wtorek, 27 lutego 2018

Rozdział XIII ♥




Nie potrafiłam skupić się na pracy, przez nieustannie zaprzątające moją głowę myśli. Przyzwyczaiłam się do ciągłego martwienia się, lecz dotychczas w głównej mierze przejmowałam się własnymi problemami. Rozmyślania o innych także sprowadzały się do osobistych spraw. Nie byłam pewna, czy obecnie się cokolwiek zmieniło, podobnie jak nie mogłam rozgryźć słuszności wydarzeń z poprzedniego wieczoru.

Wbrew słowom Shina, wcale się nie zdenerwowałam. Spodobał mi się nasz pocałunek, lecz z czasem zaczęłam się wahać, czy powinnam na niego przystać. Zauważyłam, że mój stan ranił Shina, ale trzymanie się na dystans mogło być lepszym wyborem, niż okazywanie sobie uczuć. W końcu nie pamiętałam wydarzeń z przeszłości. Co jeśli okazałoby się, że nigdy ze sobą nie chodziliśmy? Poczułabym wtedy wstręt i pogardę do samej siebie, nawet jeżeli moje czyny pozostawały częściowo nieświadome.

Ulżyło mi, gdy Orion ani razu nie nawiązał do mojego pocałunku z Shinem, zachowując się tak jak zawsze. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby spróbował ze mną o tym porozmawiać.

Westchnęłam ciężko, przecierając ścierką powierzchnie blatu, próbując mimo wszystko skupić się na pracy.

— Och, wyglądasz już znacznie lepiej — rozległ się za mną czyiś głos.

Odwróciłam się, uśmiechając przy tym miło do Waky.

— Dziękuję i przepraszam za sprawienie kłopotu — odpowiedziałam, ukłoniwszy się delikatnie.

— Najważniejsze, że czujesz się znów na siłach.

Skinęłam głową, zgadzając się z nim. Wtedy rozbrzmiał dźwięk niewielkiego dzwonka nad drzwiami, zwiastującego nadejście gościa.

— Dzień dobry! — zawołała Sawa, uśmiechając się szeroko. Podeszła do nas, aby zaprezentować przyniesiony ze sobą plakat. — Zobaczcie!

Przyjrzałam się ogłoszeniu o pokazie sztucznych ogni, ozdobionym mnóstwem kolorowych fajerwerków wybuchających na tle nocnego nieba.

— Pomyślałam, że byłoby miło pójść ze wszystkimi zobaczyć sztuczne ognie — dodała, kiedy razem z szefem obejrzeliśmy cały plakat. — Rozmawiałam przedwczoraj z Shinem o twoim stanie, ale nadal nie jestem pewna, czy jesteś w stanie przebywać wśród takiego tłumu, więc uznałam, że moglibyśmy zrobić własny pokaz tutaj!

— Wspaniały pomysł! — pochwalił Waka.

Uśmiechnęłam się słabo, gdyż byłam przekonana, że odmówi. Najwyraźniej wciąż nie do końca rozumiałam wszystkich otaczających mnie osób.

— Powiem Tomie i Mine-chan — postanowił, wyciągając z kieszeni komórkę. Po chwili spojrzał na mnie niepewnie. — Powinniśmy zaprosić Shina? Czy może jest zajęty przygotowywaniem się do egzaminów?

— Zadzwonię do niego — powiedziała pospiesznie Sawa, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Wystukała odpowiedni numer, po czym podała mi swój telefon. — Odebrał, masz.

Osłupiałam, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w ekran wyświetlacza, na którym widniał numer Shina i czas trwania rozmowy. Drżącą ręką przyłożyłam urządzenie do prawego ucha.

— Sawa? Co jest? — Głos Shina wydobył się z komórki, co ostatecznie zmusiło mnie do odezwania się.

— Cześć, Shin. Tu Aria. Wpadliśmy na pomysł urządzenia pokazu sztucznych ogni dziś wieczorem. Przyjdziesz? O ile możesz, oczywiście.

Przez kilka sekund trwała po drugiej stronie cisza, podczas której serce biło mi jak szalone.

— Nie mogę, mam szkołę — odpowiedział w końcu.

— Och, szkoda — mruknęłam rozczarowana.

Wiedziałam, że miał naglące go obowiązki, mimo to liczyłam, że zrobi sobie od nich chociaż króciutką przerwę.

— Mówiłem ci, że uczę się do egzaminów.

— Tak, pamiętam. W porządku, nic się nie stało — zapewniłam, żegnając się i kończąc połączenie.

— Powiedział, że przyjdzie? — zapytała Sawa, kiedy oddałam jej telefon.

— Nie — odpowiedziałam zwięźle.

— Naprawdę? Dziwne, że odrzucił zaproszenie bezpośrednio od ciebie — powiedziała zdziwiona.

Utkwiłam wzrok w podłodze, czując nagły ból w klatce piersiowej. Odmowa Shina mnie rozczarowała, lecz dopiero po słowach Sawy zrobiło mi się naprawdę przykro.

— Toma i Mine-chan powiedzieli, że przyjdą — odparł Waka, odwracając się do nas uśmiechnięty, zupełnie nieświadomy chwilowego napięcia wiszącego w powietrzu. — Jak z Shinem?

— Powiedział, że nie przyjdzie — odpowiedziała Sawa.

— Rozumiem. Cóż, tak to już jest — powiedział współczująco, posyłając mi pocieszające spojrzenie. — W każdym razie, zostawmy tę dyskusję na później. Nadszedł czas, aby otworzyć i ładnie przywitać gości.

Skinęłam bez słowa głową, przygotowując się do pracy. Przynajmniej w ten sposób mogłam zająć czymś myśli.

Pozostała część dnia minęła mi bez żadnych niespodzianek. Klienci nieustannie wchodzili, zamawiali i wychodzili, tylko ich twarze były jedynym elementem, który się zmieniał. Wtedy zaczęłam bardziej przyglądać się gościom. Zastanawiałam się, czy w innym świecie mogłabym natrafić na te same osoby. Żałowałam, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. W końcu wiedza wiele zmieniała.



~ ♥ ~



Po całym dniu pracy odczuwałam solidne zmęczenie, które w połączeniu z niemrawym humorem sprawiło, że nie miałam ochoty na uczestnictwo w pokazie sztucznych ogni. Nie mogłam jednak wystawić pozostałych, skoro zorganizowali całe przedsięwzięcie z myślą o mnie, abym czuła się jak najbardziej komfortowo. Nie chciałam sprawić im przykrości. Na dodatek Orion zachęcał mnie, żebym poszła. Musiałam zatem zignorować własne uczucia i udać się z pozostałymi na pobliskie wzgórze, z którego mieliśmy niecodzienny widok na panoramę miasta.

Usiadłam na odrobinę zniszczonych schodach, obserwując jak Sawa i Mine sprzeczały się przyjacielsko, które fajerwerki odpalić jako pierwsze. Waka przyglądał im się z ciepłym uśmiechem na twarzy, próbując się nie roześmiać. Toma natomiast najmniej entuzjastycznie do wszystkiego podchodził, gdy zorientował się, że z całego towarzystwa był najbardziej odpowiedzialną osobą.

Uśmiechnęłam się rozbawiona, widząc jak odmiennie podchodzili do całego przedsięwzięcia, a mimo to dobrze się bawili.

— Czemu do nich nie dołączysz? — zapytał Orion.

— Tak jest dobrze — odpowiedziałam, opierając łokcie na kolanach, kładąc podbródek na złączonych dłoniach.

Pozwoliłam myślą odpłynąć, wpatrując się jak zahipnotyzowana w sztuczne ognie. Ocknęłam się, dopiero kiedy usłyszałam dźwięk uciekającego spod butów żwiru, który został rozsypany po wzgórzu.

— Shin? — zapytałam zdziwiona.

— Miałem nie przychodzić?

— Co? Nie. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Cieszę się, że jednak przyszedłeś — odpowiedziałam pospiesznie.

Shin spojrzał mi prosto w oczy, jakby chcąc się upewnić, że nie kłamałam, po czym usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego kątem oka, niepewna jak się zachowywać po wczorajszym pocałunku. Nie potrafiłam się przez to rozluźnić, czekając na ruch z jego strony, mając nadzieję, że nie zauważy mojego zmieszania.

— Jesteś zła o to, co zrobiłem wczoraj? — zapytał szeptem, co spowodowało u mnie dreszcze. — Znowu miałem wrażenie, że wróciliśmy do etapu przyjaciół z dzieciństwa. Mimo to nie powinienem tak na ciebie naciskać. Zwłaszcza że jest ci teraz o wiele ciężej niż mnie. Miałem cię chronić... Czuję się żałośnie.

— Nie mów tak — zaprzeczyłam, kładąc delikatnie dłoń na jego ramieniu. — Wcale na mnie nie naciskałeś. Sytuacja jest ciężka dla nas obojga, nie powinieneś na siebie wszystkiego zrzucać. Nie mam do ciebie o nic pretensji, naprawdę.

— Nie rozumiesz...

— Rozumiem.

— Nie. Nie pamiętasz niczego. Nie pamiętasz jak mnie wspierałaś, kiedy miałem zamiar się załamać. Ratowałaś mnie wiele razy...

Poczułam pętle zaciskającą się na żołądku, kiedy powróciło do mnie doskonale znane poczucie winy. Nie byłam odpowiedzialna za amnezję, ale odbierałam to w taki sposób, jakbym w pewien sposób się o nią prosiła. Nie zdziwiłabym się, gdyby to wszystko okazało się karmą za coś, co kiedyś zrobiłam bądź powiedziałam.

Nagle rozległ się głośny syk, który po kilku sekundach zaowocował wybuch. Wtedy fajerwerki rozświetliły pobliską okolicę.

Spojrzałam na Sawe, Mine i Toma puszczających sztuczne ognie. Przynajmniej oni dobrze się bawili.

— Chcesz do nich dołączyć? — zapytał Shin, zmieniając niespodziewanie temat.

Pokręciłam głową. Obserwowanie rozbłyskających co chwilę świateł w zupełności mi wystarczało.

Nie spodobało mi się natomiast przerwanie naszej wcześniejszej rozmowy i zamierzałam w stosownym momencie o tym wspomnieć.

— Ładne, prawda? — szepnęłam..

— Nie widzę w tym frajdy, ale ty zawsze lubiłaś tego typu rzeczy, nie? Więc nie mam nic przeciwko oglądaniu czegoś, co lubisz.

— To miłe — uśmiechnęłam się nieznacznie. — Też nie mam nic przeciwko oglądaniu czegoś, co lubisz.

Zamilkliśmy na moment, obserwując w ciszy fajerwerki. Wiązki zielonych, czerwonych i żółtych świateł wybuchały co chwilę, ciesząc nasze oczy niezapomnianym widowiskiem. Dźwięk wybuchu ranił mi uszy, ale nie żałowałam, że przyszłam. Nie potrafiłam jednak cieszyć się pokazem w pełni, gdyż nieustannie myślałam o tym, co powiedział mi Shin.

Musiałam dowiedzieć się więcej, zanim znowu przyszłoby mi zmienić rzeczywistość.

— Powiedziałeś wcześniej, że cię uratowałam — zaczęłam, cierpliwie znosząc jego spojrzenie — wiem, że może być to trudne do wytłumaczenia, ale chyba będzie lepiej, jak mi o tym opowiesz.

— Racja... — przytaknął, opierając głowę na lewej dłoni. — Mój ojciec... zabił...zabił człowieka, który pijany wdał się z nim w walkę. Odepchnął go, a on chyba uderzył się w jakiś istotny punkt i zmarł. Od tamtego czasu mój ojciec myślał, że zrobił jakąś straszną rzecz, dla niego i jego rodziny. Byłem wtedy dzieckiem i nie rozumiałem, dlaczego ludzie nazywali mojego ojca mordercą. Zaczęto na mnie inaczej patrzeć, nawet moi przyjaciele się ode mnie odwrócili. Tylko stosunek twój i Toma nie uległ żadnej zmianie. Jeżeliby was nie było... nie sądzę, abym stał się tym, kim teraz jestem.

Głośny huk odciągnął na moment naszą uwagę, gdy kolejne fajerwerki wybuchły ku zachwycie pozostałych.

— Jestem ci wdzięczny — kontynuował Shin, wciąż wpatrując się w rozświetlane światłami niebo.

— Przecież to głównie twoja zasługa. Gdybyś nie próbował...

— Nie próbowałem — przerwał, spoglądając na mnie z ciepłym uśmiechem. — Dałem się porwać razem z prądem. Teraz jednak próbuję.

— Dobra, teraz uważajcie! — krzyknął Toma, razem z Sawą i Mine testując różnorakie sztuczne ognie.

Uśmiechnęłam się, widząc ich poczynania.

— Wiesz, to był okres, w którym nie miałem nerwów do Toma. To ty pomogłaś mi, abym się nie poddał i nie zrezygnował... żebym przestał uciekać, więc to wszystko stało się dzięki tobie.

— Przykro mi z powodu tego, co cię spotkało. Jednak cieszę się, że teraz jest już lepiej. Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Co prawda dziwnie się czuję, kiedy mówisz o mnie w taki sposób. Odnoszę wtedy wrażenie, że wcale nie masz na myśli mnie.

— Naprawdę? Dlaczego?

— Nie umiem tego dokładnie wytłumaczyć. Chyba po prostu mam o sobie inne mniemanie... — odpowiedziałam wątpliwie.

Chwilę później rozległy się nawoływania pozostałych:

— Oi!

— Dołączcie do nas!

— Chodźmy — powiedział Shin, podnosząc się ze swojego miejsca. — To trochę irytujące, że sami się bawią.

Zamrugam zdziwiona, nie spodziewając się, że będzie chciał dołączyć do pozostałych. Mile mnie tym zaskoczył. Uśmiechnęłam się, także wstając.

Nie żałowałam, że zdecydowałam się wziąć udział w pokazie. Na moment zapomniałam o wszystkich dokuczających mi zmartwieniach, ciesząc się obecną chwilą.

Gdy zrobiło się późno, a na ulicach zapanował absolutny spokój, postanowiliśmy wrócić do domu. Sawa, Mine i Waka musieli iść w innym kierunku, więc rozdzieliliśmy się przy najbliższym zakręcie. Wróciły do mnie wspomnienia z pierwszego dnia, kiedy Shin i Toma mnie odprowadzali.

— Dość dawno bawiliśmy się fajerwerkami — odparł Shin, uśmiechając się nieznacznie.

— Heh, tak. Znowu poczułem się jak dziecko!

— Yhm! — przytaknęłam, odczuwając nasilające się zmęczenie.

Jednakże bawiłam się doskonale, więc było to warte wszelkiego wysiłku. Do tego stałam się bogatsza o nowe wspomnienia. Nie powinnam zatracać się w odzyskaniu starych, gdyż jeżeli nie wróciłby nigdy, to zostałoby mi tylko to, co zdobyłam teraz.

— Pamiętasz to miejsce? — zapytał Shin, wyrywając mnie z zamyślenia.

Spojrzałam na niego, a następnie na wskazane miejsce. Dostrzegłam park, przy którym przeniosłam się do obecnego świata. Tym razem nie zrobiło mi się słabo na jego widok.

— Bawiliśmy się tutaj, gdy byliśmy dziećmi. Nazwaliśmy go ,,parkiem raczków'' — odparł melancholijnie Toma.

— Racja. Kiedyś było tu sporo raków, dlatego tak nazwaliśmy to miejsce.

— Teraz, kiedy o tym myślę, ktoś musiał wrzucić te raki do jeziora.

— Byliśmy bardzo pochłonięci ich łapaniem...

— A nasi rodzice kazali wrzucić je z powrotem do jeziora.

— Pewnie się po prostu bali.

— Ty to powiedziałeś.

Zaśmiałam się, słuchając ich opowieść. Uroczo wyglądali, gdy ją nawzajem dopełniali. Wyobraziłam sobie, jak mali Shin i Toma łapali raki w jeziorze.

— Chciałbym wrócić do tamtych czasów — powiedział Shin, spoglądając na mnie z ciepłym uśmiechem.

— To całkiem miłe słowa jak na ciebie, Shin — zauważył ze zdumieniem Toma.

— Nie bardzo — odpowiedział chłodno.

Pokręciłam rozbawiona głową, mogąc słuchać ich przyjacielskich przekomarzań przez całą noc.

Zamierzaliśmy kontynuować spacer, gdy nagle czyjaś dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku. Odwróciłam się, spoglądając pytająco na Shina.

Zaskoczył mnie, kiedy powiedział Tomie, aby poszedł dalej bez nas.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz