sobota, 10 lutego 2018

Rozdział III ♥♠




Zerwałam się z niemym krzykiem. Do mojego spoconego ciała przylegała piżama; zadrżałam przez zimne dreszcze. Gdy zrozumiałam, że wybudziłam się właśnie ze snu, zaczęłam próbować sobie przypomnieć, co wywołało u mnie tak silną reakcję. Czyżbym miała koszmar? Jeśli tak, to czemu niczego nie pamiętałam? Jeśli nie, to czemu obudziłam się w taki sposób?

   Kompletnie tego nie rozumiałam.

   Spróbowałam uspokoić oddech i przyzwyczaić się do otoczenia, które wydawało się zarówno znajome, jak i obce.

   W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Usiadłam półprzytomna na krańcu łóżku, zbierając myśli i szukając wystarczająco motywującego powodu, żeby się podnieść. Przypomniałam sobie o wczorajszym koncercie dzwonkiem, jaki zgotował mi Shin, co zmusiło mnie do wstania, aby taka sytuacja się za moment nie powtórzyła.

   Podobnie jak poprzedniego dnia zastałam na progu Shina. Zza szyby okna w korytarzu wpadały jasne promienie słońca, w których jego oczy migotały ogniem, podkreślając brązowy odcień. Dostrzegłam w ich kącikach zmarszczki świadczące o napięciu, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy spał choć trochę minionej nocy. Chciałam go o to zapytać, ale nie dał mi na to szansy: wszedł bezpardonowo do środka i polecił, żebym przygotowała się do wyjścia.

   Nie byłam wtedy jeszcze pewna, czy gdziekolwiek z nim pójdę, lecz uznałam, że lepiej będę się czuła, dyskutując o tym ubrana w coś konkretniejszego. Dlatego też bezzwłocznie poszłam do łazienki, gdzie się uczesałam i przebrałam w świeże rzeczy.

   Gdy skończyłam się szykować, ruszyłam na konfrontację.

   — Dokąd chcesz pójść? — spytałam dyplomatycznym tonem.

   Liczyłam, że swoją postawą rozbawię nieco Shina albo zachęcę do udzielenia dłuższej odpowiedzi, ten jednak odpowiedział tylko:

   — Zobaczysz.

   Ani trochę nie spodobało mi się jego podejście, ani mimika twarzy, jakby odgórnie postanowił, że nie zdradzi mi nic więcej.

   — Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie powiesz — odparłam hardo, zadzierając podbródek.

   — Teraz tym bardziej ci nie powiem.

   — No to mamy impas.

   Skrzyżowałam ramiona na piersi, gotowa wziąć go na przetrzymanie, dopóki nagle nie zaburczało mi w brzuchu. Ledwie powstrzymałam się przed ukryciem twarzy w dłoniach.

   — Po drodze do miejsca, w które chcę cię zabrać, jest stoisko z ramenem. Możemy tam zjeść śniadanie.

   Zakraplało to o naiwność i przekupstwo, ale zgodziłam się na tę ofertę bez chwili wahania. Co prawda niewiele wiedziałam o Shinie, lecz w niewytłumaczalny sposób mu ufałam i wierzyłam, że nie chciał mnie skrzywdzić. A przede wszystkim, że nie zamierzał pozwolić mi umrzeć z głodu, a to znaczyło naprawdę sporo.

   Kiedy wyszliśmy z mieszkania, Shin poprowadził mnie w inną stronę niż wczoraj. Pozornie było to nie do zauważenia, rozmiary mijanych budynków i ilość poruszających się po mieście ludzi wydawała się taka sama, jednak to drobne różnice pozwoliły mi dostrzec różnice: skrzyżowanie w innym miejscu, nieliczne lokale tematyczne i dotychczas niewidziane przeze mnie reklamy.

   Tego dnia postanowiliśmy zjeść śniadanie na mieście, choć bardziej to wyglądało na obiad. Zatrzymaliśmy się przy niewielkiej knajpce z ramenem, o której wcześniej wspomniał Shin. Na początku nie byłam pewna, czy potrawa różniąca się tak bardzo od natto mi zasmakuje. Jednak wystarczyło, że tego powąchałam, a zamieniłam się w wygłodniałą bestię; ślina napłynęłam mi do ust, a w brzuchu zaburczało.

   Pochłonęłam swoją porcję w mgnieniu oka.

   Wszelkie komentarze Shina na ten temat puściłam mimo uszu.

   Po pewnym czasie wznowiliśmy marsz ku nieznanemu tylko mnie celowi. Wkrótce zauważyłam, że liczba osób na chodnikach znacząco się zmniejszyła i że większość wyglądała na moich rówieśników.

   Wtedy Shin zatrzymał się przed mosiężną i czarną jak paciorki bramą. Przystanęłam obok niego, wpatrując się z zachwytem na ogromny budynek przed nami, zbudowany z ciemnej cegły i opleciony w wielu miejscach przez roślinność, co nadawało mu jeszcze większego uroku. W niektórych miejscach stały tabliczki, które informowały o zbliżających się wydarzeniach, konkursach bądź kryteriach egzaminów.

   — To twój były uniwersytet — odparł Shin, kiwając głową w stronę budynku.

   — Były?

   — Niedługo po rozpoczęciu drugiego roku postanowiłaś zrezygnować.

   — Dlaczego?

   — Nie chciałaś powiedzieć.

   Po wypowiedzeniu tych słów dostrzegłam zmieszanie na twarzy Shina. Poczułam się dziwnie skrępowana, kiedy domyśliłam się reszty faktów.

   — To dlatego nie chciałeś mi powiedzieć, dokąd idziemy, prawda?

   — Nie wiedziałem, jak zareagujesz, więc tak — wolałem ci o niczym nie mówić.

   — Rozumiem — mruknęłam.

   Shin nie powiedział nic więcej, ruszył w stronę uniwersytetu, a ja podreptałam tuż za nim. Wodziłam ciekawskim wzrokiem po otoczeniu, jakbym chciała wchłonąć ów miejsce, aby mieć pewność, że już na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

   Oczy miałam szeroko otwarte. Mijaliśmy tłumy młodych ludzi. Niektórzy byli wysocy, inni niscy. Mężczyźnie, kobiety. Biedni, bogaci. Eleganccy i zwyczajni. Chudzi i nie tak chudzi. Każdy stał w jakiejś grupie, spragniony ponad wszystko towarzystwa. Wyglądało, jakby nie brakowało im zarówno wesołych tematów do rozmowy, jak i tych poważnych oraz dołujących.

   — Uniwersytet i liceum mają wspólny kampus — powiedział Shin, prowadząc mnie w sobie tylko znane miejsce. — Dlatego czasem mogliśmy się tutaj zobaczyć.

   Pokiwałam głową w odpowiedzi.

   Sam budynek był dość rozległy i bardzo niesamowity. Wnętrze wyglądało znacznie nowocześniej niż zewnętrzna architektura, co dodawało mu animuszu. Korytarze oblepione zostały masą przeróżnych plakatów, jedne dotyczyły klubów uniwersyteckich, inne zbiórek charytatywnych. Nad wyraz mi się to podobało.

   — Jest coś, co powinnaś nadal pamiętać — twój klub. Należałaś do zespołu od drugiej klasy liceum. Wszystko się jednak skończyło po tym, jak odeszłaś.

   Sapnęłam jednocześni zaskoczona, jak i rozczarowana.

   — Poważnie? Na czym grałam?

   — Byłaś wokalistką.

   Weszliśmy na drugie piętro, mijając po drodze mnóstwo zadbanych i dobrze wyposażonych klas. Do niektórych zdołałam zajrzeć, lecz tylko pobieżnie, gdyż nie chciałam zgubić Shina.

   — A więc umiem dobrze śpiewać?

   — Niezupełnie. Na początku szło ci okropnie — odparł przesadnie szczerze, na co głośno prychnęłam. — Ale już w trzeciej klasie bardzo się poprawiłaś i śpiewanie wychodziło ci całkiem nieźle. Nie słyszałem zbyt wielu twoich piosenek, odkąd zaczęłaś studiować, ale... byłaś naprawdę wspaniała.

   Po usłyszeniu tych słów poczułam dziwną mieszankę radości oraz smutku. Chciałabym móc z taką samą melancholią i ciepłym uśmiechem wspominać wydarzenia z przeszłości.

   Nagle Shin otworzył jedne z drzwi na uboczy i skinął na mnie głową, abym weszła z nim do środka.

   — To były pokój twojego klubu — oznajmił, włączając w pomieszczeniu światło.

   — Na pewno możemy tutaj być?

   — Tak, zadbałem o to. Czy cokolwiek wygląda dla ciebie znajomo?

   — Na razie nic sobie nie przypomniałam.

   Rozejrzałam się po niewielkiej sali w większości wypełnionej instrumentami. W środku znajdowała się tylko jedna szafka wypełniona po brzegi najróżniejszymi płytami muzycznymi. Ponadto na ścianach wisiało kilka plakatów, dodających pomieszczeniu bardziej swoistego stylu. Mimo pozornie zwyczajnego wyglądu, spodobało mi się ów miejsce.

   — Była was czwórka. Ćwiczyłyście dwa razy w tygodniu. Często przychodziłem tu po zajęciach. Dużo czasu spędzaliśmy na rozmowach. Lubiłem patrzeć, jak śpiewałaś.

   Słuchałam wypowiedzi Shina w milczeniu, walcząc z chęcią poproszenia go, żeby przestał. Bolał mnie sposób, w jaki opowiadał o naszej przeszłości. Choć zdawałam sobie sprawę, że robił to wszystko, by pomóc mi przywrócić jakieś wspomnienia, czułam nieprzyjemny skurcz w żołądku, który nasilał się z każdym kolejnym jego słowem.

   Podeszłam do keyboardu i instynktownie nacisnęłam guzik odpowiedzialny za uruchomienie instrumentu. Z pewnym wahaniem nacisnęłam na kilka klawiszy, próbując przywołać związane z tym miejscem wspomnienia.

   — To tutaj powiedziałem, że nie widzę cię już jako członka rodziny. I tutaj pierwszy raz cię pocałowałem.

   Policzki zaczęły mnie niemiłosiernie piec, gdy usłyszałam to nagłe wyznanie.

   — We dwoje w tym pokoju. Od tamtego czasu całowałem cię niezliczoną ilość razy, ale... — urwał, zerkając na mnie kątem oka. — Nie pamiętasz tego, prawda?

   Niemal nienawidziłam siebie za brak wspomnień. Wiedziałam, że było to niezależne od mojej woli, lecz nadal czułam się przez to okropnie.

   — Nie, nie pamiętam — odparłam, przełykając ciężko ślinę. — Przykro mi. Naprawdę.

   Ledwie skończyłam mówić, kiedy niespodziewanie poczułam dłonie Shina na swoich ramionach. Spojrzałam na niego zaskoczona, patrząc wielkimi oczami, jak zaczął przybliżać swoją twarz do mojej. Mimowolnie się cofnęłam, przez co uderzyłam nogą w bęben od perkusji. Jakby tego było mało, wzrosło we mnie poczucie win, gdy zobaczyłam żałość w oczach Shina.

   — P-przepraszam... Ja... nie chciałam... — dukałam bez sensu, pragnąc zapaść się pod ziemię.

   Ostatnie, czego chciałam, to zranić jego uczucia.

   — To ja przepraszam. Więcej tego nie zrobię — obiecał. — Pomyślałem, że jeżeli cię tutaj pocałuję, to może sobie coś przypomnisz, ale — zabrał ręce z moich ramion i się odsunął — w tym momencie jestem dla ciebie obcą osobą.

   — Naprawdę przepraszam. — Wzięłam głęboki wdech, by zapanować nad sobą na tyle, żeby się nie rozpłakać.

   — Kiedy mnie tak przepraszasz, to ja... — urwał, odwracając zakłopotany wzrok. — Nieważne. Jutro powinnaś wrócić do pracy. Lepiej, żebyśmy się za długo dzisiaj nie włóczyli.

   Nie, powiedz mi najpierw, co myślisz — miałam ochotę zawołać. Milczałam jednak. Pragnęłam poznać odpowiedzi, ale bałam się ich jednocześnie. Wiedziałam, że zmienią moje życie i punkt widzenia na większość spraw.

   Znowu.





~ ♥ ~





   Podczas drogi powrotnej nie potrafiłam wyzbyć się poczucia winy. Nieustannie myślałam o tym, jak wiele Shin dla mnie robił, a ja odwdzięczałam mu się przysparzając niepotrzebnego cierpienia. Z tego powodu jeszcze bardziej zależało mi na odzyskaniu wspomnień.

   — Wpadnę do ciebie rano i zaprowadzę do pracy — odparł, kiedy odprowadził mnie przed drzwi mojego mieszkania.

   — Shin, jest mi naprawdę przykro — powiedziałam smętnie, wpatrując się w ziemię. — Nie miałeś jednak racji mówiąc, że jesteś dla mnie kompletnie obcą osobą. Masz dla mnie większe znaczenie niż myślisz.

   Podniosłam powoli głowę, zebrawszy się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam cień uśmiechu na jego twarzy.

   — Do jutra — pożegnał się, niczego więcej nie dodając.

   Przez chwilę obserwowałam jak się oddalał, kompletnie nie rozumiejąc jego reakcji. Westchnęłam ciężko, wchodząc skołowana do mieszkania. Orion zauważył mój fatalny nastrój, lecz nie naciskał, żebyśmy o tym porozmawiali, za co byłam mu wdzięczna.

   Kiedy zamierzałam pójść do łazienki, aby się odświeżyć i przebrać, niespodziewanie usłyszałam dzwonek zapowiadający kolejnego gościa.

   Orion spojrzał na mnie zaskoczony.

   — To Shin?

   — Nie wydaje mi się, żeby zawrócił — odpowiedziałam, wstając ze swojego miejsca. — Z drugiej strony, nie wiem, kto inny mógłby przyjść.

   Zaintrygowana poszłam do przedpokoju, zastanawiając się, kto poza Shinem mógłby mnie odwiedzić. Nie przypuszczałam, aby był to Toma, ale nikt poza nim nie przychodził mi do głowy.

   Chwyciłam za klamkę, ostrożnie otwierając drzwi. Wyszłam na zewnątrz, rozglądając się po pustym korytarzu. Zmarszczyłam skonsternowana brwi, drapiąc się w tył głowy. Wtedy usłyszałam hałas dobiegający z parteru. Nie zastanawiając się długo, bezzwłocznie ruszyłam w stronę dźwięku. Ku swojemu nieszczęściu, potknęłam się na schodach, podczas gdy próbowałam dogonić nieznajomego.

   Straciłam świadomość w momencie, w którym moja głowa zderzyła się z podłogą.





~ ♠ ~





   — Aria! Oi, Aria! Wszystko w porządku?! — krzyczał Orion, pochylając się nade mną zmartwiony.

   Złapałam się za głowę, gapiąc bezmyślnie w sufit. Przez chwilę martwiłam się, że znowu wszystkiego zapomniałam, lecz na szczęście zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z ostatnich dni.

   — Chyba nic mi nie jest — odpowiedziałam z wahaniem, powoli siadając.

   — Uff, całe szczęście! Ale mnie wystraszyłaś!

   — Wybacz, nie chciałam — przeprosiłam, przytrzymując się poręczy, aby móc wstać. — Widziałeś kogoś w pobliżu?

   — Nie, co mnie dziwi. Jeżeli ktoś był na dole i usłyszał twój upadek, powinien przyjść tutaj i to sprawdzić — odpowiedział zaniepokojony.

   — Zgadzam się — przytaknęłam, masując obolały kark.

   Wydawało mi się, że mój upadek był poważny, a mimo to nie odniosłam żadnych dotkliwych obrażeń. Musiałam mieć naprawdę ogromne szczęście.

   — Na pewno nic ci nie jest? Pamiętasz wszystko?

   — Jest w porządku, biorąc pod uwagę, że spadłam ze schodów, ale najważniejsze, że wciąż wszystko pamiętam — odpowiedziałam, uśmiechając się, aby go uspokoić. — Wracajmy lepiej do mieszkania.

   Trzymając się blisko ściany, na wypadek, gdyby zrobiło mi się słabo, dotarłam z powrotem do drzwi, zamykając je za sobą. Głowa ciążyła mi przy każdym ruchu, lecz nie powstrzymało mnie to przed naskrobaniem krótkiej informacji w pamiętniku odnośnie uczelni i bycia w zespole, nie wspominając jednak ani słowem o próbie pocałunku.

   Schowałam zeszyt pod poduszkę, po czym zakopałam się głęboko pod kołdrą, zastanawiając się, ile jeszcze czasu zajmie mi odzyskanie utraconych wspomnień.





~ ♠ ~





   Zerwałam się z łóżka, gdy usłyszałam krzyk Oriona, co zaowocowało nieznośnym bólem pleców. Wydawało mi się, że miałam już z nimi spokój, ale najwyraźniej wcześniejszy upadek ponownie pokiereszował mnie w tamtym miejscu.

   — Co się stało, Orion? Czemu krzyczysz?

   — Jeżeli się nie pospieszymy, spóźnisz się do pracy! — odpowiedział rozgorączkowany, wykonując kilka niezidentyfikowanych ruchów.

   — Czemu nie powiedziałeś szybciej?! — zapytałam, rzucając się w stronę szafy z ubraniami.

   W biegu zaczęłam się ubierać, przelotnie zastanawiając się, dlaczego Shin się nie zjawił, by zabrać mnie do pracy. Poczułam zimny dreszcz na plecach, kiedy pomyślałam, że moje wczorajsze zachowanie mogło go zranić bardziej, niż podejrzewałam.

   Tymczasem Orion nieustannie mnie poganiał, co wcale mi nie pomagało.

   W końcu podenerwowana wyszłam z mieszkania, pospiesznie i nieco niezdarnie zamykając drzwi na klucz, który ostrożnie schowałam do torebki. Zeszłam po schodach na parter, trzymając się przy tym kurczowo poręczy, nie chcąc ryzykować ponownym upadkiem.

   Gdy z mocnym bagażem emocji wydostałam się na zewnątrz, tuż przy wejściu dostrzegłam grupę modnie ubranych dziewczyn, otaczających wysokiego chłopaka o zaskakująco jasnych — niemalże białych — włosach. Przystanęłam, zaskoczona tak niecodziennym widowiskiem. Jednak pospiesznie przywołałam siebie do porządku i bez zwlekania przymierzyłam się do ruszenia w stronę, w którą poszłam dwa dni wcześniej razem z Shinem.

   — Dokąd idziesz?

Spojrzałam za siebie, widząc, jak nieznajomy mężczyzna patrzy prosto na mnie. A może tylko mi się tak wydawało? Nosił mocno przyciemniane okulary przeciwsłoneczne, więc trudno było stwierdzić, na kim konkretnie skupiały się jego oczy.

   — Do mnie mówisz?

   — No przecież! — odrzekł z urzekającym uśmiechem. — Wybaczcie, muszę już iść — rzucił w stronę dziewczyn, które natychmiast zaczęły wyrażać głośny sprzeciw.

   — Nie mów tak, Ikki!

   — Nie, proszę, jeszcze chwilkę!

   — Mówiłem, że dzisiaj nie mogę. Mam plany — odmówił uprzejmie, nie zamierzając ulec ich prośbom.

   Jednakże dziewczyny nie zamierzały tak łatwo odpuścić, więc jeszcze przez kilka minut próbowały namówić go do spędzenia z nimi czasu. Kiedy pomyślałam, żeby wykorzystać spowodowane zamieszanie, aby odejść, całe żeńskie zbiorowisko zaczęło się rozchodzić.

   — Przepraszam. Myślałem, że udało mi się je zgubić. — Podszedł do mnie z takim samym urzekającym uśmiechem, jakim mnie wcześniej przywitał.

   Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czego ode mnie chciał. Wcześniej usłyszałam jak jedna z dziewczyn nazwała go Ikki, lecz to imię nic mi nie mówiło.

   — Coś się stało? Nie jesteś chyba zazdrosna?

   — Huh? Czemu miałabym być zazdrosna? — zapytałam kpiąco.

   — Raz na jakiś czas trzeba. Mnie się to podoba, jest kształcące — odpowiedział niejasno. — Aby ci to zrekompensować, wykonam jedną dowolną prośbę. Osobiście odpowiadałoby mi seksualne żądanie — dodał, pochylając się w moją stronę. — Czego byś ode mnie chciała?

   Zamrugałam zaskoczona, robiąc krok do tyłu. Im dłużej z nim rozmawiałam, tym bardziej odnosiłam wrażenie, że miałam do czynienia z jakimś świrem albo zboczeńcem.

   — Oi, Aria. — Zdjął zmysłowym ruchem okulary, pochylając się w moją stronę. — Spójrz mi w oczy i powiedz, czego pragniesz.

   Ledwie zarejestrowałam jego uwodzicielski ton; na większą uwagę zdecydowanie bardziej zasługiwały oczy. Oczy odznaczające się najbardziej zdumiewającym odcieniem błękitu, jaki kiedykolwiek mógłby istnieć. W takich tęczówkach aż chciało się utonąć. Z jednej strony były zimne jak lód, z drugiej — tak krystalicznie czyste, że wydawały się najcenniejszym z diamentów.

   Moja zdolność jasnego myślenia kompletnie zanikła. Niewinność tych oczu wydawała się absolutnie szczera.

   Wrażenie to jednak prysło jak bańka mydlana, gdy spojrzenie Ikkiego skupiło się na moich drżących wargach. Nachylił się bliżej... tak blisko, że czułam ciepło jego oddechu na swojej skórze.

   — Nie zamierzasz mi odpowiedzieć? — spytał, a jego wargi znalazły się jeszcze bliżej.

   Poczułam strach, który niczym wąż oplótł moje serce i ścisnął je boleśnie; przypomniałam sobie wczorajszy dzień i próbę pocałunku Shina. To wspomnienie zadziałało na mnie jak wiadro zimnej wody. Zamrugałam szybko rzęsami i potrząsnęłam głową, jakby uwalniając się spod wpływu zaklęcia, i zrobiłam kilka kroków do tyłu.

   — Niczego od ciebie nie chcę — odparłam impertynencko, mocniej ściskając pasek od torebki.

   Ikki wciąż się uśmiechał, kompletnie nie przejmując się moimi słowami.

   — A o czym myślisz, gdy stoję blisko ciebie?

   — O tym, że stoisz za blisko.

   — Uwielbiam się z tobą drażnić — zaśmiał się, mrugając sugestywnie. — Cóż, zadałaś tylko pytanie, a nie prośbę, więc pamiętaj, żeby się nad tym zastanowić.

   — Em, wybacz, ale śpieszę się do pracy — powiedziałam zmieszana, próbując się jakoś wymigać od tej dziwnej sytuacji.

   — Przecież mamy dzisiaj wolne, dlatego umówiliśmy się, żeby wspólnie spędzić czas.

   — Co proszę?

   Przechyliłam pytająco głowę, zastanawiając się, czy nie zacząć krzyczeć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz