piątek, 25 października 2019

S I E D E M / しち







Droga wiodła przez mniej zaludnioną część Akity, gdzie większość domów otaczały małe podwórka lub ogrody ze świeżo zasadzonymi kwiatami. Okolica prezentowała się zaskakująco normalnie; mijani ludzie wyglądali na uprzejmych, z bocznych dróżek nie dobiegały żadne niepokojące dźwięki, a nawet śpiące na ogrodzeniach koty wydawały się rozluźnione. Saki zupełnie inaczej wyobrażała sobie dzielnicę Sosekiego. Myślała, że znajdzie się w ponurym, nieprzyjemnym i odpychającym miejscu, do którego nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się zapuszczać po zmroku.

Zagryzła dolną wargę, skrupulatnie unikając patrzenia w stronę Aia; nie chciała, żeby zobaczył jak bardzo zawstydziła ją własna imaginacja. W milczeniu rozglądała się na boki, zachowując wszystkie spostrzeżenia dla siebie, choć sprawiało jej to ogromną trudność.

Poświęcając większą uwagę otoczeniu niż swojemu towarzyszowi, nie zauważyła, kiedy Ai się oddalił i przeszedł przez czarną furtkę pozbawioną tabliczki z nazwiskiem właścicieli. Minęło pięć sekund zanim zaczęła się za nim gorączkowo rozglądać. Jej serce szaleńczo kołatało, jak uruchomiony na najwyższym biegu silnik, dopóki nie odnalazła wzrokiem smukłej i odrobinę przygarbionej sylwetki Aia, wyglądającego paranoidalnie na tle zwyczajnego i niczym niewyróżniającego się jednopiętrowego domu.

— Tutaj mieszkasz? — zapytała. Z niewyjaśnionego powodu nagle zaczęła się obawiać wejścia do środka, jak gdyby była dzieckiem pierwszy raz stojącym przed drzwiami gabinetu stomatologicznego.

— Nie. Po prostu zawsze chciałem obrabować ten dom, dlatego cię do niego przyprowadziłem. — Rozłożył szeroko ręce i wzruszył ramionami z gracją aktora, udając przesadnie zdziwionego tym, że musiał marnować ślinę na wyjaśnienie niedomyślnej koleżance czegoś tak oczywistego.

Saki skwitowała jego zachowanie pogardliwym parsknięciem, zapominając na chwilę o strachu przed nieznanym, a następnie podeszła bliżej. Jej wzrok przemknął obok pustego miejsca po tabliczce z nazwiskiem, gdy przechodziła przez furtkę. Odrzuciła z głowy pomysł pytania o powód jej zniknięcia i dołączyła czym prędzej do Aia przy drzwiach, czując palącą pokusą, by odwrócić się na pięcie i wrócić jak najszybciej do domu.

Zamiast jednak rzucić się do ucieczki jak ostatni tchórz, obserwowała jak Soseki pochyla się nisko i wyciąga niedbałym ruchem spod wycieraczki wystający klucz, który jak gdyby nigdy nic włożył do zamka.

— Wow! — Sapnęła z melodramatycznym podziwem. — Tak sprytnie ukrytego klucza nie znalazłby żaden włamywacz!

— Nawet nie musiałby go szukać — najczęściej drzwi są otwarte. Nie chcę mi się ich zamykać, w środku nie ma nic wartościowego, a i tak nikomu nie przyszłoby do głowy włamywać się w ciągu dnia. Włamywacze też mają swoje zajęcia, wiesz?

— Mam nadzieję, że nie mówisz tego z własnego doświadczenia.

Ai nie potwierdził ani nie zaprzeczył jej słowom; jedynie uśmiechnął się z fałszywą uprzejmością.

— Panie przodem. — Otworzył drzwi i przepuścił Riidę w przejściu.

Saki nie potrafiłaby wyjaśnić swoich odczuć, ale zdawała się widzieć w każdym czynie Aia ukrytą prowokację, jakby próbował ją wybadać, sprawdzając przy tym wszystkie możliwe reakcje.

— Wchodzisz czy nie?

— P-pewnie, że wchodzę! Mamy pracę do zrobienia. — Z wysoko uniesioną głową przeszła przez próg, gdy Ai poszedł w głąb domu; nie chcąc zostać samej w korytarzu, czym prędzej ściągnęła buty i ruszyła w ślad za nim.

Mimo stawania pospiesznych kroków, uważnie przyglądała się wszystkim pomieszczeniom na parterze. Nie zauważyła żadnych śladów po czyjejkolwiek obecności; wnętrze swoją sterylnością bardziej przypominało szpital niż rodzinny dom. W takim miejscu nie sposób było znaleźć jakiekolwiek wspomnienia czy wskazówki o życiu właścicieli.

Spojrzała na schody prowadzące na piętro.

— Nie chcesz tam iść — powiedział Ai. Odłożył torbę na krzesło, po czym usiadł obok przy stole jadalnym, opierając podbródek na dłoni.

— Ja nie chcę? A może to ty nie chcesz, żebym zobaczyła, jakie chore rzeczy trzymasz w swoim pokoju, hm?

— Niespecjalnie. Nie dbam o to, czy mnie posłuchasz, czy nie. Po prostu wiedz, że cię ostrzegałem.

Saki zmarszczyła brwi i z powrotem przeniosła wzrok na schody. Wizja zagrania Sosekiemu na nerwach wydawała się warta ryzyka, dopóki nie przypomniała sobie, że w mieszkaniu powinien znajdować się także pokój Amuki.

Wtem do jej świadomości zaczęła docierać panująca w domu cisza, która wypełniała każde z pomieszczeń jak nasączona gąbka, tłumiąc wszystkie odgłosy prócz jej ledwie słyszalnego oddechu. Z miejsca, gdzie stała, miała widok na salon połączony z jadalnią, czystą do granic możliwości, z dwoma pustymi stołami: jednym dużym, który służył do wspólnych posiłków, i drugim — znacznie mniejszym i okrąglejszym — znajdującym się obok sofy i czekającym na okazję podtrzymania czyjegoś kubka z herbatą. Para niedrogich foteli, na oko wygodnych, była ustawiona przed telewizorem, tuż przy komodzie, na której postawiono tylko ramkę ze zdjęciem. Wypolerowane na błysk drewno świadczyło o dbałości i systematyczności, z jaką o nią dbano.

Ilość niewiadomych uderzyła ją z siłą rozjuszonego byka. Chciała znać odpowiedzi na wszystko, co zaprzątało jej głowę, ale nie mogła zadać żadnego pytania. Kiedyś sobie obiecała, że więcej nie wetknie nosa w cudze sprawy. A obietnic należało dotrzymywać, doskonale o tym wiedziała. Mimo to ciekawość świerzbiła ją tak dokuczliwe, jak gdyby została pokąsana przez uciążliwego komara i musiała się powstrzymać przed drapaniem ukutego miejsca.

— Łazienka jest za tobą.

— Co?

— Wyglądasz, jakbyś miała zejść. Jeśli chcesz przyśpieszyć ten proces, to łazienka jest idealnym miejscem do tego. Albo ogródek za domem. Wybierz mądrze.

— Zdajesz sobie sprawę, że jeśli umrę w twoim domu to będę cię nawiedzać po wsze czasy, prawda? — zapytała.

Po raz kolejny jego prowokacja okazała się irytująca.

— To byłaby większa kara dla ciebie niż dla mnie.

— Przy rodzicach też się tak zachowujesz? — rzuciła bez zastanowienia. Gdy dotarł do niej sens wypowiedzianych słów, wytrzeszczyła oczy i zakryła dłonią usta. Po kilku niezręcznych sekundach odwróciła głowę w bok, żeby przypadkiem nie natknąć się na spojrzenie Sosekiego. — Zapomnij o tym, co powiedziałam. Wymsknęło mi się przez przypadek. Nie chcę, żebyś myślał, że interesuję się tobą albo twoją rodziną.

Ai przyjrzał się Saki baczniejszym wzrokiem. Zauważył, że skóra zaczęła jej cierpnąć na rękach, włosy na karku się zjeżyły, a mięśnie napięły, gdy uparcie wpatrywała się w ramkę stojącą na komodzie, skoncentrowana wyłącznie na zdjęciu. Poczuł się jak nieostrożny głupiec, którego nagle poraził prąd.

Zamierzał kazać jej wyjść, ale w tym samym momencie Saki odwróciła głowę w jego kierunku.

— Chyba od zawsze miałeś problem ze szczerym uśmiechaniem się, co? Nawet tutaj — wskazała na fotografię — masz przywdziane maskę.

— Zaprzeczasz sama sobie, chcąc rozmawiać o tym. — Westchnął i przejechał dłonią po włosach, odsuwając czarne kosmyki na lewą stronę głowy.

— Wiem. To wkurzające, ale nic nie poradzę, że zachowuję się przy tobie jak niezrównoważona idiotka. Najprawdopodobniej próbuję w ten sposób zniżyć się do twojego poziomu.

— Nieźle. Prawie ci uwierzyłem. Prawie — zaakcentował, uśmiechając się szelmowsko. — Nie jesteś na tyle fajna, żeby nie przejmować się takimi pierdołami. Albo robi się to, co się chce. Albo zmienia się swoje pragnienia. Proste.

— A co jeśli rzeczy, które się pragnie wzajemnie się wykluczają?

— Pff! To znaczy, że nie wiesz, czego tak naprawdę pragniesz. Jak można chcieć i nie chcieć skoczyć z dachu? Jedna z opcji musi być kłamstwem, które sobie wmówiłaś.

— Ktoś inny też może coś takiego nam wmówić — mruknęła pod nosem, jakby mówiła do siebie. Od lat unikała wtrącania się w sprawy innych ludzi, ale tym razem nie potrafiła zignorować sytuacji wywołującej ból w jej sercu. Chciała wiedzieć więcej. Jak najwięcej. — Gdzie są twoi rodzice?

— Nigdy ich nie poznałem, skąd mam wiedzieć gdzie są? — Machnięciem ręki zbył zakłopotanie widniejące na twarzy Riidy. — Pewnie w ziemi. Chyba że byli jasnowidzami i już wtedy wiedzieli, co ze mnie wyrośnie. W takim wypadku nie mam im niczego za złe.

— Głupek. — Parsknęła, kręcąc lekko głową. — Czyli nie jesteś spokrewniony z Amuką-san?

— Pomyślałabyś, że jesteśmy rodzeństwem, gdyby ci tego nie powiedziała?

— Nie wiem... W szkole się unikacie. Tylko parę razy widziałam was razem. A jednak zachowujecie się bardzo podobnie. Choć Amuka-san wydaje się zdecydowanie dojrzalsza i spokojniejsza, jak prawdziwa starsza siostra to...to nie przypomina dziewczyny ze zdjęcia.

— Jeśli w okresie dojrzewania natura hojniej by cię obdarzyła, też inaczej byś wyglądała.

— Mhm, na pewno rozmiar piersi zmienia rysy twarzy. — Przewróciła oczami i ostatni raz zerknęła w stronę rodzinnej fotografii, zanim poszła usiąść naprzeciwko Sosekiego. — W każdym razie, zostałeś zaadoptowany przez rodziców Amuki-san? Czemu więc nie masz takiego samego nazwiska?

— Czemu zakładasz, że wszystkiemu jestem winny ja? Może to ona zmieniła nazwisko? — zasugerował bez krzty ironii w głosie. Jego jasne oczy błysnęły niebezpiecznie.

A przynajmniej tak się Saki przez chwilę wydawało.

— Nieważne. Skończmy to gówno jak najszybciej. Nudzi mnie twoja obecność — oznajmił oschle.

Poważna postawa Sosekiego odebrała Saki poczucie pewności, jak i ochotę do zadawania kolejnych pytań.

Zabrała się do pracy, nieskutecznie próbując zignorować dokuczliwą myśl, jakoby z coraz większą łatwością rozszyfrowywała prawdziwe uczucia Sosekiego. Pisanie interpretacji wiersza z pewnością nie było wymarzonym zajęciem dla kogoś z brakiem wyczucia liryczności — Saki miała takie same odczucia. Nie czuła się jednak znudzona jego towarzystwem. Na swój dziwny sposób potrafili znaleźć ze sobą wspólny język, co wywoływało sporą ekscytację, jak na zwykłą rozmowę. Ale czy powinna to odbierać jako dobry znak? Ai wyraźnie nakreślił granice ich znajomości, które na moment poszerzył pozwalając jej zadać kilka osobistych pytań. Dla niej znaczyło to wiele, dla niego — bez różnicy.

Ukradkiem spojrzała na Aia, upewniając się, że przeglądał zbiór wierszy. Utkwiła wzrok w jego dużej dłoni, z uwagą przyglądając się kościstym palcom, tak długich przy zestawieniu z jej własnymi. Shina wyglądały podobnie, lecz były znacznie delikatniejsze i zimniejsze w dotyku.

Choć rękę senpaia chciała zawsze trzymać, nadal rozpamiętywała ciepło skóry Sosekiego.

— Wyrzucę cię, jeśli będziesz się dalej obijać.

— Z-zamknij się. Wcale się nie obijam. — Przeniosła wzrok na spisane niedbale uwagi, by w następnej sekundzie z powrotem spojrzeć na dłonie Aia.

Potrząsnęła bezwiednie głową, jakby na próżno usiłowała odegnać burzę myśli, po czym głośno westchnęła. Shin zawsze miał starannie wystudiowany wyraz, jego twarz nigdy nie ściągała się z gniewu czy irytacji, jak gdyby w sercu trzymał tylko dobre uczucia. Bezustannie próbowała dotrzeć do jego prawdziwego oblicza, które doskonale ukrywał po bezsilnym utknięciu w pułapce przeznaczenia.

Posiadała tylko niejasne pojęcie o sytuacji senpaia; zdecydowanie staranniej strzegł swojego pozaszkolnego życia i nie uchylał żadnego rąbka tajemnicy. Jego niedostępność bolała jak nóż wbity w plecy, szczególnie po tym, jak Saki uświadomiła sobie, że wiedziała więcej o Sosekim niż o Takaiu.

Zacisnęła dłonie w pięści i pochyliła się niżej nad kartkami, chcąc w pełni oddać się pracy.

Tymczasem Ai niżej osunął się na krześle, ze zbiorem wierszy wciąż w ręce, ale już go nie czytał. Nie skupiał na nim wzroku, tylko na Saki.



「始 め の 悲劇」 へ 足 並 み 合 わ せ て」

「Kieruję się ku tragedii początku」


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz