niedziela, 16 lutego 2020

[SG] Valentine's Day











Kiedy ludzie się kochają, wszystko będą robić z miłości.

— Gabriel Laub



ludzie — miłość — czas





Makoto Naegi


Jedno z najistotniejszych świąt na świecie było dla ciebie największym utrapieniem roku, o którym nie pozwalano ci zapomnieć. Od miesiąca twoi znajomi nie mówili o niczym innym, jak o nadchodzącym Dniu Czekolady, przez co nieco zmalała twoja frekwencja w szkole. Później w Internecie i telewizji przypominano o zrobieniu giri choko, co doprowadzało cię do szału. Najgorsze jednak dopiero nadeszło, gdy witryny sklepowe zostały zapełnione czekoladkami, a ich szyldy zwiastowały nadejście nieuchronnej apokalipsy cukrowej.

Jako że w Dniu Czekolady wymagano od kobiet obdarowywać mężczyzn czekoladkami, chcąc nie chcąc, musiałaś dostosować się do tradycji. Całe szczęście w sklepach nie brakowało pięknie zdobionych, fantazyjnych czekoladek, które dotychczas ułatwiały ci przeżycie 14 lutego.

W tym roku wszystko się zmieniło, gdyż miałaś chłopaka, a to wiązało się ze zrobieniem własnoręcznych czekoladek. Kupne słodycze i upominki dawało się tylko mężczyznom, do których miało się pewne zobowiązania bądź obdarowywano nimi przyjaciół. Dla Makoto musiałaś przygotować wyrób pełen miłość, co wciąż powtarzały ci przyjaciółki, czasem powołując się na wspaniałość Sayaki Maizono, która z pewnością podołałaby temu zadaniu. Niewiele brakowało, żebyś życzyła im dostania zatwardzenia podczas Białego Dnia, kiedy to przyszedłby czas rewanżu.

Zdołowana przyglądałaś się przygotowanym produktom, z których podobno miały wyjść znakomite czekoladki. Nie wątpiłaś, że komuś innemu udałoby się zrobić jadalne słodycze dla ukochanego, ale dla ciebie było to nieosiągalne, więc przestałaś mieć nadzieję na sukces.

Ostatnim razem, gdy zachciało ci się robić czekoladki, walczyłaś wytrwale przez cztery godziny, aż w końcu skapitulowałaś i poszłaś do sklepu. Następnego dnia podarowałaś je Makoto, a wtedy okazało się, że oboje żywiliście do siebie romantyczne uczucia, zatem w waszym przypadku całe to zamieszanie spowodowane Dniem Czekolady nabierało jeszcze większego znaczenia.

Presja otaczała cię z każdej strony, przez co miewałaś wrażenie, że niedługo będzie trzeba ubrać cię w kaftan, a na dobranoc śpiewać piosenki o nadziei i świecie bez cukru.

Zdołowana spojrzałaś na zegar, uświadamiając sobie, że całą noc spędziłaś na użalaniu się nad sobą. W takim wypadku nie pozostało ci nic innego jak ukrycie się pod kołdrą, obwiniając cały wszechświat za uczynienie cię kulinarnym beztalenciem. Jednak nie zrobiłaś niczego podobnego, zbierając w sobie resztkę pozostałej motywacji i determinacji, by walczyć do samego końca. W końcu spotykałaś się z najlepszym chłopakiem na świecie, który zasługiwał na okazanie mu należytej miłości, zwłaszcza w tak feralnym dniu.

Gdy postanowiłaś wziąć się na nowo do pracy, niespodziewanie do głowy przyszedł ci pewien pomysł. Było to prawdziwe objawienie, za które później zamierzałaś należycie podziękować bożkom czekolady.

Wzięłaś do ręki telefon, pospiesznie wystukując numer Makoto. Odebrał w ostatniej chwili, odzywając się zaspanym głosem. Przeprosiłaś go za nienaturalnie wczesną pobudkę, po czym poprosiłaś, by przed pójściem do szkoły wstąpił wcześniej do ciebie. Potrzebowałaś szczęścia, więc liczyłaś, że sama obecność Makoto sprawi, że czekoladki staną się jadalne.

Nie powiedziałaś mu o tym, lecz mimo to zgodził się przyjść.

Zabrałaś się za uprzątnięcie kuchni i przygotowanie nowych składników. Twój plan był ryzykowny i opierał się głównie na sprzyjającym rządzeniu losu, jednak dał ci nadzieję i motywację, jakiej ci wcześniej brakowało. Wierzyłaś w osiągnięcie swego celu.

Kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, pobiegłaś do przedpokoju, żeby otworzyć Makoto drzwi.

— Dzień dobry, [Imię] — przywitał się miło, uśmiechając przy tym ciepło.

Odwzajemniłaś gest, na moment zapominając, w jakim celu go zaprosiłaś. Kompletnie pochłonął cię jego urok, który nie zmalał, nawet gdy wpatrywał się w ciebie zmęczonym wzrokiem, wciąż pełnym uwielbienia. Poczułaś przyjemne ciepło na policzkach. Zrobienie czekoladek, mając przed sobą Makoto, z pewnością będzie przyjemniejszym zajęciem.

— Dzień dobry. Wejdź, proszę — odpowiedziałaś, otwierając szerzej drzwi.

Zaczekałaś aż Makoto ściągnął buty, po czym zaprowadziłaś go do kuchni, wskazując miejsce, gdzie mógł usiąść.

— Chciałbyś się czegoś napić? — zapytałaś uprzejmie, wyciągając z kredensu szklankę.

— Jeżeli to nie kłopot.

Zaśmiałaś się pod nosem, nalewając Makoto soku [smak]. Gdyby zrobienie czekoladek było tak proste jak przygotowanie czegoś do picia, twoje życie stałoby się łatwiejsze.

— Przepraszam, że obudziłam cię tak wcześnie. Dzisiaj jest wyjątkowy dzień, co zmusiło mnie do zrobienia tego — odparłaś, kładąc przed Makoto szklankę z napojem. — Mam nadzieję, że się nie gniewasz.

— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedział pospiesznie, masując zakłopotany kark. — Szczerze mówiąc, zapomniałem, że to już dzisiaj.

Otworzyłaś szczerzej oczy na dźwięk tych słów, zazdroszcząc Makoto, że czekoladowa gorączka go ominęła.

— Mnie to nie chciało wyjść z głowy już od miesiąca — powiedziałaś posępnie, przypominając sobie o informacjach w mediach, koleżankach w szkole oraz witrynach sklepowych.

— W takim razie może ci pomogę, skoro już tutaj jestem — zaproponował, najwyraźniej inaczej interpretując twoje słowa.

Początkowo chciałaś zaoponować, dopóki nie zrozumiałaś, że propozycja Makoto była dla ciebie jak najbardziej korzystna. Ostatecznie przyjęłaś jego pomoc, udając, że wcale go nie wykorzystywałaś powierzając mu większą część pracy nad czekoladkami.

Gdy wyroby zostały zrobione, zajęłaś się ich starannym zapakowaniem, decydując się podarować je Makoto dopiero w szkole. Musiałaś pokazać wszystkim swoim koleżankom, a przede wszystkim Maizono, że potrafiłaś spełnić kobiecą powinność wiążącą się z Dniem Czekolady. W końcu nikt poza tobą nie musiał znać całej prawdy, kryjącej się za idealnie przygotowanymi czekoladkami.





Byakuya Togami


Zakasłałaś wyżej rękawy, ocierając wyimaginowany pot z czoła, ignorując przy tym rozbawione spojrzenie swojej menadżerki, która od dłuższego czasu przyglądała się twoim zmaganiom, co zaczynało cię powoli irytować. A warto napomknąć, że dzięki towarzystwu Togamiego zyskałaś nadnaturalną cierpliwość, więc wytrącenie cię z równowagi do łatwych zadań nie należało.

— Jestem naprawdę wdzięczna, Aoi-senpai, że pozwoliłaś mi skorzystać z kuchni w celach prywatnych, ale proszę, mogłabyś zająć się swoją pracą? Klientów na pewno nie brakuje.

— Nie martw się tym, [Nazwisko]-san. Kaoru-san i Fuji-san nie potrzebują mojej pomocy — zapewniła, nie przestając się złośliwie uśmiechać.

Wiedziałaś, że twoja szefowa stroniła od niepotrzebnej pracy, więc z reguły mało pomagała przy obsłudze klientów, lecz do tego już przywykłaś. Jedyne, co ci przeszkadzało, to jej obecność i lisi wzrok, którym ci się przyglądała.

— A co z innym zajęciami, senpai?

— Mam wszystko pod kontrolą — odpowiedziała pewnie, bawiąc się swoim telefonem.

Czasem żałowałaś, że właściciele lokalu oddali biznes córce, będącej od ciebie starszą zaledwie o kilka lat, zamiast zatrudnić kogoś bardziej dojrzałego i doświadczonego. Wtedy mogłabyś liczyć na jakieś matczyne rady odnośnie robienia czekoladek, zamiast mieć nad głową samotną romantyczkę, którą najprawdopodobniej bawiły twoje poczynania.

Na twoje nieszczęście, wykonanie własnoręcznych słodyczy nie było takim łatwym zadaniem, jak ci się początkowo wydawało. Sądziłaś, że skoro potrafiłaś zrobić najlepsze kakao w mieście, to wykonanie innego wyrobu z czekolady przyjdzie ci z podobną łatwość — niestety, przeliczyłaś się.

— Czemu nie kupisz gotowych? Będę lepiej smakowały i wyglądały od tych ręcznie robionych — wtrąciła Aoi, stając obok ciebie i przyglądając się z bliska twoim poczynaniom.

Zacisnęłaś dłonie w pięści, licząc w myślach do dziesięciu. Nienawidziłaś, gdy coś ci nie wychodziło, co samo w sobie wprawiało cię w zły nastrój, a Aoi swoim zachowaniem dolewała tylko oliwy do ognia.

— Nie kupię gotowych czekoladek. Jestem Super Licealną Indywidualistką, dlatego zrobię własne! — odpowiedziałaś dumnie, mrużąc prowokująco oczy.

Podchwyciłaś ten tik od Togamiego, czego nawet nie byłaś świadoma, dopóki koleżanki z pracy cię o tym nie uświadomiły, i chociaż kochałaś Byakuyę, miałaś nadzieję żadnych więcej jego gestów ani zwyczajów nie powielać.

— Nie rozumiem cię — westchnęła głośno Aoi. — Z pewnością dostanie dzisiaj tonę czekoladek, więc po co się starasz, skoro najprawdopodobniej tego nie doceni?

— Tonę? — prychnęłaś kpiąco. — Chciałaś chyba powiedzieć kilotonę. Mój chłopak to nie jakiś zwyczajny nastolatek, tylko dziedzic ogromnej korporacji, członek jednej z najwpływowszych rodzin w kraju i panicz nad paniczami.

Gdy skończyłaś mówić, poczułaś smak goryczy w gardle, połączony z usilną potrzebą puszczenia pawia. Dreszcze cię przeszły na samą myśl, że ktoś mógłby powtórzyć twoje słowa Togamiemu. Zapadłabyś się pod ziemię, gdyby dowiedział się, jak przedstawiłaś jego osobę.

Odchrząknęłaś głośno, zbierając się w sobie, aby odzyskać resztki utraconej dumy.

— Chciałam tylko powiedzieć, senpai, że masz po części rację — Togamiego nie będą obchodziły czekoladki, które otrzyma. Jednakże mnie przywilej zostania zignorowaną nie dotyczy i na moje czekoladki będzie czekał, więc nie mogę sobie odpuścić. Inaczej pożegnam się z Białym Dniem w [Kontynent]!

— Och! — sapnęła Aoi. — To całkowicie zmienia postać rzeczy. Dajesz dziewczyno!

Zaśmiałaś się, kręcąc rozbawiona głową. Byłaś pewna, że drugiej takiej menadżerki w żadnej pracy byś nie spotkała.

— A jeżeli ci się nie uda, to zaklepuję sobie Togamiego — dodała po chwili, całkowicie poważnie.

Odwróciłaś się w jej strony, a twój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy posłałaś jej wzrok rasowej yandere.





Chihiro Fujisaki


Odetchnęłaś głęboko, kiedy rozległ się dzwonek obwieszczający koniec zajęć. Nogi trzęsły ci się z podenerwowania, podobnie jak ręce, które podczas lekcji trzymałaś schowane pod ławką, aby nikt nie zauważył ich drżenia. Dotychczas nigdy nie przejmowałaś się Walentynkami, gdyż nie miałaś chłopaka, więc wszelkie troski związane z tym świętem cię nie obchodziły. Wystarczyło, że podarowałaś kilku osobom giri choko i nie musiałaś się niczym przejmować.

W tym roku było inaczej, co jednocześnie cię ekscytowało i przerażało. Spędzenie nocy na robieniu czekoladek w tajemnicy przed rodzicami, napełniło cię większą adrenaliną niż niejedne zawody. Czasem zdarzało ci się pichcić własnoręczne słodycze jako zamiennik tych sklepowych, więc przygotowanie honmei choko nie przysporzyło ci zbytniej trudności. Mimo to obudziłaś swojego starszego brata, żeby posmakował twoich wyrobów, aby mieć pewność, co do ich dobrego smaku. W końcu nie mogłaś dać Chihiro byle czego! Natomiast [Imię brata] już nie takich rzeczy próbował, więc o jego zdrowie się nie martwiłaś.

Chwyciłaś ozdobną torebkę, do której włożyłaś czekoladki, podnosząc się niespiesznie ze swojego miejsca. Zawsze wybiegałaś z klasy jako pierwsza, lecz dzisiaj nogi odmawiały ci posłuszeństwa, jakby mózg poinformował je w przód, co się szykowało.

— Coś się stało, [Imię]-chan? — zapytała troskliwie Yui.

— Heh? Nie, wszystko gra! — zapewniłaś, uśmiechając się wymuszenie. — Nie idziesz na zajęcia klubowe?

— Nie. Poszłabym, ale nie chcę być świadkiem tajfunu dziewczyn, które zaleją nasz pokój, gdy tylko zjawi się przewodniczący — odpowiedziała rozdrażniona, zabierając z ławki swoją torbę. Zauważyłaś wtedy wystające ze środka kolorowe zawiniątko.

— Czyli nie zamierzasz dać mu czekoladek?

Yui zarumieniła się po same uszy, kiedy usłyszała twoje pytanie. Zachichotałaś na ten widok, nieprzyzwyczajona, żeby twoja pewna siebie przyjaciółka robiła się taka wstydliwa, gdy w grę wchodziły bardziej intymne uczucia.

— A co z tobą? Czemu nie biegniesz do chłopaka, któremu chcesz dać swoje czekoladki?!

— Ponieważ rozmawiam teraz z tobą?

— W takim razie cię nie zatrzymuję! Idź! — rzuciła z wyrzutem, po czym opuściła pospiesznie salę.

Pokręciłaś rozbawiona głową, mając nadzieję, że przewodniczący dostrzeże uczucia, jakimi go darzyła.

Odetchnęłaś głęboko, ciesząc się z krótkiej pogawędki z Yui. Przestałaś się tak bardzo zamartwiać, jak jeszcze kilka minut temu.

Skinęłaś głową, zdecydowana i gotowa podarować czekoladki Chihiro. Ku twojemu zdziwieniu, nie byłaś jedyną osobą podążającą do sali komputerowej. Dopiero kiedy dotarłaś na miejsce zrozumiałaś, czemu wszystkich tam ciągnęło - twój chłopak. Nie mogłaś uwierzyć, że tylu zdesperowanych uczniów, którzy nie dostali od nikogo czekoladek, przyszło do Chihiro z nadzieją, że od niego coś otrzymają. Czułaś się przez to zażenowana, ale bardziej martwiło cię, co musiał czuć w takie sytuacji Chihiro.

Potrzebna była twoja interwencja, więc wyciągnęłaś z torebki telefon, udając, że ktoś do ciebie zadzwonił.

— Halo? O, cześć, Yui! Nie mam iść na tyły szkoły? Dlaczego? Jest tam mnóstwo dziewczyn, które nie odważyły się dać nikomu swoich czekoladek i teraz nie wiedzą, co z nimi zrobić? Och, pewnie muszą być strasznie zdołowane i zdesperowane. Rozumiem. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Nie będę tamtędy przechodzić. Do jutra!

Odsunęłaś komórkę od ucha, sprawdzając kątem oka, czy mówiłaś dostatecznie głośno, by ci niewyżyci uczniowie cię usłyszeli.

Całe szczęście już po chwili zaczęli między sobą szeptać, po czym zdawkowo pożegnali się z Chihiro, pospiesznie biegnąc na tyły szkoły. Uśmiechnęłaś się triumfująco, zadowolona ze swojego sukcesu.

Postanowiłaś upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, jak już zaczęłaś komplikować innym życie.

Wystukałaś numer do Yui.

— Jesteś jeszcze w szkole?

— Tak. Właśnie zmieniam buty. Coś się stało?

— Idź do pokoju klubowego i powiedz czekającym tam dziewczynom, że przewodniczący jest na tyłach szkoły.

— Co? Dlaczego miałabym...

— Zaufaj mi — przerwałaś jej. — Jak już je tam poślesz, to więcej ich dzisiaj nie zobaczysz.

— Co zrobiłaś, [Imię]-chan?

— Wyświadczyłam nam obu przysługę — odpowiedziałaś rozbawiona, zaglądając jednym okiem do sali komputerowej. — A teraz wybacz, ale muszę lecieć.

Pożegnałaś się z Yui, chowając telefon z powrotem do torby. Dodałaś sobie w myślach odwagi, decydując się następnego dnia porozmawiać z Chihiro o kontaktach z przedstawicielami tej samej płci.

Gdyby ktoś ci kiedyś powiedział, że będziesz zazdrosna o innych chłopaków, roześmiałabyś się. Teraz jednak nie było ci do śmiechu.





Hajime Hinata


Nadszedł ciepły i pełen słodyczy okres, podczas którego tryskałaś większym optymizmem niż zazwyczaj. Z wielkim entuzjazmem podchodziłaś do Dnia Czekolady, wypełniając swój kobiecy obowiązek bez zarzutów. W podstawówce i gimnazjum byłaś jedną z najpopularniejszych uczennic, gdyż w Walentynki miałaś słodkie upominki dla wszystkich.

W tym roku przygotowałaś tylko kilka czekoladek, czemu towarzyszyły uczucia daleko odległe od tych, które znałaś i pamiętałaś z poprzednich lat. A to wszystko było winą Kursu Dla Rezerwowych, w którym panowała zbyt odpychająca atmosfera, żeby móc mówić o przyjaznym obchodzeniu jakiegokolwiek święta. Całe szczęście twój chłopak nie należał do grona zakompleksionych uczniów, więc spodziewałaś się, że nie zareaguje odrazą na czekoladki.

Mimo że posiadałaś długoletnie doświadczenie w obdarowywaniu, nie potrafiłaś wyzbyć się uczucia niepokoju, gdy tylko przekroczyłaś bramę szkoły. Przechadzając się po korytarzu miałaś wrażenie, że jesteś gromiona przez mijanych uczniów wzrokiem, jakby doskonale wiedzieli, co chowałaś w torbie. Z tego powodu się nie ociągałaś i jak najszybciej udałaś do klasy.

Pospiesznie zajęłaś swoje miejsce, próbując się uspokoić, jak i zignorować uczucie bycia obserwowaną.

— Wszystko w porządku, [Imię]? — zapytał zaniepokojony Hinata. — Wyglądasz strasznie blado.

— T-to nic takiego — odpowiedziałaś smętnie, siląc się na ciepły uśmiech. — Trochę świeżego powietrza powinno mi pomóc, więc może spędzimy przerwę na zewnątrz?

— Pewnie, nie ma problemu — zgodził się z wahaniem, przyglądając ci się podejrzliwie. — Na pewno nie potrzebujesz pójść do pielęgniarki?

— Na pewno! W końcu to ty jesteś moim najlepszym lekarstwem — rzuciłaś żartobliwie.

Od razu poprawił ci się humor, kiedy zobaczyłaś delikatny rumieniec na jego twarzy. Coś czułaś, że wprawianie go w zakłopotanie nigdy ci się nie znudzi. Poza tym był to najlepszy sposób na odwrócenie jego uwagi, więc musiałaś z tego czasem korzystać.

Jednak tym razem, to ty odczuwałaś większe zawstydzenie, gdy przyszedł czas podarowania Hajime czekoladek. Wydawało ci się, że nie będzie to nic trudnego, a w rzeczywistości nie wiedziałaś, od czego zacząć. W końcu nie mogłaś tak po prostu powiedzieć: Zrobiłam dla ciebie czekoladki. Bierz i jedz, zanim sama to zrobię.

— Lepiej się już czujesz, [Imię]? — zapytał Hinata, sprowadzając cię z powrotem na ziemię.

— Tak, jest w porządku — zapewniłaś, choć czułaś się jeszcze gorzej niż wcześniej.

— To dlaczego zabrałaś ze sobą swoją torbę? Planujesz uciec?

— Co? Nie, nie! Skądże! Po prostu... — urwałaś, nie mogąc wydusić z siebie prawdy. Wzięłaś się jednak w garść, zamierzając wykorzystać nadarzającą się okazję. — Mam coś dla ciebie.

Drżącą ręką sięgnęłaś do torby, wyciągając z niej starannie zapakowane zawiniątko. Policzki piekły cię niemiłosiernie, a serce biło z zawrotną prędkością. Wydało ci się to dziwne, gdy przypomniało ci się, że ani przy wyznaniu miłosnym, ani przy pierwszym pocałunku się tak nie denerwowałaś. Możliwe, że naczytałaś się za dużo mang shōjo, przez co cały czas podświadomie myślałaś o tych wszystkich scenach, w których dziewczyny w Walentynki postanawiały w końcu złowić swojego wybranka, co różnie się kończyło. Według nich, w najlepszym wypadku skończyłabyś w sypialni, a w najgorszym w szpitalu.

— Dzisiaj są Walentynki, więc... przyjmij to, proszę — powiedziałaś nieco łamiącym się głosem, wręczając mu szkarłatne zawiniątko.

Przez kilka sekund Hajime wpatrywał się w podarunek z kamienną miną, aż nagle jego twarz stała się jeszcze bardziej czerwona od twojej.

— Em... to... Ja... — jąkał się uroczo, zakłopotany szukając odpowiednich słów. Tylko ogromna siła woli sprawiła, że się nie zaśmiałaś. — Dziękuję.

Uśmiechnęłaś się szeroko, zachęcając go do poczęstunku, po czym słodkim głosem powiedziałaś:

— Jestem ciekawa, jak mi się odwdzięczysz Białego Dnia.





Nagito Komaeda


Zatrzęsłaś się, zastanawiając, czy rozpaczać nad nieudanymi czekoladkami, czy cieszyć, że w ogóle przeżyłaś.

— Dziwne — mruknęłaś zszokowana. Widok ubrudzonej kuchni napełnił cię rozpaczą. Twoje ubranie nie przedstawiało się lepiej, niosąc na sobie ślady po mące i kremie. — Robiłam wszystko według przepisu, ale... Jak to się w ogóle stało?

Podniosłaś się z podłogi, sprawdzając stan swojego kulinarnego arsenału.

— Niech to! Znowu muszę iść kupić składniki!

Kompletnie załamana poszłaś się przebrać, a następnie wybrałaś się do pobliskiego sklepu, prychając po drodze jak kot, złorzecząc na wszystko dookoła. Jeszcze trochę, a pracujące tam starsze panie pomyślą, że twoim hobby było chodzenie po cukierniach.

Nie mogłaś uwierzyć, że nie wychodziło ci robienie czekoladek, mimo że uważnie podążałaś według przepisu. Nie rozumiałaś, w czym tkwił problem, co z każdą kolejną zmarnowaną godziną doprowadzało cię do furii. A przecież tak się starałaś, żeby uszczęśliwić swojego chłopaka. Byłaś absolutnie pewna, że z jego szczęściem nigdy wcześniej nie otrzymał od nikogo podarunku w Walentynki, więc tym bardziej czułaś się zobowiązana do zrobienia tego. Problem jednak polegał na tym, że miałaś dwie lewe ręce, jeżeli chodziło o gotowanie, więc niezależnie od chęci mogłaś tylko rozpaczać w powojennej kuchni.

W pewnym momencie pomyślałaś o tym, co Nagito poradziłby ci w tej sytuacji, a wtedy doznałaś nagłego olśnienia. Jako Super Licealna Przyjaciółka pomagałaś każdemu, kto tylko owej pomocy potrzebował, zawsze ofiarując swoje ramię do wypłakania, kolana do odespania, a niezłomnego ducha do udzielania najlepszych rad. Twój talent narzucał ci problemy innych, z którymi musiałaś sobie poradzić, jednakże tym razem, to ty zamierzałaś być osobą proszącą o pomoc. W twoim telefonie nie brakowało e-maili do osób winnych ci bardzo wiele przysług, z czego zamierzałaś po raz pierwszy skorzystać.

Wybrałaś numer do Kotersu Ayano, przewodniczącej klubu kulinarnego w jednym z okolicznych liceum, której kulinarne zdolności były znane nawet uczniom Akademii Szczytu Nadziei. Kiedyś słyszałaś plotkę, że to Ayano miała zostać Super Licealnym Cukiernikiem, ale z powodu problemów rodzinnych odmówiła przyjęcia tego tytułu, jak i wstąpienia do akademii. Żałowałaś, że tak się stało, gdyż Ayano była zdecydowanie milszą i lepszą osobą od obecnej dziewczyny reprezentującej ten talent.

Ayano zgodziła się ci pomóc, mimo że posiadała mnóstwo własnych zmartwień na głowie, gdyż (jak się później okazało) nie byłaś jedyną osobą, która poprosiła ją o wsparcie przy wyrobie czekoladek. Całe szczęście, że ciebie ceniła wyżej od innych, więc po niecałych trzech godzinach Kotersu stała w twojej kuchni, odprawiając nieznaną magię gotowania, nazbyt dla ciebie skomplikowaną. Mimo to nie chciałaś, żeby całą robotę wykonała Ayano, więc robiłaś wszystko, co bezpośrednio nie zagrażało niczyjemu życiu.

Ostatecznie, z pomocą Ayano, udało ci się zrobić najlepsze czekoladki na świecie. Nie wątpiłaś, że Nagito zasmakują, dlatego wręcz nie mogłaś się doczekać pójścia do szkoły, aby móc mu je podarować. Z tego powodu wyjątkowo wcześnie zjawiłaś się w szkole, czekając na Nagito przy wejściu na główny korytarz.

Z nadmiaru emocji trudno było ci ustać w jednym miejscu, dlatego co jakiś czas robiłaś sobie krótką wędrówkę wzdłuż holu i z powrotem, myśląc o reakcji Nagito, kiedy podarujesz mu czekoladki.

Wtedy usłyszałaś przyjemny dla ucha głos, przez który serce szybciej ci zabiło.

— [Imię]-chan?

— Nagito! — zawołałaś radośnie, odwracając się pospiesznie w jego stronę.

Zamierzałaś do niego jak najszybciej podbiec, gdy nagle ktoś przez przypadek cię popchnął, przez co niebezpiecznie się zachwiałaś.

— Och, przepraszam!

— Nic się nie stało! — rzuciłaś niedbale, rozglądając się gorączkowo za opakowaniem z czekoladkami, które wypadły ci chwilę temu z rąk. Całe szczęście szybko je znalazłaś, lecz zanim zdążyłaś do nich dotrzeć, zauważyłaś, że zbliżał się do nich inny uczeń. — C-czekaj! Stój!

Chłopak nie zdołał zatrzymać się w porę, przez co kopnął twoje czekoladki na drugą część dziedzińca. Popędziłaś w tamtą stronę, sięgając już po zawiniątko, kiedy niespodziewanie jakiś ptak je chwycił i odleciał. Na moment kompletnie skamieniałaś, nie wierząc w to, co się stało.

Po chwili zaczęłaś się histerycznie śmiać, gdy w twoim sercu zagościła rozpacz.





Gundham Tanaka


Nie mogłaś już tego wytrzymać. Wiedziałaś, że musiałaś dać sobie radę, ale ilekroć próbowałaś chwycić za pędzel dostawałaś dreszczy, a szaleństwo biło ci z oczu. A wszystko zaczęło się parę miesięcy temu, kiedy w twojej elektronicznej poczcie pojawiły się pierwsze prośby odnośnie plakatów, reklam i romantycznych motywów, które miały zapowiedzieć nadejście Walentynek. Na każdym obrazie musiała znajdować się czekolada, przez co robiło ci się niedobrze na jej widok, a samo święto uznałaś za utrapienie. Ogromnie się cieszyłaś, że Gundham nie podchodził do niego tak jak większość ludzi, dzięki czemu nie musiałaś się martwić kolejnymi obowiązkami. Szczególnie że nigdy wcześniej nie gotowałaś, więc zrobienie własnoręcznych czekoladek, zdatnych do spożycia, byłoby cudem.

Jak bardzo się zdziwiłaś, kiedy twoje ambitne plany odpoczynku w ciszy i spokoju przepadły bezpowrotnie, wraz z nadejściem twojego stałego bywalca.

— Dzisiaj równowaga wszechświata jest zaburzona, przez co demony mają łatwy dostęp do naszego świata. Musimy się z nimi zmierzyć. To idealne zadanie dla ciebie, Mroczna Królowo Ciemności! — oznajmił Tanaka, gdy tylko przekroczył próg twojego mieszkania (nadal nie rozgryzłaś, skąd miał do niego klucze), zanosząc się złowieszczym śmiechem.

Zdążyłaś przyzwyczaić się do niecodziennego sposobu mówienia swojego chłopaka, lecz tym razem nie miałaś bladego pojęcia, o co mu chodziło. Zainteresowało cię to, mimo że padałaś z nóg, naprawdę potrzebując chociaż chwili odpoczynku. Jednakże twoja ciekawość okazała się silniejsza.

— W takim razie nie mam wyjścia... Możesz na mnie liczyć! — powiedziałaś najbardziej dramatycznym głosem, jaki tylko potrafiłaś przybrać, po czym poleciłaś Gundhamowi, żeby wskazał ci odpowiednią drogę.

Kiedy szliście przez miasto, poprosiłaś go, żeby zdradził ci więcej informacji na temat ściganych przez was demonów. Nie do końca wiedziałaś, co się właściwie działo, ale nie przeszkadzało ci to. Uwielbiałaś w Gundhamie między innymi to, że wszystkiego można było się po nim spodziewać. W końcu od samego początku czułaś, że jego osobliwe zachowanie, to tylko warstwa skrywająca jego prawdziwe ja. Był najbardziej troskliwą osobą jaką znałaś, kochającą swoje zwierzęta tak szczerze i mocno, że czasami zastanawiałaś się, czy na pewno taki wspaniały człowiek istniał naprawdę.

Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu poczułaś powinność, żeby mu o tym powiedzieć. Możliwe, że tak podziałały na ciebie wszystkie kampanie promujące Walentynki, które pomagałaś przygotować. Niemniej postanowiłaś skorzystać z romantycznej atmosfery wywołanej Dniem Czekolady.

— Kocham cię — wypaliłaś bez zastanowienia, jakby twoimi ustami kierowało serce, a nie mózg. Policzki zaczęły cię piec, kiedy próbowałaś to odkręcić. — T-to znaczy... ja... miałam na myśli... to, co właśnie powiedziałam?

Zachichotałaś pod nosem, marząc o zapadnięciu się pod ziemię. Miałaś dość wstydliwą naturę, która znikała tylko na wskutek zmęczenia bądź wściekłości. Jednakże wszystkie twoje obawy zniknęły, kiedy spojrzałaś w oczy Gundhama, widząc w nich czystą adorację, zupełnie jakbyś była dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, żebyś się tak poczuła, co zapewniło cię w przekonaniu, że od zawsze czekałaś właśnie na niego.

Uśmiechnęłaś się, łapiąc w przypływie emocji Gundhama za rękę.

Zupełnie inaczej zaczęłaś patrzeć na Walentynki, ciesząc się, że przypomniały ci, że najważniejsze to bycie z kimś, kogo się kochało.





Kazuichi Sōda


Jak każdemu, wiele rzeczy można było ci narzucić. Nie uważałaś siebie za ideał, nawet jeżeli próbowano ci to wmówić. W końcu uczęszczałaś do prestiżowego liceum, twój ojciec pracował jako polityk, matka jako światowej sławy fotografka, a na dodatek chodziłaś z kimś, kto uczęszczał do Akademii Szczytu Nadziei. Twoje koleżanki ze szkoły codziennie ci o tym przypominały, niemalże na każdym kroku wspominając, że ci zazdroszczą. Uśmiechałaś się wtedy z politowaniem, zastanawiając się, co według nich, stało na przeszkodzie, żeby osiągnęły to, co ty.

O popularność i szacunek było zaskakująco prosto, gdyż wystarczyło tylko nieustannie się uśmiech i zachowywać jak grzeczna dziewczynka. Wiecznie zajętych rodziców mogłabyś im pożyczyć na jeden dzień, o ile tego dnia byliby w domu. A Kazuichiego zamierzałaś im w wolnej chwili przedstawić, aby przestały go sobie wyobrażać jako półnagiego mechanika z bicepsami, który nie tylko pod samochód umiał zaglądać.

Zatem idealność twoja i twojego życia była tak naprawdę iluzją, w którą inni lubili wierzyć, aby móc się spokojnie nad sobą użalać, że tylko oni prowadzili marny żywot. Na swój sposób cię to śmieszyło, zwłaszcza gdy robiłaś coś, co udowadniało, jak okropnie potrafiłaś się czasem zachowywać.

Wydawało ci się, że Sōda od godziny nie marzył o niczym innym, jak o wybuchnięciu płaczem i zarzuceniu ci, że nie przygotowałaś dla niego żadnych czekoladek, mimo że powinnaś, jeżeli go kochałaś. Gdyby zerwał z tobą z tego powodu, wcale nie byłabyś zdziwiona. W końcu takie zachowanie zakraplało o psychiczną brutalność.

Całe szczęście miałaś schowane w torebce słodycze dla swojego chłopaka, starannie je przygotowując dzień szybciej. Jeszcze mu ich nie podarowałaś, aby móc popatrzeć, jak próbuje ukryć przed tobą, że czeka aż mu je dasz. Było to okropne z twojej strony, ale wiedziałaś, że sobie po części na to zasłużył. W końcu jaka dziewczyna chciałaby, aby jej chłopak wychwalał wspaniałość innych kobiet? Przecież przez niego dostawałaś drgawek, gdy tylko słyszałaś Sonia-san albo słowo bardzo podobnie do tego brzmiące. Zatem twoje małe znęcanie się nad nim było całkowicie uzasadnione, zważywszy na fakt, że twoja przypadłość miała nigdy nie minąć.

— [Imię], wiesz, jaki dzisiaj dzień? — zapytał Kazuichi drżącym głosem, mając nadzieję, że załapiesz te jakże oczywistą aluzję.

— Tak, środa — odpowiedziałaś z obojętnością, opierając podbródek na dłoni. — Innymi słowy, środek tygodnia, czyli masa pracy. Na pewno ci nie przeszkadzam?

Uśmiechnęłaś się niewinnie, mrużąc z rozbawieniem oczy, rozkoszując się spektaklem, który sama urządziłaś.

— N-nie, oczywiście, że nie. Ty nigdy mi nie przeszkadzasz, ale jeżeli... no... nie wiem... Jakbyś chciała gdzieś po coś pójść, czy coś, to nie miałbym nic przeciwko.

— Po coś pójść? — udałaś ogromnie zaskoczoną. — Myślisz, że o czymś zapomniałam?

— N-nie! To znaczy... tak. Chyba... — wydukał, gubiąc się we własnych słowach, przez co coraz trudniej było ci się powstrzymać od śmiechu. — To ty powinnaś to wiedzieć!

Parsknęłaś głośno, nie mogąc już wytrzymać, podobnie jak Kazuichi, który w końcu wybuchł. Widziałaś po jego zdeterminowanej minie, że zamierzał sprawić ci solidny monolog o tym, że nie zrobiłaś dla niego czekoladek, dlatego wyjęłaś z torebki kolorowe zawiniątko, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

— Kocham cię — powiedziałaś spokojnie, całując go w policzek i wręczając opakowanie z ręcznie robionymi czekoladkami. — Nigdy więcej we mnie nie wątp.





Kokichi Ōma


Walentynki były dla ciebie dniem jak każdy inny, bez żadnych dodatkowych fanaberii, spowodowanych naciskiem społeczeństwa. Skłamałabyś jednak, gdybyś powiedziała, że nie lubiłaś tego święta. W końcu, podczas Dnia Czekolady, ludzie masowo wychodzili ze swoich szablonów rutynowego i przewidywalnego zachowania, co tobie, jako Super Licealnej Obserwatorce, bardzo odpowiadało. Mogłaś do woli im się przyglądać, analizując i rozkładając na czynniki pierwsze sposób ich postępowania.

Siedząc w swojej ławce przy oknie, tak jak zawsze spoglądałaś z kamienną miną na boisko akademii, przyglądając się uczniom mającym zajęcia na zewnątrz. Wśród posiadaczy sportowych talentów panowało większe poruszenie niż zazwyczaj, co łatwo było zauważyć, zwłaszcza u żeńskiej części, która nerwowo sprawdzała co jakiś czas godzinę. Patrząc na ich zgrabne i zadbane sylwetki, z pewnością same dbały o spożywanie odpowiednich posiłków, więc nie były beztalenciami w gotowaniu, co musiało ułatwić im zrobienie czekoladek, nawet jeżeli na co dzień nie spożywały słodkich rzeczy.

Westchnęłaś z rozkoszy i satysfakcji, zadowolona, że w końcu udało ci się powrócić do spokojnego szkolnego życia, jakie prowadziłaś przed poznaniem Kokichiego. Co prawda było ono nieco nudne, ale doceniłaś je, kiedy myślałaś, że na dobre je straciłaś. Naiwnie pomyślałaś, że na moment powróciło, dopóki nie zaczepiła cię jedna z twoich przyjaciółek.

— Chyba tęskniłaś za tym, co?

— Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo — odpowiedziałaś, popadając w chwilową melancholię.

— Skoro jesteś taka spokojna, to rozumem, że masz już przygotowane czekoladki dla swojego chłopaka? — zapytała, uśmiechając się miło.

Odwróciłaś wzrok od okna, spoglądając na nią jak na kosmitę.

— Czekoladki dla Kokichiego? Czemu miałabym robić dla niego coś takiego?

— Em... Ponieważ chodzicie ze sobą? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie kryjąc zdezorientowania wywołanym twoim zachowaniem.

— To trochę niewystarczający powód, żebym spędziła cały dzień w kuchni, próbując nie stworzyć broni biologicznej — odparłaś powątpiewająco, opierając podbródek na dłoni.

— Och, czyli nie kochasz go wystarczająco mocno, żeby się tego podjąć?

— Gdybym go nie kochała, zrobiłabym dla niego czekoladki, Tsubasa. Właśnie z powodu uczuć, jakimi go darzę, nie chcę go zabić. Ani trafić do więzienia, mimo że miałabym okazję poobserwować nowych ludzi.

Zamyśliłaś się na moment, uznając, że byłby to całkiem ciekawy pomysł. Jednakże wolałabyś spędzić w więzieniu maksymalnie kilka miesięcy, zatem czyjekolwiek morderstwo odpadało.

— W porządku, rozumiem. Mam tylko nadzieję, że twój chłopak również to zrozumie — rzuciła przez ramię, szykując się do wyjścia.

Z jakiegoś powodu nie spodobała ci się złowieszcza nuta w jej głosie.

— Co masz przez to na myśli?

— Nic takiego. Po prostu często opowiadałaś, jaki to on... osobliwy w kwestii zachowania i wyrażania uczuć. Trochę się martwię, jak przyjmie informację, że nic dla niego nie przygotowałaś, ale wierzę, że wiesz co robisz.

Zamilkłaś, przetwarzając w głowie usłyszane słowa. Jakby się tak zastanowić, Tsubasa miała sporo racji, a ty wielkie kłopoty. Jeżeli Ōma był gotowy cię udusić, jeśli nie poświęcałabyś mu swojej uwagi, to jak mógł zareagować na brak jednej z najważniejszych deklaracji miłosnych?

Zakryłaś dłonią usta, powstrzymując wydobywający się z twoich ust chichot, oznaczający więcej niż tysiąc słów.

— Chcę umrzeć. To będzie mniej bolesne od tego, co mnie czeka...

— Oi, nie mów tak, [Imię]-chan! Masz szczęście, że zrobiłam czekoladek na zapas, więc mogę ci...

— Naprawdę?! Tsubasa, kocham cię! — przerwałaś jej, po raz pierwszy robiąc coś wykraczającego poza twój schemat rutynowego zachowania - przytuliłaś ją.

— [Imię]-chan? — Nagle po sali rozległ się dobrze znany ci głos.

Zesztywniałaś zszokowana, dopiero po kilku długich sekundach puszczając swoją przyjaciółkę.

— D-dziękuję, Tsubasa, że mogłam poćwiczyć na tobie wyznawanie miłości. Jestem w tym beznadzieja. Prawda, Kokichi? — zapytałaś drżącym głosem, posyłając Tsubasie błagalne spojrzenie, aby cię nie wydała.

— Trochę, ale dobrze, że starasz się to zmienić — odpowiedział, uśmiechając się miło, na co dreszcze przeszły ci po plecach.

Szturchnęłaś Tsubasę w ramię, aby podała ci ukradkiem czekoladki. Wiedziałaś, że będziesz się jej musiała później za to odwdzięczyć, ale na szczęście nie był to dla ciebie żaden problem, o ile uda ci się przeżyć dzisiejszy dzień. A zważywszy na fakt, że Ōma przyszedł do twojej klasy, oznaczał, że miał wobec ciebie własne plany, które niejasno przedstawiały twoją najbliższą przyszłość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz