sobota, 15 lutego 2020

[SG] Declaration of love










Miłość prawdziwa zaczyna się wówczas, gdy niczego w zamian nie oczekujesz.

— Antoine de Saint-Exupery



związek — miłość — wyznanie







Byakuya Togami


Świat zawładnięty przez skorumpowanego dziedzica, jednego z największych rodzin w Japonii, wyglądał jak piekło na ziemi. Widok rodziców zagonionych do niewolniczej pracy zniszczył cię psychicznie. Odczuwana nienawiść była zbyt duża, żebyś potrafiła to zaakceptować.

— Przestań rozsiewać wokół siebie tę morderczą aurę. To irytujące — odparł Togami. Zdawał się mocno zirytowany, jakby odezwanie się do ciebie było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę.

A wszystkiemu winny był koszmar sprzed tygodnia. Nie rozumiałaś, czemu przyśnił ci się Byakuya, zwłaszcza w postaci okrutnego dyktatora, ale został tak idealnie odwzorowany, że samo wspomnienie snu wywoływało dreszcze.

Prychnęłaś, masując prawą dłonią kark.

— Z czego się śmiejesz? — zapytał. Jego ton wskazywał, że żądał natychmiastowej odpowiedzi.

Nieszczególnie przejęta oparłaś czoło o drewniany stół, ignorując stojącego obok Togamiego. Wiedziałaś, że był to tylko koszmar i że nie miałaś prawa boczyć się na Byakuyę z powodu wymysłów swojego pokręconego umysłu, ale nie potrafiłaś przestać się złościć.

— Powinnaś być wdzięczna, że znoszę kogoś takiego jak ty. — Westchnął pogardliwie. Odwróciłaś głowę w prawo, żeby na niego spojrzeć. Wydawał się źle znosić twoją ignorancję; zmarszczone brwi i niezadowolony grymas nadawały jego twarzy wyrazu obrażonego kota zrzuconego z kanapy, który fukał ze złością na swoją panią. — Nie gap się na mnie, martwa rybo, tylko odpowiadaj.

Prychnęłaś śmiechem, wyobrażając sobie Togamiego jako kota, a siebie jako rybę.

— Zgaduję, że deklaracje miłosne w twoim wykonaniu zawierałyby urocze epitety. Pytanie, czy byłbyś w stanie wprost wyznać komuś miłość?

— Nie odpowiadam na głupie pytania, a już szczególnie osobie, która miała czelność mnie ignorować — mruknął wyniośle, poprawiając ostentacyjnie okulary.

— Hm, ja z pewnością nie zrobiłabym czegoś takiego... Dziwi mnie, że ktoś taki jak Togami Byakuya nie podołałby temu. — Zmrużyłaś w zastanowieniu oczy, ignorując jego odpowiedź.

Byakuya zmarszczył jeszcze bardziej brwi, mierząc cię nieprzeniknionym spojrzeniem, które niejedną osobę wprawiłoby w zakłopotanie.

— Co sugerujesz?

— Nic takiego. Myślę po protu, że gdybyś kogoś lubił, nie miałbyś odwagi wyznać tej osobie prawdy. — Uśmiechnęłaś się niewinnie.

Nagle poczułaś jak zimna dłoń Togamiego wylądowała na twoim karku, sprawiając, żebyś na niego spojrzała. Momentalnie nabrałaś rumieńców, a wszelka pewność siebie wyparowała w oka mgnieniu, gdy znalazł się tak blisko twojej twarzy.

— Nie lubię mówić o oczywistych rzeczach. Poza tym uczucia należy wyrażać, a nie ubierać w wyszukane słowa. Rozumiesz, [Imię]?

Pokiwałaś tępo głową, niepewna jak zrozumieć jego wypowiedź. Dopiero po powrocie do domu, gdy poszłaś wziąć prysznic, uświadomiłaś sobie, że Byakuya przyznał się do posiadania romantycznych uczuć względem ciebie.





Chihiro Fujisaki


Stukałaś palcami o drewnianą ławkę, nie mogąc się skoncentrować. Fujisaki okazała się nieoceniona i pomogła ci zaliczyć wszystkie obowiązkowe projekty, wykonując całą robotę za ciebie. Wylewnie jej dziękowałaś, nawet gdy zapewniała, że nie zrobiła nic wielkiego. Nie mogłaś jednak powstrzymać się przed wyrażaniem swojej wdzięczności, widząc jak rumieni się w reakcji na twoje słowa.

Niestety, problemy ze szkolnymi przedmiotami nie miałaś jeszcze całkowicie za sobą. Tym razem matematyka okazała się zdradliwa i wypadało poprawić kilka ocen. Nieważne, jak się starałaś, a i tak nie mogłaś jej zrozumieć. W ostatnim akcie desperacji poprosiłaś Fujisaki o pomoc, która zgodziła się udzielić ci korepetycji.

Przyjemne ciepło rozlewało się po twojej klatce piersiowej, gdy myślałaś o tym, że nareszcie spotkałaś kogoś, kto zawsze był gotowy cię wesprzeć. Jedynym problemem okazało się miejsce do nauki.

Nie lubiłaś sprowadzać ludzi do domu, nawet znajomych czy przyjaciół — źle znosiłaś najazdy na prywatność. Ludzie powinni wiedzieć tylko tyle, ile zdecydowałaś się im powiedzieć. Swój pokój traktowałaś jak świątynie i każda osoba do niej wkraczająca sprawiała, że czułaś się obnażona, bezsilna i słaba. Musiałaś jednak zaprosić do siebie Chihiro, w przeciwnym wypadku wakacje minęłyby ci na poprawkach.

Gdy rozległ się dźwięk dzwonka, nieśpiesznie się spakowałaś i poszłaś w kierunku wyjścia ze szkoły. Musiałaś się wręcz zmuszać do przebierania nogami, pozwalając bardziej zmotywowanym uczniom się omijać.

W końcu dotarłaś do szkolnej bramy, przy której czekała Fujisaki. Uśmiechnęłaś się przepraszająco i zaproponowałaś, żebyście od razu poszły do twojego domu. Chciałaś mieć to jak najszybciej z głowy i możliwe, że dlatego dotarłyście na miejsce w mgnieniu oka.

— To mój pokój. — Otworzyłaś drzwi i wprowadziłaś Fujisaki do środka. Dyskretnie wytarłaś spocone dłonie w materiał spódniczki, czując przemożną ochotę schowania się pod kołdrą. — Czuj się jak u siebie.

— D-dziękuję. Twój pokój wygląda bardzo ładnie — skomentowała Chihiro, rozglądając się uważnie dokoła.

Przystąpiłaś skrępowana z nogi na nogę, po czym ścisnęłaś mocniej swoją torbę, którą szybko umieściłaś na stoliku.

— Może zabierzemy się od razu do pracy? — zaproponowałaś. Wymuszony uśmiech nie schodził ci z twarzy. — Och, chyba że najpierw chcesz się czegoś napić albo coś...

— Nie, nie trzeba — zapewniła, po czym usadowiła się na jednej z puf. Zasłoniłaś usta, żeby nie zaśmiać się na widok Chihiro tonącej w skórzanym fotelu. — Zaczynamy?

Przytaknęłaś, nie ufając do końca swojemu głosowi.

Przez dwie godziny Fujisaki tłumaczyła ci wszystkie niezrozumiałe zagadnienia, z niezachwianym spokojem i wytrwałością, mimo że prawie niczego nie pojmowałaś. Peszyła cię jej bliskość, przez co nie byłaś w stanie się dostatecznie mocno skupić na omawianym materiale. Próbowałaś się upominać, szczypać i zaciskać zęby, lecz nie przyniosło to żadnych efektów.

Wkrótce wasza nauka dobiegła końca. Czułaś się odrobinę mądrzejszą i o co najmniej kilogram mniejsza przez ciągły stres. Podziękowałaś za wszystko Chihiro i poszłaś odprowadzić ją do drzwi. Poczułaś ukłucie w sercu, gdy obserwowałaś jak zakładała buty. Nie zdołałabyś tego wyznać na głos, ale naprawdę dobrze się czułaś w jej towarzystwie.

— Wszystko w porządku, [Nazwisko]-san? Przez cały czas wydawałaś się nieobecna...

— T-to nic takiego! Przepraszam, że zajęłam ci tyle czasu. — Zaśmiałaś się zakłopotana, czując ciepło na policzkach.

— [Nazwisko]-san... — Cichy, aczkolwiek poważny głos Fujisaki, otrzeźwił cię i zmusił do skupienia uwagi tylko na niej. — O-od jakiegoś czasu chciałem ci powiedzieć, że... że... lubię cię, ale... tak bardzo... lubię...

— Huh? — Powoli przetrawiałaś usłyszane słowa, by ostatecznie zakryć dłońmi połowę twarzy. — J-ja... ja... Przepraszam, ale... nie mogę tego odwzajemnić. Przecież obie jesteśmy dziewczynami i...

— Co do tego, [Nazwisko]-san... Ja tak naprawdę jestem... — wzięła głęboki oddech — chłopakiem.

— Co?! M-mówisz poważnie?!

Chihiro przytaknął tylko głową, wyglądając jakby miał z zawstydzenia zapaść się pod ziemię. Przejechałaś dłonią po włosach, zatrzymując rękę na karku. Mnóstwo myśli mąciło ci umysł i najchętniej uciekłabyś w panice pod kołdrę, żeby móc na spokojnie wszystko przemyśleć. Nie miałaś jednak takiego luksusu — Fujisaki wciąż stał przed tobą i czekał na odpowiedź.

— Cóż, ja... ja też cię bardzo lubię, więc... chyba wszystko w porządku — powiedziałaś niepewnie. Wiedziałaś, że przyzwyczajenie się do nowej płci Chihiro trochę ci zajmie, ale nie przejmowałaś się tym. Właściwie to ci ulżyło, gdy usłyszałaś jego wyznanie.





Hajime Hinata


— ... i dzięki temu udało mi się wbić kolejny level! To była super akcja! — podsumowałaś opowiadanie Hajime, jak to produktywnie spędziłaś wieczór przed ważnym sprawdzianem, który sromotnie oblałaś. Nie żebyś się tym szczególnie przejmowała. Nigdy nie szło ci dobrze z [znienawidzony przedmiot], więc wybitnych ocen nie oczekiwałaś. — Musisz ze mną w to zagrać!

— Z chęcią, ale nie sądzisz, że powinnaś się skupić na poprawieniu tego sprawdzianu? — zasugerował delikatnie, uśmiechając się z mieszaniną zakłopotania i zażenowania. Jeszcze nie do końca potrafiłaś rozpoznać wszystkie jego reakcje. Zapewne jednym z powodów było to, że jako niedoszła Super Licealna Optymistka odczytywałaś każdą rzecz pozytywnie.

— Ech, chciałabym, ale kompletnie nie rozumiem [znienawidzony przedmiot]! — Westchnęłaś ciężko, opadając dramatycznie na oparcie ławki.

— Spróbowałaś chociaż przejrzeć swoje notatki?

— Etto... Zrobiłabym to, gdybym jakieś przydatne miała... — wymruczałaś pod nosem.

— Huh? Jak to?!

Zaśmiałaś się zakłopotana, widząc jego szczerze zdumienie. W oczach Hajime byłaś przykładną uczennicą, nie poddającą się, kiedy coś nie wychodziło, więc biedak przeżył mały szok po usłyszeniu twoich słów.

— Widzisz... Em... Nadal nie przyzwyczaiłam się do tych ciągłych szeptów ani gapienia się na mnie, więc ilekroć coś takiego zauważam, to zaczynam rysować i... Tak jakoś wyszło, że mam w zeszytach same dziwne obrazki, a zero materiałów — wyjaśniłaś.

Hinata ciężko westchnął i zamknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył, zaczął grzebać w swoim tornistrze. Przyglądałaś się mu z niemałym zaciekawieniem, próbując rozgryźć jego zamiary.

— Możesz skorzystać z moich notatek. — Unikając kontaktu wzrokowego, przystawił ci pod nos zeszyt w miękkiej oprawce.

Otworzyłaś szeroko oczy i zapiszczałaś krótko z ekscytacji. Z radości przytuliłaś się do ramienia Hinaty.

— Dziękuję! Ratujesz mi życie! Obiecuję, że oddam ci go po poprawce! — zaaferowana swoim szczęściem w doborze przyjaciół, nie zwróciłaś większej uwagi na czerwone policzki Hinaty.

Uczucie radości zniknęło, gdy tylko wróciłaś do domu, a twoja głowa z głośnym łupnięciem wylądowała na biurku. Wydałaś z siebie coś na wzór krótkiego warknięcia połączonego ze szlochem. Nie chciałaś wyjść na idiotkę, która nie potrafiła pojąć tak łatwych zagadnień, mając jeszcze do dyspozycji czyjeś notatki. Co prawda niezbyt czytelne, choć rozszyfrowanie ich było w tym wszystkim najmniej kłopotliwe.

Myśl, że miałabyś zawieść Hinatę nie poprawiała twojego samopoczucia. Wszyscy znajomi się od ciebie odwrócili, kiedy najbardziej ich potrzebowałaś — tylko Hajime okazał się prawdziwym przyjacielem. Wspierał cię w kryzysowych momentach, obdarzał uwagą i dobrą radą, nawet gdy nie do końca wiedział, co powiedzieć. Zniosłabyś rozczarowanie każdego, ale nie mogłaś stracić na znaczeniu w jego oczach.

Z trudem przychodziło ci zaakceptowanie swoich uczuć, zwłaszcza że od jakiegoś czasu pragnęłaś być dla Hinaty kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Nie zamierzałaś jednak wyznawać mu miłości. Ceniłaś waszą relację ponad wszystko i nigdy byś sobie nie wybaczyła utraty tak wspaniałego przyjaciela, gdyby cię odrzucił.

Sapnęłaś poirytowana, kiedy uświadomiłaś sobie, że robiłaś bazgroły w zeszycie Hajime zamiast się uczyć. Schowałaś długopis do piórnika, aby cię więcej nie kusił i wróciłaś do nauki.

Sprawdzian poprawiałaś następnego dnia. Byłaś przekonana o swojej porażce i czym prędzej chciałaś wrócić do domu, żeby poprawić sobie humor jakąś grą. Zeszyt Hinacie oddałaś przed zajęciami, co tymczasowo opóźniało moment twojego upokorzenia.

Zrozpaczona zmierzałaś ku wyjściu ze szkoły, z głową nisko pochyloną, nie zauważając osoby stojącej przy bramie.

— [Nazwisko]?

— Hajime?! — Zatrzymałaś się gwałtownie, wytrzeszczając szeroko oczy. — Co tutaj jeszcze robisz?

— Czekam na ciebie. — Uśmiechnął się delikatnie, uciekają co chwilę gdzieś wzrokiem, jakby obawiał się spojrzeć ci w oczy.

— N-nie musiałeś...

— Chciałem ci coś powiedzieć — wyznał, nareszcie na ciebie spoglądając.

— To chyba coś ważnego, skoro nie mogło poczekać do jutra. — Pomasowałaś dłonią kark, czując się niekomfortowo przez widoczne na twarzy Hinaty rumieńce.

— Chciałem... chciałem ci tylko powiedzieć, że... bardzo cię lubię.

Kompletnie zamarłaś, przestając na moment nawet oddychać. Opanowałaś się jednak pospiesznie, nie chcąc zepsuć tak wspaniałej chwili. Przywołałaś na twarz krzywy uśmiech, oblizując z podenerwowania usta.

— J-ja też cię lubię. — Odetchnęłaś głęboko, czując nieprzysłowiową ulgę na widok radości Hajime. — Ale... czemu wyznałeś to tak nagle?

— To przez mój zeszyt. — Podrapał się w tył głowy, po czum wyjął z torby brulion, który wcześniej ci pożyczył. Przekartkował go, zatrzymując się na jednej z końcowych stron. Oblałaś się solidnym rumieńcem, gdy pokazał ci kartkę z nakreślonymi sercami i waszymi inicjałami.

Zakryłaś dłońmi twarz, pragnąc zapaść się pod ziemię.









Gundham Tanaka


Miękkie futerko jednego z chomików Tanaki sprawiało, że nie potrafiłaś oderwać się od zwierzątka. Przesuwałaś delikatnie palcami po jego grzbiecie, niekiedy leciutko je drapiąc. Gdyby Deva nie należała do Gundhama, z pewnością zabrałabyś ją pod swój dach już pierwszego dnia szkoły.

— Mógłbyś powtórzyć? — poprosiłaś. Przeważnie nie miewałaś problemu ze słuchaniem kogoś i robieniem czegoś zupełnie innego. Miałaś znakomitą podzielność uwagi, o ile nie trzymałaś w rękach takiego cudu natury, jak urocze i łase na pieszczoty stworzonko.

— Myślę, że się nadajesz — oznajmił pewnie, kiwając lekko głową. Pozornie wyglądał tak jak zawsze — majestatycznie i wyniośle — odnosiłaś jednak wrażenie, że coś go stresowało.

— Nadaję? Do czego?

— Tak, bez wątpienia jest Królową Ciemności — szepnął do jednego ze swoich chomików, który chował się za jego purpurowym szalikiem.

Zmarszczyłaś skonsternowana brwi, przekrzywiając lekko głowę.

— Chyba nie rozumiem.

Tanaka podciągnął materiał szalika wyżej na twarz, przez co widziałaś tylko jego oczy oraz koniuszki zaczerwienionych uszu. Otworzyłaś szerzej oczy, z osłupienia prawie nie upuszczając trzymanej Devy. Nigdy nie widziałaś, żeby Gundham przybrał kiedykolwiek podobny wyraz twarzy.

— C-chcę, żebyś została moją Królową Ciemności.

— W porządku. — Uśmiechnęłaś się ciepło, chcąc go zapewnić, że nie musi się niczym martwić.

Nie do końca wiedziałaś, na co się zgodziłaś, ale się tym nie martwiłaś. W końcu chodziło o Gundhama, więc nie mógł mieć złych intencji. Poza tym chomiki wydawały się zadowolone z twojej odpowiedzi.





Kazuichi Sōda


— Oi, Sōda, nie tak głęboko! — warknęłaś, klepiąc go w gołe ramię.

— Wiem, tylko sprawdzam.

— To się pospiesz! — Zastukałaś palcami w jego skórę. Przedłużająca się cisza zaczynała cię powoli irytować. — Już? Doszedłeś?

— Tak — sapnął, wycierając dłonie w ręcznik. — Zdajesz sobie sprawę jak twoje teksty brzmią?

— Huh? — Zmarszczyłaś brwi, zastanawiając się, co takiego nieodpowiedniego powiedziałaś. — Daj spokój! Nie bądź zboczeńcem!

Przejechałaś dłonią po włosach, zerkając na piekarnik. Wiedziałaś, że przez Kazuichiego zacznie ci się on źle kojarzyć. Nie miałaś jednak do niego pretensji, cieszyłaś się, że tak bardzo polubił twoje towarzystwo. Odmawiał nawet przyjmowania zapłaty za swoje usługi, mimo że nalegałaś, aby przyjął zasłużone wynagrodzenie.

— Sama robisz zboczone sugestie mówiąc takie rzeczy! — bronił się, unosząc z kapitulacją ręce.

— I co z tego? To ty masz brudne myśli.

— Trochę. — Uśmiechnął się z rozbawieniem, puszczając ci oczko. Parsknęłaś śmiechem, robiąc się czerwona na twarzy. — Gdybyś zarumieniła się jeszcze bardziej, mógłbym cię pomylić z pomidorem.

— C-cicho bądź! — Nadąsana skrzyżowałaś ramiona na piersi, odwracając wzrok.

— Raaany! Przestań być taka poważna. Jesteś ładniejsza, gdy się uśmiechasz.

— Uhm... — mruknęłaś nieprzekonana. Złapałaś za [kolor] kosmyk włosów, miętosząc go pomiędzy palcami.

— Oi! — zawołał zaczepnie i złapał cię za lewy nadgarstek, ciągnąc w dół, abyś kucnęła obok niego. — Powiedziałem uśmiech! — Niespodziewanie ujął w dłonie twoje policzki i pociągnął w bok, układając usta w coś na kształt uśmiechu.

Zachichotałaś, mimo że trochę cię to zabolało. Kazuichi, w pełni zadowolony z twojej reakcji, puścił cię i pokazał kciuk w górę.

— Masz szczęście, że cię lubię. — Prychnęłaś, rozmasowując obolałe policzki.

— Um, [Imię]-san, masz coś na twarzy.

— Huh? — Ze zmarszczonymi brwiami odwróciłaś się w stronę półprzezroczystych drzwiczek od piekarnika, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Na twarzy miałaś mnóstwo smaru, które pozostawiły palce Sōda, kiedy cię dotykał. — Świetnie!

— Nawet ci pasuje.

— Uznam to za komplement.

— Bo to był komplement! Zawsze wyglądasz uroczo.

Spojrzałaś na niego zdziwiona, z lekko rozdziawionymi ustami, czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po twojej twarzy. Uśmiechnęłaś się ciepło, łapiąc go za rękę.

— Też jesteś uroczy w swojej nieporadności i właśnie dlatego tak cię lubię.





Sonosuke Izayoi


Izayoi zadziwiał cię na każdym kroku, zarówno swoim talentem, jak i stoickim spokojem i zdystansowaniem. Wiele razy się zastanawiałaś, jakie wydarzenia go takim ukształtowały. Z tobą rozmawiał częściej i dłużej niż z innymi, niemniej wciąż mało o nim wiedziałaś. Na początku myślałaś, że winna temu była nieśmiałość, lecz z czasem zrozumiałaś, że Sonosuke miał po prostu skrytą osobowość i potrzebował zażyłości, aby się przed kimś otworzyć.

Tworzyłaś różne teorie wyjaśniające taki stan rzeczy, nie zdążyłaś jednak wybrać jednej prawdziwej, gdy twoja uwaga przeniosła się na twarz Sonosuke. Uśmiechnęłaś się, widząc jak dotychczasowe niewzruszenie zostało zastąpione euforią wywołaną jedzeniem słodyczy. Nie żałowałaś, że spędziłaś całe wczorajsze popołudnie na pieczeniu ciasta [smak]. Izayoi wyglądał, jakby nie mógł być bardziej szczęśliwy.

Kiedy zauważył twoje baczne spojrzenie, jego oczy nieco się zwęziły. Odrobinę zdezorientowany przechylił lekko głowę w bok, a zazwyczaj prosta linia warg odwróciła się nieznacznie ku górze. Przyłapana na gorącym uczynku, zaczerwieniłaś się i szybko odwróciłaś głowę w przeciwną stronę.

— Dewicious — powiedział z pełnymi ustami Sonosuke, wywołując uśmiech na twojej twarzy.

— Cieszę się, że ci smakuje. — Zerknęłaś na niego kątem oka, a serce niespodziewanie ci przyspieszyło. — J-jeśli chcesz, mogę częściej dla ciebie piec.

Izayoi skinął lekko głową.

— Twoje słodycze są tak dobre jak ty.

— D-dziękuję! Jutro też ci coś przyniosę!

— Będę na ciebie czekał.





Kokichi Ōma


Im dłużej przebywałaś z Ōmą, tym większy miałaś mętlik w głowie. Denerwowało cię, że nawet znajdując się daleko od niego, nie potrafiłaś przestać o nim myśleć. Myślałaś, że obserwowanie i analizowanie jego charakteru ci wystarczy, ale mimowolnie zaczęłaś pragnąć czegoś więcej. Nie chciałaś przyjąć do wiadomości, że mogłabyś się zakochać w Kokichim. Nic dobrego by z tego nie wyszło, a motylki w brzuchu, dreszcze na plecach i pocenie się dłoni, gdy cię dotykał wystarczająco mocno działało ci na nerwy.

Na twoje nieszczęście, Ōma działał jak narkotyk i nie sposób było się od niego oderwać. Starałaś się zrzucić winę na swój talent, ale niczego to nie rozwiązało. A co najgorsze, nie potrafiłaś sobie wyobrazić sceny z wyznaniem miłosnym w waszym wykonaniu. Nawet jakbyś zapomniała o dumie i powiedziała mu o wszystkim, z pewnością nie udzieliłby ci poważnej odpowiedzi.

Nagle coś głupiego przyszło ci do głowy. Kiedyś usłyszałaś, że nigdy nie powinno się realizować swojej pierwszej myśli. Jak na ironię, powodu przed tym przestrzegającego nie potrafiłaś sobie przypomnieć. Być może dlatego, że wymyślony na poczekaniu pomysł brzmiał według ciebie całkiem sensownie.

— Oi, Kokichi-kun! Muszę ci o czymś powiedzieć! — oznajmiłaś wesołym głosem, gdy tylko udało ci się znaleźć Super Licealnego Dyktatora. — Podobasz mi się! — dodałaś, uśmiechając się niewinnie.

— Ty mnie bardziej! — wyznał z równie wielkim entuzjazmem. Mina momentalnie ci zrzedła i zaczęłaś się robić czerwona na twarzy. Nie przewidziałaś takiego obrotu sytuacji. — Żartowałem!

Krew odpłynęła ci z twarzy, co w zestawieniu z rumieńcem sprzed chwili, wyglądało dosyć przerażająco.

— K-kłamałeś?

— Tak. W końcu jestem kłamcą, czyż nie? — zapytał. Dla osoby postronnej zdawaliście się być usposobieniem radości i rozpaczy.

— Aha... Ja... Ja... — Starałaś się powiedzieć, że również kłamałaś, ale słowa uwięzły ci w gardle. Nie sądziłaś, że odrzucenie może tak przeraźliwie boleć. — Mówiłam poważnie.

— Ja też. Tamto to było kłamstwo.

— Co?! Dlaczego wtedy coś takiego powiedziałeś?!

— To dlatego, że jesteś moją kochaną [Imię]-chan! Moim celem jest ukraść ci serce i sprawić, żebyś ciągle o mnie myślała!

Znieruchomiałaś, analizując w głowie usłyszane słowa. Po kilku długich sekundach zmarszczyłaś brwi i spojrzałaś na Kokichiego jak na kosmitę. W pierwszym odruchu chciałaś pogardzić jego wyznaniem, niewymownie zła za jego wcześniejsze kłamstwo, gdy nagle doszło do ciebie, że cię rozszyfrował; doskonale wiedział, że zamierzałaś obrócić swoje wyznanie w zwykłą bujdę.

Ostatecznie wróciłaś do punktu wyjścia, niepewna, czy cieszyć się z poznania Kokichiego, czy na powrót przeklinać dzień waszego spotkania.





Monokuma


Ostatnio przechodziłaś przez bardzo ciężki okres. A wszystko rozpoczęło się od znajomości z dość problematyczną osobą: nietypową, osobliwą i niesamowicie irytującą. Cały zeszły tydzień obfitował w najróżniejsze obraźliwe epitety, kierowane pod twój adres, wymieszane z monologami chwalącymi rozpacz i dziwaczność, która wyróżniała cię na tle innych ludzi. Sumiennie skreślałaś dni w kalendarzu, zastanawiając się, kiedy wylądujesz w przytulnym pokoju bez klamek.

Wszelkiego typu zaczepki, mające na celu urażenie twojej godności, ignorowałaś z zawziętością godną rasowej yandere, która nie przyjmowała do wiadomości, że jej uczucia to nie miłość, a obsesja. Ponadto zainwestowałaś w kilka słowników, jako że Monokuma chciał się nimi z tobą wymienić. Nieważne jak bardzo starałaś się zrozumieć jego motywy, wszelkie próby zawsze spełzały na niczym. Poniekąd uważałaś to za dobry znak. Gdybyś potrafiła myśleć w taki sam sposób jak on, byłby to jawny sygnał, że ogarnęło cię szaleństwo.

Kiedy doszło do wymiany, Monokuma po raz kolejny przepadł bez słowa wyjaśnienia. Zdążyłaś się przyzwyczaić do jego niecodziennego stylu bycia i nie krzyczałaś już za nim, ilekroć gdzieś zniknął. Musiałaś jednak przyznać, że ciekawiło cię, co znajdowało się w tomie, który nosił nieustannie przy sobie, dlatego z chęcią zajrzałaś do środka. Spodziewałaś się różnych rzeczy, ale nie słów przekształconych na wszelkie odmiany wyrazu rozpacz.

Rozczarowana zamknęłaś z trzaskiem książkę, odkładając ją na ławkę. Zastukałaś palcami w drewno, czekając, aż Monokuma postanowi wrócić.

W końcu się zjawił i to z tym samym prowokacyjnym uśmieszkiem, co zawsze.

— Jak tam, [Imię]-chan? Podobała ci się moja książeczkę? — Pojawił się znikąd i usiadł obok ciebie, śmiejąc się w charakterystyczny sposób.

— Nie.

— Huh?! Dlaczego?! Nie mów, że nie umiesz czytać?

— Oczywiście, że umiem! — warknęłaś, mierząc go nieprzyjemnym spojrzeniem. — Po prostu są tam same głupoty.

— Głupoty? Czyżbyś zapomniała, że się wymieniliśmy?

Pokręciłaś z politowaniem głową, wzdychając ciężko.

— A jak tam twoje wrażenia?

— Świetne! — Uśmiechnął się szeroko. — Nie zrozumiałem ani słowa.

— Że co?! Żartujesz sobie ze mnie?! Czego niby nie zrozumiałeś?

— Mówię poważnie! Co to mają być za słowa? Słyszałaś o czymś takim jak miłość? Ble... — Prychnął z dezaprobatą, podkreślając każde słowo żwawą gestykulacją.

— Poważnie? Nie wiesz? — Przewróciłaś teatralnie oczami. — Miłość nie ma jednoznacznej definicji, dlatego mogłeś nie zrozumieć. Każdy widzi ją inaczej.

— Wytłumacz mi to.

— Cóż... Myślę, że to szczególna więź pomiędzy dwiema osobami — odparłaś z zawahaniem, zaczynając się rumienić.

— Jaką więź masz na myśli? Ofiary i mordercy?

— Co? Nie! Oczywiście, że nie! Nie wiem, o jaką więź dokładnie chodzi. Nigdy się nie zakochałam, ale myślę, że dużą rolę w miłości odgrywa fascynacja drugą osobą.

Monokuma na chwilę zamilkł. Wyglądał, jakby twoje słowa dały mu sporo do myślenia.

— Czyli cię kocham?

— N-nic takiego nie powiedziałam!

— Fascynujesz mnie, a to oznacza miłość — właśnie to powiedziałaś. — Uśmiechnął się z satysfakcją, jakby zdołał rozwiązać najtrudniejszą zagadkę na świecie. — Połączmy swoje siły i stwórzmy najpiękniejszą rozpacz, jaką widziała ludzkość!

— Huh?

Zszokowana wpatrywałaś się w Monokumę, próbując zrozumieć znaczenie jego słów. Na twoje nieszczęście, mózg odmówił ci współpracy, więc przytaknęłaś tylko tępo głową.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz