środa, 16 maja 2018

Chapter 5: Madness










Róże to czerwień krwi,
Fiołki to błękit na niebie.
Dobrze zarygluj drzwi.
Idziemy po ciebie.



Przez kilka dni panował spokój. Rany na dłoniach się jeszcze nie zagoiły, ale mogłam wykonywać dawne czynności bez większego problemu. Psychicznie czułam się znacznie lepiej, mimo że odizolowałam się od telewizji i internetu. Nie chodziło tylko o trzymanie się z daleka od technologii; wolałam przeczekać okres burzliwych komentarzy na temat Em. Byłam pewna, że wiadomość o jej wypadku rozniosła się po klasie i wszyscy czekali na okazję zasypania mnie lawiną niewygodnych pytań.

Nie potrzebowałam ich uwagi ani wtrącania się w tę sprawę. Zwłaszcza gdy postanowiłam odpocząć, odcinając się od myślenia o czymkolwiek paranormalnym. Próbowałam przekonać swój kapryśny w ostatnim czasie umysł, że to nie mogło mnie dosięgnąć.

W rzeczywistości zagrożenie nie minęło, a cierpliwie czekało na stosowny moment, by zagwarantować sobie jak najwięcej zabawy.

Jednakże w środę wróciłam do szkoły, nie zważając na protesty rodziców. Ich zdaniem powinnam jeszcze przez parę dni odpoczywać, lecz miałam dość siedzenia w domu, zupełnie samej pośród czterech ścian. Po raz pierwszy wolałam znaleźć się w miejscu z większą ilością ludzi.

Przy okazji dowiedziałam się, że grono pedagogiczne wiedziało o zajściu w domu Em. Całe szczęście posiadali takie same informacje jak policja, więc nie musiałam się nimi martwić. Natomiast znajomi z klasy byli prawdziwym utrapieniem i cały czas wypytywali mnie o powód, przez który Em zabrano do zakładu psychiatrycznego.

Dopiero po usłyszeniu kilku mało przyjemnych odpowiedzi odpuścili.

Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że to już koniec nieprzyjemnych niespodzianek. Wtedy, na ostatniej lekcji, dostrzegłam na swojej ławce wygrawerowane w drewnie pytanie: ,,Kto jest martwy?''.

— Jon, to twoja sprawka? — Wskazałam na napis, który musiał zostać zrobiony chwilę temu, podczas trwania przerwy. — Nie będę cię dźgać długopisem z nudów, tak jak Em. Zapomnij, ty chory masochisto.

— Szkoda — jęknął rozczarowany, zajmując miejsce przede mną. — Ale tak na serio, to nie ja — dodał, rzucając mi poważne spojrzenie ponad ramieniem.

Dreszcze przebiegły mi po plecach. Wiedziałam, że Jon mnie nie wkręcał.

Rozejrzałam się przelotnie po klasie, oczekując, że zauważę śmieszka od napisu i wyryję mu na czole napis ,,idiota'', ale nie dostrzegłam nikogo podejrzanego. Spojrzałam ponownie na ławkę, przejeżdżając dłonią po uszkodzonym drewnie.

Nieznośna fala bólu zaatakowała moją głowę, gdy zrozumiałam przesłanie otrzymanej w osobliwy sposób wiadomości.

W strasznych opowiadaniach bohaterowie zawsze umierali.



~ ♠ ~



Kolejne dni spędziłam w swoim pokoju, ani na moment nie rozstając się z telefonem ani słuchawkami. Potrzebowałam ich do zagłuszenia uciążliwego dzwonienia w uszach poprzedzanego osobliwymi zjawiskami. Kilkakrotnie wyłapałam melodię Pieśni Leczenia oraz muzykę, jak ze starego horroru, które dobiegały gdzieś z głębi domu. Próbowałam zlokalizować ich źródło, lecz bezskutecznie. Zupełnie jakby hałas dochodził z przewodów ukrytych w ścianach.

Z czasem nieprzyjemne psikusy zaczęły mnie nękać na każdym kroku. Okno w moim pokoju otwierało się samoistnie, przez co dostawałam furii, a lampka na biurku włączała i wyłączała się z kilkusekundową przerwą, bawiąc się w słabą parodię efektów klubowych. Z laptopa przestałam korzystać, gdy myszka postanowiła poruszać się wedle własnej woli.

Najchętniej zniszczyłabym swój sprzęt, tak jak wcześniej ekran Em, lecz musiałam się przed tym powstrzymać. Poprzednia akcja uszła mi płazem, ponieważ stan psychiczny Em nie pozwolił jej się wypowiedzieć. Tym razem miałabym większy problem z wytłumaczeniem się, a reakcji rodziców obawiałam się bardziej niż policji.

Kiedy w snach zaczęłam widzieć przerażającą statuę i siebie wykręcaną pod nienaturalnymi kątami, była to kropla, która przelała czarę goryczy. Nie mogłam dłużej ignorować prób zniszczenia mi psychiki. Musiałam wziąć się w garść i znaleźć jakieś rozwiązanie. Bezczynne czekanie na śmierć kompletnie mi się nie podobało.

Najpierw jednak czekała mnie konfrontacja.

Wyciągnęłam z dna szafy laptopa, którego wcześniej ukryłam pod stosem ubrać, żeby nie kusiło mnie skorzystanie z niego. Jeżeli Ben naprawdę nawiedzał moje elektroniczne urządzenia, oznaczało to, że mogłam się z nim skontaktować. Musiałam stawić mu czoła, jeżeli chciałam go pokonać.

Poczekałam, aż laptop się uruchomi, a następnie weszłam na stronę Cleverbota. Przez kilka sekund wpatrywałam się w pusty chat, zastanawiając się, czy powinnam zacząć rozmowę. Cleverbot potrafił udzielać odpowiedzi na miarę psychopaty, więc mogłam tylko tracić niepotrzebnie czas na rozmowie z nim. Jednak żadne inne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy.

Zaśmiałam się pod nosem, kiedy zobaczyłam, że obecnie ponad pięćdziesiąt tysięcy osób korzystało z Cleverbota. Uświadomiło mi to, jak bardzo głupią i irracjonalną rzecz zamierzałam zrobić.


User: Czy to ty?

Cleverbot: Jak masz na imię?

User: Alice.

Cleverbot: Miło cię poznać, Alice.

User: Dzięki. A ty jak masz na imię?

Cleverbot: ...


Zmarszczyłam skonsternowana brwi. Nie pisałam z Cleverbotem zbyt często, ale byłam pewna, że w taki sposób nie powinien odpowiedzieć. Jednak nie mogłam jeszcze jednoznacznie stwierdzić, z kim prowadziłam konwersację.


User: Co to znaczy?

Cleverbot: Myślisz, że jestem fajny?

User: Pewnie.

Cleverbot: Dziękuję.

User: Nie ma sprawy.

Cleverbot: A ty?

User: Co ja?

Cleverbot: Dlaczego się ukrywasz?

User: Nie ukrywam się.

Cleverbot: Tak, chowasz się.

User: Nieprawda.

Cleverbot: Nie chcesz mi czegoś powiedzieć.

User: Co masz na myśli?

Cleverbot: Myślę, że powinniśmy porozmawiać o twoich uczuciach.


Dreszcze niepokoju przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa. Świadomość uczuć, jakie skrywałam za niezliczoną ilością masek paraliżowała mnie. Upchnęłam niewygodną prawdę do sejfu, ukrytego w najdalszej części mojego umysłu. Ciśnienie podskoczyło mi na samą myśl, że ktoś mógłby się do niego dostać.


User: Czuję się... dziwnie.

Cleverbot: Dlaczego?

User: Bo nie wiem, kim jesteś.

Cleverbot: A ja nie wiem, kim ty jesteś.

User: Wiesz.

Cleverbot: Hee, hee, masz rację, ale chciałem się z tobą podroczyć :)

User: Co?

Cleverbot: Może chcesz porozmawiać o bezpieczeństwie w sieci? :)

User: Podziękuję. Chyba powinnam już iść.

Cleverbot: Iść? Gdzie? Oboje wiemy, że nie masz nic lepszego do roboty, niż porozmawiać ze mną.


Krew odpłynęła mi z twarzy. Przeczytałam tekst kilka razy, lecz wciąż nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przygryzłam w zamyśleniu dolną wargę, zastanawiając się nad kolejnym krokiem.


User: To ty Ben?

Cleverbot: Boisz się, Alice?

User: Odpowiedz.

Cleverbot: Chcesz pograć?

User: Czego tak naprawdę ode mnie chcesz?

Cleverbot: Zabawy.

User: Masz tak nudne (nie)życie, że musisz swoją rozrywkę uzależniać od innych?

Cleverbot: Razem jest ciekawiej.

User: I zabawniej, tak wiem. Ale czemu myślisz, że będę z tobą grać? Szczególnie po tym, co zrobiłeś.

Cleverbot: Co zrobiłem?

User: Prawie zabiłeś moją przyjaciółkę!

Cleverbot: Nie przypominam sobie.

User: Daj spokój! Widziałam twoją statuę! Gapiłeś się na to!

Cleverbot: Obserwowanie czyiś decyzji nie czyni z ciebie mordercy.


Prychnęłam kpiąco. Nie oczekiwałam przyjacielskiej pogaduszki, lecz liczyłam na coś innego. Zamiast tego odbijaliśmy piłeczkę zarzutów między sobą, czekając na najmniejsze potknięcie jednej ze stron.

Irytowała mnie przewaga mojego przeciwnika.


User: Oboje dobrze wiemy, że to ty wywołałeś u niej ten stan. Dobrze się bawiłeś?

Cleverbot: Mało zabawne to było.

User: Doprawdy? Czyli w czymś się zgadzamy.

Cleverbot: Za szybko ulegają i kończą zabawę. To nieciekawe.

Cleverbot: Twoja reakcja była natomiast śmieszna.

User: Myślałam, że bardziej cię zaboli widok niszczonego sprzętu.

Cleverbot: Nie należał do mnie.

User: Zostawiłeś ją chociaż w spokoju? Nie nawiedzasz już Em?

Cleverbot: Czemu jej o to nie zapytasz?

User: Domyśl się.

Cleverbot: Znudziła mi się.

User: O, jak mi przykro.

Cleverbot: Niepotrzebnie.

Cleverbot: Z tobą jest więcej zabawy.

Cleverbot: Póki co...

User: Aha? Więc jak przestanie być ze mną zabawnie to spróbujesz mnie zabić? Ha! Powodzenia.

Cleverbot: Nie boisz się śmierci, Alice?

User: Nie. Istnieją znacznie gorsze rzeczy niż śmierć — nie być kochanym, albo nie być zdolnym, by pokochać: to jest gorsze.

Cleverbot: Chciałaś mi tym pocisnąć?

User: A co? Zabolało?

Cleverbot: Wow...

Cleverbot: Powiedzieć ci coś śmiesznego?

Cleverbot: Ludzie, którzy śpią zbyt długo są samotni.

User: I? Już mam się śmiać?

Cleverbot: Samotni są ludzie bez przyjaciół.

Cleverbot: Ona nie była twoją przyjaciółką.

Cleverbot: Wiesz o tym.


Przełknęłam ciężko ślinę, zawieszając dłonie nad klawiaturą. Popełniłam błąd, pozwoliłam ponieść się emocjom i Ben zyskał nade mną przewagę. Nie znałam jego możliwości, więc nie wiedziałam, jak daleko mógł się posunąć. Wyszłam z założenia, że jako — najprawdopodobniej — niematerialny byt, nie mógł mi zrobić krzywdy fizycznie. A mojej zrujnowanej psychiki nic nie zniszczyłoby bardziej, dlatego czułam się względnie bezpiecznie.

Ben jednak udowodnił, że potrafił przedrzeć się przez moje ochronne warstwy i wyciągnąć z nich głęboko skrywane sekrety.


User: Dlaczego to robisz? Czemu posuwasz się do tego wszystkiego?

Cleverbot: To nie takie mroczne i przerażające jak może się wydawać. Miałem sporo zabawy. Zabijanie to doprawdy zabawne doświadczenie.

User: Nie chcę być niemiła, ale wolałabym nie mieć do czynienia z psychopatą.

Cleverbot: O, na to już za późno. Zwłaszcza dla ciebie.

User: Skąd ten wniosek?

Cleverbot: Spójrz w lustro.

User: Mam ochotę napisać ci: ,,pierdol się'', ale się powstrzymam. Zamiast tego wezmę z ciebie przykład i napiszę coś śmiesznego.

Cleverbot: Dajesz.

User: Jeśli człowiek śmieje się z wielu rzeczy, nawet tych najgłupszych, oznacza to, że w głębi duszy jest smutny. Czyli mimo tego twojego haju na ,,dobrą zabawę'', w rzeczywistości jesteś małym, smutnym duszkiem. To takie przykre...

Cleverbot: Być może.


Okno Cleverbota się zamknęło, ekran pociemniał. Próbowałam ponownie uruchomić laptopa, lecz bezskutecznie — Ben powiedział, co chciał i zniknął.

Oparłam się ciężko na krześle, próbując zebrać myśli. Po chwili zrobiło mi się niedobrze, kiedy pomyślałam, że odrobinę przesadziłam. Nie powinnam odczuwać poczucia winy! Zwłaszcza względem bytowi szatana, który nakłonił moją jedyną przyjaciółkę do próby samobójczej.

,,Ona nie była twoją przyjaciółką''.

Potrząsnęłam z determinacją głową. Nie zamierzałam popaść w rozpacz z powodu słów Bena.

To nie mogło się tak skończyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz