sobota, 22 grudnia 2018

Rozdział 8 ~ Dwuosobowe show!








- Oi, Komaeda... Dlaczego ze mną rozmawiasz?

- A czemu miałbym z tobą nie rozmawiać? - Spojrzał na mnie szczerze zdziwiony.

-N-No bo... Powiedziałam wtedy... - Uniosłam dłoń poprawiając sobie włosy, ale tak naprawdę zakrywałam sobie nimi twarz. - Wiesz dobrze, co wtedy powiedziałam.

Staliśmy tak jakiś czas nie odzywając się, dopóki Nagito nie spytał:

- Mnie również nie ufasz? - to pytanie zawisło nad nami bez odpowiedzi. - Ja ci ufam. - Wyciągnął ku mnie dłoń. - Jesteśmy przecież przyjaciółmi.

-T-Tak, chyba jesteśmy - uśmiechnęłam się, patrząc mu prosto w oczy.

- W takim razie mów mi po imieniu - odparł, odwzajemniając gest.

Czułam jak czerwienią mi się uszy.

- W porządku...

Wcale, że nie.

- Pogadałabym jeszcze z tobą, ale chciałabym jeszcze trochę pospacerować.

- Mam iść z tobą?

- Nie - odpowiedziałam nazbyt szybko. - Nie trzeba. Przepraszam, że ci przeszkodziłam. Rozmyślaj dalej, ja sobie poradzę.

Komaeda nie wyglądał na przekonanego, ale w końcu wzruszył ramionami.

- W porządku. - Odetchnęłam. - To do zobaczenia, Aiko-chan - rzucił przyjaźnie na pożegnanie, wyraźnie akcentując moje imię.

Wiem czego oczekuję, ale... Nie przejdzie mi to przez gardło!

- No... to... ten... Na razie? - Wystarczyło mi jedno zerknięcie na jego minę, żeby wiedzieć, że nie to chce usłyszeć. Dodałam sobie mentalnie otuchy i...: - Do później, Nagito-kun.

Oddaliłam się szybko, nie odwracając się ani razu.

Szłam przed siebie ze wzrokiem utkwionym w piasku.

Co się przed chwilą stało? I jak?

Jednego byłam pewna - minie sporo czasu, zanim znowu wybiorę się na plaże.

Teraz mam tylko czternastu nieprzyjaciół. To zawsze jakiś postęp! Chyba...

Podniosłam głowę, żeby zorientować się, gdzie dokładnie się znajdowałam. Niedaleko na prawo stał most.

Czyli znowu jestem w punkcie wyjścia.

Taki obrót spraw nie był dla mnie korzystny. Znowu nie wiedziałam, gdzie iść.

Albo do Marketu, albo przez most.

Nie zdążyłam się porządnie nad tym zastanowić, gdyż usłyszałam czyjeś kroki. Spojrzałam przed siebie dostrzegając Miode, która szła, od strony farmy, mi naprzeciw.

W porywie nagłej sytuacji, zdobyłam się na jedyne rozwiązanie, jakie przyszło mi do głowy.

Skręciłam w lewo i przeszłam przez wiszącą konstrukcje.

Przy bramie, którą ostatnio widziałam, nadal stała maszyna, która przypominała lwa. Poświęciłam jej jeszcze mniej czasu, niż ostatnio i po prostu poszłam dalej.

Na nowo odkrytej ścieżce znalazłam następne przejście, z kolejną strzegącą go machiną - tym razem wyglądała ona jak ptak, unosząc się kilka metrów nad ziemią. Wtedy dostrzegłam liczbę.

Te bramy... One są ponumerowane!

Cofnęłam się do wrót z lwem.

Pięć.

Poszłam znowu do ptaka.

Cztery.

Ruszyłam dalej.

Kolejne żelazne kraty, maszyna w kształcie węża i...

Trzy.

Idąc dalej napotkałam na to samo.

Pięć wysp... Pewnie to oznaczają cyfry.

Czemu tylko nie można się na nie dostać?

Przypomniałam sobie słowa Monokumy: ,,możecie zwiedzać do woli''.

Tylko to, co nam sam udostępnił. Gnida.

Przy bramie dostrzegłam Peko. Wtedy olśniło mnie, że to ona pierwsza odkryła te zamknięte przejścia.

Może odkryła coś jeszcze...

Postanowiłam do niej podejść.

- Jak się masz, Pekoyama-san?

- Zabójstwo to głupota. Musi być inny sposób, żeby uciec z tej wyspy. Wystarczy znaleźć jakikolwiek możliwy sposób, aby... - rzekła, nie patrząc na mnie.

To miała być odpowiedź na moje pytanie czy po prostu wyraziła swoje myśli na głos?

Przechyliłam lekko głowę na bok.

W każdym razie, powinnam coś powiedzieć.

- Em, a znalazłaś już coś?

- Jeszcze nie zaczęłam szukać - odpowiedziała, po czym wlepiła we mnie wzrok swoich krwistoczerwonych oczu. - Możemy razem poszukać drogi ucieczki, jeśli tak bardzo ci na tym zależy.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc po prostu skinęłam głową.

Kogo jak kogo, ale mistrzyni ostrzy lepiej mieć po swojej stronie.

Spędziłam trochę czasu z Peko, badając wyspę, ale nic konkretnego nie znalazłyśmy. Możliwe jednak, że stałyśmy się sobie trochę bliższe.

- Hej, Peko-san, lubisz kendo? - zapytałam po chwili ciszy, która między nami zapanowała.

Oczywiste pytanie, ale lepsze to niż milczenie.

- Tak.

To dopiero było szybkie i krótkie.

Mimo to postanowiłam się tak szybko nie zniechęcać.

- Ummm... Masz w domu dojo kendo?

- Raczej.

- Raczej?

- Czy coś jest nie w porządku? - rzuciła chłodno, krzyżując ramiona na piersi.

Za ciekawska jesteś Aiko, za ciekawska...

- Nie, po prostu byłam ciekawska - przyznałam bez ogródek.

Albo zmienię temat, albo będę musiała szukać sobie miecza do obrony.

- Ach, wiem! Jaki masz level, Peko-san?

- Mówisz o moim poziomie kendo? - zapytała już spokojniejszym tonem. - Nie mam ani jednego.

- Huh?

- Czy ludzie nie zawsze dążą do takiego awansu? Nie mam takiego celu. On już został rozstrzygnięty. - Milczałam, słuchając zaintrygowana. - Chronić tego kogo muszę chronić, ciąć tego kogo muszę pociąć. Tak samo, jak priorytet mojego miecza. Dzierżąc ostrze w tym dosłownym znaczeniu jest moim celem. To powód mojego istnienia. Aby to osiągnąć... - zawiesiła na chwilę głos. - Nie znoszę tych bezsensownych poziomów, ustalonych przez bezwzględne reguły.

Nie mam wątpliwości, że Peko jest prawdziwą Superlicealną Mistrzynią Mieczy, ale...

Słyszałam w jej głosie nutkę goryczy.

Na pewno nie miała łatwo. Musiała ciężko pracować, żeby osiągnąć to, co teraz ma. W porównaniu ze mną... To naprawdę silna dziewczyna.

- Nie jestem ekspertką od kendo, ale wierzę ci w zupełności - odparłam łagodnie. - Moim zdaniem jesteś naprawdę super.

-S-Super? Mówisz dziwne rzeczy! - speszyła się. Całą siłą woli zmusiłam się, żeby nie zacząć chichotać. -N-Nikt mi czegoś takiego wcześniej nie powiedział...

- Nie? Może ci zazdrościli? W każdym razie mówię poważnie.

- Um... Cóż... D-Dziękuję... - zaczerwieniła się. - Nieważne.

Zakryłam dłonią usta, żeby się nie zaśmiać.

Cierpliwie zaczekałam, aż Peko dojdzie do siebie.

- Jednak ze względu na... ścieżkę, którą wybrałam, są rzeczy, które również straciłam. Ciepłe, niezastąpione rzeczy...

- Co straciłaś?

Niech szlag trafi moją ciekawość.

- ...Puszystość - odpowiedziała całkowicie poważna.

- Puszystość?

Kpi sobie ze mnie? Jeśli tak, to...

- Są rzeczy, które są ciepłe, puszyste, miękkie i... - przerwała widząc moją minę. - Kot, który przyszedł odwiedzić dojo. Pies mojego przyjaciela z dzieciństwa. A nawet zięba miałam jako zwierzę domowe. Jednak wszystkie zwierzęta wyczuwają moją groźną obecność i uciekają ode mnie. Po prostu... Chcę dotknąć ich miękkie futerka i puszyste piórka, żeby zadowolić swoje serce...

Tanaka z pewnością poparłby takie słowa.

Uśmiechnęłam się ciepło.

- Widzę, że to naprawdę dla ciebie bolesne.

Jestem w szoku. Nie spodziewałam się takiej rozmowy i to jeszcze z Peko! Chciałabym jej jednak jakoś pomóc...

Nagle doznałam olśnienia.

Czterej Ponurzy Bogowie Zniszczenia!

- Och, w takim razie spytaj Tanke czy możesz dotknąć jego chomików. Myślę, że ci pozwoli, a na dodatek mógłby ci pomóc. Prawdopodobnie zna sposób, aby powstrzymać zwierzęta od uciekania przed tobą.

- Rozumiem... Masz rację. Ponadto, ponieważ jego chomiki nazywają się Czterej Ponurzy Bogowie Zniszczenie, nie mogą się mnie bać ani uciekać - oznajmiła z dziwną imitacją uśmiechu. - Powinnam natychmiast poszukać Gundhama.

Zrobiłam dobry uczynek, prawda? To jest dobre, co nie?!

- Saito-san, dziękuję za radę. Jeśli chcesz... Proszę, przyjdź do mnie jeszcze raz, gdy będziesz chciała porozmawiać. Na razie.

Byłam w takim szoku, że nic nie odpowiedziałam. Peko i tak szybko się oddaliła.

Chyba naprawdę bardzo jej zależy na zwierzętach.

Uśmiechnęłam się do samej siebie.

Sama z chęcią pogłaskałabym Czterech Ponurych Bogów Zniszczenia... Może jak będę miała lepsze relacje z Tanaką? Bądź jak będę bardziej zdesperowana...

Zdecydowałam, że czas wrócić do swojego pokoju.

To był dość długi spacer... Mogę chwilę odsapnąć, póki nic się nie dzieje.



* * *



Weszłam zmęczona do swojego domku. Nie licząc pojawienia się dziwnej bomby, mogłam spokojnie uznać, że ten dzień nie był taki zły.

Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie Peko i Komaedy (jeszcze trochę mi zajmię, zanim zacznę go inaczej nazywać).

Pomasowałam się po karku, żeby się rozluźnić - miałam jakieś dziwne przeczucie, które mnie w niewyjaśniony sposób niepokoiło.

Westchnęłam. Chciałam skierować się do łazienki, kiedy usłyszałam znajomy i znienawidzony dźwięk.

Ding dong, bing bong.

Cholera. Znowu on.

Żółty monitor włączył się sam z siebie, a na jego ekranie pojawił się Monokuma, siedzący zrelaksowany na fotelu, sącząc przy okazji drinka.

Cały mój dobry humor diabli wzięli. Wiedziałam, że jego pojawienie się nie wróży niczego dobrego.

- Ahem! Szkolny Komitet Wychowawczy Akademii Szczytu Nadziei ogłasza... Dobry wieczór wszystkim! Czas zabawy, na który czekaliście właśnie się zaczyna. Zastanawiasz się, jakie atrakcje na ciebie czekają? Ups, nie chciej rujnować niespodzianki! To by było trochę ''meh'' już na samym początku, ale w każdym razie, proszę zebrać się przy Jabberwock Park! - oznajmił z niezwykłym entuzjazmem Monokuma, po czym zniknął.

Kazał pójść do parku... Ciekawe, co tym razem wymyślił. Chociaż po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że wolałabym chyba tego nie wiedzieć.

Prychnęłam ze złości pod nosem. Musiałam zrobić to, co chciał ten przeklęty pluszak. Pokazał już wystarczająco, co potrafi zrobić, więc lepiej było go nie ignorować.

W tej sytuacji nikt mu się nie sprzeciwi.

Czułam jak się we mnie gotuje na te myśl. Świadomość, że ja również musiałam podążać ślepo za czyimś widzi mi się...

Kopnęłam próg łóżka, po czym wyszłam ze swojego pokoju. Uspokoiłam się nieco, gdy zauważyłam, że zapada noc.

W końcu nie będzie tego piekielnego słońca.

Dało mi to jednak podwójnie do myślenia.

Czemu chce się z nami spotkać o takiej porze?

Odpowiedź na to pytanie mogłam otrzymać tylko samej się o tym przekonując. Rozejrzałam się po terenie hotelu - ani żywej duszy.

Może wszyscy już poszli...

Bez szemrania również ruszyłam we wskazanym kierunku. Przyjrzałam się niebu, po którym płynęły prawie obsydianowe chmury. Wciągnęłam głęboko powietrze.

Nie czuję, żeby zanosiło się na burze, ale jest szansa, że spadnie deszcz.

Ucieszyłabym się, gdyby tak się stało.

Lubię deszcz...

Przez chwilę myślałam, że znowu sobie coś przypomnę, ale nic takiego się nie stało. Pokręciłam głową i, nie zwlekając dłużej, skręciłam w lewo. Minęłam Rocketpunch Market, który wyglądał odrobinę przerażająco. Przez duże szyby nie przedzierał się nawet skrawek światła. Wszystko mówiło o tym, że to miejsce jest opuszczone. Trudno się dziwić, skoro na całej wyspie była tylko garstka nastolatków, dwie dziwne maskotki i pięć śmiercionośnych maszyn.

Rajska wyspa, która staje się piekłem na ziemi. Prawie jak w Dead Island, ale bez zombie. W sumie... to wolałabym je od tego. Przynajmniej wiedziałabym co robić i czego się spodziewać.



* * *



Lotnisko prezentowało się jeszcze gorzej. Dreszcze przebiegły mi po plecach, gdy zawiał silniejszy wiatr. Mogłam narzucić coś na siebie przed wyjściem, ale było już na to za późno. Nie zamierzałam się cofać z tak błahego powodu.

Lepiej zimniej niż cieplej.

Kiedy dostrzegłam zarys mostu, zaczęłam biec, żeby się trochę rozgrzać, a także jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Moje przeczucie nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że wżyna mi się w skórę, jakbym nie była świadoma jego obecności. Denerwowało mnie to jeszcze bardziej.

Przeszłam przez bramę z numerem jeden, po czym skręciłam w lewo nie zwalniając biegu. Przy rozwidleniu ścieżek i drewnianej tabliczce z napisem ,,Jabberwock Park'' spotkałam Pekoyame.

- Och... Również przyszłaś - wymsknęło mi się na jej widok.

- Nie miałam wyboru. Przecież e-podręcznik wyraźnie stwierdza, że sprzeciwianie się Monokumie jest niedozwolone - wyjaśniła ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. - Byłoby głupotą sprzeciwiać się, jeśli to tylko pogorszy sytuację. Mam nadzieję, że wszyscy myślą tak samo.

I to mnie trochę martwi...

- W każdym razie musimy iść do tego parku. - Postawiła kilka kroków na ścieżce.

Ja również nie mam wyboru.

Poszłam w ślad za nią.

Bomba nie zniknęła, a na dodatek u jej podnóża pojawiło się coś na wzór sceny. Niewielkiej co prawda, ale jednak. Przyjrzałam się temu, a następnie zebranym.

Wszyscy przyszli.

- Kolejny raz się spóźniłaś. Czyżbyś się tak często gubiła? - wytknął mi na przywitaniu Togami.

Chciałbyś. Mam świetną orientacje w terenie.

- Heh, wybaczcie, że nie przybiegłam tu jak na skrzydłach, gdy tylko Monokuma się odezwał. Nie czułam takiej powinności, ale przecież to normalne. Nie każdy tak szybko daje się zmanipulować i zastraszyć - odparłam z bezczelnym uśmieszkiem.

Chociaż strasznie się głowiłam, jakim cudem zebrali się tu przede mną.

Przecież przyszłam tu niemal od razu.

- Nieważne. Dobrze, że wszyscy już tutaj są - zignorował mnie bezczelnie.

Nie, żeby mnie to jakoś specjalnie ruszyło czy obchodziło.

- Ugh, o co chodzi tym razem? To zaczyna być naprawdę denerwujące - jęknął Soda, starając się nie patrzeć w kierunku bomby i sceny, tak jakby cel naszego spotkania nie miał z nimi nic wspólnego. Osobiście miałam odwrotne wrażenie.

- W takim razie mogłeś nie przychodzić - prychnął Kuzuryu.

- Ale... Kto wie, co by się ze mną stało, gdybym nie przyszedł... - Złapał się za głowę mechanik, jakby samo wspominanie o tym, co mogłoby mu się stać (i nie tylko jemu) budziło strach.

- Heh, skoro nikt z nas nie wie, co się stanie, może jedno z nas powinno to sprawdzić, tak w ramach testu - zaproponował gangster z chytrym uśmieszkiem.

Ha, dobre.

- Hej! Możesz mówić, że jesteś twardy, mądralo, ale nie byłoby cie tutaj, gdybyś również nie był przestraszony! - wtrąciła się Mahiru, opierając zaciśnięte dłonie na biodrach.

Niby też racja, ale niezupełnie. Również tu jestem, ale jakoś nie z powodu strachu.

Przyjrzałam się twarzą zebranych.

Wielu się boi bądź jest zaniepokojonych, ale są też tacy, którzy tak jak ja, chcą po prostu przeżyć i nie odczuwają przy tym głębszych emocji albo tego po sobie nie pokazują.

- Co powiedziałaś?! - obruszył się Fuyuhiko.

- Zgaduje, że nawet wielki zły yakuza, taki jak ty, musi się bać tego potwora, prawda? - bardziej stwierdziła, niż spytała.

Wielki? Czyżby między wierszami się z niego nabijała? Nieładnie~!

- Co ty, kurwa, powiedziałaś?! - Kuzuryu zdenerwował się tak bardzo, że mu żyłka na czole wyszła.

-P-Przestańcie, obydwoje. Walka wśród przyjaciół nie jest dobra! - Komaeda próbował ich uspokoić.

A poza przyjaciółmi jest już dobra?

Cisnęło mi się to pytanie na usta, ale w porę się powstrzymałam.

Nie powinnam go dobijać, skoro chce tylko pomóc.

- Ha? Przyjaciele? - spytał łagodniej Fuyuhiko, jakby nie mógł zrozumieć absurdalności tego słowa.

Znam to.

- Nie jestem twoim przyjacielem, głupku! Czy kiedykolwiek się z wami zaprzyjaźniłem, dranie?! - zdenerwował się na powrót.

- Przy śniadaniu...? - palnęłam od tak sobie. Większość spojrzała na mnie zdziwiona. Usłyszałam też parsknięcie śmiechem, ale nie wiedziałam, kto je wydał. Chociaż strzelałam, że to Togami.

- W porządku. Pozwól, że wyrażę się jasno... - westchnął Kuzuryu, spuszczając głowę, po czym podniósł ją, a na jego twarzy malował się przerażający uśmiech.

Wygląda prawie jak moja babcia, tyle że z zębami.

- Mogę to zrobić, wiesz.

Podniosłam jedną brew ku górze na znak niemego pytania i czystego lekceważenia.

- Huh? - jęknął Teruteru, otwierając niewyobrażalnie szeroko oczy.

Czyżby Fuyuhiko wyznał, że może posunąć się do zabójstwa? Ha! A sądziłam, że to ja narobiłam sobie wrogów. Brawo!

-T-Ty... Co powiedziałeś? - zapytała Koizumi śmiertelnie poważnym głosem, którego dotychczas nie miałam okazji u niej poznać.

- Oh? Nie słyszałaś mnie? W takim razie powtórzę to dla ciebie. Powiedziałem, że... Mogę. Cię. Zabić.

Aha... Ją. W sensie Mahiru.

Zdziwiłam się, jak gładko to przyjęłam.

- Pff, blefujesz - rzuciłam hardo po chwili.

- Co?

- Jeśli ktoś planuje morderstwo lub nawet myśli o zabiciu kogoś, to w życiu się do tego nie przyznaje. A tym bardziej nie ogłasza tego wszem i wobec. Jak dla mnie to całe ,,zabije cię'' było czymś w stylu: ,,o nie, zjadłaś moje ulubione ciastko, zabije cię'' - przybrałam barwę jego głosu, co dodało sytuacji komiczności. - Inaczej mówiąc, nie powiedziałeś tego na poważnie. Odebrałabym to bardziej jako niegroźną groźbę do przyjaciela - z premedytacją zaakcentowałam ostatnie słowo, powstrzymując triumfalny uśmiech, słysząc stłumione chichoty. - W każdym razie, nie przejmuj się tym. Bycie tsundere nie jest takie złe, a ja nigdy nie miałam okazji poznać osobiście żądnego. - Teraz to sama musiałam się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

Mały gangster wyglądał, jakby chciał mnie zabić samym spojrzeniem.

Gdyby takie sztuczki działały, na świecie nie byłoby nauczycieli, a przynajmniej tych, którzy mnie uczyli.

- Hmpf, zignoruj go po prostu - wtrącił się Togami. - Nie zamierzam umrzeć, a tym bardziej nie z powodu kogoś takiego jak on.

Czyżby Byakuya nie wiedział, że prędzej czy później wszyscy zginiemy? Sądziłam, że dzieciaki z bogatych rodzin miały najlepszą edukacje. Chyba jego rodzina chciała zaoszczędzić na nauczycielu od biologii. Biedactwo...

- Ha? Nie bierzesz mnie na poważnie?! Skoro mówię, że mógłbym to zrobić, to znaczy, że tak jest!

- Jestem dziedzicem rodziny Togami i mogę ci obiecać, że będę waszą przyszłością, jak i całej ludzkości!

Woah...

- On jest taaaaaaaki cool! - zakrzyknęła Ibuki.

- Mhm, mh, mh. Zgadzam się. - Hanamurze znowu pociekła krew z nosa.

Przewróciłam oczami, kręcąc przy tym głową.

- Nie boję się ciebie. Chociaż powinieneś zdać sobie sprawę, że twoje słowa, to tylko puste obietnice.

- Heh, zapamiętaj sobie jednak to, co powiedziałem. - Togami skrzyżował ramiona, uśmiechając się, tak jak to miał w zwyczaju, z wyższością.

- Tch!

Ta... Czasem aż brakuje słów na Togami'ego.

- Etto...

- Uuuaaah! - krzyknął Hajime, robiąc chyba z metrowy skok w tył.

Wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Po części z zachowania bruneta, ale i również z osoby, która go tak wystraszyła. W miejscu, w którym przed chwilą stał Hinata, znajdował się Monokuma w białej koszuli z czerwonym krawatem oraz błękitną marynarką.

Co ten znowu odwala?

- Wygląda na to, że się kłóciliście. Nie byłem pewien, kiedy rzeczywiście się pojawię, ale natrafiłem na niezręczny moment!

- Niezręczny, serio? Lepiej, że wtrącasz się do kłótni, aniżeli przeszkadzając komuś w łazience. - Machnęłam niedbale ręką.

- Doceniam twoją opinie.

Zmieniłbyś zdanie, gdybyś znał moje myśli.

- Dlaczego się tak ubrałeś? - zapytał Hajime, kiedy uporał się już ze swoim stanem psychicznym.

- Och, nie wspomniałem o tym w mojej ostatniej audycji? To mój kostium na czas zabawy!

- Nie masz na myśli... - O cokolwiek chodziło Peko, nie było to nic miłego, gdyż krzywiła się wypowiadając te słowa.

- Tak, zgadza się! Ponieważ jesteśmy na tropikalnej wyspie, jestem tutaj, aby zrobić swoją dwuosobową rutyną komedię!

-D-Dlaczego to, że jesteśmy na tropikalnej wyspie ma znaczenie? - zapytała Mikan, próbując ukryć twarz w dłoniach.

- Ale czy możesz robić rutyną komedie dwuosobową całkiem sam? - wtrąciła Sonia, przybierając na twarzy - moim zdaniem - sztuczny uśmiech.

- Oczywiście, że nie. Dlatego przyniosłem ze sobą swojego partnera.

Wiedziałam kogo ma na myśli, jeszcze zanim to zobaczyłam.

- Hawawa! Co to jest?! - Pojawiła się Monomi, ubrana w falbaniastą, różową sukienkę ze sztuczną różą przypiętą do lewego ramiączka w trochę ciemniejszym odcieniu. Nie wyglądała na szczęśliwą.

Trudno się dziwić. Też nie tryskałabym entuzjazmem, gdybym była ubrana w coś w kolorze rzygów lamorożca.

- Hmm... - mruknął Nidai z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- A teraz, bez dalszej zwłoki, mam przyjemność przedstawić ,,Wielkie Monokumy Na Żywo W Dwuosobowej Komedii''!

- Huh? Nie słyszałam o czymś takim! Mówisz mi, że muszę improwizować?! - krzyczała spanikowana Monomi, jakby to był jej największy problem.

- Oniemieję - mruknął pod nosem Tanaka, patrząc w zupełnie inną stronę.

Zachichotałam cicho, gdy tylko to usłyszałam.

- Nie tylko ty.

Nagle Monokuma i Monomi pojawili się na scenie, na której od razu zapaliły się wszystkie światła.

- Dobry wieczór! Jestem Monokuma!

- Um... A ja Monomi...

- A razem jesteśmy Monokumami! - powiedzieli jednocześnie.

- Teraz, wiem że to nagłe, ale myślę, że powinienem pokazać wam moje niezwykłe zdolności czytania w myślach! - oznajmił niedźwiedź.

Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam i słyszałam.

- Ech? Potrafisz czytać w myślach?! - zapytała różowa maskotka.

Oczywiście, że nie. Może jednak być zabawnie.

- Jako praktykę, zgadnę twoje ulubione jedzenie. Hmmm... Widzę... Twoim ulubionym jedzeniem jest...

- Możesz to zrobić! - przerwała mu Monomi. - To oczywiste, co lubią króliki.

- Mar...

- Właśnie tak.

- Martwe ciało - dokończył.

- Nigdy nie zjadłam martwego człowieka!

A żywego?

Mimowolnie się zaśmiałam.

To na serio jest jakaś komedia.

- A teraz... Monomi jest następna! No dalej, zrób krótki skecz albo coś!

-C-Co?! Nie ma mowy, żebym to zrobiła!

- Nie martw się, to wszystko jest dobre. Znam technikę przywoływania Boga Komedii.

Takiej techniki w Naruto nie było.

- Więęęęęęęęęęc... Jak myślisz, co jest lepsze? Pobierania krwi, podczas gdy wciąż żyjesz, czy może kiedy czekasz na śmierć?

- Dlaczego zadajesz takie okrutne pytania?!

Bo go to bawi?

- Jeśli wezwiemy Boga Komedii, będziemy potrzebować mnóstwa krwi.

- Dlaczego bóg komedii chce krwi?!

- Ładnie proszę!

- Bez względu na to, jak uroczo zapytasz, nie ma mowy, żebym pozwoliła ci zabrać moją krew!

- Jesteś zawsze taka szybka w robieniu przerażającej miny, Monomi. Lepiej wy również bądźcie ostrożni. Skoro Monomi jest czarnym charakterem - oznajmił wesoło, ale dostrzegłam to nieprzychylne zerknięcie w moją stronę.

Pewnie już słyszał o tym, jak to stanęłam w jej obronie.

- Ona jest tak zła, jak każdy drań, z którym walczy główny bohater w mandze dla nastolatków!

Cóż za głębokie porównanie.

- Oni są zawsze najsłabsi! - obruszyła się królicza maskotka.

- Wierzcie mi, to fakt, że Monomi jest łotrem. Powiem wam wszystko o pewnej jej tajemnicy...

Farbuje się na różowo?

- To ona wymazała wam wasze wspomnienia.

Nagle przestało mi być do śmiechu.

Zdawałam sobie sprawę, że komuś takiemu jak Monokuma się nie wierzy, ale...

Po co nam o tym mówi?

- Że co?! - pisnęła Monomi. - Czekaj, huh?

- Wy nawet nie pamiętacie, jak trafiliście na tę wyspę, mam racje?

Nie, nie masz. Chyba...

Wszystko mi się w głowie mieszało. Każdy obraz, każde wspomnienie, po prostu się odrywało, a za chwilę łączyło, a na koniec nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co złudzeniem.

Niepostrzeżenie zaczęłam szybciej oddychać.

,,To ona wymazała wam wasze wspomnienia'', to zdanie powtarzało mi się wciąż, i wciąż w moim umyśle.

Jak?

Cisnęło mi się na usta, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Tak samo, jak nie mogłam zapanować nad własnymi myślami.

Pokręciłam głową i zamknęłam na sekundę oczy, żeby oczyścić umysł i się uspokoić.

Westchnęłam i z niewzruszoną miną wbiłam wzrok w Monokume, czekając aż ten powie coś więcej.

- Stało się tak dlatego, że Monomi ukradła wam wasze wspomnienia! - wyznał niedźwiedź.

-C-Czemu mówisz to tak nagle?! - pisnęła Monomi, a na jej różowo-białym futrze pojawiły się kropelki potu.

Nie zaprzeczyła...

Pomyślałam z pewną nutką goryczy i urazy.

A ja starałam się jej pomóc.

- Ale czekajcie, tego jest więcej! Ona nie tylko wykradła wasze nudne wspomnienie, jak dostaliście się na tę wyspę. Zabrała całkowicie wszystkie wspomnienia z lat spędzonych w Akademii Szczytu Nadziei! Co za ohyda! - oznajmił wesoło Monokuma.

Zdążyłam zauważyć brak wspomnień dotyczących przeszłości, ale... Mimo to czułam się dziwnie wyobcowana.

Chwila... Czy nie zdawało mi się już wcześniej, że chodziłam do Akademii? Tak... to było dobre wspomnienie. To była prawda!

Spojrzałam na każdego towarzysza mojej niedoli, zatrzymując się dłużej przy Komaedzie.

Znaliśmy się wszyscy wcześniej. Ale dlaczego tylko Komaeda wydał mi się znajomy, gdy go zobaczyłam i usłyszałam?

- Hawawa! - tylko tyle powiedziała Monomi.

- Uff... Czuję się świetnie, ponieważ podzieliłem się tym z wami. Poważnie, fabuły z utratą pamięci są tak niemodne ostatnio... Tylko prawdziwy nieudacznik poczekałby do końca historii, aby ujawnić w ten sposób oklepany zwrot akcji! - wesoły sposób mówienia Monokumy, jeszcze nigdy nie działał mi na nerwy tak bardzo jak wtedy. Zapewne by się ucieszył, gdyby wiedział jak kreatywnie bym go zmasakrowała, gdybym tylko mogła.

-P-Przestań, proszę! - jęczała różowa maskotka.

Mimo wszystko nie potrafiłam jej znienawidzić.

Nie, dopóki nie poznam całej prawdy.

- Upupupupu... Nie było to dużym zaskoczeniem? W prawdzie, nie jesteście studentami z pierwszego roku. Po prostu straciliście wszystkie swoje szkolne wspomnienia! Och, czuję się, jakbym słyszał tę historię już wcześniej.

Szkolne? A co z tymi wcześniejszymi?

Pamiętałam. Pamiętałam, ale... Przypominanie sobie o tym bolało. Za każdym pieprzonym razem, gdy tylko próbowałam...

Inni chyba nie mają takiego problemu. A przynajmniej nie Peko, bo nie odniosłam wrażenia, żeby cierpiała, kiedy opowiadała mi o swojej przeszłości.

-P-Poważnie, to jest złe na tak wiele sposobów! - zaprzeczyła, chyba można tak to uznać, Monomi.

W odpowiedzi dostała lewym sierpowym od Monokumy.

Zachłysnęłam się powietrzem.

- Nie pozwolę ci uniknąć odpowiedzialności za to!

I mówi to psychodeliczna maskotka, która chce zmusić nastolatków do zabijania się nawzajem.

- Gyaaaaaaa! Jego łapa jest zbyt potężna!

Nagle poczułam dziwne, a zarazem nieprzyjemne dreszcze, które rozchodziły się po całym moim ciele.

Skupiłam się na rzeczywistości, kiedy do moich uszu dobiegło mnóstwo westchnień i urywanych oddechów. Spojrzałam na twarze pozostałych osób, na których malowało się przerażenie ze zdezorientowaniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz