piątek, 13 września 2019

P I Ę Ć / ご







W ostatnich dniach życie w szkole było pozbawione wartości. Zbyt częste powtarzanie tych samych czynności zgasiło ducha nawet największych entuzjastów. Każdy z uczniów czuł się jak w zapętlonej czasoprzestrzeni, z której nie istniało żadne wyjście. Mało kto doceniał możliwość uczęszczania na zajęcia pozaszkolne, gdy jednak zostały im zabrane, coraz więcej osób zaczęło za nimi dotkliwie tęsknić. Nawet Saki, dotychczas traktująca je jak utrapienie i stratę czasu, dostrzegła ich prawdziwą wartość. Oddałaby całą kolekcję magazynów, aby znów usłyszeć tyradę Minto-senseia odnośnie spóźnień i zbyt małego wkładu serca we wspieranie drużyny. W pewnym stopniu tęskniła również za obawą przed dostaniem piłką w twarz czy morelowymi dresami, jakie musiała nosić na sali gimnastycznej.

Na twarzach pozostałych uczniów nietrudno było dostrzec podobne pragnienia. Niewypowiedziane unosiły się w powietrzu i zagęszczały atmosferę coraz bardziej i bardziej, przez co z każdym kolejnym dniem czuli się mocniej przyduszani. Jedno zdanie, niczym magiczne zaklęcie, mogłoby dać im wytchnienie, lecz nikt nie śmiał wymówić go na głos.

Powód zawieszania aktywności klubowych, w postaci czarno-białych zdjęć Fuse Hitomi, wisiał na każdej tablicy z ogłoszeniami, przypominając o tragedii sprzed tygodnia. Nie minęło wystarczająco dużo czasu, i nawet jeśli policja zamknęła sprawę po oficjalnym ogłoszeniu, że śmierć Fuse wynikała z niefortunnego wypadku, rana była jeszcze za świeża, żeby rada szkoły pozwoliła uczniom ruszyć naprzód.

Zwłoki licealistki przestały nawiedzać Saki po nocach, mimo to nigdy nie spała spokojnie. Każdego ranka budziła się oblana potem, z dreszczami na ramionach i nogach, trzęsąc się i ciężko oddychając do momentu upewnienia się, że nic nie zagrażało jej życiu. Próbowała zaraz po przebudzeniu zapisywać swoje sny (specjalnie chowała pod poduszką notes i długopis), lecz po otwarciu oczu zawsze wszystko zapominała.

Wspomniała o tym Koizumi, mając nadzieję, że przyjaciółka wpadnie na rozwiązanie, do którego sama nie mogła dotrzeć, ale srogo się rozczarowała — Aya również niczego nie rozumiała. Na domiar złego przypomniała Saki o Shinie, co dodatkowo ją przybiło. Od czasu incydentu z Amuką i Konohą nie miała odwagi spotkać się z senpaiem. Nie była gotowa na odrzucenie. Nie w taki sposób. Nie z czyjegoś powodu.

— Riida-san, teraz twoja kolej — oznajmiła Yoshioka-senpai. Jej smukła sylwetka wyrosła nagle przed ławką Saki, niemal przerażając dziewczynę na śmierć.

— Co? — wydukała półprzytomnie. W uszach odbijał się dźwięk szalenie pędzącego serca, zagłuszając świst jej urywanego oddechu, jak i przytłumione śmiechy koleżanek z klasy. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć wypowiedź nauczycielki. — Co mam zrobić?

— Nie słuchałaś mnie, Riida-san? — zapytała spokojnie, choć o ton wyższy głos i zmarszczone delikatnie brwi wyraźnie odsłaniały niezadowolenie nauczycielki. — Tym razem ci odpuszczę, ale następnym razem bądź bardziej uważna. A teraz wylosuj z miski dowolną karteczkę. Będzie na niej imię twojego partnera, który ci wszystko wyjaśni.

Saki zacisnęła mocno dłonie pod ławką, rumieniąc się ze wstydu. Nauczyciele rzadko ją ganili, zwłaszcza przy całej klasie. Żałowała, że nie mogła zapaść się pod ziemię albo stać się niewidzialną; zrobić cokolwiek, by przestać czuć na sobie palące spojrzenia uczniów dokoła.

Zrób więc to, co ci każe — polecił głos w głowie. Saki machinalnie sięgnęła do niewielkiego naczynia trzymanego przez nauczycielkę i wyciągnęła ze środka złożony w pół fragment papieru. Dopiero gdy spojrzała na kartkę w swojej dłoni, poczuła się jakoś dziwnie. Często słyszała echa myśli i rad, które mówiły rzeczy tkwiące w jej podświadomości lub takie, do których za nic nie chciała się przyznać. Była jednak pewna, że wypowiedź sprzed chwili nie pochodziła od niej.

Chrząknięcie nauczycielki ją ocuciło; pospiesznie rozwinęła kartkę i przez pół sekundy podziwiała doskonałą kaligrafię, po czym zbladła chorobliwie, gdy przeczytała imię wylosowanej osoby.

— S-sensei, czy mogę spróbować jeszcze raz?

— Dlaczego? Kogo wylosowałaś?

— Sosekiego Aia — wyszeptała ze zbolałą miną, jakby samo wypowiedzenie jego imienia i nazwiska było czymś okropnym. — Błagam, sensei, pozwól mi losować jeszcze raz.

— Nie mogę. Byłoby to nie w porządku w stosunku do reszty klasy.

Saki z trudem powstrzymała się od rozpaczliwego jęknięcia. Uczciwość była jedną z cech, za które podziwiała Yoshiokę-sensei od pierwszej klasy liceum i, jak na ironię, właśnie to sprawiedliwe oblicze nauczycielki obróciło się przeciwko niej.

— To może będę współpracować ze ścianą? Jej zaangażowanie będzie takie samo jak jego, a i moje zdrowie psychiczne przy tym nie ucierpi!

— Mnie to odpowiada — mruknął Ai z drugiego końca sali. — Pewnie i tak musiałbym za nią odwalić całą robotę.

— Że co?! — Saki odwróciła się gwałtownie w jego stronę, aż krzesło na którym siedziała cicho pisnęło. — Tobie się nawet nie chce podpisywać na sprawdzianach! Nie ma mowy, żebyś zdołał zrobić jakąkolwiek pracę sam!

— To dlatego, że geniusze są od zarządzania przeciętniakami.

— Obydwoje przestańcie albo dam wam dodatkowe zadanie. — Kiedy Yoshioka Misa używała nieznoszącego sprzeciwu tonu, nikt nie miał odwagi jej się sprzeciwić. Był to jawny znak, żeby z nią nie pogrywać, nawet jeśli wytrącenie jej z równowagi wykraczało poza czyjekolwiek kompetencje. — Porozmawiacie po lekcji.

Obcasy głośno zastukały, gdy przeszła do następnej ławki, wyciągając rękę z miską w kierunku kolejnej uczennicy. Saki przez kilka sekund wodziła za nauczycielką wzrokiem, jak gdyby obserwowała oddalającą się szalupę z pokładu tonącego statku. Zdołowana ukryła twarz w dłoniach, zastanawiając się, czym sobie zasłużyła na użeranie się z Sosekim. Martwiła się znajomością z jedną delikwentką, by niedługo później znowu wpaść w podobną pułapkę, ale z kimś znacznie gorszym; Azami przynajmniej stwarzała pozory idealnej, gdy Ai z własnej woli zachowywał się jak nadęty ignorant.

Głowiła się nad rozwiązaniem swojej koszmarnej sytuacji, dopóki dzwonek nie wyrwał jej z zadumy. Odetchnęła głęboko i szybko odszukała wzrokiem Koizumi. Ręce złożyła jak do modlitwy i spojrzała na przyjaciółkę wzrokiem pełnym nadziei.

— Koizumi, po co było to losowanie? Bardzo mam przechlapane? Powinnam zmienić nazwisko i uciekać do Rosji?

— Nie panikuj. — Mała dłoń Ayi wylądowała na jej ramieniu. Niewielki gest, trwający zaledwie parę sekund, podniósł Saki na duchu. — Yoshioka-sensei wybrała cię na lidera swojej pary i kazała opracować wybrany wiersz z epoki kodai*. Prościzna.

— Może dla ciebie. Jesteś świetna z literatury. Mnie ten temat kompletnie nie pasuje. Jak mam to opracować? I to jeszcze z nim! — Machnęła gwałtownie ręką do tyłu, gdzie sekundę później powędrował jej wzrok. — Gdzie on zniknął?

— Wyszedł, kiedy użalałaś się nad swoim losem.

— To nawet lepiej! Nie potrzebuję go!

— Chcesz zrobić wszystko sama?

— No pewnie! Pójdę do biblioteki, wypożyczę parę zbiorów z dawnymi wierszami i wezmę się do pracy.

— W takim razie powodzenia! — Koizumi pomachała Saki dłonią na pożegnanie, zanim wyszła z klasy w ślad za resztą uczniów. Na jej twarzy zagościł ledwie zauważalny uśmiech. Po serii ponurych i pozbawionych kolorów dniach nagły wybuch emocji Riidy pobudził ją do radości. Przez to zaczęła mieć dobre przeczucia wobec współpracy Saki i Aia.

Tymczasem Riida, ponaglona przez Yoshiokę-sensei do opuszczenia sali, postanowiła od razu wcielić swój plan w życie.

Szkolna torba odbijała się o jej ramię przy każdym kroku, gniotąc materiał niedoprasowanego mundurka. Utrzymywała narzucone tempo, póki nie dotarła do schodów, przy których mimowolnie zwolniła po mignięciu zwłok Fuse Hitomi.

Ponownie przyśpieszyła, nie chcąc myśleć o wypadku licealistki.

Do biblioteki dotarła zanim wstrząsające myśli zdążyły zalać jej umysł, sprawiając, że znowu poczułaby się niczym nic nie warta osoba. Czasem rozmyślała o sensie życia i wyborach, jakie dotychczas dokonała, co nigdy nie wprawiało jej w dobry nastrój. Traciła wtedy siłę i ochotę na wzięcie się do pracy czy kontakt z kimkolwiek z rodziny albo szkoły. Nienawidziła tych uczuć, niosły niewyobrażalny ból, a od czasu wypadku Fuse Hitomi dokuczały jej ciągle. Ignorowanie ich działało w większości przypadków; było to trudne, ale nad wyraz skuteczne i tym razem również zdołała je zlekceważyć.

Złapała za klamkę. Po mrugnięciu okiem znalazła się wewnątrz. Miejscu doskonale jej znanym. Nierzadko spędzała przerwy w bibliotece, czerpiąc przyjemność i ukojenie ze spacerowania pomiędzy regałami czy przeglądaniu książek, jakie w niewyjaśniony sposób ją do siebie przyciągnęły.

Odwróciła głowę w lewą stronę, zamierzając przywitać się z bibliotekarką, lecz przy stanowisku nikogo nie dostrzegła. Ponoć bywała czasem wzywana do pokoju nauczycielskiego, Saki jednak nigdy nie miała okazji być świadkiem jej nieobecności. Całe szczęście znała lokalizację działu z poezją. Chciała do niego czym prędzej ruszyć, gdy nagle dobiegły ją dwa znajome głosy z części czytelniczej. Zdrowy rozsądek radził zachować się praworządnie i nie ukrywać swojej obecności, drugi głos, o niezidentyfikowanym źródle, zasugerował coś przeciwnego — pozostanie w ukryciu i podsłuchanie rozmowy. Z kolei instynkt nakłaniał ją do ucieczki.

Poniekąd możliwość wyboru została jej odebrana, jako że niemożliwym było zignorowanie czarującego głosu Azami:

— Gdy chcesz, potrafisz ruszać się całkiem żwawo. Gratuluję. Otwiera to przed tobą wiele rozmaitych możliwości.

— Skończ z tymi gierkami. — Pięść z łoskotem uderzyła o stół, kompletnie rujnując aurę spokoju.

Saki tylko cudem nie wydała z siebie zaskoczonego pisku.

— Jak długo zamierzasz się ociągać?

— A jakie ma to znaczenie? Śpieszy ci się gdzieś? Uważasz, że już dłużej nie dasz rady? Że masz dość? — Po każdym następnym pytaniu ton Azami stawał się ostrzejszy, surowszy, pozbawiony emocji, jak gdyby zwiastował coś gęstego, ciemnego i przerażającego jak burzowa chmura.

Brzmiała jak zupełnie inna osoba i gdyby nie wcześniejsze, lekko i melodyjnie wypowiedziane słowa, Saki nie zidentyfikowałaby tego głosu jako Amuki.

— Musisz wreszcie przejrzeć na oczy, że źle definiujesz swoje uczucia. Będziesz stale cierpiał, jeśli będziesz reagował emocjonalnie na wszystko, co się dokoła dzieje. Prawdziwa siła zawiera się w obserwowaniu wszystkiego z boku, ze spokojem i logiką. Jeśli pozwolisz kontrolować się przypadkowi, zaczniesz być kontrolowany przez wszystkich — podsumowała sympatycznie. — Oddychaj głęboko. To dobry sposób na uspokojenie się i odczucie, że nadal się żyje!

— Zapiszę sobie tę mądrość w pamiętniku, tylko przestań tyle mieszać.

— Mieszać? — parsknęła. — Dopiero mogę zacząć. Prawda, Saki-chan?

Nagłe usłyszenie swojego imienia, jak i zobaczenie wystającej zza regału głowy Amuki, wprawiło Saki w większe zakłopotanie niż sytuacja w klasie. Poczuła niezdrowy, lepki pot na dłoniach i powoli zbliżyła się do stołu, przy którym rozmawiało rodzeństwo.

— Musisz popracować nad podsłuchiwaniem — mruknął Ai. Po jego poirytowanym tonie nie został żaden ślad i znowu brzmiał jak znudzony życiem nastolatek ze zbyt dużym ego.

Krew w Saki zagotowała się mimowolnie i w normalnej sytuacji odpyskowałaby Sosekiemu, jednak podsłuchana wypowiedź Azami wprawiła ją w zbyt osobliwy nastrój, by przejęła się jego postawą.

— Przepraszam. Nie chciałam was podsłuchiwać. — Musiała bardzo panować nad głosem, żeby nie zdradził drżenia. — Po prostu...

— Nic się nie stało. Skończyliśmy już rozmawiać — przerwała jej Azami i, jakby dla potwierdzenia swoich słów, podniosła się z krzesła, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Saki. — Do zobaczenia jutro na zajęciach!

Azami pożegnała się zdawkowo i wyszła z biblioteki, zostawiając Aia i Saki samych w nieciekawej atmosferze. Riida z chęcią poszłaby w jej ślady, gdyby nogi nie przestały z nią współpracować.

— Długo zamierzasz tak stać i się na mnie gapić? — Ai spojrzał na Saki z politowaniem, ledwie powstrzymując się od prowokującego uśmiechu.

— Nie. Już skończyłam.

Odwróciła się ostentacyjnie i skręciła w prawo, gdzie znajdowały się wysokie regały z książkami. Nad nimi wisiały tabliczki z interesującymi licealistów gatunkami. Saki przelotnie rzuciła okiem na listę katalogów, po czym zaczęła się rozglądać za tomikami z wierszami. Przechylała głowę pod różnymi kątami, by łatwiej odczytać niektóre z nazwisk. Chciała znaleźć zbiór odpowiadający wymaganiom Yoshioki-sensei, jednocześnie będący w miarę łatwym do przeanalizowania dla kogoś tak nieobeznanego w języku poetyckim jak ona.

Wodziła wzrokiem od najniższych półek do najwyższych, aż wreszcie znalazła interesujące ją pozycje na samym szczycie regału. Stanęła na palcach i wyciągnęła się ku górze, próbując dłonią dosięgnąć do któregoś z tomów. Zaledwie parę centymetrów dzieliło ją od osiągnięcia celu, do którego postanowiła spróbować doskoczyć, póki biblioteczka ostrzegawczo się nie zatrzęsła.

Gdy chciała się wycofać i poczekać na przyjście bibliotekarki, zauważyła jak ktoś wyciąga nad jej głową rękę i sięga po wypatrzone przez nią książki. Uśmiechnęła się nieświadomie i spróbowała ponownie je dosięgnąć.

Usłyszała rozbawione parsknięcie, gdy tomy znowu powędrowały ku górze.

— Odnoszę wrażenie, że to zadanie cię przerasta, chibi-chan!

— Tak jak ciebie życie w społeczeństwie — odburknęła. — Oddaj je.

— Oddaj je co?

— Oddaj je, proszę.

Ai obniżył rękę na poziom klatki piersiowej, uśmiechając się w sposób, który nadał jego twarzy nadzwyczaj miłego wyrazu. Saki zmrużyła z podejrzliwością oczy, czując jak ogarnia ją coraz większa fala fascynacji. Nigdy nie widziała, żeby wyglądał tak normalnie. Jego intensywne oczy, żółte jak najczystsze złoto, przy zestawieniu z bladą skórą i czarnymi jak węgiel włosami wywierały imponujące wrażenie. Mógłby wzbudzać nie mniejszą sympatię niż Azami, gdyby częściej przybierał sympatyczne oblicze i mniej arogancko się wyrażał. Jeśli zachowałby przy tym pewność siebie i charyzmę, nie sposób byłoby mu się oprzeć.

Pokręciła niezauważalnie głową. Nie chciała zostać oskarżoną o bezwstydne przyglądanie się jego twarzy, dlatego czym prędzej przeniosła wzrok na tomiki w jego dłoniach; dwie o białych okładkach, jedną niebieską o delikatnych wzorach i tytule z niewielką czcionką. Powoli je zabrała na wypadek, gdyby zamierzał w ostatniej chwili cofnąć rękę. Nic takiego się jednak nie stało — Ai poczekał, aż tomiki zostaną mu odebrane, po czym wykorzystał wolną dłoń do zwichrzenia włosów Saki.

— Nie ociągaj się tyle. Chcę skończyć ten projekt przed emeryturą.

— Co? — Wybałuszyła szeroko oczy. — Zamierzasz mi pomóc?

Ai wzruszył ramionami i raptownie tego pożałował. Przypomniał sobie czasy, kiedy nieustannie okazywał w taki sposób obojętność lub niepewność. Czasy, które napawały go obrzydzeniem. Zachował jednak kamienny wyraz twarzy, mimo że coraz to gorsze wspomnienia zaczęły zasypywać jego umysł.

— Obecnie nie mam nic lepszego do roboty. — Wrócił do stolika, który wcześniej zajmował z Azami, i utkwił wzrok w pobliskim oknie.

Saki podążyła za nim, ściskając mocniej trzymane zbiory wierszy. Czyżby przez ułamek sekundy widziała w oczach Sosekiego rozpacz i... desperację?



「小 さ な 命 に 取 り 付 き」

「Wpijam się w ich niepozorne życia」



__________________

*Epoka Kodai – okres w historii Japonii przypadający na lata - w zależności od źródeł - pomiędzy 300 a 1192 r.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz