środa, 18 kwietnia 2018

Rozdział XXI ♦




Kabina poruszała się nieustannie, lecz nie czułam jej ruchu. Gdyby nie zmieniający się punkt widokowy, pomyślałabym, że stoimy w miejscu.

Oglądałam panoramę miasta z zachwytem, chcąc każdy jej element i najdrobniejszy szczegół zapisać w pamięci.

Nie potrafiłam się jednak skupić, gdyż Toma ani na chwilę nie spuszczał mnie z oczu. Odnosiłam dziwne wrażenie, że chciał ze mnie coś wyciągnąć, ale nie wiedział, jakimi środkami się posłużyć. Starałam się nie mieć żadnych uprzedzeń, w końcu był to naprawdę przyjemny dzień, ale nie mogłam wyzbyć się owego przeczucia.

— Cieszę się, że tutaj przyszliśmy. Bawiłam się całkiem nieźle — odparłam melancholijnie, przerywając panującą ciszę.

— Tak, ja również dobrze się bawiłem! — Toma uśmiechnął się ciepło, zerkając na moment w bok. — Widok stąd jest naprawdę piękny. Przy dokładnym przyjrzeniu się, widzę nawet stąd moje mieszkanie.

Przytaknęłam, patrząc w tę samą stronę, próbując odnaleźć wzrokiem miejsce, w którym mieszkałam. Jednakże zanim zdążyłam tego dokonać, poczułam przeraźliwy ból głowy, jakby mój umysł rozpadał się na części; kawałek po kawałku. Było to uczucie nie do zniesienia.

Przyłożyłam dłoń do czoła, zamykając oczy. Przyrzekłabym, że za moment rozsadziłoby mi czaszkę, jeżeli ból by nie minął.

Pragnęłam zwinąć się w kłębek, jednocześnie chcąc pozbyć się swojej głowy.

Jedyne, co mogłam zrobić, to bezradnie przeczekać ten stan.

— Aria? Wszystko w porządku? — Usłyszałam stłumiony głos Toma, dochodzący do mnie z daleka. — Oi, co się dzieje?

Zacisnęłam mocniej powieki, skupiając się na odegnaniu bólu. Łapałam łapczywie powietrze, licząc, że przyniesie to jakiś rezultat.

— Szlag! Musimy jak najszybciej dostać się na dół!

Nie miałam siły odpowiadać. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie przygotowywałam się do kolejnych przenosin, ale nic nie ulegało zmianie. Tylko to nieznośne wgryzanie się w mój umysł oznaczało coś niedobrego.

Oparłam czoło o zimną szybę, wciąż poruszającej się kabiny, oddychając ciężko. Wyrzuciłam z głowy wszelkie myśli, a wtedy ból powoli zaczął ustępować.

— Nic mi nie jest... — wydukałam słabym głosem, by uspokoić Toma.

— N-na pewno? Co się właściwie stało?

— Nic takiego, to tylko ból głowy — wysapałam, otwierając powoli oczy. — To chyba od nadmiaru wrażeń, ale jestem pewna, że nic mi nie będzie.

— Myślę, że powinniśmy pojechać do szpitala.

— To nie jest konieczne, Toma. Już mi lepiej.

— A co jeżeli w domu, gdy będziesz sama, znowu zrobi ci się gorzej?

Żaden sensowny argument nie przychodził mi do głowy, w której wciąż czaił się ból. Nie miałam siły się nad tym zastanawiać, jednak z pewnością nie chciałam pójść po raz kolejny do szpitala.

— Nie pojadę do żadnego szpitala — warknęłam przez zaciśnięte zęby.

— W takim razie może przyjdziesz do mnie? — zaproponował. — Wtedy przynajmniej będę mógł mieć na ciebie oko.

Zagryzłam dolną wargę, rozważając plusy i minusy owej propozycji. Wolałabym wrócić po prostu do domu, ale obawiałam się, że Toma w żadnym wypadku by na to nie przystał. Wybór był zatem oczywisty: albo szpital, albo jego mieszkanie.



~ ♦ ~



Toma otworzył przede mną drzwi i przepuścił w przejściu. Ostrożnie przekroczyłam próg, wchodząc do jego mieszkania. Pomieszczenie rozświetlało jedynie światło z zewnątrz, które wpadało przez duże okno prowadzące na balkon. Salon łączył się z sypialnią, podobnie jak u mnie mieszkanie nie było zbyt duże, ale nadrabiało to skromnym i przytulnym wnętrzem.

Po pobieżnym rozejrzeniu się, mogłam spokojnie stwierdzić, że znajdowało się w nim wszystko, czego się najbardziej potrzebowało.

— Jesteś tutaj pierwszy raz, prawda? Dotychczas przychodziłaś tylko do mojego domu rodzinnego.

Pokiwałam niespiesznie głową, zastanawiając się nad brzmieniem słów ,,domu rodzinnego''. Czułam pustkę, kiedy nad tym rozmyślałam. Shin opowiedział mi pokrótce o mojej rodzinie, ale tak naprawdę niczego o nich nie wiedziałam ani o miejscu, w jakim kiedyś z nimi mieszkałam.

— Przepraszam, że tak naciskałem. Po prostu martwię się o ciebie — wytłumaczył zakłopotany.

Uśmiechnęłam się, ściągając powoli buty.

— W porządku, rozumiem. Doceniam twoją troskę — odpowiedziałam, odkładając swoje rzeczy na bok.

— Rozgość się — odparł miło, wskazując gestem na pokój. — Będę korzystał z komputera, więc... Możesz przeczytać jakąś książkę, zagrać w grę. Rób, co chcesz. A jeżeli poczujesz się choć trochę gorzej, od razu mi o tym powiedz.

— Dobrze — mruknęłam nieobecnym głosem, podchodząc do regału z książkami.

Ciekawiło mnie, jakimi gatunkami najbardziej interesował się Toma. Większość tytułów posiadała jasne okładki, które raczej nie pasowały do tomów grozy. Kiedy jednak dokładniej się przyjrzałam, zauważyłam, że w jego biblioteczce górowały lektury naukowe, co pozwalało mi wysunąć wniosek, że Toma nie czytał dla relaksu.

Nagle mój wzrok przyciągnęła czerwona oprawa, na której złotymi literami został wygrawerowany napis ,,album''. Przekartkowałam go, o mało go nie upuszczając, kiedy dostrzegłam, że każda w nim fotografia była rozmazana. Wiedziałam, że te zdjęcia nie mogły tak wyglądać, że to ja z jakiegoś powodu je takimi widziałam.

Zamknęłam pospiesznie album, odkładając go z powrotem na miejsce.

— Wszystko w porządku, Aria?

Odwróciłam się w stronę Toma z wymuszonym uśmiechem. Nie chciałam dać po sobie poznać, że zobaczone fotografie mnie w jakikolwiek sposób zmartwiły.

— Tak, po prostu jestem zmęczona. To był dzień pełen wrażeń — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Och, racja! Powinnaś się położyć.

— Czy to na pewno w porządku? — zapytałam, unosząc z powątpiewaniem brwi.

Co prawda sama pozwoliłam mu wczoraj zdrzemnąć się u mnie, ale trwało to zaledwie kilka minut. Nocowanie w mieszkaniu chłopaka było czymś zupełnie innym.

— Oczywiście, że w porządku! W końcu to ja nalegałem, żebyś tutaj przyszła — przypomniał, wskazując ręką na łóżko. — Jest całe twoje.

— Hm... A gdzie ty będziesz spał?

— Rozłożę za chwilę futon. Nie martw się, poradzę sobie — zapewnił, uśmiechając się przekonująco.

Nie miałam siły ani ochoty na dalszą dyskusję, więc po prostu skinęłam głową. Kiedy jednak chciałam położyć się do łóżka, doznałam nagłego olśnienia.

— Etto, Toma... — zaczęłam niepewnie, czując narastające zażenowanie. — Nie mam ze sobą żadnych ubrań na zmianę ani nawet piżamy. Trochę kiepsko spać w tym samym, w czym się chodziło cały dzień.

— M-masz rację. Przepraszam, nie pomyślałem o tym. Pożyczę ci jakąś koszulkę — powiedział zakłopotany, po czym wstał i podszedł do najbliższej szafy. Przewertował swoje rzeczy, aby wyłowić z nich jak największą bluzkę, którą zaraz mi podał. — Powinna być odpowiednia.

— U-uhm, dziękuję. — Skinęłam z wdzięcznością głową, wskazując na drzwi za mną. — Czy tu jest toaleta?

— Tak, nie krępuj się.

Uśmiechnęłam się blado, próbując zebrać resztkę pozostałej mi dumy i pójść do łazienki, aby się przebrać. Z każdą chwilą nabierałam coraz większych wątpliwości, co do mojego pobytu w mieszkaniu Toma. Zwłaszcza kiedy patrzył na mnie takim miękkim i ciepłym wzrokiem. Byłam pewna, że w taki sposób nie spoglądało się na przyjaciela.



~ ♦ ~



Znowu miałam sen o ciemności. Światło wydawało się w nim czymś nieosiągalnym, wręcz abstrakcyjnym. Panowała tam zawsze pustka, która sprawiała, że czułam się, jakbym nie istniała.

Chłód wniknął mi pod skórę, docierając aż do kości. Rozdzierał mnie na części, przez co jeszcze trudniej było mi się odnaleźć.

Nie potrafiłam się powstrzymać, wyciągnęłam rękę z nadzieją, że uda mi się odnaleźć choć odrobinę światła, które nie zostało połknięte przez mrok.

Ciężar samotności opadł na moje barki ze zdwojoną siłą. Czułam jakbym próbowała zrzucić z siebie zbyt wiele kołder.

Ciemność jednak nie zniknęła.

Wtem uświadomiłam sobie, że nie było żadnej powierzchni, którą mogłabym przebić.

Poczułam ucisk w piersi, po czym gwałtownie otworzyłam oczy. Dookoła mnie wciąż panował mrok, ale nie taki przytłaczający jak wcześniej. Po chwili zaczęłam dostrzegać znajome zarysy pokoju Toma, a także jego samego, śpiącego na futonie.

Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się z jego obecności.

Wtedy zauważyłam, że koc prawie w ogóle go nie przykrywał. Zsunęłam nogi na podłogę, klękając na niej, aby móc go z powrotem okryć. Kiedy to zrobiłam, Toma nagle się poruszył, odwracając w moją stronę.

— Co się stało? Nie możesz zasnąć? — majaczył wpół śnie, zmuszając mnie do położenia się obok niego.

— Oi, Toma! — sapnęłam przyduszona przez jego ramię.

Na dźwięk mojego głosu otworzył oczy.

— Co? — Przez kilka sekund wydawał się tak samo zaskoczony jak ja, dopóki jego spojrzenie nie złagodniało, kiedy się uśmiechnął. — Przepraszam. Nie wiedziałem, co robię.

— Nie szkodzi — mruknęłam, delikatnie próbując wyswobodzić się z jego uścisku.

— Jesteś taka ciepła... — szepnął, przejeżdżając dłonią po moich plecach, po których przebiegły mi dreszcze. — Dobra, wstajemy. Jestem mężczyzną, więc nie mogę ci niczego zagwarantować.

Skinęłam żwawo głową, natychmiastowo się podnosząc.

Atmosfera zrobiła się bardzo niezręczna, przynajmniej dla mnie, dlatego chciałam jak najszybciej gdzieś zniknąć.

— Jeżeli nie masz nic przeciwko, pójdę do łazienki się odświeżyć — wydukałam, masując z zakłopotaniem kark.

— W porządku, nie ma problemu. Ja muszę pójść na uniwersytet po pewne papiery. Po drodze mogę wstąpić do sklepu. Kupić ci coś?

— Nie, nie trzeba.

— Okej, w takim razie, poczekaj tutaj na mnie.

Przytaknęłam, zabierając swoje ubrania do łazienki. Dla przezorności zaczekałam, aż Toma wyszedł, zanim zaczęłam się przebierać.

Opłukałam twarz zimną wodą, starając się dojść w pełni do siebie. Zrobiło mi się jednak słabo i strasznie duszno, więc wyszłam z łazienki, idąc na balkon, by móc zaczerpnąć świeżego, porannego powietrza.

Odetchnęłam całą piersią, zamykając na moment oczy, a wtedy to znowu się stało: otoczyła mnie przytłaczająca ciemność, ale tym razem na jawie.

Byłam pewna, że dalej śniłam.

Istniałam tylko ja i pustka.

Po plecach spłynęła mi strużka zimnego potu, kiedy zrozumiałam, że to ponownie się działo. Serce biło mi niewyobrażalnie szybko. Panika zaczęła we mnie narastać, przez co trudniej było mi oddychać.

Zakręciło mi się w głowie, kiedy nagle poczułam ucisk w piersi. A wtedy ktoś lub coś pociągnęło mnie, przez co spadłam głębiej w atramentową czerń. Otworzyłam usta do krzyku, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Wyciągnęłam rękę przed siebie z nadzieją, że czegoś się chwycę. W momencie, w którym zapragnęłam się poddać, poczułam jak coś zaczęło mnie wypełniać. Nieznane mi głosy prowadziły mnie, aż gwałtownie otworzyłam oczy.

Obudziłam się w szpitalu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz