poniedziałek, 19 lutego 2018

Rozdział VII ♣




Oddychałam ciężko przez usta, przyspieszając po raz kolejny kroku. Poczułam jak kilka kropelek potu spłynęło mi wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziałam, dokąd Kent mnie prowadził, ale chyba miało to duże znaczenie czasowe, gdyż pędził jak szalony. Ledwie za nim nadążałam. Mogłam za to obwiniać swój niski wzrost, który - przy kimś tak wysokim jak Ken - dawał się we znaki dość poważne.

Nagle przed oczami pojawił mi się jakiś obraz, jakby wyrwany z innej rzeczywistości. Starałam się za kimś nadążyć, dokładnie tak jak teraz, lecz byłam jeszcze mniejsza, a osoba, za którą pędziłam jeszcze wyższa. Kiedy przestałam nadążać, zatrzymałam się i rozpłakałam.

— Coś się stało? — zapytał Kent, przywracając mnie z powrotem do tej rzeczywistości.

Zdziwiona rozejrzałam się po otoczeniu, zauważając, że znajdowaliśmy się przed moim mieszkaniem.

— Nie, po prostu trochę się zmęczyłam — odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć czułam, jakbym nadal tkwiłam w amoku. Odetchnęłam głęboko, żeby odpędzić uczucie marazmu, który próbował mnie uchwycić. — Dokąd idziemy?

— Gdy zapytałem moich przyjaciół, co robi dziewczyna i chłopak, kiedy razem wychodzą, powiedzieli, że idą bez konkretnego celu na stację metra — odpowiedział z typową dla siebie powagą, przez co nie mogłam zrozumieć jego intencji.

Nie znałam go za dobrze, lecz domyślałam się, że raczej nie był typem żartownisia, a raczej chłodnego stoika, więc zapewne nie żartował sobie ze mnie, tak jak miał to w zwyczaju Ikki.

— Ale jaki to ma sens? — dorzucił, patrząc gdzieś w bok, krzyżując przy tym ramiona. W głowie kłębiło mi się dosłownie to samo pytanie. — Jeśli masz do mnie jakieś skargi, to powiedz mi je wprost — zażądał.

Przełknęłam ciężko ślinę, rozważając możliwe odpowiedzi. Musiałam coś powiedzieć, tyle że nie wiedziałam do końca co.

— W porządku — wydukałam zażenowana, nie potrafiąc wymyślić nic lepszego.

— Napiszę później — odparł, odwracając się w przeciwnym kierunku.

Nie zdążyłam niczego więcej powiedzieć, gdyż po prostu sobie poszedł.

Po chwili otumanienia, wróciłam zmieszana do mieszkania. Gdy tylko znalazłam się pośród swoich czterech ścianach zrzuciłam wszystko z siebie, po czym poszłam wziąć prysznic. Nie tylko odświeżyłam swoje ciało, ale także umysł. Na spokojnie mogłam się zastanowić nad wszystkimi wydarzeniami, mimo ich skomplikowania. W pierwszej kolejności postanowiłam sprawdzić pamiętnik, który zaczynał grać w tym wszystkich dość istotną rolę.

Usiadłam w piżamie na łóżku, z ręcznikiem na ramionach, na który kapały kropelki wody, spadające z moich szkarłatnych końcówek.

Otworzyłam zeszyt, który znowu był pusty. Choć się tego spodziewałam, poczułam się zawiedziona.

Przypomniałam sobie o rozmowie z Orionem na temat istnienia innych światów, zastanawiając się, czy przemieszczałam się pomiędzy nimi niezależnie od swojej woli, za każdym razem spotykając się z nieco różniącymi się wydarzeniami. Jeżeli tak było, to nie rozumiałam, dlaczego duszek nagle zniknął. Skoro jednak nadal cierpiałam na amnezję, oznaczało to, że nie mógł odejść bezpowrotnie.

Westchnęłam ciężko, zamykając zeszyt i odkładając go na stolik. Postanowiłam poczynić kolejny krok na przód, czyli sprawdzić swój telefon, w którym powinnam znaleźć co najmniej kilka wiadomości od Riko na temat ,,dziennego raportu''.

Przejrzałam całą skrzynkę, gdzie znalazłam tylko wiadomości od Kento. Praktycznie każdego dnia wysyłał mi jednego e-maila, zawsze wyglądającego tak samo: ,,dzień dobry'' albo ,,dobranoc''. Doceniałam taką pamięć i systematyczność, jednak z tych tekstów nie mogłam się niczego dowiedzieć.

Odłożyłam komórkę i chwyciłam za kalendarzyk, żeby sprawdzić swój grafik w pracy. Nie zmienił się prawie wcale, co mnie ucieszyło. Przynajmniej w tym całym chaosie istniało kilka stałych rzeczy.

Położyłam się plackiem na łóżku, zastanawiając, co powinnam zrobić. Z chęcią skorzystałabym z poradnika na takie sytuacje, lecz wątpiłam, żeby takowy istniał.

Gdy poszłam spać, przyśniła mi się scena, którą widziałam podczas spaceru z Kenem, jednak tym razem zamiast niego szedł przede mną jakiś inny chłopak. Wszystko wydawało mi się rozmazane, a coś takiego jak kontury w ogóle nie istniało, przez co nie mogłam dobrze przyjrzeć się osobie, za którą próbowałam nadążyć. Dostrzegłam tylko wysoką posturę i blond włosy.

Moje usta poruszały się wbrew mojej woli, mimochodem, jakby żyły własnym życie. Nie słyszałam żadnych słów, mimo że te bez wątpienia padały. Po policzkach zaczęły mi spływać gorące łzy, na które pędząca ja nie zwracała uwagi, gdy obecna ja zdawała sobie z nich doskonale sprawę.

Nagle przestałam się poruszać. Krzyczałam, a zamazany obraz kogoś przede mną zaczął się oddalać. Zacisnęłam dłonie i odwróciłam się w przeciwną stronę.

Wtedy bijąca jasność sprawiła, że się obudziłam.

Usiadłam, rozglądając się po swoim pokoju, do którego wpadały słabe promienie słońca. Przejechałam dłonią po włosach, czując ich wilgotność u nasady. W wielu innych miejscach również zgromadził się pot, lecz nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. Sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić, która była godzina. Miałam jeszcze dużo czasu, zanim powinnam wyjść do pracy, więc postanowiłam doprowadzić się do porządku i jeszcze raz pójść wziąć prysznic, gdzie zaczęłam się zastanawiać nad sensem swojego snu.

Znałam tylko jednego blondyna, lecz nie wydawało mi się, żeby był to Toma. Istniało jednak prawdopodobieństwo, że podświadomie o nim myślałam, zwłaszcza po spotkaniu w kawiarni, więc to tłumaczyłoby jego pojawienie się w moim śnie. Tak to sobie tłumaczyłam.

Później wyszłam z kabiny prysznicowej, doprowadzając się do porządku.

Wyszłam z domu wcześniej, aby móc zdążyć wstąpić do jakiegoś sklepu. W końcu miałam to w planach od... Przedwczoraj? Dzisiaj? Jutra? Nie potrafiłam tego jednoznacznie stwierdzić, co skomentowałam głośnym westchnięciem.

Zabawa z dniami była naprawdę męcząca.



~ ♣ ~



W pracy nie spotkałam żadnego z chłopaków: ani Ikkiego, ani Shina, ani Toma. Towarzyszyły mi przez cały czas Mine i Sawa, które zachowywały się tak jak zwykle. Czasem wyłapałam jakieś złowrogie spojrzenia Mine, ale zdążyłam nauczyć się to ignorować.

Największą zmianą było zupełnie nowe oblicze mojego szefa. Waka nieustannie się uśmiechał i nie wydawał nam rozkazów, a zwyczajnie prosił. Przestał też nazywać klientów wrogami. Narzekać nie mogłam, ale mimo to z lekkim oporem przychodziło mi przestawienie się z unikania go na wchodzenie z nim w normalną relację międzyludzką.

Po pracy poszłam od razu w stronę swojego mieszkania. Podobało mi się, kiedy światło ustępowało miejsca ciemności. Wszystkie niedoskonałości, wraz z brzydotą, znikały pod płaszczem mroku i wtedy dopiero ujawniało się nieskrywane piękno, które mimo że było tylko iluzją zapierało dech w piersiach. Chyba dlatego nie przeszkadzało mi wracanie o takiej porze z pracy.

Na przeciwko mojego mieszkania znajdowała się budka telefoniczna, przy której kręcił się Ken. Przystanęłam zdziwiona, kiedy mnie dostrzegł i zaczął iść w moim kierunku. Nie miałam powodu, żeby uciekać, mimo że mnie kusiło. Chciałam jednak wiedzieć, po co przyszedł, skoro mógł zadzwonić czy wysłać wiadomość.

— Przepraszam, jeśli wciąż jesteś zła za przedwczoraj — powiedział wprost bezuczuciowym głosem.

— Nie musisz mnie przepraszać, nie jestem zła — uśmiechnęłam się przekonująco. — Co tutaj robisz o tej porze?

— Przyszedłem cię odebrać — odpowiedział, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

— Dlaczego? — Zaniepokojona ścisnęłam mocniej ramiączko swojej torebki.

— Chciałaś przestudiować projekty kawiarni. Zapomniałaś, że jest ci to potrzebne do pracy? — zapytał oschle.

— A-ach, no tak! Heh, dziękuję, że mi przypomniałeś — zaśmiałam się zakłopotana, co nie zabrzmiało zbyt przekonująco.

— Chodźmy — nakazał, odwracając się w przeciwną stronę.

Nie przyjęłam z entuzjazmem wizji kolejnego maratonu, mogąc odetchnąć z ulgą dopiero w mieszkaniu Kento, które było idealnym odzwierciedleniem jego samego: chłodne i uporządkowane wnętrze, utrzymujące się raczej w ciemnych, bordowych odcieniach. W przeciwieństwie do pokoju Ikkiego, u niego znajdowało się więcej urządzeń elektronicznych oraz stosów pełnych wszelakich książek.

Końcówka dnia minęła nam w całkowitym milczeniu. Studiowałam ,,swoje'' projekty, a Ken własne. Dopiero późnym wieczorem odprowadził mnie do domu, gdzie pożegnał się ze mną bez wyraźnych emocji. Naprawdę nie potrafiłam go rozgryźć.



~ ♣ ~



Kiedy zaczęły dochodzić do mnie hałasy z zewnątrz, typu jeżdżące samochody czy pociągi, zrozumiałam, że powróciłam z krainy snów, choć za wszelką cenę próbowałam w niej pozostać.

Burknęłam pod nosem niemiłe słówko, kiedy usłyszałam dźwięk oznajmiający dostarczenie nowej wiadomości. Podnosząc jedną powiekę, zerknęłam na boleśnie jasny ekran - Kento napisał: ,,Dzisiaj przez cały dzień będę w laboratorium uniwersyteckim. Wpadnij, jeżeli nie będziesz zajęta''.

O tak wczesnej porze mój mózg funkcjonował z opóźnieniem, więc dopiero po jakimś czasie doszło do mnie, że Kent mógł mieć na myśli uniwersytet, który pokazał mi Shin. Miałam wrażenie, że wydarzyło się to wieki temu.

Wahałam się przez dość długi czas, czy dam radę tam trafić, po chwili postanawiając chociażby spróbować. Uznałam, że jeżeli według Shina było to istotne dla mnie miejsce, mogące przywrócić mi kilka wspomnienie, nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy.

Odrzuciłam kołdrę i zadrżałam, gdy poczułam pierwszą falę zimna. Ubrałam się pospiesznie, starając się w głowie odtworzyć odpowiednią trasę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz