piątek, 28 grudnia 2018

Rozdział 13 ~ Dochodzenie część I










Wiedziałam, że powinnam zebrać od jak największej ilości osób zeznania, ale był pewien problem.

- Wątpię, żeby ktoś był skłony udzielić mi, jakichkolwiek informacji na ten temat. A jeżeli nawet to zrobi, to skąd pewność, że mówi prawdę?

Musiałam rozwiązać tę sprawę z morderstwem, ale miałam pełną świadomość, że nie będzie to łatwe ani tym bardziej przyjemne. Szczególnie że mało kto pałał do mnie sympatią. A do tego grasował wśród nas zabójca.

- Myślę, że w tej sytuacji to nie będzie miało większego znaczenia. Wszyscy są w zbyt dużym szoku - odpowiedział łagodnym głosem, uśmiechając się pokrzepiająco.

Burknęłam pewne niewyraźne słówko pod nosem i apatycznie ruszyłam w stronę Mikan.

- Uuuuhuuu... Dlaczego musimy badać ciało naszego martwego przyjaciela? T-To straszne!

Nawet nie podeszłaś do stołu, więc w ogóle nie powinnaś się odzywać.

Pomyślałam z wyrzutem, powstrzymując się od wypowiedzenia tych słów na głos. Nie chciałam się z nikim wykłócać, a zwłaszcza w takiej sytuacji.

Też bym się rozpłakała, gdybym mogła.

Uśmiechnęłam się gorzko, odpychając tą samolubną myśl.

-A-Ale jestem jedyną osobą z wiedzą medyczną! D-D-Dlatego... Muszę to zrobić! T-T-To... zrobić... w jakiś sposób!

- Sprawa z ciałem jest już zakończona, więc może uspokoisz się chociaż trochę? - zapytałam najmilej jak mogłam.

-M-Masz rację... Muszę się najpierw uspokoić. - Przycisnęła zaciśnięte dłonie do piersi. - Jestem taka nieostrożna...

- Ta, dało się to już wcześniej zauważyć.

-P-Przepraszam za to strasznie, że... że pokazałam coś tak brzydkiego... - wydukała z zakłopotaniem Tsumiki, po czym nagle krzyknęła, czym zaskoczyłam mnie tak bardzo, że prawie odskoczyłam do tyłu. - Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Przypomniałaś mi o tym jeszcze raz!

Wzruszyłam niedbale ramionami, bardziej przejmując się stanem moich poszkodowanych uszu, niż kompromitacją Mikan, która nie była jej pierwszą i zapewne nie ostatnią.

- Uuugh! Z-Zrobiłam z siebie taką idiotkę i to przy wszystkich!

- Zapomnij o tym. Świat się nie skończy z powodu czegoś takiego - mruknęłam, ukradkowo przewracając oczami. - Jak ty to w ogóle zrobiłaś? - zapytałam mimochodem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.

- Cóż... Zaskoczyło mnie to nagłe zgaszenie świateł, przez co poślizgnęłam się na dywanie. A kiedy próbowałam wstać... Ehhhh! To taaaaaaaaaaakie żenujące! Proszę... Proszę wymaż to ze swojej pamięci.

Gdybym tylko potrafiła.

- Jestem zbyt pamiętliwa, więc to raczej nie przejdzie. Sorry.

- Waaaaaaaaaaaah! Nie mogę tego znieść! - rozpłakała się na nowo i to ze zdwojoną siłą.

Nic więcej z niej nie wyciągnę.

Zostawiłam Tsumiki, czego chyba nawet nie zauważyła.

Tymczasem moją uwagę przykuła Mahiru, która od czasu odkrycia zwłok Togami'ego wyglądała coraz gorzej.

- Koizumi-san, wszystko w porządku?

- W porządku? - powtórzyła za mną głucho, po czym mnie zaatakowała. - Jakiej odpowiedzi się spodziewasz?! To, co się dzieje, to czyste szaleństwo!

- Wiesz, nie codziennie pytam ludzi jak się czują, a zwłaszcza po czyjeś śmierci, więc wybacz mi mój brak taktu - odparłam sarkastycznie. Darowałam jej ten wybuch tylko ze względu na obecną sytuacje.

- Wybacz, to... Ech, Togami-kun był cały i zdrowy, a potem w jednej chwili... coś tak strasznego się wydarzyło. Oczywiście, że nie jest dobrze. A do tego osoba, która go zabiła jest jednym z nas, prawda?

To oczywiste.

- Nie wiemy tego na pewno... - odpowiedziałam wymijająco, co po części również zaliczało się do prawdy.

Przecież w życiu nie ma nic pewnego. A zwłaszcza kiedy twoim losem kieruje wredna, sadystyczna maskotka z kiepskim poczuciem humoru.

- To już zostało ustalone! Czyż sama w to nie wierzysz?! - Nie widziałam sensu, żeby zaprzeczać, toteż nic nie powiedziałam. - Musimy znaleźć zabójce. Dowiedzieć się, kto zabił naszego przyjaciela...

Skinęłam mimowolnie głową. Poczułam dziwną potrzebę dodania jej otuchy.

- Również nie podoba mi się to wszystko, ale nie przeżyjemy, jeśli będziemy tylko stać i patrzeć. Jeżeli cię to pocieszy, to nie robimy tego tylko dla siebie, ale żeby też ochronić nas wszystkich.

- Może... Może gdybym zachowała się spokojniej podczas awarii, to Togami-kun wciąż by żył. Ta cała sprawa mogłaby się nigdy nie wydarzyć... - wyznała rudowłosa cicho ze szczerym poczuciem winy, które i mnie się przez nią udzieliło.

- Przestań się obwiniać. Nic dobrego z tego nie wyniknie - powiedziałam zimniej, niż zamierzałam.

- Agh, geez! Twoje dodawanie otuchy mimo wszystko mi nie pomaga! - uniosła się nagle, co zbiło mnie nieco z tropu. - Zapomnij o tym, co właśnie powiedziałam! Rozumiesz?!

Ani trochę. Szybciej zrozumiem, dlaczego faceci nie opuszczają deski klozetowej, niż znaczenia i sensu twoich słów.

- Um... Ta, pewnie - odpowiedziałam bez przekonania, co chyba nie przeszkadzało - albo przynajmniej nie zwróciło uwagi - mojej rozmówczyni.

- W każdym razie nie będę się teraz nad tym zastanawiać. Nie mogę stać się ciężarem dla innych. Na dodatek... mam chyba trop, który może pomóc.

- Trop? Jaki?

- Zdjęcia. Te, które zrobiłam tuż przed zgaszeniem świateł, pamiętasz?

Racja!

Jak już Koizumi o tym wspomniała, to nagle wszystko sobie przypomniałam.

,,Hej, Togami! No dalej, wszyscy! Zrobię zdjęcie! Wszyscy mówią ,,cheeeeeeese''!

- Tak, pamiętam. Ale czy te zdjęcia mogą w czymś nam pomóc? Widać na nich coś podejrzanego? - Miałam szczerą nadzieję, że tak.

- Chcesz sama je zobaczyć? Mam aparat cyfrowy, więc mogę ci je pokazać od razu.

- W takim razie pokazuj! - zachęcałam ją pośpiesznie do zdjęcia aparatu z szyi i wyświetleniu mi możliwych materiałów dowodowych.

- Um... To jest jedno zdjęcie... - Spojrzałam na fotografię przedstawiającą Nidaia, Hajime, Nagito, Hiyoko i Ibuki. Nic nie wyglądało dziwnie ani podejrzanie. Dałam Mahiru znak głową, żeby pokazała następne. - ...a to jest kolejne.

Tym razem dostrzegłam większą liczbę osób, jak i również naszego nieboszczyka. Mimowolnie uśmiechnęłam się delikatnie na widok pozy Gundhama.

- Zrobiłam te dwa zdjęcia tuż przed awarią.

- Hm... Czy nie wszyscy na nich powinni być? - zapytałam z zaintrygowaniem, cały czas przyglądając się fotografii.

- Nie dałam rady uchwycić wszystkich na jednym zdjęciu, ale mam każdego uwiecznionego - odpowiedziała z przekonaniem, Mahiru.

- To w takim razie, gdzie jestem ja? - spytałam, szukając jakiegoś punktu odniesienia do własnej osoby, tak... z czystej ciekawości.

- Och, racja! Tobie zrobiłam osobne zdjęcie, o tutaj, widzisz?

- Ach, no tak... Pamiętam, że niespodziewanie błysnęłaś mi fleszem prosto po oczach - wymruczałam z lekkim wyrzutem i zniechęceniem.

- Hehe, takie niepozowane zdjęcia są najlepsze - uśmiechnęła się przyjaźnie i spojrzała z powrotem na fotografię, po czym wróciła do tego, na którym był Byakuya i reszta. - Widzisz jak... Chwila. Huh? Czy coś jest nie tak? Nie zauważyłam tego aż do teraz, ale... Togami stoi w zupełnie innym miejscu, niż to, w którym go znaleźliśmy, czyż nie? - zauważyła Koizumi. Przyjrzałam się dokładniej i skinęłam potwierdzająco głową.

- Wróć do pierwszego zdjęcia - poleciłam, co Mahiru od razu uczyniła.

Po raz kolejny przyjrzałyśmy się obrazowi.

- Czy jego ciało nie znajdowało się pod stołem z lampką tuż przy monitorze? - Wróciłyśmy do fotografii z Togami'm. - Stoi pod ścianą w miejscu najbardziej od niej oddalonym.

- Masz racje... - przyznałam, nieobecna myślami.

To dziwne. Oba te miejsca są od siebie bardzo oddalone. Trudno byłoby pokonać taki odcinek po ciemku. Coś się tutaj zdecydowanie nie zgadza. Na dodatek pozycje, w jakich wszyscy stoją mogą posłużyć za ogromny trop.

- Hej, a czy możesz przybliżyć chociaż trochę te zdjęcia? - zapytałam z zaintrygowaniem, wczuwając i skupiając się całkowicie na bieżącej sprawie i tropie.

- Tak, też o tym myślałam. Chociaż zrozumienie czegokolwiek z samych zdjęć może być trudne, to zajmę się tym na zewnątrz. Ale... Czy to faktycznie dostarczyłoby jakąś wskazówkę?

- Nie jestem pewna, ale spróbować nie zaszkodzi - odpowiedziałam szczerze, nie widząc sensu w okłamywaniu jej.

Szczególnie że postanowiła pomóc jak tylko potrafiła.

- Łapie... Zostaw to mnie. Taką pracą mogę zająć się tylko ja - odparła z entuzjazmem Koizumi, co mnie ucieszyło.

- Dziękuję - podziękowałam, uśmiechając się delikatnie.

- W porządku, skoro już zadecydowałyśmy... Lepiej, żebyś również ciężko pracowała w swoim dochodzeniu! Jak długo zamierzasz tutaj jeszcze tak stać? Nie chcę, żeby na ciebie poszły wszystkie zarzuty, dlatego musisz się dowiedzieć, jak umarł Byakuya. Rozumiesz?!

-T-Tak, wiem, ale... - tak mnie zdziwiła swoją nagłą postawą, że przez chwilę nie mogłam z siebie nic wydusić. - Czy ty również nie uznałaś mnie za podejrzaną?

- Za podejrzaną? Kiedy? - zdziwiła się, chyba, szczerze.

- Wcześniej, kiedy Hanamura mówił...

- Wtedy... Wtedy nie myślałam racjonalnie - szepnęła z lekką skruchą. - Nie codziennie się spotyka z... takimi rzeczami.

- Racja - przyznałam, po czym dodałam z zadziornym uśmieszkiem. - Chyba że ktoś jest Superlicealnym Detektywem. Przydałby się tutaj ktoś taki.

- Yhm, ale wierzę, że i tak sobie bez tego poradzimy.

Też chciałabym mieć taką nadzieję.

Skinęłam Mahiru głową i obie rozeszłyśmy się we własne strony.

Po tych kilku krótkich rozmowach, poczułam się znacznie lżej na duchu. Nowe wskazówki to jedno, ale podwyższone morale i samopoczucie to znacznie więcej. Aż zachciało mi się działać i to jeszcze bardziej skuteczniej niż dotychczas.

Nieco na uboczu sali dostrzegłam Tanake, który wyglądał... dość niecodziennie.
Chwyciłam ponownie za wyimaginowane wodzę, żeby panować nad swoimi emocjami i podeszłam do niego.

A nuż się czegoś pożytecznego dowiem.

- O mój Piekielny Psie Gończy... Odpowiedz na moje wezwanie! - Pociągnęłam za wodzę, które mocno szarpnęły i poczekałam na dalszy rozwój wypadków. Determinacja na twarzy Tanaki szybko zamieniła się w szok. - Argh! To także jest daremnym wysiłkiem?!

A mówią, że to gracze i otaku są dziwakami. Trzeba zwiększyć nasz krąg do... hodowców? Kto by w to uwierzył...

- Ech, wciąż szukasz tego kolczyka, który upuściłeś? - zapytałam grzecznie, co nie spotkało się z odzwierciedleniem.

- Ty! To nie jest zwykły kolczyk tylko Piekielny Pies Gończy! - nastroszył się, jakbym mu powiedziała, że jeden z jego chomików jest zbyt gruby i nie jest to odznaka dobrej opieki, po czym nagle przybrał pokerowy wyraz twarzy. - Dawno temu... W odległej krainie, bestia znana jako Piekielny Pies Gończy budziła we wszystkich strach, nawet u tego, kto go wezwał...

Cóż, sama spytałam.

- Piekielny Pies Gończy rozdarł swoją drogę przez niezliczone bitwy. Jego kły lśniły krwią, a przemoczone, szkarłatne futro zostało wysuszone przez dzikie wiatry samotności. Kiedy w końcu oswoiłem tą piekielną bestie, dostałem kolczyk w celu upamiętnienia tego wydarzenia. Piekielny Pies Gończy. Aby nigdy nie zapomnieć o tej przerażającej nocy, kiedy z nim walczyłem, noszę ten kolczyk przez cały czas - Tanaka mówił z taką powagą, modulując niezwykle swój głos i jego tonacje, że w pierwszym momencie uwierzyłam w całą jego opowieść.

- Rozumiem, że to ma dla ciebie duże znaczenie, ale teraz powinniśmy...

- Gdzie on jest?! - krzyknął, nie dając mi dokończyć własnej wypowiedzi.

- Ech, może wpadł pod podłogę. Dywan nie obejmuje każdego jej skrawka, a jest wiele luk pomiędzy deskami - podsunęłam na jednym wydechu, zabezpieczając się przed tym, że znowu mi przeszkodzi.

- Muahahahaha! A więc to właśnie zaszło! Taka mała błahostka! - Tanaka roześmiał się głośno i podszedł do ściany, gdzie przyklęknął i przycisnął głowę do podłogi, żeby zajrzeć pod deski. - Ach, tam jest! Znalazłem go! Mój Piekielny Pis Gończy! Fuhaha! Fuahahahahahahahahaha!

Wszystkie czarne charaktery mogłyby się uczyć od niego prawdziwego, mrocznego śmiechu.

- Zdaje się, że Bóg istnieje dla mojej korzyści!

- Ta, to świetnie... dla ciebie.

- Ale jak ja go odzyskam? Moja ręka nie mieści się w tym otworze. Prawdopodobnie jakieś narzędzia by pomogły albo...

- Może to znak, żeby sobie odpuścić? - Wątpiłam, żeby Tanaka się do tego dostosował, ale zawsze warto było spróbować.

- Zrezygnować? Z czego? Ze świata?

- Chodziło mi o ten kolczyk. - Wskazałam palcem na podłogę.

- Gah, czy ty wciąż nie rozumiesz?! Świat dobiegnie końca, jeśli ludzkość straci ten kolczyk! Wy ludzie jesteście tak zadowoleni z waszych fałszywych warstw wiedzy! A mimo ich posiadania i tak nie przetrwalibyście nawet zimy!

Czemu karci mnie ktoś, kto przejmuje się bardziej zwykłym, nic nie wartym przedmiotem, niż śmiercią czyjegoś człowieka?

- Tch! To było niemądre z mojej strony, żeby polegać na głupcach. Dobrze, zrobię to na własną rękę. A teraz wybacz, muszę iść ocalić świat.

Naprawdę chce odzyskać ten kolczyk za wszelką cenę. Ta jego determinacja jest naprawdę inspirująca. Niemniej wolałabym, żeby jej użył w celu odnalezienia mordercy.

Potargałam swoje włosy, próbując coś wykombinować. Czas leciał niestrudzenie, a dotychczas dowiedziałam się bardzo niewielu rzeczy.

Wtem wzrokiem powędrowałam po całej jadalni, żeby upewnić się, że niczego nie pominęłam. Wtedy dostrzegłam w rogu sali otwarte duraluminium, z którym Togami nie chciał się rozstać.
Podeszłam do tego tajemniczego pudła i sprawdziłam, co też się w nim kryje.

Kiedy widziałam to po raz ostatni, to było zamknięte.

W każdym razie w środku znajdowały się naprawdę dziwne rzeczy, jak na przykład pałka policyjna czy gaz pieprzowy.

Hm? A co to?

Pierwszy raz widziałam coś takiego na oczy. Obmacałam przedmiot z każdej strony, aż doszłam do wniosku, że przypomina to pewnego rodzaju pokrowiec. Domyślałam się nawet do czego...

Jeśli noktowizor należał do Togami'ego i to on go użył, czy to znaczy, że planował kogoś zabić? Ale gdzie w tym sens, skoro on sam padł ofiarą?

Po chwili moją uwagę przykuł malutki klucz.

Pewnie otwiera to drugie duraluminium, które wzięła Peko. Zabrała je do biura i to właśnie w nim znajdowały się wszystkie niebezpieczne przedmioty. A więc, jeśli klucz do tego pudła jest tutaj, to znaczy, że narzędzie zbrodni nie zostało wyjęte bezpośrednio stamtąd. Czyli bronie w tamtym duraluminium nie są związane z morderstwem Togami'ego.

- Mimo to, nie rozumiem - szepnęłam do samej siebie pod nosem.

Doskonale pamiętałam, z jaką zjadliwością Byakuya rekwirował wszystkie, w jego szczególnym mniemaniu, groźne przedmioty, toteż nie mogłam zrozumieć, dlaczego za wszelką cenę nosił ze sobą wszędzie to duraluminium? Nigdy nie wierzyłam w przypadki od losu czy ludzi.

Podświadomie głowiłam się jeszcze nad jedną sprawą - jakim cudem niczego nie zauważyłam? Miałam jakieś zaślepienie, że nie dostrzegłam, że ktoś może planować bądź chcieć kogoś zabić? Gnębiło mnie to w środku i przywoływało coś na wzór poczucia winy. Strasznie chciałam się tego pozbyć.

- Może Togami wiedział o czymś, czego ja nie wiedziałam i dlatego miał ze sobą cały ten arsenał? - spytałam z nadzieją, chociaż nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.

Odsunęłam od siebie duraluminium i wstałam z klęczek. Poczułam powiew chłodu na karku.
Spojrzałam wzdłuż ściany w górę.

- To tylko zdalnie sterowany klimatyzator - odetchnęłam.

Chwila. Klimatyzator? To chyba jedyna maszyna wewnątrz tego pokoju.

Podeszłam bliżej i spojrzałam na jego pilot, gdzie zegar został ustawiony na 23:30.

Jestem całkowicie pewna, że śmierć Togamiego wydarzyła się mniej więcej o tej porze. A jeśli tak, to znaczy... To pikanie przed awarią musiało pochodzi od tego klimatyzatora! Tylko kto to ustawił?

Na pierwsze podejrzenia mogłam pójść ja albo Komaeda, gdyż my zajmowaliśmy się salą. Wiedziałam jednak, że to nie mogło być żadne z nas. Problem jednak nie polegał na tym, żeby się dowiedzieć kto to zrobił, a kiedy to uczynił, skoro nikt tego nie zauważył.

Gdzie jeszcze powinnam coś zbadać?

- Ach, Aiko-chan, masz chwile? - Nagle, jakby na odpowiedź na moje myśli, pojawił się Nagito.

- Hm? Tak, pewnie. Coś się stało?

- Gdy skończymy w dochodzeniu tutaj, chcesz dowiedzieć się, co mają do powiedzenia inni? Jeśli pójdę sam, to niektórzy mogą rozmawiać ze mną z ostrożnością.

Wśród nas jest zabójca, więc nie ma co się dziwić.

- Ale dlaczego ja? Wątpię, żeby rozmawiali ze mną chętniej niż z tobą.

- Hm... To nie o to chodzi. Dobrze się z tobą rozmawia, do tego czuję, że masz podobny zapach do mojego. A także dzielimy specjalne uczucia wobec Akademii Szczytu Nadziei, nieprawdaż? - zapytał ze swoim typowym uśmiechem.

-T-Tak, ale... - poczułam się niezręcznie. Sama sobie byłam jednak wina. Nikt nie kazał mi mówić Nagito o swoich odczuciach dotyczących akademii. - W porządku. Możemy razem z nimi porozmawiać. Nie ma czasu do stracenia.

- Ulżyło mi. To będzie bardzo pomocne.

Specjalne uczucia, huh? Nie wiem czy się do końca z tym zgadzam.

- W takim razie chodźmy. - Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia na korytarz.
Drzwi skrzypnęły jękliwie, kiedy tylko je otworzyłam.

- Myślę, że powinniśmy przeszukać całe wnętrze tego starego budynku i posłuchać, co inni mają do powiedzenia. Awaria była powszechna, więc każde pomieszczenie jest, tak jakby, miejscem zbrodni.

- Ech, można tak to ująć. - Rozejrzałam się po otoczeniu. Po lewej stronie dostrzegłam Sonie. - Zaczynamy stamtąd?

Nagito pokiwał głową, więc skręciłam w boczny korytarz.

- Um... Jest coś, o co chciałabym cię zapytać - blondynka zwróciła się do mnie.

Nie powiem, żebym była tym zachwycona.

- O co chodzi?

- Cóż... Wydaje mi się, że tylko ta część ściany ma inny kolor i materiał... Dlaczego tutaj?

Skrzywiłam się niezauważalnie. Miałam ochotę krzyknąć: ,,a skąd ja mam to wiedzieć?! Nie jestem architektem''.

Ale w porę odezwał się Nagito:

- Och, to prawdopodobnie drzwi pożarowe.

- Drzwi pożarowe? - powtórzyła za nim, Sonia.

Jak się lepiej przyjrzałam... to faktycznie mogły pełnić taką funkcje. Kartkując własną pamięć, starałam się sobie przypomnieć, czy widziałam je tutaj wcześniej.

- To drzwi, które mają powstrzymać rozprzestrzeniający się ogień. Jeśli coś takiego by się wydarzyło, można wtedy uciec, prawda? - wyjaśnił jej Komaeda.

- Rozumiem! To jest jak bariera! Podobnie jak ułożenie butelek plastikowych wokół domu!

- Ta, jeśli jesteś kotem - mruknęłam z lekką irytacją na widok jej entuzjazmu.

- Wiesz o kotach, ale nie wiesz o drzwiach przeciwpożarowych? - zapytał Sonie Nagito.

- Prawda. Jestem ignorantką kulturową. Wstydzę się siebie... - przyznała ze sztucznym uśmiechem.

Trochę zrobiło mi się jej szkoda, więc dopiero po chwili dołączyłam do Komaedy, który czekał na mnie kawałek dalej przed kolejnymi drzwiami.

To tutaj jest magazyn.

Weszliśmy do środka. Wewnątrz znajdowało się mnóstwo kartonów i innych gratów, które przytłaczały całe to niewielkie pomieszczenie. Na dodatek kurz i ciemność nie poprawiały klimatu. Kamera i monitor przedstawiały się wręcz nadnaturalnie na tym tle.

- Przez to, że było tyle pracy w jadali, nawet nie mogłem dotknąć tego pokoju.

- Jeszcze czego... - mruknęłam niewyraźnie pod nosem. - Nie ma mowy, żebyśmy zatrzymali się tutaj na dłużej. Lepiej szybko się rozejrzeć i spadać stąd. - Mój wzrok, po objechaniu zniesmaczonym spojrzeniem wszystkich pajęczyn, spoczął na wózku, do którego przeważnie wkładało się brudne albo stare ubrania. - Hm...

- Czy to... obrus? - Komaeda oglądał z pewnej odległości materiał, który wystawał ze środka.

- Obrus? - Niespodziewanie coś dostrzegłam. - Czekaj. Coś chyba na nim jest. - Chwyciłam za przedmiot i go wyjęłam. - Czy to... plama krwi?! - Mimowolnie oderwałam od tego swoją rękę.

- Ech? Plama krwi?

- Podejdź bliżej i się przyjrzyj! - Nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, co widziałam.

- Jest za ciemno. Naprawdę nie mogę zobaczyć tego wyraźniej.

- Mówię poważnie! To naprawdę jest plama krwi! A to znaczy, że ten obrus musi mieć jakiś związek z zabójstwem Togami'ego!

- Jeśli ma tę plamę krwi, to jest taka możliwość - odpowiedział lekko sceptycznie, co mnie zirytowało.

- Przecież ci tłumaczę, że to JEST plama krwi!

- Dobrze, dobrze. Skoro jesteś tego tak bardzo pewna, to oczywiście ci wierzę. - Westchnęłam ociężale i zostawiłam obrus w spokoju. - Wiesz, nie mamy czasu, żeby sprawdzić każde z tych pudeł.

- A więc sugerujesz, żeby moje ręce i oczy zostawiły je w spokoju - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.

- Mądra decyzja - przytaknął z uśmiechem.

Przewróciłam oczami, zauważając w ten sposób kolejną ciekawą rzecz.
Na ustawionej szeroko desce do prasowania, znajdowały się trzy żelazka, które, na dodatek, wyglądały, jakby ktoś ich niedawno użył.

Dlaczego jednak jest ich aż tyle?

- Tak myślałem, że nic ci nie umknie. Gdy szukałem Togami'ego po zgaszeniu świateł, również znalazłem te trzy żelazka, ale... Wtedy były włączone.

- Włączone?

- Pomyślałem, że źle mogłoby się to skończyć, gdyby znowu nastąpiła awaria, dlatego odwróciłem je.

Pokiwałam tylko w odpowiedzi głową.

Ktoś nie szukał Togami'ego, a próbował zamaskować swoją zbrodnie. Tylko jakie to miało znaczenie?

- Hej, Aiko-chan, jak długo masz zamiar się zatrzymać w tym ciemnym miejscu? Tracimy tu już czas. Przejdźmy do kolejnego miejsca - uprzytomnił mnie, Komaeda.

- Hm? A tak, chyba masz racje. Chodźmy stąd.

Kiedy wyszliśmy z magazynu przystanęłam na chwile.

- Wszystko w porządku, Aiko-chan?

Przetarłam oczy, żeby odegnać mroczki, które przed chwilą zatańczyły mi pod powiekami.

- Tak, muszę się tylko przyzwyczaić do światła - powiedziałam pół prawdę.

Tak naprawdę zależało mi na tym, żeby w głowie przestało mi pulsować i niebezpiecznie się kręcić. Środek nocy, pusty żołądek i ciągły stres, nie sprzyjały dobrze na cielesną i psychiczną formę. Zdawałam sobie z tego świetnie sprawę, ale przecież nic nie mogłam na to poradzić. W gruncie rzeczy powinnam się cieszyć, że nadal żyję.

Jeszcze...

Poszliśmy z Nagito do drugiej części starego budynku. W pobliżu drzwi do łazienki stała Ibuki, która zaczepiła nas pierwsza.

- Każdy wielki detektyw wie, że nie można mieć właściwego dochodzenia bez mnóstwa rutynowych prac. Dlatego postanowiłam użyć swoich stóp! Jestem w trakcie spacerowania bez żadnego konkretnego powodu po korytarzu! - odparła z zachwytem, jakby wpadła na naprawdę genialny pomysł.

Mimowolnie prychnęłam, uśmiechając się pod nosem.

Mówią, że liczą się chęci.

- Hej, Aiko-chan. Myślę, że może coś wiedzieć o tym, co się stało podczas awarii - szepnął w moją stronę Komaeda, tak, żeby Ibuki nie zorientowała się, że mówimy o niej.

Przypomniało mi się, że Mioda zazwyczaj trzymała się blisko Togami'ego. Nigdy też nie zachowała się wobec niego wrednie, a wręcz przeciwnie - zdarzało się, że go komplementowała.

- Też tak sądzę - mruknęłam.

- Eeeech? Skąd to wiecie? - zapytała nas z zaciekawieniem.

Nieco zmieszana spojrzałam na Nagito, który odpowiedział:

- Więc słyszałaś nas... Mimo że rozmawialiśmy teraz bardzo cicho.

- Masz bardzo dobry słuch, jak na kogoś kto musiał mnóstwo czasu spędzić w głośnych miejscach - odparłam z podziwem i zaintrygowaniem.

W takim wypadku, Ibuki mogła się okazać najlepszym świadkiem i źródłem dowodowym.

O ile powie samą prawdę...

- Hehehe! Mam nie tylko doskonałą twarz, styl i osobowość, ale także uszy! - zapiała z zachwytem, a w jej różowych oczach pojawiły się iskierki samouwielbienia.

- Jeśli twój słuch jest tak dobry, to słyszałaś, co wydarzyło się podczas awarii - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.

- Słyszałaś każdy głos w jadalni, prawda? Jesteś w stanie odróżnić kto, co powiedział, Mioda-san? - wtrącił Komaeda.

- Zostawcie to po prostu Ibuki! To będzie tak łatwe jak smażony ryż z sosem! - zapewniła z niezachwianą pewnością siebie.

Na samą wzmiankę o jedzeniu mój żołądek dostał spazmów.

Ugh, chciałabym, żeby to wszystko się już skończyło.

- Hehehehe! Z chęcią zjem go na śniadanie - zaśmiała się czarnowłosa.

- Och, masz na myśli, że to będzie jak ,,bułka z masłem''. To chyba lepsze od smażonego ryżu z sosem, który na śniadanie jest trochę... ciężki - odparł Nagito z lekkim uśmiechem.

Czułam jak robi mi się słabo, a w ustach gromadzi się więcej śliny, niż powinno.

- Jednak smażony ryż bez sosu nie jest ani trochę dobry!

- Możesz sos zastąpić czymś innym, jak na przykład...

- Przepraszam, że przerywam wam tę, jakże interesującą, konwersację, ale możemy powrócić do bieżącego tematu? - wtrąciłam się, wzdychając ciężko.

Teraz mogę tylko pluć sobie w twarz, że szybciej niczego nie zjadłam. Ciekawe, co by się stało, gdybym umarła z głodu. Czy Monokuma brał pod uwagę taką opcje? Sąd klasowy i tak musiałby się odbyć?

Zastanawiałam się, ale chyba nie chciałam, jeszcze, tego sprawdzać.

- Powiesz nam w końcu, co usłyszałaś? - sapnęłam zniecierpliwiona.

Musiałam całą siłą woli się skupić na tym, co mówi, a nie na rozchodzącym się po moim ciele cieple, które sprawiało, że najlepiej obdarłabym się z ubrań i własnej skóry.

- Hm, niech pomyśle... Pierwszą osobą, która podniosła głos podczas awarii była... - Ibuki zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać.

- No tak, to była Mahiru-chan, która powiedziała:,,Uwah, to awaria!''. Potem odezwał się Kazuichi-kun: ,,Oi, co się, do diabła, dzieje? Nic nie widzę!''. Wtedy ja krzyknęłam, że moja przyszłość jest czarna. Hahahaha! Jaką wspaniałą uwagę dodałam! Mój urok sięga aż do takiego stopnia!

- Tak, pewnie. Kontynuuj, proszę - poprosiłam grzecznie, nie tracąc już więcej cierpliwości.

- Kolejne głosy rozbrzmiewały jeden po drugim... Mahiru-chan mówiła, że musimy się uspokoić. Ktoś nadepnął Hiyoko-chan na stopę. Później odezwał się Togami-kun, który pytał o co chodzi, a następnie urwał wpół zdania. Usłyszałam jęk Komaedy. Potem Akane-san kazała zapalić światło, bo trudno jej jeść w takich warunkach. Wtedy odezwał się Hanamura-kun, pytając, gdzie jesteśmy i czy awaria jest nie tylko w kuchni. Sonia-chan zasugerowała, że może bezpieczniki się przeciążyły. Kazuichi-kun kazał jej zaczekać i postanowił, że pójdzie wzdłuż ściany i zrobi coś z tym - urwała nagle, po czym zaczęła się chełpić. - Dziękuję, dziękuję. Wiem, to było piękne! Hahaha! Nie uważacie, że jestem niezwykła?! No dalej, dalej! Pochwalcie mnie!

Westchnęłam ciężko.

Jakoś żaden komplement nie mógł mi przez gardło przejść.

- Hej, Koma... - nie dokończyłam, przypominając sobie, że miałam mu mówić po imieniu.

Wymęczą mnie fizycznie i psychicznie.

- Ech, powiedz jej coś, Nagito-kun. - Przez chwilę trwała cisza. Spojrzałam na blondyna, który wyglądał na nieobecnego duchem. - Hej, coś się stało?

- Nie, zastanawiałem się tylko nad tym, co powiedział Togami-kun podczas awarii...

- To znaczy?

- Przypomniała mi się tamta sytuacja. Dlaczego powiedział wtedy coś takiego? ,,Co się tutaj dzieje? To jest..''.

- Co masz na myśli? - zapytałam zmartwiona, a zarazem zaintrygowana.

Olśniło mnie też, że Komaeda nie opowiadał mi o tym, co sam widział bądź usłyszał podczas awarii. Sama go oto też nie spytałam, bo z góry założyłam, że ani ja, ani on nie jest sprawcą, co przecież nie zmieniało faktu, że mógł wiedzieć bardzo dużo.

Tylko dlaczego nie miałby mi sam o tym opowiedzieć?

- Że to... Może omówmy to trochę później, co? Póki co nie mogę powiedzieć nic pewnego... - wycofał się nagle z tego tematu.

Zaniepokoiło mnie jego zachowanie. Przez myśl przeszło mi nawet...

Nie, nie. Nie przesadzaj, Aiko. Za chwilę wszystkich będziesz podejrzewać. Nie popadaj w paranoje. Może po prostu nie chce mówić o tym przy Ibuki.

- Cóż, skoro tak mówisz...

- W każdym razie, nie sądzisz Mioda-san, że twoja relacja jest ważną wskazówką, która może doprowadzić nas do prawdy?

- Tak, yay! Teraz moja nagroda! Ugryzę cię! - zakrzyknęła wesoło Ibuki i wbiła niespodziewanie swoje zęby w moją rękę.

- Auć! Jesteś poważna?! Dlaczego to zrobiłaś?! - podniosłam na nią głos, zaciskając dłoń na obolałym miejscu.

Cholera, jak boli! Nie wierzę w to, co się właśnie wydarzyło!

- Mówiłam, że to moja nagroda~! - odpowiedziała niezrażona i poszła żwawym krokiem dalej.

Odprowadziłam ją zdezorientowanym wzrokiem.

-W-Widziałeś to?! - Wskazałam ,,całą'' ręką w stronę, w którą odeszła dziewczyna. - Jeśli takie są muzyczne gwiazdy, to chyba przestanę chodzić na jakiekolwiek koncerty!

Komaeda uśmiechnął się pobłażliwie.

- Pokaż - odparł takim tonem, że poczułam się jak dziecko, które skarżyło się rodzicowi, że inne dziecko mu dokuczało.

Niechętnie pokazałam mu miejsce, w które Ibuki mnie ugryzła. Na skórze widniał wyraźny ślad ludzkich zębów, które przegryzły się prawie do krwi, gdyż w dwóch dziurkach zaczął się zbierać szkarłatny płyn.

Nie patyczkowała się.

- Chcesz to zabandażować zanim pójdziemy dalej? - zapytał zmartwiony.

- Co? Nie, nie. To nic takiego. Szkoda tracić czas, chodźmy dalej. - Zabrałam z powrotem swoją rękę.

W sumie... Wypadałoby to chociażby przemyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz