piątek, 14 lutego 2020

[SG] Second meeting










Spotykając ludzi musisz się autentycznie cieszyć, jeśli chcesz, aby oni także cieszyli się ze spotkania z tobą.

— Dale Carnegie



spotkanie — ludzie — radość








Byakuya Togami


— Oi, [Imię]-chan, tutaj!— zawołała Asami, twoja stara przyjaciółka, z którą chodziłaś razem do podstawówki i gimnazjum. Chciałyście do liceum również się wybrać we dwójkę, ale ty skończyłaś jako Super licealny dzieciak, a ona pozostała zwyczajna.

Przewróciłaś ukradkiem oczami, przeklinając w duchu, że też musisz do niej podchodzić — tego wymagała twoja praca.

Uśmiechnęłaś się szeroko i tanecznym krokiem podeszłaś do dziewczyny.

— Witaj, Asami-chan, co ci podać? — zapytałaś grzecznie, promieniując radością, urokiem, kwiatkami i innymi duperelami, których od ciebie żądano.

— Co tam u ciebie? — odparła zaraz po tobie, ignorując twoje pytanie.

Czułaś jak drga ci powieka, lecz nie straciłaś cierpliwości.

— W porządku. To, co chcesz...

— A jak jest w akademii? Tak wspaniale jak wszyscy mówią? — przerwała ci, opierając policzek na dłoni.

Jak ja z nią wytrzymałam tyle lat? — zastanawiałaś się w myślach. Chyba posiadanie cenionego talentu sprawiło, że zrobiłam się bardziej wybredna i pewna siebie.

— Myślę, że tak — odpowiedziałaś grzecznie już chcąc powtórzyć swoją standardową kwestie, kiedy znowu ci przeszkodzono.

— Sytuacja w domu chyba się nie poprawiła, co? Nadal musisz pracować, żeby...

— Asami-chan, naprawdę bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale jestem w pracy, więc albo dajesz się obsłużyć, albo wychodzisz.

Tym razem to ty nie pozwoliłaś jej dokończyć. Wciąż uśmiechałaś się miło, ale twoje oczy pozostały zimne i bez wyrazu.

Zaczęłaś pracować w kawiarence z pokojówkami już jakiś rok temu. Z powodu spraw rodzinnych nie miałaś innego wyjścia. Twoja duma nie pozwoliłaby się do tego przyznać, ale nawet polubiłaś owe miejsce; pełne pozytywnej energii i swoistego uroku.

— R-racja, przepraszam... — odparła ze skruchą, po czym uśmiechnęła się do ciebie nieśmiało. — Ciasto truskawkowe, poproszę.

Pokiwałaś głową na znak, że zrozumiałaś i poszłaś w kierunku lady, żeby poinformować o zamówieniu.

Po niecałych pięciu minutach, mogłaś już iść z powrotem do Asumi. Nie zwracałaś uwagi na wiecznie dzwoniący dzwonek, bo co chwilę ktoś wchodził albo wychodził, więc nie kłopotałaś się nawet tym, żeby zerkać na gości. Troszkę przez to ich zaniedbywałaś, ale przecież mogli zawołać, gdyby czegoś potrzebowali, prawda? Oto w tym chodzi, żeby zwracali się do pokojówki, która szczególnie im przypadła wyglądem do gustu.

Co prawda, czasami specjalnie ignorowałaś jakieś nawoływania, bo kompletnie nie miałaś ochoty obsługiwać, niektórych typów, ale jeszcze nigdy nie zostałaś za to zganiona, wręcz przeciwnie — szefowa uważała to za twój znak rozpoznawalny jako niedostępnej kelnerki. Większość klientów to jarało, więc przychodzili często, żeby w kolejnych dniach spróbować swojego szczęścia i sprawdzić czy w końcu do nich podejdziesz. Może było to nieuprzejme z twojej strony, ale świetnie się przy tym bawiłaś.

Niektórzy czasem podejrzewali, że wolisz kobiety, ale na samą te myśl chciało ci się śmiać. Przecież to brzmiało tak absurdalnie!

— Proszę. — Położyłaś na stoliczku Asumi jej zamówienie.

— Dziękuję — odparła z uśmiechem.

Odwzajemniłaś gest, zastanawiając się nad pewną sprawą.

— Przyszłaś tutaj sama?

— Yhm, przyszłam tu dla ciebie — odpowiedziała nieco niewyraźnie, wkładając sobie ciasto do ust, ale mimo to jakoś ją zrozumiałaś. Szykowałaś się już do odejścia, kiedy twoja znajoma pociągnęła cię za rękaw. — Nie chcę ci mówić, co masz robić w pracy, ale może obsłuż tego gościa. Wygląda jakby był za dumny, żeby zawołać obsługę — wyszeptała, wskazując na lewy kraniec sali.

Spojrzałaś w tamtą stronę i dosłownie zamarłaś. Siedział tam nie kto inny jak Togami Byakuya. Czułaś jak krew odpływa ci z twarzy. Obejrzałaś się za siebie, żeby poszukać wzrokiem jakieś innej koleżanki po fachu, która by do niego podeszła, ale jak na złość żadnej nie było w zasięgu wzroku.

Przełknęłaś ciężko ślinę i wyswobodziłaś się delikatnie z uchwytu Asumi.

— Dziękuję za twoją czujność i radę. Pójdę go obsłużyć — powiedziałaś miło i na miękkich nogach podeszłaś do blondyna.

Oddychałaś ciężko, jakbyś wspinała się po górze. Przystanęłaś przy stoliczku Super licealnego Panicza i uśmiechnęłaś się sztucznie.

— Dzień dobry! W czym mogę ci po...

— Wezmę cappuccino, bez mleka i z dokładną ilością trzech łyżeczek karmelu. Zrób to szybko — przerwał ci, nawet nie patrząc w twoją stronę, wciąż wgapiony w menu.

Drgnęłaś, czując narastająco złość.

Jakim cudem przeszło mi wcześniej przez myśl, że nie jest wcale taki niemiły? Pomógł mi z historią, ale to nadal wredny drań — pomyślałaś.

Mogłaś wykorzystać okazje, że na ciebie nie spojrzał, odejść, poinformować o zamówieniu i poprosić inną znajomą o dostarczenie go. Tak zrobiłaby rozsądna osoba.

— Dziękuję, przyjęłam twoje zamówienie, Togami-kun — odparłaś przesłodzonym głosem.

Dopiero gdy zimne, niebieskie oczy skierowały się na twoją skromną osobę, zdałaś sobie sprawę, na co właściwie się skazałaś.

Zrobiłaś szybki odwrót taktyczny i na ponowne spotkanie z bossem wysłałaś swoją znajomą, żeby to ona dostarczyła przedmiot fabularny, który miał, chociażby w pewnym stopniu, uchronić was przed jego gniewem.





Chihiro Fujisaki


Jedyną rzeczą, jaką nienawidziłaś bardziej niż owadów, były zakwasy. Twojego ciała nie obchodziło, że byłaś Super licealną Biegaczką, mięśnie musiały cię boleć jak każda inną osobę, bez żadnych forów, nawet w trakcie okresu. Z tego powodu humor ci nie dopisywał, szczególnie że Yui postanowiła się do ciebie nie odzywać przez ostatnią akcję na boisku.

Samotność ci nie przeszkadzała, gdyż zdążyłaś się z nią oswoić w poprzednich szkołach i akceptować ją w pewnych granicach. Izolacja dała ci się we znaki dopiero, gdy rozpoczęła się przerwa na lunch. Nie potrafiłaś znieść gwaru panującego na stołówce, więc postanowiłaś wyjść na zewnątrz i zjeść drugie śniadanie na szkolnym dziedzińcu.

Usiadłaś na ławce ze ślicznego, ciemnobrązowego drewna, dziękując w duchu za piękną pogodę. Rozsiadłaś się wygodnie niczym kura, która szykuje się do zniesienia jajka i rozpakowałaś swoje bentō. Zaczęłaś się cieszyć niczym dziecko. Dzisiaj wypadał jeden z nielicznych dni, kiedy mogłaś sobie pozwolić na coś więcej w swoim jadłospisie niż same zdrowe rzeczy. Radość większa niż przed przyjściem Świętego Mikołaja!

— Dzień dobry, [Imię]-san!

— Hm? — Podniosłaś zdziwiona głowę, spoglądać z pełną buzią na osobę, która postanowiła do ciebie dołączyć. Chciałaś natychmiast odpowiedzieć, ale w porę się upomniałaś, że wciąż miałaś jedzenie w buzi. Szybko je przełknęłaś i odpowiedziałaś z bladym uśmiechem: — Dzień dobry, Chihiro-san! Też nabrałaś ochoty, żeby zjeść lunch na świeżym powietrzu?

— Niezupełnie. Widziałam jak wychodzisz sama ze swoim bentō i pomyślałam, że mogłabym do ciebie dołączyć. O ile masz ochotę...

— Och, jasne! Siadaj. — Przesunęłaś się na bok, robiąc Chihiro miejsce. — Wróciłaś wczoraj bezpiecznie do domu?

— Tak, a ty? — Pokiwałaś twierdząco głową. — Całe szczęście! Martwiłam się strasznie, gdy cię zostawiałam — odparła z lekkim uśmiechem, gdy tymczasem ty się prawie zakrztusiłaś. Poza twoimi rodzicami nikt nigdy się o ciebie nie martwił. — Chciałam też zapytać, kiedy chcesz się spotkać?

Nie wiedziałaś czemu, ale na policzki wkradł ci się lekki rumieniec.

— S-spotkać?

— Yhm! W sprawie prezentacji, o których wczoraj mówiłaś.

— Aaa, racja!

Spłynęło na ciebie błogie olśnienie.

— Nie wiem, a kiedy masz czas?

— Dzisiaj po szkole.

— To świetnie! Akurat dzisiaj nie mam żadnego treningu — ucieszyłaś się, jednak po chwili uśmiech zszedł ci z twarzy, gdy przypomniałaś sobie wczorajszy wywód rodziców. — Nie mogę tylko zostać zbyt długo.

— Nie martw się. Nie zajmie nam to dużo czasu — zapewniła z niesamowitym entuzjazmem.

Dokończyłyście lunch we własnym towarzystwie, oddając się beztroskiej rozmowie, dopóki dzwonek nie oznajmił końca przerwy. Z bólem serca rozstałaś się z Chihiro, którą zaskakująco szybko polubiłaś. Zazwyczaj nie pozwalałaś innym się do siebie zbliżyć, jednak Fujisaki posiadała w sobie coś wyjątkowego, przez co nie potrafiłaś się oprzeć pokusie spędzania z nią jak największej ilości czasu.





Hajime Hinata


Siedząc na ławce w parku, zrozpaczona szurałaś nogami po żwirze, mrucząc coś smętnie pod nosem. Nagle wyprostowałaś się jak struna, klepiąc energicznie policzki dla oprzytomnienia. Musiałaś zachować optymizm, nawet jeżeli czułaś się fatalnie. Nie chciałaś pokazać dyrekcji Akademii Szczytu Nadziei, że mieli rację bagatelizując twoją zdolność pozytywnego myślenia.

Zacisnęłaś dłonie w pięści, tłumiąc chęć wykrzyczenia całemu światu o dotkniętej cię niesprawiedliwości. Dotychczas nie czułaś potrzeby niszczenia miana publicznego, ale w obecnej chwili bardzo pragnęłaś w coś uderzyć.

Spojrzałaś na pobliskie drzewo, które kopnęłaś bez większego zastanowienia. Niemiłosierny ból eksplodował w twojej stopie, zmuszając do oparcia się na chropowatej korzę. Odetchnęłaś ciężko i zamknęłaś na moment oczy.

— [Nazwisko]-san? Dobrze się czujesz?

Odwróciłaś się, napotykając na zmartwione spojrzenie Hinaty. Nagle poczułaś suchość w ustach, nie chcąc, żeby widział cię w równie opłakanym stanie.

— T-tak. Wszystko gra. — Uśmiechnęłaś się sztucznie.

— To dlaczego płaczesz?

Dotknęłaś opuszkami palców swojego wilgotnego policzka, nieświadoma płynących łez.

— To nic takiego. Ja... wracam do kursu rezerwowego — po tych słowach rozpłakałaś się na dobre, wprawiając Hinatę w wielkie zakłopotanie.

Zmieszany poprowadził cię z powrotem do ławki, po czym usiadł obok ciebie. Po chwili niezręcznej ciszy, Hajime sięgnął do swojej torby i zaoferował ci paczkę chusteczek.

Przyjęłaś z wdzięcznością chustkę i przetarłaś nią twarz, oddychając ciężko.

— J-ja... Już w porządku. Dziękuję.

— Nie ma sprawy. Jeśli mogę spytać... Co się właściwie stało?

Powstrzymałaś cisnące się do oczu łzy, mrugając pospiesznie. Nie chciałaś, żeby znowu patrzył jak płaczesz.

— Na kursie głównym było wolne miejsce, a że mój talent najbardziej zaliczał się do zostania Super Tytułem, to wybrali mnie, ale... Ktoś się niespodziewanie zgłosił, ktoś kto ma lepszy talent i... — urwałaś, czując jak zbliżałaś się do granicy swojej wytrzymałości. — Po prostu mnie wyrzucili. Nawet nie zdążyłam przejść przez bramę! — Wzięłaś kilka głębszych wdechów i wydechów, żeby się uspokoić. — Ale nie to jest najgorsze! Wszyscy już o tym słyszeli. Rozumiesz? Wszyscy! Nie mogę wrócić...

— Nie talent jest najważniejszy.

— Spróbuj im to powiedzieć! — uniosłaś się, pospiesznie za to przepraszając. — Wybacz... Potrzebuję czasu, żeby się z tym pogodzić i... Chyba nowego imienia i nazwiska.

— Przecież twoje szanse nie zostały całkowicie zaprzepaszczone, może ci się jeszcze udać!

— Czy ja wiem...

— Więcej nadziei — uśmiechnął się, przytaczając twoje wcześniejsze słowa.

Mimowolnie parsknęłaś śmiechem.

— Masz rację.

— To twoje słowa — przypomniał.

— Słuszna uwaga. Ale i tak ci dziękuję. Naprawdę poprawiłeś mi humor.

— Cieszę się, że mogłem pomóc.

— Teraz nie mogę się doczekać jutra.

— Naprawdę?

— Yhm! Nie mogę się doczekać, aż znowu się spotkamy! — Uśmiechnęłaś się ciepło. Twarz Hinaty zalała się czerwienią, przez co chłopak próbował uciec od ciebie wzrokiem.

— J-ja też n-nie mogę się doczekać...





Gundham Tanaka


— Ty musisz być nową uczennicą, prawda? — spytała kobieta w różowym fartuchu.

— Tak, jestem [Nazwisko] [Imię].

—Ja jestem Chisa Yukizome i od teraz będę twoją wychowawczynią! W razie jakiś pytań czy kłopotów zawsze możesz się śmiało do mnie zwrócić! — Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi prowadzące do sali. — A teraz chodź przywitać się z klasą! Są bardzo sympatyczni!

Weszłaś niepewnie do środka i stanęłaś przed tablicą. W pomieszczeniu zapadła momentalna cisza. Niektóre twarze wyrażały obojętność, ale zdecydowana większość spoglądała na ciebie z mieszaniną uprzejmości i ciekawości. Ku twojemu zdziwieniu, siedział wśród nich poznany kilka minut wcześniej Gundham Tanaka. Po jego ławce chodziły chomiki albo raczej ,,dewy'', jak je raczył nazwać, co dodatkowo przykuło twoją uwagę.

— Dobrze, [Imię]-chan. Twoje miejsce będzie oboook, hmm... — Nawet się nie zorientowałaś, kiedy nauczycielka zdążyła cię przedstawić całej klasie, a już wybierała dla ciebie miejsce. — Och, usiądziesz obok Tanaki!

Mrużąc nieznacznie oczy, powstrzymałaś chęć przejechania sobie dłonią po twarzy. Los ewidentnie z ciebie kpił, lecz posłusznie poszłaś usiąść na tyłach sali. Pomarańczowo-biały chomiczek zapiszczał radośnie, gdy cię zobaczył, nieświadomie poprawiając ci humor.

Uśmiechnęłaś się i pomachałaś nieśmiało do Gundhama. Wtedy poczułaś na sobie niejedną parę oczu, przeszywającą cię na wylot. Czułaś się wyjątkowo niezręcznie, lecz zdołałaś wykrztusić niemrawe cześć tak, żeby nauczycielka nie usłyszała.

Chłopak tylko przytaknął, po czym zwrócił głowę w stronę tablicy.





Kazuichi Sōda


Bawiąc się we współczesnego Szekspira, zadawałaś sobie pytanie: czy zadzwonić do Sōdy, czy nie zadzwonić. Co prawda twoje rozmyślania, jak i problem, nie były na wagę idei filozoficznych, ale z pewnością każdy z tych sławnych i wiekowych poetów, miałby ten sam problem co ty; i to nie dlatego, że pewnie pierwszy raz oczy zobaczyliby mikrofalówkę, która, niestety, się zepsuła.

Akurat kiedy chciałaś sobie podgrzać obiad!

Westchnęłaś ciężko, zastanawiając się czy to znak od losu, żebyś zadzwoniła do intrygującego cię chłopaka, czy kolejna aluzja, która miała dać ci do zrozumienia, żebyś sama w końcu zaczęła sobie przyrządzać posiłki.

Postawiłaś na pierwszą opcje i to nie dlatego, że twoja duma ci tak nakazała. Skądże znowu!

W końcu — bądź co bądź — numer do kucharza też posiadałaś. Nie przyszło ci jednak do głowy, żeby do niego dzwonić. Podejrzewałaś, że szybciej cię zgani za marnowanie jedzenia twojej mamy, niż ci ugotuje coś pysznego. Szczególnie że niektórzy głodują, tak jak na przykład dzieci w Afryce.

Wystukałaś dobrze ci znane cyfry na swojej komórce. Od ciągłego wgapiania się, wahania i rozmyślania zdążyłaś zapamiętać numer chłopaka na pamięć. Gdyby z podobną łatwością przychodziło ci przyswajanie materiałów na zajęciach, byłabyś młodym geniuszem.

Przyłożyłaś telefon do lewego ucha, licząc rozlegające się sygnały. Pierwsza dwa przyjęłaś ze spokojem, ale gdy usłyszałaś czwarty, zaczęłaś się martwić. Postukałaś palcami o stół, zagryzając nerwowo dolną wargę.

— Halo?

— Sōda-kun? Tutaj [Nazwisko] [Imię]! — przedstawiłaś się miło, wzdychając z ulgą. — Masz dzisiaj czas?

— Dla ciebie zawsze! O co chodzi? — Usłyszałaś nieco rozbawiony głos, co mimowolnie wywołało na twojej twarzy lekki uśmiech.

— Etto... Znowu coś się u mnie zepsuło — przyznałaś z niechęcią, spoglądając ukradkiem na przedmiot, który w duchu szczerze przeklinałaś. — A konkretniej mówiąc, chodzi mi o mikrofalówkę. Mógłbyś się tym zająć? Inaczej umrę z głodu...

— Pewnie, nie ma sprawy. Zaraz będę — obiecał.

— Dziękuję. Do zobaczenia. — Odsunęłaś telefon od ucha, naciskając na czerwoną słuchawkę.

Poszło lepiej niż się spodziewałaś. Do tego, nim się obejrzałaś, a usłyszałaś dzwonek do drzwi. Nie patrzyłaś na godzinę, więc nie wiedziałaś, ile czasu chłopakowi zajęło dotarcie do ciebie, ale przypuszczałaś, że uwinął się jeszcze szybciej niż wcześniej. Nie miałaś co przed sobą oszukiwać — nie przeszkadzało ci to.

— Cześć! Wchodź śmiało! — przywitałaś mechanika już na progu i życzliwie zaprosiłaś do środka.

— Znowu jesteś sama? — zapytał jakby od niechcenia.

— Tak, rodzice zawsze dużo pracują, więc się do tego przyzwyczaiłam — odpowiedziałaś ze szczerym uśmiechem. — Tym razem moje utrapienie znajduje się w kuchni.

Zaprowadziłaś Kazuichiego przed oblicze twojego nowego nemezis. Chłopak przez chwilę przyglądał się fachowym okiem urządzeniu, zanim zdecydował się je dotknąć.

— Śliczna — mruknął pod nosem.

— Czy komplementowanie urządzeń sprawi, że zaczną się rzadziej psuć? — Zachichotałaś. — Jeśli tak, to od dzisiaj będę im niesamowicie słodzić.

Początkowo Sōda wyglądał na zakłopotanego, ale wkrótce załapał aluzję.

— Tak, to jeden z sekretów mechaników. Nikomu o tym nie mów!

— Obiecuję, że nie powiem, jeżeli naprawisz tę mikrofalówkę.

— Umowa stoi.

Z każdą chwilą uśmiechałaś się coraz szerzej, tak, że prawie mogłaś konkurować z Jokerem albo Jeffem na najbardziej szeroki i piękny uśmiech. Nalałaś wam obojgu soku [smak] i kokieteryjnie zamrugałaś rzęsami.

— Chcesz zostać i zjeść ze mną obiad? — zapytałaś, na co Kazuichi zakrztusił się napojem.

— N-nie będę ci przeszkadzać?

— Nie, wręcz przeciwnie! Przeważnie jem sama, więc to będzie miła odmiana zjeść z kimś. Och, chyba że masz już jakieś plany?

— Nie, nie, skądże! — zaprzeczył szybko. — Z przyjemnością do ciebie dołączę!

Uśmiechnęłaś się promiennie i zaczęłaś przygotowywać dla was talerze. Naprawdę polubiłaś jego towarzystwo; tak bardzo, że nie miałabyś nic przeciwko częstszym awariom sprzętów domowych.





Sonosuke Izayoi


Spacerowałaś po kampusie akademii cała w skowronkach. Nigdy nie przykładałaś szczególnej uwagi na lubienie czy nielubienie pór roku, jednak musiałaś przyznać, że kochałaś całym sercem widok kwitnących kwiatów, a już zwłaszcza wiśni.

Nie wiedziałaś, czemu wtedy czułaś się tak wyjątkowo, ale nie przeszkadzało ci to, więc na dłuższą metę się nad tym nie zastanawiałaś.

Chodząc tak i zachwycając się widokami dokoła, nie zwróciłaś uwagi na osobę, która szła przed tobą. Wpadłaś na kogoś, czemu towarzyszyło ciche ,,łup''.

Cofnęłaś się o dwa kroki, masując głowę, która i tak cię ani trochę nie bolała. Nie przejęłaś się tym zbytnio, gdyż bardziej przeraził cię widok słodkich ciasteczek, walących się teraz na chodniku, a nie w dłoniach ich właściciela.

Czułaś, dosłownie, unoszącą się wokół was mroczną atmosferę.

— P-przepraszam najmocniej, nie zauważyłam cię! Ja tylko....

— Patrz, gdzie idziesz — przerwał ci chłopak spokojnym głosem, jednak nie to wywarło w tobie niepokój. Sposób, w jaki odwrócił powoli głowę w twoją stronę było zdecydowanie straszniejsze! Wpatrując się w jego rubinowe tęczówki, przypomniałaś sobie, z kim miałaś do czynienia.

Chłopak otworzył szerzej oczy, gdy cię rozpoznał.

Uśmiechnęłaś się niepewnie, decydując się przerwać niezręczną ciszę.

— Ano... Wszystko w porządku?

— [Nazwisko] [Imię]?

— Pamiętasz mnie! — momentalnie się rozpromieniłaś. Martwiłaś się, że przez krótką i dziwną rozmowę, którą odbyłaś z nim dwa dni temu, więcej się do ciebie nie przyzna. — Oi, ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie!

— W porządku — odpowiedział cicho.

Jego spojrzenie mimochodem przeniosło się na słodycze, które zginęły śmiercią tragiczną i haniebną, a to wszystko przez ciebie.

— P-przepraszam raz jeszcze. Odkupię ci je, obiecuję!

Izayoi spojrzał na ciebie, a potem na swoje ciastka, na których jego wzrok zatrzymał się znacznie dłużej.

— Nie musisz — wymamrotał i ruszył dalej ścieżką.

— Nie muszę, ale mogę i tak zrobię! — Zacisnęłaś z determinacją pięści. — W końcu jesteśmy przyjaciółmi, pamiętaj!

Kilku uczniów, przechadzających się niedaleko, spojrzało na ciebie ze zdziwieniem. Zaśmiałaś się zakłopotana, przeklinając w myślach swój donośny głos, a twoje oczy mimowolnie powędrowały do zmarnowanych słodyczy. Nawet zasada pięciu sekund nie ocaliłaby ich przed śmiercią.





Kokichi Ōma


Jako osoba, która zawsze przede wszystkim wierzyła własnym przekonaniom nie miałaś problemu z zauważeniem, że nie tylko ty nie przepadałaś za zakupami. Szczególnie gdy nie robiłaś ich dla siebie. Twoja przyjaciółka zaprosiła cię wczoraj na wspólny wypad na miasto, chcąc głównie kupić sobie kilka nowych ubrań. Słowa odmowy same ciskały ci się na klawiaturę, ale gdy tylko usłyszałaś z sąsiedniego pokoju, jak twoja mama żali się przyjaciółce, że znowu nie mogła na tobie polegać, nawet przy tak małej rzeczy, jak kupienie tuńczyka, to po prostu nie wytrzymałaś i zgodziłaś się na propozycje znajomej, byle tylko wyjść z domu.

Idąc ulicami miasta żałowałaś tej chwili słabości. W końcu i tak miałaś jutro wracać do swojego wynajętego mieszkania, znajdującego się niedaleko uczęszczanej przez ciebie szkoły - Akademii Szczytu Nadziei. Przyjechałaś do domu rodzinnego tylko na weekend, czego pożałowałaś już pierwszego dnia. Chociaż w tej sytuacji widziałaś też pewien plus — mama ci przypomniała, dlaczego wolałaś się wyprowadzić.

W zasadzie to wracałaś do domu tylko dlatego, że tęskniłaś za tą częścią miasta, w której do niedawna rezydowałaś. Czułaś nietypową więź odnośnie tego miejsca, i chyba głównie na wzgląd na mieszkańców. Chociaż w Akademii Szczytu Nadziei również znajdowało się od groma ciekawych i nieszablonowych osób, to ich obserwacja nie równała się tej w twoim osiedlu. Do szkoły uczęszczały osoby w, mniej więcej, takiej samej grupie wiekowej, więc nie mogłaś czuć się spełnioną ze swoim talentem w stu procentach. Przecież nie było tak, że tęskniłaś za miastem jako miastem. Co to to nie. Przywiązywanie się do rzeczy uważałaś za śmieszne. W końcu nie przydadzą się w chwili śmierci ani po niej.

Zatrzymałaś się przed przejściem dla pieszych, czekając na odpowiednie światło. Zaczęłaś cicho nucić, nudząc się, i rozglądając się od niechcenia po otoczeniu. Coś po drugiej stronie ulicy przyciągnęło twoją uwagę. W oknie jednego z budynków wystawały trzy głowy. Jacyś chłopacy obserwowali drogę pod nimi, śmiejąc się przy tym złośliwie. Nie słyszałaś ich z powodu zgiełku miasta, ale domyśliłaś się, że tak to musiało brzmieć widząc ich mimiki twarzy. Zapewne nikt poza tobą ich nie zauważył, co cię ani trochę nie zdziwiło. W końcu ludzie rzadko kiedy patrzyli w górę.

Wzbudzili twoje zainteresowanie nie tylko niecodziennym zachowaniem, ale głównie tym, co mieli zawieszone na swoich szyjach — apaszkę w czarno-białą kratkę, która była dokładnie taka sama, jaką wczoraj miał koleś od tuńczyka, jakiego wczoraj spotkałaś. Nie dostrzegłaś jednak, aby znajdował się wśród roześmianych chłopaków. Natomiast bez problemu dostrzegłaś ogromny balon z wodą, który pojawił się w ręce jednego z nich.

Wróciłaś wzrokiem na przechodzących przechodniów, którzy znajdowali się w bezpiecznej odległości, uchronieni przed wzięciem ich za potencjalny cel. Wtedy właśnie na horyzoncie pojawiła się jakaś nastolatka, zapatrzona w swój telefon z takim oddaniem, jakby na ekranie zostały jej podane poprawne cyfry do wieczornego losowania.

Zaświeciło się twoje światło i mogłaś przejść na drugą stronę, zastanawiając się przy tym, czy ostrzec dziewczynę, czy nie. Gdybyś była na jej miejscu, to na pewno nie chciałabyś skończyć z balonem pełnym wody na głowie. Całe szczęście, że ich zauważyłaś!

Przystanęłaś, kiedy znalazłaś się bezpiecznie na chodniku. Skupiona czekałaś na odpowiedni moment, a potem krzyknęłaś:

— Nad tobą!

W tym samym momencie balonik z wodą powędrował trasą zgodną z prawami grawitacji.

Zakryłaś dłonią usta, aby chociaż trochę zagłuszyć swój napad śmiechu. Dziewczyna opuściła głowę, którą na dźwięk twoich słów uniosła uprzednio ku górze, przecierając twarz dłońmi. Gdy odzyskała zdolność widzenia upewniła się, że z jej telefonem wszystko w porządku, a następnie, prychając jak kot z cieczką, ruszyła dalej z miną nastolatki na odwyku.

Spodziewałaś się takiej reakcji, więc mogłaś ją ostrzec, bo nie zaspokoiłaby twojej żądzy obserwatorskiej, ale wtedy byś się tak nie pośmiała!

— Za tobą! — ktoś krzyknął, na co podskoczyłaś gwałtownie w bok, odwracając się jednocześnie tak, aby zobaczyć, co było za tobą. Jedyne, co dostrzegłaś, to żartobliwie uśmiechniętego chłopaka, którego spotkałaś wczoraj w sklepie. Momentalnie odechciało ci się śmiać. — Nishishi, ale masz minę!

— Ach, to ty... Chłopak, który nie dał mi tuńczyka. — Zmrużyłaś gniewnie oczy.

— O, zapamiętałaś mnie! — ucieszył się jak dziecko, nic sobie nie robiąc z twojego oschłego tonu. — Mimo że ci się nie przedstawiłem. Musisz mieć naprawdę dobrą pamięć... — zakończył w sposób jasno sugerujący, że powinnaś mu podać swoje imię.

Prychnęłaś lekceważąco, unosząc brwi.

— Mam naprawdę dobrą pamięć, jeżeli chodzi o zapamiętywanie urazów... — urwałaś w takim samym stylu, oczekując, że to on pierwszy poda swoje dane. Może to wyglądało trochę dziecinnie, ale chciałaś chociaż na chwilę czuć nad nim przewagę. Zwłaszcza że prawie zeszłaś przez niego na zawał.

— Ōma Kokichi — oznajmił z szerokim uśmiechem.

— ...Chłopak, który nie dał mi tuńczyka — dopowiedziałaś z pokerowym wyrazem twarzy. — Ja jestem [Nazwisko] [Imię]. Niemiło było znowu cię spotkać — dodałaś, podnosząc kąciki ust w imitacji przyjaznego uśmieszku.

Ledwo odeszłaś od chłopaka, a rozbrzmiał twój telefon. Nie musiałaś sprawdzać wyświetlacza, aby wiedzieć, że to twoja przyjaciółka do ciebie dzwoniła, zapewne chcąc się upewnić, czy jesteś jeszcze w drodze.

Westchnęłaś ciężko i kiedy przykładałaś sobie komórkę do ucha, nagle coś miękkiego zderzyło się z twoją głową, a następnie tajfun wody zmoczył twoje włosy oraz ubranie. Otworzyłaś szeroko oczy, nie dowierzając, że ci gówniarze obrali sobie za cel również ciebie. Zapewne zabiłabyś ich za to wzrokiem, gdyby nie Ōma, który śmiał się najgłośniej i najradośniej z nich wszystkich.





Monokuma


Mimo że postanowiłaś nikomu nie mówić o dziwnej maskotce, to już od paru dni nie mogłaś pozbyć się jej ze swoich myśli. Codziennie przed snem zastanawiałaś się, czy dobrze zrobiłaś.

— Może opowiem o tym tylko... — urwałaś, niespodziewanie się z kimś zderzając. Podniosłaś głowę, orientując się, że uderzyłaś w czyjeś plecy. — Wybacz, nie zauważyłam cię.

Chłopak odwrócił się przodem, spoglądając na ciebie różnobarwnymi oczami; miał czerwone, a prawe szare. Na moment kompletnie w nich zatonęłaś, uznając, że były to najpiękniejsze tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałaś.

— Zapomniałaś jak się mówi przepraszam? — Zamrugałaś zdziwiona, nie spodziewając się usłyszeć tak pretensjonalnego tonu. — Jeśli potrzebujesz słownika, to mam tutaj jeden. — Chłopak zamachał ci przed nosem niebieskim tomem ze złotą oprawą.

— J-ja... Eee... K-kim jesteś?

— Powinno ci być głupio pytać drugi raz o czyjeś imię. To bardzo niekulturalne z twojej strony.

— D-drugi raz? A kiedy niby był ten pierwszy?!

— To nieistotne, skoro nawet tego nie pamiętasz — odpowiedział wyniośle. — A kim ty jesteś?

— [Nazwisko] [Imię] — mruknęłaś machinalnie, dopiero po chwili orientując się, z kim miałaś do czynienia. — Ty... Ty nie możesz być tą maskotką! Zabawki nie zmieniają się w ludzi, nawet jeżeli stworzyła cię...

— Jestem Monokuma! — wtrącił, ostentacyjnie machając ręką. — Moje istnienie należy tylko do mnie!

— Nie... Nie mogę w to uwierzyć!

— Mówisz, że nie możesz w to uwierzyć... Upupupu, ale w rzeczywistości zwyczajnie nie chcesz w to uwierzyć, prawda? — zaśmiał się szyderczo.

— Bo to niemożliwe!

— Chcesz pożyczyć mój słownik? Nie, lepiej nie. To nie jest słownik dla głupców.

— Co proszę?

— Niemożliwe jest słowem, które jest tylko w słowniku głupców!

— W twoim rozumowaniu większość ludzi to głupcy?!

— Taka wasza natura — mruknął z zadowoleniem, po czym, jak gdyby nigdy nic, odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.

— H-hej, poczekaj!

— Czekać czy nie czekać... Oto jest pytanie! Ale co spowoduje większą rozpacz? To jest prawdziwe pytanie!

Oniemiała patrzyłaś jak chłopak imieniem Monokuma odchodzi, śmiejąc się głośno. Żadna część twojego mózgu nie pojmowała, co się przed chwilą wydarzyło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz