niedziela, 16 lutego 2020

[SG] Playing on the nerves










Szkoda czasu na życie w awanturze czy w ciszy. To niczego nie buduje, tylko przeszkadza, sprawia, że człowiek chodzi zły. Dlatego – jeśli ludzie chcą być ze sobą – trzeba okres awantury, która się oczywiście co jakiś czas zdarza, maksymalnie skracać.

— Wiktor Zborowski



życie — awantura — człowiek





Makoto Naegi


Grzebałaś pałeczkami w swoim bentō, kreśląc flegmatycznymi ruchami kółka w ryżu, tylko od czasu do czasu biorąc ziarenka do ust. Apetyt wyjątkowo ci nie dopisywał, podobnie jak humor. Rano oparzyłaś się herbatą, brudząc sobie przy tym mundurek, przez co potem spóźniłaś się do szkoły. Koleżanka z ławki obok postanowiła ci coś ważnego powiedzieć podczas wywodu nauczyciela, co mu się nad wyraz nie spodobał i opacznie zrozumiał sytuację, zwracając ci uwagę przed całą klasą.

Po serii nieprzyjemnych wypadków miałaś nadzieję, że lunch z Makoto poprawi ci nastrój. W końcu sama jego obecność zazwyczaj działała na ciebie kojąco. Dziś jednak ewidentnie nie był twój dzień, skoro nie potrafiłaś się nawet skupić na jego słowach, choć całą sobą starałaś się wsłuchać w opowiadaną przez niego historię.

Przeklinałaś w myślach wszystko i wszystkich, którzy wytrącili cię z równowagi, doprowadzając do takiego stanu. Znałaś siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że dopóki nie wydarzy się coś przyjemnego, to zły humor ci nie minie.

Spojrzałaś kątem oka na Makoto, zastanawiając się, czy kiedykolwiek widziałaś go zdenerwowanego. Uruchomiłaś do tego wszystkie trybiki w mózgu, ale za nic w świecie nie mogłaś sobie przypomnieć choć jednego momentu, w którym Naegi zatraciłby swój optymizm i wiarę w lepszą przyszłość. Byłaś przekonana, że gdyby spotkały go te same okropności co ciebie, nie chowałby do nikogo urazy.

Czasem irytowała cię pasywność i naiwność jaką się wyróżniał, ale ostatecznie go za to podziwiałaś. Wiedziałaś, że drugiej takiej osoby jak on nie było. Czułaś dumę, że to właśnie ciebie wybrał, a nie Sayakę Maizono czy Mukuro Ikusabę, którą niejednokrotnie przyłapałaś na przyglądaniu się wam. Nie wspomniałaś o tym ani razu Makoto, ale zamierzałaś to zrobić, o ile poczułabyś się przez nią zagrożona.

Zamyślona zamknęłaś swoje bentō, po czym schowałaś je bezpiecznie do torby, gdy uznałaś, że niczego więcej do ust nie włożysz.

Chociaż nie chciałaś testować cierpliwości Makoto, nie mogłaś powstrzymać się od sprawdzenia, ile potrafił znieść. W końcu również był człowiekiem, więc dlaczego nie miałby odczuwać poirytowania tak jak inni?

— Makoto — rzuciłaś delikatnym głosem — uważasz, że jestem gruba? — zapytałaś, całą siłą woli powstrzymując się od śmiechu na widok jego zdezorientowanej miny.

Wyglądał, jakby na jego oczach wyrosła ci co najmniej jeszcze jedna noga oraz ręka. A kiedy doszedł do niego sens twojego pytania, speszony zaczął masować swój kark.

— O-oczywiście, że nie! Zawsze ładnie wyglądasz.

— Ładniej od Maizono-san?

— Ech?! — jęknął zaskoczony, na chwilę zamierając. Nigdy nie reagował na twoje aluzje odnośnie Sayaki, choć byłaś pewna, że doskonale rozumiał ich przyczynę. — O-obie jesteście piękne.

— Ale Maizono-san jest idolką. Na pewno każdy wybrałby ją — odparłaś refleksyjnym tonem.

— [Imię]... O co chodzi? Jaki masz cel w mówieniu takich rzeczy? — zapytał, znacznie spokojniejszy niż wcześniej, wpędzając cię w kozi róg.

Nie mogłaś dalej ciągnąć swojego przedstawienia, gdy zostałaś zdemaskowana, co nie było trudne, skoro przeważnie byłaś bardziej taktowna w tego typu uwagach.

— Chciałam tylko wyciągnąć od ciebie te dwa magiczne słowa, które lubię, gdy mówisz — odpowiedziałaś, uśmiechając się niewinnie.

Makoto cicho westchnął, jakby z ulgą, że postanowiłaś odpuścić, a policzki solidnie mu się zaczerwieniły.

— K-kocham cię.

— Ja ciebie też — odpowiedziałaś, łapiąc go za rękę.

W końcu musiałaś zaakceptować fakt, że ani ty, ani nikt inny nie potrafił wytrącić Makoto z równowagi. Jedyne, co mogłaś u niego wywołać to zawstydzenie, a wychodziło ci to całkiem nieźle.





Byakuya Togami


Przekrzywiłaś głowę raz w lewo, raz w prawo, masując prawą dłonią zesztywniały kark. Ślęczałaś nad książką prawie trzy godziny, ale nie narzekałaś, nawet jak czasem za bardzo pochłonięta tekstem zbyt długo nie zmieniłaś swojej pozycji, przez co krew przestała dopływać ci do dolnych kończyn. A wszystko to było zasługą Togamiego, gdy w końcu znalazł dla ciebie trochę czasu.

Dla wielu mogłoby się to wydawać nudne i dziwne, ale naprawdę doceniałaś spędzanie z nim spokojnie czasu, siedząc i czytając, po prostu ciesząc się wzajemnym towarzystwem - nic innego cię tak nie relaksowało. W takich momentach odczuwałaś też pewnego rodzaju wyróżnienie, gdyż nikomu innemu Byakuya nie pozwalał przesiadywać w pobliżu, gdy oddawał się lekturze. Wiedziałaś, że choć mówił pod twoim adresem różne rzeczy, to jednak tobie ufał najbardziej.

Ceniłaś momenty ciszy i spokoju, ale bardzo lubiłaś też prowadzić debaty z Togami, gdy nauczyłaś się podchodzić do nich w odpowiedni sposób. W końcu twój samiec alfa musiał pokazywać ci swą wyższość, udowadniając, że miał zawsze rację. Niemniej potrafił być dobrym słuchaczem, szczególnie gdy przedstawiałaś mu różne poglądy na dany temat, uwzględniając przy tym odczuwane uczucia, które on miał tendencję zbywać, skupiając się jedynie na faktach. Za twoją sprawą poprawił mu się poziom empatii. Co prawda w niewielkim stopniu, ale nigdzie ci się nie śpieszyło. Zamierzałaś krok po kroku pomóc mu stać się lepszą osobą, tak jak on zrobił to z tobą. Choć w życiu byś mu o tym nie powiedziała, bo cały twój trud poszedłby na marne.

Czasem zastanawiałaś się, jak w rzeczywistości mógł się czuć dziedzic największej korporacji na świecie. Patrząc z boku jego życie wyglądało jak z bajki, a on wydawał się rozpieszczonym paniczykiem. Im się jednak więcej wiedziało, tym bardziej odczuwało się ciężar owej wiedzy: nieustanna presja i stres ze strony otoczenia, pracy, szkoły, rodziny i brak możliwości poproszenia kogokolwiek o pomoc.

Kiedyś myślałaś, że ktoś pokroju Togamiego pragnie inteligentnej i silnej psychicznie partnerki, i choć nie uważałaś siebie za płaczliwą idiotkę, nigdy byś nie powiedziała, że nadawałabyś się do takiej roli. Dopiero po kilku tygodniach związku zrozumiałaś, że Byakuya potrzebował przede wszystkim czułości i dobroci. Za każdym razem, gdy widziałaś go rozdrażnionego, klepałaś go delikatnie po plecach i mówiłaś, że radzi sobie doskonale. Wtedy jego pewność siebie zawsze wracała i nawet gdy uśmiechał się wyniośle, dostrzegałaś w jego oczach coś, czego nikt inny nie mógłby zobaczyć — wdzięczność.

Mimo wszystko nigdy nie widziałaś go wytrąconego z równowagi. Dopiero od kilku osób z Togami Corporation dowiedziałaś się, że Byakuya wychodził z siebie tylko wtedy, gdy coś mu się nie udało. Wtedy mimowolnie zaczęłaś się zastanawiać, jak zachowywałby się Togami, gdybyś przekreśliła was związek. Jednak ciekawość tego nie była na tyle duża, żebyś postanowiła to sprawdzić. Za bardzo go kochałaś, by zrobić mu coś takiego.

— O co chodzi? — zapytał nagle Togami, wyrywając cię z zamyślenia.

— Ech? — mruknęłaś, mrugając zaskoczona.

— Od kilku minut nieustannie się na mnie patrzysz. Jeżeli znowu chcesz prosić o...

— Nie, nie, w porządku! — przerwałaś mu, uśmiechając się przepraszająco. — Wybacz, zamyśliłam się.

— Znowu wyobrażałaś sobie, że jestem łysy? — zapytał od niechcenia, wracając wzrokiem do książki.

— To był tylko raz! Po za tym, należało ci się za wyrzucenie mojego szamponu! — obruszyłaś się, krzyżując ramiona na piersi. — Myślałam tylko o tym, jak bardzo cię kocham — mruknęłaś cicho pod nosem, odwracając głowę w przeciwną stronę.

Dostrzegłaś jednak kątem oka, że Togami spojrzał na ciebie, marszcząc przy tym w zamyśleniu brwi.

— [Imię], jakbym cię nie znał, pomyślałby, że czegoś ode mnie chcesz.

— Na szczęście jestem ostatnią osobą, która czegoś by od ciebie chciała. Super Licealna Indywidualistka, pamiętasz? — rzuciłaś sarkastycznie, wskazując na siebie palcem.

— Tytuł Super Licealnej Gaduły też by do ciebie pasował — odparł kpiąco, posyłając ci wyzywające spojrzenie.

Spojrzałaś na niego spode łba, zamykając z trzaskiem książkę.

— Nie zrobię ci za to kawy — prychnęłaś, podnosząc się z fotela.

Togami mógł mówić co chciał, ale faktem było, że dzięki pracy w kawiarni nauczyłaś się robić świetną kawą, która smakowała nawet jego nadludzko wymagającym kubkom smakowym.

— Doceniam to — mruknął niedbale, ignorując twoją groźbę.

Zacisnęłaś dłonie w pięści, starając się nie stracić panowania nad sobą.

Nie mogłaś zrozumieć, jakim prawem on ciągle wytrącał cię z równowagi, kiedy ty próbowałaś go nawet nie denerwować.





Chihiro Fujisaki


Sapnęłaś zirytowana, zakładając ręce przed sobą, modląc się w duchu o cierpliwość. Wiedziałaś, że wybuch gniewu był nieunikniony, więc zastanawiałaś się, za ile dokładnie nastąpi. Póki co pozwalałaś owadowi grać sobie na nerwach, zgadzając się na beztroskie krążenie po pokoju.

Tymczasem Chihiro, zaniepokojony twoim milczeniem, odwrócił wzrok od ekranu komputera. Wydawało się, że nieznośne bzyczenie nie robiło na nim najmniejszego wrażenia, gdyż, w przeciwieństwie do ciebie, wyglądał na całkowicie spokojnego i opanowanego.

— [Imię]? Wszystko w porządku? — zapytał zmartwiony.

Chociaż posiadaliście bardzo odmienne zainteresowania, Chihiro nie był przyzwyczajony do ciszy w twoim towarzystwie. Zawsze myślał, że najbardziej podczas pracy potrzebuje spokoju, ale kiedy zaczęłaś rozmawiać z nim o jego pasji, szczerze interesując się wszystkim, czego to dotyczyło, zauważył, że pokochał takie momenty i później aż nieswojo się czuł, gdy nie słyszał w trakcie programowania twojego głosu.

— Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to... — urwałaś, powstrzymując się przed kalaniem jego niewinnych uszu przekleństwami — ...gdyby nie ten komar.

— Ukąsił cię?

— Gdyby to zrobił, byłby już martwy — odburknęłaś grobowym głosem, krzyżując ramiona na piersi. — Nie mów mi, że on cię nie denerwuje.

Chihiro wzruszył niepewnie ramionami.

— To tylko komar. Za chwilę pewnie zapomnisz, że tutaj jest.

— Wątpię — mruknęłaś przez zaciśnięte zęby.

Przez ciągłe treningi miałaś bardzo mało okazji do odpoczynku, z czego Chihiro zdawał sobie doskonale sprawę. Czasem ,,pożyczał'' cię w trakcie zajęć pod byle pretekstem, abyś się nie przemęczała. Z jednej strony byłaś mu za to wdzięczna, choć z drugiej - zastanawiałaś się, czy nie miałaś na niego złego wpływu, skoro z twojego powodu zdarzało mu się nieco naginać prawdę.

Wzdrygnęłaś się, kiedy nagle usłyszałaś nieznośne bzyczenie tuż przy swoim prawym uchu. Zatrzęsłaś się ze złości, po czym zamachnęłaś się leżącym obok zeszytem, celując w owada. Wykrzywiłaś twarz w wyrazie obrzydzenia, kiedy komar spadł na ławkę przy której siedziałaś, wciąż jeszcze podrygując i ruszając kończynami.

— Och! — sapnął Chihiro, odwracając głowę w przeciwną stronę, zakrywając sobie przy tym oczy. — [Imię], czemu to zrobiłaś? Komary też są żywymi istotami, mogą mieć własną rodzinę i... P-przepraszam, wiem, że to głupie...

Odetchnęłaś głęboko, czując jednocześnie wyrzuty sumienia oraz ulgę.

— Wybacz, Chihiro, to był odruch. Następnym razem zapytam komara, czy ma coś przeciwko oberwaniu zeszytem.

— [I-Imię]? — wydukał zaskoczony, przyglądając ci się w oszołomieniu.

— Spokojnie, tylko żartowałam! — zaśmiałaś się krótko, kręcąc z rozbawieniem głową. — Miejmy po prostu nadzieję, że następnego razu nie będzie.

Powstrzymując się przed skrzywieniem z obrzydzenia, za pomocą zeszytu zrzuciłaś nieruszającego się komara z ławki, po czym odłożyłaś przedmiot na parapecie, skąd go zabrałaś.

Wiedziałaś, że Chihiro był nad wyraz miłą osobą, nawet dla tak wnerwiających pasożytów, więc mogłaś się domyśleć, że nie zareaguje pozytywnie na morderstwo owada. Niemniej nie potrafiłaś zrozumieć, dlaczego bzyczenie komara nie wytrąciło go z równowagi, tak jak ciebie. Czasem zastanawiałaś się, czy było coś, co sprawiłoby, że zdenerwowałby się, ale po dzisiejszej sytuacji postanowiłaś tego nie sprawdzać. W końcu istniało dość spore prawdopodobieństwo, że szybciej sobie byś podwyższa ciśnienie niż jemu.





Hajime Hinata


Odetchnęłaś głęboko, wyciągając rozluźniona ramiona do góry, następnie kładąc ręce na kolanach. Spojrzałaś kątem oka na Hajimę, grającego w skupieniu w jakąś grę na konsoli. Uśmiechnęłaś się delikatnie pod nosem, uświadamiając sobie, że prawie każdą przerwę spędzaliście na zewnątrz, zaraz obok wiekopomnej fontanny, przy której się poznaliście. Zamknęłaś na moment oczy, aby móc wyraźniej zobaczyć owe wspomnienie.

Odczuwaną wtedy radość pamiętałaś po dziś dzień. Patrząc na to wszystko teraz, nie żałowałaś, że nie przeniesiono cię na Kurs Główny. Wtedy straciłabyś szansę zyskania bliższej relacji z Hajime, bez którego obecnie nie wyobrażałaś sobie życia. Nie potrafiłaś nawet przypomnieć sobie, jak wcześniej wyglądała twoja codzienność bez niego.

Przytrzymałaś lewą ręką włosy, kiedy nagle wiatr mocniej zawiał. Dostrzegłaś niedaleko kilka, niemal całkowicie białych, lekko zabarwionych bladym różem, płatków wiśni. Uśmiechnęłaś się z sentymentem - od zawsze lubiłaś liście sakury.

Oparłaś głowę o ramię Hinaty, przez co wzdrygnął się zaskoczony, umierając w grze. Zakryłaś dłonią usta, aby stłumić chichot na widok jego niedowierzającej miny.

W końcu nie wytrzymałaś i wybuchnęłaś gromkim śmiechem.

— W-wybacz, nie c-chciałam — wydusiłaś, próbując nad sobą zapanować, ale bezskutecznie.

Hajime spojrzał na ciebie z irytacją, ale widziałaś, że nie był zły. Rumieńce, jakie niemalże natychmiastowo pojawiły się na jego policzkach, go zdradziły. Zdawałaś sobie sprawę, że przed tobą Hinata nikogo nie miał, co równało się z zerowym doświadczeniem w sprawach sercowych, przez co łatwo się peszył przy każdym bliższym kontakcie, ale nie przeszkadzało ci to, wręcz przeciwnie - uważałaś, że to na swój sposób urocze.

— Nie nudzi ci się? — zapytał, spoglądając na ciebie kątem oka.

— Nie — odpowiedziałaś, uśmiechając się przebiegle.

Gdy tylko zaczął nową grę, złapałaś go za rękę, przytulając się do jego ramienia. Poczułaś, że zesztywniał, tracąc skupienie i znowu przegrywając.

— Em... [Imię], mogłabyś się trochę odsunąć?

— Dlaczego? Przeszkadzam ci? — spytałaś niewinnie.

— Nie, po prostu ciężko się steruje, kiedy mnie tak trzymasz — odpowiedział, robiąc się jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej.

— W porządku — rzuciłaś od niechcenia, nieznacznie rozluźniając uścisk. — Teraz może być?

— Chcesz teraz ty pograć? — zapytał, wzdychając ciężko.

— Nie, nie. Odpowiada mi patrzenie, jak ty to robisz — zapewniłaś.

Hajime przez kilka sekund przyglądał ci się w ciszy, próbując cię rozgryźć. Nie znosił, gdy czegoś nie rozumiał, a choć usilnie się zastanawiał, twojego obecnego zachowania nie potrafił pojąć.

— Zrobiłem coś nie tak?

— Nie.

— Zapomniałem o czymś?

— Nie wydaje mi się.

— O co w takim razie chodzi?

— O nic — odpowiedziałaś, zdając sobie po chwili sprawę, jak to typowo zabrzmiało w ustach dziewczyny. — Chodzimy ze sobą, to normalne, że chcę się czasem do ciebie przytulić.

Uśmiechnęłaś się szeroko, widząc na twarzy Hajime zaskoczenie wymieszane z zawstydzeniem. Pokręciłaś rozbawiona głową, po czym pocałowałaś go w policzek, następnie podrywając się z ławki.

— Poczekam na ciebie w klasie! — odparłaś na odchodnym, ruszając w kierunku szkoły.

Zdawałaś sobie sprawę z własnej okrutności, ale za bardzo lubiłaś się z nim droczyć, by móc zdołać się przed tym powstrzymać. Zwłaszcza że później zawsze ci to oddawał z nawiązką.





Nagito Komaeda


Zrezygnowana oparłaś podbródek na złączonych dłoniach, rozważając opcję zmiany talentu, o ile takowa w ogóle była możliwa. Co prawda nie chciałaś rezygnować ze swojego tytułu Super Licealnej Przyjaciółki, ale ostatnie wydarzenia dały ci do myślenia.

Kiedy zeszłego dnia wychodziłaś ze szkoły, dostrzegłaś na jej tyłach scenę rodem wyjętą z mangi shōjo: grupa wytapirowanych ladacznic otoczyła niewinną dziewczynę, przypierając ją do muru. Na żywo jeszcze ani razu nie spotkałaś się z tego typu sytuacją, ale nie miałaś wątpliwości, że powinnaś się wtrącić. Podeszłaś do nich, stając pomiędzy nimi, aby powstrzymać dojście do rękoczynów, co nie spodobało się żadnej ze stron. Z ich nakładających się na siebie krzyków, zdołałaś wydedukować tylko tyle, że konflikt dotyczył głównie Ahiro i Nany, przy czym każda z nich miała swoje za uszami. Różnica była taka, że Ahiro przyszła z koleżankami, a Nana pozostała sama, ponieważ żadnych przyjaciół nie posiadała. Domyśliłaś się, że towarzyszki Ahiro wiedziały to, co sama im powiedziała, wiec zapewne za dużo powiedzieć nie mogły, dlatego kazałaś im odejść, uznając, że najskuteczniej pomożesz dziewczynom, kiedy zostaniecie tylko we trójkę.

Spokojnie wysłuchałaś ich historii, rozumiejąc ją na tyle, na ile byłaś w stanie. Nie umiałaś jednak na miejscu rozwiązać ich konfliktu, tak jak to miałaś w zwyczaju, więc poradziłaś im udać się do domu, obiecując, że następnego dnia pomożesz im dojść do porozumienia.

Ukryłaś twarz w dłoniach, starając się nie myśleć o tym, że najprawdopodobniej je zawiedziesz. Chyba że doznałabyś olśnienia, niczym w filmach niskobudżetowych, nagle znajdując wyjście z zaistniałej sytuacji.

— [Imię]-chan, wszystko w porządku? — zapytał Nagito, kładąc dłoń na twoim prawym ramieniu.

Zaabsorbowana czyimiś problemami, zapomniałaś na moment o jego obecności.

— Nie. Nic nie jest w porządku — odpowiedziałaś przybita. — Nie umiem pomóc Ahiro i Nanie. Wiesz, że nie tak dawno się ze sobą przyjaźniły? Wszystko jednak zostało zaprzepaszczone, kiedy znalazły psa.

— Psa? — powtórzył z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia.

— Absurdalne, prawda? Niecały miesiąc temu zdecydowały się przygarnąć włóczęgę, którego znalazły w parku niedaleko domu Nany. Początkowo szło im całkiem dobrze: potrafiły podzielić się obowiązkami i skrupulatnie je wykonywały. Sprawa się skomplikowała, kiedy Nana nie przyniosła Koko do Ahiro, gdy była jej kolej opieki nad nim. Okazało się, że Nana wolałaby, aby pies został u niej na stałe, a Ahiro przychodziła go po prostu odwiedzać, co niezbyt jej się spodobało.

— U kogo teraz jest pies?

— Wciąż u Nany, co ma jej za złe Ahiro. Dotychczas ich kłótnia miała charakter bardzo dziecinny, jakby kłóciły się o ulubioną zabawkę. Jednak im dłużej to trwa, tym robi się poważniej. Wczoraj Ahiro powiedziała, że jak Nana nie odpuści i jej nie przeprosi, to wniesie sprawę na policję. Jej ojciec jest prawnikiem, więc umiałby poprowadzić sprawę w sądzie.

— Co na to Kusemono-san?

— Wyśmiała ją i powiedziała, że załatwiła już wszelkie papiery świadczące o tym, że Koko należy do niej. Żadna z nich nie chce odpuścić ani się pogodzić. Nie wiem, jak mam im pomóc — wyznałaś łamiącym się głosem.

Nagito zaczął masować twoje ramię, na którym wcześniej miał rękę.

— Nie przejmuj się tym tak. Jesteś wspaniałą osobą, która ma w sobie ogromną nadzieję, z którą na pewno zdołasz osiągnąć wszystko.

— Nie sądzę, żeby nadzieja mi tutaj w czymkolwiek pomogła — odparłaś zirytowana, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji swoich słów.

— Nadzieja jest dobrem absolutnym, [Imię]-chan. Nigdy nie przegrywa. Nie należy jej tracić, nawet jeżeli coś wydaje się trudne i zniechęcające. Czy to nie jest typowe, że jeśli napotkasz silnego wroga, pokonując go staniesz się jeszcze silniejsza? Co oznacza, że im silniejszą odczujesz rozpacz, tym bardziej wzrośnie twoja nadzieja. Chcę zobaczyć twoją jasność, [Imię]-chan, dlatego nie możesz się poddać. Jeżeli chcesz, mogę ci w tym pomóc.

Na kilka sekund kompletnie otępiałaś, spoglądając na Nagito szeroko otwartymi oczami. Dopiero po przemyśleniu całej sytuacji udało ci się wydukać:

— M-masz rację. Za bardzo dałam się ponieść panice. Oczywiście, że dam sobie z tym radę, nie musisz mi pomagać — uśmiechnęłaś się z wymuszeniem. — Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Wiem już co mam robić. Pójdę poszukać Ahiro i Nany. Do zobaczenia później — rzuciłaś na odchodnym, machając rękę na pożegnanie.

Postanowiłaś znaleźć Ahiro i Nanę, by dość dosadnie wytłumaczyć im, że powinny się pogodzić, ciesząc się ze wspólnego posiadania psa, nim stałoby mu się coś tragicznego.





Gundham Tanaka


Cisnęłaś z furią pędzel na drewniany stoliczek, wydając z siebie jęknięcie pełne frustracji. Od kilku godzin męczyłaś się z namalowaniem obrazu idealnie przedstawiającego Susanoo, jednego z ważniejszych bóstw japońskiej religii shinto, którego miałaś sportretować dla pewnego wydawnictwa, chcącego użyć twojej pracy jako okładki dla ich najnowszej pozycji.

Ostatni miesiąc miałaś bardzo zabiegany, więc dopiero na kilka dni przed umówiony terminem wzięłaś się do pracy nad obrazem. Co prawda nie wymagano od ciebie przesłania finalnej wersji dzieła, ale chociażby bardzo bliski zarys tego, w jaki sposób zamierzałaś przedstawić Susanoo.

Nienawidziłaś pracować pod presją nad czymkolwiek, choć Yukizome-sensei mówiła ci, że najbardziej poświęcałaś się danemu zajęciu, gdy ciążyła nad tobą świadomość kończącego się czasu. Szanowałaś swoją wychowawczynie i nieraz polegałaś na jej opinii przy wielu sprawach, ale sądziłaś, że w tej kwestii się zdecydowanie myliła. Wolałaś oddawać się swojej pasji w ciszy i spokoju, dryfując umysłem na granicy świadomości a podświadomości, z dala od żmudnych spraw śmiertelników.

Pokręciłaś głową, uświadamiając sobie tok własnych myśli. Gundham miał na ciebie spory wpływ, nawet jak przez większość czasu tego nie dostrzegałaś, co jednoznacznie sugerowało, że ci to nie przeszkadzało. Niemniej wolałabyś, aby działało to w obie strony.

— Piekielne demony są dzisiaj szczególnie wzburzone. Śmiertelna woda nieustannie spada z nieba — odparł Gundham, wchodząc do twojego mieszkania.

Z jego słów wywnioskowałaś, że na zewnątrz panowała ulewa, choć sam Tanaka temu przeczył będąc całkowicie suchym. Nie zamierzałaś jednak drążyć tego tematu.

Westchnęłaś cicho, zastanawiając się, w jaki sposób powiedzieć Gundhamowi, że potrzebowałaś nieco wolnej przestrzeni, nie urażając go przy tym.

— Nie planujesz niczego z nimi zrobić? Przecież tylko ty jesteś w stanie sobie z tym poradzić — powiedziałaś z udawanym przejęciem, ponownie biorąc do ręki pędzel.

— Nie ma takiej potrzeby. Niedługo wszystko minie — odpowiedział od progu, po czym podszedł do ciebie, patrząc w zamyśleniu na twoją pracę. — Wygląda jak amazońska jaszczurka po spotkaniu Piekielnego Psa Gończego.

— Przypomina ci to w czymś bóstwo? — zapytałaś z mieszaniną nadziei i irytacji.

— Nie. Bliżej temu czemuś do zjawy niż bóstwa — rzekł tonem fachowca.

— W takim razie, jak przedstawiłbyś gniewne bóstwo?

— Nie wiesz, jak wygląda gniewne bóstwo? — Spojrzał na ciebie z niedowierzaniem.

Przewróciłaś teatralnie oczami, tracąc powoli cierpliwość.

— Najwyraźniej nie wiem, skoro narysowałam coś takiego — odburknęłaś kąśliwie, robiąc na kartce wielką czarną kreskę. — Myślisz, że teraz lepiej?

— Coś cię opętało, Mro...

— Zdrowy rozsądek, najwyraźniej — wtrąciłaś, posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie.

Po chwili uznałaś, że miałaś dość nie tylko wszystkiego i wszystkich, ale również samej siebie. Odetchnęłaś głęboko, zmęczona prowadzeniem tak marnej koegzystencji.

— Przepraszam, Gundham, ale czy mógłbyś...

— Gundham?! Zabronione jest wspominanie tego okropnego imienia. Obecnie znany jestem jako Tanaka Przeklęty. Król Taboo, chroniony przez Czwórkę Mrocznych Bogów Zniszczenia. Jestem tym, który będzie rządził światem — odparł srogim głosem Tanaka, a jego postać zaczął otaczać taki mrok, jakiego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałaś.

Z jednej strony się przeraziłaś nie na żarty, z drugiej - odnalazłaś nowe natchnienie. Wiedziałaś już, jak powinnaś namalować boga Susanoo, jeżeli udałoby ci się dożyć wieczora.





Kazuichi Sōda


Włożyłaś sobie kolejną porcję lodów [smak] do ust, całkowicie oczyszczając z nich łyżeczkę. Siedziałaś na biurku w warsztacie rodziny Kazuichiego, machając od niechcenia nogami, co nadawało ci wyglądu dziecka, z czego zdawałaś sobie w pełni sprawę.

Obserwowałaś ciekawskim wzrokiem poczynania Sōdy, który nie tylko postanowił naprawić twój rower, który znowu ci się zepsuł, gdy do niego jechałaś, ale również go podrasować. Tobie było wszystko jedno, o ile pojazd nie miał powodować takich wypadków, jak jeden z kolegów Kazuichiego ze szkoły. Nie pamiętałaś, jak się nazywał, gdyż nigdy nie zostaliście sobie przedstawieni osobiście, ale wydawał ci się sympatyczny. Zdecydowanie chętniej zaprzyjaźniłabyś się z nim, niż z Sonią, do czego czasem namawiał cię bezskutecznie Sōda.

— No i jak ci idzie? — zapytałaś, kończąc jeść lody.

Odłożyłaś pusty kubek obok siebie, po czym zaczęłaś trzeć dłońmi o siebie, chcąc pozbyć się uczucia chłodu.

— Szłoby mi lepiej, gdybyś nie przeszkadzała — mruknął, nie odwracając wzroku od roweru.

Zmarszczyłaś skonsternowana brwi, zdziwiona jego zachowaniem.

— ,,Przeszkadzała''? Przecież dotychczas siedziałam cały czas cicho. Dopiero teraz się odezwałam.

— Sugerujesz, że sam stwarzam problemy? — rzucił oskarżycielsko, spoglądając na ciebie spode łba.

— Co cię tak nagle ugryzło? — spytałaś, próbując sobie przypomnieć temat waszej wcześniejszej rozmowy. — Chodzi o Saoriego?

— Czemu miałoby chodzić o tego ulizanego, pachnącego perfumami sztywniaka?

— Zamieniłam z nim raptem kilka słów — prychnęłaś rozbawiona — chyba nie jesteś o niego zazdrosny?

Soda posłał ci mrożące krew w żyłach spojrzenie, zupełnie jakbyś przed chwilą przyznała się do podebrania mu jego ulubionych kluczy francuskich.

— Nie jestem o niego zazdrosny! Ten koleś nie jest wart mojej uwagi!

Zacisnęłaś z całej siły zęby, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Kusiło cię, żeby kontynuować podpuszczanie go, ale uznałaś, że lepiej jak się powstrzymasz do czasu, aż skończy naprawiać twój roweru.

— Mnie również nie zależy na relacji z nim, więc w czym problem? — zapytałaś, wzruszając obojętnie ramionami.

— Odzywał się później do ciebie? — wydukał ledwie słyszalnym głosem już znacznie spokojniejszy.

— Nie. A nawet gdyby spróbował, nie odpowiedziałabym — zapewniłaś. — A więc, jak ci idzie z rowerem?

Sōda spojrzał na ciebie zrezygnowany, kręcąc z niedowierzaniem głową. Czasami aż słów mu na ciebie brakowało, ale mimo wszystko kochał cię najbardziej na świecie. Zaraz po ulubionym kluczu francuskim.





Kokichi Ōma


Wyprostowałaś się z cichym stęknięciem, masując lewą dłonią plecy w miejscu, w którym coś ci strzyknęło.

— Starość nie radość. Pora umierać — mruknęłaś pod nosem, podnosząc się z podłogi.

Numer z chowaniem rzeczy pod łóżkiem był tak oklepany, że nikt już tego nie robił, dlatego uważałaś, że lepszej kryjówki nie mogłabyś znaleźć. Zwłaszcza przed Kokichim, który czuł się u ciebie jak u siebie. Znał zawartość twoich szaf i szuflad lepiej niż ty, niewyobrażalnie szybko aktualizując swój zbiór informacji. Nierzadko wiedział o tym, że coś kupiłaś, jeszcze zanim mu o tym powiedziałaś, przez co niemal codziennie go przeklinałaś.

Znienawidziłaś uczucie bezradności, podobnie jak odczucie, że ktoś miał nad tobą przewagę, gdy byłaś przyzwyczajona do rozdawania kart w każdej grze. Kulminacja tych emocji sprawiła, że postanowiłaś przeanalizować Kokichiego tak dokładnie, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości, co do jego osoby.

Przez to, że nieustannie kłamał nie potrafiłaś potwierdzić jakiejkolwiek teorii o jego prawdziwym charakterze i uczuciach, jakimi cię darzył. Niejednokrotnie w koszmarach nawiedzała cię scena, w której przyznawaliście się do wzajemnego romantycznego zainteresowania, ale co jeżeli Kokichi nie mówił szczerze? Twierdził, że połowa jego kłamstw była z dobroci, co narzucało różne interpretacje.

Jeżeli twoje przypuszczenia miały okazać się prawdą, wolałaś się na to psychicznie przygotować. W tym celu stworzyłaś tablice analizującą sposób zachowania Ōmy, opisującą jego reakcje na różne rzeczy. Kokichi o niczym nie wiedział i zdecydowałaś się zachować całe przedsięwzięcie w najwyższej tajemnicy.

— Oi, [Imię]-chan! Mam do ciebie sprawę! — zaszczebiotał wesoło Kokichi, wchodząc do twojego pokoju.

Chociaż robił to bez zapowiedzi niemalże codziennie, tym razem prawie zeszłaś na zawał, kiedy zostałaś perfidnie przyłapana na swoich podejrzliwych przemyśleniach na jego temat.

Przełknęłaś ciężko ślinę, zmuszając się do beztroskiego uśmiechu.

— Coś się stało?

Ōma przez chwilę przyglądał ci się bez słowa, przez co miałaś nieprzyjemne wrażenie, że zaglądał ci wprost do duszy.

Niespodziewanie jego wzrok skierował się na łóżko.

— Co tam ukrywasz? — zapytał, unosząc powoli prawy kącik ust.

— Nic ważnego — odpowiedziałaś obojętnym tonem, odtrącając ukłucie sumienia wywołane wierutnym kłamstwem.

Najgorsze jednak dopiero nastąpiło, kiedy dostrzegłaś zaskoczenie wymieszane z frustracją na twarzy Kokichiego. Nigdy wcześniej nie widziałaś takiego gniewu w jego oczach. Zamierzałaś wyjaśnić powody swojego postępowania, ale nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć Ōma cię wyminął, następnie kucając i wyciągając spod łóżka średniej wielkości białą tablicę.

Odetchnęłaś głęboko, wnosząc oczy ku górze, prosząc o siłę.

— Kokichi, to nie tak jak myś...

— To jest wspaniałe, [Imię]-chan! — przerwał ci, odwracając się w twoją stronę z szerokim uśmiechem. — Udusiłbym cię, jeżeli oznaczałoby to, że musiałbym ściągać na siebie twoją uwagę. Ale to? Nie pomyślałbym, że aż tyle o mnie myślisz!

— Czyli... nie jesteś zły? — zapytałaś, aby mieć pewność, że nie kłamał.

— Udało mi się sprawić, że cały czas o mnie myślisz. Skradnięcie ci serca, to najlepsza zbrodnia jaką popełniłem — odpowiedział zadowolony, jak nigdy wcześniej.

Zmarszczyłaś zdezorientowana brwi, zmieszana niespodziewanym obrotem sytuacji. Miałaś w głowie kompletny chaos myśli, przez co nie wiedziałaś, jak zareagować na słowa Kokichiego, zwłaszcza że brzmiały zaskakująco szczerze.

Drgnęłaś nieznacznie, kiedy położył ci dłoń na ramieniu, przywracając do rzeczywistości.

— Ne, [Imię]-chan, co ty na to, żeby się trochę pobawić?

Skonsternowana spojrzałaś najpierw na rękę Kokichiego, a potem na niego, dając sobie czas na przetrawienie wszystkiego. Ostatecznie doszłaś do wniosku, że nie mogłaś zmienić jego natury do kłamania, więc zamiast tego postanowiłaś spróbować go zrozumieć. Nie chciałaś jednak zaakceptować tego, co najprawdopodobniej Ōma miał na myśli poprzez pobawienie się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz