sobota, 29 grudnia 2018

Rozdział 21 ~ Bez woli








Wściekła wyszłam na zewnątrz, pozwalając, aby negatywne uczucia i myśli wzięły nade mną górę. Przystanęłam dopiero wtedy, kiedy znalazłam się tuż przed starym budynkiem. Obejrzałam się za siebie, a następnie usiadłam na drewnianych schodach. Odetchnęłam głęboko, umieszczając w tym geście całe swoje zdenerwowanie, chcąc, by jak najszybciej mnie opuściło.

Wiedziałam, że przesadziłam. Wiedziałam, że powinnam ugryźć się w język. Wiedziałam, że popełniłam straszny błąd mówiąc takie rzeczy.

Nie chciałam nikogo z nich obrażać. Przeważnie doskonale nad sobą panowałam, a cierpliwość była jedną z moich największych zalet. Nie rozumiałam, dlaczego nagle mój sposób bycia się zmienił.

To przez tę wyspę? Monokume? Super licealistów? Nagito?

Schowałam twarz w dłoniach, marząc, aby znaleźć się jak najdalej od tego cholernego miejsca. Chciałam pamiętać więcej rzeczy o sobie.

Co z moimi rodzicami? Rodzeństwem? Psem?

Dobra, z tym ostatnim to przegięłam. Dobrze wiem, że nie mam psa.

Odetchnęłam głęboko jeszcze z kilka razy, uspokajając się niezwykle szybko w ten sposób. Odchyliłam się do tyłu, zadzierając głowę ku górze, spoglądając na nieskazitelnie błękitne niebo bez ani jednej chmury.

Mimo że cały czas źle się czułam będąc na wyspie, to jeszcze ani raz nie doznałam szczerej tęsknoty za... czymkolwiek i kimkolwiek. Zastanawiało i martwiło mnie to jednocześnie. Czyż nie każdy, kto posiadał miejsce, do którego mógł zawsze wracać, nie powinien odczuwać jego braku?

Prychnęłam z irytacją, kręcąc powoli głową, opuszczając ją w dół.

Przeklęta wyspa. Przeklęty Monokuma. Przeklęta Akademiia Szczytu Nadziei. Na co mi to było?

Westchnęłam po raz ostatni, podnosząc się i prostując. Nie chciałam zostać przyłapaną na użalaniu się nad sobą, a z hotelu w każdej chwili mógł ktoś wyjść.

Uniosłam nogę w górę, chcąc postawić stopę na drewnianym schodku, aż nagle zamarłam.

Po co przyszłam akurat tutaj?

Obejrzałam się za siebie patrząc na stary budynek. Miałam przeczucie, że to tam związano Nagito. W końcu, kto by chciał wejść do tego miejsca ponownie...

Nieprzyjemne dreszcze przeszły przez całe moje ciało, gdy tylko przypomniałam sobie widok Togami'ego, leżącego w kałuży własnej krwi tuż pod stołem. Zaraz potem obraz egzekucji Teruteru stanął mi przed oczami.

Wbiłam wzrok w drewniane drzwi, przygryzając do krwi dolną wargę, zastanawiając się, czy na pewno powinnam uwolnić Komaede.

Po tym co zrobił i powiedział, nikt nie jest mu przychylny, wręcz przeciwnie - albo się go boją, albo nienawidzą bądź oba jednocześnie.

Zacisnęłam dłonie w pięści, zła na samą siebie za to wahanie. Z jednej strony... nie byłam pewna, jakimi odczuciami sama go darzyłam. Wiedziałam tylko tyle, że przez niego robiłam nielogiczne rzeczy, których osobiście nie znosiłam.

Jak na przekór sobie, zaczęłam się zastanawiać czy nie odejść.

Może w ten sposób załagodziłabym sytuację z pozostałymi?

Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, mimowolnie poczułam obrzydzenie do samej siebie. Wykrzywiłam twarz w nieładnym grymasie, ganiąc taki tok rozumowania.

Nazwałaś ich idiotami za ich postępowanie, a teraz chcesz zniżyć się do tego samego poziomu? Miej trochę godności.

Kiwnęłam z determinacją głową, i chwyciłam za zimną klamkę, która zmroziła mi krew w żyłach. Nie mogłam pozbyć się obrazu zwłok Togami'ego sprzed oczu. Przełknęłam ciężko ślinę i zacisnęłam jeszcze mocniej dłoń, zmuszając się do wejścia do starego budynku. Zawiasy zatrzeszczały dokładnie tak samo jak za pierwszym razem - niewyobrażalnie głośno.

Wnętrze nic a nic się nie zmieniło, co tylko potęgowało moje nieprzyjemne wspomnienia odnośnie tego miejsca. Żadne słowa nie oddałyby w pełni terroru, jaki wszyscy przeżyliśmy podczas dochodzenia, jak i klasowego sądu i... tuż zaraz po nim.

Chciałam ruszyć przed siebie, gdy nagle coś przede mną wyskoczyło.

- Nie, nie, nie! Ten stary budynek jest w trakcie remontu! Nie możesz wejść do środka! - odparła z determinowaną miną Monomi.

Położyłam dłoń w miejscu, w którym miałam serce, przechodząc chwilowy zawał. Kiedy udało mi się zapanować nad tętnem, spojrzałam na maskotkę morderczo.

- Jeżeli nie można tutaj wchodzić, to dlaczego Komaeda jest w środku?

- Howawa! Ty też o tym wiesz, Aiko-chan?! - zawołała z przejęciem, machając z paniką łapkami.

- Och, najwyraźniej ty również, a mimo to nic z tym nie zrobiłaś - odparłam oschle, na co opadły jej uszy.

-C-Cóż... Nidai i Soda szczerze powiedzieli mi: ,,tylko na Monomi możemy polegać''. I... to prawda, że Komaeda-kun musi zastanowić się nad swoimi działaniami...

- Związany? Gdyby odbieranie komuś wolności rozwiązywałoby samoistnie jego problemy, to zamiast do psychologa wysyłano, by ludzi do więzienia. - Westchnęłam ciężko, pocierając dłonią kark i widząc, że Monomi nie wygląda na jeszcze do końca przekonaną. - Jeżeli umrze z głodu, to również będzie się liczyło jako morderstwo, prawda?

- U-Umrze?! Uwawawawawa!

- Pozwól mi wejść i z nim porozmawiać. Jeżeli wasza ,,terapia'' okażę się skuteczna i Komaeda przyzna, że jego czyny były złe, to go uwolnimy i damy mu zjeść. Jeśli wciąż będzie wygadywać głupoty, to zostawimy go związanego, a ja przyniosę mu coś z restauracji tutaj. W porządku?

-T-Tak! Wierzę, że ci się uda! W razie potrzeby możesz mnie w każdej chwili zawołać! - zgodziła się z taką samą determinacją, z jaką jeszcze chwilę temu zabroniła mi wejść.

Uśmiechnęłam się z wymuszeniem, i kiwnęłam potakująco głową.

Ruszyłam dalej bez żadnych przeszkód. Zatrzymałam się dopiero przed zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do jadalni.

To tutaj pewnie siedzi związany.

Nie wiedziałam czy cisza jest dobrym znakiem, czy złym, ale w końcu musiałam się o tym przekonać. Wyciągnęłam dłoń, aby sięgnąć po klamkę. Zdałam sobie wtedy sprawę, że niezauważalnie drżę.

- Heh... Dlaczego się tak denerwuje? - zaśmiałam się z zakłopotaniem, starając się zapanować nad sobą.

Wstrzymałam oddech, spinając się i otwierając przejście.

Ledwo postawiłam stopę, a już zastygłam w bezruchu; Nagito leżał z rękami związanymi za plecami, gdzie jego dłonie oplatał łańcuch przymocowany do jednego ze stołów. Nogi również miał unieruchomione, ale liną.

Czekał na mnie z dużym uśmiechem na twarzy.

Zamrugałam szybko, aby upewnić się, że nie miałam żadnych halucynacji.

- Aiko-chan... - Zadrżałam, gdy usłyszałam własne imię. Zwłaszcza, że wymówił je w ten sam sposób, w jaki na szkolnej rozprawie mówił o swoich motywach odnośnie morderstwa. - Przyszłaś tutaj tylko dlatego, żeby się ze mną zobaczyć? Jestem taki szczęśliwy!

Nagle poczułam niesamowitą suchość w gardle; nie mogłam niczego wymówić. Zmusiłam się do oderwania od niego oczu, i usiadłam na podłodze, gdyż patrzenie na niego z góry sprawiało mi dodatkowy dyskomfort. Oczywiście zachowałam przy tym stosowną odległość, pomimo tego, że związany i tak nie mógł niczego zrobić. Po chwili ciszy przeniosłam wzrok z powrotem na niego.

- Jak widzisz, nie mogę cię przywitać z pełną gościnnością, ale... bardzo proszę, odpręż się.

W ogóle się nie zmienił. Do tego ten uśmiech jest takim przerażającym kontrastem w zestawieniu z wyrazem jego oczu.

- Hę? Co się stało? Wyglądasz na wystraszoną.

- Tak uważasz? Ciekawe dlaczego... Przecież nie oskarżono mnie o morderstwo, nie przyglądałam się żadnemu trupowi, nie zostałam zdradzona przez przyjaciela, który chciał mnie zabić. Naprawdę ciekawe, czym się martwię... - odburknęłam sarkastycznie, opierając policzek na dłoni.

- Wcale nie chciałem cię zabić...

- Racja - przerwałam mu - chciałeś zabić nas wszystkich. W imię czego? Jakieś popieprzonej idei.

- To o wiele większe i ważniejsze od idei. Rozpacz... tylko Superlicealiści mogą się jej przeciwstawić. Nie musisz się tym martwić. Coś takiego nie może was pokonać! Nadzieja zawsze ostatecznie wygrywa. W to właśnie wierzę!

- Wolisz wierzyć w kłamstwa? Wiedziałeś doskonale, kto był zabójcą, a mimo to próbowałeś wmówić sobie i nam, że nikogo takiego nie ma. Mieliśmy uwierzyć, że w imię nadziei Togami sam się nadział na żelazny szpikulec, a Hanamura szedł pod budynek, bo myślał, że w szczelinach w podłodze da radę zajrzeć dziewczyną pod spódniczki? Pomyśl trochę!

- Trzeba wierzyć swoim przyjaciołom, a nie ich oskarżać i podejrzewać o morderstwo!

- Ja ani przez chwilę w ciebie nie zwątpiłam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbyś kogoś zabić. I co mnie za to spotkało? Nie rusza mnie to, że wyszłam na idiotkę. Najbardziej boli mnie to, że nie tylko trzymałeś coś tak poważnego w tajemnicy przede mną, to na dodatek mnie okłamałeś i w ogóle nie zareagowałeś, gdy to ja zostałam oskarżona o morderstwo. Tak z pewnością nie robią przyjaciele - odparłam drżącym głosem. Wciąż nie mogłam się pogodzić z tym, jak to bolało.

- Wybacz, Aiko-chan. Przyznaje, że nie przemyślałem tego do końca. W zasadzie... nie przewidziałem, że będę jeszcze z tobą rozmawiał, chociaż powinienem. W końcu wiem, że jestem nic nieznaczącym człowiekiem, który niczego nie może zrobić dobrze.

- Ha? - Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc w pierwszym momencie, co ma na myśli. Nagle doszło do mnie, że przecież sam chciał zostać mordercą. - Nagito-kun... Czy ty cierpisz na schizofrenie? Raz zachowujesz się zupełnie normalnie, uśmiechasz się i jesteś miły. A innym razem jesteś jak obłąkany, który ma obsesje na punkcie nadziei, rozpaczy i Superlicealistów.

- Nie stwierdzono, żebym ją miał - zaśmiał się słabo - ale mam otępienie czołowo-skroniowe, jak już pytasz.

Przyozdobiłam twarz nieprzyjemnym grymasem. To mi coś mówiło, ale nie byłam pewna co.

Muszę to później sprawdzić.

- W każdym razie... Uważasz nadzieje za coś pięknego i niezwykle ważnego, prawda? Wytłumacz mi zatem, co to za nadzieja, co to za dobro, które pozwala na morderstwo? Naprawdę wierzysz, że w jej imię można zrobić coś takiego? Albo że rozpacz i nadzieja to to samo? Rozpacz nie jest piękna, nie może. Tam gdzie jest krzywda człowieka nie ma piękna.

- Twoje poglądy są wspaniałe, Aiko-chan, ale nie do końca się z nimi zgadzam. Ostateczna nadzieja może wyjść tylko z ostatecznej rozpaczy.

- Rozpacz i nadzieja nie są tym samym. Nie możesz ich tak samo oceniać! Rozpacz bez nadziei jest niczym. Potrzebuje jej, aby być jej kontrastem. A nadzieja... wystarczy, że się ją w ogóle posiada. Największą nadziejom nie jest ta powstała przeciwko rozpaczy, tylko ta zrodzona z wiary o lepsze jutro. Gdyż... nawet nieszczęście może stać się przyczyną szczęścia.

- W takim razie, gdzie jest to szczęście, o którym mówisz? Stało się nieszczęście, prawda? Togami-kun i Hanamura-kun nie żyją, więc czy przez tę tragedię nie powinno nas spotkać coś miłego?

- Nikt nie mówi, że szczęście przychodzi od razu... - mruknęłam zmieszana. - I nikt nie mówi, że do wszystkich po równo - dodałam ciszej.

- Ja się czuję szczęśliwym - rzekł spokojnie. Zaciekawiona jego słowami, podniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. - Cieszę się, że po tym wszystkim do mnie przyszłaś. Myślałem, że będziesz na mnie zła tak jak pozostali, ale jednak miałem rację - jesteś wyjątkowa.

- Nie nad interpretuj faktów, Komaeda - odparłam chłodno. - Jestem zła za wszystko, co zrobiłeś i powiedziałeś, ale mimo to staram się ciebie zrozumieć, choć zaczynam podejrzewać, że to chyba niemożliwe - westchnęłam ciężko, opierając czoło na wewnętrznej stronie dłoni.

- Jeżeli chcesz zrozumieć... Możesz mnie zabić.

- Heh? - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, mając nadzieję, że się przesłyszałam.

- Umierając w imię nadziei... Och, w końcu stałbym się użyteczny. To by był dla mnie zaszczyt.

- W umieraniu nie ma niczego chwalebnego! Każdy może to zrobić! W ogóle, co to za pomysł?! Śmierć nie sprowadza nadziei tylko rozpacz! - zaprzeczyłam gwałtownie, tracąc nad tym człowiekiem jakąkolwiek cierpliwość. - Nie możesz nikomu mówić, aby cię zabił! Życie samo dobiegnie prędzej czy później końca. Nie wolno ci w to ingerować.

- Ale już ingerowałem, Aiko-chan, i dobrze o tym wiesz - odparł spokojnie.

- Wiem - potwierdziłam oschle. - Ciekawi mnie tylko czy czujesz jakieś poczucie winy, za to co zrobiłeś?

- Hm... - zamilkł, zastanawiając się nad swoją odpowiedzią. - Chciałbym ci powiedzieć, że tak, ale dobrze wiem, że gdybym mógł to cofnąć, to nie zrobiłbym tego.

Spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale nie zmniejszyło to bólu i zawodu, jaki poczułam, gdy ją usłyszałam.

- Teraz lepiej rozumiem, czemu cała reszta cię tak nienawidzi - wycedziłam chłodno, podnosząc się w zastraszającym tempie z ziemi. - Monomi miała racja - potrzebujesz czasu, aby przemyśleć to i owo. Dopóki się nie opamiętasz, nie licz, że stanę ponownie po twojej stronię albo się do ciebie odezwę. Nie znoszę zakompleksionych masochistów o marzeniach zostania pseudo bohaterem.

Nie oglądając się za siebie wyszłam z pomieszczenia, słysząc jak mnie woła. Nie zawróciłam, mimo że odruchowo chciałam to zrobić.

Nie mogłam pojąć jak dałam się omotać, jak pozwoliłam się przekupić wizją przyjaźni. Najbardziej drażniło mnie to, że chwilami łapałam się na tym, że wciąż go tak nazywałam w swoich myślach - ,,przyjacielem''. Po przekroczeniu granicy nie dało się zawrócić, z czego musiałam sobie zdać w końcu sprawę. Ta ,,przyjaźń'' nic już nie znaczyła, choć możliwe, że było tak od samego początku. Nie dziwiłam się, czemu tak wzbraniałam się przed nią. Nie znosiłam zakończeń, a relacje międzyludzkie najczęściej są kruche niczym porcelanowa figurka; piękne i nieskazitelne, ale przy większym wstrząsie lub zderzeniu z czymś twardym pękają i się niszczą.

Nadzieja bardzo często wyglądała podobnie - dopóki wszystko dobrze się rozgrywało, nikt nie miał problemu, aby w nią wierzyć. Ale przy najmniejszym problemie bądź utrudzeniu potrafiła zgasnąć tak szybko i nagle, jak płomyk zapałki.

Może Nagito też tak to widzi, dlatego chce to zmienić z takim uporem.

Przeszło mi przez myśl.

Kiedy szłam korytarzem do wyjścia, ponownie przed twarzą wyskoczyła mi Monomi. Na szczęście tym razem mnie nie zaskoczyła.

-C-Co się stało, Aiko-chan?! Czemu jesteś taka zdenerwowana?

Prychnęłam w odruchu naturalnym na to, że ktoś nie tylko nazwał mój stan po imieniu, ale również wymówił na głos, co dodatkowo go urzeczywistniło.

- Ech... Miałaś racje mówiąc, że Komaeda musi sobie przemyśleć swoje postępowanie. Nie jestem za takimi metodami, ale nie zauważyłam, aby mu one przeszkadzały - odpowiedziałam z przekąsem, tupiąc nerwowo nogą. - Zgodnie z naszą umową... pójdę po coś do jedzenia dla niego... - dodałam niechętnie. Nie miałam ochoty znowu się z nim widzieć; ani teraz, ani później.

Spojrzałam Monomi prosto w jej czarne oczy, co ją z lekka wystraszyło, a potem ominęłam ją, aby wyjść na zewnątrz. Skupiłam się całkowicie na schodach, po których zaczęłam schodzić, nie zauważając tym samym czekającej na mnie Mahiru.

Normalnie bym ją zignorowała, ale obecnie byłam za bardzo wytrącona z równowagi, żeby to zrobić.

- Jeżeli przyszłaś sprawdzić czy go uwolniłam, to zaoszczędzę ci czasu - nie, nie zrobiłam tego - odparłam ostro, gestykulując gwałtownie. Prawie wspomniałam też o tym, że oswobodzenie Nagito wiązałoby się z nie lada wyzwaniem; zwłaszcza, gdy w grę wchodził łańcuch.

- Nie, ja tylko... - Odwróciła speszona wzrok, jakby nie mogąc wytrzymać pod naporem mojego piorunującego spojrzenia. Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam się na niej wyżywać, dlatego starałam się rozluźnić i ochłonąć. Chciałam nawet się lekko uśmiechnąć, ale to już było niewykonalne. - Rozmawialiśmy trochę po twoim wyjściu i większość z nas uznała, że miałaś rację. Przesadziliśmy, zdajemy sobie z tego sprawę. Nie chcę nikogo tłumaczyć, ale strach... strach do różnych rzeczy pcha.

Pokiwałam głową, zgadzając się z nią w zupełności. Jej słowa sprawiły, że moja wcześniejsza złość została zastąpiona zakłopotaniem.

- Rozumiem to i... przepraszam. Cieszę się, że nie macie do mnie urazy przez to, co powiedziałam, bo powiedziałam za dużo i za przesadnie - rzekłam spokojnie, wpatrując się w swoje dłonie, które nagle wydały mi się bardzo interesujące. Odetchnęłam, rozluźniając przy tym spięte mięśnie. Podniosłam wzrok na Koizumi. - Dziękuję, że przyszłaś mi o tym powiedzieć.

Mahiru uśmiechnęła się szeroko, w przeciwieństwie do mnie, gdzie ledwo uniosłam kąciki ust.

- Nie ma sprawy. Musimy się wszyscy wspierać! Chociaż to trudne, zwłaszcza przy co po niektórych... - zaczęła wesoło, kończąc mniej entuzjastycznie. Dobrze wiedziałam, jakie osoby ma na myśli. - A, właśnie. Nie ma z tobą Komaedy? - bardziej stwierdziła, niż spytała. - Nidai wątpił, żebyś zdołała go rozwiązać, ale Soda upierał się, że jak się zaweźmiesz...

Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać od zaśmiania się. Odchrząknęłam po chwili, aby poprawnie się wysłowić.

- Tak naprawdę nawet nie próbowałam go rozwiązać... - przyznałam szczerze, co bardzo zdziwiło Mahiru. Widziałam, że zamierza mnie spytać dlaczego, więc ją uprzedziłam. - On... Rozmawiałam z nim i myślę, że powinniśmy mu dać jeszcze trochę czasu do namysłu. Nadal nie uważam, że trzymanie go w niewoli jest słuszne, ale czasem brak żadnego wyboru i rzeczy dookoła, które mogłyby odciągać uwagę... Czasem samotność dla siebie i własnych myśli jest potrzebna. Nie wiem, czy jutro będzie się zachowywał lepiej, czy tylko grał, ale coś na pewno musi pójść naprzód. Nie uwierzę, żeby z tego doświadczenia nie wyciągnął żadnych wniosków.

- Obyś miała racje. Mnie również nie podoba się trzymanie go w zamknięciu, ale nie może postępować tak jak do tej pory.

- W ostateczności zawsze zostaje lobotomia - odpowiedziałam poważnie. Koizumi otworzyła tak szeroko oczy, że myślałam, że zaraz jej wypadną! - Spokojnie, żartowałam tylko! Zresztą, nie mamy tutaj nikogo z odpowiednimi zdolnościami, aby wykonać taki zabieg. Szybciej byśmy mu oczy wydłubali! - zaczęłam jej szybko tłumaczyć, widząc strach w jej oczach. - Wybacz, chciałam rozluźnić atmosferę, ale ten żart zupełnie mi nie wyszedł.

-T-Troszeczkę... - odparła miło, siląc się na pocieszający uśmiech.

- Em... Słuchaj... Pogadałabym jeszcze z tobą, ale obiecałam Momoi, że przyniosę Komaedzie jakieś jedzenie, żeby nie padł tam z głodu. Zostało coś w restauracji?

- Hm, chyba tak. Wyszłam stamtąd jakiś czas temu, podobnie jak pozostali, ale możesz sprawdzić.

- W takim razie nie będę dłużej zwlekać, na razie - pożegnałam się z nią, po czym ruszyłam w stronę hotelu Mirai.

Kiedy spojrzałam na napis na budynku, zorientowałam się nagle, że słowo ,,Future'' i ,,Mirai'' znaczyły dokładnie to samo - przyszłość, co również widniało na odkrytych niedawno drzwiach. To była kolejna poszlaka, możliwe, że bardzo ważna, ale w obecnej sytuacji nie potrafiłam wyciągnąć z niej jakiś większych wniosków. Zresztą, nie miałam też na to za bardzo czasu.

Pośpiesznie weszłam do środka, kierując się na schody prowadzące do restauracji na piętrze. Liczyłam na to, że nikogo tam nie zastanę. Co prawda wyjaśniłam sobie wszystko z Koizumi, ale... nie chciałam ponownie o tym rozmawiać.

Odetchnęłam z ulgą na widok całkowicie pustego pomieszczenia. Chociaż mina momentalnie mi zrzedła, kiedy zauważyłam, że jedzenie również zniknęło. Przeszłam się jednak po całej sali, rozglądając się uważnie, tak na wszelki wypadek - niczego nie znalazłam.

- Doprawdy taki skąpy jesteś, Monokuma? - rzuciłam z lekceważeniem, na tyle głośno, aby ta przeklęta maskotka to usłyszała. Chociażby i przez swoje kamery.

- Oi, jaki skąpy?! - krzyknął ze wzburzeniem niedźwiedź, pojawiając się osobiście. - Nie będę siedział w kuchni cały dzień! Jest wiele innych obiektów, gdzie możesz sobie wziąć coś do jedzenia!

- Nawet nie żartuj, że to ty tutaj gotujesz, bo zaraz zwrócę swoje dzisiejsze śniadanie.

- Sugerujesz, że było niedobre?! Upupu, jaka ty okrutna! - odparł sztucznie smutnym głosem. - Może i nie mam żadnego kulinarnego tytułu, ale to tylko dlatego, że były one zajęte! A jak teraz jeden z nich się zwolnił. Ojej, chyba nie powinienem o tym mówić. Upupupu.. - zaśmiał się złowieszczo, doskonale zdając sobie sprawę, że zachowuje się niestosownie.

- Dobra, daruj sobie te teksty. Skoro nie ma tutaj jedzenia, to nie mam czego tu szukać - mruknęłam niemiło, odwracając się z powrotem w stronę schodów.

- Doszły mnie słuchy, że masz ostatnio pewne problemy zdrowotne - zachichotał niewinnie. Chociaż chciałam go zignorować i wyjść, nie umiałam odejść nie mając ostatniego słowa.

- Słuchy? Chyba dowiedziałeś się tego od swoich kamer, zboczeńcu - odpowiedziałam mu z pogardą.

- To dla bezpieczeństwa! - zaprzeczył z udawanym oburzeniem, po czym kontynuował poprzedni temat: - Dzisiaj się też raczej nie wyśpisz, więc na twoim miejscu bym się przygotował!

- Co znowu szykujesz? - Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad jego planami.

- Upupu, niespodzianka! W każdym razie dowiesz się o tym później! - odpowiedział wesoło, a następnie zniknął tak szybko jak się pojawił.

Pokręciłam z rezygnacją głową, wzdychając przy tym ciężko.

Już mi się to nie podoba.

Ruszyłam w stronę bramy, aby opuścić teren kompleksu. Zastanawiałam się, gdzie jeszcze znalazłabym coś do jedzenia. Najbliżej znajdował się Rocketpunch Market, ale tam trzymano tylko niezdrową żywność, a do tego głównie w automatach, gdzie nie miałabym pewności, że cokolwiek z nich udałoby mi się wyciągnąć.

Hm, czy na tej drugiej wyspie nie było jadłodajni?

Przypomniałam sobie. Sięgnęłam do kieszeni po identyfikator, aby upewnić się, że się nie myliłam. Uśmiechnęłam się nieznacznie, gdy potwierdziły się moje przypuszczenia. Schowałam przedmiot, wiedząc już dokąd ruszać.

Postanowiłam zajść najpierw po drodze do apteki po jakieś tabletki na sen. Jeżeli Monokuma mówił prawdę, i nikt do naszego pokoju nie mógł wejść bez jego albo naszej zgody, to takie poczynanie nie powinno być niebezpieczne. A nawet gdyby, to mnie to już raczej różnicy by nie zrobiło.



* * *



Dość sporo czasu zajęło mi dotarcie do apteki. Miałam wrażenie, że droga dłużyła się bardziej, niż kiedy szłam nią pierwszy raz. Może to dlatego, że tym razem nikt mi nie towarzyszył? W każdym razie ucieszyłam się, kiedy w końcu stanęłam przed budynkiem.

Dzień się jeszcze nie skończył, a już jestem wykończona.

Chwyciłam od niechcenia za klamkę, otwierając drzwi i wślizgując się do środka. Nie obmyśliłam planu znalezienia tabletek wśród tak ogromnego zbioru, ale podejrzewałam, że muszą na półkach znajdować się jakieś oznaczenia. W przeciwnym razie spędziłabym w tym pomieszczeniu zbyt dużą ilość czasu, a i tak mogłoby się to skończyć wyjściem z pustymi rękoma.

Byłam tak zamyślona, że dopiero w ostatniej chwili zauważyłam przed sobą Mikan. Otworzyłam zaskoczona szerzej oczy, mimowolnie robiąc dwa kroki w tył. Nie spodziewałam się nikogo zastać w aptece.

Kurczę, na serio się tutaj zadomowiła.

Poczułam się skrępowana. Nie wypadało jej ignorować, ale tracić czasu na rozmowę z nią również nie chciałam. Jednakże, jakby spojrzeć na to logicznie, to Tsumiki mogła mi pomóc odnaleźć właściwe tabletki, co ułatwiłoby wszystko.

Wzięłam głęboki wdech, po czym się z nią miło przywitałam:

- Cześć, Tsumiki. Co tutaj porabiasz? Chyba bardzo spodobała ci się ta apteka.

- Och, t-tak... jest niezwykła... Wystarczy rozejrzeć się dookoła, aby poczuć podekscytowanie! - zaśmiała się, rumieniąc się przy tym. - Przyszłaś tutaj po coś konkretnego? Może potrzebujesz zastrzyku?

Skrzywiłam się nieznacznie na dźwięk tych słów.

Uśmiechnęłam się z wymuszeniem.

- Nie, nie potrzebuje żadnych zastrzyków. Przyszłam tutaj po... - urwałam, nagle ogarnięta pewnymi wątpliwościami.

Może lepiej nie mówić jej o tabletkach nasennych? Nie sugeruje, że Tsumiki zacznie planować na mnie morderstwo, ale wole dmuchać na zimne. Muszę się chociażby upewnić, że nie rozpowie nikomu, że coś stąd zabierałam.

- To trochę dla mnie wstydliwe - zaczęłam jeszcze raz, starając się brzmieć, na jak najbardziej zakłopotaną i zawstydzoną. - Każdej nocy nawiedzają mnie nieprzyjemne koszmary. Boję się spać, przez co chodzę cały czas zmęczona i niewyspana. Zastanawiałam się nad jakimiś tabletkami na sen, ale nie wiem gdzie one tutaj są. A wcześniej nie prosiłam nikogo o pomoc, bo... wstydziłam się. Czy mogłabyś mi pomóc?

Jesteś okropną manipulantką, Aiko.

- Och, rozumiem. Znam to doskonale... Nie martw się, pomogę ci i obiecuję, że nikomu o tym nie powiem! Dobrze wiem, jakie tabletki mogą ci pomóc - rzekła ze szczerym uśmiechem, chyba naprawdę się ciesząc, że może komuś pomóc. Podeszła do jednego z regałów, odsunęła szklane drzwiczki i zaczęła szukać wzrokiem odpowiedniego opakowania. - Etto... C-Co do tego, co wydarzyło się w restauracji... - odezwała się ponownie, nie przerywając poszukiwań. Zesztywniałam, czekając na jej dalsze słowa. - Podziwiam cię za to, co powiedziałaś. Mimo że Komaeda jest trochę straszny, to również go bardzo lubię, a jednak nie potrafiłam się odezwać.

Zaskoczyła mnie tym, co powiedziała. Kompletnie się czegoś takiego nie spodziewałam! Dobrą chwilę zajęło mi przetworzenie tego, co usłyszałam.

- Miło mi, że tak uważasz, chociaż osobiście myślę zupełnie inaczej. - Podeszłam do niej bliżej, nie chcąc mówić do jej pleców. - Sądzę, że zachowuje się bardzo niemiło. Mówię to, co w danej chwili ślina mi na język przyniesie, a potem odchodzę, jakby ignorując zdanie innych, a swoje uważając za najważniejsze. Przyznaje, że jestem tego świadoma, i że chcę to zmienić. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam. Możliwe, że to zasługa tej absurdalnej sytuacji, w jakiej się wszyscy znaleźliśmy, ale to mnie nie usprawiedliwia. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła za nazwanie cię idiotką. Wcale tak nie uważam - rzekłam ze szczerą skruchą, licząc że Tsumiki to zrozumie. Zaniepokoiłam się jednak bardzo, gdy zauważyłam potok łez spływający po jej policzkach. -P-Przepraszam, naprawdę! Nie płacz już, proszę.

Dziewczyna pociągnęła nosem, uśmiechając się i dalej płacząc.

- Jestem t-taka szczęśliwa. Nikt mnie nigdy nie p-przeprosił ani nie poświęcił tyle uwagi - wydukała niewyraźnie, próbując się opanować. - Cieszę się też, że przyszłaś tutaj poprosić mnie o pomoc. Proszę, to twoje tabletki. - Podała mi średnie opakowanie tabletek. Przyjrzałam mu się pobieżnie, dostrzegając, że w środku znajduje się trzydzieści pięć sztuk. -Z-Zrobiłam znowu coś źle?

- Co? Nie, nie! Wszystko w porządku! - zapewniłam szybko, nie chcąc, aby ponownie się rozpłakała. - Dziękuję za twoją pomoc i poświęcony mi czas. Do zobaczenia później. - Pomachałam jej dłonią na pożegnanie, odwracając się i idąc w stronę wyjścia.

Gdy znalazłam się z powrotem na zewnątrz, pozwoliłam sobie na pełne ulgi westchnięcie.

To było... naprawdę emocjonujące.

Odetchnęłam głęboko, aby emocje ze mnie zeszły, po czym sięgnęłam po identyfikator. Musiałam potwierdzić właściwą trasę prowadzącą do jadłodajni.

Skinęłam z determinacją głową, wiedząc już dokładnie dokąd iść.



* * *



Ucieszyłam się dostrzegając jadłodajnie, wyglądającą niezwykle typowo, zupełnie jak te w Stanach Zjednoczonych. Jabberwock Island nie można było zarzucić braku zróżnicowania, co to to nie.

Niestety, nie zdążyłam wejść do środka, gdyż tuż przy metalowym słupie z logo jadłodajni, czyli hamburgerem, włączył się jeden z żółtych ekranów, na którym pojawił się Monokuma.

- Ahem! Szkolny Komitet Wychowawczy Akademii Szczytu Nadziei ogłasza... Nagły wypadek, nagły wypadek! Studenci, udajcie się do Park Jabberwock tak szybko jak to możliwe! No dalej, pośpieszcie się! Kto przyjdzie jako pierwszy, temu zafunduje moje specjalne curry jutro w nocy! Pośpieszcie się!

- Hm, a nie mógłby tego curry dać dzisiaj? Wtedy bym załatwiła dwie pieczenie na jednym ogniu... - zastanawiałam się na głos. - Może nawet sama bym trochę spróbowała. Nie jadłam curry od... nawet nie pamiętam od kiedy.

Chwila, on oczekuje, że się na to nabierzemy?! Nie mam pojęcia, co on planuje tym razem, ale nie mogę tego zignorować. Zatem znowu do Jabberwock Park.

Sapnęłam ciężko, kompletnie się nie ciesząc z kolejnej dalekiej wędrówki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz