sobota, 29 grudnia 2018

Rozdział 22 ~ Wieczorne spotkanie










Nie śpieszyłam się jakoś szczególnie, więc nie zdziwiło mnie, że kilka osób zdążyło dotrzeć przede mną. Bardziej zaskoczył mnie ogromny telewizor, jak w jakimś kinie, który stał niedaleko bomby.

- Yahoo! Przyszłam tutaj pierwsza! Całe to curry jest moje! - zawołała radośnie Akane, a na jej policzkach pojawiły się ledwo zauważalne rumieńce.

Czyli jednak kogoś gadka o jedzeniu przekonała...

- Zastanawiam się, jaki rodzaj curry to będzie! - zawtórowała brunetce Sonia, z takim samym entuzjazmem.

- Ty też?! - zdziwił się Hinata, który dotarł niedługo przede mną; widziałam z daleka jak szedł.

- Jaki jest naukowy termin tego, gdy ktoś głodny usłyszy słowo ,,curry''? - zapytała zupełnie od czapy Ibuki.

Zachowują się tak samo jak zawsze.

Prychnęłam z rozbawieniem, kręcąc przy tym niezauważalnie głową.

- Jesteście cholernie głupi... - skwitował ich zachowanie Kuzuryuu. - Nie będę się przejmował czymś tak idiotycznym, ale gdzie, do diabła, jest Monokuma?! Wyjdźże w końcu!

- Dziękuję, że poczekaliście! - Jak na zawołanie pojawił się niedźwiedź.

Przy okazji i reszta osób do nas dołączyła. Byliśmy w całkowitym komplecie. Brakowało tylko Komaedy, ale on nie miał jak przyjść... Miałam nadzieję, że Monokuma nie będzie nas długo przetrzymywać.

- Oi, Monokuma! Byłam tutaj pierwsza, co oznacza, że jesteś mi winien curry! - przypomniała mu Akane, strzelając kłykciami jako niewymówioną groźbę.

- Spokojnie, spokojnie! Odpowiednio uraczę cię swoim Specjalnym Curry Monokumy, tak jak obiecałem.

- Pff, taką ma nazwę? Curry Monokumy? Z czym jest? Z filcem? - prychnęłam, próbując ukryć chęć zaśmiania się.

- To bardzo smaczne curry wykonane z nieznanego mięsa, zwiędłych warzyw i tajemniczej marki ryżu! - odpowiedział niezrażony.

- Nie potrafię sobie wyobrazić, aby było to dobre... na podstawie takich składników - wtrąciła Mahiru.

- Ja nie potrafię sobie wyobrazić, aby cokolwiek w wykonaniu Monokumy było dobre - dodałam z przekąsem, celowo unikając zetknięcia się wzrokiem z maskotką.

- Bez obaw! Trzeba mieć specjalne umiejętności, aby zrobić paskudne curry! - pocieszyła nas z powagą Mioda.

Nie wątpiłam, by Monokuma takich zdolności nie posiadał. W końcu niejednokrotnie byliśmy świadkami sytuacji, w których robił o wiele bardziej absurdalne rzeczy.

- Monokuma... Niech będzie, że wysłuchamy twojej sprawy, jednakże, powinieneś wiedzieć, że ja, Najwyższy Suweren, mam w zapasie bardzo mało czasu, rozumiesz? Jeśli to jest coś głupiego, wiedz, że nakarmię twoimi pozostałościami te bestie! - zagroził niedźwiedziowi Tanaka, pokazując swoje ,,bestie'' w postaci czterech chomików.

- Och? Jeszcze nie zauważyłeś? - Niezrażony Monokuma przechylił niewinnie nieco głowę na bok. - Powód, dla którego was wezwałem... Wystarczy, że trochę dokładniej się rozejrzycie po parku.

- Chodzi ci o ten ogromny telewizor i maszynę, która... Wygląda, jakby można było na niej grać. - Chociaż początkowo nie byłam pewna, co do stu procentowej pewności swojego stwierdzenia, gdy tylko podeszłam bliżej, zrozumiałam, że trafiłam w dziesiątkę.

Dobrze znane mi urządzenie, z dwoma drążkami i kilkoma przyciskami, jakby tylko oczekiwało na gracza, który podejmie się wyzwania zagrania w grę...

...Twilight Syndrome?

- Upupupu! Zgadłaś! Chciaaaaałbym więc rozpocząć długo oczekiwany Czas Rekreacji!

- Nie mów mi, że zamierzasz kazać nam zagrać w tę grę... - mruknął z niechęcią Hinata.

- Co to w ogóle jest za gra? - wtrąciłam. Szczerze wątpiłam, aby poczynania czy decyzje Monokumy, nie miały jakiegokolwiek znaczenia. Zwłaszcza, gdy dotyczyło to tak prozaicznych i zwyczajnych rzeczy, jak granie w gry.

- Och, toż to prawdziwy klejnot. W końcu to gra, którą osobiście stworzyłem! - odpowiedział dumnym z siebie niedźwiedź.

- Zatem to nie jest coś, w co chciałabym zagrać - odparła z wymuszonym uśmiechem Sonia.

- Nie, nie. Nie myśl sobie, że to jakaś amatorska gra. To jedna z tych słynnych gier, na które wszyscy czekają! Przedstawię wam ją! - zawołał z entuzjazmem Monokuma, znikając na moment, a następnie pojawiając się tuż przed ekranem wielkiego telewizora.

Choć powinnam się chociaż trochę ucieszyć wizją zagrania w jakąś grę, nie potrafiłam się zdobyć na coś takiego. Szczególnie gdy przypominałam sobie, że produkcja jest dziełem psychodelicznej maskotki z obsesją na punkcie rozpaczy. To w każdym aspekcie zapowiadało się na katastrofę.

- Tadaaaa! Ta gra nazywa się Twilight Syndrome Murder Case! - zapowiedział podniosłym głosem niedźwiedź.

- Co to ma być? Brzmi taaaak lamersko! - mruknęła z rozczarowaniem Hiyoko. - Chcę grać w gry na temat profesorów rozwiązujących zagadki albo zbierać urocze potwory.

- Nie wygaduj takich głupich rzeczy! - zganił ją zirytowany Monokuma.

- Twilight Syndrome jest serią gier przygodowych - odparłam pewnie, choć częściowo zamyślona. Ta nazwa wywołała u mnie nieopisaną reakcje. Jakby uruchomiła automatycznie w mojej głowie pewne uziemione bądź wyłączone trybiki, które cały czas ze mną były, ale odmawiały ujawnienia się. Czułam się częściowo jak jakiś robot, gdy wymawiałam kolejne słowa. - Pierwsza część została wydana w 1996 roku. Chodzi o grupę dziewcząt szkoły średniej, które chcą sprawdzić, ile jest prawdy w licznych miejskich legendach... Gracz steruje i w pełni kontroluje bohatera.

- Nie interesują mnie tak słabe rzeczy jak gry! Nawet nie wiem, kto może interesować się tak starą grą! - mruknął z lekceważeniem Nidai.

- Z twoją twarzą... Uważam, że trudno w to uwierzyć - wyraziła swoje zdanie Mahiru, z wyraźnym zakłopotaniem.

- Ale czy gry przygodowe nie są nudne? - Hiyoko przybrała niezadowolony wyraz twarzy, który, jak zauważyłam, bardzo do niej pasował.

- Nie obrażaj gier przygodowych. Poza tym jest wiele powodów, dla których robi się tylko jedną część. Na przykład... z przyczyn budżetowych! - Monokuma wciąż niezachwianie bronił swojego pomysłu i dzieła.

Zadrżałam mimowolnie, czując jakiś dziwny napór wewnątrz głowy. Dobrze znałam ten specyficzny rodzaj bólu. Towarzyszył mi zawsze, gdy przypominałam sobie o wydarzeniach związanych z przeszłością lub gdy się na niej skupiałam.

- Ja... Ja byłam wielką fanką tej serii. Nie wiem czemu, ale czuję, że całkowicie ją zepsułeś.

- Czy nie powinnaś splamić twarzy łzami wdzięczności? Zwróciłem uwagę na ten zaniedbany tytuł! - mruknął złowrogo Monokuma, eksponując przede mną swoje niewielkie, acz bez wątpienia ostre, pazury.

- A co z celem tej gry? - wtrącił Hinata. - Chodzi mi o to, że na pewno nie mówisz nam, abyśmy w nią zagrali, żeby się z tego cieszyć, prawda?

- Upupupu! Jakiś ty spostrzegawczy! - zaśmiał się niedźwiedź, po czym atmosfera wokół nas stała się niesamowicie nieprzyjemna i ciężka. Dreszcze przebiegły mi po plecach na widok jego samozadowolenia. Domyślałam się, że chodziło o zachęcenie nas do kolejnego zabójstwa. W końcu tytuł gry mówił sam za siebie, choć jeszcze nie potrafiłam rozszyfrować, jak gra mogłaby nas pokierować ku morderstwu. Bez wątpienia Monokuma miał to nam zaraz objaśnić. - Zgadza się! Ta gra będzie waszym kolejnym motywem! Motywem, którego potrzebujecie, aby kogoś zabić! Przecież zacznę się nudzić, jeżeli następne show nie pojawi się wkrótce!

- Ta gra ma być naszym motywem? - spytałam z zaciekawieniem, chcąc poznać odpowiedź na najbardziej nurtujące mnie w tym momencie pytanie.

- W gruncie rzeczy, tematem tej gry jest brakujące skojarzenie. Wiesz, to wciąż powracający temat tajemnic, prawda? To trochę jak ukryte powiązanie - odpowiedział niejasno.

-C-Co to ma znaczyć? - wydukała cicho Tsumiki.

- Jeśli jesteście tym zainteresowani... spróbujcie w to zagrać! - odpowiedział pewnie Monokuma.

-W-W porządku - jęknęła przerażona Mikan.

- Czekaj! Nie możesz! Musisz powiedzieć nie! To pułapka! - wtrąciła Mahiru, surowym głosem, zanim pielęgniarka zdążyła chociażby ruszyć się na krok.

- Oi, jeżeli to jest motyw, czy nie będzie dobrze, jeśli po prostu w to nie zagramy? - podsunął Soda.

- Gahaha! Dokładnie! Jesteś niezłym geniuszem! - zapiał pełną piersią Nidai, co mimowolnie wywołało u mnie grymas niezadowolenia.

Pomijając kwestię, że on i Soda myśleli o najprostszych rozwiązaniach, które z zetknięciu z Monokumą nigdy nie przechodziły.

Zaraz nam zagrozi albo nazwie od niewdzięczników. Bądź i jedno, i drugie...

- Rozumiem. To nigdy nie przyszło mi do głowy... ale czy na pewno chcecie to zrobić? - zapytał niewinnie niedźwiedź. - Poznanie motywu oznacza, że będziecie przygotowani. Ludzie, którzy są przygotowani... a ludzie, którzy nie są... Nie muszę wam chyba mówić, kto jest silny, a kto słaby, prawda?

- Co masz na myśli? - spytała zimno Mahiru.

- Na przykład... - przedłużył w wymowie niektóre litery dla własnego kaprysu - Jeśli ktoś potajemnie zagra w tę grę, to ta osoba może przyjść i cię zabić. W takim wypadku... to naprawdę śmiertelne!

- Rozumiem, że chcesz się popisać swoimi piekielnie dobrymi zdolnościami manipulacyjnymi, ale przejdź do rzeczy - mruknęłam sarkastycznie, powoli zaczynając się niecierpliwić.

- Wszyscy jesteście dla siebie wrogami. Czy to dobrze, że twój wróg ma przewagę? Jeśli masz zamiar to po prostu zignorować, rób więc jak chcesz, choć jesteś w pełni poinformowany o sytuacji. Pa, paaa! - Jak zwykle Monokuma wyjaśnił tyle co nic, po czym zniknął.

-O-Oi, co powinniśmy zrobić? - zapytał ze strachem Soda.

-J-Jeśli mnie pytasz... Nie mam pojęcia, co robić - wyznała Mahiru, wyglądając na naprawdę rozbitą wewnętrznie. Chciałam ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, aby podnieść ją na duchu.

- W każdym razie, byłoby to niebezpieczne, gdybyśmy zabrali się za tę grę nierozważnie. Jeszcze opacznie to zrozumiemy - dodała Peko, nie zdradzając w swoim głosie ani postawie choćby cienia niepewności czy strachu.

-M-Masz rację. Może lepiej, jeśli poczekamy i zobaczymy, jak to się dalej potoczy - zgodziła się z nią Sonia.

- A co gdyby ktoś potajemnie zagrał w tę grę, kiedy my będziemy czekać? - wtrąciła Hiyoko całkiem słusznie. W końcu każdego z nas w jakimś stopniu rozpierała ciekawość, więc skąd pewność, że ktoś by jej nie uległ? - Ktokolwiek to by był, zyskałby motyw, aby zostać łowcą, a my skończymy jako ofiary.

-T-To niedorzeczny sposób myślenia o tym! - zganił ją Hajime, ale przez swoje zająknięcie stracił na autorytecie.

- Ale ona ma rację - poparł Hiyoko Kuzuryuu. - Heh... To twoja strata, jeśli skończysz martwy. Wystarczy tylko zabić, aby wygrać. A ja nie chcę skończyć jak Togami czy Hanamura - wypluł niemal te słowa, a następnie odwrócił się na pięcie i odszedł.

-A-Ale... To co Kuzuryuu powiedział miało trochę sens, prawda? - zgodziła się z nim Mikan.

- Ty też?! Co chcesz powiedzieć?! Czy naprawdę chcesz kogoś zabić?! - krzyknęła Akane, obrzucając Tsumiki niemiłymi oskarżeniami. Chociaż nie uważałam, aby ktokolwiek na coś takiego zasługiwał, poczułam lekkie ukłucie dziwnej sprawiedliwości. W końcu chociaż raz nie tylko ja byłam traktowana w taki sposób.

- To nie tak... Chodziło mi o to, że jak możesz czuć się bezpiecznie, skoro nie znasz motywu?!

- To... To może być prawda, ale... - zaczęła Koizumi, jednak nie wyglądała, jakby chciała dokończyć swoją myśl. Może przeraziła się tego, co sobie wyobraziła?

- Ale to nie ma znaczenia - dokończyłam za nią z determinacją. - Motywacja czy inna bzdura, to nie ma znaczenia. Wystarczy, że będziemy bardziej uważniejsi i ostrożniejsi, aby przypilnować, by nikt więcej nie zginął - gdy tylko skończyłam wymawiać te słowa, dobrze znany dźwięk, zwiastujący kolejne upierdliwie obwieszczenie Monokumy, rozległ się głośno.

Wszyscy spojrzeliśmy w stronę najbliższego ekranu.

- Ahem! Szkolny Komitet Wychowawczy Akademii Szczytu Nadziei ogłasza, że... Jest teraz 22:00. Proszę wrócić do swoich pokoi i odpocząć. Niech szum oceanu delikatnie ukołysze was do snu. No więc, słodkich snów. Dobranooooc.

- To już ten czas... Lepiej zróbmy sobie przerwę - po krótkiej ciszy, jaka między nami zapadła, to Nidai odezwał się pierwszy.

- Postaram się nad tym zastanowić dziś wieczorem. To właściwa rzecz dla mnie do zrobienia. Choć niezależnie od tego... nigdy nikogo nie zabiję. To niemożliwe - odparła Mahiru. Wyglądała jakby chciała o tym przekonać głównie siebie aniżeli nas.

-J-Ja też... To definitywnie niemożliwe - dodała Tsumiki.

- Powinniśmy położyć się już spać. Do zobaczenia jutro - odburknął Soda, który zabrzmiał jakby mu było wszystko jedno.

Każdy zaczął podążać w stronę hotelu Mirai, aby udać się do swojego domku. Nie musiałam znać ich historii życiowych, aby zauważyć na ich twarzach wyraźne oznaki niepokoju. Byli nimi wręcz obarczeni, czemu ani trochę się nie dziwiłam.

Wahałam się przez moment nad własną decyzją, która nieco odbiegała tematem od zmartwień reszty. Wciąż na sumieniu ciążył mi Komaeda. Zwłaszcza, że nie przyniosłam mu obiecanego jedzenia. Wątpiłam, abym o tej porze cokolwiek jadalnego znalazła, pomijając oczywiście fakt, że przemieszczenie się w nocy po wyspie było przez Monokume zabronione. Co prawda jego zakazy mało mnie interesowały, ale - chcąc nie chcąc - musiałam je mieć na uwadze. Poza tym postąpiłabym nierozważnie i idiotycznie, gdybym naumyślnie naraziła się na niebezpieczeństwo. A choć z wieloma sprawami i kwestiami nie zgadzałam się z Kuzuryuu, jedno nas łączyło - ja również nie chciałam umierać.

Skierowałam się zatem w tę samą stronę, w jaką chwile temu poszła cała reszta. Dopiero gdy uświadomiłam sobie, że przestał mnie gonić czas, i że podążałam drogą ku odpoczynkowi, nagle jakby z nieba zstąpiło na mnie przemożne zmęczenie. Nieco nieprzytomnie sięgnęłam do kieszeni, aby upewnić się, że opakowanie z tabletkami nasennymi wciąż w niej tkwi. Westchnęłam ciężko, nie mogąc się doczekać wejścia do łóżka i zakopania się w wygodnej pierzynie.



* * *



Chociaż swojego pokoju nie darzyłam żadną sympatią, to niezmiernie się ucieszyłam, kiedy wreszcie się w nim znalazłam, mimo że nie mogłam przestać myśleć o motywie zawartym w grze, który miał na celu popchnięcie nas ku morderstwu.

Najprostszym rozwiązaniem byłoby zignorować tę grę i nie dać się nabrać na słowne gierki Monokumy, ale nad wyraz zdawałam sobie sprawę, że to nie jest takie proste i równocześnie oczywiste dla wszystkich.

Tak jak Mahiru mi dzisiaj powiedziała, że strach pcha ludzi do różnych rzeczy, podobnie również działała ciekawość. Szczególnie gdy się jest tak piekielnie ciekawską osobą jak ja, wtedy ma się kompletnie przekichane. A fakt, że od nie wiadomo kiedy grałam w jakąkolwiek grę, też nie działał pocieszająco. Całe szczęście, że potrafiłam panować nad swoimi słabościami, bo inaczej (wychodząc z parku jako ostatnia) nie powstrzymałabym się przed pokusą zagrania.

Potarłam dłonią zmęczone oczy, które aż błagały o chwile odpoczynku. Wygrzebawszy z kieszeni opakowanie tabletek nasennych i połykając jedną, przebrałam się w coś luźniejszego, a następnie położyłam do łóżka, licząc na to, że chociaż tym razem zaznam w pełni spokojnego snu. Potrzebowałam się zregenerować. W końcu na końcówce własnych baterii nie mogłam zbyt długo i daleko pociągnąć.



* * *



Tararara.

Czerwona kurtyna rozsunęła się ukazując Monokume nad dużym, neonowym napisem: ,,MONOKUMA TEATR''. Siedziałam wśród widowni, całkowicie pogrążonej w ciemności, a mimo to bez problemu widziałam czarno-białe niedźwiedzie, które mnie otaczały. Panorama nocnego nieba migotała gdzieś w tle, a samą maskotkę oświetlały trzy różne kolory światła: fioletowy, niebieski i czerwony.

- Nie wiesz, jak trudno jest odnieść sukces. Jestem tak zazdrosny o ludzi, którzy nie odnoszą sukcesu i nie mają niczego. Największą przeszkodą w wyznaczaniu nowych celów są zdecydowanie przeszłe sukcesy. One zawsze mnie trzymają, cały czas. Jestem tak zazdrosny o ludzi, którzy nic nie mają. Ludzie, którzy nie mają żadnych oczekiwań, są szczęśliwi. Mogą robić wszystko, czego chcą, nie martwiąc się o nic. Człowiek, odnosi sukces! - zakończył Monokuma, a szkarłatna kurtyna ukryła jego postać.

Nastała kompletna ciemność. Tylko dźwięk wesołej muzyki rozbrzmiewał niezmiennie w kółko.



* * *



Ding dong, bing bong.

- Ehm, Komitet Szkolny Akademii Szczytu Nadziei ogłasza... ranek. Dzień dobry wszystkim! Wygląda na to, że dzisiaj będzie idealny tropikalny dzień. A teraz pokażmy jakiś entuzjazm i upewnijmy się, że damy z siebie wszystko już dziś!

- A niech cię diabli - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wgapiając się bezinteresownie w sufit.

Przetarłam dłońmi twarz, ciężko przy tym wzdychając. Nie mogłam uwierzyć, że wzięcie tabletki na sen nie otumaniło mnie i nie pozwoliło spokojnie spać. Zamiast tego powrócił koszmar z Monokumą w roli głównej, wyraźniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Może jedna dawka to za mało?

Przemknęło mi przez myśl.

Uznałam jednak, że lepiej będzie zapytać Tsumiki o zdanie. Skoro poleciła mi te tabletki, powinna znać ilość ich zażywania. Ale był to cel do zrealizowania dopiero przy okazji. Musiałam koniecznie pójść do restauracji, zjeść śniadanie i zanieść również coś do jedzenia Nagito. Miałam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie lepiej wyjdzie niż wczorajsze.

Zanim zdecydowałam się opuścić swój pokój, poszłam najpierw do łazienki, aby wykonać wszystkie poranne czynności najszybciej jak tylko potrafiłam. Potem się przebrałam i, z nie najgorszym humorem, wyszłam z domku.

Ledwo pojawiłam się na zewnątrz, a już przypadkowo na kogoś wpadłam. Jęknęłam mimowolnie; nie tyle z bólu, co z zaskoczenia. Nie zdążyłam zauważyć, kto podobnie jak ja nie patrzył przed siebie, ale byłam zdecydowana darować tej osobie ten niespodziewany wypadek. Jednakże, gdy tylko podniosłam głowę, wątpiłam, aby ten ktoś miał podobne skłonności.

- Hm? - Kuzuryuu potrzebował chwili, by zrozumieć z kim się zderzył. - Tch, co za pech, że musiałem zobaczyć twoją twarz już z samego rana. Słuchaj, nie chcę w ogóle z tobą rozmawiać. W tej chwili jestem w naprawdę złym humorze.

Odruchowo chciałam mu odpowiedzieć tak samo obcesowo jak on, ale powstrzymałam się przed tym. W gruncie rzeczy dla własnego dobra.

- Nie idziesz teraz do restauracji, prawda? To w przeciwną stronę... Czyżbyś planował pójść gdzieś indziej?

- Powiedziałem ci przecież, że nie chcę z tobą rozmawiać. Po prostu wracam do swojego pokoju. Zostaw mnie w spokoju.

- Wracasz do swojego pokoju... A więc skąd wracasz? - złapałam go za słówko. Zdawałam sobie świetnie sprawę, że igrałam w zasadzie z ogniem, gdyż Kuzuryuu nie należał do osób ani szczególnie otwartych, ani uprzejmych. Taka nieposkromiona ciekawość z mojej strony mogła mi tylko napytać biedy.

- Oi, czy nie powiedziałem ci, że nie chcę z tobą rozmawiać?! - powtórzył po raz kolejny, ale tym razem gwałtowniej i groźniej.

- Chodzi o grę? - zapytałam. Jego wybuch wcale mnie nie ruszył. W końcu widziałam jego wahania nastrojowe więcej niżbym chciała.

-C-Co masz na myśli?

- Więc to prawda... Co masz w swojej ręce? Czy to koperta? - Skinęłam głową w stronę trzymanej przez chłopaka pomarańczowej koperty.

-Z-Zamknij się! Co sprawia, że myślisz, że masz prawo mnie przesłuchiwać?!

- Wcale cię nie przesłuchuje. Pytam tylko...

- Masz mi za złe, że działam sam bez konsultacji z tobą?! Czy jest w tym coś nie tak, huh?! Zamierzasz związać mnie jak Komaede?!

- Co? Ja nie...

- Nie odzywaj się do mnie po raz kolejny! Jeżeli to zrobisz, to przysięgam, że cię kurwa zabije! - przerwał mi znowu, po czym nie odezwał się więcej, i odszedł.

Musiałam głęboko odetchnąć, aby pozbyć się nagromadzonych przez dezorientacje i złość niewypowiedzianych słów.

Zachował się zupełnie jak ja. Powiedział co chciał i poszedł sobie, nawet nie dając mi możliwości na wytłumaczenie się.

Było to pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy po rozmowie z Kuzuryuu. Dzięki temu jeszcze lepiej zrozumiałam błąd we własnym postępowaniu, co dodatkowo mnie zmotywowało do zmiany nastawienia.

Co nie zmieniało faktu, że Fuyuhiko wyglądał na niebezpieczniejszą osobę ode mnie. W końcu prawie każdemu groził śmiercią. Nie brałam jego gróźb ani trochę na poważnie, ale im częściej je powtarzał... Stawało się to coraz bardziej niepokojące.

Oczywiście nie powinnam go tak naciskać. W normalnej sytuacji zignorowałabym to gdzie idzie, skąd i z czym lub kim, jednak teraz okazywanie ignorancji czy obojętności odnośnie tego, co się działo dookoła, mogło kosztować mnie bądź kogoś innego życie.

Co jeszcze zwróciło moją uwagę to słowa Kuzuryuu o tym, jak porównał brak wolności do Komaedy. Doskonale pamiętałam, że yakuza był jednym z tych osób, które wyrażały się pochlebnie na temat unieruchomienia Nagito. Czemu zatem teraz sprawiał wrażenie, jakby taki scenariusz mu się nie podobał? Czyżby naprawdę moje wczorajsze słowa dotarły do wszystkich?

Zrobiło mi się lżej na sercu. Niemniej wciąż powinnam trzymać gardę i działać ostrożniej, aby nie wpakować się w żadne kłopoty.

Bez żadnych więcej niespodzianek udało mi się dotrzeć spokojnie do hotelowej restauracji. Ogromnie się zdziwiłam, gdy w pomieszczeniu zauważyłam tylko Mahiru. Co prawda nikogo poza Kuzuryuu po drodze nie spotkałam ani nie zobaczyłam, ale dziwnie mi było chociaż raz przyjść szybciej od reszty.

- Idealne wyczucie czasu! - zawołała z radością Koizumi, gdy tylko mnie zobaczyła. - Przygotowałam właśnie tacę ze śniadaniem dla Komaedy, aby nie padł z głodu. Zastanawiam się, jak długo chcą to kontynuować?

- Na pewno wiecznie związany nie będzie... - odpowiedziałam wymijająco.

- Ta, też tak myślę, choć może lepiej by było, gdyby był związany na zawsze.

- Hm? Wydawało mi się, że jeszcze wczoraj miałaś inne zdanie.

- Właściwie... poszłam się zobaczyć z Komaedą wcześniej. Przyniosłam mu śniadanie, a potem... - zaczęła jakby zakłopotana, ale po chwili brzmiała na mocno zdenerwowaną. - Posłuchaj tego! On mnie naprawdę wkurza! Powiedział, że nie lubi ryżu, więc zamiast tego chce tosty! Czy on nie rozumie sytuacji, w jakiej się obecnie znajduje?! - Starałam się całą sobą, aby się nie zaśmiać, ale to było silniejsze ode mnie. - Oi, nie śmiej się, Saito-san! - zganiła mnie, ale to tylko sprawiło, że jeszcze głośniej zaczęłam się chichrać.

Próbowałam się uspokoić, ale nie potrafiłam powstrzymać tej niekontrolowanej reakcji. Aż brzuch zaczął mnie boleć!

-P-Prze... Przepraszam, Koizumi-san... - Zakryłam sobie dłonią usta, ale to niewiele dało. Wciąż drżałam pod wpływem mimowolnego napadu śmiechu.

- No wiesz! Chciałam cię w tym wyręczyć, ale widzę, że niepotrzebnie się trudziłam. Zostawiam to więc tobie! - wycedziła obrażona, wciskając mi w dłonie metalową tacę, na której był talerz z tostami, a następnie zdenerwowana wyszła z restauracji.

- Kurcze, a mogłam mieć to z głowy... - mruknęłam pod nosem. Nie kryłam przed samą sobą, że bardzo bym się ucieszyła, gdyby faktycznie ktoś wyręczył mnie w mojej obietnicy, ale skoro się nie udało...

Trochę mi szkoda, Mahiru. Chciała dobrze. Muszę ją za to później jeszcze raz przeprosić.

Westchnęłam cicho, po czym pośpiesznie zrobiłam sobie kanapkę, konsumując ją po drodze. Zatrzymałam się na moment, kiedy zauważyłam Koizumi z Hiyoko na platformach przy domkach. Zastanawiałam się, czy nie podejść do fotografki od razu, ale ta, jakby wyczuwając, że jest obserwowana, spojrzała w moją stronę. Gdy dostrzegła mnie z tacą w dłoniach, którą sama mi wepchnęła, uśmiechnęła się promiennie i pomachała mi na pożegnanie, ruszając z Saionji w kierunku bramy, trzymając się przy tym za ręce.

Chyba jednak obejdzie się bez przeprosin...

Zmrużyłam nieco gniewnie oczy, ponawiając marsz w stronę starego budynku.

- Rany, chciałbym chociaż raz wcześniej wstać. - Podskoczyłam, gdy nagle usłyszałam obok siebie czyiś głos. Prawie nie upuściłam niesionej przeze mnie tacy. - Och, co z tą tacą? Planujesz jeść gdzieś, gdzie jest ładny widok? Ale... O-Oi, nie mów mi, że...

- Idę zanieść Komaedzie śniadanie - weszłam mu w słowo, obawiając się, co też przyszło mu do głowy, gdy zaczynał robić taką dziwną minę.

O tym, że mnie wystraszył nie zamierzałam mu ani słowem wspominać. Jeszcze by się ucieszył, że nieświadomie się na mnie odegrał za straszenie go.

- Och, rozumiem! Przepraszam, że przeszkadzam ci w opiekowaniu się nim! - odparł dziwnie zadowolony, uśmiechając się szeroko. Z jakiegoś powodu nabrałam ochoty, aby zetrzeć mu z twarzy ten uśmieszek.

- Skoro naprawdę tak uważasz, to może chcesz pójść ze mną?

- Nah... Cóż, byłoby to trochę... niezręczne. Pozwolę ci się tym zająć, Saito! - zawołał na odchodnym, nim po prostu uciekł.

Prychnęłam tylko pod nosem widząc jego reakcje. W końcu to on i Nidai związali Nagito, więc nic dziwnego, że nie chciał się z nim widzieć. Jednak gdyby przyszedł moment, w którym mielibyśmy go uwolnić, to ta parka nie miałaby innego wyjścia jak się zjawić i odkręcić to, co zmajstrowali. Bo chyba Soda nie myślał, że naprawdę posiadałam umiejętności pozwalające mi rozerwać łańcuch? Gdybym potrafiła coś takiego, to już dawno załatwiłabym Monokume i jego Monobestie.

Ach, to byłoby piękne.

Pokręciłam posępnie głową, wyrzucając z myśli taką nierealną wizję. Przeszłam po drewnianych schodach, które cicho stęknęły, a następnie chwyciłam za klamkę, aby otworzyć drzwi o szczególnym zamiłowaniu do robienia hałasu.

Tym razem nie czułam się aż tak źle, znajdując się wewnątrz starego budynku. Co prawda daleko mi było do uznania, że jest mi w nim tak dobrze jak u siebie w domu, ale chociaż nie miałam już odruchu natychmiastowego opuszczenia tego miejsca.

Nawet nie dałam się wystraszyć Monomi po raz kolejny, nawet gdy ponownie wyskoczyła mi, dosłownie, przed twarzą.

- O, to ty, Aiko-chan! Co się stało, że wczoraj nie przyszłaś? - zapytała niewinnym głosem, w którym nawet odrobina zawodu czy oskarżenia się nie czaiła.

Chociaż Monomi była tylko maszyną, nie potrafiłam uwierzyć, aby naumyślnie czy pośrednio odpowiadała w pełni za nasz koszmar. Sprowadziła nas na tę wyspę, ale to nie ona pociągała za sznurki.

- Najpierw nie mogłam znaleźć żadnego jedzenia, a później zatrzymał mnie Monokuma ze swoimi głupimi pomysłami - odpowiedziałam uprzejmie. - Teraz, z lekką pomocą Koizumi, możemy przypilnować, by Komaeda nam z głodu nie umarł.

- To dobrze! Nie zatrzymuje cię więc dłużej. Tylko pamiętaj, by powiedzieć mu, aby powoli i dokładnie przeżuwał każdy kęs. To bardzo ważne!

O rany, Monomi!

- Tak, pewnie. Tak mu właśnie powiem - odpowiedziałam głosem, który jasno sugerował, że nie zamierzałam w żadnym stopniu tak sformułować swoich słów.

Zostawiłam Monomi, ruszając dalej samej. Dreszcze mimowolnie przeszły mi po plecach, kiedy stanęłam ponownie przed drzwiami do jadalni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz