sobota, 29 grudnia 2018

Rozdział 14 ~ Dochodzenie część II










Mój wzrok powędrował na drewniane drzwi z białą tabliczką, na której widniały karykatury mężczyzny i kobiety. Podeszłam do nich i chwyciłam za klamkę, która wydała tylko głuchy klekot.

- Wychodzi na to, że ktoś jest w środku - westchnął Komaeda. - Każdy może do niej wejść, więc trudno powiedzieć, kto tam aktualnie siedzi.

Przyjrzałam się przejściu.

Ktoś wcześniej mówił, że nie mógł tam wejść, bo było zamknięte. Nidai chciał pilnie do toalety, więc może to on w niej siedzi.

- Hej, jest ktoś w środku?! - zawołał głośno mój towarzysz, na co się wzdrygnęłam, gdyż nie spodziewałam się po nim czegoś takiego.

Zapukałam kilka razy, ale nikt nie odpowiadał. Rozumiałam, że potrzeby fizjologiczne są ważne i najlepiej się je wykonuje w spokoju, ale to nie znaczyło, że ktoś nie mógł nam odpowiedzieć.

Może Nidai również nie dał rady ich otworzyć, bo wątpię, z jego i tak wysokimi manierami, żeby nam nie odkrzyknął.

- Chyba powinniśmy zrezygnować i przyjść sprawdzić to później - zasugerował Nagito.

- Tak, masz racje. Bezsensu byłoby tutaj cały czas stać i czekać.

Poszliśmy dalej wzdłuż korytarza. Zatrzymałam się przy kolejnych drzwiach.

- Czy to tutaj nie jest to biuro?

- Tak, chodźmy.

Komaeda wszedł pierwszy, a ja zaraz za nim.

Pomieszczenie było niewiele większe od magazynku, ale za to w zdecydowanie lepszym stanie. Poza starym, drewnianym biurkiem i ścianą pełną półek nie znajdowały się żadne inne meble. Standardowo z sufitu zwisała żółta kamera, której bliźniaczki były wszędzie z wyjątkiem łazienek. Zaraz obok zauważyłam wentylator, taki sam jak w jadalni. A na małym, wyblakłym, czerwonym dywaniku leżało duraluminium, a z obydwóch jego stron stali Soda i Peko.

- Wyłączniki powinny znajdować się w tym biurze - odparł Nagito.

- Hm, musi to mieć wtedy związek z awarią.

- A więc powinniśmy bezpieczniki sprawdzić w pierwszej kolejności - zasugerował mój towarzysz.

Rozejrzałam się po pokoju. Niedaleko wentylatora zauważyłam czarny panel z kilkoma przełącznikami i dźwignią. To tutaj awaria najprawdopodobniej miała swoje źródło.

- Hm, nie wygląda, jakby ktoś go ruszał. Nic też nie wydaje się podejrzane...

- Bezpieczniki są bardzo wysoko - zauważyłam. - Żadne z nas by go nie dosięgło.

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odezwał się Soda, który musiał przysłuchiwać się naszej rozmowie. - Dlatego to jest taką tajemnicą. Podczas awarii wpadłem w panikę i zapomniałem o tym, ale masz rację. Nawet jakby ktoś stanął na krześle, to nie ma mowy o tym, żeby sięgnął do wyłącznika. Oznacza to, że ktoś musiał zresetować wszystko po zaniku elektryczności. Tylko kto?

- Ja to zrobiłem! - odparł spokojnie Monokuma, który - jak zwykle - pojawił się znikąd.

- Gwaaaaaaaaaaaaaaaaaah?! Jest tutaj! - krzyknął z przerażeniem Kazuichi.

Że się jeszcze do tego nie przyzwyczaił...

- Wy, idioci, nie wiedzieliście, co zrobić z awarią, więc sam się tym zająłem i wszystko zresetowałem. Ach, tak swoją drogą, to nie jestem jedynym, który majsterkował przy wyłączniku. Mam tutaj na myśli morderce, oczywiście - wyjaśnił niedźwiedź.

- Ale jak ktoś tak mały jak ty, mógłby to zrobić? - Wskazałam ręką na bezpieczniki, które znajdowały się przy samym suficie.

- Po pierwsze, moje oczy działają naaaaaaaaprawdę dobrze w nocy, więc nie mam problemów z widzeniem wieczorem. A jeśli chcesz wiedzieć, jak dotarłem do bezpieczników... Moje ciało się rozciągnęło. Wiesz... Jestem bardzo elastyczny - odpowiedział z powagą.

Wtedy przypomniało mi się, że Momoi miała pilnować wejścia, żeby Monokuma właśnie do nas nie przyszedł.

Zbladłam momentalnie.

Mam nadzieję, że nic jej nie zrobił.

-K-Kłamca! - krzyknął Soda, pokazując na maskotkę palcem.

- To prawda! Chcesz zobaczyć? - zapytał miło, a na jego białej części pojawił się różowy rumieniec. - Chcesz zobaczyć wersję Monokumy z jego wszystkimi rozciągniętymi częściami ciała? To jest obrzydliwe! To groteskowe!

-N-Nie dzięki... Wystarczyło, że sobie to wyobraziłem, a zrobiło mi się niedobrze - zaoponował szybko Komaeda.

Ja tam bym to chciała zobaczyć...

- Och, naprawdę? Taki wstyd! - Monokuma spuścił głowę na dół udając smutnego. Niemal natychmiast się rozchmurzył i położył dwukolorowe łapki na brzuchu. - Mimo to wciąż nie sądzicie, że jestem miłym gościem? W konkursie popularności zająłbym pierwsze miejsce!

Znowu zniknął...

Pokręciłam zrezygnowana głową.

Mioda i Monokuma powinni się ze sobą świetnie dogadać.

- Nie za wiele nam powiedział - burknęłam, krzyżując ramiona na piersi.

-C-Co do...! Ech, on jest jedynym, który może wiedzieć, kto zresetował bezpieczniki... Cóż, w takim razie, przekonał mnie. I tak nie ma mowy, żebyśmy się tego dowiedzieli - odparł Kazuichi.

Nawet jakbym chciała, to nie mogłam się z nim kłócić.

Po pierwsze - miał racje. Po drugie - jest mechanikiem, więc zna się na tym.

Chyba że specjalnie wmawia nam, że nie ma takiej opcji, ponieważ sam... Nie, nie wymyślaj. Przecież sama widzisz, że nie da rady dosięgnąć bezpieczników. Jednak... Jak wtedy dokonał tego zabójca?

Mimowolnie spojrzałam na Peko, która nie odezwała się ani słowem, od kiedy weszliśmy.

- Jestem gotowa, żeby mówić... Wątpisz we mnie, prawda? - zapytała nagle, ale ze swoim naturalnym stoickim spokojem.

- Huh? Nie, to nie oto...

- Jednakże mnie to nie dziwi... Pojawiła się niespodziewana awaria i w tym czasie, Togami został zabity. Wyłącznik znajduje się w biurze.... Oczywiście, mogę się wydawać podejrzaną, ponieważ powinnam tu być.

- ,,Powinnam'' tu być? Co masz na myśli? - zapytałam, nie przejmując się tym, że wcześniej mi przerwała.

- A więc to prawda... Nie było cię w biurze - dodał Soda z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. - Ale dlaczego? Czy przypadkiem nie powinnaś pilnować bezpiecznika i duraluminium ze wszystkimi broniami? Więc... Gdzie uciekłaś?!

- Cóż... to... - Zmartwiłam się. Pierwszy raz widziałam Peko w takim stanie... Stanie, który jasno sugerował, że coś ukrywa. - Ugh... Ugh!

Niespodziewanie upadła na jedno kolano i zaczęła jęczeć. Bez zastanowienia pochyliłam się nad nią.

- Hej, co się stało? - Położyłam dłonie na jej ramionach i lekko nią potrząsnęłam, żeby na mnie spojrzała.

-N-Nic... Ja po prostu nie czuje się zbyt dobrze... Przepraszam, ale... W-Wybaczcie...

- Co to ma być? - rzucił za moimi plecami mechanik, którego bez słowa zgromiłam nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Pekoyama-san, sprawdzaliśmy tutejszą łazienkę i okazuję się zajęta, więc... Polecam albo lobby hotelowe, albo twój domek - poradził jej Nagito.

- Co? - przeniosłam na niego swój wzrok, gdy tymczasem dziewczyna wstała i zaczęła odchodzić w stronę drzwi.

- Tch... Najwyraźniej będzie to trudna droga.

Może powinnam pójść za nią?

Pomyślałam, gdyż nie mogłam zapomnieć o pocie, który skapywał z jej czoła, a także tego, jak chwiejnie poruszała się na własnych nogach.

-C-Co... Co się jej stało? - spojrzałam pytająco na Nagito.

- Hm... Ciężko o tym rozmawiać. Wystarczająco źle się czuję z tym, że Pekoyama-san... - urwał. Nie wyglądało na to, jakby chciał dokończyć. Mimo to ciągnęłam go za język.

- Co masz na myśli?

- Ja myślę, że to niefajne! Skoro uciekła, to znaczy, że jest zabójczynią! Jestem tego prawie pewny! - wtrącił się Kazuichi.

- Wcale nie uciekła! Nie widziałeś, w jakim jest stanie?! Nie ma mowy, żeby dała rade kogokolwiek zabić! - odparłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Co prawda Peko jako jedyna posiadała swój miecz, czyli broń, ale to nie czyniło z niej podejrzanej, wręcz przeciwnie - przecież zamiast jakiegoś tam noża, użyłaby swojego miecza. Na dodatek, nawet jeśli zgasiłaby wszystkie światła, to nie zdążyłaby dojść do jadalni, zabić Togami'ego, a potem tutaj wrócić. Odpadała zdecydowanie.

Marny krok naprzód, ale lepszy taki niż żaden.

Kiedy moje spojrzenie powędrowało do metalowej walizki, natychmiast przypomniałam sobie o kluczyku, który zabrałam.

Komaeda zauważył, że przez dłuższą chwile tkwię ze wzrokiem wbitym w duraluminium.

- Może powinniśmy zajrzeć do środka.... tak dla bezpieczeństwa.

- Ale jest zamknięte - rzucił obojętnie Soda, odsuwając się od głównego przedmiotu naszego zainteresowania.

- Przeszukując jadalnie znalazłam kluczyk... - powiedziałam cicho.

- Chcesz, żeby ja ją otworzył? - zapytał miło blondyn.

- Nie trzeba - pokręciłam ze zdecydowaniem głową i podeszłam do pudła stojącego na dywanie.

Wsadziłam rękę do kieszeni, w której niemal od razu odnalazłam niewielki, zimny przedmiot. Zacisnęłam na nim swoje palce, aż poczułam ból wewnątrz dłoni.

To, niestety, nie jest żaden koszmar. To wszystko dzieje się naprawdę.

Przełknęłam głośno ślinę, co przypomniało mi tylko, jakie suche i podrażnione mam gardło. Zignorowałam to jednak i włożyłam kluczyk do zamka, który wydał krótkie szczęknięcie.

- Zobaczmy... - szepnął Komaeda i pochylił się tuż za mną.

Widelce, noże kuchenne, szpikulce żelazne i różne narzędzia tkwiły wepchnięte w środku. Doskonale pamiętałam, jak Togami to wszystko rekwirował. Poczucie winy rozeszło się po całym moim ciele.

- Cóż, nie wydaje się możliwe, żeby morderca wziął coś stąd...

- Dlaczego tak myślisz? - spytałam, powoli zobojętniała na wszelkie wydarzenia.

- Ponieważ tylko dzięki kluczowi, mogliśmy zajrzeć do środka, a dotychczas Togami miał go cały czas przy sobie.

Pokiwałam tylko głową i wstałam. Zakręciło mi się strasznie w głowie, przez co uderzyłam Nagito w ramię. Mroczki zatańczyły mi przed oczami.

- Dobrze się czujesz, Aiko-chan? - zapytał zmartwiony.

- Tak, pewnie. - Odsunęłam się od niego.

Serce zaczęło mi ciężej pracować, przez co każde jego bicie przynosiło salwę bólu. Podeszłam do ściany i całą masą się na niej oparłam, żeby nie upaść. Zamknęłam na chwile oczy i zaczęłam na przemian wdychać i wydychać powietrze; powoli, bez pośpiechu, żeby wyregulować zmęczenie. Kiedy w końcu mi się to udało podniosłam powieki.

Nie ma czasu na odpoczynek. Nie zostało nam wiele czasu do tego całego sądu klasowego.

Już chciałam odejść od ściany, kiedy kątem oka spostrzegłam panel wentylatora. Z ciekawości przyjrzałam mu się bliżej.

Dziwne. Wszystko wygląda na tak samo ustawione, jak na wentylatorze w jadalni. Czy to zwykły przypadek? A może coś więcej...

Nagle podszedł do mnie Soda, opierając się obok o ścianę. Nie wiedziałam, czego ode mnie chciał, ale bez wahania zdecydowałam, że nie podzielę się z nim moimi myślami.

- Hej... Czy Pekoyama jest zabójcą? - zapytał mnie szeptem, jakby samo myślenie o kimś jako zabójcy wprawiało go w zakłopotanie.

- Dlaczego tak myślisz? - spytałam jak najdelikatniej, chcąc jednocześnie wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

- Ponieważ... Spacerowała sobie gdzieś, mimo że powinna być w biurze.Gdy szukaliśmy Togami'ego po przywróceniu prądu od razu tutaj przyszedłem, a ona wtedy zniknęła. Nie powinienem mówić tego głośno, bo Sonia-san będzie na mnie krzyczeć, ale... Pekoyama jest jedyną osobą, która mogłaby użyć bezpiecznika do wywołania awarii na korzyść jej morderstwa. Nie sądzisz również, że wygląda całkiem bezwzględnie? Tak jak... zabójca?

Zgarbiłam się wewnątrz siebie.

Jedna rzecz... Wystarczy jedna rzecz, żeby inni podejrzewali ciebie o najgorsze czyny. Ale co ja się dziwie... Mnie jako pierwszą obrzucili błotem. Przynajmniej Peko tego nie słyszy.

- Wygląd to tylko opakowanie, które o niczym nie świadczy. Nie wiem, gdzie była Peko, ale, jak już ci wcześniej mówiłam, niemożliwe jest, żeby w takim stanie, w jakim się znajdywała, mogła kogokolwiek zabić.

Mierzyliśmy się chwile spojrzeniami, aż w końcu Kazuichi odwrócił wzrok i pokiwał głową. Wyglądał na nie do końca przekonanego, ale na pewno znacznie spokojniejszego.

Chyba po prostu musiał się przed kimś wygadać.

- Zgaduje, że skończyliśmy sprawdzać biuro, nie sądzisz? - odezwał się nagle Komaeda, wytrącając mnie z własnych myśli.

- Tak, powinniśmy iść dalej. - Odepchnęłam się od ściany i poszłam w kierunku wyjścia.

Po chwili zawahania, pomachałam Sodzie na pożegnanie.

- Jakieś pomysły? - zapytałam, gdy byliśmy już na korytarzu.

Przetarłam palcami zmęczone powieki.

Gdybym była w grze, to moje hp wynosiłoby -152, co najmniej.

- Nie sprawdziliśmy jeszcze kuchni - odpowiedział spokojnie, idąc dalej.

Momentalnie się rozbudziłam i otworzyłam szerzej oczy, jakbym zaliczyła level up, który odnowił mi energie.

Jak mogliśmy pominąć tak istotne miejsce?!

Możliwe, że to przez to, że w czasie awarii znajdowałam się właśnie w tym pomieszczeniu, ale przecież nie wiedziałam, co działo się tam przed i po tych istotnych wydarzeniach.

Togami został zadźgany nożem... Nóż mógłby się znajdować tylko w kuchni. Ale jakim cudem, podczas przeszukiwania, byśmy go pominęli?

Zatopiona we własnych rozmyślania, nawet nie zauważyłam, kiedy stanęliśmy przed drzwiami owego pomieszczenia. Zawiasy zaskrzypiały przeraźliwie, ostrzegając o naszym przybyciu. W środku znajdowała się tylko jedna osoba.

- Hej, Hanamura-kun, gdzie byłeś podczas awarii? - zapytałam prosto z mostu.

Nie miałam już ochoty na żadne gierki.

I mówi to Super licealna Gamerka.

Pomyślałam kwaśno.

- Ta awaria mnie totalnie zaskoczyła. Na początku pomyślałem, że tak się stało tylko w kuchni, ale kiedy udało mi się z niej wyjść... na korytarzu również panowała ciemność! Wtedy usłyszałem głosy dochodzące z jadalni i, trzymając się blisko ściany, ruszyłem ku nim. Jednak tam też nic nie widziałem... Wszędzie było tak samo.

Zebrałam się w sobie, żeby nie wyzwać go od najgorszych. Przecież doskonale wiedziałam, że znajdowałam się w kuchni sama przed, jak i po, awarii.

Ten kurdupel kłamie mi w żywe oczy.

Postanowiłam jednak brnąć z nim dalej w tym kłamstwie, żeby mieć jakiś konkretny dowód jego przekrętów.

- Nie mogłeś użyć jakiegoś światła stąd?

- Nie, nie, to niemożliwe. Żadne z tych urządzeń nie da rady pracować bez elektryczności - odpowiedział natychmiastowo.

Bez słowa przyglądałam się Teruteru. Miałam wielką ochotę mu wygarnąć wszystko, ale...

Co by to dało? Chwila...

- Czy przypadkiem nie mówiłeś, że byłeś w łazience, kiedy zaczęła się awaria? - przypomniałam sobie naszą burzliwą dyskusje w jadalni, zaraz po odkryciu zwłok Togami'ego.

- Mówiłem tak? - Na czole zalśniły mu kropelki potu. - Ach, tak! Zapomniałem, że poszedłem szukać środka czyszczącego do łazienki.

- Po co ci był środek czyszczący?

- Ponieważ skończył mi się płyn do mycia naczyń, a nie chciałem robić tutaj żadnej brudnej sterty.

Może byłam uprzedzona, ale nie potrafiłam mu uwierzyć, a tym bardziej zaufać.

Rozejrzałam się uważnie po kuchni.

Zaraz przed moim nosem, na blaszanej płycie, leżała lista, którą znalazłam przeglądając to pomieszczenie z Togamim i Hajime. Wzięłam kartkę ponownie do ręki.

- Hm, wygląda na to, że nóż, który znaleźliśmy obok Togami'ego nie pochodził z kuchni. Zdaje się, że musiał zostać wniesiony z zewnątrz - odparł Nagito, zaglądając mi ponad ramieniem.

- Z zewnątrz? Ale... jak? Togami przecież wszystko i wszystkich sprawdzał - przypomniałam.

- Dziwne, czyż nie? Nawet dziewczyn nie traktował łagodnie pod tym względem.

Ta... Chyba wszyscy słyszeli zarzuty Hiyoko, co do rzekomego ,,molestowania''.

Zirytowałam się na samo wspomnienie.

Zapomnij o tym, Aiko. Skup się. Nóż... Skąd zabójca wziął nóż? Może... Może ktoś przyniósł go tutaj przed całym przyjęciem i ukrył?

- Wciąż jednak zadziwiające jest wyposażenie tej kuchni. Żelazne szpikulce do pieczenia na grillu... A nawet przenośna kuchenka.

- Ta, ale to nie pomaga nam za bardzo w sprawie morderstwa - mruknęłam posępnie.

- Zgadzam się.

Odłożyłam listę i spojrzałam na piętrzącą się górę jedzenia tuż obok. Automatycznie zaburczało mi w brzuchu. Nie wzięłam jednak ani kawałka. Nie posiadałam żadnego zaufania do naszego małego kuchcika, a nie chciałam ryzykować zatrucia albo...

Z intensywnością gapiłam się w potrawy przede mną.

Czy Peko coś jadła? Jeśli tak, to może to jej właśnie zaszkodziło. Ale czemu wtedy całej reszcie nic nie dolegało?

Czułam jak żołądek mi się skręca, ale wnioski, do których przed chwilą doszłam, przekonały mnie całkowicie do tego, żeby nie ruszać niczego spod ręki Hanamury.

- Niesamowite, czyż nie? To mięso jest taaaaaaaaaak duże, że nawet ja byłem w szoku. To danie typowe dla tropikalnej wyspy. Nigdy nie będzie można uzyskać takiego stanu mięsa jak tutaj - wtrącił z zachwytem Teruteru.

- Ta, jasne. Skąd to masz? - zapytałam od niechcenia.

- Zapytałem Nekomaru. Podobno zabił krowę z rancha gołymi rękami i przyniósł tutaj - odpowiedział najzwyczajniej w świecie.

Coś mnie zakuło w głowie.

-G-Gołymi rękami? - tylko tyle mogłam w obecnej chwili wydukać.

- Trochę trudno w to uwierzyć, ale... Nie jest to niemożliwe. Jego ręce... Wyglądają, jakby były wyspecjalizowane w tego typu rzeczach.

Spojrzałam na Nagito posępnie.

Nie o możliwość czynu mi chodziło, a jego brutalność.

- Poważnie, Nidai jest taki dziki... W scenerii wiejskiej czuje się jak w domu. Jestem tak zazdrosny. Moje rodzinne miasto jest w pobliżu Aoyama i Azbu, więc mało tam dzikich rzeczy... Łatwo tam jednak popełnić jakiś błąd, wiesz? - wtrącił Hanamura.

- Myślę, że to mięso pójdzie na marne. Od kiedy wydarzyła się ta okropna sytuacja... Jedyni, którzy coś zjedli to Owari-san i Pekoyama-san, która wzięła kawałek dla siebie - westchnął Komaeda.

Otworzyłam szerzej oczy.

Jak to tylko one dwie?

- Nie mów, że... Po tym, jak pracowałem tak ciężko, aby przygotować najbardziej wyrafinowane dania na świecie, tylko dwie osoby faktycznie je posmakowały - Hanamura wyglądał na zdegustowanego, po czym krzyknął rozwścieczony: - Ugaaaaaah! Nigdy nie wybaczę tego zabójcy, nigdy!

Jest na serio przerażający, kiedy popada w szaleństwo. Czy kiedy mama odłączała mi prąd w pokoju, to wyglądałam tak samo?

Fala bólu zaatakowała mój umysł. Pomasowałam się po czole, po czym odparłam:

- Chodźmy już stąd, Nagito-kun.

- Yhm, pewnie.

Z ulgą opuszczałam kuchnie. Pomasowałam się po karku.

Hm, co teraz...

- Wygląda na to, że skończyliśmy badać ten stary budynek. To jak, sprawdzamy domek Togami'ego?

- Jego domek? - zdziwiłam się.

- Możemy znaleźć tam jakiś trop, więc pomyślałem, że na wszelki wypadek lepiej to sprawdzić, ale...Martwiłem się iść tam sam.

- Nie mam nic przeciwko, żebyśmy tam poszli razem, ale czy to nie będzie... Ech, no nie wiem. Nie podoba mi się świadomość myszkowania w jego prywatnej przestrzeni.

- Mnie również, ale jeśli może to pomóc w śledztwie, to chyba warto to zrobić?

- Oby było warto - odparła posępnie.

Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem jak z nim rozmawiam czuje jakieś dziwne uczucie... Różniące się znacznie od tego przy innych.

- W takim razie chodźmy! - uśmiechnął się pokrzepiająco.

- Ta...

W chwili, kiedy opuściliśmy stary budynek, przed nami rozgrywała się naprawdę dziwna scena. Hinata i Tanaka wyraźnie coś kombinowali.

- Hej, co robicie? - spytałam, przystając niedaleko nich.

- ,,Co robicie'' pytasz? Ha! To naprawdę głupie pytanie! - (nie)odpowiedział mi Tanaka.

- Um... Sprawdzamy tylko czy możemy przejść tędy pod podłogą - wyjaśnił mi Hinata.

- Pod podłogą? Po co?

- Kto powiedział, że to daremne? Kto zdecydował, że to niemożliwe? Skąd wiedziałaś, że nie mogę odzyskać swojego kolczyka?!

Aaaa, to oto się rozchodzi... Czy ja powiedziałam, że to niemożliwe?

- Jeśli można przejść pod podłogą, to zmieni naszą wiedzę na temat morderstwa. Tak sądzę... Pomyślałem więc, że należy to sprawdzić - odparł Hajime.

- Rozumiem... Pod podłogą, huh. Nigdy nie pomyślałem o tym w ten sposób - przyznał z zastanowieniem Nagito. - Dywan, który położyłem nie obejmował całej podłogi pod stołem, gdzie znaleziono ciało Togami'ego, prawda? Do tego deski w jadalni miały ogromne luki między sobą.

- To możliwe, żeby zabójca pchnął Togami'ego nożem spod podłogi? - zapytałam sceptycznie, marszcząc brwi.

- Sprawdziłem to i z zewnątrz nie da się dostać pod budynek, gdyż ogrodzenie jest za twarde - odpowiedział Hajime.

- Czyli nie ma opcji, żeby dostać się do budynku w ten sposób.

- Może jest gdzieś jakaś luka? - podsunęłam.

- Nie, nie sądzę - odparł Komaeda.

- Jesteś pewny? - zapytałam, mimo że to pytanie cisnęło mi się w trochę innej formie.

Skąd ta pewność?

- Wydaje się, że nie można dostać się z zewnątrz do środka pod podłogą. To ulga.

- Ulga? Czemu?

- Ponieważ to znaczy, że nikt z zewnątrz nie przeszedł pod podłogą, a wtedy byłby tylko jeden logiczny podejrzany. Jedyna osoba, która nie przyszła na przyjęcie, a także nie posiada alibi.

- Och, racja, Fuyuhiko - przypomniałam sobie.

- Też o nim pomyślałem, dlatego tym bardziej chciałem to sprawdzić. Szczególnie po tym jak go spotkałem - rzekł Hinata.

- Co? Przyszedł tutaj?

- Tak, natknąłem się na niego chwile później jak wróciliśmy z rozmowy z Momoi. Chciałem się jeszcze trochę przewietrzyć. Spytałem się go, co tutaj robi, a wtedy powiedział, że mógłby mi zadać to samo pytanie. Wyjaśniłem mu, dlaczego tam akurat stałem i zaproponowałem, żeby wszedł ze mną do środka, ale powiedział, że nie ma mowy, że przyjęcia są głupie. Zapytałem wtedy, czemu w takim razie tutaj przyszedł, co go zdenerwowało. Odparł, że po prostu spacerował, po czym kazał mi zostawić go w spokoju i odszedł.

Niecodzienna sytuacja, chociaż nic mnie już nie zdziwi. Nie rozumiem jednak, po co przyszedł. Może samotność zaczęła mu ciążyć?

- Choć tak naprawdę nie wiem, co on myśli... Nie sądzę, żebyśmy mieli jakiś powód, żeby w niego wątpić. To ulga. Cieszę się - rzekł z uśmiechem Komaeda.

- Ja też, jednak nadal nie wiemy kto jest mordercą.

- Wizyta w domku Togami'ego powinna nam pomóc. Przynajmniej mamy jakiś plan - odparł optymistycznie.

- Jeśli prawdopodobieństwo wynosi więcej niż zero, mnie to wystarcza. Z całą pewnością odzyskam mój kolczyk własnymi rękoma - zadeklarował nam z determinacją Tanaka, po czym nas opuścił.

Naprawdę podziwiam jego brak przejęcia się całą sprawą. Tu nie wystarczy sposób bycia, a prawdziwe zdolności psychiczne!

- Weźmy z niego przykład i też chodźmy - mruknęłam, rozciągając obolałe miejsce.

Bez słowa ruszyliśmy pod drzwi domku Togami'ego.

Naprawdę nie podobało mi się to, co mieliśmy zrobić, ale w tej sytuacji nie widziałam innego wyjścia.

Chwyciłam za klamkę, która nie chciała ustąpić.

- No tak, zamknięte - westchnęłam ciężko, puszczając zimny przedmiot.

- Chyba musimy zapytać jego o pomoc - podsunął Nagito. To jeszcze mniej mi odpowiadało. - Heeej, Monokuma!

Jak na zawołanie, dosłownie, zjawiła się maskotka.

- Czy ktoś mnie wołał?

- Nagito, nie mówiłeś mi, że wytresowałeś sobie Monokume - starałam się zabrzmieć poważnie, ale nie za bardzo mi wyszło. Nie mogłam pozbyć się bezczelnego uśmieszku na twarzy ani prowokacyjnego tonu.

- Hej, Monokuma. Zastanawiałem się, czy możesz zrobić nam przysługę. Jest coś, co chcemy zbadać... - zignorował mnie, czym się kompletnie nie przejęłam, wręcz przeciwnie - rozbawiona skrzyżowałam ramiona na piersi.

- Oi, kto do mnie mówi? To tylko moja wyobraźnia - niedźwiedź zniknął, tylko po to, żeby sekundę później znowu wyskoczyć ze swoim złowieszczym śmiechem. - Heheheh! Gdy staje się poważny, moja wyobraźnia jest uwolniona~! Nawet mogę grać w piłkę samemu pod warunkiem, że użyje techniki klonowania! Granie w pojedynkę jest takie nudne!

- Ma się rozumieć, że twoje zdolności ninja są na poziomie anbu? - uśmiechnęłam się kpiąco.

- Nie, jestem równy hokage - odpowiedział ze śmiertelną powagą.

- I pewnie to było twoje marzenie od dziecka, a na drugie imię masz Naruto? - rzuciłam sarkastycznie. - W każdym razie to świetnie, bo będziesz mógł nam otworzyć drzwi do domku Togami'ego.

- Do tego zanim rozpocznie się szkolny sąd. Naprawdę tego potrzebujemy - dodał Nagito.

- To nasza misja - dorzuciłam, po prostu nie mogąc się powstrzymać. - Jest jeszcze na poziomie S!

- W porządku. Otworzę je w magiczny sposób. Ba-Ba-Balse! - zakrzyknął niedźwiedź, czego chyba żadne z nas (jak i zapewne sam Monokuma) nie zrozumiało. Zamek wydał głuchy klekot. - Widzicie? Drzwi zostały otwarte. Teraz możecie badać do syta! - poinformował nas, po czym zniknął.

- Chyba tylko dzięki jego szaleństwu i nietypowości nie darzę go czystą nienawiścią. Tylko po co była ta cała ,,magia''?

- Zamek jest najprawdopodobniej elektroniczny, dlatego. W każdym razie ten występ był stratą czasu.

- Nawet zabawną stratą czasu - wzruszyłam niedbale ramionami.

- Tak myślisz?

- Tak. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się tak szczerze uśmiechnęłam jak przed chwilą. Przynajmniej na parę sekund zapomniałam, po co właściwie tutaj przyszliśmy. Jednak teraz, żeby nie tracić więcej czasu, wchodźmy już do środka - odparłam trochę oschlej, niż zamierzałam, po czym złapałam za klamkę, którą bez problemu przekręciłam.

Weszliśmy do środka.

Pokój Togami'ego wyglądał tak samo jak mój poza dwoma szczegółami: mnóstwem piętrzących się stosów książek oraz łóżkiem... łóżkiem z baldachimem!

Chyba będę musiała porozmawiać z Monokumą o równouprawnieniu.

- Togami-kun już nigdy nie wróci do tego pokoju... - szepnął z melancholią w głosie, Nagito.

Objechałam wzrokiem całe pomieszczenie jeszcze raz.

- Założę się, że on wcale nie będzie za nim tęsknić - odburknęłam i podeszłam do stoliczkach, przy którym były wszelkiego rodzaju tomy.

Na drewnianym meblu dostrzegłam pomarańczową kopertę zaadresowaną do Togami'ego.

- Wygląda dość podejrzanie...

- Powinniśmy zajrzeć do środka - odparł Komaeda, patrząc znacząco na papier trzymany w moich dłoniach.

- Ech, zaszliśmy za daleko, żeby sobie teraz odpuścić, więc spójrzmy na to. - Wyjęłam ze środka białą, niewielką kartkę, na której widniała ewidentna groźba:


UWAŻAJ!

Pierwsze zabójstwo wydarzy się dzisiejszej nocy.

Ktoś na pewno kogoś zabije.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz