niedziela, 25 lutego 2018
Rozdział XI ♦
Jęknęłam cicho, odwracając się na drugi bok. Wybudzanie się ze snu, aby powrócić do męczące rzeczywistości było po prostu okrutne. Wolałam odłożyć na później czas wstania z łóżka, lecz nie miałam innego wyjścia, gdyż nieustannie uderzające o parapet krople deszczu działały mi na nerwy. Nie potrafiłam ich zignorować i pójść spać dalej.
Położyłam się na plecach, wzdychając ciężko i wpatrując się półotwartymi oczami w sufit. W głowie kłębiły mi się słowa Oriona. Twierdził, że istniały inne rzeczywistości, w których tkwił klucz do rozwiązania moich problemów z amnezją. Naprawdę się ucieszyłam, gdy go zobaczyłam i chciałam wierzyć, że mówił prawdę. Po tym wszystkim, co przeszłam nie powinnam mieć problemów z zaakceptowaniem takich rzeczy. Zdawałam sobie z tego sprawę, ale jakiś ludzki odruch mi na to nie pozwalał.
Orion to rozumiał i twierdził, że musiałam dać sobie po prostu trochę czasu, gdyż moje nastawienie i uczucia grały istotną rolę. To one miały doprowadzić do końca tego wszystkiego. Chciałabym, aby to było tak proste, jak mówienie o tym.
— Dzień dobry, Aria — rozległ się głos Oriona tuż nade mną. — Wyspałaś się?
Przetarłam powieki, podnosząc się i przeczesując dłonią potargane włosy.
— Można tak powiedzieć — odpowiedziałam, uśmiechając się słabo.
Między nami zapadła chwila ciszy. Nie za bardzo miałam ochotę na jakąkolwiek dyskusję, ale nie potrafiłam wytrzymać jego spojrzenia zbitego szczeniaczka.
— Wiesz... Zastanawiałam się, gdzie byłeś przez cały ten czas.
— W innych światach. Nie wiem czemu, ale cały czas się jakoś mijaliśmy! — odpowiedział z ożywieniem.
— Czy ktoś zauważył brak mojej obecności?
— Właśnie... nie — speszył się, spuszczając nisko głowę. — Tak jakbyś nigdy nie istniała — dodał szeptem.
— Pff, to wszystko jest naprawdę pokręcone — prychnęłam kpiąco, kręcąc głową na widok zmartwionej miny Oriona. — Lepiej się ubiorę. Toma mówił, że przyjdzie, ale nie sprecyzował, o której dokładnie.
Wstałam z łóżka, lecz zanim zabrałam się za cokolwiek, uśmiechnęłam się pocieszająco do Oriona.
— Będzie dobre. Nie ma powodu, by się martwić.
— Tak, damy sobie radę! — przytaknął żwawo.
Zmrużyła niezauważalnie oczy, czując się okropnie mówiąc rzeczy, w które nie do końca wierzyłam.
Kiedy zjadłam śniadanie, zaczęłam planować sposób otwarcia pamiętnika z obecnej rzeczywistości. Jednakże dzwonek do drzwi zmusił mnie do odłożenia tego na później.
Westchnęłam ciężko, idąc otworzyć.
— Dzień dobry, Toma — przywitałam się miło, wpuszczając go do środka.
— Dzień dobry. Wcześnie coś wstałaś.
— To przez deszcz. — Znacząco spojrzałam w stronę okna, po czym zaprowadziłam swojego gościa do salonu.
— Strasznie się o ciebie wczoraj martwiłem. Na pewno wszystko w porządku? — zapytał troskliwie.
— Tak, czuję się dobrze — zapewniłam, masując kark.
— Jesteś pewna? Masz nieco napuchnięte oczy. — Pochylił się nade mną, przyglądając mojej twarzy. — Płakałaś?
— Yhm, to dlatego, że... — urwałam, szukając na poczekaniu wiarygodnego wytłumaczenia. — D-drobinka kurzu wpadła mi do oczu, ale to nic takiego. Nie musisz się martwić — uśmiechnęłam się przekonująco.
— Wydarzyło się coś jeszcze? — dopytywał. — Jakieś zmiany?
— Nie, nie działo się nic szczególnego.
— Uhm, to dobrze. Cieszę się — odparł, patrząc na mnie ciepło.
Odwzajemniłam się podejrzliwym spojrzeniem. Chwilę temu poczułam się jak na przesłuchaniu. Tłumaczyłam sobie, że Toma się o mnie martwił, nawet jeżeli przesadzał. Zastanawiało mnie, jaka relacja nas łączyła, jednak nie był to odpowiedni moment, by o to zapytać.
— Skoro czujesz się już lepiej, to może pójdziemy na spacer? — zaproponował, wyrywając mnie z zamyślenia.
Wolałam zostać w domu, próbując odkryć tajemnicę ukrytą w pamiętniku, lecz czułam wbijające się we mnie spojrzenie Oriona mówiące: ,,zgódź się, zgódź się, zgódź się''. Musiałam zatem zrobić dobrą minę do złej gry.
— Z chęcią — odpowiedziałam, uśmiechając się blado.
Przygotowałam się do wyjścia, nie śpiesząc zanadto. Toma cierpliwie czekał, nie spuszczając ze mnie oczu, przez co czułam się niekomfortowo.
Kiedy wyszliśmy z mieszkania, jak zwykle uważałam schodząc ze schodów. Od czasu upadku weszło mi to w nawyk, gdyż nie chciałam mieć powtórki z rozgrywki, testując wytrzymałość swojego karku.
— Cieszę się, że przestało padać — powiedział radośnie Toma, spoglądając w stronę nieba.
Słońce wyjrzało zza szarawych chmur, nieśmiało ogrzewając otoczenie, jakby nie do końca przekonane, czy deszcz na pewno ustąpił.
— Coś taka cicha? Normalnie drażniłbym się z tobą, że gdy milczysz wydajesz się jeszcze bardziej urocza, ale teraz czuję się trochę zakłopotany.
— Och, cóż... wybacz, po prostu się zamyśliłam — wyznałam zgodnie z prawdą. — Tak w zasadzie, to gdzie idziemy?
— A gdzie chciałabyś pójść? — odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając z rozbawieniem.
— Może do Meido no Hitsuji? — zaproponowałam niepewnie.
— Chcesz tam iść, mimo że masz wolne? — zdziwił się, wlepiając we mnie zszokowane spojrzenie.
— Nie za bardzo wiem, gdzie indziej moglibyśmy pójść...
— Nie szkodzi. W takim razie, nie będziesz mieć nic przeciwko, gdy ja o tym zadecyduję?
— Nie, skądże!
— Och, ale może chcesz iść do Meido, bo jesteś głodna. Jadłaś śniadanie?
— Tak, dokładnie chwilę przed twoim przyjściem — odpowiedziałam, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaczynały mnie irytować te ciągłe pytania.
Czułam, jakby uważał mnie za kompletną niedorajdę, którą musi się nieustannie opiekować. Martwienie się a chęć kontrolowania każdego aspektu czyjegoś życia to dwie różne rzeczy. Jeżeli skłamałby wtedy lekarzowi, w rzeczywistości będąc moim chłopakiem, nie tłumaczyłoby to jego zachowania. Miałam wrażenie, że w tym wszystkim chodziło o coś więcej, lecz nie mogłam zapytać o to wprost.
Mimo moich zapewnień, Toma uznał, że warto pójść zjeść śniadanie, dlatego wybraliśmy się do pewnej niewielkiej restauracji, nie wyróżniającej się niczym szczególnym od pozostałych.
Chciałam cieszyć się z dobrego towarzystwa i panującej pozytywnej atmosfery, ale dwa czynniki mi w tym przeszkadzały: ciągłe komentarze Oriona oraz niezdecydowanie dotyczące wybrania czegoś z menu.
— Nie możesz się zdecydować? — zapytał Toma, uśmiechając się pobłażliwie.
Zerknęłam na niego zza swojej karty.
— A jest tutaj coś równie dobrego jak twoje spaghetti?
Przez chwilę Toma wyglądał na kompletnie zdziwionego, aż nagle wybuchł szczerym śmiechem.
— To powinno ci zasmakować — odpowiedział, wskazując na pozycję o dziwnej nazwie.
Zmarszczyłam brwi, nie potrafiąc jej sobie z niczym skojarzyć. Zdecydowałam się jednak zaufać wyborowi Toma, zgadzając się, aby zamówił to danie.
Korzystając z panującej atmosfery, postanowiłam zadać kilka nurtujących mnie od dłuższego czasu pytań. Gdybym strzeliłam gafę, nie musiałabym się tym tak martwić, gdyż w restauracji nie brakowało rzeczy, które mogłyby skutecznie odwrócić uwagę Toma.
— Wiesz, co słychać u Shina? — zapytałam, siląc się na neutralny ton. Mimo to Toma spojrzał na mnie badawczo.
— W porządku. Cały czas uczy się do testów, ale radzi sobie.
Pokiwałam w zrozumieniu głową, uznając, że obecna rzeczywistość nie różniła się szczególnie od pierwszej. Przynajmniej na razie nie odznaczała się niczym niezwykłym, co jednocześnie mnie uspokoiło i rozczarowało.
Po posiłku ponowiliśmy spacer. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, czułam się niezmiernie znużona, przemierzając u boku Toma ulice miasta.
Orion upewniał się, że wszystko ze mną w porządku, co potwierdzałam krótkimi skinięciami głową. W rzeczywistości musiałam się natrudzić, aby nie zamknąć oczu. Nie wyspałam się w nocy, lecz nie powinnam być zmęczona w takim stopniu.
— Chcesz pójść do parku? — zaproponował Toma, przystając na moment.
Zatrzymałam się obok niego, spoglądając w tę samą stronę co on. Wtedy moje zmęczenie zaczęło brać nade mną górę. Widziałam przejeżdżające w pobliżu samochody, bawiące się dzieci i rozmawiających dorosłych, a mimo to żaden dźwięk nie docierał do moich uszu. Ponadto moja widoczność się rozmazywała: drzewa, ławki, fontanna - wszystko po prostu zlewało się w jedno. Nim się obejrzałam, straciłam czucie w nogach. Powieki opadły mi ciężko, a ostatnim co zarejestrował mój umysł był krzyk Oriona. Tak mi się przynajmniej wydawało, że do niego należał ów głos, który usłyszałam w prześwicie ostatniej resztki świadomości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz