poniedziałek, 29 czerwca 2020

PI Ę T N A Ś C I E /じゅうご







— Nie martw się, Riida-san, twoi rodzice czekają razem z policjantami w gabinecie dyrektora. Zobaczysz, zadadzą ci tylko parę pytań i wszystko będzie w porządku — zapewnił Kaoru-sensei. Jego ciepły uśmiech i iskierki w oczach niemal przekonały Saki, że mówił prawdę. Niemal.

Nie wyobrażała sobie, jak cokolwiek mogłoby być w porządku. Kolejna uczennica nie żyła. Wspomnienie jej pustych oczu, opuchniętego języka i liny oplatającej szyję nie znikało na dłużej niż trzy sekundy. Wręcz czuła ból i agonię, jaką musiała odczuwać dziewczyna przed śmiercią i żadne słowa pociechy nie zmieniłyby tego.

— Sensei... nie powinno mnie tutaj być — wyszeptała, ściskając dłońmi materiał spódniczki.

— Dlaczego tak twierdzisz?

— Źle się czułam rano i mama kazała mi zostać w domu, ale jej nie posłuchałam...

Mikage odwrócił się do Saki i ścisnął pokrzepiająco jej ramię, znowu obdarzając miłym uśmiechem.

— Jestem przekonany, że twoja mama teraz o tym nie myśli, tylko cieszy się, że nic ci nie jest.

Saki przytaknęła słabo. Znowu jej rozmyślania zabłądziły w nieprzyjemne rejony.

Nie potrafiła przestać się zastanawiać, co doprowadziło do tak makabrycznego aktu. Czy dziewczyna powiesiła się przez problemy rodzinne, społeczne, a może każdy w jakiś sposób popchnął ją ku takiemu działaniu? Czy cierpiała cicho przez dłuższy czas? Czy niedawno coś popsuło się w jej życiu? Czy też wyobrażała sobie świat, w którym nie istnieje, próbując się przekonać, że będzie lepszym miejscem bez niej? Kiedyś tak głosili koledzy i koleżanki z gimnazjum Saki i wtedy również rozmyślała nad popełnieniem samobójstwa. Wiedziała więc, jak mogła się czuć uczennica w łazience. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek, jak destrukcyjne i rozpaczliwe mogło być pragnienie zniknięcia. Tym szczególniej czuła się dotknięta, nie wierząc, że zdoła spojrzeć rodzicom w oczy, którzy na pewno mieli takie same skojarzenia po telefonie dyrektora.

— Riida-san, proszę. — Kaoru-sensei otworzył przed Saki drzwi, wskazując ręką, by weszła do środka.

Saki wzięła płytki wdech i lekko drżąc przekroczyła próg gabinetu dyrektora. Wszyscy zgromadzeni zajmowali skórzane sofy, stojące naprzeciwko siebie niczym nieoddzielone, a niedawne rozmowy — słyszane zza drzwi — ustąpiły miejsca ciszy. Zwróceni do niej bokiem rodzice uśmiechnęli się, czekając, aż przy nich usiądzie. Pod naporem ich spojrzenia nieśmiało przywitała się z dyrektorem Azumane oraz z kobietą i mężczyzną po jego lewicy.

Gdy Saki zajęła wskazane miejsce, Kaoru-sensei postawił krzesło obok niej i usiadł, wyraźnie sygnalizując, dla kogo został w pomieszczeniu. Do tej pory Saki nie czuła się zżyta ze swoim wychowawcą, lecz ten jeden gest sprawił, że drastycznie zmieniła nastawienie do nauczyciela.

Z wysiłkiem odwzajemniła jego uśmiech, mając nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.

— Z pewnością wiesz, dlaczego poprosiliśmy cię o przyjście tutaj, Saki-san. — Jedwabisty głos kobiety miał uspokajający charakter, co rekompensowało stalowe spojrzenie szarych oczu, przewiercających Saki na wylot. Mimo makijażu pod powiekami było widać zarys ciemnych worów, skutecznie odwracających uwagę od pojedynczych zmarszczek na twarzy. — Proszę, opowiedz nam o tym, jak razem z trójką innych uczennic znalazłaś ciało Onami Miu.

— Po prostu... poszłam do łazienki — zaczęła, cała się napinając. Jej serce waliło niczym młot. — Wszystkie kabiny były zajęte. Jedna z dziewczyn powiedziała, że dwie zajmują jej koleżanki, ale nie widziała, żeby ktoś wchodził do trzeciej. Wtedy kucnęłam i zajrzałam pod... — Po kilku sekundach ciszy poczuła, jak rodzice ściskają ją za ręce. Odwzajemniła ich uścisk i kontynuowała, drżącym od powstrzymywania płaczu głosem: — Nie widziałam pod spodem niczyich nóg, więc pociągnęłam za klamkę. Wyglądało, jakby...jakby drzwi się po prostu zacięły. Pociągnęłam mocniej i...

Nie była w stanie dokończyć. Starała się zachować spokój, ale z marnym skutkiem. Ciało reagowało wbrew jej woli i mogła przysiąc, że za chwilę zwymiotuje.

— W porządku, Saki-san. — Kobieta dała jej czas na unormowanie oddechu. — Powiedz, czy widziałaś, jak ktoś wychodzi z łazienki?

— Nie.

— A kogoś, kto był w pobliżu?

— N-nie.

— Jesteś pewna?

Twarz Saki przybrała chorobliwego wyrazu. Nie mogła ukryć nuty poirytowania w swoim głosie, kiedy odpowiedziała:

— Tak. To była krótka przerwa. Nikt nie spacerował w pobliżu. Wszyscy chodzili blisko swoich klas.

— Dobrze — rzekła kobieta. — A co możesz nam powiedzieć o Amuce Azami?

— Nie rozumiem... — Saki bardzo ostrożnie dobrała kolejne słowa. — Czemu pyta pani o Amuke-san?

— Ponieważ mamy świadka, który twierdzi, że widział ją w pobliżu łazienki.

Oczy Saki rozwarły się szeroko.

— Ale Amuki-san nie było w szkole — wyjąkała.

— Nauczyciele powiedzieli nam to samo, lecz kamery świadczą o czymś innym.

Saki była jedyną osobą w gabinecie wstrząśniętą słowami kobiety.

Co robiła w szkole Azami, jeśli nie przyszła na żadne zajęcia? Czemu miałaby się kręcić w pobliżu łazienki, w której powiesiła się Onami? Czy była zamieszana w tę sprawę? Jeśli tak, to wpakowała się w sporę kłopoty. Co więcej, poza Aiem nikt nie mógłby jej wesprzeć ani pomóc. Ich rodzice wciąż przebywali za granicą.

— Dobrze znasz Azami-san? — Kobieta przez cały czas przyglądała się Saki nieprzeniknionym wzrokiem, jak gdyby próbowała wedrzeć się do jej głowy i odczytać wszystkie kłębiące się w niej myśli.

— Nie — wykrztusiła. — Wiem o Amuce-san tyle samo, co każdy w klasie.

— Co na przykład?

— Przepraszam, ale co na celu mają te pytania? — zapytała Natsume. Zdawała się gotowa w każdej chwili wyjść z pomieszczenia, siłą ciągnąc męża i córkę za sobą. — Czy nie lepiej byłoby bezpośrednio porozmawiać z Amuką-san?

— Póki co nie mamy takiej możliwości. Jesteśmy w trakcie poszukiwań Amuki Azami. Jeśli Saki-san ma jakieś informacje o tym, gdzie moglibyśmy ją znaleźć...

Saki wzięła długi, głęboki oddech.

— Przepraszam, ale nie jestem w stanie pomóc. Nigdy nie spotkałam się z Amuką-san poza szkołą. Nie wiem, gdzie może przebywać.

Mimo otrzymania stanowczego zaprzeczenia kobieta nie wyglądała, jakby zamierzała odpuścić. Wręcz przeciwnie, chciała dziewczynę jeszcze bardziej przycisnąć. Mowa ciała zdradzała jej podenerwowanie, uciekające co jakiś czas oczy i pot na czole były wymowniejsze niż słowa. Uczennica coś ukrywała.

Nie zdążyła jednak zadać kolejnego pytania — Mitoshi szturchnął ją niezauważalnie w bok, znacząco spoglądając na telefon. Od razu domyśliła się, co jej zasygnalizował.

— Dziękujemy za państwa współpracę i proszę się odezwać, gdy dowiedzą się państwo czegoś nowego. — Wstała z sofy i pokłoniła się starannie, czym prędzej się żegnając. Kompletnie straciła zainteresowanie ludźmi przebywającymi w gabinecie, jednak nie dała tego po sobie poznać, dopóki razem z Mitoshim nie znaleźli się poza murami szkoły.

— Gdzie ją znaleźli?

Mitoshi wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Gdy wreszcie zapalił, odpowiedział:

— Nie znaleźli — mocno się zaciągnął — sama przyszła na komisariat.



❦ ❦ ❦



Były niczym dwa drapieżniki zamknięte w jednej klatce, uważnie obserwujące swojego przeciwnika przed wyprowadzeniem ataku. Zachwyt Chisome z możliwości porozmawiania z główną podejrzaną zniknął bez śladu. Przez bezczelny uśmiech dziewczyny przypomniała sobie, dlaczego nie znosiła nastolatków. Ledwie wychodzili z poziomu smarkacza, a już stawali się aroganccy i zapatrzeni całkowicie w siebie, jakby świat kręcił się wokół nich. Zachowywali się jak bogowie, choć ich młodość i wkład w społeczeństwo nic nie znaczyły. Ulotni jak pył — to ich charakteryzowało. Podobnie jak wszystkich innych ludzi.

— Zgaduję, że wiesz, jak zareagowała opinia publiczna na kolejny wypadek.

— Nieszczególnie.

— Część tonie w smutku, że umarła tak młoda osoba. Druga część wylewa z siebie gniew w życiu i w internecie, sfrustrowana, że nikt temu nie zaradził.

— To jeszcze się do tego nie przyzwyczaili? — zakpiła Azami. — Codziennie ktoś na świecie umiera.

— Mówisz, jakby to nie była twoja sprawa. — Chisome, usadowiona po drugiej stronie stołu, pochyliła się lekko do przodu i spojrzała prosto w oczy podejrzanej. — Coraz częściej w wiadomościach, gazetach i internecie mówi się o wypadkach, które miały miejsce w Kurohacie.

Chisome odczekała chwilę, ale odpowiedź od Azami nie nadeszła.

— Twój pierwszy dzień w szkole — odparła, przyglądając się dziewczynie; niezbyt przypadła jej do gustu. W zachowaniu uczennicy wyczuwała bezczelność i ironię. Wydawała się rozumieć powagę sytuacji, a mimo to nie robiła niczego, by odsunąć od siebie podejrzenia. — Tamtego dnia był ten okropny wypadek. Do tamtego dnia byłaś jeszcze normalną uczennicą, czyż nie?

— Co masz na myśli?

— Pozwól, że zmienię pytanie. Przeniosłaś się do liceum Kurohata w dniu pierwszego wypadku. Do normalnego liceum, które można znaleźć w każdym mieście. A przynajmniej tak powinno być. Co się wtedy stało? Powiedz mi wszystko.

Gdy Azami ponownie się odezwała, nie starała się nawet ukryć uśmieszku.

— Przykro mi to mówić, ale nie poradziłabyś sobie z prawdą.

— Czy do wszystkich zwracasz się w tak niegrzeczny sposób?

— Niegrzeczny? To starszym od siebie należy okazywać szacunek. — Azami przybrała maskę fałszywego zatroskania. — Wiem, że cała ta sprawa dała ci mocno w kość. Przełożeni potrafią być nieprzyjemni. Ale bez obaw, zaraz wszyscy o tym zapomną.

Chisome poczuła nagłą potrzebę starcia bezczelnego uśmiechu z ust Azami. Albo użycia czegoś ostrego, by trochę ten uśmiech poszerzyć.

Potrząsnęła gwałtownie głową, aż jej przygładzone i związane w kitkę włosy stały się mniej eleganckie. Co się z nią działo? Skąd brały się te niewyraźne szepty? Czy w pomieszczenie zaczął zbierać się dym? Coraz mniej z tego rozumiała. Czuła, jak powieki zaczęły się zamykać. Próbowała stawiać opór, ale była to jak walka z żywiołem. Istny tajfun zalał jej umysł, siejąc początkowo spustoszenie, by ostatecznie się wycofać, obmywając z wybranych wspomnień.

Gdy wzrok Chisome przestała zakrywać mgła, była sama w pokoju przesłuchań.



❦ ❦ ❦



Przez kilka dni Saki nie pojawiła się w szkole. Czuła się chora ze stresu; budziła się z bólem w skroniach, który powoli narastał, obejmując całą głowę. Odnosiła wrażenie, jakby nosiła zaciskającą się obręcz na szyi, usztywniającą kark i sprawiającą przeogromny dyskomfort, gdy poruszyła nią zbyt gwałtownie. Rolet w pokoju nie podnosiła z uwagi na wstręt do światła. Okien nie otwierała, żeby nie słyszeć zgiełku miasta, a słuchawki schowała na dno szuflady biurka, nie wyobrażając sobie korzystania z nich w najbliższym czasie. Jedzenie wmuszała w nią Natsume, inaczej głodowałaby. Było jej ciągle niedobrze. Leki w pewien sposób łagodziły te objawy, ale tylko na chwilę.

Obawy Shimury i Natsume przełożyły się na rzeczywistość. Wieczorami zaczęli rozmawiać o przeprowadzce, przeniesieniu Saki do innej szkoły oraz zapisaniu do terapeuty. Nie mogli dłużej patrzeć, jak cierpiała. Obiecali poczekać do zakończenia sprawy samobójstwa Onami Miu, ale któregoś dnia zupełnie o tym zapomnieli. Jak gdyby nigdy nie rozmawiali z funkcjonariuszką w gabinecie dyrektora, a Saki nie znalazła żadnych zwłok. Widzieli tylko niepokojące zachowanie swojej córki, które tłumaczyła drobnostkami, aż wreszcie nadszedł czas, gdy wróciła do szkoły.

Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak jak zawsze: wszechobecny był zgiełk, rozmowy, nawet po dziedzińcu spacerowało kilka osób. Jednak każdy, w mniejszym bądź większym stopniu, wyczuwał panującą w budynku mroczną atmosferę, rozrastającą się jak grzyb w wilgotnej łazience. Mimo ciepłych promieni słońca, Saki czuła delikatny dotyk chłodu na skórze, jakby poznawał jej smak tuż przed całkowitą konsumpcją. Nie potrzebowała żadnych nadnaturalnych zmysłów, żeby zauważyć, że coś wisiało w powietrzu.

Próbowała uspokoić zamęt, jaki panował w jej głowie i skupić się na przyziemnych rzeczach, by zająć czymś bezpiecznym myśli. Przebrała buty, po czym wyciągnęła z torby telefon i zaczęła przeglądać media społecznościowe w drodze do klasy. Bała się natknięcia na artykuły o niedawnym samobójstwie w Kurohacie, lecz niczego takiego nie zobaczyła. Jak jej rodzice zapomnieli o całym zajściu, była bardziej zadowolona niż zaniepokojona. Wreszcie przestali ciągle nawiązywać do depresji i prześladowań z gimnazjum i prawie wszystko wróciło do normy. To sprawiło, że stanęła ponownie na nogi i wzięła się w garść. Gdyby dalej się nad nią użalali, czułaby się jeszcze gorzej. Jak jednak Internet mógł milczeć? Czy policja nie udzielała żadnych informacji dziennikarzom? Czemu nawet rodzina i znajomi Onami Miu nic nie pisali? Usunęli jej profil, żeby inni się w to nie angażowali? Dlaczego? Nie takiej reakcji się spodziewała.

— Dzień dobry, Riida-san. Cieszę się, że wróciłaś do szkoły, ale chodzenie z nosem w telefonie nie jest zbyt bezpieczne.

Saki podniosła wzrok na stojącą przed nią Nanami. Prędko strząsnęła ból z twarzy i uśmiechnęła się miło do przewodniczącej.

— Racja. Dziękuję za twoją czujność.

— Nie ma za co. Musimy sobie pomagać i nawzajem na siebie uważać. Szczególnie teraz, gdy tyle cierpienia wypełnia naszą szkołę.

— Zgadzam się. Jeszcze raz dziękuję. — Saki wykonała krok w bok, chcąc ruszyć dalej, lecz Nanami wyciągnęła otwarte dłonie przed siebie, pokazując, żeby zaczekała.

— Przepraszam, że cię zatrzymuję, ale jest coś, o co muszę cię poprosić.

— O co chodzi, kaichō?

— Czy mogłabyś po lekcjach przyjść na dach szkoły? Muszę o czymś z tobą porozmawiać. Na osobności — podkreśliła.

— Chodzi o Takai-senpaia? Coś mu się stało?

— Nie, wszystko z nim w porządku. Ale jest coś innego, co musisz wiedzieć. Przyjdziesz więc?

Saki powtórzyła w głowie słowa Konohy jeszcze raz. Próbowała domyślić się powodu kryjącego się za spotkaniem, lecz nic nie przychodziło jej na myśl. Musiało jednak chodzić o coś ważnego, skoro Nanami chciała się spotkać na osobności. Nie widziała powodu, dla którego miałaby odmówić.



「知らぬが仏」

「Nieświadomość jest błogosławieństwem」

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz