sobota, 14 kwietnia 2018

Rozdział XIX ♣♦




Opadłam z głośnym westchnieniem na łóżko, rozkładając się na nim niczym rozgwiazda. Zamknęłam na moment oczy, oddychając głęboko, oczyszczając w ten sposób umysł ze wszelkich myśli.

Kiedy wracałam z Kento do domu, czułam się dziwnie szczęśliwa i lekka, zapominając na kilka chwil o wszelkich zmartwieniach i problemach. Znajdując się z powrotem w domu, odczuwane uczucia natychmiastowo zniknęły, zastąpione przez melancholię i refleksję.

— Orion? — zawołałam zaczepnie, zwracając na siebie uwagę ducha. — Co myślisz o tym wszystkim?

— O tym wszystkim? Co masz na myśli?

— Chodzi mi o moją sytuację. Nie uważasz, że jest naprawdę pokręcona? Jak się teraz nad tym zastanawiam... to jest serio pokręcona i okropna. Podróżuję między rzeczywistościami, w których zawsze coś się zmienia poza mną samą. Czuję się przez to jak... oszustka. Czy na pewno jestem tą samą osobą, którą znali Shin, Toma, Ikki i Kent?

— Dlaczego się nad tym zastanawiasz? — zapytał zdumiony.

— Ponieważ niejednokrotnie słyszałam: ,,zachowujesz się dziwnie'' albo ,,jesteś inna niż wcześniej''. Straciłam wspomnienia, ale mimo to powinnam zachować swój charakter i część codziennych odruchów. Tak jak wtedy, kiedy wiedziałam, że smakuje mi woda z lodem, a kawa wręcz przeciwnie. Oni...oni nie powinni widzieć we mnie, aż tylu zmian... — wyznałam, opowiadając o tym, co leżało mi na sercu.

Nie spodziewałam się, że Orion mnie zrozumie i wcale tego nie oczekiwałam. Sam fakt, że wyrzuciłam to z siebie bardzo mi pomógł.

— Uważam zupełnie przeciwnie! Oczywiście, sytuacja nie jest za łatwa, ale zadziwiająco dobrze sobie z nią radzisz, Aria! Z każdym dniem jest coraz ciężej, a mimo to nie narzekasz, stawiając wszystkiemu czoła, nawet czasem zupełnie samej! Wiem, że to nie na miejscu, co teraz powiem, ale na lepszą osobę nie mogłem wpaść — zaśmiał się z zakłopotaniem, drapiąc się w tył głowy. — A co do Shina i reszty... Myślę, że wypowiadali takie słowa z powodu twojej amnezji. To wspomnienia nas kształtują, a przeze mnie ciebie nie mogą...

— Och, wybacz, Orion — jęknęłam skruszona, siadając na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. — Przepraszam za wprowadzenie takiej atmosfery. Jesteś moim przyjacielem, nie mam ci niczego za złe. Zwłaszcza że nie spowodowałeś mojej amnezji celowo, to był wypadek.

— Tak, wiem, ale... Chciałbym móc być dla ciebie bardziej użyteczny — wyznał ze smutkiem. Wyglądał przy tym na naprawdę zdołowanego, przez co miałam ochotę go przytulić.

— Orion, pomagasz mi cały czas, nawet jak cię nie ma. Wystarczy, że o tobie pomyślę, a od razu czuję się pewniej. Nie oceniaj siebie tak surowo. Bez ciebie tak naprawdę niewiele bym zdziałała — posłałam mu pokrzepiający uśmiech, widząc jak z każdym kolejnym słowem coraz bardziej się rozkleja.

— A-Aria... — wydukał drżącym głosem, pociągając nosem. — Dziękuję. Bardzo się cieszę, że cię poznałem!

— Ja również! Mimo wszystko ta sytuacja ma swoje plusy — przyznałam szczerze. Po chwili wyciągnęłam ręce do góry, rozciągając się. — Ech, powinnam szybciej położyć się spać, jeżeli mam dać radę wstać jutro do pracy.

— Racja! Ostatnio sporo się działo i nie zdążyłaś wypocząć. Powinnaś teraz skorzystać z okazji!

— Powinnam... — jęknęłam z ociąganiem. — Jeżeli znowu znikniesz, pamiętaj o tym co ci dzisiaj powiedziałam. Dobrze?

— Obiecuję, że zawsze będę o tym pamiętał — odpowiedział z powagą.

Uśmiechnęłam się, po czym poszłam się przebrać w piżamę.

Zanim położyłam się spać, uprzednio nastawiłam alarm, na wypadek gdyby Orion nie mógł mnie obudzić. Miałam jednak przeczucie, że wszystko będzie dobrze.



~ ♣ ~



Następnego dnia Oriona już przy mnie nie było. Rozczarowało mnie to, ale nie zamierzałam się z tego powodu nad sobą użalać. Wystarczyła mi świadomość, że wciąż istniał i miał się dobrze, mimo że nie mogłam się z nim zobaczyć. Wiedziałam, że chciałby, abym dalej brnęła przed siebie, dając z siebie wszystko. Nie zamierzałam go zawieść.

Obudziłam się przed nastawionym alarmem, więc wyłączyłam go, zanim udałam się do łazienki, by się odświeżyć. Z jakiegoś powodu czułam się jak nowo narodzona. Najwyraźniej dobry i długi sen potrafił zdziałać cuda, skoro dzięki niemu miałam się tak dobrze.

Weszłam do kawiarenki z szerokim uśmiechem, już na wejściu się ze wszystkimi miło witając. Waka i Sawa odpowiedzieli mi w ten sam sposób, jakbym zaraziła ich swoją pozytywną energią. Pierwsze godziny minęły nam całkiem przyjemnie.

Nie sądziłam, że ten dzień mógł być jeszcze bardziej zjawiskowy, dopóki do kawiarenki nie przyszedł Kent. Zdziwiłam się jego widokiem, oczywiście, w pozytywnym znaczeniu.

— Dzień dobry! Czy coś ci podać? — zapytałam uprzejmie, podchodząc do stolika, który Ken zajął.

— To, co zawsze — odpowiedział niemalże od razu, wodząc niezauważalnie wzrokiem po mojej sylwetce. — Dobrze wyglądasz w tym stroju.

— D-dziękuję — odparłam zaskoczona komplementem. — Po raz pierwszy odwiedzasz mnie w pracy, prawda?

— Tak. Przyszedłem tutaj, aby przeprosić cię za wczoraj i uczcić fakt, że spotykamy się już pół miesiąca. Wybacz, że w tym celu przyszedłem do ciebie do pracy.

— Och, nie, nic nie szkodzi! Cieszę się, że przyszedłeś. To bardzo miłe z twojej strony — zapewniłam.

Zaintrygowała mnie informacja, że umawiałam się z Kento tylko przez pół miesiąca. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że dłużej nasz ,,związek'' trwał.

— Lecę zatem spełnić twoje zamówienie — powiedziałam w końcu, mocniej zaciskając palce na trzymanym przeze mnie notesie.

— W porządku. Poczekam też aż skończysz pracę, aby odprowadzić cię do domu.

— Nie musisz na mnie specjalnie czekać — odparłam z lekkim zakłopotaniem. Nie chciałam, aby z mojego powodu marnował swój czas.

— Obiecałem cię zawsze odprowadzać, więc muszę dotrzymać słowa — odpowiedział stanowczo.

Po wyrazie jego twarzy wiedziałam, że nie było sensu dalej się upierać, gdyż zdania swojego by nie zmienił.

Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam, po czym poszłam zrealizować jego zamówienie.

Po pracy wracałam razem z Kento do domu, tak jak mi to wcześniej zapowiedział. Na zewnątrz panowała lekka mżawka, która ani trochę mi nie przeszkadzała, ale mój towarzysz uparł się, abyśmy szli razem pod parasolem. Nie miałam ochoty się z nim sprzeczać, więc po prostu przystanęłam na ten pomysł.

Spacer w taką pogodę był nad wyraz przyjemny, nie wspominając o pięknych widokach nocnej panoramy miasta.

Rozglądałam się z zachwytem dookoła, oglądając kaskadę kolorów i świateł, na których tle krople deszczu wyglądały jeszcze bardziej zjawiskowo. W pewnym momencie wyszłam spod parasolki Kento, jakby wodzona ich urokiem. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, aby zebrać na niej trochę wody.

Wtedy kątem oka dostrzegłam dwa zbliżające się światła. Zdążyłam tylko osłonić się rękami, nim poczułam mocne szarpnięcie w tył.



~ ♦ ~



— Co się stało, Aria?

— Heh? — jęknęłam, mrugając pospiesznie oczami.

Piękna aranżacja świateł i deszczu całkowicie zniknęła, zastąpiona promieniami rzucanymi przez słońce. Dookoła nie było ogromnych budowli a długowieczne drzewa, które rzucały na ścieżkę osobliwe cienie.

W końcu zrozumiałam, że wpatrywałam się w doskonale znany mi park.

— Co się dzieje, Aria? — Toma chwycił mnie za prawe ramię, odwracając w swoją stronę. Spojrzałam na jego wykrzywioną w zmartwieniu twarz, która znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej. — Oi, powiedz coś!

Poruszyłam zdrętwiałymi ustami, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. Nagły ból rozlał się po mojej głowie, eksplodując przy skroniach. Jęknęłam, kiedy obraz zaczął mi się rozmazywać, a promienie słońca na moment oślepiły.

Rzeczywistość zawirowała, jakby ktoś postanowił paletę ich kolorów włożyć do miksera. Zachwiałam się, co na pewno skończyłoby się upadkiem, gdyby Toma mnie nie złapał.

Mrugnęłam po raz ostatni, nim straciłam resztkę energii potrzebnej do zachowania przytomności.

Wtedy wszystko zniknęło.



~ ♦ ~



Ocknęłam się, otwierając gwałtownie oczy. Przez kilka sekund trwałam w niepewności, zastanawiając się, czy na pewno znajdowałam się w jakimkolwiek znanym mi świecie.

Mimowolnie złapałam się za głowę, przypominając sobie o nieposkromionym bólu, który poczułam tuż przed utratą przytomności. Całe szczęście już minął.

Odetchnęłam z ulgą.

— W końcu się obudziłaś! — Na dźwięk głosu Toma podniosłam się, żeby usiąść. Klęczał przy moim łóżku, opierając się o nie dłońmi. — Musiałaś być bardzo zmęczona. A może nadal jesteś chora?

— Nie, to nie to — odpowiedziałam apatycznie, wciąż odczuwając zanik energii.

— Pamiętasz wczorajszy dzień?

— Wczorajszy, hm... — zastanowiłam się przez chwilę, próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałam się z Tomą. — Poszliśmy do restauracji coś zjeść, a potem do parku na spacer.

— Dokładnie. Potem poczułaś się gorzej i zasłabłaś, śpiąc praktycznie cały dzisiejszy dzień. Zaniosłem cię do domu i czuwałem w nocy na wypadek, gdyby ci się pogorszyło i potrzebna byłaby karetka — wyjaśnił zmęczony.

Zauważyłam jak ciężko było mu utrzymać powieki otwarte. Serce mi się ścisnęło na ten widok.

— Cieszę się, że nic się nie stało. A teraz wybacz, ale muszę chwilę odpocząć. Jestem naprawdę zmęczony — dodał, kładąc głowę na łóżku.

— Oi, Toma, wstawaj! Nie wolno ci zasypiać na ziemi! No dalej, chodź, zwolnię ci łóżko! — rozkazałam nieznoszącym sprzeciwu głosem, zsuwając nogi na podłogę, by wstać, ale Toma mnie powstrzymał.

— Nie, nie trzeba. Jest w porządku.

— Wcale, że nie. Widzę, że jesteś wykończony! Wchodź do łóżka, teraz ja cię przypilnuję.

— Ale...

— Żadnego ,,ale''. Tym razem nie pójdę na żaden kompromis — zaznaczyłam dobitnie, wyskakując z łóżka. — Ruchy, Toma! Jak zaśniesz, nie dam rady cię podnieść, nie mam tyle siły, co ty.

Toma przez chwilę przyglądał mi się zdziwiony, aż w końcu uśmiechnął się z rozbawieniem, podnosząc się i siadając posłusznie na moim łóżku.

— Od razu mnie obudź, jeżeli poczujesz się słabo, dobrze?

— Oczywiście. Wezwę też służby specjalne, aby odeskortowały mnie do szpitala, gdyby za bardzo zakręciło mi się w głowie — odpowiedziałam sarkastycznie, przewracając teatralnie oczami. — Odpocznij. Jak zacznie się robić późno, obudzę cię, żebyś nie musiał wracać w środku nocy do domu.

Toma w końcu uległ moim namowom — albo to zmęczenie wygrało — i zamknął oczy, udając się na zasłużony odpoczynek.

Zaczekałam aż zaczął równomiernie oddychać, nim się od niego oddaliłam.

Poszłam do łazienki, aby opłukać twarz z resztek snu. Przyjrzałam się w lustrze swojej wymizerniałej twarzy, dochodząc do wniosku, że znowu przeniosłam się do innego świata.

Dziwiło mnie, że czasami rzeczywistość zmieniała się praktycznie niezauważalnie, tak jak to było na samym początku, a czasami tak gwałtownie i boleśnie, że skutki tego odczuwałam jeszcze przez kilka kolejnych dni. Ciekawiło mnie, od czego to zależało.

Oparłam dłonie na umywalce, starając się przypomnieć sobie, co działo się podczas mojej poprzedniej wizyty w tym świecie.

Po zastanowieniu uznałam, że nie za wiele, gdy nagle pomyślałam o pamiętniku, który prowadziłam tylko w tej rzeczywistości.

Wyszłam pospiesznie z łazienki, stawiając ostrożnie kroki, aby nie obudzić Toma. Podeszłam do półki, na której leżał interesujący mnie przedmiot, po czym podniosłam go nieco drżącymi dłońmi.

Obejrzałam brulion z każdej strony, zabierają go ze sobą do kuchni, aby nożem wyłamać złotą kłódkę. Nie chciałam marnować czasu na szukanie kluczyka, szczególnie że Toma mógł się obudzić w każdej chwili.

Położyłam zeszyt na blacie, po czym zaczęłam grzebać po szufladach, żeby odnaleźć odpowiedni nóż. W końcu znalazłam właściwy, a wtedy ostrożnie użyłam ostrza do pozbycia się kłódki.

Po dłuższej chwili, w której padło kilka niecenzuralnych słów, udało mi się otworzyć pamiętnik. Przekartkowałam go w poszukiwaniu jakiś zapisków.

Tylko na kilku stronach znajdował się tekst, który zaczęłam czytać, mimo że pospieszne bicie serca utrudniało mi koncentrację.

Dzisiaj XXX mnie naprawdę zdenerwował. Nie powinien się wtrącać w stosunki moje i XXX, nawet jeżeli go dotyczą. Zarzuciłam mu brak zaufania, a wtedy zaczął odwracać kota ogonem sugerując, że powinnam mu sama powiedzieć o XXX. Może znaleźlibyśmy jakiś sposób na dogadanie się, gdyby nie ta wczorajsza kłótnia... Szlag by go, doprowadza mnie do szału! Wiem, że nie jestem bez winy, ale ominęlibyśmy wszystkie te nieprzyjemne sytuacja, gdyby w końcu powiedział XXX.

Zmarszczyłam brwi, z niedowierzaniem sprawdzając jeszcze raz cały pamiętnik, ale niczego więcej nie znalazłam.

Zaintrygowała mnie ta notka, a zwłaszcza jej części, których nie byłam w stanie odczytać. Chciałam zapoznać się z nią jeszcze raz, ale wtedy usłyszałam głos Toma.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz