sobota, 22 grudnia 2018

Rozdział 6 ~ Lider Na Wagę










Zaledwie wyszłam z pokoju, a usłyszałam rozdzierający krzyk. Spojrzałam na domki przy drugiej platformie. Wychodziło na to, że Soda wystraszył się Hinaty, a Hinata jego.

Pokręciłam głową. Wtem wpadłam na pewien pomysł.

Zakradłam się do nich po cichu, a kiedy znalazłam się tuż za plecami mechanika, położyłam pewnie dłoń na jego ramieniu.

- Nadszedł twój czas - wymruczałam głębokim głosem, żeby brzmieć jak najbardziej strasznie.

Kazuichi odskoczył prawie dwa metry ode mnie, krzycząc przy okazji jeszcze głośniej, niż wcześniej.

Chyba w podnoszeniu głosu pobił nawet Nidai'a. A to nie lada wyczyn!

Starałam się stłumić śmiech, ale ramiona mimowolnie mi się trzęsły.

-T-To tylko ty... - odetchnął z ulgą, gdy mnie spostrzegł. - Nie strasz mnie tak.

- To nie dawaj się tak łatwo podejść - odparłam z satysfakcją.

-A-A tak swoją drogą... Widzieliście je? - spytał cicho. - Aaach, nie jest dobrze! Co to, do cholery, jest? Zdecydowanie nie jest dobrze.

- O czym mówisz? - wtrącił się Hajime, a to znaczy, że on również nie wiedział, o czym paplał różowowłosy.

- Most... Pamiętacie most przy centralnej wyspie?

Kiwnęliśmy oboje w odpowiedzi.

- Czy coś się z nim stało? - zapytał brunet.

- Bez jaj! Po jaką zarazę jeszcze bym tu był?! - wrzasnął spanikowany. -T-Te potwory są przed mostem... One... One blokują go.

- To nie są potwory tylko Monobestie. - Monokuma nagle wyskoczył znikąd niczym Filip z Konopi.

- O MÓJ BOŻE, JEST TUTAJ!

Pomasowałam swoje czoło.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie trzeba Sodzie coś wsadzić do ust.

- Monobestie są strażnikami Jabberwock Island - zachichotał niedźwiedź niczym nie przejęty. - Pomagają mi w kontrolowaniu innych części wyspy. Upupupu... - zniknął tak szybko jak się pojawił.

Wkurza mnie nieziemsko.

- Jeśli te potwory to jego strażnicy, to lepiej nie zbliżać się do nich - wywnioskował Hajime.

- Ugh... Takie przykre... Nie zniosę tego dłużej - jęczał Kazuichi ze szklanymi oczami.

- Oi, weź się w garść. Żyjesz przecież! Jeszcze... - ostatnie słowo dodałam ciszej, żeby go nie usłyszeli.

- Nie mogę... Nie ma niczego, czego mógłbym się uczepić. Zostaniemy zjedzeni przez potwory. Nie ma sposobu, mogę cieszyć się tymi wakacjami tu i teraz...

- Hej, co to za hałas? - dołączyła do nas Peko.

- AAAAAAAAAAAA! INNY P-P-P-P-P-POTWÓR!

Strzeliłam faceplama.

- Przyszłam tutaj po was, ale jak zamierzacie nazywać mnie potworem...

- Nie przejmuj się tym, co mówi - machnęłam niedbale na Superlicealnego Mechanika. - Jest obecnie niepoczytalny, więc nie orientuje zbytnio, co się wokół niego dzieje.

- Jesteś tu po nas? - Hinata zmienił temat.

- Kazano mi przyjść po was, bo czekamy i tylko wasza trójka się nie zjawiła. Wszyscy są w restauracji hotelowej. Pośpieszcie się i dołączcie do nas - poinformowała, po czym odeszła, nie czekając na naszą odpowiedź.

- Wszyscy czekają w restauracji? - powtórzył za nią głucho brunet.

- Uh, nieważne, stary. Nie obchodzi mnie to... Nie obchodzi mnie wszystko... SPADAM STĄD! - wykrzyczał, pozostawiając nas samych.

- Ech, chyba też powinniśmy iść.

- No, niestety - westchnęłam, przeczesując dłonią włosy. - Chodźmy.

Kiedy dotarliśmy do restauracji w hotelu, wydawała się ona mniejsza niż wcześniej, gdy znajdowaliśmy się w niej wszyscy razem.

Z zadowoleniem, i jakże wielkim pragnieniem, dostrzegłam, że stoliki są naszykowane górą jedzenia. Czułam jak boleśnie ściska mnie w żołądku z powodu głodu.

Ku mojemu nieszczęściu, drogę zagrodził mi Togami z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej.

Łypnęłam na niego groźnym spojrzeniem.

- Jesteście spóźnieni - wytknął mnie i Hinacie. Żeby mnie to w obecnej sytuacji chociaż trochę obchodziło. - Gdzie jest Soda? Myślałem, że jesteście razem.

- On... uciekł gdzieś - odpowiedział Hajime.

- Huh? Gdzie? - Akane uniosła pytająco jedną z brew.

- Cóż... mówił całkiem dużo, że... uciekł, ale... - dukał brunet, gdy ja zaczęłam się już porządnie niecierpliwić.

- Uciekł, ale gdzie? - jęknęła Tsumiki.

- W każdym razie, nie ma dokąd uciec. Co za dziwadło - wywnioskowała Hiyoko.

Tupnęłam zniecierpliwiona nogą.

Jeeeeeeeeeść.

- Jednakże, po tym czego byliśmy świadkami wczoraj, jego zachowanie jest zrozumiałe - dodał Nidai.

Gdybym wiedziała, że tak przejmą się brakiem obecności Sody, to bym go tutaj siłą zaciągnęła.

- Eh? Co masz na myśli? Stało się wczoraj coś..? - zapytał podenerwowany Hanamura, czesząc włosy. - Nie przypominam sobie niczego, co się wydarzyło. A nawet gdybym to zrobił, wyglądałoby to zupełnie fałszywie. Tak, tak, nie warto tego pamiętać.

Nie chce po prostu zaakceptować obecnej sytuacji. Gorzej dla niego.

Spojrzałam na jedzenie, a potem na resztę.

Wolałabym, żeby ktoś inny zaczął pierwszy jeść na wypadek...

Togami ugryzł kawałek mięsa z kurczaka. Oczy mi się niebezpiecznie zabłyszczały.

Dobra, nie ma na co czekać.

Podeszłam do jednego z najbardziej oddalonych stolików i zaczęłam sobie nakładać jedzenie na talerzyk. Jednym uchem przysłuchiwałam się rozmowie pozostałych.

- Więc? Dlaczego zebrałeś nas tutaj? - zapytała Koizumi pana Puszystego.

Wędrowałam wzrokiem po zawartości stołu.

A co się będę męczyć.

Odłożyłam talerzyk, przysunęłam sobie krzesło, po czym wzięłam do ręki kanapkę.

- Jeszcze nie... dopiero jak Soda przyjdzie - odpowiedział okularnik.

Świetnie, czekajcie, ja sobie żałować niczego nie będę.

- Ach, poczekaj chwilkę... Oznacza to, że powód, dla którego mieliśmy tu przyjść to... - zaczął Hinata, ale przerwała mu Mioda.

- Oui! Widocznie pan Byakuya ma nam coś do powiedzenia!

- Serio? Co? - dopytywał brunet.

W tym czasie zdążyłam spałaszować całą kanapkę i wziąć się za drugą.

- Oczywiście jesteśmy tutaj, aby omówić strategię na pokonanie tego potwora! - Owari strzyknęła palcami, przybierając groźną minę.

-N-Nie ma sposobu, żebyśmy walczyli z tą rzeczą... Mam na myśli... to ma ciężką broń i wszystko! - zauważyła słusznie Tsumiki.

- WSZYSTKO JEST MOŻLIWE Z DUCHEM WALKI! - wykrzyknął Nekomaru.

Westchnęłam ciężko, dobierając się do owoców.

Mhm, winogrona.

- Śmiała przechwałka... Pozwól, że dam ci pewną radę - odezwał się spokojnie Tanaka. - Ktoś naprawdę silny... nie podniesie głosu tak lekkomyślnie - dodał z pewnym siebie uśmieszkiem, a na jego ramionach pojawiły się chomiki.

W końcu mówi coś sensownego.

Wgryzłam się w jabłko.

- Hej, hej! Zacznijmy już rozmawiać! - zawołała radośnie Saionji, mrucząc po chwili: - Hmpf, to prawdopodobnie jakaś kiepska próba uspokojenia nas czy coś...

Wątpiłam w to. Coś takiego nie było w stylu Togami'ego.

- Nie każ mi się powtarzać: kiedy będziemy tutaj wszyscy, wtedy zaczniemy rozmawiać - odpowiedział blondyn.

- Och, gez! Dobrze! Przyprowadzę tutaj wtedy Kazuichi'ego! Wszyscy tu czekać! Znajdę go i przyniosę, nawet jeśli będę musiała go związać - odparła poważnie Mahiru, opuszczając restauracje.

Z chęcią zobaczyłabym taką akcję.

Oparłam policzek na dłoni, a drugą nalewałam sobie sok pomarańczowy.

- Ho, ho... Jestem teraz trochę zazdrosny. Zostać związanym przez Koizumi-san... Może też powinienem uciec... TYLKO ŻARTOWAŁEM! - rzekł Teruteru, gdy już wyszła.

Pokręciłam głową.

Czy on chce, żebym to wszystko zwróciła?

- Obrzydliwy kretyn... - mruknął Kuzuryu.

Kiwnęłam głową z aprobatą.

- Póki co zjedzmy śniadanie, podczas czekania na wszystkich. Jedzmy! - zakomenderował Togami.

Spojrzałam zmieszana na okruszki i pustą szklankę.

Ups?

Wyciągnęłam się na krześle, odrobinę odsuwając się od stołu. Dopiero wtedy zauważyłam Komaede, który stał tak, że miał idealny widok na mnie.

Czułam jak się lekko czerwienie na samą myśl, że widział jak pałaszuje jedzenie. Odwróciłam wzrok w inną stronę, ale było to na nic, bo blondyn się do mnie dosiadł.

Spojrzałam na niego kątem oka, opierając podbródek na dłoni. Chłopak uśmiechnął się do mnie.

Czy on kiedykolwiek przestaje to robić?

Również uniosłam odrobinę kąciki ust.

Znów skupiłam uwagę na jedzeniu. Zastanawiałam się czy nie jest zatrute, ale nie zadałam sobie pytania, skąd ono się tu właściwie wzięło.

Nieco zmieszana, zwróciłam się do mojego towarzysza:

- Um, skąd w ogóle jest ta żywność?

- Kiedy przyszedłem rano, to wszystko już tu było - odpowiedział.

Wątpiłam, żeby mnie okłamał. Zresztą, po Monokumie można się wszystkiego spodziewać. Nie bawiłby się w tą całą ,,wycieczkę wzajemnego zabijania'', gdyby chciał nas zagłodzić albo otruć. Nie... on woli, żebyśmy to sobie nawzajem zrobili.

Potwór.

- Ach, mają nawet kraby i krewetki?! - zachwyciła się Tsumiki.

Mnie tam one nie interesowały. Jak już jeść owoce, to tylko te zwykłe.

- Takim bólem jest jeść kraby i krewetki. Nienawidzę ich, tak samo jak nie cierpię brzydkiej, jąkającej się twarzy Mikan - Spojrzałam zdziwiona na Hiyoko.

Jakim prawem ją obraża? Jeden dzień i już po ludziach jeździ. Och... Ale ja to robię tylko w myślach!

Tłumaczyłam się przed samą sobą.

-M-Moja twarz? Eh? Eh?

- Dokładnie. Ta twarz tam.

- Dlaczego tak myślisz? - rozpłakała się pielęgniarka.

- Heh, heh, heh... Jesteś typem dziewczyny, która znęca i tyranizuje się dla ,,miłości'', prawda? - zaśmiała się blondynka.

- Powinnaś już przestać - zwróciła jej chłodno uwagę Peko.

- Ach, rozumiem! Teruteru przygotował to jedzenie, prawda? - wykrzyknęła radośnie Ibuki.

Popatrzyłam na Nagito. Oboje wątpiliśmy w tę teorię.

- Hm, mhm... Niestety, to nie ja. Widzisz, jedzenie, które robię ja nie smakuje jak gówno.

- To jest złe? Jak dla mnie jest przepyszne - odparła Akane z buzią ubrudzoną okruszkami.

Prychnęłam pod nosem.

- Tylko ,,przepyszne'', prawda? - kuchcik przybrał ohydny grymas na twarzy. - W porównaniu do światowej klasy dań, potrawa, która smakuje tylko ,,pysznie'' nadal jest uważana za gówno! Porównywanie jej do mnie nawet nie wchodzi w rachubę! Przeciwstawianie MOICH dzieł do tego niskiego, chłopskiego jedzenia jest niegrzeczne!

- A narzucanie nam swojego zdania i stwierdzenie, że wszyscy jemy ,,gówno'' jest miłe? - zmierzyłam chłopaka srogim spojrzeniem. - Dopóki nie udowodnisz, jakie to twoje potrawy są super, postaraj się zachować tę samochwałę dla siebie.

- M-Mówię tylko, że gdybyście zjedli moje jedzenie, to nie bylibyście w stanie się kontrolować.

- Co masz na myśli? - włączyła się Peko.

- Cóż, powiedzmy, że szczęka, to nie będzie jedyna rzecz, która ci wtedy opadnie! W rzeczywistości, twoje majtki spadną również! Podobnie jak w przypadku czarnego rzemienia Pekoyama-san, dla przykładu!

- Ty dziwaku! Skąd o tym wiesz?!

Wybałuszyłam szeroko oczy.

Czy ja dobrze widzę? Peko się... zarumieniła?

- Jednakże, jeśli Teruteru nie przygotował tego jedzenie, to kto? - przerwała im Sonia.

Szkoda, bo robiło się ciekawie.

- To mógłby być Monokuma?! - odezwała się Mioda.

Już widzę jak ten niedźwiedź gotuje w kuchni w różowym fartuszku.

- Czy bezpiecznie jest wtedy to jeść? - zapytał Hinata.

W końcu ktoś poza mną również o tym pomyślał! Inną sprawą jest to, że i tak to zjedliśmy...

- Dlatego jako pierwszy to zdegustowałem, żeby upewnić się, że jest bezpieczne do spożycia - odpowiedział Togami.

Prawie zakrztusiłam się ze śmiechu.

To znalazł wymówkę!

- Okej, dziękuję, że poczekaliście! Przyprowadziłam go! - Niespodziewanie zjawiła się Mahiru. - Hej, wyprostuj się trochę! Człowiek taki jak ty nie powinien krępować się tak chodzić?

-P-Przestań... Nie ciągnij... Rozerwiesz moje rękawy - jęczał Kazuichi.

- Kyahahaha! Chociaż lubisz się popisywać, to naprawdę jesteś wielkim tchórzem! Czy będzie dobrze? Ludzie tacy jak ty są zazwyczaj pierwszą ofiarą, wiesz? - ostrzegła, zagroziła Saionji.

Jeżeli chodziło o mnie, to nie zamierzałam płakać, jeśli to ona by zginęła.

-C-Chcę po prostu iść do domu! - wrzasnął zdesperowany mechanik, chcąc wyjść z restauracji, ale zderzył się z...

- AAAAA!

- Co do...

- Och... Nie, nie, nie, nie, nie!

-P-P-Przewróciłam się!

-M-Można to nazwać potknięciem się? - zapytał się, lekko drżącym głosem, Hinata.

- Jak to się stało, że wylądowałaś w tak kompromitującej pozycji?! - odparł Togami.

- Cóż, to sprawia, że jestem w tej chwili szczęśliwy! Baaaardzo szczęśliwy.

Nadepnęłam Teruteru na stopę.

Jęknął, po czym rozejrzał się po zgromadzonych z urazą w oczach.

- Nieeeeee! Jestem tak zażenowana! P-Proszę, pomóżcie mi!

- Awww! Wygląda tak uroczo, gdy jest speszona! To jest tak słodkie, że praktycznie prycham z radości! - wykrzyknęła Mioda.

-P-Powinniśmy jej pomóc! - zauważyła Mahiru.

- No, wypadałoby - mruknęłam, pomagając rudowłosej i Mikan, bo nikt inny się do tego nie kwapił.

- Tsumiki-san, wszystko w porządku? - zapytał się jej Komaeda.

- Ugh... Moja głowa jest trochę obolała, ale poza tym jest dobrze...

Głowa to najważniejsza część ciała człowieka, ale co ja tam mogę wiedzieć... W końcu nie jestem Superlicealną Pielęgniarką. Och, co za przypadek!

- Ona jest tylko niezdarna. Chociaż ten jej upadek był jak magiczny albo coś... - wydukała lekko zażenowana Koizumi.

- W każdym razie, jesteśmy tutaj wszyscy, więc możemy przejść do sedna naszego spotkania - przypomniałam, gdyż zaczynałam się z lekka niecierpliwić.

- Masz racje. Choć nie jestem jeszcze gotowy, aby przestać jeść śniadanie, żeby zacząć moją rozmowę.

Pokręciłam z ubolewaniem głową.

- Hej, Aiko-chan, widziałaś już nowe zasady w Elektronicznym Identyfikatorze Uczniowskim? - zapytał się mnie Komaeda. - Najwyraźniej sprawa z ,,wycieczką wzajemnego zabijania'' jest prawdziwa. Monokuma mówił poważnie... On naprawdę chce, żebyśmy się pozabijali... Ach, przepraszam! Myślę, że moje tchórzostwo spadło na ciebie.

- Hm? Nie odniosłam wrażenia, żebyś się bał - wyznałam.

Wyglądało, jakbyś się bardziej wystraszył tego, co sobie pomyślę.

- Ale ty...

- Co ze mną?

- Zbladłaś.

Zamrugałam zdziwiona. Nie czułam się jakoś inaczej.

- Naprawdę? - Skinął głową. - Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale zapewniam cię, że to nie z powodu twoich słów.

- Na pewno?

- Oczywiście, dlaczego miałoby mnie przerazić to, co już wiem? - uśmiechnęłam się sztucznie. - A odpowiadając na twoje pytanie, to tak. Czytałam te zasady wczoraj wieczorem.

Komaeda ponownie pokiwał głową już bardziej spokojny.

- Hej! - krzyknął Togami, żeby zwrócić na siebie uwagę. Rozejrzałam się. Ogólnie to wszyscy rozmawiali. - Po pierwsze, mam pytanie do was wszystkich. To Monokuma kazał nam zabijać się nawzajem... Tak więc, w tych dziwnych okolicznościach, jak myślicie, co musimy teraz zrobić?

- Tch, kto, do cholery, wie? Przejdź już do rzeczy - poganiał go Fuyuhiko.

Coraz więcej cech wspólnych widzę.

- Jeśli chcesz, żebym przeszedł do sedna sprawy, to pośpiesz się i odpowiedz na moje pytanie.

- Czego potrzebujemy? Na pewno jedzenia i snu, oczywiście. Prawda? - odpowiedziała Akane.

- Nie... Zapomniałaś o sraniu...Co oznacza, że odpowiedzi to: dobry apetyt, dobry sen, i dobre gówno! - odpowiedział jej Nidai.

Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

Za jakie grzechy tu trafiłam? Za jakie?!

- Nikt nie zna prawidłowej odpowiedzi? - westchnął ze zrezygnowaniem Byakuya.

- To mogłaby być... więź? - podsunął Nagito.

- Więź? - powtórzyłam za nim, nie rozumiejąc przekazu.

- To jest to, w co wierze... Dopóki Superlicealiści współpracują razem, nie ma niczego, czego nie możemy osiągnąć. Wtedy moglibyśmy stworzyć nadzieję, która przezwycięży każdą rozpacz. Dlatego... jeśli chcemy uciec z tej wyspy, musimy przyrzec sobie nawzajem, że będziemy pracować razem!

Wszystko super, ładnie i pięknie, ale jak współpracować z kimś komu się nie ufa, bo może cię zabić w każdej chwili?

- Wow, powiedział to z poważną miną! Jak on może nie być wprawiony w zakłopotanie? - zakpiła Hiyoko.

- Jak to, że ci się buzia nie zamyka? Jeżeli nie masz czegoś mądrego do powiedzenia, to siedź cicho, bo mnie drażnisz - warknęłam, mierząc blondynkę ostrym spojrzeniem.

- Spokojnie, Aiko-chan. To było trochę kiepskie, prawda?

- Wcale, że nie. Wyraziłeś swoje zdanie, a ona sobie z tego zakpiła - oponowałam, tym bardziej, że Komaeda chciał odpuścić tej małej, wrednej... - Jeżeli nie zna odpowiedzi na pytanie Pana Puszystego, to niech lepiej się nie odzywa, bo osobiście ją uciszę.

- On ma rację - poparła nas Peko.

Jednak mam oko do ludzi.

- To musi być to - Monokuma egzekwuje reguły, które mają sprawić, że będziemy podejrzliwi wobec siebie nawzajem.

- Rozumiem... To była całkiem dobra odpowiedź - uznał z zadowoleniem Togami. - Ponieważ nie da się zmierzyć z naszym wrogiem indywidualnie, musimy walczyć jako grupa. Jednakże to, co musimy osiągnąć, to solidna, przyjemna i optymistyczna... ,,więź''.

To oni tak na serio z tym? Stanęłam w obronie Komaedy, ale nie twierdzę, że wierzę w te rzeczy.

- Więc... Co? - Uśmiechnęłam się mimowolnie pod nosem.

Nagito wyglądał tak strasznie zdezorientowany, że po prostu nie mogłam się powstrzymać. Szturchnęłam go lekko, żeby doszedł do siebie.

Gdy na mnie spojrzał uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Togami tymczasem kontynuował niewzruszony:

- To, czego potrzebujemy natychmiast to zdyscyplinowane przywództwo, dostarczone przez niewątpliwego lidera!

- Rozumiem... Nawet ekipy sportowe potrzebują kapitanów, przecież... - Nidai zauważył, na swój własny sposób, podobieństwo.

- Ciesz się. Zgadzam się na tę pozycję.

- Huh?

- A teraz zakończmy ten wstęp i przejdźmy do głównego pytania.

Czy on właśnie sam siebie mianował liderem?

- Czekaj chwilę! - wtrąciła się Koizumi.

- O co chodzi?

-C-Co właśnie powiedziałeś? Nie dbam o to, w jaki sposób to usprawiedliwiasz! Decydujesz o byciu liderem na własną rękę, dlaczego to masz być ty?!

- Kto bardziej pasuje do przewodzenia wami niż ja? Jestem Superlicealnym Dziedzicem, głową rodziny Togami, przeznaczony do stania ponad resztą.

-P-Poważnie! Mówię ci, że twoja postawa jest zbyt dynamiczna!

- Koizumi-san, proszę poczekaj - wtrącił się Komaeda. - Masz rację, że Togami-kun może być trochę zbyt dynamiczny, ale biorąc pod uwagę naszą obecną sytuację... Uważam, że obowiązkiem lidera, w okolicznościach takich jak ta, jest być stanowczym w pewnym stopniu...

Może i racja, ale nie usprawiedliwia to wielkiego ega pana Puszystego.

- To może być prawda, ale... Jeśli po prostu potrzebujemy kogoś, kto może prowadzić ludzi, to nawet Sonia-chan...

- To nie jest dobry pomysł. Moja rola ogranicza się tylko do bycia dekoracją - przerwała jej Sonia ze sztucznym uśmiechem.

Serio? Tylko takie są propozycję osób, które mogłyby przewodzić?

- Cóż... musi mieć cechy lidera, który mógłby przyjąć tę rolę w takich okolicznościach - odparł, nie tracący ducha, Nagito.

Mnie już powoli od tego wszystkiego zaczynała boleć głowa.

- Jeśli każdy czuję się z tym w porządku, to ja też - wymruczała zrezygnowana Mahiru.

- W takim razie zgaduję, że podjęliśmy ostateczną decyzję... Nie martwcie się, jak długo jestem liderem, nie pozwolę nikomu stać się ofiarą. Poprowadzę was wszystkich! Obiecuję.

Czy ktoś może mi wyjaśnić, jak do tego doszło?

- Kyaaaa! Taki niezawodny! - zakrzyknęła wesoło Mioda.

Nie podzielałam tej radości. Sama takiego stanowiska bym nie wzięła, ale niech Togami się nie zdziwi, jeśli to on zostanie pierwszą ofiarą.

- A teraz przejdźmy do tematu, który jest pod ręką. Mam wam wszystkim coś do pokazania - prychnął z typową dla siebie pewnością Togami.

- Co niby? - spytałam od niechcenia, krzyżując ramiona na piersi.

- To na Jabberwock Park w centralnej wyspie. Chodź za mną! - odpowiedział dosadnie, odwracając się i wychodząc z restauracji, tupiąc przy tym głośno po drodze.

-T-Tak jak myślałem... On faktycznie jest stanowczy - mruknął pod nosem Hinata.

Stanowczy to za mało powiedziane.

- Gez... Możliwe, że popełniliśmy błąd wybierając go na przywódce - westchnęła ze zrezygnowaniem Mahiru.

Każdy bąkał podobne skargi, ale jakoś wszyscy wyszli za Byakuyą z pomieszczenia. Chociaż nie do końca...

Tanaka i Akane zostali wyraźnie z tyłu. Spojrzałam na tego pierwszego, który zakrzyknął:

- Moi Czterej Ponurzy Bogowie Zniszczenie! Zaryzykujmy zwiedzanie tego końca świata... do Jabberwock Park!

Jemu na pewno brakuje piątej klepki.

Pokręciłam głową i podeszłam do dziewczyny. Nie tyle dlatego, że chciałam z nią porozmawiać, a po prostu byłam najzwyczajniej w świecie ciekawa jej powodu zwlekania.

- Nie zwracaj na mnie uwagi, tylko idź... Dogonię cię niedługo! - odparła niewyraźnie z pełną buzią.

- Nie wyglądasz na przekonywującą, szczególnie z takim wyrazem twarzy - uniosłam prowokacyjnie jedną z brew.

- Nic nie mogę na to poradzić. Kiedy jestem głodna, tracę większość mojej energii. Tak więc... lepiej się pośpieszyć - po wypowiedzeniu tych słów, Akane zjadła całą stertę jedzenia, jaką miała na talerzu, jednym tchem. - Om-nom-nom! Ach, to było świetne!

Zjadła to tak szybko, że wątpiłam, żeby w ogóle poczuła smak tego, co miała w ustach.

- Ugh! - jęknęła nagle.

- Co się stało? Zadławiłaś się?

Wcale bym się nie zdziwiła.

- Bzdury... Teraz jak zjadłam trochę, jestem jeszcze bardziej głodna.

Zamilkłam, zszokowana przez chwilę.

Po chwili brunetka dodała:

- Pff, lepiej, żeby Togami dokończył tę rozmowę szybko, bo jak skończy, to będę jeść tyle, ile tylko dam radę! - rzuciła Owari na odchodnym, po czym zostałam sama.

Chyba też powinnam już iść.

Odetchnęłam ciężko, a następnie zeszłam po schodach do hotelowego lobby. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Mahiru oraz Sonię. Nie miałam ochoty ich zaczepiać, więc postanowiłam iść dalej, ale gdy tylko blondynka mnie zauważyła...

- Nie mów mi, że ty też?! - krzyknęła spanikowana na mój widok.

- Huh? Co ja też? O czym ty mówisz?

- Och... Koizumi-san poprosiła mnie o przejęcie pozycji przywódcy - odpowiedziała, z dobrze mi znanym, sztucznym uśmieszkiem.

- Tak więc, Togami jest zbyt obcesowy, żeby nas prowadzić. Proszę, Sonia-chan, przemyśl to jeszcze raz. Nie sądzisz, że powinnaś chociażby spróbować? - nalegała dalej rudowłosa.

Chyba nie może zaakceptować Togami'ego. W sumie ja też nie, ale czy jest lepszy wybór?

- Jestem pewna, że nie nadaję się do tej roli. Ponadto, choć Togami-san jest stanowczy, wierzę, że ma cechy, aby być skutecznym liderem - ucięła krótko Sonia.

- Ech? Naprawdę? - zdziwiła się fotografka.

- Nie pamiętasz, co powiedział o przeznaczeniu, aby stać ponad wszystkimi innymi? On naprawdę stara się wypełnić te oczekiwania siłą woli. Jego imponująca postura i warunki fizyczne są świadectwem jego pragnienie bycia Superlicealnym Dziedzicem. To... jest naprawdę wiele.

- Sądzę, że to tylko jeden ze sposobów patrzenia na to... - mruknęłam, nie podzielając zdania dziewczyny.

- Gdy przedstawiasz to w ten sposób, Sonia-chan... to brzmi dość rozsądnie - Mahiru rozważała powoli usłyszane słowa. - Okej, rozumiem! Przepraszam, że byłam tak natrętna, Sonia-chan.

- Nie, to jest po prostu... kwestia królewskiej dyskrecji!

Co ja tu wciąż robię?

Skinęłam głową i nie pytając o nic wyszłam z budynku.

Na zewnątrz panowała równie duszna atmosfera co wczoraj. Przetarłam dłonią oczy, po czym już nie zwlekając, ruszyłam dalej przed siebie. Ominęłam basen, leżaki oraz parasole, docierając do domków. Wtem dostrzegłam Sodę.

Zmarszczyłam brwi.

- Co ty tutaj robisz? Powinieneś się pośpieszyć i pójść do parku.

Bo znowu będą cię szukać, a nie mam ochoty na ciebie czekać.

Dodałam w myślach.

- GYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH?! - krzyknął rozdzierająco, że aż uszy krwawiły.

- Whoa! - Odskoczyłam, zaskoczona jego reakcją.

Czyżbym miała deja vu?

- Saito! Ile razy masz jeszcze zamiar mnie przestraszyć?!

- Zapewne nieokreśloną ilość - westchnęłam, unosząc oczy w stronę nieba. - W każdym razie, powinieneś śpieszyć się do parku.

- Cicho bądź... Wracam do mojego pokoju - jęczał ze szklanymi oczami. - Poważnie, to wszystko jest po prostu jednym wielkim kłopotem. Argh! Cholera! Serio, jeśli jesteśmy w tropikalnym raju, dlaczego wtedy znaleźliśmy się w takiej sytuacji?! To nie ma racji! Czy wakacje nie powinny polegać na leniuchowaniu i sączenie drinków kokosowych?!

Zbytnio go ponosi.

- Uspokój się. Wyżywanie się na mnie nic nie zmieni, nie sądzisz?

- Zdecydowałem, Saito! Lepiej przyjdź ze mną na plażę później!

- Huh?

- Dla kokosów, cholera! Widziałem kilka dużych te, które spadły na brzeg! Nie wymyśliłem jeszcze jak je otworzyć, ale kiedy to zrobię, będziemy mieli trochę tego soku kokosowego!

On tak na serio?

- Nie dasz rady ręcznie otworzyć żadnego. Po prostu pójdź później do supermarketu, a na pewno znajdziesz tam sok, jaki tylko chcesz - mruknęłam zrezygnowana.

- Hmpf! Ty po prostu nie rozumiesz! Dobrze, niech będzie! Nigdy więcej nie poproszę cię o pomoc!

Lepiej dla mnie.

Poszedł sobie, nie odwracając się ani razu.

Oby tylko dotarł do tego parku, bo, póki co, same z nim kłopoty.

Ruszyłam w kierunku drewnianej bramy i przeszłam przez nią. Rozejrzałam się po wszystkich stronach, jakbym chciała przejść na drugą stronę autostrady, po czym skręciłam w lewo.

Słońce grzało tak strasznie, że marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się z powrotem w jakimś pomieszczeniu.

Przyśpieszyłam kroku.

Minęłam zagrodę, za którą stała stodoła. Domyśliłam się, że to właśnie musiało być to ranczo, o którym wspomniała raz Hiyoko. Cieszyłam się, że wcześniej tam nie poszłam z Komaedą, bo pewnie byśmy się spotkały, a ta dziewczyna zdecydowanie nie przypadła mi do gustu.

Zobaczyłam jeden z wielu mostów i przeszłam przez niego na centralną wyspę. Tym razem udałam się w prawo. Nagle zobaczyłam żelazną bramę, przy której stał mechaniczny stwór podobny do lwa.

Zwolniłam kroku, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Czerwone ślepia wpatrywały się we mnie bez cienia emocji. Minęłam stwora, który odprowadzał mnie wzorkiem.

Zatrzymałam się na rozwidleniu dróg. Nie wiedziałabym, gdzie się udać, gdyby nie drewniana tabliczka z napisem: ,,Jabberwock Park''.

Udałam się ścieżką, na którą wskazywała.

Z każdym kolejnym krokiem mój niepokój stawał się coraz większy. Uspokajałam samą siebie myślą, że gdyby chodziło coś bardzo złego, Togami nie zwlekałby z opowiedzeniem nam o tym, ale przecież go nie znałam, więc nie mogłam mieć co do tego całkowitej pewności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz