poniedziałek, 29 czerwca 2020

D W A N A Ś C I E / じゅうに







Popołudniowe zajęcia prowadził Momada, nauczyciel matematyki o dość piskliwym głosie jak na starszego mężczyznę, skrobiąc kredą po tablicy. Pozornie zwykłe równanie w oczach Saki wyglądało nie mniej skomplikowanie od egipskich hieroglifów przez brak dostatecznego skupienia. Jej głowę przepełniało mnóstwo różnych problemów, wszystkie zbyt mgliste i nieuchwytne, żeby można było je rozwiązać. Z tego powodu wiele mądrości z lekcji do niej nie trafiło.

Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie, czasami tylko udając, że przepisywała działania z tablicy, gdy tymczasem — wbrew ciągłym próbom skupienia się na słowach Momady-senseia — rozmyślała o śmierci Esuno Hiny. Gdy rano przekroczyła próg sali, usłyszała, jak dwie dziewczyny rozmawiały o dziennikarce napotkanej przed szkolną bramą. Nie było to dziwne, skoro strony internetowe z lokalnymi wiadomościami od paru dni pisały w kółko o wypadku w liceum Kurohata, ale samo wspomnienie wystarczyło, żeby zaniepokoić Saki. Po tym zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie wypytać koleżanek o szczegóły, ale ostatecznie porzuciła ten pomysł. Powtarzała sobie co chwilę, że lepiej wyjdzie na trzymaniu ciekawości pod kloszem, niż wtykaniu nosa w nieswoje sprawy, jak to miało miejsce na ostatnim spotkaniu z Shinem.

Wciąż żałowała swojego bezwstydnego zachowania.

Gdy zadzwonił dzwonek, z ulgą przyjęła nadejście przerwy. Sporadycznie czuła impulsy bólu w górnej części głowy, które przypominały o przemęczeniu i za dużym stresie w ostatnim czasie. Saki najchętniej wyszłaby na zewnątrz, by odetchnąć wiosennym powietrzem i odrobinę się rozluźnić. Nadal nie była w szczytowej formie, lecz chodzenie nie sprawiało jej najmniejszego problemu, tak jak ubiegłego dnia.

Miała jednak ważniejszy priorytet na głowie o wdzięcznej nazwie Koizumi Aya.

Odwróciła się w stronę przyjaciółki, chcąc poprosić o chwilę rozmowy na osobności. Wiedziała, że w tym czasie nie wyjaśnią sobie wszystkiego, ale jeśli zrobi pierwszy — z reguły najtrudniejszy — krok, reszta jakoś się potoczy. Lecz nie zdążyła wcielić swojego planu w życie, rozproszona słowami nauczyciela:

— Amuka-san, mogłabyś zanieść te papiery do samorządu uczniowskiego?

Saki obróciła się z powrotem ku przodowi klasy, by przyjrzeć się rozgrywanej scenie.

— Oczywiście, Momada-sensei. — Azami uśmiechnęła się słodko, bez ociągania wstając i odbierając od mężczyzny plik kartek. — To o nie prosiła Konoha-san?

— Tak. Powiedziała, że potrzebuje tych rozliczeń. Gdy je przekażesz, będzie wiedziała, o co chodzi.

— Czy to jakaś tajemnica pomiędzy senseiem a Konohą-san? Pozostali członkowie samorządu nic o tych rozliczeniach nie wiedzą.

Saki wstrzymała na moment oddech. Spojrzała na nauczyciela, spodziewając się ostrej reprymendy za drążenie tematu, zamiast natychmiastowego wykonania polecenia, lecz Momada-sensei niczego takiego nie zrobił. Wyraz jego twarzy pozostał niezmienny, podobnie jak ton głosu, gdy udzielał Azami odpowiedzi:

— Przyznam, że nie dociekałem, dlaczego Konoha-san zdecydowała trzymać to w sekrecie. Szczególnie że takie rozliczenia mogłaby zrobić sama albo poprosić Nonomiyę-kuna o pomoc. Nie bez powodu jest odpowiedzialny za szkolne wydatki.

— Rozumiem. W takim razie sama zapytam o to Konohę-san.

Przez chwilę Saki zastanawiała się, czy wszystko dobrze zrozumiała. Miała nadszarpniętą psychikę, ale nie sądziła, żeby była w stanie przeobrażać fakty. Czy Momada-sensei naprawdę czuł się w porządku, tłumacząc się przed Azami? Zawsze zachowywał się profesjonalnie i równo traktował każdego z uczniów. Robienie wyjątków nie leżało w jego naturze, podobnie jak powierzanie zadań przypadkowym osobom.

— Jak będziesz się tak krzywić, to ci tak zostanie — oznajmiła Himiko. Siedziała jak na szpilkach, nie odrywając wzroku od swojego zeszytu, w którym ślamazarnymi ruchami coś notowała. Miała już zapisaną całą stronę, mimo to kontynuowała pisanie.

— Czemu Momada-sensei nie poprosił cię o zaniesienie tych papierów? — wypaliła Saki.

Pomiędzy dziewczynami zapadła cisza. Himiko ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na Saki, co natychmiast ją uświadomiło, że Jiro mogła odebrać to pytanie jako szczyt bezczelności.

— Nie pytam, żeby umniejszyć twojej pozycji, tylko z ciekawości — zapewniła, z lekko zaróżowionymi policzkami.

— Wiem, ale i tak masz minus dziesięć punktów. — Mimo szorstkich słów, wyraz twarzy Himiko złagodniał. — Wczoraj źle się czułaś, więc mogło ci to umknąć. Po prawdzie to nic dziwnego, że Momada-sensei poprosił Amukę-san o pójście do pokoju samorządu. W końcu jest nową wiceprzewodniczącą.

Saki spojrzała na Jiro wielkimi, nic nierozumiejącymi oczami. Czuła, jak na piersi siada jej ciężkie, zimne zdezorientowanie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Azami wyróżniała się pod każdym względem, jakby ulepiono ją z całkiem innej gliny. Choć były rówieśniczkami, biła od niej niezwykła aura dojrzałości i wyjątkowości, sugerująca, że zasmakowała doznań nieznanych zwykłym licealistom. Wzbudzało to podziw i zainteresowanie jej osobą, ale dotychczas tylko ze strony uczniów. Najwyraźniej nauczyciele również się do niej przekonali, chociaż Saki ani razu nie widziała, żeby Azami z którymkolwiek rozmawiała poza klasą.

Nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Wcześniej ucieszyłaby się, że Amuka zajmowała w szkole tak wysokie stanowisko, będąc właściwie o krok od zostania przewodniczącą. Niosłoby to mnóstwo korzyści, na których jeszcze parę tygodni temu zależało Saki — teraz robiło jej się słabo, jakby spoglądała w dół z klifu.

Zmarszczyła brwi i potrząsnęła energicznie głową. Powtórzyła w głowie swój priorytet i odsunęła krzesło do tyłu, by zwrócić się do Ayi i z nią porozmawiać, ale miejsce dziewczyny było puste.

Saki przeklęła w myślach. Nagle dopadło ją uczucie dojmującej samotności. A przynajmniej do momentu, zanim para czyiś oczu na nią nie padła.



❦ ❦ ❦



Na lekcji nie działo się nic ciekawego. W całej klasie wiało nudą, nawet podczas przerwy. Nikt się nie kłócił, a poruszane tematy były tak zwyczajne i drętwe, że Aiowi — jeszcze bardziej niż zazwyczaj — odechciewało się żyć. Nie znosił krzyków ani hałasu, ale to czcze gadki głupich ludzi sprawiały, że czuł się chory.

Brak obecności Azami również nie działał na jego korzyść. Kusiło go, żeby wykorzystać sytuację i odwalić jakąś porypaną akcję, gdy niespodziewanie wyczuł w powietrzu apetyczny zapach strachu. Powiódł wzrokiem po zebranych w sali osobach, zatrzymując wzrok na Saki. Z przyzwyczajenia objechał uważnym wzrokiem jej sylwetkę, żałując, że nie miał okazji zobaczyć, jakiego rodzaju wyraz twarzy przybrała. Czy szeroko otworzyła oczy, nieświadomie eksponując odczuwany lęk, czy marszczyła irracjonalnie brwi, niemal stykając je ze sobą, tak jak wtedy, gdy się złościła?

Rozsiadł się wygodniej, zastanawiając się, ile czasu minęło, nim ostatni raz się nad nią pastwił. Nieszczególnie tęsknił za jej towarzystwem, ale w przeciwieństwie do reszty osób w klasie, potrafiła być całkiem zabawna. Szczególnie gdy powstrzymywała się przed wpadnięciem w furie. Wątpił, żeby ktokolwiek widział ją w takim wydaniu, co dodatkowo go nakręcało.

Jeszcze kilka tygodni temu nie widział w tym nic złego, mógł się rozładowywać, na kim chciał, jednak ostatnie słowa Azami dały mu do myślenia.

Jak po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia przyzywającego, Azami weszła do sali. Jej loki podskakiwały w rytm kroków, z twarzy nie schodził ciepły uśmiech, na wypadek, gdyby ktoś ją obserwował. A tak działo się zawsze. Była nie tylko interesującym i urokliwym obiektem przyciągającym uwagę, mogłaby chodzić w łachmanach, a ludzie wciąż lgnęliby do niej. Istne przekleństwo dla kogoś o pragnieniu zniknięcia z powierzchni Ziemi.

— Jak poszło? — Oparł policzek na dłoni, przez co kilka czarnych jak krucze skrzydła kosmyków opadło mu na oczy. — Madam president powiedziała ci coś ciekawego?

— Nie, ale ucieszysz się; byłam o krok od zabicia jej — odrzekła. Miała spokojny wyraz twarzy, na swój sposób ładny, co nawet Ai dostrzegał, ale z jakimś nieprzyjemnym błyskiem w oczach.

— I co cię powstrzymało?

— Myśl o takim jednym gburze, który pozostawiony zbyt długo bez opieki może znowu narobić kłopotów.

— O rany, czyżbym dostał wyższą rangę? Od teraz nie jestem zwykłym gburem, tylko gburem specjalnej troski?

— Cieszysz się, zamiast rozpaczać? — Parsknęła, błyszcząc zębami w kolejnym ciepłym uśmiechu. Oczy jednak pozostały bez zmiany. — Nikt nie lubi gburów, Ai-chan.

— Nie dbam o to.

— Idealne słowa dla tchórza — mruknęła. Ton jej głosu sprawił, że dreszcze przebiegły Aiowi wzdłuż kręgosłupa.

Przez chwilę miał ochotę ją udusić.

W obecności Azami często dotykały go huśtawki emocjonalne, które przechodziły tak szybko, jak się pojawiały. Nienawidził tego. Nienawidził jej. Nienawidził wszystkiego.

Mógłby coś powiedzieć, jednak nie powiedział nic. Od zawsze podejrzewał siebie o masochistyczne skłonności, tylko zamiast się okaleczać, wybrał psychiczne cierpienie.

W tej jednej kwestii byli z Azami tacy sami.



❦ ❦ ❦



Kiedy zajęcia dobiegły końca, Saki podniosła się ze swojego miejsca, pakując rzeczy do torby na stojąco. Nie miała pojęcia, jak zacząć rozmowę z Koizumi czy Amuką, wcześniejsza stanowczość i odwaga kompletnie z niej uleciały i jedyne, czego pragnęła, to wrócić do domu i odmóżdżyć się przy jakimś anime.

Mimo pośpiechu jej ruchy wyglądały zwyczajnie. Ale nie dla Aia, który zerkał na nią ukradkiem; znowu czuł zapach strachu. Pokusa podążenia za nim była niczym kawałek ciasta postawiony przed uzależnionym od słodyczy dzieckiem. Mógłby spróbować odrobiny lukru w chwili nieuwagi gości, lecz zawsze znajdowała się jedna osoba, która wszystko widziała.

Saki przełknęła ślinę. Niemal czuła na karku czyjeś palące spojrzenie. Miała wrażenie, że zaraz stanie się to, czego najbardziej się obawiała. Zamknęła desperacko oczy, oczekując nieuniknionego.

Ale nic się nie wydarzyło i po chwili dziwne uczucie minęło. Saki spojrzała na otaczające ją niewzruszone twarze, po czym skarciła samą siebie za wpadanie w paranoję i wyszła z klasy, nim znowu coś absurdalnego przyszłoby jej do głowy.

Zostawiła sprawę z Ayą niedokończoną, o czym sobie przypomniała, kiedy mijała automat, w którym często razem kupowały ciepłe napoje. Choć jej żołądek z poczucia winy zamienił się w ciasno zaplątany węzeł, wewnętrzny tchórz namawiał, by wracała do domu. Mogła porozmawiać z Koizumi jutro. Albo zadzwonić do niej wieczorem. Wysłać gołębia z ręcznie napisanymi przeprosinami. Opcji było wiele i myśl o nich odrobinę uspokoiła sumienie Saki.

Przekonana, że tymczasowo rozwiązała emocjonalny dylemat, parła dalej przez szkolne korytarze, zatrzymując się dopiero przy szafkach koło wyjścia. Drzwiczki skrzypnęły, kiedy otworzyła je zimnymi i śliskimi od potu palcami. Wyjęła ze środka buty i rzuciła na ziemię w momencie pojawienia się fragmentu czyjegoś cienia. Wzdrygnęła się lekko i odwróciła się, widząc zmierzającą w jej stronę Nanami.

— Coś się stało, kaichō? — zapytała Saki. Oblicze starszej koleżanki było nieskazitelne jak zawsze, począwszy od delikatnie zaczerwienionych ust, kończąc na bladej i gładkiej cerze, jednak postawa przewodniczącej była przygnębiająca i gdyby nie musiała się zawsze godnie reprezentować, z pewnością szłaby ze spuszczoną głową i powściągniętą ze smutku twarzą.

— Nie, wszystko w porządku. Dzięki pomocy nowej wiceprzewodniczącej mogę dzisiaj wcześniej wrócić do domu. Całe szczęście, że nauczyciele szybko zadziałali i wybrali kogoś tak wspaniałego jak Amuka-san.

— Mhm... Amuka-san nadaje się do tej roli — odparła niepewnie, nie potrafiąc rozszyfrować, czy Nanami mówiła w pełni szczerze. — Skoro masz wolne, wracasz z Takai-senpaiem?

— Och, to ty nie wiesz, że Shin jest w szpitalu?

Serce Saki zaczęło bić mocniej, w płucach niemal zabrakło jej tchu. Namacalnie wręcz czuła, jak powietrze tężeje, gdy osłupiała patrzyła w oczy Nanami.



「次 も 嘲笑」

「Z kolejnego też będę się śmiał」


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz