sobota, 21 kwietnia 2018

Rozdział XXII ★




Wybudziłam się ze śpiączki. Trwałam w niej przez trzy długie miesiące — od 1 sierpnia do 1 listopada. Lekarze poinformowali mnie o tym, gdy przestali zadawać banalnie proste pytania.

Kręciło mi się w głowie, kiedy opowiadali o rzeczach, które w najmniejszym stopniu mnie nie obchodziły. Chciałam wiedzieć, co spowodowało dziurę w moim życiorysie; dlaczego nie pozbyłam się amnezji; co się stało z Shinem, Ikkim, Kento i Tomą; oraz kim był chłopak, którego zobaczyłam jako pierwszego po przebudzeniu. Nie potrafiłam zapomnieć wyrazu jego bezkresnych szmaragdowych oczu i zaskakująco znajomej aury.

Ostatecznie oswajanie z rzeczywistością nie zajęło mi tyle czasu, co zaakceptowanie prawdy odnośnie tego, co wydarzyło się podczas mojej śpiączki.

Od pierwszego dnia pragnęłam zerwać się z łóżka, nie chcąc tracić więcej czasu na udowadnianiu, że czułam i reagowałam zupełnie normalnie. Lekarze próbowali znaleźć wytłumaczenie, dlaczego ze śpiączki wybudziłam się jak ze snu, ale nie udało im się poznać na to pytanie odpowiedzi. Przypięli mój przypadek pod medyczny cud, wzruszając ostatecznie ramionami.

Moich bliskich nie za bardzo to interesowało. Mama nieustannie płakała, nie mogąc uwierzyć, że ,,wróciłam''. Tata tylko uśmiechał się czule, przekazując tym gestem więcej niż masą wyszukanych słów.

Czułam żar w klatce piersiowej ilekroć ich widziałam. Nikt nie musiał mi ich przedstawiać, od razu domyśliłam się, kim byli. Nie pamiętałam, dlaczego pełnili istotną rolę w moim życiu, lecz nie dało się podrobić emocji, jakie we mnie wywoływali.

Oznaczało to, że nie pokonałam amnezji, nie odzyskałam wspomnień. Wróciłam jednak do prawdziwej rzeczywistości, co jednocześnie wywoływało radość i rozpacz. Potrzebowałam czasu, aby stopniowo poukładać sobie wszystko w głowie.

Rodzice chcieli zabrać mnie ze sobą za granice, lecz lekarze tego absolutnie odradzali, nawet jeżeli sami nie potrafili mi pomóc. Mój brat zaproponował się mną zająć, co przyjęłam z ogromną ulgą, zważywszy na fakt, że tylko przy nim nie brakowało mi języka w gębie.

Nic jednak nie mogło przygotować mnie na prawdę, w którą nie chciałam pod żadnym pozorem uwierzyć.

— Cieszę się, że jesteś z nami. Martwiliśmy się, że nigdy się nie wybudzisz — powiedział spokojnie Ukyo, kładąc na stoliku serwis z herbatą i ciastkami. Uśmiechnął się miło, zachęcając mnie do poczęstowania się, kiedy posłałam mu sceptyczne spojrzenie. — Czujesz jakąś zmianę?

— Nie, nadal czuję się jak roślina doniczkowa, którą przenosicie z miejsca na miejsce — odpowiedziałam kąśliwie. Miałam dość, że nikt nie kwapił się wyjaśnić mi, co dokładnie się wydarzyło trzy miesiące temu. — Chcę poznać odpowiedzi, Ukyo. Zwariuję, jeżeli dalej będziecie trzymać mnie w niewiedzy.

— Lekarze kazali stopniowo oswajać cię z rzeczywistością — przypomniał, a w jego turkusowych oczach odmalowało się wyraźne zmartwienie.

— Wiem lepiej od nich, na co mój stan mi pozwala — odburknęłam buńchucznie, krzyżując ramiona na piersi. — Opowiedz mi, co wydarzyło się pierwszego sierpnia, a obiecuję, że zgodzę się chodzić do psychiatry.

Ukyo nie wyglądał na przekonanego, ale zdawał sobie sprawę, że tym razem nie odpuszczę. Wystarczająco długo pozwalałam się zbywać.

— Pamiętasz o tym, że grałaś w zespole?

— Tak. Od drugiej klasy liceum jako wokalistka.

— Zgadza się. Twój wypadek... stał się podczas koncertu. Ktoś źle rozmieścił kable na scenie, przez co się potknęłaś i spadłaś. Wtedy zapadłaś w śpiączkę — wyjaśnił, przyglądając się badawczo mojej twarzy. — Czemu akurat to pamiętasz, a rodzinę nie?

— Może dlatego, że nie jesteśmy ze sobą blisko? — podsunęłam, przypominając sobie jedną z pierwszych rozmów z Shinem, kiedy zapytałam go, co działo się z moimi bliskimi. Intrygowało mnie, dlaczego powiedział, że byłam jedynaczką. — Wiedziałam już wcześniej, że rodzice pracują za granicą, ale to jedyne, co o nich wiem. Natomiast z tobą nie mam żadnych wspomnień...

— Przed twoim wypadkiem mało czasu spędzaliśmy razem. Kiedy zacząłem pracę jako fotograf, postanowiłem zmienić nazwisko i wyjechać do Tokio. Nie spodobało ci się to, więc nie dziwne, że mnie nie pamiętasz — sposępniał, pozwalając by kurtyna długich zielonych włosów zasłoniła mu twarz.

Opuściłam nisko głowę, bawiąc się palcami. Nie byłam pewna, czy potrafiłam dalej zmagać się z amnezją, po tym wszystkim co przeszłam. Miałam wrażenie, jakby prawdziwy koszmar dopiero się zaczął.

— Kim jest chłopak, którego widziałam w szpitalu? Nie wyglądał na lekarza, a wiem, że kilka razy tutaj przyszedł i pytał o mnie.

Ukyo spochmurniał, odwracając wzrok w przeciwną stronę. Najwyraźniej rozpoczęłam temat, jakiego wolałby nie poruszać, ale nie mogłam cofnąć zadanego pytania. Poza tym chciałam poznać odpowiedź.

Wystarczyła chwila ciszy, abym wracała myślami do momentu, kiedy ujrzałam go po raz pierwszy. Czułam, jakby jego oczy mnie zahipnotyzowały, dlatego tak mocno zapisały mi się w pamięci, mimo że widziałam je tylko przez kilka sekund. Do tego aura, jaka go otaczała wydawała się niesamowicie znajoma, a jednocześnie całkowicie obca.

Zaintrygowało mnie to, jak i zrodziło mnóstwo nowych pytań.

— Jeżeli ci powiem... myślę, że to może być dla ciebie za dużo, Aria.

— Wierz mi, słyszałam już rzeczy, które powinny mnie przerosnąć — zaśmiałam się gorzko.

Nie wierzyłam, że wszystko co przeżyłam było wymysłem mojego umysłu; amnezja, gdy tylko spędziłam za dużo czasu w samotności czy niekontrolowane podróże między rzeczywistościami. Do tego istnienie Oriona, Shina, Ikkiego, Kento i Toma stało pod znakiem zapytania. Każdy, kogo zapytałam twierdził, że nigdy o nich nie słyszał.

Nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć.

— Nazywa się Hosoya Luka. Mówi ci to coś? — zapytał z nadzieją.

— Nie, pierwsze słyszę.

Ukyo westchnął ciężko, jakby właśnie tego się obawiał.

— Luka to twój chłopak, z którym — jeżeli liczyć okres śpiączki — jesteś już pół roku.

Otworzyłam usta, a następnie je zamknęłam i znowu otworzyłam. Zamrugałam zdezorientowana, cicho chichocząc pod nosem, jakbym mogłam się tego spodziewać. Nie powinno mnie to zaskoczyć, skoro podobną informację słyszałam nieraz.

— W takim razie, czemu nigdy nie pozwoliłeś mu wejść do środka? Nie jest żadnym natrętem ani nikim obcym — dopytywałam, wciąż wszystkiego nie rozumiejąc.

— Uznaliśmy, że powinniśmy poczekać, aż przypomnisz sobie więcej rzeczy. Chciałabyś z nim teraz porozmawiać? — zapytał, przeszywając mnie bacznym spojrzeniem.

Pokręciłam głową. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że swoim zachowaniem odtrącałam Lukę. Podobnie jak rodziców, decydując się tylko na towarzystwo Ukyo. Musiałam to zmienić i pierwszym krokiem, jaki przedsięwzięłam było dotrzymanie złożonej bratu obietnicy.

Wtedy rozpoczęły się moje prywatne sesje u psychiatry — Hiroshiego Nakamury. Rodzice twierdzili, że pomoże mi uporać się z tym wszystkim psychicznie. Jak na ironię, doprowadzał mnie do szału, zamiast pomagać mi odzyskać spokój ducha. Ciągłe powtarzanie w kółko, jak jakieś mantry albo klątwy, słów: ,,Nie pamiętasz, bo nie chcesz pamiętać'' niczego w mojej postawie nie zmieniło, gdyż wiedziałam, że nie było to prawdą.

Po dwóch tygodniach terapii, Hiroshi naciskał na mnie bardziej niż zwykle, przez co nie wytrzymałam i opowiedziałam mu wszystko o podróżach między światami. Kiedy ochłonęłam byłam pewna, że skazałam siebie na jednoznaczny wyrok, że zostanę zamknięta w zakładzie psychiatrycznym.

Zdziwiłam się, gdy tak się nie stało.

Hiroshi mi uwierzył. Uwierzył w każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Ponadto uważał, że znał odpowiedzi, których szukałam.

— Naprawdę? — sapnęłam zdumiona. — W takim razie, co mam w tej sytuacji zrobić?

— Sugeruję, żebyś więcej czasu spędzała z bliskimi. Zwłaszcza z Luką — odpowiedział spokojnie, uśmiechając się życzliwie.

— Co? Dlaczego? To niczego nie wyjaśnia!

— Niewątpliwie wszystko się wyjaśni podczas naszej kolejnej sesji. Do zobaczenia we wtorek. — W błękitnych oczach mężczyzny zamigotały iskierki rozbawienia, kiedy podniósł się ze swojego fotela, aby uścisnąć mi dłoń.

Niechętnie za nią ujęłam, zastanawiając się, co tkwiło w jego głowie. Nie był problematyczny, ale czasem zachowywał się, jakby za takiego chciał uchodzić. Przydługawa ciemna grzywka zmuszała go do ciągłego poprawiania włosów, przez co niełatwo było wytrwać w dłuższym skupieniu, zwłaszcza że zawsze się z tym szczegółowo obnosił. Początkowo mnie to irytowało, ale po pewnym czasie się do tego przyzwyczaiłam i wręcz potrafiłam przewidzieć moment, w którym jego ręka ruszy ku górze, żeby odgarnąć niesforne kosmyki sprzed oczu.

Hiroshi, choć wyglądał jak dorosły, który nie wyrósł z nastoletniego buntu bycia emo, wbrew pozorom był ciepły w obyciu i roztaczał wokół siebie aurę życzliwości. Zawsze uważnie słuchał moich wypowiedzi, przytakując od czasu do czasu głową. Nie powtarzał oklepanych formułek, tak jak lekarze w szpitalu, nieraz mówił niebywale dziwne i tajemnicze rzeczy, ale przez to łatwiej przyszło mi go zaakceptować. W końcu, kto miałby się lepiej zrozumieć niż dwójka szaleńców?

— O, Aria! — zawołał za mną, kiedy przystanęłam przed drzwiami. — Spróbuj jeszcze raz przeanalizować wszystko, co spotkało cię, kiedy byłaś w śpiączce.

— Dobrze — przytaknęłam bez większego przekonania. — Do widzenia.

Wyszłam ze staroświeckiego gabinetu pana Nakamury, witając się na korytarzu z Ukyo, który cierpliwie na mnie czekał. Nie wypytywał o odbytą sesję, nigdy tego nie robił, chcąc uszanować moją decyzję odnośnie rzeczy, jakie chciałam mu opowiedzieć, a jakie wolałam zachować dla siebie. Nie okazywałam w szczególny sposób swojej wdzięczności, ale doceniałam jego intencje. Nie wyobrażałam sobie posiadania lepszego brata.

W trakcie drogi do domu Ukyo, rozmyślałam o słowach Hiroshiego. Nie wątpiłam, że mówił prawdę, że znał szukane przeze mnie odpowiedzi. Jeżeli jednak chciałam je poznać, najpierw musiałam mu zaufać i dostosować się do jego wytycznych. Dlatego poprosiłam Ukyo, żeby zabrał mnie do mojego mieszkania. Zgodził się, nie oczekując żadnych wytłumaczeń.

Zaskakująco zwyczajnie się czułam, spacerując po pomieszczeniach, które były moim azylem podczas walki z amnezją, w trakcie tkwienia w śpiączce. Wyglądem nie różniło się niczym: subtelne połączenie błękitu z zielenią, skromne umeblowanie, widoczne gołym okiem udekorowanie przez kobietę.

Usiadłam na schludnie pościelonym łóżku, tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłam swoje mieszkanie. Uśmiechnęłam się melancholijnie, widząc oczami wyobraźni Oriona, lewitującego ze skrzyżowanymi nogami tuż przede mną. Zamrugałam pospiesznie, aby powstrzymać chęć rozpłakania się.

Pozwoliłam powiekom opaść, przywołując w myślach obraz swojego pierwszego wspomnienia. Pamiętałam, jak czułam powiew wiatru i widok słońca znikającego za horyzontem. Wspięłam się na drzewo, lecz w pewnym momencie gałąź się złamała, przez co skończyłam z głęboką raną na brzuchu.

— Ukyo — zawołałam zaintrygowana — czy kiedyś wspięłam się na drzewo?

— Na mnóstwo drzew — sprostował, uśmiechając się rozpromieniony. Musiał się ucieszyć, że coś sobie przypomniałam. — W dzieciństwie często wspinałaś się z okolicznymi dziećmi na drzewa. Ja za bardzo się bałem, więc tylko cię obserwowałem.

— Zdarzyło się, że spadłam?

— Tak, raz. Gałąź się złamała i... było mnóstwo krwi. Od tamtego czasu więcej się nie wspinałaś. A przynajmniej nie wtedy, kiedy rodzice byli w pobliżu.

— Rozumiem — szepnęłam, zerkając w stronę okna. Zastanawiało mnie, jakie to miało znaczenie, że wszystko zaczęło się właśnie od tego wspomnienia. — Tak właściwie, dlaczego lubiłam wspinać się na drzewa?

— Mówiłaś, że wtedy czujesz się wolna i jesteś bliżej nieba oraz gwiazd. A gwiazdy bardzo...

— Uwielbiam — wtrąciłam, uśmiechając się delikatnie.

Cieszyło mnie, że widziałam swoje wspomnienia i przeżycia w nowym świetle. W końcu zaczynałam coś rozumieć, a to mogło mi w znacznym stopniu pomóc odnaleźć potrzebne odpowiedzi.

Kiedy mój wzrok powędrował na półkę z książkami, poderwałam się na równe nogi. Dostrzegłam doskonale znaną mi okładkę, po którą pospiesznie sięgnęłam. Pamiętnik nie posiadał kłódki, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi. Po prostu go przekartkowałam, by znaleźć interesujący mnie wpis. Tym razem potrafiłam go całego rozczytać.

Dzisiaj Luka mnie naprawdę zdenerwował. Nie powinien się wtrącać w stosunki moje i Riki, nawet jeżeli go dotyczą. Zarzuciłam mu brak zaufania, a wtedy zaczął odwracać kota ogonem sugerując, że powinnam mu sama powiedzieć o fanklubie. Może znaleźlibyśmy jakiś sposób na dogadanie się, gdyby nie ta wczorajsza kłótnia... Szlag by go, doprowadza mnie do szału! Wiem, że nie jestem bez winy, ale ominęlibyśmy wszystkie te nieprzyjemne sytuacja, gdyby w końcu powiedział ,,kocham cię''.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz