poniedziałek, 29 czerwca 2020

D Z I E W I Ę Ć / きゅう







Metalowe nogi krzesła zgrzytnęły głośno. Saki usiadła przy swojej ławce; migotliwe promienie słońca zatańczyły na ekranie jej telefonu, kiedy podniosła deskę i schowała go wewnątrz. Włosy miała rozpuszczone, zasłaniając bladą szyję po bokach, tak jak większość dziewczyn w klasie, by nie wyróżniać się z szeregu. Przyglądała się pochłoniętym w rozmowie koleżankom i kolegom, czekając na przybycie Kaoru-senseia. Upajała się chwilą beztroski, zapominając o wszystkich zmartwieniach i obawach tkwiących w jej głowie.

Rozmyślała o wydarzeniach ostatnich kilku dni, kiedy jej zachowanie diametralnie się zmieniło, a dziwny głos zamilkł. Złoty Tydzień* pozwolił jej odpocząć od szkoły, zebrać siły i spędzić więcej czasu z rodzicami. Koszmary przestały ją nawiedzać, ponadto nie nabawiła się kolejnych siniaków ani zadrapań, jak gdyby tamta noc była jednorazowym epizodem.

Natsume i Shimura zauważyli pozytywną zmianę samopoczucia córki, byli jednak boleśnie nieświadomi, że stres przedegzaminacyjny nie odpowiadał za wcześniejszy nieprzyjemny stan. Saki znała prawdę i nieraz pragnęła szczerze opowiedzieć o swoich uczuciach, lecz wiedziała, że wszystkim wyjdzie na dobre trzymanie się kłamstwa. Jeśli miałoby wydarzyć się coś złego, nie chciała obarczać rodziców konsekwencjami. Nie zasługiwali na cierpienie.

Starała się skupić na dobrych rzeczach. Jej szczęście cieszyło Natsumę i Shimurę najbardziej na świecie, niczego więcej nie potrzebowali poza zdrową i zadowoloną z życia córką. Jednak sześć dni błogości minęło równie szybko co samochody na autostradzie. Codzienny porządek rzeczy powrócił i Saki obawiała się nawrotu koszmarów.

Igiełki niepokoju kuły ją pod skórą, gdy myślała o szkole. Wcześniej nie przeszłoby jej przez myśl, że placówka mogła być wszystkiemu winna, lecz ostatnie wydarzenia wyraźnie na to wskazywały.

— Dzień dobry, Riida-san! — Koizumi weszła żwawym krokiem do sali, uśmiechając się swawolnie. Czarne jak obsydian włosy miała wyjątkowo zaczesane w kucyk po lewej stronie głowy, czym niewątpliwie pragnęła zwrócić na siebie uwagę. — Złoty Tydzień ci się przysłużył. Już nie wyglądasz jak ponurak!

— Tobie też humor dopisuje — odparła Saki. Zignorowała uwagę o jej wcześniejszej niedyspozycji. Przynajmniej pozornie.

— Wszystko ci opowiem na przerwie. Na razie zdradzę ci tylko tyle, że poznałam kogoś fajnego!

Saki uniosła zaintrygowana brwi, lecz zanim zdążyła pociągnąć Ayę za język, Kaoru-sensei stanął w przejściu, rozglądając się przelotnie po klasie, upewniając się, że wszyscy bezpiecznie wrócili po przerwie do szkoły. Gdy podchodził do biurka, uczniowie pospiesznie wstali, wyczekując odpowiedniego momentu na przywitanie się z wychowawcą.

Mikage promieniał z zadowolenia.

— Dzień dobry wszystkim! — oznajmił szczerze ucieszony. — Po waszych twarzach wnioskuję, że miło spędziliście Złoty Tydzień. Bardzo mnie to cieszy. Nie powinno wam więc zabraknąć energii do przygotowania festiwalu.

Wszyscy w sali głośno wciągnęli powietrze. Kilka sekund zajęło pierwszym osobom zrozumienie słów nauczyciela i zasypaniem go serią pytań.

— Co? Festiwal?

— Czy to nie za późno?

— Wszyscy wezmą w nim udział?

— Pozwólcie mi dokończyć — poprosił, stukając delikatnie parę razy teczką o biurko. Zaczekał, aż zapanowała absolutna cisza, i dopiero wtedy ponownie się odezwał: — Wszyscy pamiętacie o nieszczęśliwym wypadku uczennicy z trzeciego roku. Rada szkoły długo zastanawiała się nad festiwalem kulturowym i jeszcze tydzień temu uważano, że zostanie odwołany. Jednak ostatecznie dyrekcja wyraziła na niego zgodę, chcąc skorzystać z ładnej pogody, póki jeszcze nam dopisuje. Wiem, że może wam się to wydawać nagłe, ale moim zdaniem to świetna okazja do odbudowania w szkole dobrej atmosfery.

Uczniowie powoli przetwarzali słowa Kaoru-senseia, z każdą sekundą czując narastający w ich sercach entuzjazm. Apatia towarzyszyła im zbyt długo. Bezsilne patrzenie na pogrążającą się w żałobie szkołę odcisnęło w ich pamięci wyraźny znak, więc potrzebowali każdej szansy na zapomnienie o tamtych dniach i odzyskanie pogody ducha. Festiwal kulturowy dawał całkowicie nową perspektywę i pozwalał na realny powrót do życia normalnych licealistów. Impuls połączony ze świadomością rzeczywistej zmiany nie pozwalał na pozostanie biernym wobec takiego wydarzenia.

— Jesteśmy na to gotowi, sensei!

— Damy z siebie wszystko!

— To będzie najlepszy festiwal kulturowy w historii szkoły!

Deklaracje podopiecznych sprawiły, że Mikage cicho zachichotał. Nigdy wcześniej nie widział tak zmotywowanych uczniów, żarliwie pragnących zrobić coś dobrego dla szkoły, a przede wszystkim dla siebie samych. Nie wątpił, że poziom ich zaangażowania w przygotowanie festiwalu będzie się utrzymywał na szczycie, aż do zakończenia prac.

— W takim razie zapraszam przewodniczącą klasy i jej zastępczynie na środek. — Posłał zachęcający uśmiech w stronę Saki, gdy nie wstała z krzesła od razu tak jak Himiko Jiro.

Saki przełknęła szybko ślinę, po czym podniosła się z miejsca i dołączyła do przewodniczącej, stając na podejście dla nauczycieli.

— Zostawiam resztę w waszych rękach.

W takich momentach Saki przeklinała przekorny los za rzucanie jej kłód pod nogi. Co najmniej kilkanaście osób w sali nadawało się lepiej na stanowisko zastępczyni przewodniczącej; jej brakowało chęci dzielenia się swoim zdaniem, nie z każdym potrafiła złapać dobry kontakt, wystarczyło uderzenie we wrażliwe struny, by poniósł ją temperament. Powinna siedzieć z pozostałymi przy ławce, zamiast wychodzić przed szereg.

Utkwionych w nią czterdzieści par oczu zdawało się myśleć podobnie. Tylko oczy Azami wydawały się mówić, że wszystko będzie w porządku. Chciała im wierzyć, szczególnie że nie miała żadnych nieprzyjemnych przeczuć, które odebrałyby jej dalsze chęci do życia. Był to wyjątkowo dobry znak.

Na tablicy napisała szkolny festiwal wraz ze wszystkimi podanymi przez klasę pomysłami, jak chociażby planetarium czy kawiarnia z chłopakami jako pokojówkami i dziewczynami jako kamerdynerami. Obok zakreśliła kilkanaście prostych kresek symbolizujących ilość uczniów będących za danym projektem.

— Przeliczyłyśmy głosy — oznajmiła Himiko, zgrabnie modelując głosem, by nikt nie usłyszał w nim pogardy. — Największą ilość dostał dom strachów. W takim wypadku musimy podzielić się na grupy i ustalić, kto zajmie się kostiumami, kto przygotowaniem sali, dekoracjami, a kto efektami specjalnymi. Jacyś ochotnicy na liderów grup?

Ręka Koizumi Ayi wystrzeliła w górę.

— Mogę zająć się kostiumami. Czasem pomagałam koleżankom z klubu teatralnego robić stroje, więc mam o tym jakieś pojęcie.

— Jeśli nie ma innych chętnych... — Himiko objechała klasę sceptycznym spojrzeniem. — A więc Koizumi-san będzie odpowiedzialna za grupę kostiumową. Ktoś może zna się na efektach specjalnych? Albo ma zdolności artystyczne?

— Riida-san ma najwyższą ocenę ze sztuki!

Saki rozejrzała się za osobą, która zwróciła na nią uwagę całej klasy, lecz bez powodzenia. W sali zapanowała cisza. Musiało minąć parę sekund, zanim zrozumiała, czego od niej oczekiwano.

— To prawda. Mogę przewodzić grupą przygotowującą dekorację — powiedziała pewnie.

Himiko pokiwała tylko głową. Nie sposób było stwierdzić, czy czuła się dotknięta pominięciem jej niebywałego gustu artystycznego przez klasę, czy raczej zadowolona z posiadania ostatecznego słowa przy przydzielaniu obowiązków.

Wytypowanie ostatniego lidera nastąpiło w przeciągu kolejnej minuty. Gdy przywódcy grup zostali wywołani, pozostali dużo chętniej zgłaszali się do pomocy przy konkretnych zajęciach. Najwięcej osób zajmowało się dekoracjami, co z początku przeraziło Saki, lecz wystarczyło przekazanie części zadań Amuce, aby wszystko szło sprawnie.

Bycie w jednej grupie pozwoliło Saki poznać Azami od innej strony. Unosząc w zaciekawieniu brwi, patrzyła jak Amuka pomagała dziewczynom przynieść więcej desek, żartując i dyskutując o postaciach z horrorów. Nie obchodziła ją popularność. Rozmawiała z każdym, nie bacząc na stan majątkowy rodziców rozmówcy czy wyszukane dodatki we włosach. Zdołała nawet zachęcić kilka nieśmiałych i dotychczas nieangażujących się bez konieczności uczniów do opowiedzenia o swoich najstraszniejszych doświadczeniach, które mogliby wykorzystać w domu strachów.

Saki nie mogła się nadziwić, ile osób przy niej lśniło. Z trudem odrywała od nich wzrok i zajmowała się swoją pracą.

— Saki-chan, możesz przytrzymać tę deskę? — poprosiła Azami, zaskakująco zwyczajnym tonem, bez chociażby cienia tajemnicy czy buńczuczności. Było to równie dziwne jak zwierzę, które nagle postanowiło wydawać inny dźwięk.

Saki bez zastanowienia zajęła miejsce naprzeciwko, kładąc dłonie na podłużnym kawałku drewna, nie bacząc na możliwość wbicia drzazgi, i zaciągnęła się leśnym zapachem unoszącym się w powietrzu. Ten zapach zdawał się mówić: Witaj, stara przyjaciółko. Rozluźnij się i zapomnij o troskach!

W jednej chwili, gwałtownie wpadła jej pewna myśl do głowy: wyobraziła sobie siebie jako kierowcę samochodu, gdzie koszmary występowały na drogach w formie przeszkód. Czy nie była jedyną osobą mogącą zaciągnąć hamulec w każdej chwili? Nie musiała przecież borykać się z nimi, jeśli nie chciała. Tak jak nie musiała pomagać Azami i ryzykować pokaleczeniem rąk.

Głowa. To wszystko było w jej głowie.

— O czym myślisz?

— O niczym — odrzekła bez wahania. Jej głos tylko odrobinę zadrżał.

— Cieszysz się, że przygotowujemy dom strachów? — pytała dalej Azami, jak gdyby nie zauważyła wcześniejszego roztargnienia swojej rozmówczyni.

— Tak, choć pozostałe pomysły podobały mi się tak samo. A tobie? — Uniosła głowę i spojrzała w stronę Azami. Poruszyła się bezwiednie, jakby potrzebując zapewnienia, że nadal tkwiła w tym samym miejscu.

Azami uśmiechnęła się szeroko.

— Głosowałam na kawiarenkę ze zmianą ról! Chciałabym zobaczyć Ai-chana w sukience.

— Nie sądzę, żeby ktokolwiek zdołał go zmusić do czegoś takiego.

— No to mało wiesz o moich zdolnościach! — Zaśmiała się melodyjnym, dziewczęcym śmiechem, niemal tak beztroskim, jak otumaniona miłością nastolatka. Tylko ktoś, kto nie dałby się oczarować, usłyszałby w tym słodkim głosie echo rozpaczy.

Saki nie dosłyszała. Spojrzała na Azami, chłonąc każdy szczegół, a na jej twarzy malowały się podziw i zdumienie.

— Przy wszystkich jesteś taka miła i spokojna. Ciężko nie chcieć z tobą rozmawiać. Czemu tylko wobec Konohy-san zachowałaś się nieuprzejmie?

— Naprawdę mnie o to pytasz? — Prychnęła. Na moment w jej oczach zagościł nieprzyjazny cień. — To od towarzystwa zależy, jak się zachowujemy. Każdemu przecież pokazujemy inną część siebie. Chowamy niemile widziane cechy przed kimś, kto je potępia. Nie będziemy jednak mieć problemu z ich ukazaniem przed kimś, kto je akceptuje. Przy tym całym teatrzyku ciągle pozostajemy tą samą osobą, nawet jeśli wydaje się, że posiadamy wiele osobowości. Na pewno znasz to z własnego doświadczenia.

Saki zaniemówiła. W żaden sposób nie mogła zaprzeczyć tym słowom. Ona — która zachowywała się łagodnie, niemal nieśmiało w obecności Takai-senpaia, potrafiła bluźnić i przedrzeźniać się z Sosekim, tracąc panowanie nad sobą prawie zawsze, gdy zabierał głos — miała więcej twarzy, niż odważyłaby się przyznać na głos.

— Rozumiem, co masz na myśli — powiedziała. Jej nostalgiczny ton przywołał przed oczami Azami wspomnienie mające miejsce bardzo dawno temu. — Przepraszam.

W pierwszej chwili Azami pomyślała, że usłyszała swój głos, mówiący przepraszam. Brzmiał niespodziewanie podobnie. Dopiero po wyrwaniu z zamyślenia, uświadomiła sobie, że było to słowo rzeczywiste i skierowane do niej.

— Za co mnie przepraszasz, Saki-chan?

— Na pewno pamiętasz, jak oprowadzałam cię po szkole. Byłaś nowa. Świeżo po przeprowadzce. Szukałaś przyjaciół. Ze wszystkich osób to mnie zaoferowałaś przyjaźń, a ja nią wzgardziłam. Przepraszam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

— Głuptasie — zaczęła miękko Azami — to nie twoja wina. Wierz mi, nie miałaś na tę reakcję wpływu.

Po spojrzeniu w zimne, przenikliwie oczy Amuki, Saki nie ośmieliła się zapytać, co kryło się za tym oświadczeniem. W rzeczywistości nie chciała nawet tego wiedzieć. Zbyt często łapała Azami za słówka, doszukując się drugiego dna czy nieczystych intencji.

Przeszkadzał jej dystans, który nieustannie stwarzała pomiędzy nimi. Od czasu gimnazjum przestała przykładać wartość do przyjaźni, gdy na świecie nie było ani jednej osoby, którą pragnęłaby nazwać przyjacielem. Nie zastanawiała się nad tym wcześniej, wzięła to za normę i żyła dalej. Ale w liceum wszystko się zmieniło; miała znajomych, tych bliższych i dalszych; prawdziwą przyjaciółkę; kolegów z drużyny, jak i z klasy.

Od paru minut nie dawała jej spokoju myśl, że chciałaby przyjaźnić się z Amuką. Prawda była jednak inna — pragnęła tego znacznie wcześniej. Nie bez powodu, nawet po dziesięciu latach, będzie pamiętać moment, w którym Amuka Azami weszła do klasy 2-D.

— Jeśli nie jest jeszcze za późno... Możemy zostać przyjaciółkami?

(...na zawsze?)



「何 度 で も 抗 っ て」

「Jak długo można tak się szarpać?」



__________________

*Złoty Tydzień – okres nagromadzenia świąt między 29 kwietnia a 5 maja, w których kolejno są obchodzone: urodziny cesarza, święto konstytucji, Dzień Zieleni, Dzień Dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz