sobota, 29 grudnia 2018

Rozdział 20 ~ Drzwi w ruinach










Gdy znalazłam się tuż przed budowlą nie potrzebowałam żadnych zapewnień, wiedziałam, że wygląda ona jak Akademia Szczytu Nadziei, tyle że... jakby zapomniana i porzucona stulecie temu. Potężne drzewa przebijały się przez ściany szkoły, a grube pnącza rosły dokoła. Patrząc z daleka, można było odnieść wrażenie, że to jakieś góry albo skały, a nie konstrukcja stworzona kiedyś przez ludzi.

Dziwne dreszcze przeszły mi po ramionach, kiedy przyglądałam się budowli przez dłuższą chwilę. Głosy innych dochodziły do mnie z oddali, jakby zagłuszane jakimś szumem. Dopiero później zorientowałam się, że ten dziwny dźwięk słyszę tylko ja. Złapałam się prawą dłonią za głowę, zamykając na moment oczy. Po kilku głębszych wdechach i wydechach poczułam się lepiej.

- Co to jest, do diabła? Taki gigantyczny budynek... - odparł Nidai, na którego wypowiedź zwróciłam uwagę od razu.

Nie rozpoznaje czy nie pamięta?

Zastanawiałam się. Wolałam poczekać na komentarze pozostałych, zanim samej bym się odezwała.

- Jest jednak wyraźnie zniszczony. Wygląda jak starożytna ruina - dodała Sonia.

- Najwyraźniej... może to rzeczywiście jest starożytna ruina? - zapytała z wahaniem Peko.

Przygryzłam dolną wargę, dzięki czemu ból upewnił mnie w przekonaniu, że to wszystko działo się naprawdę. Musiałam się co jakiś czas upewniać, co do wiarygodności rozgrywanej wokół mnie rzeczywistości.

Nikt nie rozpoznaje w tym Akademii Szczytu Nadziei?

-J-Jak powinnam to powiedzieć... Nie sądzicie, że ten budynek przypomina szkołę? - zasugerowała Mahiru.

Odetchnęłam cicho, widząc światełko w tunelu zwanej pamięcią. Bardzo wyraźnie przypomniałam sobie o swoim wspomnieniu, kiedy stałam przed akademią, aby rozpocząć w niej naukę. Wtedy dopadły mnie te okropne bóle głowy po raz pierwszy i... ta ciemność oraz drzwi. Wydawało mi się, że jestem na drodze do odkrycia czegoś istotnego, mimo że jeszcze nie wiedziałam czego. Zadarłam wyżej głowę, aby jeszcze raz spojrzeć na ruiny.

To nie może być zwykły zbieg okoliczności. Na pewno ma to ukryty cel. Zwłaszcza, że wciąż nie pamiętamy swoich szkolnych wspomnień. Albo tak jak ja... prawie wszystkich.

Wciąż nie mogłam odkryć przyczyny takiego zjawiska. Zdążyłam zauważyć, że inni bez problemu wspominali o swoich rodzinnych domach, czynnościach, jakie wykonywali czy nabytych zdolnościach. W przeciwieństwie do nich wiedziałam co potrafię, ale nie miałam pojęcia skąd i dlaczego. To tak jakbym pamiętała jak się je czy pije, ale to, jak się tego uczyłam już nie. Taki stan rzeczy nieustannie mnie martwił i cały czas się wahałam, czy nie porozmawiać o tym z Monokumą. Nawet jeżeli nie przyniosłoby to żadnego efektu...

- Znalazłaś coś, prawda Koizumi? - spytał Soda, czym wyrwał mnie z własnych myśli.

- Zabije cię, jeżeli okażę się to stratą czasu - ostrzegł na wstępie Kuzuryuu.

- Nie wiedziałam, że ty też tu jesteś - odpowiedziała mu z wyraźną niechęcią Koizumi.

Przewróciłam po kryjomu oczami.

Błagam, niech tylko znowu nie zaczynają.

- Może znalazłaś sposób, aby uciec z tej wyspy? - wtrąciła się wesoło Mioda.

- Nie. Nic temu podobnego - odparła grzecznie, chociaż było widać, że traci powoli cierpliwość.

- Aww, kogo to wtedy obchodzi? Powinnyśmy wziąć więcej wspólnej kąpieli - dodała Hiyoko z policzkami nadymanymi jak u chomików Tanaki.

Dopiero po chwili doszło do mnie znaczenie jej słów.

Kąpała się razem z Koizumi? Najwyraźniej szybko im przeszło martwienie się o Teruteru i Togami'ego.

Nie uważałam, oczywiście, samej siebie za lepszą pod tym względem. Mimo że starałam się przeanalizować całą sytuacje, dochodząc przy tym do... do nieprzyjemnych wniosków.

Dobra, skończ, Aiko, bo znowu zaczniesz źle myśleć o Hanamurze, a o zmarłych nie wypada tego robić.

- Co zatem znalazłaś? - zapytał Gundham, krzyżując ramiona.

- Etto... Lepiej będzie jak sami to zobaczycie. Przyjrzyjcie się tamtym drzwiom - odpowiedziała Mahiru. Wszyscy skupiliśmy z powrotem całą swoją uwagę na budynku przed nami. Chciałam ruszyć za resztą, aby przyjrzeć się temu, o czym mówiła Koizumi, z bliska, gdy nagle poczułam, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. - Tak swoją drogą... Widziałaś gdzieś Komaede?

Krew odpłynęła mi z twarzy, gdy to usłyszałam. Mogłabym przysiąc, że na moment nawet serce mi się zatrzymało, aby sekundę później zacząć bić w zastraszająco szybkim tempie.

- Nie, nie widziałam go - odpowiedziałam oschle, siląc się mimo wszystko na jak naturalniejszy głos.

- Hmmm... - mruknęła, wyglądając na zmartwioną. Jednak to wrażenie zniknęło tak szybko, jak za mrugnięciem okiem. - Litości. Najpierw Kuzuryuu, a teraz on? - spytała z oburzeniem, na co tylko wzruszyłam niedbale ramionami. - Musisz się trzymać!

Otworzyłam szerzej oczy, spoglądając na nią ze zdziwieniem. Chwile później zmarszczyłam brwi, gdy doszłam do wniosku, że za nic tej dziewczyny nie rozumiem. Zrezygnowałam z wypytywania jej, chcąc po prostu się dowiedzieć, co zamierzała nam pokazać.

- Powiesz nam w końcu o co chodzi?

- Ja... Przyjrzyj się tym drzwiom - odparła niepewnie, jakby się wstydzącczegoś powiedzieć.

Wątpiłam, żeby o coś takiego chodziło. W końcu kąpała się z Hiyoko, więc co mogło bardziej krępować?

Nie zwlekając dłużej podeszłam bliżej ruin, aby przyjrzeć się przejściu robiącemu całe to zamieszanie. Ujrzałam starą machinę, która w czasach swojej świętości mogła robić za stalowe drzwi. Obecnie prezentowała się nie lepiej od reszty budynku, ale i tak budziło to pewnego rodzaju podziw.

- Trudno cokolwiek zobaczyć przez ten kurz, ale to te drzwi miałaś na myśli? - odezwał się Hajime, podchodząc do wrót najbliżej.

- Yhm, wyglądają, jakby prowadziły do wnętrza ruin - odpowiedziała rudowłosa.

- Próbowałaś wejść do środka? - zapytałam z pozoru od niechcenia, mimo że bardzo mnie to ciekawiło.

- Nie, ale myślę, że zanim spróbujemy to zrobić, powinniśmy je nieco oczyścić. No wiecie... strzepać kurz i w ogóle - wyjaśniła.

Całe moje zainteresowanie poszło się kochać.

Zawołałaś nas tutaj, bo chciałaś mieć ekipę sprzątającą?

Zmrużyłam z irytacją powieki, ale posłusznie dołączyłam do pozostałych, starając się oczyścić drzwi na tyle, na ile było to możliwe. Kurz zaczął drapać moje gardło jak i oczy, jednakże nie przerywałam danego zajęcia. Uznałam, że to się opłacało, gdy tylko ujrzałam efekt naszej pracy. Metalowa płyta wyglądała na zupełnie odmienioną i, co ciekawsze, na wciąż działającą.

- Co do... Nie wygląda to jak część starożytnych ruin - zauważył słusznie Hinata.

- Przypominają drzwi jak z jakiegoś filmu science fiction, nie sądzicie? To zdecydowanie nie jest częścią ruin - dodała Mahiru.

- Te symbole na drzwiach wyglądają na japońskie. - Zaintrygowana podeszłam jeszcze bliżej.

- Ach, masz racje! - krzyknęła z entuzjazmem Ibuki.

- ,,Future'' - mruknęłam pod nosem, odczytując znaki.

- Oi, kto się martwi symbolem na drzwiach?! - wykrzyknął wściekle Kuzuryuu. - Co ważniejsze... Jak to otworzyć? I co jest w środku?

- Obok drzwi jest panel. Może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane? - zasugerowała z zakłopotaniem Mahiru.

- Och, racja! To musi być klucz do otwarcia tych drzwi! - zgodził się z nią. Przez nich nie byłam pewna, co owego dnia mnie najbardziej zaskoczyło. - Jestem pewien, że to ten rodzaj urządzenia, do którego potrzebne jest hasło!

- Tak, tak, jesteś geniuszem. Co dalej? - rzuciła sarkastycznie Hiyoko. - Oczywiście wpisanie odpowiedniego hasła bez jakichkolwiek wskazówek jest niemożliwe. Ach, sugerujesz, że normalna osoba tego nie potrafi, ale yakuza już tak? To przezabawne! - zaśmiała się złośliwie pod nosem.

Zirytowała mnie tym, ale głównie dlatego, ze pierwszy raz byłam skłonna się z nią zgodzić.

Czyżby niebo waliło się nam na głowę?

-Z-Zamknij się... Możemy wpisać cokolwiek... Chociażby spróbować...

- Gdyby wpisanie złego hasła niczym nie groziło - westchnęłam teatralnie.

- Ha? Co masz, do cholery, na myśli?!

- Nie widzisz tej broni? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, wskazując dłonią na działo maszynowe tuż obok panelu. - Jestem pewna, że to nie atrapa ani element dekoracyjny. Nie po tym, co wszyscy już tutaj widzieliśmy - wyjaśniłam, krzyżując ramiona na piersi. - Jeśli jednak miałabym zgadywać hasło, to wpisałabym ,,rozpacz''.

- W końcu ktoś ze właściwym podejściem! - wykrzyknął radośnie Monokuma, pojawiając się nagle razem z Monomi.

- Nie masz jakiegoś sensowniejszego komentarza? - zapytała Peko, łypiąc na maskotki nieprzyjemnym wzrokiem.

- Wiecie o tym budynku, prawda? Bądźcie z nami szczerzy! - zażądała Akane, zaciskając dłonie w pięści.

- Nie... Nie mam... Nie mam pojęcia... - wydukała Monomi, pocąc się ze zdenerwowania. Nie chciałam myśleć o niej źle, ale wiedziałam, że kłamała.

- Też nie wiem - dodał Monokuma, odwracając się do nas plecami.

- Na razie... Każdy powinien skupić się na zbieraniu Odłamków Nadziei - kontynuowała różowo-biała maskotka bliska rozpłakaniu się.

- Oi, nie ma mowy, abyście nie wiedzieli! Nie pokazujcie się tylko po to, aby powiedzieć nam o swoich kiepskich kłamstwach! - zarzucił im rozgorączkowany Soda.

- Czy to możliwe, że jest związek pomiędzy tymi drzwiami a brakiem mieszkańców na tej wyspie? Na przykład jest to schronienie, gdzie wewnątrz mogą być tubylcy - zasugerował z powagą Nidai.

- Co mogłoby zmusić ich do ukrywania się w schronie? Jeśli tak... to wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie - podłapała za nim Mahiru.

Westchnęłam cicho, zamykając przy tym na moment oczy.

Jesteśmy w niebezpieczeństwie, od czasu kiedy trafiliśmy na tę wyspę.

- Hm, kilka możliwości przychodzi mi do głowy, ale wygląda na to, że nie można ich jeszcze potwierdzić. Te drzwi są naprawdę wytrzymałe, ale... Nie w sensie materialnym, co bardziej istotne niż to - odpowiedział Monokuma. Podejrzewałam, że mógł mówić prawdę. Zazwyczaj był skłonny ją mówić tylko w sposób ogólnikowy, tak jak teraz.

- Huh? Co to ma znaczyć? - sapnęła Akane, unosząc pytająco jedną z brwi.

- Cóż... Chociaż Monomi i ja możemy przychodzić i odchodzić, kiedy tylko chcemy, to przejście przez te drzwi jest dla nas nieosiągalne - wyjaśnił dokładniej niedźwiedź.

Ta z pozoru nieistotna informacja była bardzo ważna. Znaczyła ona, że ktokolwiek odpowiadał za nasze pojawienie się na tej wyspie, również posiadał pewne ograniczenia. Pojawiało się natomiast kolejne pytanie: dlaczego nie mogli dostać się do ruin?

- Ech? Ty też nie możesz wejść do środka? To oznacza, że jesteś taki sam jak ja i... - zaczęła Monomi z ożywieniem, ale Monokuma uniemożliwił jej dokończenie; obrzucił ją wiązkami błękitno-białego lasera, wystrzeliwanymi z jego prawej łapy.

- Heeeej! Trzymaj język za zębami!

- UGYAAAAA! Moje ciało nie może poradzić sobie z czymś takim! - jęknęła swoim piskliwym głosem Monomi, zostając odrzuconą dobry kawałek od nas.

- Zatem... Skoro już uciszyłem moją małą siostrzyczkę, to możemy kontynuować - rzekł z zadowoleniem Monokuma, pusząc się jak paw. - To tajemnica Jabberwock Island. Tajemnica, której nawet Monomi i ja nie możemy rozwiązywać. Dlatego mam wielkie oczekiwania względem was! Pewnego dnia, będziecie w stanie rozwiązać tę tajemnicę!

- Heh, wydaje się to proste... Wystarczy, że będziemy pamiętać o tym, co powiedziałeś wcześniej, czarno-biały szopie - odparł Kuzuryuu prowokująco, uśmiechając się. - Mówiłeś, że piętnaście to maksymalna liczba studentów, gdy było nas szesnaścioro.

- Jest zdrajca wśród nas... Tak jak powiedział wcześniej brzydki szop - przypomniała nam wszystkim Hiyoko.

Hm, może i tak mówił, ale co to ma wspólnego z tymi drzwiami?

- Hai, hai! Nazywać mnie brzydkim i do tego szopem... Te głupie wyzwiska nie przygnębiają mnie w najmniejszym stopniu! - rzucił niewyraźnie niedźwiedź, opuszczając głowę nisko w dół, co przeczyło jego słowom.

- On jest totalnie przygnębiony! - wytknęła mu z dziecinną niewinnością Ibuki.

- Jeśli jest jakiś zdrajca, prawdopodobnie wie, jak otworzyć te drzwi, prawda? Tam na pewno czeka jakaś łódź albo sposób na skontaktowanie się ze światem zewnętrznym - kontynuował Kuzuryuu swoją wcześniejszą myśl.

Wykrzywiłam twarz w niepewnym grymasie. Wątpiłam, żeby to wszystko okazało się takie proste. Poza tym, co w naszym przypadku oznaczało ,,zdrajca''? Ktoś po naszej stronie czy Monokumy? Przecież żadna z tych pozycji nie wydawała się logiczna. Gdyby ta osoba mogła pomóc, to powinna to zrobić na samym początku, czyż nie? A jeżeli należała do grupy fanów rozpaczy, to czemu maskotka używałaby terminu ,,zdrajcy''? Chyba że... jest tak jak podejrzewałam wcześniej; ,,zdrajca'' może nie pamiętać, że w ogóle nim jest.

Ech, czemu to musi być takie niejasne...

- Albo... Może to ktoś, kto kontroluje Monomi i Monokumę, ukrywając się tutaj! - dodała Mahiru. Po jej minie widziałam, że wolałaby nie mieć, co do tego racji.

-A-Ale... Czy naprawdę myślicie, że zdrajca jest wśród nas? - zapytała nieśmiało Mikan, wykrzywiając twarz pod naporem strachu i niepewności.

- Oczywiście, że jest! - krzyknął zdenerwowany Kuzuryuu. - Kto nim jest, do diabła?! Przyznać się!

- Nie ma... Nie ma żadnego zdrajcy... nigdzie! - wyjęczała Monomi, ponownie pocąc się niemiłosiernie ze zdenerwowania.

Cała tajemnica tych drzwi zaczynała zamieniać się w jakąś nieśmieszną komedię. Zupełnie jak przedstawienie Monokumy i Monomi.

- Oi, Monokuma! Co z tobą? To ty o tym pierwszy wspomniałeś - przypomniał maskotce Fuyuhiko, znacznie spokojniejszy, niż jeszcze chwile temu.

- Upupupu... - Niedźwiedź zakrył sobie łapkami pyszczek. Nie wyglądał, jakby zamierzał nam cokolwiek więcej wyjaśniać.

- Co w tym śmiesznego? - zapytał go Tanaka, krzyżując z niezadowoleniem ramiona.

- Ne, ne... Czy słyszeliście o organizacji Niszczyciele Świata? - odpowiedział niedźwiedź pytaniem na pytanie.

-P-Pierwszy zadałem ci pytanie! Nie zmieniaj tak po prostu tematu! - sapnął z irytacją yakuza.

Popadłam w chwilową zadumę. Nazwa, o której wspomniał Monokuma wydawała się znajoma, jakbym faktycznie o niej kiedyś usłyszała, ale... Żadne konkretne informacje się z tym nie wiązały, mogące pomóc w rozszyfrowaniu tego, co maskotka miała na myśli.

- Rozumiem, dlaczego chcecie to zwyczajnie zignorować... Niszczyciele Świata to taka żenująca nazwa. Tak żenująca, że tylko uczniowie gimnazjum... Nie, czekajcie. Uczniowie z tej szkoły się o to postarali. Nazwa jest jednak nieunikniona, gdyż taka organizacja naprawdę istnieje!

- Co to za... organizacja? - zapytała Peko z determinacją, na co Monokuma się zaśmiał.

- Taka jak mówi sama nazwa. Zniszczyli oni świat - odpowiedziała spokojnie maskotka.

-Z-Zniszczyli świat?! - wykrzyknęła z przerażeniem Tsumiki.

- To nie żadna przesada czy metafora. Ci goście naprawdę zniszczyli świat, więc nie uważacie, że należy ich nazywać Niszczycielami Świata? - kontynuował Monokuma.

- Zatem ci ludzie są... jakąś organizacją terrorystyczną? - spytała Pekoyama.

- Etto... To może być trafne spostrzeżenie. Ale tylko przegrani są terrorystami. Jeśli uda im się wygrać, stają się ,,bohaterami''. W tym przypadku... są bardziej bohaterami. To bohaterowie, którzy zakończyli świat!

Pokręciłam powoli głową, nie mogąc i nie chcąc słuchać dalej tych bzdur. Jak świat mógł zostać zniszczonym? Jedna organizacja, by tego dokonała? Nie chciało mi się w to wierzyć. Jednakże... mimowolnie w mojej głowie pojawiły się pewne obrazy. Obrazy zniszczonych budowli, ulic niegdyś zatłoczonego miasta zasypanymi gruzami, jak i dostrzegalnym chaosem na każdym kroku.

Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, wywołany własnymi myślami.

-Ż-Że co? Przestań mówić rzeczy, które nie mają sensu! - zganiła niedźwiedzia Koizumi, wyraźnie blednąc na twarzy. - Nie mów mi, że ta organizacja nam to wszystko zorganizowała?

- Niszczyciele Świata... Chcesz powiedzieć, że ty i Monomi również jesteście członkami tej organizacji? - zapytał Nidai, zaciskając dłonie w pięści.

- Kto wie? Jedyne, co jeszcze mogę wam powiedzieć... Organizacja, w której pracuje ten zdrajca jest odpowiedzialna za sprowadzenie was tutaj. Niszczyciele Świata stoją za tym wszystkim! - odpowiedział Monokuma, łapiąc się za brzuch i zanosząc sadystycznym śmiechem.

- Dlaczego tak przerażająca organizacja tym kieruje?! - krzyknął z przejęciem Soda.

- Bez paniki! To tylko kolejna opowieść, którą chce nas oszukać; tak jak to było w przypadku naszych szkolnych wspomnień. Nie mogę uwierzyć w coś tak niedorzecznego jak ,,Niszczyciele Świata''. Nie ma takiej organizacji... a zdrajca pewnie w ogóle nie istnieje! - odparła z przekonaniem Pekoyama.

Zgadzałam się z tym, co powiedziała Peko. Przynajmniej po części... Bo jeżeli istniała organizacja o nazwie ,,Niszczyciele Świata'', którzy byli odpowiedzialni za nasze porwanie, to dlaczego na drzwiach widniał napis ,,Future''? To się wzajemnie wykluczało. Podejrzewałam, że Monokuma znowu obracał i zniekształcał prawdę tak, aby wyszła ona na jego korzyść.

- Monokuma... Będę słuchać opowiadanych przez ciebie bzdur, jeśli chcesz, ale tylko paląc cygara przy twoim martwym ciele - odparł Tanaka spokojnie, uśmiechając się złowrogo.

Nie dziwiłam mu się. Wizja martwego Monokumy wyglądała całkiem przyjemnie.

- Are, are... Byłem na tyle miły, aby was o tym poinformować. Nazywacie mnie kłamcą?! Grrr... Jeśli będziecie kontynuować takie działania to zrobię ,,to'' i ,,owo'' z różnymi częściami waszego ciała! W każdym razie mówię prawdę! Organizacja Niszczycieli Świata jest ostatecznym szefem tej wyspy! Na dodatek, jeden z jego członków ukrywa się wśród was! Dlatego... musicie znaleźć zdrajce i go zabić! - krzyczał niedźwiedź, pochłonięty niekontrolowanym gniewem. Widząc go w takim stanie... nie dało się go zlekceważyć.

-C-Czekaj! Lepiej przestań... - Monomi próbowała się wtrącić, ale Monokuma znów jej przerwał.

- Zamknij się, Monomi. Duży brat musi ukarać takiego śmiecia jak ty - przerwał jej zimno niedźwiedź, łapiąc ją za uszy.

- Nieeee! Nie ciągnij za moje uszy! - Starała się zrzucić jego łapy ze swoich różowych uszów, ale bezskutecznie. Po chwili obie maskotki zniknęły.

-C-Co to miało być... Co teraz? - zapytał Hinata, nieco drżącym głosem.

- Czy jest ktoś, kto zrozumiał, o czym mówił? - odpowiedział pytaniem Soda, łapiąc się zdezorientowany za głowę.

- Nie mam pojęcia - wydukała słabo Sonia.

Wyciągnęłam ramiona do tyłu, rozciągając je w ten sposób.

- Zgaduje, że wszyscy mamy mętlik w głowie. Proponuje się rozejść. W końcu robi się późno - odparłam niedbale, czując zbliżającą się migrenę.

- Zgadzam się z tobą, ale...

- Wkrótce zacznie się robić ciemno, więc powrót do domków jest prawdopodobnie najlepszym pomysłem - wtrąciła Mahiru, przerywając Hinacie. - Zatem do zobaczenia jutro.

- Yhm. - Skinęłam jej i Hajime głową na pożegnanie, po czym odwróciłam się, idąc we własnym kierunku.

Eksploracja drugiej wyspy wcale nie poszła źle, ale wciąż za mną chodziło jakieś nieprzyjemne przeczucie. Miałam wiele uzasadnień, dlaczego mogłam się tak czuć, jednakże... które z nich było najtrafniejsze? Oglądanie brutalnej egzekucji, po której wciąż nie mogłam uwierzyć, że Teruteru wśród nas nie ma? Czy może to wina tego, co nas zdradził? Strasznie mnie to męczyło. Zaufałam Nagito. Zaczęłam nazywać go przyjacielem, a on...

Ech, nieważne. Jestem zmęczona. Cały dzień na nogach.

Rzuciłam się plackiem na łóżko, starając się odegnać wszystkie myśli oraz zmartwienia. Chociaż nie chciałam, aby ten bufon zaprzątał mi głowę, to mimochodem zastanawiałam się, gdzie się podziewał, i co robił przez cały dzień.

Geez, nie wiem, jak to się dzieję, że wiecznie boli mnie głowa.

Zakryłam sobie ręką twarz, będąc bliską odcięcia sobie tej niezbędnej do funkcjonowania części ciała. Chociaż... Jeździec Bez Głowy jakoś sobie bez niej radził, nie?

- Starożytne runy, dziwne drzwi, zdrajca, organizacja... Więcej niespodzianek dzisiaj nie mogło się pojawić? - mruknęłam sarkastycznie pod nosem. - Powinnam się zdrzemnąć. Przespanie problemów jest lepsze, niż ich przejadanie. Chociaż jakimś jedzeniem bym nie pogardziła... - gdy tylko te słowa padły z moich ust, doznałam nagłego olśnienie. Podniosłam się szybko, szukając wzrokiem drewnianego stolika, na którym położyłam tace z jedzeniem, jaką popołudniu przyniósł mi Hinata. - Gdzie ona zniknęła? - Zmarszczyłam z irytacją brwi, rozglądając się po całym pokoju. - Świetnie. Nie wiedziałam, że mamy obsługę sprzątającą.

Z powrotem opadłam ciężko na łóżko, dodając kolejny powód do listy ,,Za Co Zabić Monokume''. Sapnęłam z irytacją, po czym ponownie wstałam, ruszając w kierunku łazienki. Wzięłam gorący prysznic drażniący skórę, przebrałam się, a następnie wróciłam z powrotem na posłanie. Owinęłam się kołdrą na wzór naleśnika, pozwalając sobie, aby się chociaż trochę rozluźnić. Martwiłam się, że znowu nie zasnę albo będę mieć z tym problem, ale na szczęście nie musiałam - nim zdążyłam się zorientować już zapadłam w sen.

Mimo że nastało to szybko, wcale nie spałam lepiej czy spokojniej niż zeszłej nocy.

Strasznie zdziwił mnie fakt, że kiedy się obudziłam, to moją pierwszą myślą było:

Monokuma lubi czerwone jedzenie.

Przetarłam dłońmi twarz, tuż przed tym jak rozległo się dzwonienie dochodzące z monitora w moim pokoju. Nawet nie próbowałam spojrzeć w stronę ekranu.

- Ehm, Komitet Szkolny Akademii Szczytu Nadziei ogłasza... ranek. Dzień dobry wszystkim! Wygląda na to, że dzisiaj będzie idealny tropikalny dzień. A teraz pokażmy jakiś entuzjazm i upewnijmy się, że damy z siebie wszystko już dziś! - ogłosił Monokuma. Usłyszałam szum, który oznajmił, że ,,transmisja'' się zakończyła.

Nie miałam już żadnych złudzeń - to było zwykłe nagranie, odtwarzane każdego ranka.

Jak zwykle nie miałam ani ochoty, ani siły wychodzić z łóżka. Czułam nieprzyjemny ucisk w żołądku, a obraz przede mną wirował, jakbym była na karuzeli. Podniosłam się dopiero po wzięciu kilkunastu głębokich wdechów i wydechów. Krokiem zombie podeszłam do szafy z ubraniami, a następnie do łazienki, by opłukać twarz z resztek niespokojnego snu. Coraz częściej zastanawiałam się nad skombinowaniem sobie tabletek nasennych. Wiedziałam, że to ryzykowane, ale chociażbym raz się porządnie wyspała, a za to byłam gotowa zginąć.

Wtedy to bym się wyspała za wszystkie czasy.

Pomyślałam z przekąsem, prychając pod nosem. Zerknęłam przez okno, upewniając się, że na zewnątrz panuje piękny, tropikalny dzień.

Od jutra zaczynam modlić się o deszcz.

Przeczesałam dłonią włosy, decydując się na opuszczenie swojego pokoju. Nie chciałam, aby znowu ktoś musiał przynosić mi jedzenie. Zwłaszcza zatrute... Wolałam więc samej się ruszyć, i pójść do restauracji w hotelu.

Na zewnątrz nikogo nie dostrzegłam. Nie żebym chciała, wręcz przeciwnie - nie tęskniłam za niczyim towarzystwem.

Wyciągnęłam ręce w górę rozciągając się, a następnie ruszyłam w stronę hotelu Mirai. Dziwny ucisk mnie złapał, kiedy mój wzrok natknął się na domek Nagito. Nie spodobało mi się to uczucie, więc przyśpieszyłam, odwracając głowę w przeciwną stronę.

Weszłam po schodach na górę, przeklinając je za ich długość i zmęczenie jakie wywoływały. Ledwo doszłam do restauracji, a usłyszałam krzyk Sody, który, niestety, był skierowany w moją stronę.

- W końcu przyszłaś. A co ty o tym sądzisz, Saito?

- Może najpierw powiedz mi, o czym mówisz? - mruknęłam niechętnie w odpowiedzi. Nie chciałam już na wstępie wdawać się w jakieś dyskusje. W obecnej chwili najważniejsze było dla mnie jedzenie.

- Argh! Czy to nie oczywiste? O zdrajcy i Niszczycieli Świata!

- Wszystkich o to pyta - odezwał się Hajime, jakby w ten sposób chciał mi rozjaśnić sytuacje.

Westchnęłam ciężko, walcząc z ochotą zignorowania ich wszystkich i pójściu coś zjeść.

- Ech, a co mam sądzić? Informacje wzięte ze źródła o nazwie Monokuma nigdy nie są pewne.

- Właśnie. Poza tym, po jednej nocy nie ma mowy, abyśmy się czegoś nowego dowiedzieli - dodał Hinata.

- Myślę tak samo - zgodziła się z nami Mahiru.

- Nie wyspałam się wieczorem przez te bzdury - odparła zmęczonym głosem Peko. Spojrzałam na nią współczująco, dobrze znając ten problem.

-A-Ale... Co jeśli zdrajca naprawdę jest wśród nas? - zapytała piskliwie Mikan.

- Nie musisz się martwić o zdrajcę - odpowiedział jej Nidai.

-J-Jednak... Jeśli przypadkowo, w najgorszym przypadku...

- Niemożliwe! Nawet w najgorszym przypadku! Nie musisz się martwić o zdrajcę! - powtórzył Nekomaru dobitniej.

- Huh? Jesteś strasznie tego pewny - zauważyła Hiyoko.

Przewróciłam teatralnie oczami, ignorując ich i wyłączając się z rozmowy, idąc usiąść do jednego z nakrytych stolików. Zamierzałam się w końcu porządnie najeść.

- Oczywiście! W rzeczywistości, tak zwany, zdrajca jest związany w tej chwili i nie może się poruszać!

- Co? - Zakryłam dłonią usta, krztusząc się jedzeniem.

Boże, on chyba nie mówi o Komaedzie?!

- Związany? - wydukała z przerażeniem Sonia. - Um... Czy może... odwołujesz się do Komaedy, którego nie widzieliśmy od wczoraj?

- Kto inny mógłby to być?! Komaeda to zdraaaaaajca!

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Przełknęłam ciężko jedzenie, które prawie utknęło mi w gardle i spojrzałam z niedowierzaniem na Nekomaru.

- Związałeś Komaede i go unieruchomiłeś tylko dlatego, bo uznałeś, że jest zdrajcą, o którym mówił Monokuma, że mamy go zabić? - zapytałam go z niedowierzaniem, powstrzymując się przed ciśnięciem w niego wyzwiskami, jakie cisnęły mi się na usta.

Nidai przez chwilę milczał, jakby rozważając moje słowa, a następnie złapał się za głowę krzycząc.

-H-Hej, Soda! Co powinniśmy zrobić?!

- Idioto! Nie mieszaj mnie do tego! Dowiedzą się, że pracowaliśmy razem i... Kurczę!

- Oboje jesteście idiotami! - skwitowała ich Hiyoko.

Już drugi raz się z nią zgadzam. Ta wyspa staje się z każdą chwilą coraz gorsza.

- Oi, co to ma znaczyć? - zapytała ich z kamienną miną Mahiru.

-C-Cóż... Wiesz... - Soda próbował grać na czas, ale w końcu nie wytrzymał i z łzami w oczach zaczął się tłumaczyć: - Nie ma mowy, abyśmy pozwolili mu chodzić wolno! Próbował nas wszystkich narazić na niebezpieczeństwo!

- Hanamura popełnił morderstwo, ponieważ go podkusił, prawda? To też czyni go mordercą! Konieczne jest postępowanie z nim w odpowiedni sposób!

- Może i jest trochę straszny, ale czy to dobry pomysł... - odparła niepewnie Tsumiki.

- On jest na maksa straszny! - wykrzyczała Mioda, zagłuszając ją.

- Zatem najlepiej będzie go zabić! - zaproponowała z entuzjazmem Hiyoko.

- Skoro jesteśmy tutaj wszyscy, to powinniśmy wspólnie zadecydować, co zrobić dalej - odparła Mahiru, ignorując wcześniejszą wypowiedź.

Krew zaczęła się we mnie gotować. Wstałam gwałtownie, zabijając ich wszystkich spojrzeniem.

- Właśnie utwierdziłam się w przekonaniu, że wy wszyscy jesteście idiotami - odparłam spokojnie, ledwo panując nad buzującą w moich żyłach wściekłością. - Jeżeli powiedziałabym komuś z was, że planuje morderstwo, to czy ta osoba powinna robić to samo? Jeżeli Hanamurze chodziło o bezpieczeństwo, to powinien o tym nam powiedzieć. Tak samo Togami! Dostał list z pogróżkami i zachował się jak egoista, trzymając ten fakt w ukryciu! Gdybyśmy o tym wiedzieli, to zmieniałoby wszystko. Nie mówię, że Komaeda jest bez winy, ale tak naprawdę cała ta trójka przyczyniła się do powstania takiej sytuacji. Teraz jak dwóch z nich nie żyje, to zrzucacie całkowitą odpowiedzialność na Komaede. Uważacie, że to w porządku? - zapytałam, pozwalając sobie na złapanie większego oddechu. - Jeżeli tak, to was też powinno się związać, bo wcale nie jesteście bardziej poczytalni od niego - dodałam wściekle, zmierzając w kierunku wyjścia.

Tuż przy schodach Soda zagrodził mi drogę, za co obrzuciłam go zimnym spojrzeniem. Drgnął, ale nie odsunął się.

-C-Chyba nie uważasz, że uwolnienie go to dobry pomysł?

- Na pewno nie uważam, że mam władzę ograniczać komuś wolność i go głodzić. A już na pewno nie zamierzam przebywać w towarzystwie osób ograniczonych umysłowo, którzy nie potrafią samodzielnie niczego wywnioskować. Osoba zwana ,,zdrajcą'' jest nieprzyjacielem Monokumy, a nie naszym. Wystarczyłoby wysilić trochę szare komórki, aby do tego dojść - wycedziłam oschle, omijając go.

Wiedziałam, że mogłam przesadzić ze swoją reakcją i słowami, ale wcale nie podobało mi się ich podejście i postępowanie.

Przecież jak tak dalej pójdzie, to zamienimy się w jakiś dzikusów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz