- To miłe, [Imię]-san, ale nie musisz się mną zajmować - zapewnił cię - po raz któryś z kolei - zmęczonym i zachrypłym głosem Makoto.
Prychnęłaś, przewracając powściągliwie oczami, i poprawiłaś Naegi'emu kołdrę, jednocześnie podciągając mu ją tak wysoko, aby zakryła mu usta. Uśmiechnęłaś się do niego łagodnie, dziękując losu, że darzyłaś go tak silną miłością, mogąc dzięki temu zyskać nadludzką cierpliwość.
- Wiem, że nie muszę, ale chcę. Wolę mieć na ciebie oko, niż siedzieć w domu i się zamartwiać twoim stanem - odpowiedziałaś zgodnie z prawdą. Sięgnęłaś do miski, gdzie przygotowałaś zimny okład dla swojego chłopaka, po czym wycisnęłaś materiał z nadmiaru wody i położyłaś mu delikatnie na czole. - Czasem się nad tym zastanawiałam, czy z twoim szczęściem jakieś choroby mogą cię złapać. W końcu poznałam odpowiedzieć - dodałaś refleksyjnym tonem, kiwając w zamyśleniu głową. - Najwyraźniej twoje szczęście potrzebuje od czasu do czasu wyjechać na urlop.
- Brzmisz, jakbyś uważała, że posiadam jakieś nadnaturalne moce - zaśmiał się słabo, co szybko przerodziło się w napad suchego kaszlu.
Wykrzywiłaś współczująco usta, przyglądając mu się z troską. Podałaś mu opiekuńczym gestem szklankę z lekarstwem.
- Wystarczająco dużo razy widziałam, jak działa twój talent, więc mam podstawy sądzić, że jest to coś nadnaturalnego - rzekłaś z lekkim rozbawieniem, głaszcząc go po głowie. - Hm... Później przydałoby się, abyś wziął gorącą kąpiel. Przed wyjściem przypomnę o tym Komaru.
- Nie trzeba, [Imię]-san, naprawdę - Naegi próbował odwieść cię od tego pomysłu, ale ściśnięte z bólu gardło nie pozwalało mu na prowadzenie z tobą długich debat dyskusyjnych na temat ,,czy gorąca kąpiel jest bliższa popadnięciu w rozpacz, czy w nadzieje''. A, nie, chwila. To nie ten temat. - Do jutra wyzdrowieje na pewno - zapewnił cię zamiast tego.
Przechyliłaś w zamyśleniu głowę na bok.
- Chyba takiego szczęścia nawet ty nie masz... - mruknęłaś nieprzekonana.
Jakie było twoje zdziwienie, gdy nazajutrz Makoto wyglądał na zdrowego. Naturalnie się cieszyłaś, że jego stan szybko przeminął, ale lekkie ukłucie zazdrości, gdzieś tam pod skórą siedziało.
Przy nim to się czuję jak jakieś wynaturzenie.
Przewróciłaś zirytowana oczami, zastanawiając się, jaki jest procent szansy na to, że za chwile dostaniesz oczopląsu.
- Byakuya, wracaj do łóżka - nakazałaś mu srogim głosem, dostając uczucia deja vu, gdy tylko wypowiedziałaś te słowa. - Jesteś chory, musisz odpoczywać!
- Nie mam czasu na odpoczynek - prychnął pogardliwie, próbując wstać z łóżka, ale przytrzymałaś go siłą, aby nie mógł tego zrobić.
Ledwo udało ci się go do niego zaciągnąć, więc nie zamierzałaś, by twój trud poszedł na marne. Zwłaszcza, że zamiast mieć od niego - chociaż raz - święty spokój, to musiałaś się zmagać z jeszcze gorszą wersją jego charakteru - tą zmęczoną i kapryśną. Ledwo nad sobą panowałaś, gdy zachowywał się ,,normalnie'', więc teraz miałaś prawdziwy test na przetrwanie.
- Do cholery, Byakuya! Wiem, że jesteś ze wspaniałej, bogatej i wysoko tytułowanej rodziny Togami, ale na litość boską, jeżeli nie przestaniesz się ruszać, to przysięgam, że cię do tego łóżka przywiążę! - zagroziłaś śmiertelnie poważnym głosem, na co Togami spojrzał na ciebie zdziwiony. Po chwili jego wzrok zmienił się na taki, jakby patrzył na irytującego owada, a nie na swoją dziewczynę.
- Masz czelność mi rozkazywać?
- Tak, mam. W końcu jestem dziewczyną Super Licealnego Panicza i muszę wiedzieć, kiedy należy postawić na swoim - odpowiedziałaś pewnie, ale to nie ton twojego głosu najbardziej Togami'ego zaskoczył. - Nic nie jest ważniejsze od zdrowia, a już zwłaszcza interesy. One poczekają, Byakuya-kun. Odpoczynek cię nie zabije ani nie zrujnuje wizerunku twojej rodziny. Jeżeli będzie trzeba to pomogę ci potem nadrobić stracony czas, ale dopiero jak wyzdrowiejesz! - przedstawiłaś mu wszystkie warunki, których nie zamierzałaś pod żadnym względem nagiąć.
Mimo to zdziwiłaś się, kiedy Togami się uśmiechnął, posłusznie przestając próbować wstać z łóżka.
- W końcu zaczęłaś mówić z sensem - pochwalił cię na swój sposób, co przyjęłaś bez słowa marudzenia. Nie powstrzymałaś się tylko przed przewróceniem oczami - znowu. - Zaparz mi moją ulubioną kawę. W kuchni w szafce przy ścianie powinny być jakieś leki. Ach, i nie przemęczaj się za bardzo. Jak już wyzdrowieje, to bierzemy się do roboty.
- Yhm - mruknęłaś z politowaniem, nie chcąc się z nim wykłócać, zwłaszcza w jego obecnym stanie. Chociaż jego słowa przeczyły, aby jakoś szczególnie cierpiał czy źle się czuł.
Może powinnam mu coś dosypać do tej kawy?
Nigdy nie opuszczałaś treningów. Wiadomo, że czasem zdarzały się chwile słabości, ale po nich tylko jeszcze bardziej się nakręcałaś do biegania. Tym razem coś innego zmotywowało cię do pędzenia przed siebie i nie miało to nic wspólnego z twoimi słabościami. No... Prawie nic wspólnego. W końcu Chihiro niejako się do nich zaliczał. Dla niego nie zawahałaś się powiedzieć nauczycielowi brzydkiego kłamstwa, tłumaczącego, dlaczego nie zjawisz się po zajęciach na bieżni.
Całe szczęście przed rodzicami nie musiałaś zatajać prawdy, a już zwłaszcza przed swoją mamą. Kiedy poinformowałaś ją, że po szkole idziesz do domu Fujisaki - swojej ,,koleżanki'' - bo ta się strasznie rozchorowała, to twoja rodzicielka zaczęła się narzucać, że odbierze cię po lekcjach i do niej zawiezie. Cudem udało ci się ją odwieźć od tego pomysłu, co do najłatwiejszych zadań nie należało.
Samego Chihiro oczywiście również poinformowałaś o tym, że przyjdziesz go odwiedzić, mimo że zapewniał cię, że nie musisz, że ma odpowiednią opiekę. Co dziwne, to ostatnie zdanie sprawiło, że krew w tobie zawrzała i jeszcze śpiesznej ci było do niego się udać.
A kiedy zobaczyłaś kto stróżował nad twoim chłopakiem, to prawie cała twoja energia młodej nastolatki zamieniła się na staruszkę z reumatyzmem.
Starsza kobieta, stojąca przy łóżku Chihiro, objechała cię uważnym i oceniającym spojrzeniem od stóp do głowy, a następnie się do ciebie uśmiechnęła, co chyba miało znaczyć, że przeszłaś jej warunki klasyfikacyjne. Gdy tylko seniorka opuściła pokój Fujisaki'ego natychmiast go o nią zapytałaś:
- To twoja babcia? - zapytałaś neutralnym głosem, chociaż wewnętrznie aż cię coś ściskało. To jej spojrzenie było straszne! Czułaś jakby przebiła ci skórę i zajrzała prosto w duszę. Dreszcze przechodziły cię na samą myśl o tym.
- Nie, to tylko Genowefa. Pomaga utrzymać porządek w domu. Moi rodzice dużo... - urwał, zaczynając głośno kaszleć. Starsza kobieta natychmiastowo opuściła twoje myśli.
-Och, przepraszam. Pierwsze o co powinnam spytać, to jak się czujesz - odparłaś ze skruchą, siadając niepewnie obok Chihiro.
-W-W porządku. Cieszę się, że przyszłaś, [Imię]-chan, ale martwię się, że się zarazisz.
Otwierałaś usta, aby zapewnić go, że nie potrzebnie się martwi, że jako atletka masz naprawdę silną odporność, ale akurat do pokoju wparowała z powrotem Genowefa, która najwyraźniej słyszała wszystko, co mówiliście.
- Nie martw się, mój drogi. Mam przepis na specjalną herbatę, która chroni przed chorobami. Obiecuję, że przed wyjściem poczęstuję nią twoją przyjaciółkę, aby niczego od ciebie nie złapała - zapewniła staruszka uprzejmym tonem.
O dziwo dreszcze cię przeszły, gdy o tym usłyszałaś.
Odetchnęłaś głęboko, odbierając Komaedzie termometr, aby sprawdzić jego temperaturę. Grymas niezadowolenia mimowolnie wdarł się na twoją twarz, gdy ujrzałaś zdecydowanie zbyt dużą parę liczb.
- Niestety masz wysoką gorączkę. Wychodzi na to, że dzisiaj się z łóżka nie ruszysz - poinformowałaś go współczującym głosem.
Serce ci się krajało na widok katuszy, jakie musiał znosić. Był jeszcze bladszy niż zazwyczaj, blond kosmyki przykleiły mu się do spoconego czoła, a powieki ledwo utrzymywał otwarte.
Nie chciałaś, aby twoje poczucie litości było widoczne, ale najwyraźniej musiało bić w oczy, skoro nawet chory chłopak to dostrzegł.
- Naprawdę dziękuję ci, że poświęcasz mi swój czas, [Imię]-chan, ale nie musisz się o mnie martwić. Od dziecka choruje, więc jestem do tego przyzwyczajony, a nie chciałbym cię zarazić.
- Nie ma mowy! Jeżeli mam gdzieś pójść, to tylko do apteki po leki dla ciebie - odrzuciłaś jego propozycje natychmiastowo, nawet przez sekundę jej nie rozpatrując. - Opiekowałeś się mną, kiedy byłam chora, więc teraz mogę ci się odpłacić. A jak się zarażę, to najwyżej będziemy się sobą nawzajem zajmować.
- Jesteś wspaniała, [Imię]-chan. Naprawdę jestem szczęściarzem mając ciebie - mówienie sprawiało mu wyraźny trud, a mimo to starał się ciebie uspokoić uśmiechając się wymuszenie.
Chociaż wewnętrznie cię emocjonalnie rozrywało, odpowiedziałaś na gest Komaedy, by go pocieszyć. Pochyliłaś się lekko nad nim, aby odgarnąć mu z czoła wilgotne kosmyki i pocałować w czubek głowy.
- Musisz dać sobie czas i porządnie wypocząć. Niczym się nie przejmuj. Zostanę dzisiaj u ciebie i wszystkim się zajmę - obiecałaś, posyłając mu po raz ostatni ciepły uśmiech, zanim się odwróciłaś, ruszając w stronę kuchni.
Przed opuszczeniem pomieszczenie usłyszałaś cichy głos Nagito, który mruknął słabo, że cię bardzo kocha. Spojrzałaś speszona za siebie, ale chłopak miał oczy zamknięte. Nie wiedziałaś czy się przesłyszałaś, czy nie, ale mimowolnie twoją twarz zalał szkarłatny rumieniec.
- Ja też cię kocham.
Wiedziałaś, że będzie źle. Naczytałaś i nasłuchałaś się tylu rzeczy na temat chorych mężczyzn, że dużo szybciej nastawiłaś się psychicznie na takie okoliczności. Oczywiście jak zawsze nie brakowało ci optymizmu. W końcu nie mogło być tak źle!
Jak bardzo się zdziwiłaś, kiedy Hajime ze spokojem wszystko znosił. Nie marudził ani nie narzekał, że zaraz zejdzie z tego świata, że powinniście jechać do szpitala albo najlepiej po księdza, aby ten zaczął już go namaszczać.
Takie zachowanie zamiast cię cieszyć, sprawiło, że martwiłaś się o swojego chłopaka jeszcze bardziej.
- Dziękuję, [Imię]-san - podziękował ci szczerze Hinata, uśmiechając się do ciebie, kiedy już przełknął bez żadnych zażaleń lekarstwo, chociaż doskonale wiedzieliście, że wykrzywiało ono twarz samym zapachem.
Jego spokój udzielił się również tobie, chociaż tobie - w przeciwieństwie do niego - taki stan nie pasował.
- Wszystko w porządku, [Imię]-san? - zapytał zmartwiony, gdy zauważył, że od dłuższego momentu masz puste spojrzenie. - Zaraziłaś się ode mnie?
- Co? Nie, nie. Ja tylko... Czy na pewno nic cię nie boli? - spytałaś podejrzliwie.
- Trochę gardło i głowa, ale nic mi nie będzie.
- To dobrze. Cieszę się - mruknęłaś, kiwając z przekonaniem głową, jakby chcąc samą siebie o tym utwierdzić bardziej niż jego.
Z taką postawą podczas choroby powinien mieć talent Super Licealnego Mężczyzny.
Słoneczna i zachęcająca do życia pogoda, która nie tak dawno powitała cię radośnie, była prawdziwym kontrastem twojego nastroju. Tylu pesymistycznych rzeczy się od Tanaki dzisiaj nasłuchałaś, że prawie zaproponowałaś mu grę w wisielca na żywo.
- Umieram, moja Królowo Ciemności. Ta przeraźliwa klątwa wypala moje narządy od środka. Czuję, że tracę kontrole nad swoim ciałem. Zaopiekuj się, proszę, moimi zwierzętami. Na pewno sobie poradzisz.
Siedząc na krześle przy łóżku swojego chłopaka, ze smętną miną, byłaś zmuszona właśnie takich smętnych rzeczy wysłuchiwać. Wpatrywałaś się w swoje dłonie, zastanawiając się, czym sobie na tę karę zasłużyłaś.
- Przeżyjesz, Tanaka. Wierzę, że twoja moc jest na tyle silna, by przezwyciężyć tę choro... To znaczy klątwę - poprawiłaś się szybko, mówiąc apatycznym i zmęczonym głosem. - Jednak na wszelki wypadek przyniosę pewne wspomagacze, które pomogą ci ją zwalczyć - dodałaś, sięgając do koszyczka z lekami. Miałaś nadzieję, że taki argument przemówi do twojego chłopaka i w końcu zgodzi się wziąć antybiotyk.
- Jesteś... Jesteś pewna, że pomogą? - wydukał słabo, spoglądając na ciebie niepewnie, a zarazem podejrzliwie.
- Oczywiście. Mnie pomogły, gdy byłam chora, pamiętasz? Trochę mi tego zostało - odpowiedziałaś z przekonaniem, uśmiechając się pokrzepiająco na potwierdzenie swoich słów.
Czekałaś cierpliwie aż Tanaka zastanowi się nad twoją propozycją, wcale nie zamierzając go pośpieszać. Wiedziałaś, że coś takiego mogłoby przynieść odwrotny skutek.
Gdy twój chłopak skinął lekko głową, zgadzając się w ten sposób na przyjęcie leków, zerwałaś się ze swojego miejsca niczym Monokuma wyczuwający rozpacz, biegnąc szybko po lekarstwa. Nie zamierzałaś dać mu ani chwili czasu na rozmyślenie się czy zrezygnowanie. Twoja psychika nie zniosłaby dłużej jego bolesnej litanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz