niedziela, 16 lutego 2020

[SG] Your disease












Makoto Naegi


Odetchnęłaś głośno, kiedy czyjaś zimna dłoń wylądowała na twoim niewyobrażalnie ciepłym czole. Jęknęłaś, gdy tylko Makoto zabrał rękę.

Żałowałaś, że jego szczęście nie może się roznosić poprzez dotyk, dzięki czemu byłabyś już zdrowa.

- Mogę już wyjąć termometr? - zapytał, wpatrując się w ciebie z troską i czułością.

Pokiwałaś tylko głową w odpowiedzi na jego pytanie, na co Naegi, cały zarumieniony, sięgnął pod twoją koszulkę, aby wyjąć termometr i sprawdzić, jak źle miała się sytuacja.

- Niedobrze. Masz stan podgorączkowy - odparł ze zmartwieniem, przyglądając się ze zmarszczonymi brwiami urządzeniu, które również w magiczny sposób nie mogło cię wyleczyć.

Utkwiłaś wzrok w suficie, zastanawiając się, czemu do cholery nie spisałaś swojego testamentu. Co jeśli twoja cenna kolekcja [gier/książek/mang/płyt itp.] zostanie źle potraktowana przez twoją rodzinę?

Czy przez coś takiego mogło ci zagwarantować zostanie błąkającą się duszą, która skończy nawiedzając innych?

Oooch, na tylu nauczycielach byś się wtedy zemściła...

- Pójdę po tabletkę i zrobię ci zimne okłady. Jak będziesz czegoś potrzebowała, to zaczekaj aż przyjdę. Nie wolno ci opuszczać łóżka.

Przytaknęłaś, myśląc sobie, że Makoto jako lider jest całkiem, całkiem.

Czyżby choroba zmieniała twój charakter?

Nieeee...

Przecież to, że miałaś ochotę dziewczynę, z którą chodziłaś do drugiej klasy podstawówki, zepchnąć ze schodów, wcale o niczym nie świadczyło.





Byakuya Togami


- [Imię], wracaj do łóżka - nakazał ci srogim, a zarazem zirytowanym tonem Byakuya, kiedy wszedł do twojego pokoju i zobaczył, że zamiast odpoczywać, to się ubierasz.

- Nie ma mowy. Obiecałam mojej szefowej, że dzisiaj będę - odpowiedziałaś z powagą i stanowczością. - Poza tym, wcale się tak źle nie czuję!

- Nie? To dlaczego chodzisz, jakbyś coś brała? - zapytał, przyglądając ci się z boku, mając ramiona skrzyżowane na klatce piersiowej.

Złapałaś się pobliskiego regału, starając się wyglądać na jak najbardziej zdrową.

- To wcale nie z powodu choroby.

- Oświeć mnie więc, z jakiego?

- Z twojego! - palnęłaś, zanim zdążyłaś się nad tym zastanowić.

- Słucham?

- Nie mów słucham, bo cię...

- Starczy. Dzwonie po lekarzy i nie obchodzi mnie twoje zdanie - odparł Togami nieznoszącym sprzeciwu głosem i wyciągnął z kieszeni komórkę. - Wracaj do łóżka - nakazał ci, zanim zamknął drzwi do twojego pokoju, klucząc je następnie.

Zamrugałaś zdziwiona, całkowicie oszołomiona.

Nie mogłaś zdecydować, czyje zachowanie cię bardziej zdziwiło - jego czy twoje?





Chihiro Fujisaki


W normalnej sytuacji twoi opiekunowie nie pozwoliliby, aby w czasie choroby odwiedzał cię chłopak. Ha, żeby w ogóle kiedykolwiek do ciebie przychodził! Na szczęście twoje i Chihiro, rodzice nie mogli stanowić problemów, gdyż Fujisaki wyglądał jak...

- Masz taką uroczą koleżankę, [Imię]-chan! Czemu wcześniej jej nie poznaliśmy? - zapiała słodko twoja mama, rozczulając się nad twoim chłopakiem.

- Jakoś nie było ku temu okazji... - odpowiedziałaś słabym głosem, modląc się, aby twoja rodzicielka dała już sobie spokój.

Chociaż musiałaś przyznać, że rumieńce na twarzy bruneta były niezwykle urocze i wcale ci nie przeszkadzało przyglądanie się im.

- No dobrze, skarbusie. Zajrzę do was za chwilę z ciepłą herbatką i lekarstwem dla [Imię]-chan - odparła twoja mama, szykując się - w końcu - do wyjścia. - Nie podchodź do niej za blisko, Fujisaki-san, bo jeszcze się zarazisz.

-D-Dobrze - zgodził się nieśmiało Chihiro.

Na dźwięk jego głosu widziałaś, że twoja mama się wręcz rozpływa wewnętrznie. Nie sądziłaś nigdy, że będziesz czuła zazdrość odnośnie własnej matki.

Zwłaszcza, że ta zaglądała do was, dokładnie, co pięć minut, aby - dla twojego dobra - sprawdzić jak się czujesz.

Jeszcze nigdy nie chciałaś tak szybko wyzdrowieć jak w owej chwili.





Nagito Komaeda


Przeklęłaś siarczyście w myślach (za bardzo cię gardło bolało, żeby powiedzieć cokolwiek na głos), kiedy podniosłaś kubek i przyłożyłaś do swoich ust, a okazało się, że gorąca herbatka się już skończyła.

Chciałaś poprosić Nagito, aby zrobił ci kolejną, ale nie mogłaś krzyknąć, nie wspominając już, że o wstaniu z łóżka nie było mowy.

Raz - nie dałabyś rady.

Dwa - otrzymałabyś reprymendę od swojego chłopaka, którego widok nie cieszył cię tak bardzo jak obecnie.

Komaeda był wręcz twoim aniołem i nakrzyczałabyś na każdego kto twierdziłby inaczej! Gdybyś, oczywiście, posiadała zdrowe gardło...

Do tego miałaś wielką ochotę, żeby coś zjeść, ale jednocześnie zjeść niczego nie chciałaś.

Kiedy tylko przełykałaś ślinę zmagałaś się z okropnym bólem, który sprawiał, że automatycznie się wykrzywiałaś. Chwilami miałaś ochotę płakać, żeby tę katuszę się już skończyły, ale na widok Nagito przeważnie ci przechodziło. A jeśli nie, to chłopak delikatnie, ale zarazem mocno i zdecydowanie, obejmował całe twoje słabe ciało i szeptał do ucha pocieszające i dające siłę oraz nadzieję słowa.

Nagle obiekt twoich myśli zjawił się w twoim pokoju, niosąc talerz pełnej, przyjemnie pachnącej zupy [rodzaj].

Posłałaś mu spojrzenie pełne wdzięczności i ciepła, wiedząc, że gdybyś nawet mogła bezproblemowo mówić, to i tak słowa nie wyraziłby twojej wdzięczności względem niego.

- Połknęłaś wszystkie tabletki? - zapytał, siadając ostrożnie przy tobie. Skinęłaś głową na tak. - To dobrze. Lepiej ci?

Tym razem wykonałaś przeciwny gest.

- Gorzej?

Przytaknęłaś.

Wbrew pozorom mogło się wydawać, że nie jest tak źle, ale tylko ktoś, kto byłby na twoim miejscu zrozumiałby twój ból.

Komaeda westchnął cicho i odgarnął czułym gestem twoje kosmyki, które opadły ci trochę na oczy.

- Nie martw się. Szybko wydobrzejesz, obiecuję - odparł z taką pewnością i spokojem, że uwierzyłaś w jego słowach. - Pomogę ci jeść. Otwórz buzie.





Hajime Hinata


Hinata czuwał nad tobą od rana, aż do samego wieczora. Ktoś mógłby pomyśleć, że biedny chłopak miał ciężko, ale myliłby się w takim wypadku.

[Imię] spała sobie w najlepsze przez cały dzień, więc jedynym zadaniem bruneta było mierzenie jej temperatury, robienie okładów i zerkania na nią co jakiś czas.

Co prawda później ich oboje czekały straszne chwile, gdyż po obudzeniu się, [Imię] nie czuła się lepiej, a jeszcze gorzej.

Wtedy dopiero Hajime zrozumiał, co to znaczy opiekować się chorą dziewczyną.

Najgorsze, że nieważne czy była optymistką, czy nie.

Cierpiała tak samo, więc równie bardzo jęczała jak jej źle.

Oby tylko później sąsiedzi nie przyszli do niej się skarżyć...





Gundham Tanaka


Przewracałaś się raz na lewą część łóżka, a raz na prawą. Skopywałaś kołdrę tylko po to, żeby za chwile okryć się nią po samą szyje.

Mimo że nie chciałaś powiedzieć swojemu chłopakowi o swoim stanie zdrowia, ten i tak się wszystkiego domyślił i zaręczył, że niedługo do ciebie przyjdzie.

Fakt, czułaś się tak okropnie, że rozważałaś nawet kilkanaście razy wizję samobójstwa, ale to przecież nie świadczyło, że jest z tobą aż tak źle, prawda?

Tanaka wcale nie musiał lecieć na łeb ani na szyję, aby się tobą zająć.

Ha, kogo ty oszukiwałaś!

Nikogo bardziej przy swoim boku nie pragnęłaś zobaczyć!

Może dlatego, że przeczuwałaś, że to twoje ostatnie chwile?

Nie, chwila. Ogarnij się, [Imię]. Nie zachowuj się jak facet i tak nie panikuj.

Zbeształaś samą siebie w myślach, a potem z wahaniem spojrzałaś na leżący w pobliżu telefon.

Czy na pewno jestem ubezpieczona, tak w razie czego?

Nagle usłyszałaś głośny hałas, który, jak się domyśliłaś, zwiastował przybycie Gundhama.

Okryłaś się kołdrą w tym samym momencie, w którym Tanaka wparował do twojego pokoju, obładowany mnóstwem siatek z logiem pobliskiej apteki.

Nie wiedziałaś jak na to zareagować: ucieszyć się, a może bać?

Bo czy to była oznaka nadmiernej troski, czy faktu, że kompletnie nie znał się na przypadłościach dolegającym ludziom?





Kazuichi Soda


- [Imię]-san, nie zostawiaj mnie. Nie umieraj, proszę. Nie idź w stronę światła!

- A kiedy wydostałeś się z kapsuły, to niby w jaką stronę szedłeś? - zauważyłaś słusznie, ledwo wydobywając z siebie głos.

- To nie była ta sama sytuacja!

- Dobra, w porządku. Przestań tylko już krzyczeć, bo wszystko słyszę teraz potrójnie - odburknęłaś nadąsana, zakrywając się po sam nos kołdrą.

- To jednak nie jesteś chora, a zyskałaś super moce? - zapytał Soda tak niewinnie, że nie potrafiłaś się nie zdenerwować.

- Dobry Boże, Kazuichi, daj mi już spokój! Chcę umierać w ciszy.

- Ale ja nie pozwalam ci umrzeć!

- Ty nie masz nic do gadania. - Zarzuciłaś kołdrę na całą głowę i odwróciłaś się do chłopaka plecami. - Uszanuj moją decyzję i kup mi [kolor] różę, aby móc mi je położyć na nagrobku.

- [IMIĘ]-SAN, przestań wygadywać takie rzeczy!

- Czuję rozpacz... - szepnęłaś, odpływając powoli do innego, lepszego świata.

-C-Co? Nie, [Imie]-san, nie rób mi tego. Obiecuję, że będę od teraz jeszcze lepszym chłopakiem! Jak zadzwonisz o trzeciej nad ranem i powiesz, że mam ci kupić ogórki, to przyjdę do ciebie z nimi, ale proszę, nie zostawiaj mnie! - Chłopak wciąż panikował, klękając u stóp twojego łóżka, kiedy ty, będąc zbyt zmęczoną, żeby się nim przejmować, usnęłaś, aby się zregenerować.





Kokichi Ōma


W momentach choroby niejedna osoba mieszkająca sama przeklinałaby właśnie taki stan rzeczy. Ty do tej grupy się nie zaliczałaś z prostego powodu - nawet jak miałaś w domu więcej osób, to i tak nikt się nie kwapił, aby się tobą zająć. Co prawda o pomoc rzadko prosiłaś (prawie nigdy), więc - po części - ktoś mógł stwierdzić, że sama wybierałaś sobie taki los. Taka osoba miałaby racje, zgadzałabyś się z nią. Jednak to też potwierdzało egoizm wielu osób, bo czy chory musi błagać o zrobienie chociażby herbaty? No właśnie. Kij zawsze ma dwa końce.

Prawdopodobnie i tym razem nie otrzymałabyś żadnej pomocy, gdyby nie to, że jednym z ulubionych zająć Oumy było włamywanie ci się do domu. Interesowała go sztuka złodziejstwa, a przede wszystkim otwieranie zamków, więc najczęściej odpuszczał dzwonienie do drzwi czy pukanie; po prostu sam sobie otwierał.

Wspaniały chłopak, czyż nie? Inteligencji i niebywałych zdolności można mu było tylko pozazdrościć. Szkoda tylko, że do jego cech nie należała przesadna - jak i prawie żadna - opiekuńczość.

Zatem głównie jego opieka nad tobą polegała na zaszczycaniu cię swoim towarzystwem. O dziwo musiałaś przyznać, że to ci pomogło. Najlepszym lekarstwem ze wszystkich okazało się gadanie Kokichi'ego o takich rzeczach, że nie wiedziałaś, czy na serio tak mówił, czy już choroba sfiksowała ci mózg. Albo on...

Coś na pewno było na rzeczy, ale najważniejsze, że wyzdrowiałaś w trybie natychmiastowym.





Monokuma


- [Imię]-chan? Bardzo źle się czujesz? - zapytał słodkim i niewinnym głosem Monokuma.

Lewa powieka ci nieznacznie drgnęła, gdy musiałaś powstrzymywać złość, bo gardło nie pozwalało ci zbesztać tego okropnego typa, który całą swoją osobą pogarszał twój stan. Należy też napomknąć, że robił to z premedytacją, świetnie się przy tym bawiąc.

Pokiwałaś jednak głową, mając nadzieję, że w końcu drgnie mu serce (albo coś co ma wewnątrz) i chociaż się przymknie!

Niestety, twoje nadzieje były żmudne.

- Upupu, biedactwo~ Pewnie ci zimno, co? To chyba niedobrze, że otworzyłem okno - drażnił się dalej, a sadystyczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy.

Zamknęłaś oczy i zmusiłaś się, żeby ich nie otwierać.

- [Imię]-chan? - zawołał Monokuma, jakby chciał obsypać cię tęczą, a jednocześnie upuścić wiadro, w którym owa tęcza by była. - [Imię]-chan? - powtórzył mniej pewnie.

Kiedy chłopak przestał otrzymywać od ciebie jakiekolwiek odpowiedzi, zaczął cię delikatnie szturchać po różnych częściach twojego ciała.

Nie drgnęłaś jednak ani razu.

- [Imię]-chan... Nie żyjesz?

- Dopóki choruje - tak. Czuj tę rozpacz, śmieciu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz