czwartek, 22 lutego 2018

Rozdział X ♦




Toma wrócił do mojego pokoju, trzymając w jednej dłoni kubek z parującą kawą, a w drugiej szklankę zimnej wody. Zajął miejsce na zielononiebieskiej pufie naprzeciwko mnie, podając mi szklankę.

— Dziękuję.

— Nie musisz mi za nic dziękować — odpowiedział, uśmiechając się pobłażliwie.

— Nie muszę, ale mogę — naprostowałam, odwzajemniając gest.

Obserwowałam jak bierze łyk kawy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

— Co do kolacji... W twoim obecnym stanie pewnie nie chcesz nigdzie wychodzić, więc zrobię zakupy. Lodówka świeci pustkami.

— Tak, wiem o tym — odparłam zażenowana. Żałowałam, że ta jedna rzecz w moim mieszkaniu się nie zmieniała. Jak widać, nawyk nierobienia zakupów miałam w każdym świecie. — Doceniam twoje chęci, ale sama mogę przejść się do sklepu.

— Ach, Aria, daj sobie chociaż raz pomóc. Musisz na siebie uważać.

Przygryzłam dolną wargę w zastanowieniu. Mogłam się upierać przy swoim, lecz Toma najprawdopodobniej także nie zamierzałby odpuścić, więc na darmo byśmy się kłócili.

— W porządku — zgodziłam się z lekkim oporem. — Dziękuję.

— Mówiłem ci, że nie musisz mi za nic dziękować.

— A ja ci mówiłam, że chcę to robić — odpowiedziałam, unosząc nieznacznie kąciki ust.

Towarzystwo Toma w żaden sposób mi nie przeszkadzało. Rozmawiałam z nim bez większych problemów, nie czując żadnej wewnętrznej blokady czy poirytowania, a taka odmiana jak najbardziej mi odpowiadała.

Kiedy Toma poszedł do sklepu, skorzystałam z okazji, żeby upewnić się w kwestii związanej z pamiętnikiem. Nie spodziewałam się odkryć niczego niezwykłego, lecz wciąż zależało mi, aby do niego zajrzeć. Sięgnęłam zatem pod poduszkę, żeby go stamtąd wyjąć, przekartkowując go bez ani krzty nadziei.

— Wiedziałam, że tak będzie — westchnęłam ciężko na widok pustych stron.

Zamierzałam odłożyć go na miejsce, gdy nagle mój wzrok powędrował na półkę z książkami i zeszytami. Wtedy dostrzegłam, że na jednym z nich widniał niewielki napis: ,,pamiętnik''. Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia. Brulion posiadał czekoladowo-kremową okładkę i złotą, niewielką kłódkę. Nie uważałam, aby mogła sprawić jakikolwiek problem, nawet jeżeli nie odnalazłabym do niej kluczyka. Postanowiłam jednak nie próbować niczego z nią robić, dopóki Toma wciąż u mnie gościł. Wolałam zająć się tym bez obawy zostania przyłapaną.

Usiadłam zatem na swoim wcześniejszym miejscu, biorąc do ręki niewielki kalendarzyk, stojący niepozornie na szklanym stoliku. Zwróciłam uwagę na słowo ,,mei'', zakreślone w kółeczku, powtarzające się największą ilość razy. Domyśliłam się, że chodziło o pracę w Meido no Hitsuji. Dni wolne miałam co trzeci dzień, z jednym wyjątkiem 10 sierpnia. W miejscu pod tą liczbą było napisane: ,,W tylnej alejce o 16. Ikki''.

Zaintrygowało mnie to, więc postanowiłam sprawdzić rozpiskę z poprzednich miesięcy. Za każdym razem sytuacja się powtarzała, choć niekoniecznie tego samego dnia.

— Co robisz? — zapytał nagle Toma, na co podskoczyłam zaskoczona. Nie usłyszałam, kiedy wchodził do mieszkania.

Poczułam się zażenowana, nawet jeżeli wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego.

— Nic, sprawdzałam tylko grafik — odpowiedziałam nieco poddenerwowana, odkładając kalendarzyk na miejsce.

— Rozumiem — odparł nieobecnym głosem, co zmusiło mnie do spojrzenia na niego. Przez moment dostrzegłam smutek w jego oczach, dopóki nie zaczął się znowu uśmiechać. — Postanowiłem zrobić spaghetti! Szczerze mówiąc, robię lepsze niż w Meido no Hitsuji, więc możesz to zostawić mnie.

— W takim razie, oddaję się w twoje ręce — uśmiechnęłam się entuzjastycznie.

Nie pamiętałam, abym kiedykolwiek wcześniej jadła spaghetti, lecz nazwa tego dania brzmiała zachęcająco, więc nie mogłam się doczekać, by go spróbować.

Toma kompletnie poświęcił się gotowaniu, doskonale wiedząc co robić. Nie oczekiwał ode mnie pomocy, dlatego tylko przyglądałam się jego poczynaniom, starając się mu nie przeszkadzać. Jednakże sama moja obecność musiała go dekoncentrować, gdyż poprosił, żebym zaczekała w salonie aż skończy.

Poszłam zatem do swojego pokoju, siadając przy stole, zabijając nudę przeglądaniem nowego telefonu. Zauważyłam, że w spisie kontaktów znajdował się tylko numer Toma, Shina oraz Meido no Hitsuji. Zdziwiło mnie to, gdyż Toma powiedział, że przeniósł wszystkie moje kontakty.

— Gotowe! — zawołał wesoło, wchodząc do pokoju z dwoma talerzami spaghetti. Zajął miejsce naprzeciwko mnie, kładąc jeden z nich przede mną.

— Wygląda przepysznie! — powiedziałam zachwycona, zapominając na moment o telefonie, przyglądając się apetycznie wyglądającej potrawie.

Samo patrzenie na piętrzący się złoty makaron, pokryty idealnie szkarłatnym sosem sprawiał, że była to uczta dla oczu.

— Wygląda? To jest przepyszne! — zapewnił dumnie. — Spróbuj!

Nie musiał mnie do tego namawiać ani prosić, bez wahania złapałam za widelec, nawijając na niego makaron, a następnie kosztując.

— Wspaniałe! — pisnęłam wniebowzięta, kiedy tylko przełknęłam pierwszy kęs.

— Mówiłem! Zjedz też sałatkę. Potrzebujesz teraz dużo witamin.

Pokiwałam bez słowa głową, puszczając jego słowa mimo uszu. Jak na razie liczyła się tylko moja miłość do spaghetti.

Kiedy skończyliśmy jeść, Toma pomógł mi posprzątać, pomimo zapewnień, że nie musiał tego robić. Chwilami jego upartość mnie irytowała, lecz nie mówiłam o tym na głos. W końcu troszczył się o mnie, więc nie powinnam zachowywać się jak niewdzięcznica.

— Pójdę już — powiedział, zakładając buty. — Wiem, że nadal martwisz się o pewne sprawy. Przyjdę do ciebie jutro i sprawdzę, jak sobie radzisz.

Poczułam ucisk w klatce piersiowej, kiedy przypomniałam sobie, że Shin złożył taką samą obietnicę. Nie wspomniałam jednak o tym Tomie, uznając, że nie był to jeszcze odpowiedni czas na rozmawianie o Shinie.

— Dziękuję za dzisiejszy dzień, jestem ci za wszystko naprawdę wdzięczna.

— To normalne, nie musisz się tym przejmować — zapewnił, uśmiechając się ciepło. — Do zobaczenia.

— Na razie — pożegnałam się, stojąc bez ruchu w przedpokoju. Nie drgnęłam, nawet gdy rozległ się dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi.

W końcu się otrząsnęłam, idąc przekręcić klucz w zamku. Przeczesałam dłonią włosy, czując nasilające się uczucie pustki oraz samotności, co chwilę potęgowane wrażeniem, że znajdowałam się w nieodpowiednim miejscu. Zastanawiało mnie, który świat był tym prawdziwym. Czy w ogóle istniał jakiś ,,prawdziwy'' świat.

Miałam niekończącą się listę pytań, bez ani jednej sensownej odpowiedzi.

Postanowiłam pójść się położyć, aby choć na moment zapomnieć o nękających mnie problemach i zmartwieniach.



~ ♦ ~



Deszcz uderzał nieustannie o parapet okna, znajdującego się przy moim łóżku, wybudzając mnie w ten sposób ze snu. Pół śpiąca zwlekłam się z posłania, by pójść się odświeżyć. Rozbudziło mnie to, przez co sprawniej mogłam kontrolować swoje poczynania.

Nie przejmując się panującą na zewnątrz zawieruchą, postanowiłam wyjść z mieszkania, schodząc przed domofon. Chciałam rzucić okiem na skrzynkę pocztową, do której zajrzał wczoraj Toma. Zaintrygowała mnie jego propozycja wyręczenia mnie w tym, więc postanowiłam to sprawdzić.

Bez problemu odnalazłam skrzynkę odznaczoną numerem mojego mieszkania. Sięgnęłam do metalowych drzwi, zaglądając do środka, gdzie znalazłam mnóstwo resztek jedzenia oraz wszelkiego rodzaju śmieci.

Zastygłam w miejscu, wpatrując się uparcie w przygotowany dla mnie syf. Nie miałam pojęcia, kto i dlaczego zrobił coś takiego, lecz nie mogłam tego tak zostawić. Przełknęłam ciężko ślinę, odrzucając na bok wstręt i obrzydzenie, zabierając się za wysprzątanie skrzynki. Wyrzuciłam wszystko do śmietnika, po czym wróciłam z powrotem do mieszkania, nie mogąc zapomnieć o tym, co zobaczyłam.

W pierwszym momencie pomyślałam, że Toma za tym stał, lecz nie miało to większego sensu. Nie zdołałby zabić nawet muchy, nie wspominając o tym, że nie zrobiłby mi czegoś takiego.

— Też myślę, że to nie Toma. Nie wygląda na kogoś zdolnego robić takie rzeczy — rozległ się niespodziewanie czyiś głos.

Wystraszona zakręciłam się wokół własnej osi, uświadamiając sobie, że nie zamknęłam drzwi na klucz.

Pospiesznie poszłam to zrobić.

— Wszystko w porządku, Aria?

Zatrzymałam się, nagle zdając sobie sprawę, że znałam ten głos. Nieśpiesznie się odwróciłam, dostrzegając za sobą lewitującego ze zmartwioną miną Oriona.

— Wszystko w porządku? — powtórzył.

— W porządku? W PORZĄDKU?! Gdzieś ty był?! Czy ty wiesz, co się w ogóle wydarzyło? Co się tutaj, do diabła, działo?! — wykrzyczałam wściekła, straciwszy nad sobą panowanie. — Jak...Jak mogłeś zostawić mnie całkiem samą?! Nawet nie wiesz, jaka się czułam zdezorientowana, zagubiona i samotna! Musiałam radzić sobie ze wszystkim sama! Tak...Tak się bałam — wydukałam słabo, czując spływające po policzkach łzy.

Całym moim ciałem zawładnęły dreszcze. Nie mogłam przestać się trząść, nawet gdy Orion zaczął mnie niezręcznie głaskać po ramieniu.

Musiałam wyrzucić z siebie wszystkie nagromadzone przez ten długi czas emocje. Nie zdawałam sobie sprawy, w jaki stan wpadłam, kiedy go zabrakło. Zamknęłam swoje uczucia i odrzuciłam, żeby nie musieć stawiać im czoła samej. Z nikim nie mogłam porozmawiać o dokuczającej mi amnezji. Wpadałam przez to w rozpacz, którą także umieściłam w tym samym miejscu, co inne odtrącone odczucia. Jednak podświadomie zdawałam sobie z każdej z tych rzeczy sprawę. Czekałam tylko aż moje bariery pękną, a ja sama ruszę ku niechybnej destrukcji.

Nie wiedziałam, ile czasu płakałam, ale wystarczająco długo, by w pomieszczeniu zapanował półmrok. Od tkwienia w niewygodnej pozycji na ziemi, na którą się wcześniej zsunęłam, zaczęły boleć mnie mięśnie.

W końcu odważyłam się spojrzeć na Oriona, który wyglądał na równie podłamanego. Poczułam ukłucie poczucia winy, kiedy zrozumiałam, że spowodował to mój wybuch. Zbagatelizowałam to jednak, uznając, że było warto, gdyż pomimo wylanych łez, opuchniętych oczu, zaczerwienionej twarzy i obolałych kończyn czułam się lepiej niż kiedykolwiek.

— Aria — zaczął nieśmiało, patrząc na mnie z bólem w oczach — przepraszam.

Wytarłam dłońmi ostatnie ślady po łzach, zdobywając się na słaby uśmiech.

— Nie szkodzi. Cieszę się, że już jesteś — odpowiedziałam szczerze.

— Pewnie mnie teraz nienawidzisz...

— Skądże! — Złapałam go za rękę, delikatnie ją ściskając, na co się zarumienił. — Tęskniłam za tobą, a za kimś kogo się nienawidzi się nie tęskni, prawda?

Orion pierwszy raz, odkąd się dzisiaj pojawił, uśmiechnął się do mnie.

— Też za tobą tęskniłem i... Ja... Aria... — zamilkł na moment, zbierając myśli. Cierpliwie czekałam, nie pospieszając go w żaden sposób. — Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale zaczynam chyba rozumieć, jak to działa.

— O czym teraz mówisz?

— O twoich... nie, o naszych podróżach między światami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz