piątek, 9 lutego 2018

Rozdział II ♥

Obudziło mnie matowe światło pochmurnego dnia. Coś, jakiś sen nieskory odejść w niepamięć albo kolejne niewyraźne wspomnienie mozolnie próbowało przebić się do mojej świadomości. 

   — Oi, Aria! — Czyjeś wołanie próbowało wybudzić mnie ze snu. — Dzień dobry!

   Z jękiem przewróciłam się na drugi bok.

   — Dzień dobry, Orion. — Niechętnie podniosłam się na łóżku, ziewając przy tym szeroko i przecierając dłońmi twarz. Wydarzenia minionego dnia zaczęły napływać do mojej świadomości.

   — Pamiętasz, co wydarzyło się parę godzin temu? — zapytał wyczekująco.

   Nikły uśmiech znikł z mojej twarzy, kiedy uświadomiłam sobie, że to wszystko nie było tylko zwariowanym snem.

   — Tak, pamiętam.

   — Wspaniale! To znaczy, że byłaś tylko odrobinę zagubiona! Wygląda na to, że twoje wspomnienia ostatnio się trochę pomieszały, ale może w końcu uspokoiłaś się na tyle, aby móc coś z tym zrobić. Cieszę się! Jeżeli cokolwiek będzie cię niepokoić, możesz mi o tym powiedzieć. Pewnie wydaje ci się, że jesteś otoczona przez nieznajomych i nie wiesz, komu możesz zaufać. To musi być straszne. Ale...Ale w dążeniu do odzyskania twoich wspomnień, będę cię wspierać z całych sił, dlatego dajmy z siebie wszystko!

   Orion zalał mnie słowotokiem, ale nie potrafiłam dalej się dołować widząc jego entuzjazm. Szczególnie że roztaczał wokół siebie mnóstwo pozytywnej energii, która podniosła mnie odrobinę na duchu.

   — Dziękuję, Orion.

   — Wow! To pierwszy raz, kiedy zwróciłaś się do mnie po imieniu! — zawołał radośnie, czerwieniąc się delikatnie na policzkach.

   Uśmiechnęłam się, rozbawiona jego reakcją.

   — Jak się teraz czujesz? — zapytał, nie przestając spoglądać na nią troskliwym wzrokiem.

   — Dobrze. — Przytaknęłam, lecz bez większego przekonania. Byłam ogromnie wdzięczna za uprzejmość i wsparcie Oriona, ale jeszcze całkowicie nie zaakceptowałam jego obecności.

   Nagle cała przyjemna atmosfera prysnęła, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zsunęłam nogi na podłogę, posyłając Orionowi pełne obaw spojrzenie.

   Chwiejnym krokiem poszłam w kierunku drzwi.

   — Kto tam? — zapytałam niezbyt głośno. Miałam nadzieję, że nikt nie odpowie.

   — To ja, Shin.

   Serce podeszło mi do gardła. Zerknęłam ponad ramieniem, aby spojrzeć na Oriona, ale nigdzie go nie było. Poczułam atak paniki, nie do końca wiedząc, jak się zachować.

   — Oi, zasnęłaś tam?

   — Em... Nie, po prostu... Jestem jeszcze w piżamie i... — wydukałam zakłopotana, próbując coś wymyślić, aby nie musieć wpuszczać go do mieszkania.

   — Przecież cię już w niej widziałem. Otwórz drzwi — polecił bezkompromisowym głosem.

   Niepewna i zdezorientowana, nie widząc innego wyjścia, wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić, po czym otworzyłam drzwi.

   — Co tak długo? — mruknął Shin na powitanie. Znowu miał ten specyficzny wzrok, którym mógłby zabijać ludzi. Obejrzał [Imię] uważnym spojrzeniem od góry do dołu, lekko krzywiąc się z niezadowolenia. — Mówiłaś, że jesteś w piżamie.

   Palce strachu sięgnęły mi do gardła, jakby chcąc udusić mnie już na progu. Przeczuwałam, że na klamce pozostanie ślad po zetknięciu z moją spoconą dłonią, stając się tym samym jednym z dowodów odczuwanego przeze mnie niepokoju.

   — Heh, powiedziałam to chyba z przyzwyczajenia. Nie zauważyłam, że byłam tak zmęczona, że się nie przebrałam — zaśmiałam się wymuszenie.

   Shin nie wyglądał na przekonanego. Wszedł bez słowa do środka i ściągnął w przedpokoju buty, po czym poszedł do salonu. Zesztywniała z szoku nie miałam innego wyjścia, jak zamknąć drzwi i ruszyć za nim, by przekonać się o celu jego wizyty.

   — I jak się dzisiaj czujesz? Boli cię coś? — zapytał, siadając na niepościelonym łóżku.

   Krew odpłynęła mi z twarzy. Byłam pewna, że na materacu wciąż dało się poczuć ciepło mojego ciała.

   — Nie, nic mnie nie boli. — Czułabym się niezręcznie, siadając obok niego, toteż zajęłam miejsce na krześle przy stole. — Wydaje mi się, że jest już ze mną lepiej.

   — Wzięłaś leki przeciwbólowe? — zapytał, siadając na łóżku, którego nie zdążyłam pościelić.

   Niezręcznie mi było usiąść obok niego, więc zajęłam miejsce na krześle przy stole.

   — Nie, nie pomyślałam o tym — przyznałam ze wstydem. — Ale to oznacza, że nie jest ze mną tak źle. Gdyby strasznie bolało, na pewno wzięłabym je w pierwszej kolejności po wejściu do domu.

   — Mam nadzieję — mruknął, wpatrując się we mnie z zaciekawieniem.

   Poczułam ukłucie niepokoju, kiedy przypomniały mi się słowa Oriona o tym, że Shin i Toma mogli coś podejrzewać odnośnie mojego stanu. 

   — To może zrobisz mi herbatę? — zaproponował nagle, czym wprawił mnie w lekkie zdziwienie.

   Skinęłam powoli głową, podnosząc się.

   — Na jaką masz ochotę?

   — Na wodę melonową.

   — Przecież powiedziałeś, że chcesz herbatę — przypomniałam, marszcząc brwi.

   — O czym ty mówisz? Wiesz, że nie lubię gorzkich rzeczy.

   Zamrugałam zdziwiona, przez chwilę trwając w kompletnym szoku. Nie minęło dziesięć minut jego wizyty, a już występowały komplikacje, jakby sam fakt, że czułam się niezręcznie nie wystarczał.

   — Do herbaty zawsze można dosypać cukier — powiedziałam ze słabym uśmiechem, by naprostować sytuację. Kiedy jednak zobaczyłam pełne politowania spojrzenie trochę się speszyłam. — Heh, lepiej przyniosę ci ten sok.

   — Jeśli źle się czujesz możemy jechać do szpitala — zaproponował. — Powiedz mi, jeżeli coś się dzieje.

   Nie zdziwiło mnie, że coś podejrzewał — sama bym sobie nie uwierzyła. 

   Chciałam móc powiedzieć mu prawdę, ale przecież nie mogłam pójść do szpitala. Izolacja nie tylko uniemożliwiłaby mi odzyskanie wspomnień, ale także zaprowadziła wprost w ramiona śmierci.

   — Dziękuję za troskę, ale wierz mi, nie potrzebuję wizyty w szpitalu — odparłam spokojnie i pewnie, po czym pospiesznie opuściłam pomieszczenie.

   Poszłam do kuchni, gdzie zaczęłam szperać w na wpół pustej lodówce. Nie wiedziałam, jak wyglądała woda melonowa, ale zakładałam, że odłożony na boku zielony płyn musiał nią właśnie być. Następnie przeszukałam kilka pobliskich szafek w poszukiwaniu szklanki, do której już po chwili zaczęłam nalewać zielonkawego soku.

   Chwila ciszy i spokoju pozwoliła mi na zagłębienie się we własne myśli. Nieustannie martwiłam się brakiem wspomnień. Próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, ale na marne. Dreszcze przebiegły mi po plecach, kiedy pomyślałam, że mogłoby się to nigdy nie zmienić.

   — Oi! — rozległ się głos Shina, który przywrócił mnie z powrotem do rzeczywistości.

   Ocknęłam się, nagle się orientując, że szklanka była napełniona po brzegi, przez co napój wylewał się na blat oraz podłogę.

   — Och, przepraszam! Zamyśliłam się... — sapnęłam pod nosem, odkładając butelkę wody melonowej na bok.

   Otworzyłam pobliską szufladę poszukując ściereczki, aby móc posprzątać narobiony bałagan.

   — Daj — rozkazał bezkompromisowo Shin, wyręczając mnie w walce z rozlanym sokiem.

   Bez słowa przyglądałam się jego zmaganiom, nie mogąc się nadziwić, jak pewnie czuł się w moim mieszkaniu. Nie miał żadnych problemów w odnalezieniu ścierki, ręcznika ani płynu. Sprzątnął wszystko bez zarzutów, po czym zaczął szperać w lodówce.

   — Jadłaś już coś?

   — Jeszcze nie.

   — Idź usiąść, zaraz przyjdę — polecił, nawet na mnie nie spoglądając.

   Bez słowa wyszłam z kuchni, nawet na Shina nie spoglądając. Kiedy wparował do mojego mieszkania ani przez chwilę nie podejrzewałam, że jego wizyta będzie taka upierdliwa. Mącił mi w głowie bardziej niż Orion, co było w pewien sposób nadzwyczajne.

   Nadąsana wróciłam do salonu, siadając na swoim poprzednim miejscu. Dopiero po kilku sekundach przypomniałam sobie o typowych ludzkich czynnościach, jakie powinnam zrobić. Zabrałam z szafy parę ubrań, po czym poszłam do łazienki się odświeżyć oraz przebrać. Działałam jak na autopilocie, kiedy szorowałam zęby, smarowałam twarz kremem i nakładałam makijaż, darując sobie próbę analizy tego, skąd o rozmieszczeniu ów przedmiotów wiedziałam.

   Po niedługim czasie znowu znalazłam się w swoim pokoju, gdzie tym razem czekał na mnie Shin. Jedną rękę miał położoną na stolę, drugą zaciskał na szklance z wodą melonową. Na przeciwko miejsca, przy którym siedział, stała miska. Bardzo charakterystyczny i intensywny zapach unoszący się w pomieszczeniu przywołał mi pewne wspomnienie; byłam pewna, że nieraz już jadłam z Shinem podobną potrawę o tak ciągnącej się i klejącej konsystencji.

   — Czy to natto? — zapytałam.

   — A co innego mogłoby to być?

   W pierwszej chwili chciałam mu wytknąć, że niczego dobrego nie zdziała grając mi na nerwach, lecz ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. W końcu przygotował dla mnie śniadanie, najpewniej przeze mnie jadalne i lubiane. Może w taki sposób okazywał troskę? Okazywanie swych intencji bardziej poprzez czyny niż słowa pasowało idealnie do charakteru Shina.

   — Dziękuję — powiedziałam szeptem, siadając naprzeciwko niego i częstując się swoją porcją natto.

   — Będę już szedł. Połóż się za chwilę. Powinnaś porządnie odpocząć — polecił, na co pokiwałam bez słowa głową.

   Przełknęłam porcję, którą miałam w buzi, po czym poszłam odprowadzić Shina do drzwi. Kiedy założył buty zdobyłam się na lekki uśmiech, mogąc odetchnąć z ulgą, że w końcu wychodził.

   — Przyjdę jutro — oznajmił niespodziewanie, chwytając za klamkę.

   Oczy prawie wyszły mi z orbity, kiedy to usłyszałam. Nie chciałam po raz drugi przeżywać dzisiejszego koszmaru.

   — Co się tak dziwisz? — zapytał kąśliwie. — Zresztą nieważne. Do zobaczenia.

   Shin wyszedł nie dodając nic więcej, ani nie czekając na moją odpowiedź. Wbrew temu, co oczekiwałam, niepokój nie odszedł wraz z nim. Nie mogłam zignorować przeczucia, że zauważył, że coś było nie tak - aż nad wyraz dobrze widziałam to w jego spojrzeniu. Przez to obawiałam się tego, co miał przynieść kolejny dzień.

   Zmartwiona wróciłam do pokoju, gdzie dojadłam zrobione przez Shina natto. Później poszłam do kuchni, by umyć pustą miskę oraz szklankę. Gdy skończyłam, na chwilę włożyłam dłoń pod strumień zimnej wody, aby upewnić się, że nie śniłam.

   — Aria?

   — Tak, Orion? — zapytałam miło, odwracając się w stronę duszka. — Jak się miewasz?

   Postanowiłam nie pokazywać mu swojego fatalnego nastroju, aby niepotrzebnie go nie martwić. 

   — W porządku — odpowiedział niepewnie, mimo wszystko wyglądając na strapionego. — Wiesz, Shin ma rację — powinnaś odpocząć.

   — Może — wzruszyłam niedbale ramionami, zmieniając temat. — Dlaczego znowu zniknąłeś?

   — Nie chciałem cię rozpraszać. Lepiej, żebyś patrzyła na swojego rozmówce, a nie na mnie.

   — To zrozumiałe. — Pokiwałam powoli głową, po czym zakręciłam kran. — Oi, Orion...

   — O co chodzi?

   — Jeżeli znowu się położę, to czy po przebudzeniu wciąż będę wszystko pamiętać?

   — Oczywiście! Wcześniej spałaś tylko trzy godziny, czyli bardzo krótko! Poza tym wizyta Shina na pewno pomogła, więc możesz spokojnie odpocząć — zapewnił, uśmiechając się szczerze.

   — W takim razie w porządku — odparłam, kierując się w stronę sypialni.

   Przebrałam się, po czym położyłam się do łóżka. Mimo że nie czułam fizycznego zmęczenia, gdy tylko zamknęłam oczy otuliła mnie bezkresna ciemność, która nie opuściła mnie do samego ranka.



~ ♥ ~



   Ledwie otworzyłam oczy, kiedy echem po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zwlekłam się z posłania, przecierając dłonią twarz, próbując się rozbudzić. Wstanie z łóżko przyszło mi jeszcze ciężej niż wczoraj.

   Krokiem umarlaka poszłam do przedpokoju, by otworzyć swojemu gościowi drzwi, który z każdą chwilą coraz bardziej się niecierpliwił, co nieprzerwanie oświadczało długie ding dong.

   Złapałam i pociągnęłam za klamkę, próbując przy tym nie paść na twarz. Dosłownie.

   — Spałaś? — zapytał Shin. Poznałam go po głosie, gdyż wciąż miałam problem ze złapaniem ostrości po przebudzeniu.

   — Yhm. — Skinęłam nieprzytomnie głową. — Proszę, wejdź — zaprosiłam go, choć zapewne wszedłby do środka tak czy siak.

   Bez słowa ruszył w stronę salonu, więc poszłam posłusznie za nim. Gdy się zatrzymał, wlepiając we mnie uparcie spojrzenie, czułam, że nadchodzą kłopoty, co podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.

   Intuicja podpowiadała mi, że Shin wiedział, że coś było ze mną nie tak. Z chęcią potwierdziłabym jego przypuszczenia, ale Orion wyraźnie odradził mi tego robić. Postanowiłam zatem postarać się zachowywać bardziej pewnie i zdecydowanie. Moja niepewność musiała wydawać się podejrzana i bezpodstawna w oczach kogoś takiego jak Shin, skoro pozornie nic nie dawało mi powodu ku takiemu zachowaniu. Nie mogłam mu jednak powiedzieć, że czułam się tak z powodu amnezji wywołanej przez ducha, który utknął w mojej duszy na miejscu wspomnień.

   — Dziś mija rok, od kiedy zaczęliśmy się spotykać — powiedział niespodziewanie Shin.

   Potrzebowałam kilku sekund na przyswojenie jego słów.

   Nagle zesztywniałam, wpatrując się w niego tępo. Od samego początku miałam wrażenie, że łączyła mnie z Shinem głęboka więź, ale nie podejrzewałam, że byliśmy w relacji romantycznej.

   — Nie masz nic przeciwko, żebyśmy nic nie robili? — zapytał spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.

   Przeczucie podpowiadało mi, że to nie mogło się dobrze skończyć. Cała sytuacja wyglądała na przemyślaną pułapkę, aniżeli kulturalną wizytę domową.

   — Nie mam nic przeciwko, ale...

   — Zapomniałaś, prawda? — wtrącił, pochylając się w moją stronę.

   — Tak — przyznałam, spuszczając głową.

   — Tak myślałem — odparł bezuczuciowym głosem.

   Wtedy na miejsce zakłopotania wkradło się poczucie winy. Cierpiałam na amnezją, nie z własnej winy, ale źle się poczułam w stosunku do Shina. W końcu nie zasłużył, żeby jego dziewczyna zapominała o tak istotnych kwestiach.

   — Przepraszam — powiedziałam ze szczerą skruchą.

   — Tak swoją drogą — westchnął ciężko, podpierając się pod boki — minęły dopiero trzy miesiące, od kiedy jesteśmy razem.

   — Co? Więc... dlaczego skłamałeś?

   — Od wczoraj robiłaś wszystko, żeby dopasować swoje zachowanie do mojego, ale już mnie nie zwiedziesz — odpowiedział spokojnie, z ledwie słyszalną nutką złości. — Straciłaś pamięć, prawda?

   Cofnęłam się o krok, zaskoczona bezpośredniością i trafnością jego słów. Nie spodziewałam się, że odkryje moją przypadłość po niemalże dwóch spotkaniach. Musieliśmy mieć naprawdę bliską i zażyłą relację.

   — Zawsze miałaś świetną pamięć, która była jak dar i przekleństwo w jednym, więc na pewno wiedziałabyś o rocznicy, bez potrzeby zaglądania do kalendarza. Do tego cała nasza wczorajsza rozmowa była niespójna. Co się dzieje?

   — Nie bardzo wiem, jak to wyjaśnić, ale... nie ma sensu, żebym dalej udawała. Zanim jednak ci cokolwiek powiem, musisz mi obiecać, że nie zabierzesz mnie do szpitala — zaznaczyłam dobitnie.

   — Rozumiem. Obiecuję, że nie cię tam nie zabiorę.

   — Na pewno?

   — Tak, dlatego nie musisz już niczego przede mną ukrywać. Byłoby dziwnie, gdybyś nadal miała przede mną jakiś sekret.

   To nie byłoby dziwne, tylko wredne, pomyślałam.

   — Cóż, ja... W zasadzie, to nie wiem, jak to się właściwie stało. To chyba przez ten upadek z drzewa, gdyż tylko do tamtego momentu sięgają moje wspomnienia — powiedziałam zmieszana.

   Wierzyłam w jego obietnicę, ale nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy. Gdybym opowiedziała o Orionie, z pewnością uznałby mnie za niepoczytalną.

   — Chodź — rzucił nagle, kierując się w stronę drzwi.

   — Dokąd? — zapytałam zdziwiona, nie ruszając się ze swojego miejsca.

   — Po prostu się przebierz i chodź — mruknął przez ramię, wychodząc z pomieszczenia.

   Czy dobrze się to dla mnie skończy? — zastanawiałam się, kiedy powłóczystym krokiem poszłam za Shinem do przedpokoju. Podobnie jak on włożyłam buty i kurtkę, rzucając mu co jakiś czas ukradkowe spojrzenie. Moje serce waliło nierównym rytmem, gdy wyszliśmy razem na zewnątrz. Shin szedł przodem, biorąc na siebie obowiązek przewodnictwa, podczas gdy ja rozglądałam się uważnie po otoczeniu; wysokie budynki piętrzyły się obok siebie przez całą długość ulicy, a może i nawet jeszcze dalej, choć tego nie byłam w stanie potwierdzić. Wszędzie roiło się od reklam, bilbordów i kolorowych witryn, momentami niemalże kiczowatymi, jak na mój gust, mającymi za wszelką cenę zwrócić uwagę przechodniów, a tych nie brakowało — na chodnikach znajdowały się prawdziwe tłumy, przez co czułam się bardzo niekomfortowo.

   — Ani razu nie wymówiłaś mojego imienia. Pamiętasz je jeszcze? — zapytał niespodziewanie Shin, spoglądając na mnie przez ramię.

   — Tak, ale nie znałabym go, gdyby nie Toma i wasza wczorajsza rozmowa.

   — Więc na wszelki wypadek wyjaśnię ci wszystko od początku. Nazywam się Shin. Jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa, choć dzielą nas dwa lata różnicy i pracujemy w tym samym miejscu.

   — Jesteś ode mnie młodszy? — wypaliłam, uśmiechając się szeroko.

   — Co w tym takiego zabawnego?

   Gdy znowu na mnie spojrzał, dostrzegłam w jego oczach błysk irytacji.

   — Nic. — Wzruszyłam ramionami, niby to próbując wyglądać na niewzruszoną, jednak głupkowaty uśmieszek nie chciał zejść z mojej twarzy.

   Shin przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał coś dodać, ale ostatecznie się rozmyślił i z powrotem skupił się na drodze. Poszłam w jego ślady i wtedy wreszcie mina mi zrzedła; wcześniejszy tłum stał się jeszcze większy i teraz musiałam niemalże przepychać się między ludźmi, by w ogóle iść do przodu. W pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że stracę Shina z oczu i zgubię się w mieście, którego kompletnie nie pamiętałam.

   Nagle wpadłam na plecy Shina, gdy ten bez uprzedzenia się zatrzymał. Zanim zdążyłam zapytać, czemu przystanął, spojrzał mi w oczy z nieodgadnionym wyrazem, po czym złapał za rękę. Jego palce delikatnie oplotły moją dłoń, jakby zrobił to od niechcenia, a jednocześnie na tyle mocno, żeby szarpnięcia tłumu nas nie rozdzieliły.

   — Tak będzie lepiej — oznajmił i zaraz znowu wznowił marsz.

   Zaskoczona takim obrotem spraw wbiłam wzrok w jego głowę, który w innej rzeczywistości mógłby wypalić w niej dziurę.

   Po chwili zauważyłam, że jasne promienie słońca padały wprost na kosmyki Shina, przez co jego brązowe włosy wydawały się momentami rudę. Jednak największą uwagę skupiały koniuszki uszu, wyglądające, jakby się paliły. W przeciwieństwie do niego, nie poczułam żadnych szczególnych emocji po dotknięciu jego ciepłej skóry ze swoją zimną dłonią. Chyba.

   — Naprawdę nie masz żadnych wspomnień?

   Mina mi jeszcze bardziej zrzedła, kiedy usłyszałam smutek w jego głosie. Zabolało mnie to. Miał pełne prawo czuć do mnie żal. Nie winiłabym go, gdyby postanowił ze mną zerwać. Jeżeli naprawdę przyjaźniliśmy się od dziecka, musieliśmy posiadać mnóstwo wspólnych wspomnień. Cierpiałam z powodu ich straty, choć nawet nie wiedziałam, co dokładnie utraciłam. Shin znajdował się w znacznie trudniejszym położeniu. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, jak musiał się czuć.

   — Mam nadzieję, że dam ci choć małą podpowiedź, która pomoże ci odzyskać wspomnienia — dodał po chwili, lecz tym razem nie odwrócił głowy w jej stronę.

   Przez następnych kilkanaście minut kontynuowaliśmy wędrówkę bez zamienienia ze sobą choćby słowa. W końcu Shin się zatrzymał, w miejscu znacznie mniej zatłoczonym. Przystanęłam obok niego, uważnie się rozglądając. Znaleźliśmy się bliżej obrzeży miasta, czego dowodziła mniejsza ilość okolicznych sklepów i lokali. Shin patrzył na nieduży budynek, do którego wchodziło się schodząc po schodach, jak gdyby przestrzenią użytkową była piwnica. Natomiast nad nimi wisiał szyld z napisem Meido no Hitsuji.

   — To tutaj pracuję, prawda? — zapytałam nieco rozczarowana.

   — Przypomniałaś sobie coś?

   — Nie, po prostu skojarzyłam nazwę tego miejsca z tym, co znalazłam w swoim telefonie.

   Kiedy nic więcej nie powiedziałam, przynaglił mnie:

   — Nie brzmisz na zadowoloną.

   — Po prostu nie tego się spodziewałam.

   — Nigdy nie narzekałaś na pracę w kawiarni.

   Może nie jesteśmy tak blisko, jak myślałeś? — przemknęło mi przez myśl. Zaraz jednak zganiłam się za podobne nastawienie. W końcu Shin chciał zrobić coś dobrego. Byłam mu wdzięczna, naprawdę wdzięczna. Tylko czemu niczego sobie nie przypomniałam? Nawet jeśli nie czułam się w pełni zadowolona ze swojej pracy, wciąż spodziewałam się przypływu fali wspomnień.

   Moja twarz musiała zdradzać wszystkie myśli, gdyż Shin tuż po chwili dodał:

   — Może po zobaczeniu wnętrza coś sobie przypomnisz. Ale dzisiaj nie będziemy tego sprawdzać. Chodź.

   Otworzyłam usta, żeby zapytać, ile jeszcze zajmie nam dotarcie na spotkanie, ale Shin pokręcił głową, nie dając mi nic więcej dodać.

   — Nie rób takiej głupiej miny. To tylko parę ulic stąd.

   Zmarszczyłam czoło. Gdybym wiedziała, że czeka mnie tak długi spacer, z pewnością zjadłabym więcej natto; ta odrobina, którą skonsumowałam, nie przyniosła mi za wiele energii. Okazałam jednak uprzejmość i milczałam, odpuszczając Shinowi wyrzuty, jakie wcześniej do niego miałam. Niemniej nie czułam się do końca dobrze, podążając ślepo za nim, choć zdawałam sobie sprawę, że los nie dał mi wachlarzu możliwości — musiałam wierzyć w dobre intencje swojego towarzysza.

   Wkrótce Shin kiwnął głową w stronę jednego z budynków, przyciągając moją uwagę. Spojrzałam we wskazanym kierunku i dostrzegłam, jak ze środka machał do nas Toma. Próbowałam złapać z Shinem kontakt wzrokowy, ale nie odwrócił się do mnie ani na moment. Nie miałam innego wyboru, jak wciąż trzymać się jego boku i wejść z nim do środka.

   Weszliśmy do środka, dołączając do Toma. Shin usiadł obok niego, podczas gdy mnie pozostało tylko zająć miejsce naprzeciwko nim. Przywitaliśmy się ze sobą krótko, po czym podszedł do nas uśmiechnięty kelner, pytając, co chcemy zamówić. Toma wybrał kawę, Shin wodę melonową, a ja wciąż uparcie wpatrywałam się w menu, nie wiedząc, co wybrać. Nie pamiętałam, co lubiłam pić, więc każda z podanych opcji była jak strzelanie na loterii.

   Spojrzałam zakłopotana na Shina.

   — Nie patrz na mnie tym szczenięcym wzrokiem — mruknął karcąco, unosząc niezauważalnie kąciki ust do góry. — Weź wodę z lodem.

   Skinęłam z wdzięcznością głową, zamawiając to, co mi polecił.

   Później w milczeniu słuchałam, jak Shin opowiadał Tomie o mojej amnezji. Nie chciałam się niepotrzebnie wtrącać, więc rozkoszowałam się orzeźwiającym uczuciem, jakie niosło picie wody z lodem.

   — Nic ci nie jest, Aria? Shin powiedział, że straciłaś wszystkie wspomnienia — powiedział zmartwiony Toma.

   Uśmiechnęłam się słabo, nie chcąc go okłamywać, ale utrzymywanie optymizmu w bieżącej sytuacji nie było proste.

   — To jest Toma — wtrącił Shin, wskazując na blondyna ręką, na wypadek, gdyby zapomniała jego imienia. — Pomyślałem, że byłoby ci zbyt trudno, gdybyś nie miała w pracy nikogo na kim mogłabyś polegać, więc do niego zadzwoniłem.

   Pokiwałam w zrozumieniu głową, doceniając jego starania.

   — Jak dużo rzeczy nie pamiętasz? Zapomniałaś mnie całkowicie? — zapytał z niedowierzaniem Toma, wskazując na siebie palcem.

   — Wydaje mi się, że zapomniała praktycznie wszystko — odpowiedział Shin.

   — Co znaczy wydaje mi się? Wytłumacz wszystko!

   — Jestem tutaj, tak jakby co — rzuciłam lekko zirytowana. — Przykro mi, Toma, ale nie pamiętam cię. Niczego nie pamiętam.

   — A mimo to wciąż zachowuje się jak dziecko — mruknął Shin, popijając wodę melonową.

   Spodobała mi się iskierka rozbawienia w jego oczach, przez co zignorowałam uwagę odnośnie mojego zachowania.

   — Znowu się zaczyna — westchnął ciężko Toma. — Prawdopodobnie zapomniałaś, ale on zawsze taki był.

   Uśmiechnęłam się pod nosem, skłonna w to uwierzyć.

   — A ty zawsze byłeś zbyt delikatny — wypomniał mu. — W każdym razie, Toma, chciałbym, żebyś pomagał jej w pracy.

   — Oczywiście! Planowałem to od samego początku! — zapewnił, spoglądając na mnie porozumiewawczo. — Kiedy mój pyskaty braciszek prosi mnie, abym zajął się moją młodszą siostrą, mogę tylko odpowiedzieć: zostaw to mnie!

   — Dziękuję — powiedziałam z wdzięcznością, tłumiąc śmiech.

   — To kiedy chcesz wrócić do pracy? — zapytał zaciekawiony, pochylając się nad stołem w moją stronę.

   — Czuję się dobrze, więc... Może jutro?

   Toma skinął w zrozumieniu głową, przyglądając mi się ciepło, po czym z pewnym wahaniem odwrócił się w stronę Shina.

   — Utrzymywanie jej amnezji w sekrecie nie jest niczym złym, ale nie powinieneś zabrać jej do szpitala?

   — Powinienem — odpowiedział krótko.

   Na moment kompletnie osłupiałam, nie mogąc zapomnieć o tym, że obiecał tego nie zrobić.

   — Nie powinna wziąć sobie wolnego w pracy? — drążył dalej Toma, ignorując ciężką atmosferę jaka zapanowała. — Jeżeli coś się jej stanie...

   — Nie ma żadnej gwarancji, że się jej poprawi, jeżeli będzie odpoczywać — wtrącił Shin.

   Rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż nadszedł moment pożegnania. Wyszliśmy z Shinem z lokalu, zostawiając w nim Toma. Moje serce boleśnie zakuło, gdy z nieodgadnionym uśmiechem się pożegnał. Przez chwilę wahałam się, czy za nim nie pójść — ostatecznie jednak podążyłam bez słowa za Shinem, myśląc cały czas o przebytej rozmowie. Wcześniej wydawało mi się, że wszystko przyjdzie z czasem, ale było tyle rzeczy, które koniecznie chciałam wiedzieć. A jeszcze bardziej chciałam pozbyć się obaw o przyszłość.

   — Czemu powiedziałeś, że zabierzesz mnie do szpitala?

   — Niczego takiego nie powiedziałem. Przyznałem mu tylko rację, że powinienem to zrobić.

   — Mimo to nie czuję się przekonana — mruknęłam pod nosem.

   — Przecież obiecałem ci, że tego nie zrobię, a obietnic się dotrzymuje.

   Po usłyszeniu tych słów, poczułam nieuzasadnione wrażenie czegoś znajomego. Zupełnie jakbym była kiedyś powiązana z tym, co powiedział.

   — Wracamy? — zapytał, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.

   Przytaknęłam, przyspieszając kroku, by nie iść za nim, a obok niego.

   — Shin — zaczęłam z wahaniem — wiesz, co z moją rodziną?

   — W pewnym sensie — odpowiedział niedbałym tonem. — Jesteś jedynaczką, a twoi rodzice pracują za granicą. Pamiętasz ich?

   — Nie, ani trochę — wyznałam ze smutkiem.

   Wydawało mi się to straszne, że zapomniałam nawet o ludziach, którzy mnie wychowywali i troszczyli przez całe życie. Rozdzierało mi to serce i deptało duszę.

   — Shin — zaczęłam z wahaniem. Przez chwilę drżała mi broda i musiałam kilka razy przełknąć ślinę, żeby powstrzymać się od płaczu. — A co jeśli nigdy nie odzyskam wspomnień?

   — Nie ma takiej opcji. Pomogę ci je odzyskać — odpowiedział bez cienia zawahania się, posyłając mi pełne determinacji spojrzenie.

   — Ale na to możesz nie mieć wpływu...

   — Zamartwiając się też niczego nie zmienisz.

   W tym przypadku musiałam przyznać mu rację. Niemniej jego słowa przyniosły mi trochę pociechy.

   — Dziękuję, Shin. — Uśmiechnęłam się. — Dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz.

   Shin nie odpowiedział, lecz dostrzegłam, że nieznacznie się zarumienił. Parsknęłam na ten widok pod nosem. Czasami zachowywał się naprawdę rozczulająco, mimo że przeważnie był chłodny w obyciu.

   — Wejdziesz? — zapytałam, kiedy dotarliśmy przed drzwi mojego mieszkania.

   — Nie, dzięki. Będę się zbierał — odparł, masując dłonią kark. — Zabiorę cię jutro w kilka miejsc, na których widok mogłabyś sobie coś przypomnieć.

   — W porządku — zgodziłam się bez oporu. — W takim razie do zobaczenia jutro — dodałam, uśmiechając się szczerze na myśl o wspólnym spędzaniu czasu.

   Tymczasem Shin wpatrywał się we mnie z niejednoznacznym wyrazem twarzy. Jego spojrzenie zatrzymało się na moich ustach, spoczywało na nich przez chwilę, potem powędrowało gwałtownie w górę — skinął na pożegnanie głową.

   — Do jutra.



~ ♥ ~



   Potrzebowałam chwili by spokojnie odetchnąć po dniu pełnym wrażeń, lecz kiedy spojrzałam na półkę z książkami i notesami, pomyślałam, że mogłabym spisać wszystko, co do tej pory odkryłam, póki jeszcze wyraźnie wszystko w swojej głowie widziałam. Wzięłam zatem długopis oraz czysty brulion, po czym usiadłam przy szklanym stoliku.

   — Co robisz? — zapytał zaciekawiony Orion, lewitując tuż obok mnie.

   — Będę robić krótkie notatki na wypadek, gdybym znowu czegoś zapomniała — wyjaśniłam, odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho.

   — Ach, dobry pomysł! — pochwalił, przyglądając się uważnie moim zapiskom.

   Napisałam między innymi o utracie pamięci, pojawieniu się Oriona, spotkaniu Shina i Toma, miejscu, w którym pracowałam i krótko o moich rodzicach.

   — Wow, całkiem sporo się dzisiaj dowiedziałaś!

   — Tak, i zamierzam każdego dnia dowiadywać się jeszcze więcej — powiedziałam zdeterminowana. zamykając, a następnie chowając pod poduszką zeszyt.

   — Jak się na razie trzymasz? — zapytał nieśmiało.

   — Trudno określić to jednym słowem... Boję się i martwię wieloma rzeczami, ale myślę, że sobie poradzę. W końcu nie jestem sama — odpowiedziałam, siląc się na słaby uśmiech. — Wierzę, że będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz