niedziela, 16 lutego 2020

[SG] Pet meeting












Makoto Naegi


Od kiedy opowiedziałaś Makoto wszystko o swoim talencie i pracy nad najnowszą mangą, łatwiej przychodziło ci wytłumaczenie się z braku wolnego czasu.

Na samą myśl o wcześniejszych wymówkach robiłaś się purpurowa z zażenowania. Raz nawet użyłaś biegunki kota swojej babci jako wytłumaczenia na spóźnione spotkanie. Cieszyłaś się niezmiernie, że teraz mogłaś spokojnie mówić mu prawdę, bez żadnych drastycznych naciągnięć.

Jednak tym razem miałaś z lekka inny problem, gdyż potrzebowałaś inspirującego miejsca, które nadawałoby się do przeniesienia na strony twojej mangi. Wyglądając przez okno od razu zauważyłaś, że żaden miastowy krajobraz nie mógł ci posłużyć.

Zapytałaś Makoto o radę, a wtedy wspólnie wymyśliliście, aby wybrać się na małą wycieczkę do okolicznego lasu. Nie do końca sądziłaś, że będzie to odpowiednie miejsce, ale pomyślałaś, że zobaczone widoki być może posłużą ci później.

Szybko się jednak zniechęciłaś, kiedy dostrzegłaś na każdym kroku mnóstwo różnego rodzaju owadów, powstrzymując niejednokrotnie chęć mimowolnego krzyku czy ucieczki. Najbardziej dobijały cię mrowiska i pajęczyny, w które - w niecały kwadrans - zdążyłaś wejść zbyt dużą ilość razy.

Na szczęście kilka głębokich wdechów i wydechów pozwoliło ci zachować spokój, nie poddając się na samym starcie. Obecność Makoto robiła jednak najwięcej, gdyż bez niego na pewno byłoby ci ciężej. Naprawdę cieszyłaś się, że miałaś go u swego boku.

- Zrobiłaś już jakieś zdjęcia, [Imię]? - zapytał cię nagle, znacząco spoglądając na trzymany przez ciebie aparat.

- Nie, jeszcze nie. Nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy - odpowiedziałaś zgodnie z prawdą.

Zadarłaś głowę mocno do tyłu, patrząc na korony pobliskich drzew. Promienie słoneczne, jakie na nie padały dodawały im urzekającego uroku, przez co ich soczyście zielone liście tonęły w złotym blasku. Wyjątkowo spodobał ci się ten widok, więc postanowiłaś go uwiecznić na zdjęciu. Wybrałaś najlepszy twoim zdaniem kąt, po czym nacisnęłaś odpowiedni przycisk na aparacie.

Zadowolona przyglądałaś się zrobionej przez siebie fotce, chcąc ją pokazać jak najszybciej Makoto, gdy niespodziewanie usłyszałaś jego szept.

- [Imię], zobacz! - Wskazał ręką gdzieś na prawo, gdzie od razu spojrzałaś.

Nie poruszyłaś żadną częścią ciała i, najprawdopodobniej nieświadomie, nawet oddychać na moment przestałaś.

Wytężyłaś wzrok, aby dostrzec to samo co Makoto, ale niczego nie widziałaś. Zmarszczyłaś skonfundowana brwi, chcąc go zapytać, co powinnaś jego zdaniem zobaczyć, kiedy nagle dostrzegłaś schowanego za drzewem zająca.

Sapnęłaś cicho, przyglądając się kilka sekund zwierzęciu w bezruchu, po czym zdecydowałaś zrobić mu zdjęcie. Bardzo powoli sięgnęłaś po aparat, unosząc go na wysokość swoich oczu. W chwili, w której nacisnęłaś przycisk zajączek nagle się spłoszył i uciekł. Odprowadzałaś go wzrokiem, dopóki nie znikł ci z pola widzenia.

- Zrobiłaś mu zdjęcie, [Imię]? - zapytał Makoto, stając obok ciebie i wpatrując się w trzymane przez ciebie urządzenie.

Nic nie odpowiadając, natychmiastowo sprawdziłaś, czy udało ci się zdążyć. Uśmiechnęłaś się szeroko, kiwając z uznaniem głową.

- Nie zdobyłam króliczej łapki, ale zdjęcie zajączka spokojnie mi wystarczy - odparłaś z dumą, pokazując swojemu chłopakowi doskonale wykonane zdjęcie. Musiał ci się objawić albo dar fotograficzny, albo prawdziwy łut szczęścia.

- Króliczej łapki? - powtórzył lekko zdezorientowany.

- Tak, istnieje stereotyp, że królicza łapka to taki talizman przynoszący szczęście - wyjaśniłaś, posyłając mu ciepły uśmiech. - Jednak mnie on nie jest potrzebny, bo mam ciebie.





Byakuya Togami


- [Nazwisko]-san, przestało ci się śpieszyć? - zapytała Nao, jedna z twoich koleżanek w pracy, kiedy zauważyła, że przebierałaś się w swoje normalne ubrania bez najmniejszego pośpiechu.

Odwróciłaś się w jej stronę, spoglądając na nią zmęczonym wzrokiem.

- Tak, wszystko mi już jedno - odpowiedziałaś, uśmiechając się sztucznie.

Kiedy zorientowałaś się, że minęło półgodziny od ustalonego przez Togamiego czasu na odebranie cię, oblał cię zimny pot. Nie miałaś pojęcia, czy wciąż czekał. Podejrzewałaś, że nie, gdyż potrafił zanudzić cię karcącym monologiem po dwóch minutach spóźnienia, do tego jeszcze samemu każąc ci wyjść. Jedynym zabawnym aspektem takich sytuacji było to, że wtedy twoja szefowa nie próbowała wcisnąć ci nadgodzin, jakby polecenia Togamiego dotyczyły także jej.

Martwiło cię, że po tak sporym upływie czasu twój chłopak się nie zjawił. Nie mogłaś się zdecydować, jak to odebrać, dlatego mimo wszystko wcześniej się bardzo śpieszyłaś, jednakże kiedy minęło kolejne półgodziny przestałaś się łudzić.

Pogodzona wracaniem do domu zatłoczonym metrem pożegnałaś się ze wszystkimi współpracowniczkami, po czym wyszłaś z lokalu tylnym wyjściem, gdzie rozwiały się wszelkie twoje wątpliwości. Westchnęłaś ciężko, wyjmując telefon z kieszeni, chcąc sprawdzić godzinę najbliższego pociągu.

Przysięgłabyś, że serce ci na sekundę stanęło, widząc piętnaście nieodebranych połączeń od Togamiego. W pierwszym odruchu odechciało ci się wracać do domu, jednak szybko się opamiętałaś i uspokoiłaś. Nie zamierzałaś płakać nad rozlanym mlekiem, zdarzyło się, nie mogłaś cofnąć czasu. Najwyżej zmieniłabyś w końcu pracę ku uldze Togamiego.

Wzdrygnęłaś się nagle, gdy twoja komórka wydała z siebie krótki, aczkolwiek głośny dźwięk informujący o przybyciu nowej wiadomości. Kiedy zobaczyłaś, że nadawcą był twój chłopak, jak najszybciej zapoznałaś się z wysłaną przez niego treścią.

Szczęka ci przysłowiowo opadła, a oczy prawie wypadły z orbit: Byakuya przeprosił cię za spóźnienie, zapewniając przy tym, że za chwilę dotrze na miejsce. Nie sądziłaś, że szczęście może aż tak ci sprzyjać.

Twoją twarz ozdobił szeroki uśmiech, a z gardła wydobył się psychodeliczny chichot, kiedy mu odpisywałaś.

Musiałaś udawać zdenerwowaną, w końcu myślał, że czekałaś na niego godzinę przed kawiarenką. Aby nie wzbudzać żadnych podejrzeć, oparłaś się plecami o ścianę budynku, przybierając niezadowolony wyraz twarzy.

Od czasu do czasu spoglądałaś na wyświetlacz swojego telefonu, by kontrolować na bieżąco upływ mijającego czasu.

Na szczęście nie było zbyt chłodno, więc nie czułaś potrzeby wracania z powrotem do lokalu.

Z przyjemnością korzystałaś z panującej ciszy, tylko przy większym wsłuchaniu słysząc odgłosy sygnalizacji świetlnej oraz przemieszczający się pojazdów i ludzi.

Po niecałym kwadransie Byakuya dotarł na miejsce, tłumacząc ci przyczynę swojego spóźnienia. Przytakiwałaś mu tylko bez słowa, gdyż w zasadzie nie za bardzo się tym przejmowałaś. Wolałaś po prostu, aby nigdy nie dowiedział się prawdy o czasie, jaki spędziłaś czekając na niego.

Kiedy chciałaś odsunąć się od ściany i pójść usiąść do samochodu, niespodziewanie usłyszałaś jakiś hałas gdzieś za sobą. Przystanęłaś, spoglądając w stronę, z której dochodziło dziwne szuranie.

- Co jest? Zapomniałaś jak się chodzi? - burknął Togami, posyłając ci zniecierpliwione spojrzenie.

- Usłyszałam coś stamtąd - odpowiedziałaś, ignorując jego kapryśny ton, zbliżając się powoli do sterty podartych kartonów. - Byakuya, zobacz!

Delikatnie odrzuciłaś wszystkie śmieci na bok, wyciągając z nich małą, czarną kulkę o turkusowych oczach. Kociątko musiało mieć nie więcej niż kilka tygodni, do tego na pewno nie posiadało żadnego właściciela. Serce ci się krajało na myśl, że tak urocze stworzonko pomieszkiwało na stercie zużytych kartonów.

- [Imię], zostaw tego pchlarza - mruknął karcącym głosem Togami, patrząc chłodnym wzrokiem na ciebie i twoje znalezisko. - Jest cały brudny, na pewno ma mnóstwo robaków.

- Przesadzasz - rzuciłaś nonszalancko, przewracając teatralnie oczami. - Jak się nim dobrze zajmie, to będzie jeszcze śliczniejszy.

- Nie pozwolę ci wsiąść z tym - zaznaczył dobitnie, krzyżując ramiona.

- A więc pozwolisz, aby twoja dziewczyna wracała późnym wieczorem sama do domu, po tym jak czekała na ciebie godzinę? - zapytałaś oschle, posyłając mu spojrzenie spode łba.

Przez kilka chwil wpatrywaliście się w siebie uparcie, aż w końcu Byakuya westchnął ciężko, kręcąc z ubolewaniem głową.

- Trzymaj tego pchlarza cały czas na rękach - polecił, otwierając ci drzwi do samochodu.

Uśmiechnęłaś się nieznacznie, zabierając zadowolona kotka ze sobą.





Chihiro Fujisaki


Spędzanie dłuższej przerwy na zewnątrz, rozkoszując się piękną pogodą i pysznym bento, jakie przygotowałaś sobie rano do szkoły było wręcz bezcenne. Zwłaszcza że nie zawsze mógł ci wtedy towarzyszyć Chihiro. Jego talent wymagał od niego przesiadywania blisko technologi, a u ciebie wręcz przeciwnie - bieganie na zewnątrz przynosiło lepszy rezultat niż na sali gimnastycznej. Czasami zastanawiałaś się, jaka ironia losu musiała maczać w tym palce, żebyście się ze sobą poznali, zaprzyjaźnili, a następnie zakochali.

Przypadki naprawdę chodziły po ludziach.

Tymczasem siedzieliście razem na jednej z drewnianych ławek, znajdujących się niedaleko drzewa wiśni, przez co kilka niemal całkowicie białych, lekko zabarwionych bladym różem płatków na niej leżało. W momentach, kiedy nie jadłaś brałaś je w palce, przyglądając im się z pewną dozą melancholii, podziwiając ich piękno. Pamiętałaś jak podczas jednych ze swoich pierwszych zawodów biegłaś po nich. Byłaś wtedy okropnie zestresowana, a ich widok w niewytłumaczalny sposób cię uspokoił. Od tamtego czasu uważałaś płatki sakury za sprzyjający znak.

- [Imię], wszystko w porządku? Czemu przestałaś jeść? Już nie jesteś głodna? - zapytał zmartwiony Chihiro, sprowadzając cię z powrotem do rzeczywistości.

- Heh, wybacz, po prostu się zamyśliłam - zachichotałaś krótko, ponownie zabierając się do konsumpcji swojego drugiego śniadania.

Nagle dostrzegłaś jakiś ruch kątem oka. Podniosłaś wzrok z bento na niewielkiego ptaka, którego pióra w kolorze zieleni przypominały świeżo skoszoną trawę, z domieszką nierzucającej się w oczy żółci.

Po śnieżnobiałej obrączce wokół oczu doszło do ciebie, że był to szklarnik. Nigdy wcześniej nie miałaś okazji przyjrzeć mu się z takiego bliska.

Zastygłaś w bezruchu, posyłając tylko Chihiro znaczące spojrzenie. Gdy tylko zauważył na co patrzyłaś, zebrał ze swojej części stołu kilka okruszków, ostrożnie rzucając je w stronę ptaka. Szklarnik odskoczył nieco do tyłu, po czym przechylił głowę w bok i po krótkiej chwili przybliżył się z powrotem, aby móc zabrać najbliższy kawałek i odlecieć.

Zaśmiałaś się cicho, obserwując jak porzuca okruszek, żeby wziąć jeszcze jeden.

- Jest piękny - odparłaś szeptem, nie odrywając wzroku od ptaka. - Nigdy nie widziałam ich z bliska.

- Ja tak. Czasem przylatują pod moje okno.

- Naprawdę?!

- Tak. W mojej okolicy jest ich dość sporo - odpowiedział nieco nieobecnym głosem.

Tłumaczyłaś to sobie uwagą skupioną na szklarniku, choć czułaś, że zrobił ci jakąś aluzję.

- Mogłabym je raz zobaczyć? - zapytałaś obojętnym tonem, próbując ukryć swoje zakłopotanie.

- Oczywiście, [Imię]! Możesz do mnie przychodzić, kiedy chcesz.

- Dobrze, zapamiętam - uśmiechnęłaś się nieznacznie, spuszczając wzrok niżej.

Wciąż nie do końca oswoiłaś się z tym, że był twoim chłopakiem, a nie przyjaciółką, tak jak na początku myślałaś.

Jak na ironię, ptaki zaczęły ci się przez to dwuznacznie kojarzyć.





Hajime Hinata


Chodzenie do waszej ulubionej cukierni po lekcjach nigdy wam się nie nudziło, w przeciwieństwie do ciągłego spacerowania w tym samym miejscu. Z tego powodu coraz częściej udawaliście się na dłuższe przechadzki, aby móc mieć nowe widoki do podziwiania.

Jak przystało na licealistów, posiadaliście sporo wolnego czasu, więc nie przeszkadzało wam pożytkowanie go w taki sposób.

Co wam się opłaciło, gdyż pewnego razu napotkaliście na całkiem ciekawy park, w którym znajdowało się dość sporo kaczek, ze względu na pobliskie oczko wodne i niewielką rzekę.

Pozostałe po waszych słodkościach okruszki rzucaliście właśnie im, czerpiąc z tego dziwną satysfakcję.

Wszystkie pozostawione resztki zgarnęłaś sobie na rękę, mając nadzieję, że któryś z ptaków podejdzie na tyle blisko, aby móc ci je zabrać z dłoni, ale nic z tego: kaczki cały czas trzymały się w bezpiecznej odległości od was.

- Pff! - mruknęłaś niezadowolona, rzucając okruszki jak najdalej. - Mogłyby podejść bliżej.

- Boją się - zauważył słusznie Hajime.

- Ja też się boję, że wydziobią mi rękę, a mimo to wyciągam ją w ich stronę - burknęłaś urażona, krzyżując ramiona na piersi.

- Prędzej czy później na pewno się do ciebie przyzwyczają - pocieszył cię, obejmując nieco nieśmiało.

Przytaknęłaś z entuzjazmem, uśmiechając się do niego ciepło.

Wpatrywałaś się w kaczki, które w zastraszającym tempie pochłaniały rzucone przez ciebie okruszki. Zastanawiałaś się, czy kiedykolwiek byś się nimi zainteresowała, gdyby nie spacery z Hajime.

Najprawdopodobniej nie, a wtedy mało kto by je dokarmiał.

Prychnęłaś, kiedy pomyślałaś o tym, jakie to miałaś szczęście, że Akademia Szczytu Nadziei nie przyjęła cię na kurs główny.





Nagito Komaeda


Przełknęłaś ciężko ślinę, kiedy wychowawczyni zatrzymała cię przed wyjściem z klasy. Z doświadczenia wiedziałaś, że to nie oznaczyło niczego dobrego.

Mimowolnie zaczęłaś się zastanawiać, czy w czymś nie podpadłaś. Zdawałaś sobie sprawę, że ostatnio byłaś mniej aktywa, jeżeli chodziło o twój talent. W końcu wolałaś spędzać czas ze swoim chłopakiem niż z innymi, co uważałaś za całkowicie normalne.

Chociaż nie chciałabyś zostać wyrzuconą z akademii z takiego powodu.

- Coś się stało, sensei? - zapytałaś uprzejmie, mimo że od wewnątrz zżerał cię stres.

- Bez obaw, [Nazwisko]-san, nie zrobiłaś niczego złego, możesz się rozluźnić - powiedziała ze śmiechem nauczycielka, widząc twój strach. - Chciałam cię tylko pochwalić. Zrobiłaś ostatnio bardzo dużo postępów.

- Naprawdę? - wypaliłaś bez zastanowienia, nie spodziewając się usłyszeć takich słów.

- Tak. Zauważyłam w tobie pewne zmiany, pozytywne zmiany, i cieszę się z tego powodu. Trzymaj tak dalej, [Nazwisko]-san.

-D-Dziękuję, sensei. - Skłoniłaś się lekko w geście szacunku, po czym pożegnałaś się z nauczycielką.

Odetchnęłaś z ulgą, gdy tylko wyszłaś z sali. Było ci miło, że sensei cię pochwaliła, ale niemało strachu się przez nią najadłaś.

Pokręciłaś głową, nie zwlekając dłużej w opuszczeniu szkoły. Spojrzałaś na zegarek, marszcząc brwi, kiedy policzyłaś, ile Nagito na ciebie czekał. Nie miałaś wątpliwości, że nie będzie o to zły, zwłaszcza gdy opowiesz mu o pochwale jaką dostałaś.

Prychnęłaś, wiedząc, że bardziej od ciebie się z tego powodu ucieszy.

Ku twojemu zdziwieniu, kiedy wyszłaś z budynku niemal od razu spotkałaś Komaede, idącego z przeciwnej strony.

Uśmiechnęłaś się mimowolnie na jego widok.

- Dlaczego wracasz do szkoły, Nagito? Zapomniałeś czegoś?

- Nie, chciałem tylko sprawdzić, co zajmuje ci tyle czasu i czy nie potrzebujesz pomocy - odparł, odpowiadając na twój gest tak samo.

- Och, to miłe! - zaszczebiotałaś radośnie, dołączając do niego. - Na szczęście nic się nie stało. Sensei mnie na chwilę zatrzymała, ale chciała mi tylko powiedzieć, że robię postępy.

- To wspaniale, [Imię]. Ty i twój talent coraz bardziej... Huh? - urwał, spoglądając gdzieś w bok.

Natychmiast podążyłaś za jego wzrokiem, zastanawiając się, co go zdekoncentrowało.

Nagle, niedaleko was, dostrzegłaś uroczego, małego pieska dyszącego cicho. Otworzyłaś szerzej oczy, a z twoich ust wydobyło się mimowolne westchnięcie.

Kucnęłaś, wyciągając śmiało rękę w stronę czworonoga.

- Cześć, malutki. Chodź tutaj, daj się pogłaskać! - zawołałaś do niego, machając zachęcająco dłonią. Pies widząc twoje zainteresowanie nim, bez dłuższego wahania do ciebie podszedł. - Aw, jest taki słodki!

Zaczęłaś delikatnie głaskać go po głowie, drapiąc od czasu do czasu przy okazji za uchem. Z przyjemnością dotykałaś jego mięciutkiego futerka, nie mogąc się zmusić do zaprzestania pieszczot.

Po chwili Nagito kucnął obok ciebie, ale nie wyciągnął ręki do psa.

- Gdyby był większy przypominałby mojego psa.

- Masz psa? - zapytałaś szczerze zdziwiona.

- Miałem jak byłem dzieckiem - odpowiedział tonem, który aż nazbyt doskonale znałaś. Brzmiał miło, tak jak zawsze, a jednak czaił się w nim smutek.

W pierwszym odruchu pożałowałaś, że spytałaś, dopóki nie uświadomiłaś sobie jak niewiele wiedziałaś o przeszłości Komaedy. W zasadzie praktycznie w ogóle nie rozmawialiście o tym co było, skupiając się na teraźniejszości. Pod tym względem niebywale dobrze się do siebie dopasowaliście.

Uśmiech na twojej twarzy nieco się zmniejszył, kiedy zaczęłaś się zastanawiać nad swoim pomysłem.

- Nie nosi obroży, więc chyba nie ma właściciela, prawda?

- Na to wygląda...

- W takim razie ja go przygarnę! - ogłosiłaś z entuzjazmem, biorąc czworonoga na ręce. - W razie jakichkolwiek problemów mogę na ciebie liczyć, Nagito? Nigdy wcześniej nie miałam żadnego zwierzaka w domu.

- Uhm, pewnie - przytaknął apatycznie, jakby do końca nieprzekonany.

Wiedziałaś, że twoi rodzice nie będą zadowoleni z przybycia nowego domownika, ale musiałaś to zrobić. Znałaś uczucie straty, zdając sobie sprawę z jej uciążliwości.

Pies mógł zapełnić powstałą po innym pustkę, dlatego nie wahałaś się długo przed podjęciem takiej decyzji.





Gundham Tanaka


Przy kimś takim jak Gundham spotykanie zwierząt było na porządku dziennym, stając się codzienną rutyną. Gdybyś jakiegoś nie zobaczyła, wtedy zaczęłabyś się martwić.

Sądziłaś, że widziałaś ich naprawdę sporo. Nawet zwykły spacer potrafił zapewnić ci niecodzienne widoki, przez co myślałaś, że widziałaś już wszystko.

Jak na ironię, los musiał udowodnić ci, że się myliłaś.

Wydarzyło się to w przeciągu chwili. Mogłabyś przysiąc, że tylko na moment oderwałaś się od rzeczywistości, pozwalając myślą pognać do zupełnie innej krainy. A kiedy z niej wróciłaś, zorientowałaś się, że twojego chłopaka przy tobie nie było.

Zmartwiłaś się nie na żarty, gorączkowo się za nim rozglądając. Panika powoli zaczęła brać nad tobą górę, gdy nagle odnalazłaś wzrokiem Tanake w towarzystwie niedźwiedzia brunatnego.

Szczęka ci przysłowiowo opadła, przez co trochę zajęło ci dojście do siebie. Jeszcze takich dziwów na oczy nie widziałaś.

Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, powoli do nich podchodząc.

- Wszystko w porządku, Tanaka? - zapytałaś, trzymając dystans pomiędzy sobą a Gundhamem i niedźwiedziem. - Czy to bezpieczne siedzieć tak blisko niedźwiedzia?

- Ha! Rozśmieszasz mnie, [Imię]! - krzyknął, skupiając na tobie swój wzrok. - To dobrze, że nie lekceważysz potęgi ciemności, ale pamiętaj, że mnie ona nie złamie!

- Hai, hai... - mruknęłaś bez przekonania, przyglądając się uważnie ogromnemu zwierzęciu o ciemnobrązowym futrze. - Czyli jest to bezpieczne.

- O ile nie czuje się strachu. On wyklucza zrozumienie tego.

Pokiwałaś w zrozumieniu głową uznając, że jednak wolałaś nie ryzykować. Podobnie jak nie zamierzałaś pytać, skąd w ogóle niedźwiedź wziął się w parku.

- To medytujcie sobie dalej, a ja pójdę usiąść na ławce - poinformowałaś Tanake o swoich zamiarach, skrzętnie je realizując.

Wbrew pozorom, przyglądanie się im z daleka było całkiem zabawne, a przede wszystkim bezpieczne.





Kazuichi Soda


Przewróciłaś zirytowana oczami, kiedy minęło kolejne pięć minut. Całą siłą woli powstrzymywałaś się przed wejściem do warsztaty, w którym siedział Kazuichi, zamierzając go siłą stamtąd wyciągnąć.

Czekałaś na niego niecałą godzinę! Mógł ci powiedzieć wcześniej, że nie miał ochoty się dzisiaj spotykać, to nie traciłabyś czasu na kopanie dołków prawym butem.

Naprawdę niewiele ci brakowało do osiągnięcia stanu wyższego wkurzenia. Jednakże, postanowiłaś dać Sodzie jeszcze kolejne pięć minut, zanim zdecydowałabyś się zorganizować mu powitalną paradę, gdyby w końcu się pojawił.

- Przepraszam, [Imię]! Już jestem! - krzyknął rozgorączkowany, jakby słysząc twoje myśli, wypadając na zewnątrz w pośpiechu.

Pokręciłaś na jego widok głową, zastanawiając się, czy on przypadkiem nie miał z tobą za dobrze.

- Nie śpieszyłeś się - odparłaś, uśmiechając się sztucznie. - Następnym razem mnie nie zastaniesz, jak każesz mi tyle czekać.

- Łapię! To się więcej nie powtórzy, obiecuję! - zapewnił, przeczesując dłonią włosy.

- Yhm! - Przytaknęłaś nieprzekonana, przygotowując się do wygłoszenia karcącej litanii, kiedy nagle z zakładu ktoś jeszcze wyszedł. - Hm?

Przekrzywiłaś zaciekawiona głowę, dostrzegając w dłoniach nieznajomego średniej wielkości klatkę z dwoma chomikami wewnątrz.

Mężczyzna wyglądał, jakby miał już za sobą wiek średni, chociaż podejrzewałaś, że mogłaś się mylić, zwłaszcza że jego twarz postarzał okropny grymas gniewu. Nie uszło twojej uwadze, że cały czas mruczał pod nosem jakieś złorzeczenia na temat posiadanych zwierząt.

- Przepraszam! - zawołałaś za nim, gdy ledwo zdążył was minąć. - Czy coś się stało?

- Jeszcze pytasz? Te cholerne szkodniki są prawdziwym utrapieniem. Tydzień mi zajęło złapanie ich! W końcu mogę się ich pozbyć - warknął zirytowany, wzmacniając uchwyt na klatce.

Przysięgłabyś, że serce ci na sekundę stanęło, kiedy wyobraziłaś sobie, jak te biedne stworzenia mogły skończyć.

-J-Ja mogę je wziąć! Chciałam ostatnio przygarnąć jakiegoś zwierzaka - skłamałaś, uśmiechając się z wymuszeniem. - Chomiki są w sam raz.

- Jesteś pewna? Ta dwójka to diabły wcielone - ostrzegł cię, ale nie mogłaś się wycofać.

- Jestem pewna!

- Niech ci będzie, skoro tak bardzo chcesz... - Z obojętną miną podał ci klatkę. - Zwrotu nie przyjmuję.

- W porządku, do widzenia - odpowiedziałaś, przełykając ciężko ślinę.

Kiedy mężczyzna odszedł, pierwszy raz spojrzałaś na chomiki z bliska, dostrzegając jedną czarno-białą kulkę, a drugą rudą.

Zagryzłaś dolną wargę podenerwowana, mając nadzieję, że nie trafiła ci się samiczka oraz samiec.

- [Imię], czy to w porządku? - zapytał cię z niepewnością Kazuichi. - Nie spytałaś rodziców o zgodę.

- Wymyślę coś albo... Nie, chwila. Ty coś wymyślisz!

-J-Ja?!

- Tak, jesteś częściowo za to odpowiedzialny. Gdybyś przyszedł szybciej, nie byłoby nas tutaj, kiedy ten facet wynosiłby je, więc musisz mi pomóc z rodzicami!

- Tch, ale co ja mam im powiedzieć?!

- Nie wiem, ale coś wymyślisz! Lubią cię, więc powinni uwierzyć w każdą ściemę.

- Mam co do tego złe przeczucia...

Wzruszyłaś na pozór niedbale ramionami, nie chcąc się przyznać, że również takowe posiadałaś.





Kokichi Ouma


Rzadko wracałaś razem z Kokichim do domu, gdyż wasze godziny zajęć nie zawsze ze sobą współgrały. Kompletnie ci to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - czasem takie chwile wytchnienia od niego były ci potrzebne. W końcu nie cechowałaś się skłonnościami masochistycznymi, aby chcąc z nim przebywać całą dobę.

W ten sposób, nieznacznie uśmiechnięta, ruszyłaś w kierunku szkolnej bramy, gdy nagle poczułaś czyjąś dłoń na swoim prawym ramieniu.

- Czemu przede mną uciekasz, [Imię]-chan? - zapytał Kokichi, przedłużając co poniektóre litery, aby zabrzmieć bardziej dziecinnie i nadąsanie.

- Gdybym przed tobą uciekała, to już by mnie tu nie było - odpowiedziałaś kąśliwie, a na twojej twarzy zagościł mimowolny grymas rozczarowania. - Nie powinieneś zostać jeszcze w szkole?

- Obecność nie jest obowiązkowa, przecież wiesz. - Machnął niedbale ręką, biorąc cię pod ramię. - Chodźmy razem do domu, [Imię]-chan!

Westchnęłaś ciężko, nie chcąc dać po sobie poznać, że w duchu uznałaś jego zachowanie za całkiem urocze.

- W porządku, jak już jesteś... - mruknęłaś niezbyt entuzjastycznie, choć twój nikły uśmiech zdradzał co innego.

W taki sposób ruszyliście razem przez miasto, rozmawiając o tym, jak wam minął dzień. Jak zwykle Kokichi był bardziej wylewny i dokładny w swoich opowieściach, które zawsze biły na głowę twoje, głównie dlatego, że w przeciwieństwie do niego ty nie szukałaś żadnych kłopotów - a także nie koloryzowałaś prawdy.

Nagle, gdy znaleźliście się na obrzeżach miasta, usłyszeliście jakiś hałas, dochodzący z pobliskiego zaułka. Żadne z was nic nie powiedziało, a mimo to oboje wiedzieliście, że musicie to sprawdzić.

Spojrzeliście w stronę najbliższego śmietnika, z którego wydobywały się dziwne dźwięki. Skrzywiłaś się zniesmaczona, zerkając znacząco na Kokichiego.

- Nie jestem aż tak ciekawska, aby grzebać w śmieciach - odparłaś, ciągnąc go delikatnie, a zarazem pewnie, abyście poszli dalej.

- Nie musimy w tym grzebać. Wystarczy tylko otworzyć pokrywę - zauważył, nie ruszając się z miejsca.

Prychnęłaś zdenerwowana, także nie chcąc ustąpić, będąc gotową się z nim o to kłócić, kiedy nagle śmietnik się przewrócił. Niespodziewanie ze środka wyskoczył szop pracz, na co mimowolnie krzyknęłaś, mocniej zaciskając dłoń na ręce Oumy.

Zwierzę chwilę powęszyło, po czym uciekło w głąb uliczki, znikając za stertami znacznie większych od niego śmieci.

Odetchnęłaś głośno, przeklinając siebie za przesadną reakcję. Byłaś pewna, że Kokichi ci tego nigdy nie zapomni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz