piątek, 14 lutego 2020

[SG] First meeting










Spotkania wytyczają drogę ludzkiego losu, niezależnie od tego, czy trwają kilka godzin, kilka dni, czy całe życie.

— Theresa Révay



spotkanie — los — życie





Byakuya Togami


Siedziałaś w szkolnej bibliotece, główkując nad zadaniem z historii. Przeszukałaś cały podręcznik w poszukiwaniu jakiejkolwiek przydatnej informacji, ale na próżno. Postanowiłaś zatem zasięgnąć po pomoc do innych książek. Sprawdziłaś ich już kilka, ale nadal nie mogłaś znaleźć potrzebnej ci odpowiedzi. Kusiło cię, żeby skorzystać z komputera, ale zdecydowałaś się samej sobie z tym poradzić.

W końcu położyłaś głowę na stole, wzdychając i zastanawiając się, czemu nauczycielka nie znosiła twojej klasy. Zachowywała się tak, jakby codziennie ktoś podkładał jej szpilki na siedzenie, choć nikt tego nie robił.

— Takiego prostego zadania nie umieć... — Nagle usłyszałaś nad sobą czyiś głos.

Podniosłaś lekko wzrok, spoglądając wprost na wysokiego i smukłego chłopaka o majestatycznym wyglądzie i postawie. Od razu rozpoznałaś w nim Togamiego Byakuyę, o którym nieustannie mówiły dziewczyny z twojej klasy.

Cudownie, pomyślałaś. Teraz on jeszcze przyszedł mnie dobijać

Togami nagle odłożył książkę, którą trzymał, po czym podszedł do jednej z przeciwległych półek. Wyciągnął z regału jakiś gruby tom, a następnie położył ci go przed nosem, otwierając na stronie trzysta pięćdziesiąt osiem, wskazując palcem na jeden z podtytułów. Przeleciałaś wzrokiem, co było pod nim napisane i niezmiernie się ucieszyłaś, gdy zobaczyłaś, że dotyczyło to twojego zadania.

— [Nazwisko] [Imię], prawda? Następnym razem uważniej szukaj — poradził wyniośle, poprawiając okulary.

Kiwnęłaś tylko głową, wciąż będąc w szoku, kiedy zaczął iść w stronę wyjścia.

Byłaś mu dozgonnie wdzięczna. Nawet przez myśl ci przeszło, że może jednak nie był taki bezuczuciowy i chamski na jakiego wyglądał.





Chihiro Fujisaki


— Wystarczy, [Imię]-chan! Chodźmy już do domu! — krzyknęła zdenerwowana Yui, twoja najlepsza przyjaciółka, machając energicznie ręką.

— Jeszcze jedno okrążenie! — odkrzyknęłaś, przyśpieszając i gnając dalej wzdłuż toru.

Yui pokręciła zrezygnowana głową, czego nie byłaś w stanie zobaczyć.

— Poczekam na ciebie w szatni! Masz dwie minuty, inaczej pójdę do domu sama! — zagroziła, po czym udała się w kierunku wejścia do szkoły.

Przeczuwałaś, że będzie ci dane wracać samej do domu. Nic jednak nie mogłaś na to poradzić. Twój talent opierał się na szybkości i wytrzymałości, co wymagało od ciebie sporej pracy, wyrzeczeń, samozaparcia, poświęcenia oraz czasu, którego brakowało ci na wszystko: rodzinę, znajomych, naukę i odpoczynek.

Jak na talent brzmiało dość kiepsko, ale nie narzekałaś. W końcu uczęszczałaś do najbardziej prestiżowej i elitarnej szkoły w całym kraju, o której od zawsze marzyłaś. Składała się tylko z najlepszych uczniów, więc nie mogłaś sobie odpuszczać. Gdyby ktoś stał się lepszy od ciebie wypadłabyś z gry. Prowadziłaś więc nie tylko wyścigi na stadionach, ale i w życiu — wyścig szczurów.

Jednak bez względu na to, jak się starałaś, jedna dość istotna rzecz wpływała na twój talent - okoliczności. Wystarczyło, że miałaś zły dzień i naprawdę nie chodziło o wstanie lewą nogą czy nakrzyczenie na wszystko, co się na świecie poruszało. Wystarczyło, że temperatura była nieodpowiednia, ciśnienie niskie albo po prostu czułaś się fatalnie. I choćbyś chciała tak bardzo, że potrafiłabyś poruszać górami, wiedziałaś, że nie wystartowałabyś dobrze, jeśli to nie ten dzień.

Do tego jeszcze stres. Branie udziału w wielkich zawodach zawsze sprawiało, że się denerwowałaś. Po czterech latach przygotowań, milionie ostrych treningów, z ekipą telewizyjną, radiową i dziennikarzem prasowym, który tuż przed wystrzałem pałętał się przy bieżni, żeby zrobić jak najlepsze ujęcie, trudno było nie odczuwać strachu, nawet pomimo posiadania talentu.

Nie wiedziałaś, jak sytuacja wyglądała z innymi dyscyplinami, ale byłaś pewna, jak przedstawiała się u biegaczy — czasami chciało się tak bardzo wygrać, że jeszcze przed startem wszystko się spieprzało. Z tego pragnienia, by pobiec dobrze, zaczynało się za szybko, przed oczami robiło się ciemno, nogi wrastały w tyłek, a w głowie miało się morze, które szumiało jak w czasie sztormu. Nigdy nic nie mogłaś na to poradzić, gdyż istniała tylko jedna szansa. Jeżeli nie posiadało się tego szczęścia, żeby załapać się dalej, to wszystko było stracone. Mało kto to rozumiał.

Nie miałaś do końca pewności, co cię ciągle w tym trzymało. Podejrzewałaś, że albo dałaś sobie wmówić, że tylko to robiłaś dobrze, albo bałaś się, czym innym miałabyś się zajmować, skoro od zawsze oddawałaś się bieganiu.

Przez starganą pewność siebie nieustannie odczuwałaś obawę, że nie podołasz. W końcu, czego ty się o sobie nie nasłuchałaś! Najwięcej do powiedzenia miały twoje przyjaciółki z poprzedniej szkoły. Rozumiałaś, że przemawiała przez nie zwykła zazdrość, ale pomimo setek wymówek, jakie dla nich znalazłaś, ból wynikający z ich słów nie zniknął.

Często cię to dołowało, ale nie wypłynęło to negatywnie na twój talent, wręcz przeciwnie — bieganie pozwalało ci nie myśleć, zapomnieć, odetchnąć, uciec od rzeczywistości. Najprawdopodobniej, dlatego tak bardzo lubiłaś to robić.

— Kurczę, zrobiło się naprawdę późno — mruknęłaś pod nosem, spoglądając na chylące się ku zachodowi słońce.

Zwolniłaś bieg do truchtu, kierując się w stronę budynku akademii. Domyślałaś się, że Yui już dawno poszła do domu, za co jej nie winiłaś, ale nie zmieniało to faktu, że również powinnaś się zbierać, szczególnie że rodzice wyraźnie ci powiedzieli, żebyś nie wracała po zmroku sama.

Spędziłaś pod prysznicem tylko kilka minut, po czym jak najszybciej zaczęłaś doprowadzać się do porządku. Gdy skończyłaś, popędziłaś w kierunku szkolnej bramy. Na twoje nieszczęście, ktoś również do niej zmierzał, ale znacznie spokojniejszym krokiem. Nie sprawiło to jednak, że w porę zostałaś zauważona. Gdybyś nie posiadała świetnego refleksu, wpadłabyś na niewinną dziewczynę, która wpatrywała się w ciebie przerażona.

— Uff, było blisko! — sapnęłaś z ulgą, poprawiając swój mundurek. Następnie odgarnęłaś [kolor] pasma, które w trakcie biegu spadły ci na twarz. — Przepraszam za to! Czy wszystko w porządku?

— Tak, nic się nie stało — odpowiedziała nieznajoma, uśmiechając się delikatnie.

Gdybyś miała dyskalkulię*, uznałabyś, że stało przed tobą dziecko z podstawówki.

Zmarszczyłaś skonsternowana brwi, odnosząc wrażenie, że skądś kojarzyłaś tę niską dziewczynę o wszechogarniającym uroku.

— O rany! Ty jesteś Chihiro Fujisaki, Super Licealna Programistka! Też niedawno dołączyłaś do akademii, prawda?! Na forach było o tobie strasznie głośno! Strasznie mnie ciekawiło, jak na żywo będziesz wyglądać! — przypomniałaś sobie, nie mogąc okiełznać zachwytu. Po chwili pochyliłaś się na poziom jej piwnych oczu, żeby móc się jej lepiej przyjrzeć. — Chyba plotki pierwszy raz mówiły prawdę — jesteś naprawdę urocza!

Uśmiechnęłaś się szeroko, lecz na widok zdezorientowanej i zawstydzonej miny Chihiro natychmiast się opanowałaś.

— Och, gdzie moje maniery! Nazywam się [Nazwisko] [Imię], miło cię poznać — przedstawiłaś się, wyciągając przed siebie rękę. — Mam nadzieję, że cię... Em... Za dużo gadam, wybacz. Zazwyczaj po treningu nie mam nawet siły oddychać — zaśmiałaś się nieco wymuszenie, chcąc rozluźnić atmosferę, którą sama spowodowałaś.

— W-w porządku! Nie odebrałam twoich słów źle, po prostu zakłopotała... zakłopotała mnie twoja reakcja — odpowiedziała cicho, przez co ledwie zrozumiałaś wypowiedziane przez nią słowa.

— Przepraszam. — Pomasowałaś się niezręcznie po karku, cofając wcześniej wyciągniętą dłoń. — O! A właściwie, co tak długo porabiałaś w szkole? — zapytałaś, po kilku sekundach znowu się denerwując. — Oj, nie powinnam pytać, to nie moja sprawa...

— Heh, tak miłej osobie, aż trudno nie odpowiedzieć — zbyła twoje obawy uśmiechem.

Otworzyłaś szerzej oczy ze zdziwienia. Słyszałaś wiele terminów określających twoją osobę, ale nikt ci jeszcze nie powiedział, że byłaś miła.

— Pracowałam nad pewnym programem i trochę się zasiedziałam.

— To wspaniałe, że się wkręcasz w swój talent, ale nie sądzę, by dobrym pomysłem było wracanie tak późno do domu — rzekłaś ze zmartwieniem i powagą godną starszej siostry.

— A co z tobą?

Zmrużyłaś oczy, uśmiechając się z zażenowaniem — przyganiał kocioł garnkowi.

— Jako Super Licealna Biegaczka zawsze zdążę nawiać potencjalnemu niebezpieczeństwu — odpowiedziałaś beztrosko. — Ty też wracasz metrem?

Chihiro pokręciła głową.

— Zaraz ktoś przyjedzie mnie odebrać.

— Och, rozumiem.

— Ech, teraz głupio się czuję wiedząc, że ty będziesz musiała wracać sama — odparła z poczuciem winy.

Jej uroczy i niewinny wyraz twarzy tak cię poruszył, że na moment zaniemówiłaś.

Po chwili zaczęłaś gwałtownie gestykulować rękami.

— Niepotrzebnie! Wszystko w porządku! Mam blisko do domu — skłamałaś.

— Zabrałabym cię ze sobą, ale dzisiaj nie mogę. Nie będziesz na mnie o to zła?

— Zła? — powtórzyłaś, krztusząc się powietrzem. — Skądże! O ile...O ile pomożesz mi jutro z projektem. A właściwie projektami... Nie siedzę przy żadnych gadżetach, więc słabo się nimi obsługuję. Mogę liczyć na twoją pomoc?

— Yhm, pewnie! — zgodziła się bez wahania, na co uśmiechnęłaś się triumfalnie.

Porozmawiałyście jeszcze przez chwilę, dopóki po Chihiro nie podjechał drogi, czarny samochodu, do którego, po pożegnaniu się z tobą, wsiadła.

Po rozstaniu się z nią, ruszyłaś szybkim krokiem w kierunku metra. Kusiło cię, żeby po prostu pobiec do domu, ale nie chciałaś denerwować rodziców. Nie przed jutrem.



__________________

*Dyskalkulia — oznacza problemy z nauką matematyki. Użyłam nazwy tej choroby głównie w kontekście, że gdyby Reader nie umiała liczyć, nie potrafiłaby podkreślić wieku Chihiro, a tym bardziej dzielącej ich różnicy.





Hajime Hinata


Wyszłaś raźnym krokiem z Akademii Szczytu Nadziei, ściskając w dłoniach biały papier, który ceniłaś równie mocno, co własne życie. Nie mogłaś uwierzyć, że spełniło się twoje największe marzenie. Tylko nielicznym udawało się opuścić Kurs Dla Rezerwowych, przez co większość szybko traciła nadzieję, że kiedykolwiek osiągnie swój cel.

Nie potrafiłaś okiełznać radości i nawet nie chciałaś tego robić, a wręcz przeciwnie — najchętniej wykrzyczałabyś całemu światu, że [Nazwisko] [Imię] dostała się na Kurs Główny, mogąc swobodnie mówić o sobie jako Super Licealistka!

Zaczęłaś podskakiwać, zastanawiając się, jak przedstawisz tę wspaniałą nowinę swojej rodzinie. Istniało tyle możliwości, ale podświadomie podjęłaś już decyzję — zamierzałaś od razu po przekroczeniu progu wszystko im opowiedzieć.

Spojrzałaś jeszcze raz na tę z pozoru zwykłą kartkę, uśmiechając się od ucha do ucha. Byłaś tak zaabsorbowana własnymi myślami, że zapomniałaś zupełnie o świecie realnym, przez co nie zauważyłaś dość sporego kamienia, o który się chwilę później potknęłaś.

— Auć! — jęknęłaś, kiedy uderzyłaś boleśnie o bruk.

Poczułaś nieprzyjemne pieczenie na dłoniach oraz kolanach, gdzie rozdarłaś sobie zakolanówki. Do tego strasznie bolał cię nos, ale całe szczęście nie poleciała ci z niego krew. Odetchnęłaś z ulgą, ciesząc się, że nie wpadłaś do fontanny znajdującej się zaledwie metr od ciebie. Skończyłabyś przez to cała mokra, a na dodatek ucierpiałby twój dokument.

Otworzyłaś szerzej oczy, z paniką rozglądając się za białą kartką, którą musiałaś chwilę wcześniej upuścić, gdyż nie trzymałaś jej obecnie w dłoniach. Szykowałaś się do wstania, kiedy nagle spostrzegłaś kątem oka jakiś ruch. Spojrzałaś w prawo, dostrzegając wstającego z ławki chłopaka w czarnym garniturze. Zesztywniałaś, kiedy doszło do ciebie, że taki sam nosili członkowie Kursu Rezerwowego.

Tymczasem brunet podniósł twoją kartkę z ziemi, po czym podszedł do ciebie, wyciągając rękę w twoją stronę. Oniemiała, i z pewnym wahaniem, złapałaś za nią.

— Etto... Wszystko w porządku? — zapytał, oddając ci twój dokument.

Pokiwałaś tępo głową, nie mogąc zebrać myśli. W końcu przypomniało ci się, że należało mu podziękować.

— D-dziękuję... — odparłaś, uśmiechając się nieśmiało.

Zaczęłaś zastanawiałaś się nad odpowiednim pożegnaniem, kiedy usłyszałaś kolejne pytanie:

— Ty też chodzisz na Kurs Dla Rezerwowych?

Zakłopotana przystąpiłaś z nogi na nogę, unikając jego spojrzenia. Po twojej wcześniejszej radości nie został nawet ślad, kiedy przypomniałaś sobie, że wszyscy z Kursu Dla Rezerwowych znienawidzą cię z chwilą, w której dowiedzą się, że ich opuściłaś.

— No...ten... Em... He he... — jąkałaś się zdenerwowana, chcąc trochę zyskać na czasie. Nie potrafiłaś mu prosto w twarz powiedzieć, że osiągnęłaś coś, czego on prawdopodobnie nigdy nie osiągnie. Byłaś przez to tak zdenerwowana, że zaczęłaś rozważać opcję ucieczki. — Um... C-chodziłam... — mruknęłaś ledwie słyszalnym głosem.

— Och... Przenieśli cię na Kurs Główny?

Krew odpłynęła ci z twarzy, kiedy skinęłaś głową.

— Tak, ale... Ech... — Westchnęłaś ciężko, zmęczona sytuacją, w jakiej się znalazłaś. — Sam rozumiesz, co to dla mnie oznacza, prawda?

— Uhm, to świetnie — odparł ze słabym uśmiechem.

— Ś-świetnie? — powtórzyłaś z niedowierzaniem.

— Pewnie bardzo się cieszysz.

— Jeszcze jak! To właśnie z powodu radości byłam nieuważna i się przewróciłam. — Zaśmiałaś się, pocierając zakłopotana kark. Poczułaś się jednak trochę głupio, kiedy zobaczyłaś smutek w oczach swojego rozmówcy. — Wiesz... Gdyby nie ten upadek, nadal myślałabym, że to mi się śni. Uznać taką błahostkę...

— O jakiej błahostce mówisz?

— O moim talencie. Dołączę do akademii jako Super Licealna Optymistka. Śmieszne, prawda? — Uśmiechnęłaś się nieznacznie. — Nie uważam tego za talent, tylko za styl bycia, ale najwyraźniej Komisja uznała, że skoro mają Super Licealnego Szczęściarza, Super Licealną Nadzieję i Super Licealną Buntowniczkę, to i mój talent się nada — wyjaśniłaś.

— Ach, a więc ty jesteś [Nazwisko] [Imię]!

— Zgadza się. Skąd to wiesz? — zapytałaś zdziwiona.

— Słyszałem jak niektórzy o tobie rozmawiają — odpowiedział, a na jego policzkach pojawił się ledwie widoczny rumieniec.

— Czyli... Ty wiesz kim jestem, ale ja nadal nie znam twojego imienia.

Zastanawiałaś się, czy nie widziałaś go już wcześniej. Niestety, miałaś pustkę w głowie.

— A, racja! Wybacz, jestem Hajime Hinata.

— Miło cię poznać, Hajime-kun! — Uśmiechnęłaś się szeroko.

Zauważyłaś, że bardzo zaskoczyła go twoja beztroska postawa. W końcu zwróciłaś się do niego po imieniu, mimo że nie łączyła was ze sobą żadna bliska relacja.

— Robi się późno, muszę wracać do domu — odparłaś, spoglądając znacząco na niebo zmieniające barwę. — Nie martw się. Jestem pewna, że ciebie również przeniosą na Kurs Główny. Więcej nadziei! — Poklepałaś go po ramieniu, po czym pomachałaś mu na pożegnanie dłonią. — Do zobaczenia, Hajime-kun!






Gundham Tanaka


Wiązałaś wielkie oczekiwania ze swoim pierwszym dniem w Akademii Szczytu Nadziei, szczególnie w kwestii uczniów, z którymi miałaś zacząć chodzi razem do klasy. Stres z tym związany wyżerał cię od środka, ale jednocześnie nie mogłaś się doczekać poznania ich.

Byłaś niedaleko szkolnej bramy, gdy usłyszałaś ciche odgłosy zza krzaków. Zatrzymałaś się, nasłuchując zaciekawiona. Zaczęłaś kierować swe kroki w stronę, z której dochodziły. Za liśćmi znalazłaś małego, pomarańczowo-białego chomika. Wyglądał na lekko wystraszonego, więc wzięłaś go delikatnie na ręce, co go od razu uspokoiło.

Zastanawiałaś się, kto mógł go zostawić w takim miejscu. Rozejrzałaś się dookoła w poszukiwaniu potencjalnego właściciela, ale nikogo nie dostrzegłaś. Westchnęłaś z przejęciem, postanawiając odłożyć poszukiwania na później.

Na wszelki wypadek trzymałaś chomika blisko klatki piersiowej, aby ci nie uciekł.

W Akademii zaczęłaś szukać swojej klasy, nie za bardzo chcąc pytać kogokolwiek o drogę, co tylko utrudniało ci zadanie.

Nagle chomik nastawił uszu, wyskakując ci po chwili z dłoni. Wystraszyłaś się, że coś mogło mu się stać, więc ruszyłaś biegiem za nim.

Zatrzymałaś się, gdy zobaczyłaś, że zwierzątko rzuciło się na ręce czyjeś osoby. Przełknęłaś głośno ślinę, przyglądając się chłopakowi o dość nietypowym wyglądzie.

Chomik, którego znalazłaś od razu dołączył do pozostałych trzech puchatych kulek, siedzących na jego ramieniu.

Po chwili nieznajomy przeniósł na ciebie wzrok dwukolorowych oczu, podnosząc się z klęczek.

— To ty znalazłaś moją Dewę? — zapytał, na co skinęłaś bez słowa głową. — Możesz czuć się zaszczycona! Gdy zapanuję nad światem, to może cię oszczędzę! — krzyknął na cały korytarz, co tylko spotęgowało twoje zdziwienie. — Gundham Tanaka. Zapamiętaj to imię, a może kiedyś uratuje ci życie!

Odetchnęłaś głęboko, zbierając się do udzielenia sensownej odpowiedzi.

— Jestem [Nazwisko] [Imię]. Miło cię poznać, Tanaka-kun. Czy wiesz może, gdzie jest klasa 77-B?

Tanaka przyglądał ci się przez chwilę w ciszy, po czym wskazał stronę, w którą miałaś się udać. Podziękowałaś mu, po czym pośpiesznie odeszłaś.

Spędziłaś w Akademii Szczytu Nadziei zaledwie kilka minut, a już byłaś pewna, że czas w niej spędzony będzie ciekawy.





Kazuichi Sōda


Uderzyłaś otwartą dłonią w pralkę, mając serdecznie dość użerania się z nią. Nie chciałaś wierzyć, że tak proste urządzenie musiało zepsuć się akurat w momencie, w którym twoi kochani rodzice wyjechali w sprawach służbowych. Nie znałaś się na tego typu sprawach, tak jak twój tata. Nie znałaś też nikogo, do kogo mogłabyś zwrócić się o pomoc. W prostym tłumaczeniu, byłaś w kropce.

Chciałaś zadzwonić do mechanika, ale potrzebowałaś takiego, który zjawiłby się u ciebie jeszcze dziś, a nie w przyszłym roku. Postanowiłaś zatem przeszukać pokój rodziców. Wiedziałaś, że twój tata miał gdzieś schowane numery do osób od różnych specjalności, którym można było zaufać.

W komodzie obok łóżka udało ci się znaleźć koszyk z wizytówkami.

— Malarz, elektryk, kucharz... Kucharz?

Przyjrzałaś się uważnie trzymanej kartce. Wiedziałaś, że twoja mama nie była mistrzem kuchni, ale żeby trzymać numer do kucharza?

Wzruszyłaś ramionami, kontynuując swe poszukiwania, aż w końcu odnalazłaś numer do mechanika. Napisałaś do niego e-maila, że potrzebowałaś pomocy w naprawieniu pralki, podając adres w nadziei, że Sōda Kazuichi, tak jak to wyczytałaś z wizytówki, cię nie zawiedzie.

Pół godziny później usłyszałaś dzwonek do drzwi. Nie wierzyłaś, że mechanik mógł przyjechać tak szybko!

Gdy otworzyłaś drwi, twoim oczom ukazał się różowo włosy nastolatek, wyglądający na twojego rówieśnika, uśmiechający się szeroko, ukazując w ten sposób ostre jak u rekina zęby. Chciał się przywitać, ale przez chwilę się zawahał, gdy zobaczył kto stał w progu.

— Jestem Sōda Kazuichi. Zastałem może pana [Nazwisko]? — zapytał, starając się utrzymać cool pozę.

— Taty akurat nie ma. To ja napisałam wiadomość z prośbą o przyjście. — Wpuściłaś go do środka.

Bez dłuższego zwlekania zaprowadziłaś go do łazienki, gdzie znajdowało się twoje utrapienie dnia. Pozwoliłaś mu zająć się pralką, w międzyczasie zabawiając rozmową, lepiej go dzięki temu poznając.

Po paru minutach straciłaś wszelkie wątpliwości, co do konieczności kupna nowej pralki. Chłopak poradził sobie z urządzeniem bez problemu. Byłaś pod wielkim wrażeniem jego zdolności, nie dziwiąc się, że twój tata wybierał właśnie jego usługi.

Po wszystkim zapytałaś się, ile byłaś mu winna.

— Kompletnie nic. Potraktuj to jako prezent! — odpowiedział, przyjacielsko obejmując cię ramieniem. Poczułaś wtedy, że pachniał benzyną.

Po czym Kazuichi pożegnał się z tobą mówiąc, że jeśli kiedykolwiek będziesz miała jakiś problem, możesz do niego śmiało zadzwonić.





Sonosuke Izayoi


Przechadzałaś się po budynku Akademii Szczytu Nadziei, wciąż nie mogąc się nadziwić, że należałaś do tych Super Licealnych dzieciaków, choć posiadałaś mało użyteczny talent.

W pewnym momencie usłyszałaś rozmowę pomiędzy dwiema uczennicami. Wiedziałaś, że nie należało nikogo podsłuchiwać, ale ciekawość wzięła górę.

— Jest trochę dziwny. Nie odzywa się do nikogo ani nic... — powiedziała jedna z dziewczyn. Wywnioskowałaś, że mówiła o jakimś chłopaku.

Przysłuchiwałaś się im jeszcze przez chwilę, dowiadując się, że ów wcześniej wspomniany osobnik był samotny i nie miał przyjaciół. Postanowiłaś udzielić mu pomocy jako Super Licealna Przyjaciółka. W końcu pomagałaś każdemu, kto sprawiał wrażenie odrzuconego.

Podeszłaś do dwóch dziewczyn, po czym niepewnie się ich spytałaś, o kim dokładnie mówiły.

— Sonosuke Izayoi. Nie kojarzysz?

Pokręciłaś głową.

Chciałaś zapytać, do której chodził klasy, gdy nagle jedna z dziewczyn wskazała na coś placem.

— O, to on — powiedziała, na co odwróciłaś się pośpiesznie.

Dostrzegłaś wtedy chłopaka, o którym mówiły. Wyglądał dość poważnie, jak na swój wiek, ale nie zraziło cię to.

Podziękowałaś dziewczynom, po czym podbiegłaś do Sonosuke.

— Cześć! Nazywam się [Nazwisko] [Imię] — przedstawiłaś się, unosząc wysoko kąciki ust.

Izayoi spojrzał na ciebie bezuczuciowym wzrokiem.

— Mogę ci w czymś pomóc? — spytał cicho, jakby od niechcenia.

— Nie! To ja pomogę tobie! — odpowiedziałaś, co go adekwatnie zdziwiło. — Od dziś jestem twoją przyjaciółką! — dodałaś, uśmiechając się szeroko.

Jego zmieszanie osiągnęło najwyższy poziom.

Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go dzwonek.

— Do zobaczenia później! — Pomachałaś mu dłonią na pożegnanie, zostawiając samego na środku korytarza.





Kokichi Ōma


Obserwowałaś swój cel niespokojnie, obawiając się, że za chwile ktoś cię uprzedzi, pozostawiając ci tylko wzywanie sił boskich licząc na cud.

Rozejrzałaś się dokładnie na wszystkie strony, aby upewnić się, że nikt poza tobą nie zmierzał w tę samą stronę. Twój talent obserwatorski mógł się tutaj okazać prawdziwym atutem, dlatego nie wahałaś się z użyciem go.

Widząc sprzyjającą okazje, skupiona całkowicie na powierzonym zadaniu, ruszyłaś na pozór spokojnym krokiem w kierunku sklepowych zamrażarek. Chłód bijący z urządzeń był twoją pierwszą przeszkodą, ale nie na tyle skuteczną, aby móc cię zatrzymać.

Wzdrygnęłaś się w duchu przed hałasem, jaki powodowały kroki przez ciebie stawiane, do tego rozlegające się echem po sklepie, ale mimo to nie zatrzymałaś się ani nie zawahałaś ani razu. Na horyzoncie dostrzegłaś tabliczkę z nazwą produktu oraz jego ceną. Wiedziałaś zatem doskonale, że trafiłaś w dziesiątkę. Szybkim ruchem spojrzałaś za siebie, a następnie bez czekania chwyciłaś za uchwyt szklanych drzwiczek, aby je przesunąć i otworzyć. Rozdziawiłaś szeroko buzie oraz oczy, nie mogąc pogodzić się z widokiem braku opakowań dorodnego tuńczyka. Lewa powieka ci zadrgała, a z ust wydobył się cichy, histeryczny chichot.

Mimo powiewu chłodu, który wydobywał się z zamrażalki, maleńkie krople potu spłynęły ci wzdłuż kręgosłupa. Wyczuwałaś już tę awanturniczą atmosferę, jaka zapanuje w twoim domu, gdy tylko pojawisz się w nim bez tego cholernego tuńczyka z promocji, jakiego zażyczyła sobie twoja mama. A przecież jej mówiłaś, że te babcie będą stały rano przed sklepem i wszystko wykupią przed popołudniem!

Zamknęłaś gwałtownym ruchem drzwi maszyny, z wyrazem twarzy równie chłodnym, jak z powietrzem się z niej wydobywającym.

Oparłaś się dłońmi na szklę, pochylając się w zamyśleniu nad urządzeniem.

Co teraz, co teraz... Mogę kupić tuńczyka z innego sklepu, ale wtedy mama się połapię, że wydałam więcej pieniędzy. Kurczę, że też nie wzięłam trochę własnych oszczędności...

Starałaś się wymyślić jakieś rozwiązanie, i to na tyle sensowne, aby nie słuchać zażaleń ani krzyków swojej matki. Rozumiałaś, że miała wielką ochotę na tuńczyka. Ty też w końcu nieraz życzyłaś sobie niestworzonych rzeczy, bo tak cię apetyt kierował, ale na litość boską, to przeważnie były ogólnodostępne słodycze, a nie jakaś ryba!

Lekko spanikowana przejechałaś dłonią po swoich włosach, odgarniając je za ucho, co sprawiło, że kątem oka zauważyłaś jakąś postać po prawej stronie, tuż obok ciebie. Odwróciłaś głowę napotykając spojrzeniem na niezbyt wysokiego chłopaka, ubranego w niecodzienny biały garnitur z paskami w tym samym kolorze. Jego z pozoru niewinny wygląd, mógł sugerować na osobę młodszą od ciebie, ale przeczucie podpowiadało ci, że to mylne założenie. Widziałaś w jego twarzy nie tyle dojrzałe rysy, co wysublimowane i wybredne. Taki wizerunek potwierdzały purpurowe oczy, niewiele jaśniejsze od koloru włosów, w których czaiły się niejasne intencje.

Uśmiechnęłaś się w sposób dość specyficzny i przerażający, co twoi znajomi nazywali ,,uśmiechem [zdrobnienie]''. Coś tajemniczego w wizerunkach fizycznych czy psychicznych nigdy nie było twoim problemem. Tytuł Super Licealnej Obserwatorki nie wziął się w końcu znikąd. Jednak potrzebowałaś sposobności do obserwacji, a takie wgapianie się w kogoś jeden na jednego nie podchodziło ci za bardzo. Chyba że w szybki sposób chciałaś komuś udowodnić, jakim jest nic nie wartym śmieciem. Wtedy to twój talent okazywał się wręcz zadziwiający, jak nie nadnaturalny.

Jak na ironię, za byciem obserwowaną nie przepadałaś i irytowałaś się, gdy ktoś to robił. Tym razem jednak ukryłaś swoje odczucie za maską przyjaznego i grzecznego uśmiechu.

— Och, wybacz. Pewnie chcesz stąd coś wyjąć. — Odsunęłaś się nieco od zamrażalki, dokładnie na dwa kroki. Każdy głupi by zauważył, że wcale nie zamierzałaś dalej odchodzić.

— Niezupełnie. Mam już to, co chciałem — odpowiedział spokojnie, unosząc do góry prawą rękę, którą dotychczas chował za plecami, trzymając w niej opakowanie z tuńczykiem. Nie zdążyłaś w porę powstrzymać się od zdziwionego i pełnego nadziei spojrzenia.

Wpatrywałaś się w zawartość jego dłoni, próbując zachować dumę i nie zaczynać tematu na temat produktu, jednak gdy przypomniała ci się poprzednia awantura, kiedy to twoja mama nie dostała ogórków konserwowych, na które miała równie wielką ochotę jak teraz na tuńczyka... Nie, nie mogłaś ryzykować. Musiałaś zdobyć tę rybę.

— Etto... Czy bardzo potrzebujesz tego tuńczyka? Widzisz, bardzo mi zależy na jego kupnie — poprosiłaś potulnym głosem, gotowa posunąć się nawet do wzbudzania litości. Co prawda wątpiłaś, żeby to ci pomogło. Osobnik przed tobą nie wyglądał na takiego, co zrezygnowałby z własnej zachcianki dla kogoś innego.

Chłopak spojrzał na ciebie niewinnym wzrokiem, a następnie na opakowanie, które trzymał.

— Skoro ci tak bardzo zależy, to mogę ci je oddać — odpowiedział z lekkim uśmiechem.

— Naprawdę? — nutka radości wkradła się do twojego głosu.

Niestety ciut za szybko.

— Nie, to było kłamstwo! — Zaśmiał się złośliwie, po czym odwrócił się na pięcie, machając ci opakowaniem tuńczyka na pożegnanie.

Wciągnęłaś gwałtownie powietrze równie ciężko je wypuszczając. Miałaś ochotę zetrzeć temu chłopakowi ten denerwująco-zadowolony wyraz twarzy i choćby siłą zabrać mu tę przeklętą rybę. Nie ruszyłaś jednak za nim, nie chcąc robić tego samego, co starsze panie rano i szarpać się o jakiś produkt na promocji.

Przeklinając całą drogę do domu pod nosem, nawet nie starałaś się zapanować nad swoją złością. Nie obchodził cię potencjalny gniew twojej mamy, gdyż w obecnej chwili nic nie mogło cię bardziej zirytować, niż ktoś, kto zagrał ci na nosie z taką łatwością.

Miałaś nadzieję, że nigdy więcej go nie spotkasz.





Monokuma


Jadłaś spokojnie swoje drugie śniadanie w towarzystwie najlepszych przyjaciółek. Uwielbiałaś bento, które robiła ci mama, kiedy miała wolne. Od razu nachodził cię lepszy humor i zazwyczaj nic nie mogło ci go popsuć przez resztę dnia.

— Ach, dzię-ku-ję! — zakrzyknęłaś wesoło, po czym energicznie wstałaś, aby wyrzucić śmieci. — Nie czekajcie na mnie, spotkamy się w klasie! — uprzedziłaś swoje przyjaciółki.

Następnie ruszyłaś w stronę kontenera na śmieci, który znajdował się za szkołą. Jedzenie na świeżym powietrzu miało ten jeden minus, że zawsze musiałaś robić sobie niemałe przechadzki, żeby potem pozbyć się zbędnych rzeczy.

Podniosłaś metalową pokrywę z wielkim wysiłkiem, aż ta nagle gwałtownie się otworzyła. Puściłaś ją, odskakując zaskoczona do tyłu.

Z kontenera wyskoczył jakiś pluszak.

— Że co? — Skołowana pochyliłaś się nad niewielką maskotką. — Może to znowu któryś z kolekcji Ayumi? Albo je gubi, albo ktoś jej podbiera.

Chciałaś podnieść zabawkę, gdy ta niespodziewanie sama się poruszyła. Zamarłaś z wyciągniętą przed siebie ręką.

— Och... Co się stało?

Kiedy przytulanka stanęła przodem do ciebie, dostrzegłaś, że była z lewej połowy czarna, a z prawej biała. Wyglądała na zadbaną, więc nie mogła spędzić wśród śmieci zbyt wiele czasu.

Przykucnęłaś.

— Mechaniczna maskotka? Może wtedy nie należysz do Ayumi, tylko do Towy... — zastanawiałaś się na głos, próbując po raz drugi podnieść pluszaka, ale ten zagroził ci obsydianową łapą, z której wysunęły się pazury.

— Nawet nie próbuj — ostrzegł, wyglądając na tyle poważnie, na ile mógł pluszowy miś.

— Etto... Okej? — Podniosłaś ręce na znak kapitulacji. — Kim jesteś i do kogo należysz?

— Nazywam się Monokuma. Jestem dyrektorem Akademii Szczytu Nadziei! — przedstawił się dumnie.

— Huh? — otępiałaś.

Co prawda widziałaś swojego dyrektora tylko raz, ale wiedziałaś, że gdyby tak wyglądał, to z pewnością byś go zapamiętała.

Zaczęłaś bujać się na piętach.

— Aha... Em, to inaczej... Do kogo mam cię zwrócić? — spróbowałaś ponownie.

— Do nikogo. Sam sobie poradzę. Na razie!

Zanim zdążyłaś zareagować w jakikolwiek sposób, maskotka zniknęła. Rozglądałaś się wszędzie, ale nigdzie go nie dostrzegłaś. Uznałaś to, jak i całą sytuację, za strasznie dziwną i... nienaturalną. Ale to w końcu była Akademia Szczytu Nadziei. Takie rzeczy działy się na porządku dziennym.

Postanowiłaś wrócić do szkoły, by nie spóźnić się na dalsze zajęcia. Po drodze zastanawiałaś się, czy nie zgłosić całego zajścia nauczycielce. W końcu ktoś — dziwna, mówiąca maskotka, która przedstawiła się jako Monokuma — podał się za dyrektora szkoły, a to przecież nie było normalne.

Kiedy usłyszałaś dźwięk dzwonka, szybko puściłaś się biegiem w kierunku swojej klasy.

Ostatecznie zadecydowałaś nikomu nic nie mówić. Jeszcze uznaliby cię za wariatkę!

Poza tym, jak taka maskotka mogła niby zaszkodzić? Przecież nie doprowadziłaby do zagłady świata.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz