poniedziałek, 3 grudnia 2018

Rozdział 2 ~ Poznanie










Zamierzałam mu powiedzieć, że nie miałam żadnych przyjaciół i ich nie potrzebowałam, kiedy nagle rozległ się jakiś dziwny dźwięk.

- Hej, słyszałeś to?! Taki dziwny dźwięk... Myślę, że dochodził z... - Zmieszana spuściłam głowę i włożyłam rękę do kieszeni. To głupie, ale zdawało mi się, że właśnie stamtąd dochodził hałas. - C-Co to jest? - Trzymałam w dłoni dziwne urządzenie, które przypominało trochę telefon albo kartę elektroniczną. - Dlaczego pojawiło się w mojej kieszeni?

Wiadomo, że wielbiąc gry, uwielbiam też technologiczne cacka, ale to... Przecież sprawdzałam w klasie czy nie mam niczego przy sobie.

- Usami nam je dała. Nie pamiętasz? - spytał zmartwiony Komaeda. - Och, no tak. Kiedy to się wydarzyło, myślę, że to właśnie wtedy zemdlałaś.

- Teraz jak to powiedziałeś, chyba pamiętam już jak to było, ale... Ej, co to miało znaczyć ,,zemdlałaś''?! Wcale nie zemdlałam!

- Nie? W takim razie, co ci się stało?

Dobijała mnie ta jego niewinność i ufność.

- Poczułam się senna, mimo że wcale nie chciałam zasypiać. Sądziłam, że wszyscy tak mieli... - odparłam z mniejszą pewnością siebie. - Dobra, nieważne. Więc, co to jest? - Pomachałam mu przed oczami urządzeniem.

- To Elektroniczny Identyfikator Uczniowski! - Pojawiła się znikąd Usami.

- Nie ciebie króliku pytałam! - Nie zamierzałam ufać jakieś pieprzonej zabawce. Z dwojga złego już lepszy jest Komaeda. - Gdzie tak w ogóle byłaś?!

- Wystraszyłaś się? Aw, przepraszam! - Spojrzałam na maskotkę spode łba. - Nie wstydzę się przeprosin. Są bardzo ważne! Przy okazji, nie podoba ci się identyfikator? To kluczowa część wycieczki, więc proszę, żeby tego nie zgubić!

- Haaa... Czyli to ważne urządzenie? - uśmiechnęłam się cwanie.
- Moim zadaniem jest dopilnowanie, aby każdy korzystał z tego elektronicznego podręcznika i zbierał ,,Odłamki Nadziei''! - odparła radośnie Usami, nie przejmując się moją postawą.

- Odłamki Nadziei? - spytałam, nie mając pomysłu, co to może znaczyć.

- Widzisz, kiedy pogłębiasz swoje więzi ze swoimi kolegami z klasy na tej wyspie, nabywasz ,,Odłamki Nadziei'' - wyjaśniła. - Wystarczy, że będziecie się dogadywać. Chcę byście zebrali jak najwięcej ,,Odłamków Nadziei'' i stworzyli piękny kwiat nadziei... To jest cel tej wycieczki! Huhuhu - zaśmiała się i znikła tak szybko jak się pojawiła.

- Hej, czekaj! - krzyknęłam na darmo. - O co jej chodziło z tymi ,,Odłamkami Nadziei''? Tak powiedziała, co nie? Czym one są? - pytałam. - I dlaczego jej na tym zależy? Gramy w jakąś grę?

- Jeśli jest to tylko gra, to poczulibyśmy ulgę. Oznaczało by to, że nie jesteśmy właściwie w żadnym niebezpieczeństwie - odpowiedział spokojnie Komaeda.

Uspokoiłam się nieco dzięki niemu. Nawet ucieszyłam się trochę, że był ze mną.

- Myślę, że masz rację.

- Ale co ważniejsze, nadal nic nie wiesz o innych, prawda? Myślę, że powinnaś iść i się każdemu przedstawić.

Nadymałam policzki. Nie miałam ochoty na takie rzeczy. Nagle coś mnie olśniło.

- A właśnie! Gdzie są wszyscy?

- Chyba wciąż zwiedzają wyspę.

- Serio? Zwiedzają? - prychnęłam z kpiną.

Komaeda od razu zauważył moją zmianę nastawienia.

- Kazano nam tu żyć, więc pomyśleliśmy, że powinniśmy przeszukać to miejsce. Co to za wyspa? Jest jakieś wyjście? Czy mamy żywność i wszelkie zaopatrzenie? W każdym razie, dlaczego się nie rozejrzeć? - Głupio było mi to przyznać na głos, ale całkiem sensownie gadał. - Rozmawiałem już ze wszystkimi, ale chciałbym potowarzyszyć ci podczas zwiedzania. Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza.

Powstrzymałam się przed pierwszym odruchem na te słowa, czyli zadrżeniem i skrzywieniem się. Komaeda nie wyglądał na złą osobę, ale pozory często mylą. Z drugiej strony - nie chciałam sama chodzić po tej wyspie. Nie znoszę obcych miejsc jeszcze bardziej, niż poznawania nowych ludzi.

- W porządku. Rozejrzyjmy się...

- Chodźmy zatem!

Dobrze, że nadrabia swoim entuzjazmem nas oboje.

Z pewnym przeczuciem spojrzałam w stronę morza.

Nie mogę nic zrobić, ale zastanawiam się... Czy naprawdę każdy czuje się z tym w porządku? Przyjąć tą sytuację z taką łatwością? Nie mówcie, że to świeże powietrze i słońce tak działają na ludzi. A może... to przez to, co zrobiła nam Usami?

- Coś się stało, Aiko-chan? Powinniśmy iść. - Komaeda otrząsnął mnie z rozmyślań.

- Co? A, tak. Chodźmy.

To wszystko musi być jakimś koszmarem, prawda? Trzeba znaleźć wyjście z tej durnej sytuacji i to szybko.

Już chciałam ruszyć dalej, gdy odezwał się mój towarzysz.

- Och, racja. Prawie zapomniałem... mapa wyspy jest w naszych identyfikatorach, więc badanie jej będzie z tym bardzo proste! - objaśnił mi wesoło, po czym bardziej zakłopotany dodał: - Ja... ech... Rozejrzałem się po internecie o informacjach o każdym, zanim przyszedłem do szkoły. Mogę powiedzieć ci kilka przydatnych rzeczy na temat większości z nich. Nie wszystkich, jednak.


- Hę? Masz na myśli... że można na nasz temat znaleźć informacje w Internecie? - Przeraziła mnie z lekka ta perspektywa.

Co prawda nie mam nic do ukrycia, ale to jawne naruszanie prywatności.

- Eh? Nie wiedziałaś? - zdziwił się szczerze. - Ilekroć Akademia Szczytu Nadziei rekrutuje nową klasę, fora dyskusyjne jadą jak szalone.

- To znaczy... znalazłeś tam coś o mnie? - Przełknęłam nazbieraną ślinę, przez co poczułam jak sucho mam w gardle. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

Jeśli znalazł tam coś ciekawego na mój temat, to wyjaśniałoby jego przyklejenie się do mnie.

- Nie, nie sądzę. Było tam jednak naprawdę wiele informacji. Może pominąłem to... Zupełny przypadek to nie jest, prawda? Po tym wszystkim, nie pamiętam zbyt wiele.

- Czyli ty również nie jesteś pewny, co do... rzeczywistości? - spytałam cicho z lekkim zażenowaniem.

- Co masz na myśli?

- Eh, nic, nieważne... - Przejechałam dłonią po włosach, skupiając się maksymalnie.- W każdym razie, powinniśmy już ruszyć. Postaram się nie być bezużyteczny - oznajmił z uśmiechem.

- Pff, daj spokój. Póki co, jesteś bardzo użyteczny - powiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.

Po co to powiedziałam? Trzeba było ruszyć dalej bez słowa. ,,Użyteczny''? Na serio użyłam tego słowa? Nie mogłam powiedzieć ,,pomocny'' albo coś? Idiotka.

Moje myśli przerwał cichy śmiech Komaedy.

- Co jest?

- Cieszę się, jeśli mogłem ci się na coś przydać.

Zastygłam. Powiedział to z uśmiechem, ale takim przykrym głosem, że aż mnie to ruszyło.

- Zrobiłeś coś więcej, niż tylko się ,,przydałeś''. Gdyby nie ty, pewnie bym wylądowała tam - wskazałam na morze - i próbowała odpłynąć jak najdalej, przekonując się czy pływają tutaj rekiny.

- Nie zrobiłabyś czegoś tak absurdalnego! - zaprzeczył zatroskany. Chyba nie podchwycił mojego żartu.

- Nawet nie wiesz, do jakich szalonych rzeczy jestem zdolna - uśmiechnęłam się z pewnością siebie. - W każdym razie chodźmy już. Mam dość sterczenia w jednym miejscu - zakomenderowałam i zrobiłam pierwsze kroki ku nowej przygodzie.



⚜ ⚜ ⚜



Poprosiłam, aby to Komaeda prowadził, ale wcale nie szedł przodem. Nie, nie. Cały czas stąpał trochę z tyłu, a kiedy zaczynałam go pośpieszać, trzymał się przy mnie.

Naprawdę dziwny z niego typ.

Zazwyczaj rozgryzienie ludzi zajmowało mi jedną chwilę, przez co zadawanie się z nimi było strasznie nudne i nie wymagało żadnego wysiłku, bo doskonale wiedziałam, co trzeba komu powiedzieć, żeby mieć dobre relacje.

Z Komaedą jest inaczej.

Rozmawiałam z nim praktycznie cały czas, a nadal go nie przejrzałam; drażniło i przerażało mnie to trochę.

Ku mojej zgrozie wszędzie był piasek. Piasek, piasek i jeszcze raz piasek.

Zdjęłam buty, bo chodzenie w nich nie miało najmniejszego sensu.

Po drodze zauważyłam, że wzdłuż lądu ciągnie się parę pomniejszych wysepek, ale na żadnej nie zmieściłby się nawet malutki domek.

Im dalej szliśmy, tym więcej zielonej roślinności się pojawiało. W końcu dostrzegłam nawet jakieś budynki i wysoki, metalowy płot.

Weszliśmy do środka. W pomieszczeniu znajdowało się dużo szklanych okien, palm, a na samym środku przy suficie wisiał transfer, który głosił ,,witamy w raju''. Myślałam, że ubrudzę im tą błyszczącą podłogę.

Rozejrzałam się dalej, aż doszłam do wniosku, że znajdujemy się chyba na lotnisku. Chyba, bo nigdy na żadnym wcześniej nie byłam.

Nagle moją uwagę przykuło coś za oknem.

- Czy to samoloty?! - wykrzyknęłam, opierając się dłońmi o zimne szkło. - To znaczy... Możemy stąd odlecieć?

- Zapewne nie. - Podskoczyłam ze zdziwienia. Ten głos nie należał do Komaedy. Odwróciłam się i ujrzałam faceta w żółtym kombinezonie. - Te rzeczy raczej nas donikąd nie poprowadzą. Nie są uszkodzone, ale gdyby tak było, to czy byśmy już nie lecieli?

- Ha? Jaki jest problem? - spytałam, nadal spoglądając na samoloty z nadzieją.

- Są puste. Silników po prostu nie ma. Te odrzutowce to zwykłe rekwizyty - wyjaśnił tonem fachowca.

- A nie można ich jakoś zastąpić? Nie ma czegokolwiek innego? - drążyłam, chwytając się tego tematu, jak ostatniej deski ratunku.

Jednocześnie się zastanawiałam.

Kto przyniósł nas do tej wyspy? To musi być ktoś, kto pracuje z Usami. Kto to jest? Dlaczego nas tu sprowadził? I jak? Im więcej o tym myślę, tym bardziej staje się to tajemnicą.

- Ach, nie miałem zamiaru tak zacząć rozmowy, kiedy się nawet jeszcze nie poznaliśmy. A skoro trzeba to zrobić... Jestem Soda Kazuichi, Superlicealny Mechanik. Do usług! - przedstawił się, zamiast odpowiedzieć na moje pytanie.

Przybrałam zrezygnowany wyraz twarzy.

- Tak jak jego tytuł mówi, Souda-kun jest czarodziejem, jeśli chodzi o maszyny. Potrafi naprawić prawie wszystko. Tak więc, gdy mówi, że te samoloty się nie nadają, to tak pewnie jest - wtrącił Komaeda.

Nazwał go Souda-kun. A więc już tak ma, że do wszystkich mówi po imieniu.

Zwróciłam na to uwagę... tak przy okazji.

- Posłuchaj... Coś złego stało się z silnikami, tak? Czasami złych rzeczy nie da się naprawić. Smutne, ale prawdziwe.

Zmrużyłam oczy.

Superlicealny mechanik, a chce się bawić w filozofa. Jak zaraz go trzasnę...

- A więc z samolotami wszystko w porządku, tylko brakuje silników? Tch, to celowe. Ktoś chce, żebyśmy tu zostali.

- Ech, tak. To nienormalne, ale myślę, że nic nie możemy poradzić - podsumował bardzo ,,optymistycznie'' Souda.

- Jak to nic?! Mamy podziwiać widoki i się opalać?!

- To znaczy, oczywiście, jesteśmy tutaj uwięzieni, ale nie zmuszają nas do żadnych dziwnych i niebezpiecznych rzeczy, prawda? - tłumaczył rozgorączkowany. - Mam na myśli... zapoznałaś się z zasadami, prawda? - nagle zmienił temat. - No wiesz, w tych Elektronicznych Identyfikatorach Uczniowskich. Wszelkie wskazówki są w sekcji ,,przewodnik''. Śmiało, spójrz!

Nie posłuchałabym go, ale ciekawość mnie zżerała. No i jak sama nazwa mówi ,,Elektroniczny''.

Ile to ja nie miałam swojej konsoli w dłoniach? Okrutne.

Wyjęłam urządzenie, a na ekranie pojawił się napis ,,Elektroniczny Identyfikator Uczniowski'', po którego prawej stronie znalazła się karykatura Usami.

Odechciało mi się z tego korzystać, ale nie chciałam się aż tak szybko zniechęcać. Po chwili ikonka przesunęła się na górny róg, a zamiast tego pojawiła się jeszcze większa Usami z jakimś dymkiem, który głosił:



Zasada nr.1

Nadmierna przemoc na tej wyspie jest zabroniona. Żyjmy razem w spokoju i ciszy.

Nadmierna? A jeśli ktoś nie zna granic? Raczej skończyłoby się na ostrzeżeniu...

Zasada nr.2

Należy zbierać ,,Odłamki Nadziei'' poprzez pogłębienie naszych więzi z przyjaciółmi.

Po co to? I w jakim celu? Mam nadzieję, że nie muszę znać życiorysu każdej z tych osób.

Zasada nr.3

Wyrzucanie śmieci i niszczenia środowiska jest zabronione. Żyjmy w zgodzie z naturą na tej pięknej wyspie.

Kto to wymyślał? Ta maskotka? Oby wypadło jej jak najwięcej filcu.

Zasada nr.4

Nauczyciel nadzorujący nie będzie bezpośrednio mieszać się w działania studentów, chyba że jakieś zasady zostaną złamane.



Ha! I co wtedy? Króliczek w ramach kary będzie łaskotać nas na śmierć?


Kliknęłam jeszcze raz, ale kolejna zasada mi się nie pojawiła.

To wszystkie? Nie ograniczają nas tu zbytnio.

Schowałam Identyfikator z powrotem do kieszeni.

- Widzisz? Wszystkie zasady są po to, żeby utrzymać porządek. Tak jak na każdej innej wycieczce - odezwał się mechanik, drapiąc się po głowię.

Chyba uważa mnie za niezrównoważoną skoro mówi tak niepewnie. To nawet dobrze.

- Żadnej przemocy, harmonia z naturą... ciche, spokojne dni - zastanawiał się na głos Komaeda. - Czyli to tak, jak powiedziała Usami. Zasady zawarte w tym przewodniku są po to, żeby panował porządek.

- I co z tego?! Nie obchodzi mnie powód ani zasady, a raczej fakt, że nas porwano. Mamy jej tak łatwo zaufać? Nikt z odrobiną rozsądku się na to nie zgodzi! - odparłam buntowniczo.

- To raczej pesymistyczne nastawienie, prawda? - zauważył blondyn.

Pff, ja takie mam cały czas. Dopiero teraz zauważył?

- Nie uważasz, że powinnaś mieć więcej nadziei? Optymistyczne poglądy są niezbędne dla człowieka!

- Według mnie lepiej się nie przemęczajmy, a później zobaczymy, co będzie się działo dalej - odparł wesoło Souda. - Dopóki coś się nie wydarzy, traktujmy to wszystko jak wakacje! Heh, heh! Nawet ten dziwny króliczek jest całkiem słodki, jak tak się dobrze przyjrzysz.

Szybciej zwymiotuję.

Westchnęłam. Niespodziewanie coś znów pisnęło w mojej kieszeni.

Pewnie to ten identyfikator. Ciekawe, skąd wiedzą, że kogoś poznałam?

Spojrzałam na sufit.

No tak, kamery.

Oddaliłam się trochę i na drugim końcu dostrzegłam jakiegoś chłopaka w długim czarnym płaszczu. Nie śpieszyło mi się, żeby tak od razu wszystkich poznawać.

Usiadłam na metalowej ławce.

- Nie jesteś zbyt towarzyską osobą, co? - Komaeda od razu się dosiadł.

- A czego się spodziewałeś po totalnym no life? - prychnęłam. - Ludzie są nudni.

- Dlaczego tak myślisz?

- Lubie wyzwania - wzruszyłam ramionami. - Człowiek to prosta i przewidywalna istota.

- Miałaś takie doświadczenia? - drążył.

- Tak - odpowiedziałam, ale po chwili dodałam z wahaniem: - Zdarzają się jednak wyjątki. - Chłopak intensywnie się we mnie wpatrywał, jakby czekał aż będę kontynuować, ale ja nie zamierzałam nic więcej powiedzieć, dlatego szybko zmieniłam temat. - Z tamtym kolesiem też się muszę zapoznać, prawda?

- Wypadałoby - uśmiechnął się.

- Eh, więc nie ma na co czekać. - Wstałam i skierowałam się w stronę dziwnie wyglądającego chłopaka.

Jego czarne włosy były ułożone coś na wzór irokeza.

Jak ja mogłam go wcześniej przegapić?


- Stój. Nie podchodź bliżej... jeśli cenisz swoje życie - ostrzegł głębokim głosem, zanim zdążyłam się ,,dostatecznie'' zbliżyć.

- Co? - tylko tyle zdołałam wydukać, ale się nie zatrzymałam.

- Hmpf! Mimo ostrzeżenia nie ustajesz? Twoja odwaga jest godna pochwały. A więc, zgoda.

What the hell? Co to za koleś? Mówi poważnie? Może to jakiś Superlicealny Psychol? Albo coś w tym guście.

- Hahahaha! Powiedz mi, odważna. Czy słyszałaś już moje imię? - Spojrzałam za siebie i rzuciłam blondynowi krzywe spojrzenie, które mówiło ,,mogłeś ostrzec''. - Muszę przyznać... Twój pokaz brawury rozbawił mnie nieco - znowu się zaśmiał. - Dobrze więc! Powiem ci moje imię! Przygotuj się! Przed tobą stoi, Tanaka Gundam. Nie zapomnij tego imienia - poradził. - Kiedy będę rządzić światem, coś takiego będzie proszeniem się o śmierć.

Opadła mi szczęka, dosłownie!

Rządzenie światem? Żartuje sobie ze mnie, co nie? Co za popaprany typ! Którędy było do wyjścia?

Zaczęłam się ukradkiem rozglądać za możliwością odwrotu.

- A teraz, odważna, odpowiedz na moje pytanie. Czyim mistrzem jesteś? - spytał całkowicie poważnie.

- C-Co? - nie mogłam się powstrzymać, paniczny chichot sam wydobył się z moich ust.

- Proponuje odpowiedzieć jak najszybciej. Jaki gatunek więzi dokonałaś?

- C... Co? Więzi? O czym ty do mnie mówisz? - mój szok i zdziwienie powoli znikały, a na ich miejsce wkraczało zirytowanie i złość.

- Odpowiedz! Odpowiedz teraz, bo będę musiał cię zniszczyć!

A ja myślałam, że Komaeda jest dziwny...

- HA?! Ty. Zniszczyć. Mnie? Dlaczego miałabym odpowiadać na twoje popierniczone pytania, skoro masz czelność mi grozić?!

- Myślę, że on pyta czy kiedykolwiek miałaś zwierzaka - wtrącił się Komaeda, kładąc mi dłoń na ramieniu i próbując mnie uspokoić.

- Zwierzaka? Jak ja się miałam tego niby domyślić?! - Spoglądałam to na blondyna, to na Tanake. W końcu odpowiedziałam: - Um, niespecjalnie... Zwierzęta wymagają dużo uwagi i opieki. Mycie, czesanie, karmienie, spacery... Nigdy nie miałam na takie rzeczy czasu. Co nie znaczy, że nie lubię zwierząt! - dodałam pośpiesznie, żeby znowu nie wynikło jakieś nieporozumienie. - Uwielbiam! Niestety, nie tylko brak czasu stał na przeszkodzie, ale i moja mama. Ma uczulenie na sierść - wyjaśniłam, po czym spojrzałam na Komaede z wyrzutem.

Mógł się szybciej ruszyć.

- Brak czasu? Uczulenie? Głupota ludzka! Twój talent jest nieistotny! Poziom 5, najwyżej. Jesteś niegodna mnie!

Oczywiście, musiał się czegoś dopatrzeć.

- Słucham?! Niegodna? Poziom 5? Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, ale w życiu nie miałam tak niskiego poziomu! Jestem najlepsza wśród graczy, więc nie ma mowy bym była słabsza od ciebie!

- Znasz moje imię, ale nie masz pojęcia, kim jestem, prawda? Ja, Tanaka Gundam, którego obawiali się jako ,,Wschodzący Władca Z Lodu''!

- Co do... Jak ty... - Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć, bo tak mnie zdziwił widok... chomików! Nagle pojawiły się na ramionach Tanaki.

Skąd one się wzięły?! Cztery Chomiki Ninja?!

- Ujrzyj ,,Tanaka Królestwo''!

- Chodzi o chomiki, co nie? - spytałam zrezygnowana, jak i dla jasności.

- Moje ciało stało się domem dla moich pacjentów, dzięki czemu poskromiłem ich złe duchy!

- Ha? Co?

- Właśnie to, czego można oczekiwać od Super licealnego Hodowcy - wyjaśnił pół śmiejąc się, Komaeda.

- I nie dało się tak od razu?! - Tym razem się zdenerwowałam, na co Nagito tylko się uśmiechnął w odpowiedzi.

- Słysząc to, jeden z moich czterech Ponurych Bogów Zniszczenia, powiedział:,,nie budź w nas gniewu''! Powinnaś posłuchać tego ostrzeżenia, bo te cztery istoty nie okażą litości - rzekł Tanaka, po czym wybuchnął śmiechem szalonego naukowca.

Strasznie mnie kusiło, żeby z niego zaszydzić. Rzucić obelgę na temat purpurowego szalika na szyi, blizny w kształcie błyskawicy przy lewym oku albo głupich soczewek! Wątpiłam, żeby miał jedną tęczówkę szarą a drugą czerwoną.

Znowu rozległ się dziwny dźwięk z mojej kieszeni.

Tej osoby wolałabym nigdy nie spotkać...

Zaliczyło mi się, że go poznałam, więc nie musiałam z nim spędzać więcej czasu. Uśmiechnęłam się sztucznie, kiwnęłam głową i natychmiast odwróciłam się na pięcie.

Chyba naprawdę rozważę pomysł skakania do morza.

- Um... W każdym razie, może wydawać się nieco dziwny, ale jest niepodważalnym geniuszem, jeśli chodzi o zwierzęta. Potrafi je poskramiać, a nawet udało mu się uratować niektóre gatunki, które były na skraju wyginięcia. Istnieje pogłoska, że nawet rozmawia ze zwierzętami... ale to chyba jakiś żart - Komaeda próbował, chyba, podnieść mniena duchu.

- Świetnie się bawiłeś? - mruknęłam, spoglądając na niego spode łba. - Mogłeś mnie ostrzec...

- Gdybym to zrobił, to byś w ogóle nie podeszła - wyjawił bez wymówek. - A tak, masz to już z głowy.

- Eh... A myślałam, że to ja jestem pokręcona. A tu proszę! Myliłam się! - bąknęłam, wznosząc oczy ku górze. - Proszę, powiedz, że już więcej nikogo tu nie ma.

- Nikogo więcej tu nie ma - odparł z uśmiechem. - Reszta musi być gdzie indziej.

- Są równie pokręceni? Albo bardziej?!

- Hm... trudno powiedzieć.

Spuściłam nisko głowę i pokręciłam nią z dezaprobatą.

Koszmar.

Opuściliśmy lotnisko i skierowaliśmy się dalej na wschód. Nie musieliśmy iść daleko, żeby natrafić na kolejny budynek. Tym razem miejsce nie było ogrodzone żadnym płotem, a nad szklanymi drzwiami widniał oranżowy napis ,,Rocketpunch Market'' - właśnie tam się udaliśmy.

Wewnątrz znajdowały się deski do surfingu w różnych kolorach, stroje kąpielowe, niezdrowe jedzenie oraz picie, automaty i wiele innych rzeczy. Oczywiście nie mogło się obejść bez kamer i ekranów monitorujących, które na chwilę obecną były wyłączone. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że sklep nie miał praktycznie końca.

- Dzięki temu miejscu, nie musimy się martwić o jedzenie i inne potrzeby przez jakiś czas - poinformował mnie Komaeda.

- Przez jakiś czas? - zabrzmiało to nieco dramatycznie, ale już sobie wyobraziłam całą sytuację, gdy nam zabraknie prowiantu. Za dużo gier survivalowych przeszłam, żeby udawać przygłupa.

- T-To tylko przenośnia - uspokoił mnie szybko.

- Ale nie ma gwarancji, że to jadalne. A co jeśli to wszystko jest zatrute?

Jeżeli znowu powie, że powinnam mieć więcej nadziei, to on wyląduje w wodzie. Ciekawe czy umie pływać...

- Heh, z pewnością jesteś sceptyczną osobą, Aiko-chan.

- Dlaczego? - zmarszczyłam brwi. - Nie cierpię i nie będę cierpieć na syndrom sztokholmski. Porwano nas! Mam prawo zakładać najgorsze scenariusze. - Rozłożyłam ręce, jakbym obejmowała nimi cały market. - Zresztą, nie powinien ktoś stać przy kasie? Jacyś pracownicy?

Komaeda odrobinę spochmurniał. Wiedziałam, że trafiłam w sedno.

- Dobrze, nikt nie może nam tu pomóc. Czy Usami nie powiedziała, że ta wyspa jest niezamieszkana?

- Nie wiem, ale póki co na to wygląda... - mruknęłam, zamyślając się.

Utknęłam na jakieś pieprzonej wyspie zamiast być... zamiast być... być... Gdzie? Powinnam znajdować się w innym miejscu. Jakim? W domu? Ktoś tam na mnie czeka, prawda?

Gdy tylko pojawiła się ta myśl moją głowę przeszył mocny ból.

- Ugh! - Położyłam dłoń na czole.

Zabolało strasznie!

- Coś się stało? - spytał zmartwiony blondyn.

- Nie, to nic - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.

Nagle poczułam się dziwnie obserwowana. Odwróciłam się w lewą stronę i ujrzałam podenerwowaną dziewczynę w uniformie pielęgniarki.

Czemu się we mnie tak wpatruje?

Nie wiedziałam jak zareagować. Po chwili wahania, podeszłam do niej powolnym krokiem.

- Ach, uhhhh, um... Wiesz... - jęczała bez żadnego składu. Czekałam cierpliwie aż w końcu sklei coś sensownego. - P-Przepraszam. - Zakryła dłońmi oczy, z których popłynęły łzy.

Cofnęłam się zdziwiona.

- A-Ano... - zaczęłam, ale sama nie wiedziałam, co powiedzieć.

Dlaczego ona płaczę?!

- Znęcać się nad dziewczyną... To niemiłe, Aiko-chan - zganił mnie neutralnym głosem, Komaeda.

- Co? Ale... - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Ja jej nic nie zrobiłam! Nawet nie zdążyłam niczego powiedzieć! - broniłam się trochę zbyt przesadnie.

Nie mam wielkiego doświadczenia w relacjach z ludźmi, ale bez przesady. Potworem nie jestem!

- Czekaj... Co to miało znaczyć ,,znęcać się nad dziewczyną''? Przecież też nią jestem! A jak Tanaka mi groził to...

- Ach, a więc twoje imię to Aiko-san? Jeśli to w porządku, chciałabym je zapamiętać. Mogę? - spytała w miarę wyraźnie dziewczyna.

- O-Oczywiście... - odparłam, gdy pierwszy szok minął. - Nie przeszkadza mi to, ale...

- N-Nazywam się Tsumiki Mikan. Um... Miło mi cię poznać, mam nadzieję, że uda nam się dogadać - przedstawiła się czarnowłosa, cała czerwona na twarzy.

Pierwszy raz kogoś tak onieśmielam. Nie podoba mi się to.

- Um... um, um, um, um... - jąkała, po czym znowu wyglądała, jakby zanosiła się na płacz.

- Nie, proszę! Spokojnie, uspokój się! Hej, hej, jest dobrze - zaczęłam lekko panikować, ale to tylko dlatego, że nie wiedziałam, jak radzić sobie w takich sytuacjach.

- Uhhhh, mój umysł jest taki pusty... - rozpłakała się - ze zdenerwowania... Przygotowałam przecież pięć tysięcy tematów do dyskusji wprowadzającej!

Pięć tysięcy?! W głowie mi się to nie mieści. Ostatecznie jednak poszło to wszystko na marne... O ile to prawda.

- W porządku, nie śpiesz się i mów powoli. Poczekamy jeśli to konieczne - odparł miło Komaeda do Tsumiki. - Będziemy czekać wiecznie, o ile jest ci to potrzebne.

- Huh? Aaaaach! - krzyknęła zdumiona dziewczyna.

Spojrzałam krzywo na chłopaka.

Już chciałam wycedzić przez zęby coś w stylu ,,jak była mała, to pewnie rodzice ją upuścili'' albo ,,za dużo leków się najadła''. Druga opcja była bardziej możliwa. Nie miałam co do tego wątpliwości, że mamy do czynienia z Superlicealną Pielęgniarką.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo znowu odezwał się Komaeda:

- Ach, Tsumiki-san jest Superlicealną Pielęgniarką.

Nie trudno było zgadnąć.

- Jeśli kiedykolwiek zostaniesz ranna albo źle się poczujesz, to najlepiej udaj się do niej. - Chłopak dostrzegł moje ignorancje spojrzenie, bo od razu dodał: - Musisz takie rzeczy traktować poważnie, bo dostaniesz infekcji i umrzesz.

- O to się nie martw - zapewniłam, unosząc płasko dłoń. - Złego diabli nie biorą. Zresztą, umiem sobie poradzić. Zaliczyłam kurs pierwszej pomocy w gimnazjum, a na dodatek żadna wirtualna operacja, którą prowadziłam nie skończyła się zgonem - odparłam dumnie z nutką lekceważenia i prowokacji. - Więc, Tsumiki, możesz śmiało skupić się na innych studentach. A ty - zwróciłam się do blondyna - nie mów takich rzeczy, z takim dużym uśmiechem. Nie łatwo się mnie pozbyć.

Poza tym, to tylko pielęgniarka, a nie lekarka.

- Hehehehehe! - dziewczyna zaśmiała się radośnie. - A-Ach, przepraszam, że śmieje się tak nagle! Po prostu... nic nie mogę na to poradzić. Cieszę się bardzo, bo nie pamiętam kiedy ostatnio miałam przyjaciół - no i znowu potok łez. - Ach, nie powiedzieliście jeszcze czy chcecie się ze mną przyjaźnić. Tak mi przykro, że powiedziałam coś tak... aroganckiego! Zrobię wszystko, co powiesz... tylko... proszę, nie nienawidź mnie!

Powstał symulator psycholi? Jeśli tak, to koniecznie w niego zagram.

- Naprawdę nie powinnaś doprowadzać innych do łez w ten sposób, Aiko-chan - odparł, znowu, tym swoim neutralnym głosem Komaeda.

Czy on próbuje wytrącić mnie z równowagi? Jeszcze trochę i...

- Przepraszam... Przepraszam! - szlochała dziewczyna.

Chwyciłam się za głowę. Na szczęście rozbrzmiał dźwięk Identyfikatora Uczniowskiego, co oznaczało, że poznałam tę osobę i mogłam spadać.

Zrobiłam to samo, co poprzednim razem - uśmiechnęłam się sztucznie, skinęłam i odwróciłam się na pięcie.

Widziałam kątem oka jak Komaeda chce ruszyć za mną, więc się na chwilę zatrzymałam.

Spojrzałam na niego ciepło, pokręciłam głową i wytknęłam język, po czym szybko zniknęłam za regałami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz