wtorek, 10 kwietnia 2018

Rozdział XVII ♠♣




Każdy człowiek posiada tylko jedno życie, więc czy niewłaściwym jest skupianie się głównie na swoim? Gardzi się egoistami, mimo że osoby zaradne się ceni. Czy cierpienie, z jakim muszą się zmagać jest inne? Gdzie leży różnica pomiędzy tymi postawami? Jak można porównywać ciężar, jaki ludzie w sobie trzymają?

Zastanawiałam się, szukając w głowie odpowiedzi na te, jak i masę innych pytań.

Ikki cały czas toczył bój ze swoim przekleństwem, tak jak Shin z przeszłością. Cierpieli bardziej i dłużej niż ja z moją amnezją. Zadręczali się, bezustannie o tym myśleli...

Egoista wzruszyłby na to ramionami stwierdzając, że takie jest życie, dlatego określano by go samymi negatywnymi terminami. Zaradniejsza osoba, która przyzwyczajona była do podążania cięższą ścieżką, przyjęłaby na siebie ciężar czyiś emocji, aby pomóc się z nimi uporać albo nawet samej go dźwigać.

— Spójrz na niebo — polecił Ikki, wyrywając mnie z zamyślenia.

Bez zbędnych pytań zadarłam głowę ku górze.

— Och, spadająca gwiazda! — zawołałam, mając nadzieję, że nie przywidziało mi się.

— Pomyślałaś życzenie? — zapytał. Zaprzeczyłam. — Ja raz pomyślałem. Kiedy byłem mały spoglądałem w niebo i posłałem życzenie do spadającej gwiazdy: ,,Chcę być popularny wśród dziewczyn''. Co za beznadziejny dzieciak, prawda? — zaśmiał się bez cienia wesołości. — Ale dostałem to, czego chciałem. Dziewczyny zmieniły swój stosunek do mnie. Wystarczyło, że spojrzałem im w oczy i wszystkie stawały się dla mnie miłe. To było dziwne...

— Może zakochiwały się w tobie, bo masz piękne wnętrze? — podsunęłam beztroskim tonem, chcąc polepszyć mu w ten sposób humor.

Ikki spojrzał na mnie z mieszaniną rozbawienia i czułości.

— Chyba jednak nie o to chodziło. Nawet jeśli spotykałem się z dziewczyną, z jakiegoś powodu po trzech miesiącach odchodziła.

— Jak to? Tak po prostu postanawiała zakończyć znajomość? — spytałam zdziwiona, starając się to sobie wyobrazić. — Musiałeś się przez to czuć samotny...

— Częściowo tak. Wiesz, wokół mnie zawsze jest jakaś dziewczyna, a inne są dla niej podłe, więc zakładam, że nie wytrzymuje takiego traktowania i historia znowu się powtarza. Uznałem, że skoro i tak zerwiemy, to czemu nie poświęcić tych trzech miesięcy na zabawę. Pomyślałem, że nigdy nikogo nie pokocham i się poddałem. Dopóki nie poznałem ciebie... — urwał, spoglądając na mnie.

Dreszcze przebiegły mi po plecach. Obawiałam się, że ta rozmowa podąży w niebezpiecznym kierunku.

— To prawda, że na początku zainteresowałem się tobą, ponieważ moje oczy na ciebie nie działały, ale teraz jest inaczej. Ciągle myślę o tym, jak pokazać ci moje prawdziwe uczucia, ale nie potrafię wyrazić ich odpowiednio. Pewnie nie wierzysz w ani jedno moje słowo, ale...

— Ech, chciałabym, żeby tak było — przerwałam mu, wpatrując się w migające gwiazdy. Westchnęłam ciężko. — Chciałabym ci powiedzieć, że tak właśnie jest; że nie wierzę w twoje słowa, że nic mnie to nie obchodzi, ale wtedy bym skłamała. Już wcześniej zorientowałam się, że myliłam się, co do ciebie — wyznałam, milknąc na moment.

Próbowałam zebrać myśli, aby jak najlepiej wyrazić to, co czułam, ale było to niewyobrażalnie trudne. W głowie miałam kompletną pustkę wymieszaną z bezkresnym chaosem.

— Cieszy mnie to, zwłaszcza zważywszy na to, jak się ciągle zachowuję — przyznał, zatracając się na chwilę w zadumie. — Mimo wszystko chciałem, żebyś znała prawdę. Chcę, abyś zawsze była przy mnie. Kocham cię.

Ostatnie dwa słowa Ikki wymówił nagle i niespodziewanie miękko, patrząc mi prosto w oczy.

Zamarłam, gdy je usłyszałam. Jednak kiedy Ikki zaczął się pochylać w moją stronę, szybko zerwałam się z miejsca.

Oddychając urywanie, stanęłam naprzeciwko niego, próbując opanować drżenie. Wzięłam kilka głębokich wdechów, po czym spojrzałam na niego.

— Przepraszam! — Ukłoniłam się, nieświadomie przedłużając moment wypowiedzenia kolejnych słów, które szpikulcami wbijały się głęboko w moje serce. — Bardzo cię lubię i szanuję, ale nie mogę odwzajemnić twoich uczuć — wydukałam łamiącym się głosem, z powrotem się wyprostowując. — Przykro mi, że nosisz na swoich barkach tak ogromny ciężar. Chcę ci pomóc go nieść, ale nie jako twoja dziewczyna a przyjaciółka. Wiem, że to zakrapla o egoizm, że nie powinnam proponować ci przyjaźni, ale jeżeli tego potrzebujesz...

— W porządku, Aria — przerwał mi łagodnie. — Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Sama twoja obecność mi wystarcza — podniósł się z ławki, aby z uśmiechem się nade mną pochylić — póki co. Nie pokazałem ci jeszcze moich prawdziwych uczuć, więc bądź gotowa.

Zmarszczyłam brwi, zatroskana jego słowami. Nie chciałam go ranić, ale jednocześnie nie mogłam oszukiwać samej siebie. Darowałam sobie jednak dalszą dyskusję. Nie miałam siły — fizycznej i psychicznej — aby zgłębiać z Ikkim ten temat.

— Lepiej już wracajmy. Zrobiło się naprawdę późno. — Rozejrzał się pobieżnie po okolicy, jakby chcąc utwierdzić się w słuszności swojego założenia. Obejrzał się przez ramię, aby rzucić mi prowokujące spojrzenie. — Idziemy?

— Yhm! — Skinęłam głową, po czym ruszyłam za nim w kierunku wyjścia z parku.

W pewnym momencie klepnęłam się dłońmi w oba policzki, wymuszając na sobie szybkie otrzeźwienie. Naprawdę nie wiedziałam, co miałam myśleć o zaistniałej sytuacji. Nie chciałam wyjść na egoistkę, ale mimo chęci okazałam się być kimś takim.

Jednak pewna sprawa nie wychodziła mi z głowy: skoro Ikki wiedział, że jego fanklub źle traktował jego obecną dziewczynę, niezależnie od tego jaka by nie była, dlaczego nic z tym faktem nie robił?

Westchnęłam ciężko, uświadamiając sobie, że zamiast pozbywać się własnych zmartwień, dokładałam sobie tylko kolejnych. Żałowałam, że nie było przy mnie Oriona — jedynej osoby, z którą mogłam porozmawiać bez jakichkolwiek oporów czy tajemnic.

Nagle zatrzymałam się zamyślona, kiedy przechodziliśmy obok niewielkiego jeziora. Przypomniałam sobie wtedy rozmowę z Shinem, co obudziło we mnie nowe poczucie winy.

Wtedy niespodziewanie poczułam, jak grunt się pode mną osuwa. Zdążyłam tylko krótko krzyknąć, nim zimna ciecz zalała mi usta. Wszelkie myśli, pytania, zmartwienia, obawy — wszystko to zniknęło pod taflą wody, w której ciemną otchłań się zagłębiałam.

Płuca zaczynały mnie palić, domagając się w ten sposób powietrza. Niestety, nic nie mogłam zrobić, poza obserwowaniem zwiększającej się odległości od powierzchni.

Wyciągnęłam dłoń przed siebie. Przypomniał mi się sen, ciemność, którą ujrzałam tuż przed tym, jak to wszystko się zaczęło.

Powieki mi ciążyły, więc je zamknęłam, pozwalając otulić się słodkiemu uczuciu pustki.



~ ♣ ~



Czułam jak płynęłam ku górze. Poinformowały mnie o tym włosy oraz ubrania, które poruszały się w przeciwnym kierunku do tego, w którym ktoś mnie ciągnął.

Silny ucisk na moim prawym nadgarstku był jedynym wyznacznikiem, znakiem, że jeszcze nie umarłam.

Zimny podmuch wiatru, który jakby ucałował moją przeraźliwie chłodną skórę, wymusił na mnie otwarcie oczu. Zaczęłam przeraźliwie łapać hausty powietrza, gdyby za chwilę znowu mogłoby mi go zabraknąć.

Zakaszlałam kilka razy, prawie wymiotując. Starałam się nie panikować, skupiając się wyłącznie na niezwykle prostej i niezbędnej do życia czynności, jaką było oddychanie.

— W porządku, Aria?! — zapytał ktoś troskliwie, tuż nad moją głową.

Spojrzałam w bok, próbując nie skrzywić się z bólu, jaki ten ruch spowodował.

— Or...ion... Wróci... — zakaszlałam ciężko, czując uwieranie w gardle — ...wróciłeś.

— Tak, jestem z tobą! — zawołał wesoło, uśmiechając się z ulgą. Zaraz jednak jego twarz z powrotem zaczęła wyrażać niepokój. — Jak się czujesz? Dobrze? Raaany, to się robi niebezpieczne!

— J-już...już jest w porządku — wydukałam słabo, wciąż cicho pokasłując. — I-Ikkiego tutaj nie ma?

— Nie. Wychodzi na to, że znowu oboje się przenieśliśmy, ale na szczęście w to samo miejsce!

— Chociaż tyle dobrego... — Odetchnęłam głęboko, podnosząc się na tyle, aby móc usiąść. — Dziękuję, że mnie uratowałeś.

— Nie musisz mi dziękować. Nie mógłbym pozwolić, aby stała ci się krzywda! To znaczy... w ramach moich możliwości... i tego... no...

— Dziękuję. O wiele bezpieczniej czuję się z myślą, że nade mną czuwasz — przerwałam mu łagodnie, aby nie musiał się męczyć w szukaniu właściwych słów, by dobrze opisać swoje myśli i uczucia. — Nie wiem, gdzie tym razem wylądowaliśmy, ale mam nadzieję, że moje mieszkanie znajduje się tam gdzie zawsze. Nie chciałabym pałętać się w nocy po mieście, na dodatek w mokrych ubraniach.

— Och, racja! Pospieszmy się, zanim zmarzniesz!

Orion poleciał przodem, zerkając na mnie przez ramię.

Niezmiernie ciężko przychodziło mi stawianie kolejnych kroków, ale wytrwale szłam przed siebie. Głupio by było, gdybym umarła z powodu zapalenia płuc, uratowana chwilę szybciej przed utonięciem.

Kiedy stanęłam przed drzwiami swojego mieszkania, modliłam się bezgłośnie w duchu, abym mogła wejść do środka. Nie miałam pewności, czy przekręciłam wcześniej klucz w zamku, czy nie. Nie posiadałam przy sobie żadnych rzeczy, nawet telefonu, który na pewno trzymałam w dłoni, gdy poszłam z Ikkim na spacer. Tylko jaką mogłam mieć pewność, że rozmieszczenie takich małych przedmiotów nie zmieniało się odnośnie danego świata?

Całe szczęście, gdy naparłam na klamkę ta uległa pod moim naporem, więc weszłam bez problemu do mieszkania.

W trakcie drogi opowiedziałam Orionowi wszystko, co mnie spotkało od czasu, gdy widziałam się z nim po raz ostatni. Dlatego chociaż tyle miałam z głowy, mogąc się zająć przebraniem w suche ubrania.

Kiedy doprowadziłam się do ładu, poszłam do salonu. Usiadłam na łóżku, susząc sobie włosy, spoglądając z zainteresowaniem na Oriona.

— Coś się stało? — zapytałam, widząc jego niepewną minę.

— Chyba ktoś wysłał ci wiadomość. — Wskazał dłonią na szklany stoliczek, na którym leżał mój telefon. Zdziwiłam się, że był cały, a przede wszystkim suchy, ale nie zamierzałam na to narzekać. — Nie czytałem jej, przyrzekam! — zapewnił rozgorączkowany.

Stłumiłam chichot, gdy wyobraziłam sobie, jaką to dla niego musiało być wielką pokusą.

Chciałam mu odpowiedzieć, że nie miałabym mu za złe, gdyby odczytał tę wiadomość, w końcu i tak bym mu o niej opowiedziała, jednak postanowiłam tego nie robić. Wolałam nie przekonywać go, że sprawdzanie czyiś rzeczy jest w porządku, zwłaszcza gdy udało mu się przed tym powstrzymać.

Zamiast tego sięgnęłam po telefon, by sprawdzić wysłanego e-maila.

— Od kogo to? — zapytał Orion, wyraźnie nie mogąc powstrzymać ciekawości.

— Od Kento. Napisał: ,,Rozumiem, że byłaś zajęta dzisiejszego wieczoru. Przyjdź zatem jutro do laboratorium uniwersyteckiego, jeżeli będziesz mogła'' — przeczytałam na głos. Nagle walnęłam się otwartą dłonią w czoło. — No tak! Przecież zanim zostałam stąd przeniesiona, Ken również napisał mi wiadomość, abyśmy się wieczorem spotkali. Ale czy nie mówiłeś, że czas nie płynie dalej, gdy jestem w innym świecie?

— Cóż... Dotychczas tak właśnie było.

— Myślisz, że możemy to uznać za dobrą zmianę? Czy nie skomplikuje ona wszystkiego jeszcze bardziej?

— Nie wiem, Aria, ale może to tylko taki jednorazowy przypadek — odpowiedział niepewnie, starając się mnie uspokoić.

— Masz rację. Poza tym nie ma sensu martwić się na zapas — zgodziłam się z nim. — Orion... Wiem, że nie zależy to od ciebie, ale... zostaniesz póki co ze mną?

— Oczywiście! Zostanę z tobą jak najdłużej! — zapewnił z determinacją.

Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, odkładając telefon z powrotem na stolik.

— Dziękuję. W twoim towarzystwie od razu czuję się pewniej.

— Cieszy mnie to niezmiernie, ale... czy nie jesteś na mnie ani trochę zła? To przeze mnie jesteś w takiej sytuacji. Na dodatek strasznie mało ci pomagam... — odparł ze smutkiem, lewitując bliżej ziemi. — Naprawdę podziwiam cię za to, jak świetnie sobie radzisz. Nie każdy by tak potrafił!

— Radzę sobie najlepiej jak potrafię, ale czy to wystarczające... Nie wiem, z czym jeszcze przyjdzie mi się zmierzyć, ale na pewno jakoś to wyjdzie, prawda?

— Yhm! Wszystko na pewno się ułoży! — zawołał entuzjastycznie.

Zaśmiałam się krótko, nie potrafiąc się przy nim dołować.

Życzyłam Orionowi dobrej nocy, po czym położyłam się spać. Miałam nadzieję, że nie zniknie już następnego dnia. Liczyłam, że będzie mi towarzyszył w jutrzejszym spotkaniu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz