sobota, 1 grudnia 2018

Rozdział 1 ~ Witamy Na Wyspie










— Oi! Słyszysz mnie? — odezwał się czyiś spokojny i przyjemny dla ucha głos.

Uchyliłam powoli powieki, próbując przezwyciężyć bijącą w oczy jasność. Dostrzegłam jarzące się wysoko słońce, znajdujące się na całkowicie błękitnym niebie, oraz chłopaka, pochylającego się nade mną, którego cień ułatwiał mi widoczność.

— Wszystko w porządku? — zapytał troskliwie, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. — Wyglądasz na wyczerpaną. Szczerze mówiąc, ja też się tak czuję. Podobnie jest ze wszystkimi.

Wpatrywałam się w niego bez słowa, zastanawiając się, czy powinnam wiedzieć, o czym mówił. Nie pamiętałam, abym go znała, ale zdecydowanie bardziej martwiło mnie, że nie potrafiłam sobie niczego przypomnieć.

— Oi, słuchasz mnie w ogóle?

Zmarszczyłam brwi, mrugając kilkakrotnie, by przepędzić mroczki przed oczami. Czułam się jak we śnie, mimo że dopiero się obudziłam.

— Nie rozumiem... Gdzie jestem? Co się dzieje? — zapytałam skołowana.

Spojrzałam z nadzieją w szaro-zielone oczy swojego rozmówcy, który nagle zamilkł.

Spróbowałam nie wpaść w panikę. W końcu musiałam sobie tylko przypomnieć, co się stało. Na pewno byłam w stanie to zrobić przy dostatecznym skupieniu.

Po chwili mój umysł zalała fala niewyraźnych obrazów.



⚜ ⚜ ⚜



Nadszedł dzień, na który od dłuższego czasu czekałam, oficjalnie rozpoczynający moje dołączenie do całkowicie nowej i nieznanej mi dotychczas społeczności Super Licealistów.

Znalezienie się w miejscu pełnym utalentowanych osób wcale mnie nie zadowalało, nawet jeżeli miałam zyskać dzięki temu szacunek i sławę. Nie uważałam, aby Akademia Szczytu Nadziei była dla mnie odpowiednią szkołą, ale tradycji musiała stać się zadość.

Gdy stanęłam przed bramą akademii, poczułam mrowienie w górnej partii ciała, podobne do dreszczy towarzyszących przy kontakcie z zimną wodą. Miałam wrażenie, jakbym przeżyła już tę sytuację wcześniej. Nie wydawało mi się, aby był to mój pierwszy dzień w Akademii Szczytu Nadziei, ale nie mogłam tego jednoznacznie stwierdzić.

Ostatecznie uznałam to za niemożliwe i postanowiłam wkroczyć na teren szkoły. Gdy tylko to zrobiłam, poczułam, że coś się zmieniło.

Krajobraz przede mną zaczął wirować - straciłam po chwili przytomność.

Nie wiedziałam, ile czasu minęło, gdy się w końcu ocknęłam. Tkwiłam w całkowitej ciemności, w której dostrzegałam tylko jedną rzecz - drzwi. Nawet gdybym nie czuła, że powinnam z nich skorzystać, zrobiłabym to nie widząc innego wyboru.

Niespiesznie podeszłam do przejścia, po czym chwyciłam za metalową klamkę, wykonując energiczny ruch w prawo. Wtedy moim oczom ukazała się szkolna sala, w której znajdowała się grupka uczniów. Przyjrzałam się ich twarzom pobieżnie, nie potrafiąc określić, czy kiedykolwiek wcześniej ich widziałam.

— Kim jesteś? — Usłyszałam pytanie, które najprawdopodobniej było skierowane do mnie.

Starałam się zidentyfikować, kto z całej grupy się odezwał, ale bezskutecznie.

— Um... Wszystko w porządku? Twoja twarz jest strasznie blada — zauważyła dziewczyna w pielęgniarskim fartuchu.

— J-ja...

— Oi, też się właśnie zapisałaś?

Spoglądałam zagubiona na wszystkie strony, zaczynając pragnąc, aby to wszystko okazało się tylko snem. Twarze otaczających mnie osób rozmazywały mi się przed oczami. Czułam się słabo i niekomfortowo.

— Czy się zapisałam? Czyli dopiero zaczynamy szkołę? — wydukałam.

— Yep! Jesteśmy nowymi uczniami.

Zmarszczyłam skonsternowana brwi, słysząc tę informację. Nikt z obecnych nie wyglądał mi na pierwszorocznego, ale mogło mi się tylko zdawać.

— A więc... chodzimy razem do klasy? — spytałam niepewnie. — Znajdujemy się w Akademii Szczytu Nadziei, ale... czemu?

— Zapewne to zebranie wszystkich nowych uczniów w klasie — odezwała się nieśmiało jakaś dziewczyna.

— Ej, ty! — zwrócił się do mnie pretensjonalnie pewien blondyn o dość sporej posturze. — Jak udało ci się wejść do tej sali?

— Em, sama nie wiem... Zanim zorientowałam się w sytuacji, tak po prostu znikąd, pojawiły się przede mną drzwi. Zupełnie jakbym została przez nie wciągnięta. Nic więcej nie pamiętam — odpowiedziałam, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie. Miałam w niej jednak kompletną pustkę. — Czy teraz ja mogę ci zadać pewne pytanie?

— O co chodzi?

— Dlaczego wszyscy zebraliście się w tej klasie? Będzie jakaś ceremonia otwarcia, czy coś w tym stylu?

— Właśnie myślałem o omówieniu tej kwestii ze wszystkimi — odparł wyniośle, posyłając mi pełne wyższości spojrzenie.

— Tylko myślałeś? — prychnęłam kpiąco.

— Nie masz chyba nic przeciwko, prawda? Wszyscy tutaj jesteśmy, więc równie dobrze możemy o tym porozmawiać.

— Ha?! Wszyscy? Skąd wiesz, że tyle nas jest, hę? — zapytała dziewczyna o osobliwym wyglądzie, nosząca dwa stożki na głowie.

— W tej klasie jest szesnaście ławek, a skoro ona też do nas dołączyła, wychodzi na to, że tylu nas właśnie jest. Nie trzeba być geniuszem, żeby to zauważyć.

— O czym więc powinniśmy porozmawiać? — wtrącił najniższy chłopak z całej naszej grupy, ubrany w strój kuchcika. — Czy ktoś wie, dlaczego zostaliśmy tutaj ściągnięci?

— Pierwszy o to spytałem — obruszył się blondyn, jakby to miało jakieś znaczenie. — Ja, zanim zorientowałem się, co się dzieje, znalazłem się tutaj. Najwyraźniej każdego spotkało to samo — wywnioskował. — To nie jest naturalne. A wasze głupie twarze mówią same za siebie.

— Masz rację - to jest dziwne — odezwała się dotąd milcząca rudowłosa dziewczyna, nosząca aparat fotograficzny na szyi. Wbrew niepozornemu wyglądowi, zdawała się być konkretną i surową osobą. — Chwila! Co miało znaczyć ,,głupie twarze''?!

— Gdy tylko chciałem wejść, zostałem w niewytłumaczalny sposób obezwładniony i znalazłem się przed tą klasą — powiedział spokojnie, ignorując zadane mu pytanie. — Takie było moje doświadczenie. Czy wy nie mieliście tak samo?

— Mnie również to spotkało — mruknęłam niechętnie, czując na sobie nieprzyjemny wzrok pana Puszystego.

— Ech?! To nie tylko ja tak miałem? — pisnął kuchcik. — Wszyscy dostaliśmy w głowę w tym samym czasie...to podejrzane!

— To mało prawdopodobne, aby był to tylko zbieg okoliczności, prawda? — zapytała poddenerwowana dziewczyna w stroju pielęgniarki. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.

— Zatem nie jestem jedyny — mruknął zadowolony pan Puszysty, usatysfakcjonowany tym, że od początku miał rację. — Innymi słowy, za wszystkim stoi to dziwne zjawisko.

— To, co mówisz ma sens, ale... nie podoba mi się to — wtrącił ze zmartwieniem brunet, jako jedyny z całego towarzystwa noszący krawat.

Milczałam, choć wątpiłam, aby znalazła się osoba, której bieżąca sytuacja by odpowiadała.

— Nie pomijajmy niczego. Zawroty głowy to nie jedyny problem — dorzucił najwyższy i najbardziej umięśniony z nas wszystkich nastolatek, który w żadnym calu nie wyglądał na naszego rówieśnika.

— Co masz na myśli? — zapytał chłopak, ubrany w żółtym kombinezon mechanika, wodząc po otoczeniu przerażonym wzrokiem.

— Chodzi mi o to, że powinniśmy skupić się na szczegółach, zamiast patrzeć na ogólny obraz zaistniałej sytuacji — wyjaśnił. — Zanim spróbujemy dowiedzieć się, czemu zostaliśmy tu zebrani, lepiej zastanówmy się nad tym, dlaczego nie możemy stąd wyjść.

— Jak to nie możemy? — Zmarszczyłam zdezorientowana brwi, po czym odwróciłam się w stronę drzwi, przez które przed chwilą przeszłam. Pociągnęłam za klamkę, ale ta nawet nie drgnęła. — Nie otwierają się.

— C-co teraz zrobimy? — spytała dziewczyna z aparatem.

— Może wystarczy, że zadzwonimy po pomoc — zaproponowałam, szukając po kieszeniach telefonu komórkowego. — Szlag! — wydukałam, czując nieprzyjemne uczucie strachu, kiedy niczego nie znalazłam.

Pozostali także zaczęli sprawdzać, czy nie mieli przy sobie swoich technologicznych skarbów, ale widoczne w ich oczach przerażenie wystarczyło mi jako potwierdzenie, że pozostaliśmy bez żadnej opcji wezwania kogokolwiek.

Na krótki moment zapadła między nami cisza, gdy każde z nas próbowało zrozumieć zaistniałą sytuację. Chociaż nie chciałam panikować, nie potrafiłam się nie martwić.

— Co tu się, do diabła, dzieje?! — krzyknął rozpaczliwie mechanik.

Jego pytanie zawisło ciężko między nami - wszyscy chcielibyśmy znać na nie odpowiedź.

— Nie dasz rady otworzyć tych drzwi? — zapytałam z nadzieją napakowanego chłopaka.

— Próbowałem, ale moja siła jest najwyraźniej nie wystarczająca — odpowiedział zobojętniały.

— Ech? Dlaczego nie można ich otworzyć? To takie dziwne — burknęła nadąsana dziewczyna w pomarańczowym kimonie ozdobionym kwiecistymi wzorami.

— Nie znam szczegółów — szepnęła uczennica, o poważnej i surowej mimice twarzy, która trzymała za plecami jakiś przedmiot, na pierwszy rzut oka wyglądający jak miecz bambusowy — ale wydaje mi się, że teraz musimy zaakceptować fakt, że jesteśmy zamknięci.

Poczułam niewyobrażalny ciężar na ramionach, kiedy mój niepokój zaczął narastać. Nie podobało mi się to, co się działo. Mogłam wręcz odczuć na własnej skórze mroczną aurę, która panowała w sali, w jakiej zostaliśmy zamknięci.

— Może...Może to jakiś rodzaj egzaminu wstępnego? — podsunął chłopak, którego głos zabrzmiał dla mnie znajomo.

Objechałam wzrokiem całą jego wysoką i chudą posturę, którą częściowo ukrywał długi, zielony płaszcz. Nagle odniosłam wrażenie, jakby coś uderzyło mnie mocno w głowę, ale wciąż niczego sobie nie przypomniałam.

— Egzaminu wstępnego? W Akademii Szczytu Nadziei? — spytał z lekkim powątpiewaniem brunet w krawacie.

— Myślałam, że akademia jest ponad czymś takim — nadmieniła pewna blondynka, wyglądająca jako idealny przykład panienki z zamożnej rodziny.

— Może to, co mówili publicznie o tajnym egzaminie, który czasem piszą uczniowie, to rzeczywiście prawda — nie ustępował chłopak w płaszczu.

— Ach! To nie to! To nie jest żaden egzamin wstępny! — rozległ się znikąd zupełnie obcy głos.

— Kto to był? — zapytał pan Puszysty, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

— Um, to byłam jaaa! — Usłyszeliśmy w odpowiedzi, wciąż nie widząc swego nowego rozmówcy.

— Kim jesteś?! Gdzie się chowasz?!

— Czy to nie dochodzi zza tego podium? — zapytałam, wskazując dłonią na miejsce przed tablicą.

— Bingo! Najwyraźniej wszyscy już są, więc możemy zaczynać!

Wszyscy stanęliśmy przodem do piedestału, oczekując niecierpliwie aż tajemnicza osoba się ujawni. Wtedy nagle na podium wskoczyła biała maskotka w kształcie królika, ubrana w różowe tutu i śnieżnobiałe skrzydła, trzymająca w lewej łapce czarodziejską różdżkę.

— Co to jest?

— Um... to chyba jakaś lalka.

— To żart, prawda?

— To nie żarty! Jestem maskotką nadziewaną filcem — odpowiedziała zabawka piskliwym głosem. — Nazywam się Magiczny Króliczek Usami, ale możecie mi mówić po prostu Usami! Jestem waszą nauczycielką! Miło mi was poznać!

Przetarłam dłonią oczy, po czym jeszcze raz spojrzałam na maskotkę, próbując utwierdzić się w przekonaniu, że to wszystko mi się nie śniło.

— H-huh? Mam halucynacje? Czy wszyscy widzą ,,to''? — zapytał zdezorientowany kuchcik.

— Ja też to widzę... — potwierdził mechanik, chwytając się rozpaczliwie za głowę.

— Nigdy dotąd nie słyszałem o lalce, która śpiewa, tańczy i mówi — odparł w zastanowieniu chłopak w krawacie.

— K-ktoś musi to kontrolować. Zabawki dla dzieci taki nie są. Może to jakaś ulepszona wersja. No wiecie, wyższa technologia i w ogóle.

— Problemem nie jest to, co to coś robi, ale co mówi — oznajmił wyniośle pan Puszysty. — Oi! Wiesz, w jakiego rodzaju sytuacji się znaleźliśmy?!

— Oczywiście, że wiem! Jestem nauczycielką nadzorującym tę wycieczkę! — odpowiedziała entuzjastycznie maskotka.

— Wycieczkę?! — sapnęłam zdziwiona. — Co masz na myśli?!

— Oznacza to wydarzenie szkolne, gdzie uczniowie wykonują działania grupowe poza terenem szkoły pod nadzorem nauczyciela.

— Znam definicję słowa ,,wycieczka''! Pytałam, o co innego!

— Zaczynajmy! — krzyknęła Usami, kompletnie mnie ignorując. — Nasza zabawna wycieczka zaczyna się właśnie teraz!

Uniosła ku górze swoją sercową różdżkę, a następnie pomachała nią dookoła, na wskutek czego całe pomieszczenie zaczęło się trząść. Pojawiło się białe światło, które było tak mocne, że musiałam aż zamknąć oczy. Gdy uchyliłam nieco powieki, dostrzegłam, że ściany wraz z sufitem pękły ukazując złocistą plażę, wysokie palmy, błękitne niebo oraz morze. Z daleka dochodził dziwny, miarowy szum przybliżających i oddalających się fal. Grupa ptaków przeleciała nad naszymi głowami. Nie mogłam uwierzyć, że klasa rozpadła się jak jakieś domino, przedstawiając wszystko, co obecnie widziałam.

Spojrzałam na pozostałych, prezentujących się niewiele lepiej ode mnie.

— Co to ma być?!

— C-c-co?

— To jakiś żart, prawda?

— G-gdzie jesteśmy?!

— Dlaczego? Jak?

— Oi! Proszę się uspokoić! Proszę! Proszę! Nie ma potrzeby do paniki! — oznajmiła Usami, skacząc entuzjastycznie między nami. — Dobrze się rozejrzyjcie! Co za piękne morze, prawda? Nie czujecie jak wasza dusza się oczyszcza? Każda zła rzecz zostaje zmyta...

Coraz słabiej słyszałam wypowiadane przez nią słowa.

Nagle zdezorientowanie i szok ustąpiły uczuciu senności. Nie mogłam tego powstrzymać, powieki zaczęły mi wbrew woli opadać. Wszystko stało się czarne. Straciłam kontrolę nad swoim ciałem oraz świadomością.



⚜ ⚜ ⚜



— Oi! Słyszysz mnie? — odezwał się czyiś spokojny i przyjemny dla ucha głos.

Uchyliłam powoli powieki, próbując przezwyciężyć bijącą w oczy jasność. Dostrzegłam jarzące się wysoko słońce, znajdujące się na całkowicie błękitnym niebie, oraz chłopaka, pochylającego się nade mną, którego cień ułatwiał mi widoczność.

— Wszystko w porządku? — zapytał troskliwie, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. — Wyglądasz na wyczerpaną. Szczerze mówiąc, ja też się tak czuję. Podobnie jest ze wszystkimi.

Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać. Pamiętałam, jak w dziwny sposób znalazłam się w klasie z innymi uczniami, następnie zostając przeniesioną na jakąś wyspę.

— Oi, słuchasz mnie w ogóle?

Pospiesznie zerwałam się na równe nogi. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym przyjrzałam się swojemu rozmówcy, który wydawał się być jedyną osobą, jaką w dziwny sposób znałam.

— Um... Wszystko w porządku? — spytał zmartwiony.

Najprawdopodobniej wystraszyłam go swoją nagłą reakcją.

— Chyba...Chyba tak — odpowiedziałam zmieszana, skupiając się na otoczeniu: złoty piasek, niebieskie morze, silne i denerwujące promienie słońca, a na dodatek delikatny powiew morskiej bryzy pieszczący skórę.

Nie wiedziałam, co w takiej sytuacji należało zrobić. Powinnam znajdować się w Akademii Szczytu Nadziei albo w domu, a nie na jakieś wyspie.

W końcu wróciłam spojrzeniem na chłopaka, który przyglądał mi się z wyczekiwaniem.

— To... Ten królik, maskotka, czy cokolwiek to było, powiedziało, że zabiera nas na wycieczkę, prawda?

— Zgadza się — potwierdził.

Potarłam dłonią czoło, czując ucisk w klatce piersiowej. Chciałabym, aby to wszystko okazało się głupim snem.

W pewnym momencie, moją uwagę przykuł monitor, który został przyczepiony do jednej z pobliskich palm. Wyglądało to tak absurdalnie, że musiałam podejść bliżej, aby upewnić się, że nie miałam omamów. Przy okazji dotknęłam z każdej strony korę owego drzewa, chcąc się upewnić, że tutejsza roślinność była prawdziwa.

Natomiast nieco dalej, na innej palmie, dostrzegłam dobrze widoczną, żółtą kamerę.

— Co to ma być? Jesteśmy szpiegowani?

— Nie nazwałbym tego szpiegostwem... — skomentował chłopak, najwyraźniej cały czas mnie obserwując. — Myślę, że mogłaś powiedzieć, że strzegą nas przed niebezpieczeństwem.

— Mam inne wrażenie — odburknęłam, krzyżując ramiona na piersi.

— Ale jeśli nie możesz komuś pomóc, a martwisz się, to dobrze jest mieć jakąś kontrolę, czyż nie?

Zmarszczyłam skonfundowana brwi, widząc jego beztroski uśmiech. Nie rozumiałam, jak mógł się tak swobodnie zachowywać w obliczu zaistniałej sytuacji, zupełnie jakby go nie ruszała.

Zrobiłam kilka kroków w kierunku morza, przyglądając mu się przez chwilę. Nieskazitelnie czysta woda robiła wrażenie, zwłaszcza gdy wręcz lśniła pod naporem promieni słonecznych. Wszystko dokoła tworzyło obraz prawdziwego plażowego raju. Mimo to nie potrafiłam się zrelaksować, nawet w najmniejszym stopniu.

— Czujesz się już lepiej? — zapytał mój jedyny towarzysz, spoglądając na mnie niepewnie. — Wiem, że możesz czuć się zmieszana z powodu tego wszystkiego, co się stało, ale... powinniśmy się sobie przedstawić, nie sądzisz?

— Tak, chyba powinniśmy — wydukałam zmieszana, czując dreszcze na plecach.

Mogłabym przysiąc, że na końcu języka miałam jego imię, tylko nie potrafiłam go sobie po prostu przypomnieć, co było absurdalne, skoro dopiero teraz mieliśmy się sobie przedstawić.

— Miło mi cię poznać, nazywam się Komaeda Nagito — powiedział radośnie, uśmiechając się szeroko.

— Saito Aiko — odparłam bez entuzjazmu. — Ciebie również miło poznać.

— Skoro jesteśmy już sobie przedstawieni, myślę, że powinniśmy od razu wyjaśnić, dzięki jakiemu talentowi dostaliśmy się do Akademii Szczytu Nadziei. Chociaż w moim przypadku jest to rodzaj kiepskiego talentu...

— Hm? Co masz na myśli? — zapytałam zaintrygowana.

— Moim talentem jest szczęście.

— Żartujesz, prawda? — Uniosłam powątpiewająco prawą brew, pozwalając sobie na nikły uśmiech.

— Nie żartuję — zaśmiał się krótko. — Mówię poważnie. To jest mój talent. Mówią na mnie Super Licealny Szczęściarz.

— Czemu więc powiedziałeś, że to kiepski talent?

— Po prostu wygrałem na corocznej loterii. Zwycięzca to właśnie Super Licealny Szczęściarz. Nie jest to nic specjalnego, zwyczajny fart. Trudno mówić tu o talencie — wyjaśnił.

— Nadal nie rozumiem. — Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.

— Dlaczego?

— Przecież powinieneś się cieszyć! Każdy marzy o dołączeniu do akademii, a tobie się to udało. Niejedna osoba, nawet ktoś z Super Licealistów, chciałby, aby sprzyjało mu szczęście. Według mnie nie jest to kiepski talent. Właściwie, to mogłabym się z tobą zamienić.

— Ha? Poważnie? A więc, jaki jest twój talent?

Kiedy chciałam udzielić mu odpowiedzi, poczułam przeraźliwy ból głowy. Trwał on zaledwie ułamek sekundy, ale był na tyle intensywny, że zdążył napytać mi stracha.

— Ja... jestem Super Licealną Gamerką. Według mnie to żaden talent. Gry to sztuka. Hobby. Zainteresowanie. Przyjemność. Talent nie ma tu nic do rzeczy.

— Brzmisz trochę, jakby wcale nie zależało ci na dołączeniu do akademii. Czemu więc przyjęłaś od nich zaproszenie?

— Tradycja, chyba... Nie, to... Po prostu szkoła to szkoła, nie miało dla mnie znaczenia, do jakiej się udam. — Po raz kolejny poczułam eksplozję bólu w swojej głowie. Blokowało mnie to, przez co odpowiadałam machinalnie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co mówiłam. — A ty? Czemu zdecydowałeś się na Akademię Szczytu Nadziei, skoro masz takie zdanie o swoim talencie?

— Nie spodziewałem się tego. Dostałem zaproszenie i początkowo byłem przerażony perspektywą odmowy, ale nalegali. Najwyraźniej czynnik szczęścia jest wciąż tajemnicą dla personelu Szczytu Nadziei, więc na rzecz badań szkoła wybiera jednego Super Licealistę Szczęściarza przez loterię każdego roku. To musi być niesamowite, a zarazem dość błahe. Cieszę się, że sprawia to możliwość wejścia do szkoły komuś takiemu jak ja, ale... Z drugiej strony... czuję się trochę nie na miejscu — odpowiedział posępniejąc. — Ach, przepraszam. Nie pomagam czasem tymi negatywnymi uczuciami. To mój zły nawyk — zaśmiał się krótko, co nieco zaprzeczało jego słowom. — W każdym razie, to chyba wystarczy tak na wstępie.

Przytaknęłam tylko, czując niewytłumaczalne zawroty głowy. Kiedy próbowałam sobie przypomnieć coś więcej poza tym, co ostatnio doświadczyłam, odnosiłam wrażenie, że moja górna część ciała miała zaraz wybuchnąć.

— Oi, Aiko-chan, w porządku?

Zamrugałam zdziwiona, posyłając Komaedzie zszokowane spojrzenie. Nie spodziewałam się, że zwróci się do mnie w tak śmiały sposób. Zaczęłam się wtedy zastanawiać, czy również odczuwał to dziwne wrażenie, że już się kiedyś poznaliśmy.

— Nic mi nie jest — odpowiedziałam, masując z zakłopotaniem kark. — To wszystko przez zaistniałą sytuację.

— Jestem pewien, że to po prostu szok. Niedługo ci przejdzie, więc postaraj się za bardzo nie martwić, okej? — zapytał, uśmiechając się szeroko.

— Postaram się — obiecałam bez większego przekonania.

— W porządku, zatem wygląda na to, że skończyliśmy się sobie przedstawiać. Nie jestem pewny, co wydarzy się dalej, ale mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi.

Przyjaciółmi, powtórzyłam w myślach, krzyżując ramiona na piersi. Nie rozumiałam dlaczego, ale nie spodobało mi się to. Coś na wzór instynktu bądź przeczucia podpowiadało mi, że to nie był dobry pomysł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz