się z miejsca. Dopiero zarejestrowany kątem oka ruch sprowadził ją na ziemię.

Odwróciła głowę tuż przed tym, jak Shin złapał ją za rękę.

— Przejdziemy się?

— Tak.

Po spojrzeniu na Shina jej oczy, jeszcze chwilę temu tak samo zimne jak matki, nabrały rozpaczliwego wyrazu. Zwróciła twarz w stronę okien, by niczego nie dać po sobie poznać, i pozwoliła się poprowadzić na dziedziniec.

Jak tylko znaleźli się poza czyimkolwiek zasięgiem słuchu, zajmując ławkę tuż obok szkolnego ogródka, Nanami zmarkotniała jeszcze bardziej. Przez chwilę chciała poprosić Shina, żeby nie puszczał jej dłoni, lecz nie mogła tego zrobić. Nie tak wyglądały sprawy pomiędzy nimi. Byli przyjaciółmi. Przyjaciółmi z dzieciństwa. Niczym więcej.

— Wiesz, że nie musisz przy mnie udawać. Możesz mi wszystko powiedzieć, Nanami.

— Nana — szepnęła. — Wolę, gdy mówisz do mnie Nana.

— To pasowało do ciebie, gdy byłaś dzieckiem.

— No i co z tego? Dalej mi się podoba.

— Dobrze, zapamiętam to — zapewnił z uspokajającym uśmiechem.

Kąciki ust Nanami również powędrowały ku górze. Nie potrafiła się na niego złościć. Jej serce zdawało się odczuwać tylko przyjemne emocje w jego towarzystwie. Bez niego by się rozpadła i wstydziła się do tego przyznać. A musiałaby to zrobić, gdyby zamierzała wyznać mu swoje uczucia.

— Widziałem, jak rozmawiasz z mamą. Nic się nie zmieniła przez te lata...

— I nigdy się nie zmieni. Babcia była taka sama jak nie gorsza. Potrafiła manipulować wszystkimi. Nie darowała żadnych błędów. To ona spoliczkowała mnie pierwsza — odparła Nanami. Po chwili westchnęła i zwróciła głowę niżej ku ziemi. — Nienawidziłam jej, tak samo jak nienawidzę teraz mamy. Nienawidzę ich wszystkich. Byłoby lepiej, gdyby po prostu umarli.

Shin uśmiechnął się krzywo i położył rękę na ramieniu Nanami.

— Nie mów tak. Życzenie komuś źle sprawia, że to zło przyjdzie do ciebie.

— Nie obchodzi mnie to. Zakazała mi grać na gitarze. — Zacisnęła dłonie w pięści. Jej serce łomotało gwałtownie z żalu i gniewu, lecz oczy pozostały suche. Od dawna nie potrafiła zdobyć się na płacz. — Początek czegoś nowego... To właśnie uczucie, które towarzyszy tworzeniu. Tak powiedziałeś, kiedy zachęcałeś mnie do spróbowania. Uwierzyłam w te słowa. Uwierzyłam w marzenia. A teraz nie mam już w co wierzyć...

— Ale to jeszcze nie koniec. — Shin obdarzył ją spojrzeniem pełnym zrozumienia, odrobinę mocniej ściskając jej ramię. — Sięgamy po marzenia, żeby czuć się szczęśliwymi. A szczęście... zawsze jest skomplikowane. Tak jak życie. Ale jeśli na czymś nam zależy, to nie możemy się poddawać.

Zaskoczona czułością w głosie Shina, poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Podniosła głowę i wreszcie odważyła się na niego spojrzeć.

Od zawsze uważała go za najprzystojniejszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego delikatne, acz wyraziste rysy twarzy, wysoki wzrost i białe jak świeżo opadnięty śnieg włosy — wszystko jej się podobało. Przypominał księcia z bajki. Musiał tylko jeszcze trochę podrosnąć, lecz to Nanami nie przeszkadzało. Gotowa była na niego czekać.

— Przepraszam — odezwała się, kiedy całkowicie się opanowała. — Temat mojej rodziny wytrąca mnie z równowagi.

— Nie musisz przepraszać.

W jego przenikliwych zielonych oczach nie kryła się ani pogarda, ani obrzydzenie, którymi często raczyła ją matka. Nanami widziała tylko szczerą troskę i cień życzliwego uśmiechu na ustach.

Zanim zdążyła się zorientować, położyła głowę na jego szczupłym ramieniu, przez co kilka złocistych kosmyków opadło na jej twarz.

— Shin... Możesz obiecać, że już zawsze będziemy się przyjaźnić?

— Tak długo, jak będę mieć na to wpływ... Tak, mogę to obiecać.

— A więc obiecaj — poprosiła.

Wiedziała, że postępuje samolubnie, ale nie miała innego wyboru. Wyznanie mu uczuć nie przeszłoby jej przez gardło, a musiała się upewnić, że nigdy go nie straci. Tylko w taki sposób zdołałaby przetrwać kolejny dzień i wszystkie pozostałe, które nadeszłyby potem.

— Obiecuję.

Takiej odpowiedzi potrzebowała.

— Jak myślisz, czy sensei nam wybaczy wagary?

Shin zaśmiał się pod nosem.

— Jeśli w to uwierzymy, może tak się stanie.



❦ ❦ ❦



Włosy Nanami błyszczały w porannym słońcu, przez co wyglądały jak roztopione złoto. W trakcie wakacji zdążyły jeszcze bardziej urosnąć; koleżanki dotychczas zachwalały ich zdrowy wygląd i kolor, ale teraz również mogły rozpływać się nad tym aspektem. Nanami jednak czerpała satysfakcję tylko z faktu, że coraz mniej przypominała matkę.

— Uwielbiam okres początku roku. Wszystko wtedy ma nowy początek. Możemy pogłębiać relacje z kimś innym, przeżyć nowe historie, zmierzyć się z dotychczas nieznanymi wyzwaniami. Żadnego cofania się, tylko brnięcie do przodu! — W głosie Hitomi rozbrzmiewały radość i podekscytowanie. — Nawet kotkom w wiosnę żyje się lepiej. Nie mogę się doczekać, aż znowu je odwiedzimy.

Nanami ukryła uśmiech za trzymanym plikiem kartek.

— Nana ci już nie wystarcza?

— Oi, nawet takich rzeczy nie sugeruj! Kocham Nanę najbardziej na świecie, ale w moim sercu znajduje się wystarczająco dużo miejsca, by zmieścić w nim też inne kotki. — Różowe usta Hitomi ułożyły się w uśmiech. Wcześniej nie nakładała makijażu do szkoły, nawet kredki do powiek czy błyszczyka. Miała wyraziste rysy i bez takich upiększeń, ale Nanami była pewna, że wyglądałaby dzięki nim jeszcze lepiej, dlatego zmieniła swoje podejście. Gdyby ktoś inny tak twierdził, miałaby wątpliwości, czy to prawda, lecz Nanami ufała bezgranicznie. — Jak z dzisiejszymi obowiązkami ci idzie? Będziemy mogły wrócić razem?

— Jeszcze nie wiem. — Nanami uśmiechnęła się przepraszająco. Później zamierzała Hitomi powiedzieć, że wróci z Shinem.

— Hm, nie kojarzę tej dziewczyny — Hitomi nagle zmieniła temat, patrząc gdzieś przed siebie.

Nanami podążyła za jej wzrokiem i niespodziewanie skrzyżowała spojrzenia z nieznaną uczennicą. Kiedy zobaczyła jak oczy głębokie jak otchłań morska, zaczęły tonąć w czerwieni, znieruchomiała, czując przenikającą przez ciało falę ciepła.

Dziwna, nieokreślona płomienna moc wlewała się do jej żył. W głowie zapulsował ból, gdy pod czaszką rozwinął się sznur ledwie zrozumiałych szeptów. Szarpnęła głową, próbując wyrzucić je z umysłu, ale zlały się ze sobą, obce i niepojęte, coraz głośniejsze, coraz bardziej przenikliwe.

Krew w niej kipiała, pulsując w piersi, palcach, ramionach, aż wypełniła ją płomienna żądza, nie do wytrzymania.

— Dobrze się czujesz, Nanami?

Głos Hitomi przywrócił ją do rzeczywistości, jednak nic już nie było takie samo. Czuła to nadal. Czuła jak jedna jej część się wycofuje, by ustąpić miejsca drugiej.

Zbyła machnięciem ręki pytanie Hitomi.

— Muszę iść. Mam coś do zrobienia.

Odwróciła się i zostawiła bez jakikolwiek wyjaśnień skonfundowaną przyjaciółkę, z trudem powstrzymując się przed biegiem. Chciała go jak najszybciej zobaczyć.

Potrafiła żyć jedynie obok niego. Gdy znikał z pola widzenia, jej gardło boleśnie się ściskało, jakby nie mogła złapać oddechu. Dłonie drżały, nie mogła nad nimi zapanować. W głowie huczało, aż po chwili zostawała tam całkowita pustka i przerażająca cisza. Nie potrafiła się na niczym skupić, dopóki nie usłyszała jego spokojnego głosu.

Przystanęła przy wejściu do sali, widząc Shina rozmawiającego z Hino. Jeśli w taki sposób spędza czas, to nic dziwnego, że jej obowiązki spadają na mnie, pomyślała i mimo odczuwanej złości i frustracji, nie podeszła bliżej.

Wreszcie zrozumiała, co było dla niej najważniejsze i co powinna zrobić, by tego nie stracić.

Jej wargi utworzyły różowy półksiężyc, kiedy poprzypominała sobie wszystko. Nienawiść do matki, która zrodziła późniejszą nienawiść do każdej napotkanej kobiety. Co najdziwniejsze, dopiero po rozpoczęciu ostatniej klasy zdołała to przed sobą przyznać. Jakby los dał jej jedyną i niepowtarzalną szansę, aby coś zmienić.

Gdy wcześniej o tym rozmyślała, widziała tylko czerwone jak krew oczy. Później w ich miejsce pojawiły się znacznie piękniejsze i doskonale jej znane szmaragdowe, dla których była w stanie zrobić wszystko.


「痘痕も靨」

「Miłość jest ślepa」

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz