poniedziałek, 29 czerwca 2020

C Z T E R N A Ś C I E / じゅうよん







Zrobiła to. Zrobiła to znowu i wcale nie czuła się z tym źle. Jakie to ironiczne, że wzbraniała się przed tym tak długo w imię wartości, których nawet nie wyznawała. Łamanie wyznaczonych przez społeczeństwo granic było niewyobrażalnie satysfakcjonujące. Szczególnie gdy miało się wyższy cel.

— P-po...mocy...

Dziewczyna przekrzywiła głowę, patrząc, jak jej ofiara próbuje się podnieść. Desperacko starała się uciec, ochronić swoje życie i uznać to wszystko za koszmar. Głupie nadzieje głupiego człowieka, jak uznała po chwili obserwacji.

Szatynka traciła kontakt z rzeczywistością, z trudem utrzymując głowę nad podłogą, chociaż ta ciążyła jej niemiłosiernie. Zupełnie jakby nagle zamieniła się w worek kamieni. Gdzieś w zasnutym umyśle krążyła myśl, że nie zdoła uciec, mimo to rozpaczliwie walczyła, nie tyle wiedząc, co czując, że stawka toczy się o jej życie.

Tymczasem dziewczyna przez cały czas stała nad nią, zastanawiając się, ile jeszcze będzie musiała czekać.

— Mogłabyś już zdechnąć. — Wymierzyła cios w bok jej głowy, przewracając szatynkę na plecy.

Rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu. Ofiara przestała się ruszać i wreszcie mogła przystąpić do kulminacyjnego momentu.

Spoglądała z beznamiętnym wyrazem twarzy na ciepłe jeszcze zwłoki. Lina otulała szyję ofiary, przypominając wijącego się i spragnionego krwi węża. Tylko zamiast dwóch śladów po ukąszeniu, miała jedno ledwie widoczne po igle. Dziewczyna odrobinę żałowała, że wszystko skończyło się tak szybko. Brakowało jej błagania o litość i widoku krwi barwiącej podłogę.

Zgasiła jej życie niczym świeczkę. Nie zajęło to dużo czasu, choć kosztowało więcej wysiłku niż poprzednimi razy.

Myśl o ostatnich chwilach życia swojej ofiary obudziła w niej doskonale znane uczucie — nienawiść. Powinna sprawić, by dłużej cierpiała, krzyczała i przepraszała za bycie skończoną suką. Wtedy odczułaby większą ulgę. Wiedziała jednak, że nie ma na to czasu. Wskazówki zegarka pędziły jak szalone, przerwa miała nadejść lada moment.

Zepchnęła refleksje do podświadomości, skutecznie wypierając się wszystkiego, co zrobiła. Podeszła do umywalki i przejrzała się w lustrze, poprawiając włosy. Przywołała na twarz ciepły uśmiech, gotowa obdarzyć nim każdego po wyjściu z toalety.



❦ ❦ ❦



Wieczorem Saki nie mogła zmrużyć oka. Przez większość nocy leżała w łóżku, otoczona przez całkowitą ciemność, próbując za wszelką cenę trzymać powieki zamknięte. Jednak jej starania na nic się zdawały. Zdołała tylko się parę razy zdrzemnąć, zanim budzik zaczął dzwonić. Nie miała siły na zrobienie całej porannej rutyny, zrezygnowała więc z makijażu, a włosy związała w koka, by nie musieć się martwić ich wyglądem.

Natsume jak zwykle się rano ze wszystkim śpieszyła, chodząc z jednego kąta w drugi, upewniając się, że niczego nie zapomniała. Była tak pochłonięta przygotowaniami do pracy, że dopiero po kilku minutach zauważyła stan swojej córki. Zmarszczyła brwi na widok ledwo kontaktującej Saki, po czym oddała jej kubek z kawą.

— Tobie się bardziej przyda — skwitowała. — Spałaś cokolwiek w nocy?

— Coś tak... — Saki przetarła oczy, błagając w myślach, aby przestały opadać co sekundę.

— Możesz wrócić do łóżka, jeśli źle się czujesz.

— Nie, muszę iść do szkoły.

— W tym stanie? Przysporzysz sobie tylko problemów. Zostajesz w domu. — Natsume spojrzała na córkę wzrokiem tak srogim, że nawet dowódca marynarki nie mógłby się z nią równać. — Zadzwonię po południu, żeby sprawdzić, jak się trzymasz.

Natsume otoczyła Saki ramieniem, składając buziaka na czubku jej głowy. Po drodze zgarnęła ze stołu torebkę i wyszła z domu, rzucając kilkoma szybkimi zwrotami na pożegnanie.

Po chwili dźwięk kroków ucichł. Saki podniosła się nieśpiesznie z krzesła i skierowała do lodówki, by wyjąć pudełko z drugim śniadaniem. W każdej innej sytuacji z entuzjazmem zaakceptowałaby propozycję zostania w domu, spędzając cały ranek na oglądaniu anime czy serfowaniu po internecie, ale tego dnia miała coś ważnego do zrobienia i nawet surowe spojrzenie matki nie mogło zmienić jej decyzji.

Włożyła bentō do torby, a na drogę wzięła przygotowane poprzedniego dnia przez Natsume onigiri.

Mimo bólu głowy bez przerwy myślała o Shinie i Aiu. Była mocna w wielu dziedzinach, ale zrozumienie facetów czasem ją przerastało. Chciałaby dowiedzieć się więcej o ich problemach, jednak nie dawali jej na to szansy. Senpai świetnie radził sobie sam, wiedząc, kiedy poprosić o pomoc, lecz dopóki jej nie potrzebował, z żadnym kłopotem się nie zdradzał. Ai kierował się jakąś pokręconą logiką, której nie potrafiła rozgryźć. Podobnie miała z przejrzeniem jego prawdziwych motywów.

Po części pragnęła odtrącić wszystkie te myśli i wątpliwości, wrócić do rzeczywistości, gdzie jej największym zmartwieniem był wybór lakieru do paznokci. Ale nie potrafiła znowu stać się bierną i zdystansowaną Saki, której mózg z sercem nie pozamieniał się miejscami. W ostatnim czasie tak bardzo otworzyła się na innych, że nieuzasadnione odwrócenie się plecami nie wchodziło w grę.

Strach przed nieznanym nie był wystarczającym argumentem.

— Riida-san! — rozległo się za nią wołanie.

Saki przystanęła i odwróciła głowę w stronę nadbiegającej Ayi. Serce podeszło jej do gardła, kiedy czekała na przyjaciółkę.

— Dzień dobry, K... Aya-chan. — Uśmiechnęła się przyjaźnie, choć bez większej energii.

— Okropnie to zabrzmiało.

— No wiesz... Następnym razem pójdzie mi lepiej!

— O ile pozwolę ci mówić mi po imieniu — odparła Aya. Jej oczy były poważne, a spojrzenie zimne jak lód. Ale gdy zobaczyła nietęgą minę Saki, nie zdołała dłużej grać i parsknęła śmiechem, wprawiając ją w niemałą konsternację. — Oi, nie rób takiej miny, Sakicchi! Już nie jestem zła.

— To wielka ulga, ale... Dlaczego byłaś zła? Przez Azami?

— Poniekąd. — Wzruszyła ramionami, co w jej wykonaniu oznaczało, że przez dumę nie mogła przyznać się wprost do błędu. — Byłam zazdrosna, że tak szybko się do siebie zbliżyłyście. Bałam się, że przez Amukę-san zejdę na boczny tor.

— To się nigdy nie stanie — zapewniła Saki. Gdzieś wewnątrz czuła, że to może być za mało, dlatego podeszła do Ayi i mocno ją przytuliła.

— Wow! Tego to się nie spodziewałam. A spędziłam sporo czasu na odgrywaniu tej rozmowy.

— To zaskoczę cię jeszcze bardziej — jesteś moją przyjaciółką i ufam ci jak nikomu innemu. Nigdy nie mówiłaś o mnie złośliwie za moimi plecami, choć niektóre dziewczyny cię do tego podpuszczały. Traktujesz mnie tak samo, niezależnie od mojego wyglądu czy humoru. Musiałabym być skończoną idiotką, żeby przestać się z tobą przyjaźnić.

Aya uśmiechnęła się szeroko, odwzajemniając uścisk.

— Nie wiem, co cię dzisiaj ugryzło ani z którego wymiaru przybyłaś, ale odpowiada mi to.

— Czyli między nami wszystko w porządku?

— A mogę do ciebie mówić Sakicchi?

Saki przytaknęła niechętnie, czując, że popełnia największy błąd w swoim życiu.

— Jeśli musisz...

— Jesteś boska!

W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, bagatelizując komplement, gdy nagle do niej dotarło, jakich głupich odruchów się nauczyła i jak głupia była przez cały ten czas. Miała tyle wartościowych osób tuż pod nosem, a mimo to skupiała się głównie na sobie, obawiając się zranienia. Gdyby wcześniej zaczęła otwierać serce na innych, byłaby szczęśliwsza. Znacznie, znacznie szczęśliwsza.

Jak mogła tego szybciej nie zrozumieć?

Z chęcią zgłębiłaby ten temat, ale ból głowy stawał się coraz bardziej dokuczliwy. Ponadto podejrzewała, że Kaoru-sensei nie będzie zadowolony, jeżeli znowu spóźnią się na zajęcia. Udała się więc z Koizumi do sali, rozmawiając po drodze o błahostkach. Przyjemnie było słuchać o nowinkach ze świata mody, o których Aya ostatnio czytała, by upiększyć się jeszcze bardziej. Chciała wyglądać uroczo nie tylko dla własnej satysfakcji, lecz również dla swojego nowego chłopaka.

Saki zdążyła usłyszeć, jak się poznali i gdzie, zanim rozpoczęły się zajęcia. Ucieszyła się, że chociaż jednej osobie z jej otoczenia udało się zasmakować szczęścia. Aya zawsze była pełna energii, jednak teraz niemal tryskała radością. Jak sama też przyznała, to właśnie ów chłopak przekonał ją do wyciągnięcia ręki na zgodę, co Saki uznała za zaskakująco miłe.

Lecz los szybko sprowadził ją z powrotem na ziemię. W szkole działo się wiele rzeczy, począwszy od nowego tematu na fizyce, który równie dobrze mógłby zostać wyłożony w innym języku i poziom jej zdezorientowana wyniósłby tyle samo, kończąc na sprawdzianie z matematyki; program nie czekał, aż pozbiera swoje życie do ładu, o czym dotkliwie się przekonała, gdy nie odpowiedziała na żadne z pytań.

Bez wsparcia Ayi nie dałaby rady przetrwać zajęć, jak na złość, dłużących się i usypiających jak nigdy wcześniej. Musiała w każdej chwili walczyć ze swoim ciałem, by nie położyć głowy na ławce i zignorować wszystko dokoła.

— Jest przerwa. Nie chcesz pójść do pielęgniarki się położyć? Na pewno ci pozwoli, gdy wyjaśnisz jej sytuację — zaproponowała Aya, przyglądając się Saki z coraz większym zaniepokojeniem. — A tak w ogóle, to czemu nie zostałaś w domu?

— Chciałam porozmawiać z tobą, Azami i Soseki-kunem, ale tylko ty przyszłaś do szkoły.

— Byliście umówieni czy chciałaś ich wziąć z zaskoczenia tak jak mnie?

— Uprzedziłam wczoraj Sosekiego-kuna, że chcę z nim porozmawiać, nie sądzę jednak, żeby z tego powodu dzisiaj nie przyszedł. U Azami to tym bardziej nieprawdopodobne. To nie w jej stylu. Zwłaszcza teraz, gdy jest wiceprzewodniczącą.

— Hm, to faktycznie dziwne. Może oboje mają coś do załatwienia? Ale jestem ciekawa!

— Jak się czegoś dowiem, to ci opowiem. — Saki zakryła pospiesznie usta, ziewając. Powtarzała sobie w kółko, że jeszcze dwie lekcje i będzie mogła wrócić do domu, ale myśl o wygodnym i ciepłym łóżku tylko wzmagała jej senność. — Idę do łazienki.

— Iść z tobą? No wiesz, na wypadek, gdybyś zasłabła albo coś.

— Nie musisz. Lepiej odpisz swojemu ukochanemu, bo jeszcze uschnie z tęsknoty.

— W porządku, tylko nie siedź tam za długo!

Saki uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Bez szczególnej uwagi mijała uczniów na korytarzach, zmierzając prosto do damskiej łazienki na drugim piętrze. Wydawało jej się, że dotarcie tam zajęło znacznie więcej czasu niż zazwyczaj, więc gdy tylko znalazła się wewnątrz obłożonego kafelkami pomieszczenia, od razu ruszyła w stronę kabin.

Jak na ironię, każda była zajęta.

— W pierwszej i drugiej są moje koleżanki z klasy. Ale nie widziałam, żeby ktoś wchodził do trzeciej — odezwała się dziewczyna, stojąca przy umywalce, posyłając Saki niepewne spojrzenie.

— Sprawdzałam ją... Może się zablokowała?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

Saki jednak nie oczekiwała od niej odpowiedzi, kucnęła i spojrzała pod trzecią kabinę, nie widząc niczyich nóg. Ze zmarszczonymi brwiami podniosła się i oplotła palcami klamkę, szarpiąc w swoją stronę. Wystarczył niewielki wkład siły, by drzwi się odblokowały.

Sapnęła ciężko i pociągnęła jeszcze raz, otwierając przejście na oścież. Znieruchomiała, kiedy jej wzrok spoczął na zaczerwienionych, wybałuszonych oczach nieznajomej uczennicy.

Twarz dziewczyny była blada, ciemne żyły tworzyły na niej niezwykły wzór, a język wyglądał jak zgniły ślimak morski i zwisał z ust, sięgając szyi.

Z kabiny obok wyszła wysoka dziewczyna, której uwagę od razu przykuły poczynania Saki. Podeszła więc bliżej, żeby zobaczyć, o co było całe zamieszanie i zastygała podobnie jak Riida, tylko najpierw powietrze przeciął jej paniczny krzyk.

Wkrótce wszystkie dziewczyny w łazience stanęły przed kabiną. Po chwili któraś pobiegła po nauczyciela, lecz Saki nie była w stanie powiedzieć która. Choć usilnie chciała odwrócić wzrok, nie potrafiła przestać patrzeć na wiszącą na linię uczennicę. Była w stanie tylko się skupić na niegdyś pięknych ciemnoszarych oczach, teraz wytrzeszczonych i pustych.


「大きく広がる喉と胴体は 死んだ心を溶かすように」

「Rozciągam ciało i gardło ponad możliwości, aby rozpuścić moje martwe serce」

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz