piątek, 29 grudnia 2017

Special Świąteczny ~ Nie Dajmy Się Zwariować!




WESOŁYCH ŚWIĄT!
/b>








[Imię]



Odetchnęłaś pełną piersią, próbując dodać sobie odwagi. Denerwowałaś się, stojąc przed mosiężnymi, bordowymi drzwiami ozdobionymi świątecznym wieńcem. Jednocześnie się cieszyłaś, nie chcąc znaleźć się w żadnym innym miejscu. Choć nie obraziłabyś się, gdyby wpuszczono cię do środka, na zewnątrz strasznie ziębiło.

Potarłaś dłońmi o siebie, starając się przemóc i nacisnąć na śnieżnobiały dzwonek tuż obok.

Przełknęłaś z trudem ślinę, odczuwając lekkie szczypanie w gardle.

Wypadałoby wypić coś ciepłego
, pomyślałaś, wreszcie unosząc rękę, aby powiadomić gospodarza o swoim przybyciu. W tym samym momencie usłyszałaś mnóstwo głośnych krzyków, na co zamarłaś zdenerwowana. Twoje myśli tak cię pochłonęły, że wcześniej nie zwróciłaś na nie uwagi.

Nasłuchiwałaś przez chwilę, chcąc rozpoznać poszczególne głosy, ale było to niemożliwe, gdyż cały czas przekrzykiwały siebie nawzajem.

Odetchnęłaś po raz kolejny, jeszcze bardziej zestresowana niż minutę temu.

W końcu przemogłaś strach i niepokój, drżącą z zimna ręką naciskając dzwonek. Jednakże żaden dźwięk nie rozbrzmiał, a gdy dotykałaś przycisk miałaś wrażenie, że się zablokował albo zaciął. W każdym razie nie funkcjonował tak jak powinien, co utrudniało całą sytuację.

Uderzyłaś w urządzenie, co również nie przyniosło pożądanego przez ciebie efektu.

Zirytowana walnęłaś pięścią kilka razy w drewniane drzwi, aby poinformować domowników, że ktoś przyszedł, ale, niestety, hałas wewnątrz domu był tak wielki, że na zewnątrz mogłaby się rozgrywać wojna, a nikt ze środka by się o tym nie zorientował.

Po chwili strach zajął miejsce wściekłości i zdenerwowaniu. W końcu, co miałaś teraz zrobić? Przyjechałaś taki kawał drogi, żeby spędzić swoje święta w tym miejscu, i nagle miało się okazać, że nie dałaś nawet rady przekroczyć progu domu?

Nie ma mowy!

Z nową determinacją zaczęłaś się dobijać, kiedy usłyszałaś całkiem nieznany ci głos, który za sprawą pobrzmiewającej w nim furii i irytacji zdołał przebić się przez inne. Nawet tobie udało się zrozumieć wypowiadane przez tę osobę słowa:

— Zamknąć się, bo ogolę na łyso, jak będziecie spali!

Otworzyłaś szerzej oczy, robiąc mimowolnie krok do tyłu.

Może święta z obcymi to nie najlepszy pomysł? Co jeśli niedziałający dzwonek był znakiem, aby stąd uciekać?

Zaczęłaś się wahać, co do słuszności swojej decyzji, ale nim zdążyłaś cokolwiek zadecydować, ktoś postanowił w końcu otworzyć ci drzwi.

W progu ukazała się niska dziewczyna, której na pewno nie określiłabyś mianem starszej od siebie.

Uśmiechnęła się szeroko na twój widok.

— [Imię]! W końcu jesteś! — Uchyliła drzwi jeszcze szerzej, dzięki czemu mogłaś zobaczyć korytarz, w którym stała. — Dziękuję, że przyszłaś szybciej.

— Nie ma sprawy. Potrzebujesz dodatkowych rąk do pomocy? — zapytałaś miło, ciesząc się z owego spotkania.

— Nie, nie. Rąk do pracy nie brakuje, problem jest tylko z ich właścicielami — odpowiedziała, zanosząc się krótkim chichotem.

Zorientowałaś się, że był to śmiech pełen zakłopotania, chcący tylko ukryć prawdziwe emocje.

— Twój dzwonek jest chyba zepsuty... — wskazałaś na przedmiot, o którym mówiłaś. — Przepraszam, że tak waliłam w drzwi.

Agusia westchnęła ciężko, machając niedbale ręką.

— Jeszcze rano działał. Chyba nie wytrzymał presji, że aż dwudziestu gości na niego naciskało. Albo na nią? To by więcej wyjaśniało... W każdym razie nic nie szkodzi. Mogłaś wejść bez pytania, drzwi były otwarte.

— T-to byłoby niekulturalne — zaśmiałaś się, chcąc ukryć zakłopotanie i zażenowanie.

— Heh, wiem, ja także czegoś takiego nie robię, nawet jak mam pozwolenie właściciela. Nie martw się, to świadczy tylko o dobrym wychowaniu i wysokiej kulturze osobistej — uśmiechnęła się pocieszająco, po czym wyraz jej twarzy zmienił się na bardziej drapieżny. — Szkoda, że dzisiaj to się zmieni.

— Co? Dlaczego? — spytałaś skołowana.

— [Imię], czy jesteś silna psychicznie? — zignorowała twoje pytanie, kładąc ci dłoń na lewym ramieniu.

Zaczęłaś czuć się niekomfortowo.

— C-chyba tak?

— Posłuchaj mnie, mówię to dla twoje dobra. W środku odbywa się prawdziwy zlot świrusów. Żaden normalny człowiek go nie przetrwa ani nie wyjdzie z niego taki sam, jaki był podczas wchodzenia. Nie będę miała sposobności, żeby być przy tobie cały czas, więc zostaniesz sama na pastwę tych potworów. Mimo wszystko wierzę w ciebie, jesteś mi tutaj potrzebna. Ogarnięcie dwudziestu jeden osób nie jest możliwe przez jedną osobę. Uczestniczyłam czasem w weselach, które liczyły trzydziestu gości i obsługiwały ich cztery kelnerki! My jesteśmy tylko dwie... Czy twoja psychika to wszystko zniesie? — zapytała śmiertelnie poważnie.

— Myślę, że tak... — odparłaś niepewnie, po czym odezwał się twój tryb otaku. — Dawaj ich tutaj wszystkich!

Agusia wpierw spojrzała na ciebie zdziwiona, ale niemalże od razu uśmiechnęła się szatańsko.

— W porządku! Poczuj się jednak ostrzeżoną! — zaśmiała się radośnie, wykonując ręką zapraszający gest.

— Ach, właśnie! Chciałam cię o coś zapytać... — zaczęłaś, nie ruszając się ze swojego miejsca.

— Wal śmiało, nie krępuj się!

— Dlaczego nas nie przedstawiłaś w poprzedniej notce? Zastanawiam się nad tym, od kiedy otrzymałam od ciebie zaproszenie.

Nagle wokół dziewczyny zaczęła unosić się mroczna i mordercza aura. Gdybyś wiedziała wcześniej, że tak zareaguje na twoje pytanie, w życiu byś go nie zadała!

— Jestem tylko człowiekiem i zapomniałam to zrobić... — mruknęła grobowym głosem, bardziej do siebie niż do ciebie.

— R-rozumiem... Heh, każdemu zdarza się coś zapomnieć... — próbowałaś załagodzić sytuację, ale było już za późno.

— Cholerny Izaya... Cały pieprzony tydzień mi o tym wałkował! — kontynuowała, nie zwracając na ciebie uwagi. — A ja to przecież zrobiłam specjalnie!

— Co zrobiłaś specjalnie? — Rozległ się męski głos, tuż za plecami Agusi.

Zaciekawiona przechyliłaś się trochę w lewą stronę, aby zobaczyć kto to był. Wtedy dostrzegłaś niezbyt wysokiego chłopaka o srebrnych włosach i czerwonych oczach.

Zachłysnęłaś się powietrzem z wrażenia.

— Nie dociekaj detektywie, szkoda twojego czasu — odparła Agusia, odzyskując dawny nastrój. — W ogóle, co tutaj robisz? Podsłuchujesz? Nieładnie!

— Chciałem ci tylko powiedzieć, że w kuchni rozległ się pewien... spór. Pomyślałem, że chciałabyś o tym wiedzieć — odpowiedział jej z uśmiechem Akise, po czym spojrzał prosto na ciebie. — A to kto? Kolejny gość?

— Jakbyś nie wiedział, to [Imię] — przedstawiła cię chłodnym głosem.

Domyśliłaś się, że myślami była w zupełnie innym miejscu, w którym nie podobało jej się to co widziała, gdyż krew odpłynęła jej z twarzy.

— Przepraszam, [Imię], Akise, ale muszę was na pewien nieokreślony czas opuścić. Dacie radę się sami sobą zająć? — zapytała obojętnym tonem, po czym uśmiechnęła się zadziornie. — To znaczy... Nie musicie tak teraz, noc jeszcze młoda — zaśmiała się z dwuznaczności swoich słów. — Wchodź śmiało i baw się dobrze, [Imię]. Możliwe, że nie spędzimy dzisiaj zbyt dużo czasu razem, ale wierz mi, że nie będziesz się czuła ani trochę samotna.

Uśmiechnęła się do ciebie po raz ostatni, po czym odeszła wzdłuż korytarza, skręcając w prawo.

Spojrzałaś niepewnie na Akise, podnosząc nieśmiało kąciki ust.






Agusia



Gdy tylko usłyszałam o rabanie w kuchni, zaczęłam mieć złe przeczucia. Wszystkie nieprzyjemne myśli krążyły wokół jedzenie, które mogło zostać spalone, wyrzucone albo zjedzone - były to najlepsze scenariusze, gdyż zaproszeni goście byli zdolni do znacznie gorszych rzeczy.

— Co się tutaj dzieje? — warknęłam, wchodząc do kuchni.

Przy czarno-czerwonych meblach krzątało się sześciu gości. Nie wyglądało to jak mini wojna, więc trochę się uspokoiłam.

Spojrzałam na najbardziej kompetentną osobę w pomieszczeniu.

— Sebastianie, melduj, co się tutaj wyprawia — odparłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Zdaje się, panienko, że wszyscy chcą pomóc przy przyrządzaniu wigilijnej kolacji — odpowiedział spokojnie, posyłając mi swój firmowy uśmiech. Po chwili spojrzał znacząco w lewo. — Prawie wszyscy.

Powędrowałam za jego wzrokiem.

— Monokuma? Od kiedy interesuje cię pomoc w kuchni? — zapytałam, marszcząc przy tym brwi.

— Upupu! Sprawdzam swoje niebywałe zdolności w tej dziedzinie. Nigdy wcześniej nie miałem takiej okazji!

— Czy on dotykał tutaj czegokolwiek? — zignorowałam go, zwracając się w stronę demona.

— Tylko talerza z rybami.

— Wyrzuć go — rozkazałam chłodno.

— Jesteś okrutna! — oburzył się Monokuma.

— Nikt w tym domu nie będzie sprawdzał, czy tego nie zatrułeś! — rzuciłam mu groźne spojrzenie, kończąc dyskusję na ten temat. — A wy dwaj przestańcie zjadać to ciasto!

L, siedząc w swojej ulubionej pozycji na krześle, delektował się ciastem truskawkowym razem z Sonosuke, na co pokręciłam z dezaprobatą głową.

— Też chciałam go skosztować — jęknęłam zawiedziona. Jednakże nie pozwoliłam sobie na trwanie zbyt długo w żałobie, zbierając się wewnętrznie do kupy. — Ten próbował zrobić broń biologiczną — wskazałam na Monokume. — Ci dwaj pozbywają się naszych słodkich zapasów. A co z waszą trójką? Co wy tutaj robicie?

— Po prostu poszedłem za nimi. Pomyślałem, że przyda im się moja pomoc — wyznał prosto z mostu Mahiru.

— Rozumiem, a wy?

— Również chciałem się przyłączyć do tego kuchennego przedsięwzięcia — odparł z uśmiechem Nagito.

— Sebastianie? — westchnęłam ciężko.

— Moim zadaniem jest być zawsze przygotowanym i dbać o gości pana domu. W końcu jestem piekielnie dobrym lokajem.

— Nie, jesteś lokajem z piekła rodem. Poza tym, robisz dzisiaj za mojego gościa. — Potarłam z zakłopotaniem kark. — Wiem, że wcześniej troszkę cię wykorzystałam, ale tylko ty się do tego nadawałeś. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy, więc możesz wracać do salonu. Tak naprawdę to WSZYSCY możecie tam iść! Jesteście gośćmi, więc wypad z kuchni! Jeśli będzie brakować potraw, to się tym osobiście zajmę. Doceniam wasze chęci, ale... — urwałam, uśmiechając się miło, po czym dodałam głośniej: — Wynocha stąd!






[Imię]



— W-wszyscy już są? — zapytałaś nieco zawstydzona.

W końcu był to twój pierwszy kontakt z postacią ,,nie z tego świata'' - w przenośnym, jak i dosłownym znaczeniu.

— Z tego co słyszałem, to tak.

— Kiedy tutaj dotarłeś? — dociekałaś dalej, kiedy Akise prowadził cię do salonu.

— Wczoraj — odpowiedział obojętnie, jakby prowadząc z tobą rozmowę, myślami był gdzieś indziej — ale i tak dotarłem tutaj jako jeden z pierwszych.

— Naprawdę? A kiedy przyjechała reszta?

— Większość dotarła parę godzin temu.

— Pewnie ci bardziej oporni, co?

— Tak przypuszczam — uśmiechnął się nikle. — Zgaduję, że aż do teraz nie chcieli tutaj przyjść.

— W takim razie, co skłoniło ich do zmiany decyzji? — zapytałaś zaciekawiona.

Akise zatrzymał się na moment, posyłając ci tajemnicze spojrzenie.

— Pani gospodarz — odpowiedział bezuczuciowym głosem.

Ciarki przeszły ci po plecach. Miałaś nadzieję, że źle nie oceniłaś predyspozycji i charakteru Agusi.

Jednakże twój niepokój i zmartwienie szybko minęło, gdy tylko znalazłaś się w tym samym pokoju, co czternastu najprzystojniejszych chłopaków, jakich w życiu widziałaś. Gdybyś była w anime, zalałabyś się krwią z nosa, po czym poleciała jak długa i zemdlała.

Całe szczęście, tkwiłaś w świecie rzeczywistym.

Pomieszczenie dzieliło się na dwie części: po lewej znajdowała się duża, szkarłatna rogówka, na której siedzieli Guren, Shinya, Mikuni i Doubt Doubt. W rogu stała choinka ozdobiona przeróżnymi bombkami, w każdym możliwym kolorze, papierowym łańcuchem, światełkami, a na samym szczycie tkwiła srebrna gwiazdka. Po prawej stronie był długi, mosiężny stół, na którym ustawione zostały wszelkiego rodzaju potrawy, nie tylko te wigilijne. Przy nim siedzieli Makoto, Yuri, Kise, Kuroo, Kou i Kuro.

Zauważyłaś, że dość sporo osób jeszcze brakowało.

Prawie połowy tutaj nie ma, a mimo to jest tłoczno, pomyślałaś, marszcząc brwi.

— Strasznie tu cicho... Gdy pukałam słyszałam krzyki.

— Chwilowo — odparł Akise, uśmiechając się pobłażliwie. — Narzuć im jakiś temat, a ta słodka cisza stanie się tylko wspomnieniem.

— Aż kusi mnie, żeby to zrobić — przyznałaś, a kąciki ust uniosły ci się zadziornie. — Wiesz, gdzie jest reszta?

— W domu znajduje się dziesięć pomieszczeń: dwa masz z głowy, więc pozostało ci jeszcze osiem.

— Wiedziałam, że rozeznałeś się w terenie. A co Agusia trzyma w szafach też sprawdzałeś? — zapytałaś chichocząc.

— Nic podejrzanego — odpowiedział niedbale, wzruszając niezauważalnie ramionami.

Spojrzałaś na niego z mieszaniną zdziwienia i przerażenia. Zażartowałaś, a on ci odpowiedział całkowicie poważnie.

Ciekawe, czy Agusia o tym wie... Zastanawiałaś się, jednakże postanowiłaś nic na ten temat jej nie mówić, a przynajmniej nie dzisiejszej nocy, gdyż wolałaś, aby obyło się bez trupów.

W każdym razie, w chwili obecnej, miałaś poważniejszy problem: nie wiedziałaś do kogo dołączyć. Ciągnęło cię do panów walczących z wampirami, ale obawiałaś się do nich podejść, gdyż na sofie brakowało wolnych miejsc. Musiałabyś przy nich stanąć i mieć gotowy jakiś temat do rozmowy, a to mogłoby się skończyć twoją kompromitacją.

Opcja druga wydawała się bezpieczniejsza: przy stole znajdowało się mnóstwo pustych siedzeń, więc gdybyś chciała usiąść przy kimś konkretnym nie byłoby z tym problemu. Tylko wtedy pojawiłoby się inne zmartwienie, gdyż miałabyś sześć opcji do wyboru, a - nie oszukujmy się - to o pięć za dużo.

W takim momentach był potrzebny facet, który pomógłby niezdecydowanej kobiecie.

— Akise, gdzie siadasz? — zapytałaś, uśmiechając się niewinnie.

— Na razie nigdzie. Chciałbym coś jeszcze sprawdzić, więc do zobaczenia. — Odszedł, zanim zdążyłaś jakkolwiek zareagować.

Zdezorientowana nie ruszyłaś się z miejsca ani na krok - wybór był zbyt ciężki. Teraz doskonale rozumiałaś, co Agusia miała na myśli: jednej osobie nie sposób wszystkiego ogarnąć! Nie chciałaś jednak stracić tak niepowtarzalnej szansy, przecież nie miałaś całego dnia, a zaledwie kilka godzin, aby zapoznać się z nimi wszystkimi.

Odetchnęłaś głęboko, postanawiając zacząć od większej grupy, czyli od tej znajdującej się w drugiej części pomieszczenia.






Agusia



Och, [Imię] zaczyna się rozkręcać, pomyślałam z dumą, obserwując jej poczynania z boku.

— Wygląda na wystraszoną — zauważył Akise, który stanął obok mnie.

— Musiałaby być fangirlsem, żeby nie przejmować się takim towarzystwem — mruknęłam sceptycznie. — Cieszę się, że jest jak jest. Ostatnio Guren ma niesamowity popyt zdobywania fangirlsów, a żadnej bym tutaj nie zdzierżyła.

— Ha? Co masz na myśli? To jakaś choroba? — wtrącił się do naszej rozmowy Ichinose.

— Jak nie jeden podsłuchuje, to drugi — prychnęłam z irytacją. — Ech, a żeby to była tylko choroba, a żeby...

Wróciłam wzrokiem do [Imię]. Uśmiechnęłam się, kiedy w końcu zaczęła dyskutować z Kuroo, Makoto i Kise.

Po chwili jednak mina mi zrzedła.

— Czy mi się wydaję, czy brakuje nam tutaj kogoś?

— Lepiej i dla nich, i dla nas — mruknął Guren, rozkładając się wygodniej na kanapie.

Zignorowałam jego uwagę, przejeżdżając uważnie wzrokiem po wszystkich zebranych.

— Wiem już kogo brakuje i przetrzepię im skórę rózgą, jak tylko ich dorwę. Mieliśmy zaczynać, a oni się gdzieś zapodziali. Akise, wiesz gdzie...

— Są na piętrze — odpowiedział, z tajemniczym uśmiechem, nim zdążyłam dokończyć.

— W porządku, pójdę ich poszukać. A ty, Akise, proszę, dołącz do pozostałych. Jeśli jeszcze ty zaczniesz kursować, to chyba zacznę siwieć. Och, nie żebym miała coś do koloru twoich włosów! — zaprzeczyłam szybko, choć wiedziałam, że nie odebrałby źle moich słów.

Oddaliłam się, wspinając się schodami na górę, aby odnaleźć zagubione owieczki. Piętro nie było zbyt dużo, więc podejrzewałam, że szybko ich znajdę.

Na początek poszłam do pokoju młodszej siostry, gdyż znajdował się najbliżej.

Otworzyłam drzwi, rozglądając się dokładnie, ale nikogo w środku nie zastałam. Wszelka cierpliwość zaczęła powoli ze mnie ulatywać, ustępując miejsca zirytowaniu.

Przecież wyraźnie zaznaczyłam, że całe spotkanie świąteczne odbywa się na parterze. Czego oni nie zrozumieli?!

Otworzyłam gwałtownie drzwi prowadzące do łazienki. Widziałam, że światło nie było tam zapalone, więc teoretycznie w środku nikt nie powinien się znajdować, ale po szaleńcach w moim domu wszystkiego się spodziewałam.

Została tylko sypialnia rodziców i mój pokój. Nie jestem pewna, za co im się bardziej oberwie...

Po kilku sekundach zastanowienia, doszłam do wniosku, że jeżeli znajdę ich w swojej świątyni, to poleje się krew. Nikt nie miał tam prawa wstępu bez mojej zgody, a zwłaszcza Kise czy Kuro, którzy widnieli na narysowanym przez mnie planie lekcji. Nie chciałam, żeby ktokolwiek go zobaczył, więc czym prędzej weszłam do sypialni.

Na szczęście nikogo tam nie zastałam. Zamierzałam odejść, kiedy nagle poczułam powiew chłodu.

— Idioci... — mruknęłam pod nosem, ruszając w stronę drzwi prowadzących na balkon, na którym znajdowały się trzy zagubione owieczki.

— Pomogłem wielu osobom, które stały na krawędzi przepaści. Dzięki mnie wielu spadało. Wystarczy jeden krok i pozostaje po tobie tylko czerwona plama — opowiadała rozbawionym głosem Izaya. Mikaela wzdrygnął się po usłyszeniu jego ostatnich słów. — Och, czyżbym trafił w czuły punkt?

Widziałam, że Orihara miał świetną zabawę. Zirytowało mnie to podwójnie, szczególnie że było to kosztem Miki.

— Jestem wampirem, taka wysokość mnie nie zabije — odpowiedział niewzruszenie.

— Jesteśmy na pierwszym piętrze, taka wysokość zabiłaby tylko totalnego pechowca — westchnęłam ciężko, wtrącając się do rozmowy. — Czy moglibyście łaskawie zejść na dół? Chcemy już zacząć.

— Bez sensu... — mruknął pod nosem.

— Och, wybaczcie, poprawię się: nie pytam was, czy tam pójdziecie, ja was tylko informuję, że macie to zrobić — odparłam chłodno, po czym spojrzałam nieprzyjemnie na Gilberta. — Dostaniesz raka płuc, jak będziesz tyle palił.

— Odpuść sobie, to moje płuca.

— A to mój teren, więc wszystko na nim jest moje łącznie z powietrzem, którego zabraniam ci zanieczyszczać.

— Ale...

— Nie pyskuj! — nie pozwoliłam mu dokończyć, zawsze chcąc coś takiego powiedzieć. — Wszyscy na dół, bo traficie do nieswoich anime!






[Imię]



— Tch, w tej telewizji nic nie ma! — warknął z irytacją Kou, skacząc nieprzerwanie po kanałach.

— Może włączmy jakieś kolędy? — zaproponował ugodowo i nieco nieśmiało Makoto.

— Chciałbym, ale oni wyją, a nie śpiewają. Aż uszy bolą od samego słuchania! — odparł z niezadowoleniem. W końcu zirytowany skakaniem po kanałach, odrzucił pilota na bok. — No i gdzie jest Koteczek? Tylko cały czas czekamy.

— Umieram z głodu... — szepnął L.

— Wygodnie ci tak siedzieć? — zapytał go ze słabym uśmiechem Shirota.

— Gdy siedzę normalnie moje zdolność dedukcji spadają prawie o połowę.

— Chyba nie są ci w tej chwili za bardzo potrzebne - zauważyłaś.

— Mylisz się, [Imię]-san. Prawdziwy detektyw musi być zawsze czujny — poparł go Akise.

— Może wróćmy do tematu kolęd, co? Kou, nie uważam, żeby były tak złe jak mówisz — wtrąciłaś, spoglądając niewzruszenie na niezadowolonego wampira.

— Jestem idolem, znam się na muzyce — odburknął nadąsany.

— Nie wątpię w to, jednak byłoby przyjemniej posiedzieć z kolędami lecącymi w tle — nie ustępowałaś.

— Nie będę kalał swoich uszu tym jazgotem.

— W takim razie je zatkaj — warknęłaś zirytowana, sięgając po pilota, jednakże Kou sprzątnął ci go sprzed nosa.

Spojrzałaś na niego morderczo. Zanim zdążyłaś go naprostować, kątem oka zarejestrowałaś pewien ruch, który odwrócił skutecznie twoją uwagę.

— Co robisz, Monokuma?

— Poluję na jedzonko? Wiesz, mononiedźwiedzie tak robią.

— Nie możesz go ruszać! Jeszcze nie teraz!

— Przecież nikt nie zauwa... — urwał, gdy nagle srebrny nóż wbił się w ścianę, tuż obok jego głowy.

Wszyscy pobladli, spoglądając na osobę, która rzuciła sztućcem.

— T-t nie było koniecznie, Sebastianie — wydukałaś słabo do demona.

— Wykonuję tylko konieczne rzeczy — odparł, uśmiechając się szeroko.

— T-to... Skoro nie chcecie kolęd, to może włączymy Kevina, co? — zaproponowałaś, nie czekając na odpowiedź, po czym zabrałaś Kou pilota, co nie było trudne, gdyż - jak cała reszta - był w wielkim szoku.






Agusia



Odetchnęłam ciężko, gdy w końcu udało mi się całą trójkę wygonić na parter.

— Z tą pchłą są same problemy... Wszystkich buntuje! — prychnęłam wzburzona, zamykając drzwi na balkon oraz wszystkie okna.

Rozciągnęłam obolałe i zmęczone mięśnie, na co kilka kości mi strzyknęło. Był to dopiero początek naszej imprezy, a już czułam się padnięta.

Przetarłam powieki, żeby odegnać mroczki sprzed oczu.

Martwiło mnie, że nie mogłam znaleźć Shuu. Przeszukałam każde pomieszczenie na piętrze, a nigdzie na niego nie natrafiłam.

Ruszyłam ku wyjściu z pokoju, głowiąc się, gdzie ukrył się wiecznie śpiący wampir.

Prawie opuściłam pomieszczenie, kiedy niespodziewanie usłyszałam cichutki dźwięk dobiegający z szafy. Co prawda, mogło mi się to tylko zdawać, w końcu wyobraźnia lubiła płatać mi figle, ale przeczuwałam, że wato to jednak sprawdzić, tak na wszelki wypadek.

Podeszłam do niezbyt dużego mebla, po czym otworzyłam dwuskrzydłowe, drewniane drzwi. Na widok śpiącego wampira, uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, przecierając twarz.

— Za co... — Wniosłam oczy ku górze, jakby to mogło cokolwiek dać. — Shuu, wstawaj — rozkazałam stanowczo, ale w ogóle nie zareagował. — Shuu, wstawaj! — powtórzyłam znacznie głośniej, zabierając mu słuchawki. Zrobiłam to trochę za brutalnie, ale po fakcie dokonanym nic nie mogłam na to poradzić. — Nareszcie...

— Czego znowu chcesz? — mruknął, spoglądając na mnie karcąco. — Jesteś za głośna. Oddaj moje słuchawki.

— Dostaniesz je po kolacji. — Schowałam jego własność za plecami, unosząc hardo głowę. — A na razie idziesz ze mną ładnie na dół.

— Ech, musisz być taka uparta? — bardziej stwierdził, niż zapytał.

— Gdybym nie była, weszlibyście mi dzisiaj na głowę. No dalej! Jeżeli tak bardzo nie chce ci się schodzi, to chociaż się tam teleportuj, czy coś w tym guście... — poleciłam, machając niedbale ręką.

Nie obchodziło mnie, w jaki sposób znajdzie się na parterze. Liczyło się dla mnie tylko to, aby zasiadł przy stole ze wszystkimi.

— Oddaj moje słuchawki — powtórzył, nie chcąc dać za wygraną.

— Powiedziałam już, że nie. — Pokręciłam zdecydowanie głową.

— Napiję się twojej krwi — zagroził.

— Jesteś na to za leniwy. Musiałabym rozpłaszczyć się z tobą w tej szafie, a pewnie i to by nie pomogło,gdyż nie chciałoby ci się wbić kłów — odpowiedziałam niewzruszona.

Między nami zapadła chwila ciszy.

— Bezduszna ludzka kobieta...

— Mająca twoje słuchawki — dokończyłam za niego.

Bez słowa teleportował się do salonu.






[Imię]



Gdy nagle Shuu pojawił się na krześle obok ciebie, o mało nie spadłaś z własnego. Spojrzałaś na niego zdziwiona, ale nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, twoją uwagę przykuła Agusia, która weszła do salonu. Był to dla ciebie zaskakująco pocieszający widok, gdyż teraz obie wyróżniałyście się na tle znajdujących się dookoła facetów. Nawet jakbyście chciały, nie mogłybyście dopasować się do otoczenia.

Agusia uśmiechnęła się do ciebie miło, po czym skupiła wzrok na każdym po kolei, robiąc to szybko i sprawnie, aby upewnić się, że wszyscy zaproszeni goście znajdowali się w pomieszczeniu.

— W końcu możemy zacząć! — odparła ze szczerą radością.

Domyślałaś się, że przez cały czas musiała się nieustannie stresować, nie tylko przed wigilijną kolacją, ale i w jej trakcie. Cieszyłaś się, że byłaś jednym z gości, nie chciałabyś zamienić się z nią miejscami.

Zauważyłaś, że reakcje towarzystwa były podzielne: jedni wyglądali na szczęśliwych i ciekawych, a inni na poirytowanych i modlących się w duchu, aby to wszystko się już skończyło. Nie podobało im się, że nie wiedzieli, czego mieli się spodziewać. Natomiast pierwsza grupa nie miała z tym problemu, wręcz przeciwnie - wyglądali na podekscytowanych i zaintrygowanych tą niewiadomą.

Ocknęłaś się, skupiając z powrotem na rzeczywistości, gdy wszyscy zaczęli podnosić się ze swoich miejsc. Dałaś się tak ponieść własnym przemyśleniom, że nie usłyszałaś kompletnie nic z tego, co powiedziała przed chwilą gospodyni.

Ukradkiem rozejrzałaś się, aby zorientować się w sytuacji: zdawało się, że przyszedł czas na dzielenie się opłatkiem. Agusia, z pomocą Sebastiana, rozdała każdemu po kawałku. Kiedy dostałaś swoją część, poczułaś pewnego rodzaju zdenerwowanie, co do podzielenia się hostią z tak ogromną ilością osób.

Spojrzałaś na inicjatorkę owego przedsięwzięcia. Uznałaś, że wypadałoby podzielić się z nią jako pierwszą, jednocześnie odkładając decyzję, do kogo podejść w następnej kolejności na później.

Twoje [kolor] oczy spotkały się z błękitnymi tęczówkami Agusi. Uśmiechnęłaś się delikatnie, mając nadzieję, że ta zrozumie twoje położenie i cię wesprze.

Odwzajemniła gest, ale nie powiedziałabyś, żeby zwiastowało to coś miłego. Określiłabyś to mianem uśmiechającego się diabła, który właśnie uknuł świetną intrygę.

Wtedy Agusia ruszyła w twoją stronę. Odetchnęłaś, a przez myśl ci przeszło, że może ten szarlatański uśmiech ci się po prostu przewidział. Nic bardziej mylnego. W ostatnim momencie zrobiła unik w bok, zaczepiając przy okazji Kise. Kąciki jej ust podniosły się jeszcze wyżej.

Zdezorientowana, i nieco urażona, odwróciłaś się do tyłu, wpadając przy tym na kogoś. Jęknęłaś cicho, zadzierając głowę ku górze. Zachłysnęłaś się powietrzem widząc jak Shinya się do ciebie uśmiecha. Chciałaś się cofnąć, ale nie było nigdzie miejsca.

— W porządku? — zapytał, na co szybko skinęłaś głową. — Mam nadzieję, że wiesz więcej ode mnie, na czym to wszystko polega.

Kiedy zamierzałaś znowu przytaknąć doszło do ciebie, że powinnaś się w końcu odezwać.

— Nie martw się, ze mną nie zginiesz — rzekłaś, a delikatny rumieniec zawstydzenia pojawił się na twoich policzkach.

— Dobrze wiedzieć — zaśmiał się krótko, a tobie serce szybciej zabiło.

Mimowolnie się uśmiechnęłaś, przechodząc do składania życzeń.

Myślałaś, że cały ten proces potrwa dłużej, ale myliłaś się. Większość osób była bardzo skromna w swoich wypowiedziach, najwidoczniej chcąc po prostu mieć to jak najszybciej z głowy.

Rozumiałaś to, ale przez ten pośpiech, nawet nie zdążyłaś z nimi porozmawiać. A gdyby tego było mało, zdarzyły ci się przypadki, kiedy w ogóle nic nie mówiłaś: Yuri, Mika, Jeje, Izayoi i L tak naprawdę tylko coś mruknęli, jakieś półsłówko, i tyle ich widziałaś oraz słyszałaś.

Zebrani ożywili się bardziej, gdy już zasiedliście do stołu, mogąc bezkarnie delektować się jedzeniem.

Czułaś się nieco zagubiona, szukając dla siebie wolnego miejsca.

Wtedy nagle ktoś pociągnął cię za łokieć.






Agusia



Nie miałam serca zostawić [Imię] samej, kiedy rozglądała się gorączkowo w poszukiwaniu wolnego miejsca. Kusiło mnie, żeby jeszcze trochę poobserwować i poczekać, ale gdy dostrzegłam, że Izaya robi to samo, czekając na moją reakcje, po prostu mi się odechciało.

Chwyciłam [Imię] za łokieć i pociągnęłam delikatnie, aby usiadła obok mnie, co zrobiła bez oporu. Po drugiej stronie miała Mahiru, a ja Mikuniego, któremu szczerze pragnęłam zabrać tę przeklętą lalkę, jaką wszędzie ze sobą taszczył.

Powstrzymałam się przed tym, rozglądając się po zebranych, napawając się widokiem ich wszystkich. Po chwili jednak uśmiech zszedł z mojej twarzy.

Wpatrywałam się tempo w swój talerz, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie szturcha. Spojrzałam na Kuroo, a potem na [Imię].

— Czemu nic nie jesz? — zapytała zakłopotana, mimo że próbowała niczego nie dać po sobie poznać.

Domyśliłam się, że nie chciała jeść samej, szczególnie że byłyśmy jednymi dziewczynami w pomieszczeniu, a ja jeszcze niczego nie tknęłam.

Wtedy wróciłam wzrokiem do Kuroo.

— Przestań — nakazałam szorstkim tonem.

— Co? — Spojrzał na mnie zdziwiony.

— Przestań to robić.

— Co robić?

Zacisnęłam usta w wąską linie, nie chcąc rozwijać tematu. Kątem oka zauważyłam, że [Imię] dziwnie na mnie patrzyła, również nic nie rozumiejąc.

Westchnęłam ciężko, wzruszając ramionami.

— Przestań uśmiechać się jak pedofil — odparłam w końcu.

Nastała chwila ciszy, po której wszyscy wybuchli śmiechem. Mówiłam śmiertelnie poważnie, ale cieszyłam się, że niechcący poprawiłam panującą atmosferę.

[Imię] próbowała wyglądać na niewzruszoną, ale kąciki ust podniosły się wbrew jej woli.

— Jak pedofil? — Spojrzała na mnie rozbawiona.

— Nie widzisz tego? Spójrz na niego! — wskazałam dłonią na Kuroo. — Nieważne, jak się uśmiechnie, zawsze ten gest wygląda zboczenie i dwuznacznie. Nie mogę się przez niego skupić!

— To znaczy, że cały czas na mnie patrzysz, Agusia-chan? — bardziej stwierdził, niż zapytał, znowu uśmiechając się w swój specyficzny sposób.






[Imię]



Podobnie jak większość osób skończyłaś już jeść, nie będąc w stanie wcisnąć w siebie niczego więcej. Zamiast tego skupiłaś się na obserwowaniu reszty, nie mając siły się gdziekolwiek ruszać.

Spojrzałaś rozbawiona, uśmiechając się przy tym nieco sadystycznie, na Gilberta, patrzącego z przerażeniem na krzesło, na którym dosłownie chwilę temu siedział Kuro, a teraz znajdował się tam czarny, mały kotek.

Odniosłaś wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to biedny Gilbert padnie na zawał. Chciałaś powiedzieć Agusi, że powinna jakoś zareagować, ale zauważyłaś, że ta gdzieś zniknęła. Nie widząc innego wyjścia uznałaś, że sama się wtrącisz. W końcu nie miałaś jeszcze okazji pogadać z żadnym z nich dłużej niż trzy sekundy.

Przesiadłaś się na krzesło obok Gilberta.

— Co tam, Gil? — zapytałaś miło, jednakże nie otrzymałaś żadnej odpowiedzi, gdyż Gil wciąż wpatrywał się w Kuro będącego w formie kota, drżąc przy tym niezauważalnie. — Gilbercie, spokojnie... — Położyłaś dłoń na jego ramieniu, na co ten podskoczył, jakby poparzył go twój dotyk.

Zachichotałaś cicho pod nosem. Wtedy twoją uwagę zwróciło poruszenie przy wejściu do salonu. Dreszcze przebiegły ci po plecach, gdy zobaczyłaś zadowoloną z siebie Agusie.

— Kochani, dziękuję wam za tak liczne przybycie! Co prawda milej by mi było, gdyby w niektórych przypadkach obeszło się bez rękoczynów, ale cóż poradzić. Przynajmniej wiecie, czego możecie się spodziewać za rok! — odparła, uśmiechając się sadystycznie. — W każdym razie, mam dla was wszystkich prezenty. Sebastianie! — Pstryknęła palcami, a wtedy pod choinką pojawiło się dwadzieścia jeden różnokolorowych prezentów. — Dziękuję! — podziękowała miło demonowi, który był ubrany w czerwony sweter z napisem: ,,Rózgi dla niegrzecznych się skończyły, zostały tylko demony''.

Prychnęłaś cicho, nie mogąc w to uwierzyć. Podeszłaś szybko do Agusi, gdy tymczasem reszta - bardziej lub mniej entuzjastycznie - zajęła się rozpakowywaniem swoich prezentów.

— Nie mów mi, że wszyscy...

— Wybacz, ale musiałam postawić na równouprawnienie, takie czasy... — przerwała ci, po czym ponaglająco kiwnęła ręką w stronę świątecznego drzewka. — No dalej, nie krępuj się! Sama wymyślałam wszystkie nadruki o— dparła z dumą.

Przełknęłaś ciężko ślinę, po czym poszłaś poszukać swojego prezentu. Po drodze zauważyłaś, że innym już się to udało. Guren wyciągnął zielony sweterek, na którym było napisane: ,,Niby święta, a i tak możesz się opalać w blasku mojej zajebistości''. Monokuma śmiało paradował po pomieszczeniu ze swoją bluzą z białym bałwankiem, który przyjmował znaną pozycję jednego z prezydentów Stanów Zjednoczonych, wskazującego palcem - w tym przypadku śniegową ręką - na osobę patrzącą na rysunek, a u dołu widniał cytat: ,,Bałwany propagandują rozpacz. Nie bądź gorszy''. Jednak to koszulka Kuroo zwaliła cię z nóg. Na jasnoniebieskim materiale widniał śnieżny okrąg, a w nim półnagi mężczyzna z podpisem: ,,Dużo seksu na śniegu i mniej życia w biegu''. Zaczęłaś się poważnie martwić, jak będzie wyglądał twój sweterek.

Mimo że wielu gości odnalazło swoje prezenty, co powinno ułatwić ci poszukiwanie własnego, wcale tak nie było.

— Nigdzie go nie widzę — mruknęłaś pod nosem, rozglądając się zdegustowana.

Zauważyłaś, że Gilbert burzył się, że nie założy czegoś takiego - bluzy z napisem: ,,Mam kontrakt z Mikołajem, więc lepiej bądź grzeczna''. Wcale mu się nie dziwiłaś, choć nie zmieniało faktu, że chciałaś zobaczyć go w tym ubranego.

Na szczęście Agusia miała jakieś ,,haki'' na wszystkich, więc gdy tylko ta, szepcząc im na ucho, o tym przypominała, bez dalszych dyskusji i kłótni zakładali swoje sweterki.

Z jednej strony kusiło cię, żeby dowiedzieć się, co tobie by powiedziała jako ,,zachętę'', ale z drugiej... nie byłaś pewna, czy jednak pragnęłaś to tak koniecznie wiedzieć.

— [Imię]-san! — zawołał ktoś. Spojrzałaś w stronę, z której dochodził głos: Nagito trzymał w dłoniach [kolor] pakunek. — Tutaj jest twoje imię! — poinformował, ruszając w twoim kierunku.

Uśmiechnęłaś się do niego z wdzięcznością. Nagle twoja twarz zmieniła całkowicie wyraz odzwierciedlając sam strach.

Komaeda zahaczył, jakimś zrządzeniem losu, o świecidełka na choince. Później wszystko wydarzyło się w przyśpieszonym tempie. Drzewko zaczęło spadać, jedna z drewnianych nóg stołu się złamała i cały mebel ruszył w dół, a za nim rząd talerzy, szklanek i misek.

Przeczuwałaś niesamowitą, świąteczną katastrofę, kiedy przy kolejnym mrugnięciu okiem wszystko było tak jak wcześniej, jakby nic się nie stało.

Usłyszałaś jak ktoś obok ciebie wzdycha z ulgą.

— Wielkie dzięki, Sebastian! — Agusia podziękowała ze szczerym uśmiechem demonowi, po czym szepnęła do ciebie: — Co ty na to, żeby zgarnąć go Cielowi? Możemy trzymać go u siebie na zmianę.

— A jak ktoś się zorientuje?

— To zależy... Jeżeli będzie to dziewczyna, zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach. A jak facet to... odbędziemy stosowne procedury.

— Jesteś szalona!

— Ale nie chciwa! W przeciwnym razie, nie byłoby cię tu i miałabym cały harem tylko dla siebie.

— Dziękuję, Agusiu-ore-sama, za twą łaskę — rzuciłaś żartobliwie, dając jej lekkiego kuksańca w bok.

— Przepraszam, Agusia-chan, to znowu przez mój pech — odparł ze smutkiem Nagito, podchodząc do was.

— Pff, jaki znowu pech. To nie przez ciebie, prawda, [Imię]?

— Dokładnie! Wszystko widziałam, to była wina tej choinki — odpowiedziałaś z przekonaniem, wymieniając z Agusią porozumiewawcze uśmiechy.

— To chyba jest dla ciebie — zmienił temat, wręczając ci pakunek, na którym widniało twoje imię.

Natychmiastowo sposępniałaś.

— Dziękuję, Nagito-kun — podziękowałaś neutralnym głosem, po czym spojrzałaś z nadzieją na Agusię. — Muszę?

— Nie, ale wiem, że tego chcesz.

— Skąd niby?

— Nie chcesz wiedzieć, jaki cytat tobie wymyśliłam?

Widząc jej szeroki uśmiech wiedziałaś, że niczego normalnego nie mogłaś się spodziewać.

Poszłaś na sofę usiąść obok śpiącego Shuu, który miał na sobie kremowy sweterek z napisem: ,,Hałasując w święta, co pięć sekund zabijasz jednego wampira. Nie bądź obojętny na przemoc''.

Lekko drżącymi dłońmi zaczęłaś rozrywać [kolor] papier świąteczny, który wylądował na podłodze. Chciałaś go pozbierać i wyrzucić, żeby przedłużyć tę chwilę najdłużej jak to było tylko możliwe, ale śmieci same zniknęły. A dokładniej mówiąc, zajął się nimi Piekielnie Dobry Pomocnik Mikołaja.

Przełknęłaś ciążącą ci w gardle gule i wyjęłaś z pudełka czerwony sweterek z kobiecą formą elfa i podpisem: ,,Reader jest słodka w każdej postaci''. Oszołomiona spojrzałaś na Agusię, siedzącą na pobliskim krześle, głaskającą Kuro pod postacią kota, siedzącego jej na kolanach. Zauważyłaś, że Gilbert zajmował miejsce dokładnie obok nich wbrew własnej woli, gdyż jej palce zaciskały się kurczowo na jego nadgarstku.

— Coś nie tak? — zapytała.

— Poważnie? — Pokazałaś jej swój prezent.

— Wiem, denne. Chciałam dać coś w stylu ,,napalona wiecznie Reader'', ,,(Nie)bezpieczna fangirls'' albo ,,żyjąca wiecznie w haremie'', ale Sebastian powiedział, że nie mogę.

— I ty go posłuchałaś? — zmarszczyłaś brwi, nie mogąc w to uwierzyć.

— Nie. W zasadzie wybrałam ten ostatni cytat, ale kiedy Izaya powiedział, że wymyśliłam w końcu coś ,,fajnego'', natychmiast kazałam sprzedawczyni zmienić nadruk.

Westchnęłaś ciężko, nie mogąc tego pojąć.

— A co? Wolałabyś, żebym zostawiła tamten? — spytała, uśmiechając się dwuznacznie.

— Sama nie wiem, która z tych opcji bardziej mnie odrzuca.






Agusia



W końcu nadszedł czas na integrację, której wręcz wyczekiwałam ze zniecierpliwieniem. Wcześniej martwiłam się, że mogłoby dojść do rozlewu krwi, ale na szczęście na nic takiego się nie zanosiło.

Niezmiernie mnie cieszyło, że każdy z kimś rozmawiał. No, prawie każdy.

— Yuri, odłóż ten telefon, proszę — poprosiłam stanowczo, czując się jak matka, która próbowała ustawić do pionu niesforne dziecko.

Tak jak się można było tego spodziewać zostałam zignorowana, a Yuri dalej przeglądał Instagrama.

— Yuri, tobie jako jedynemu nie wybrałam sweterka z motywem bałwana, mikołaja ani renifera - masz tygrysa! Trochę wdzięczności za to, że dałam ci większy przywilej niż innym!

Westchnęłam nadąsana, naprawdę czując się jak karcąca matka, którą bezczelnie się ignorowało.

Spojrzałam w prawo, gdzie [Imię] wdała się w kłótnie z Miką i Kou, albo raczej to oni wciągnęli ją do swojej dyskusji. Zabawnie było na to patrzeć, ale zrobiłoby się ciekawiej, gdybym do nich dołączyła.

Rozważałam, czy do nich nie podejść, gdy nagle ktoś kopnął mnie w piszczel. Jęk bólu wydobył się z moich ust, kiedy złapałam się za obolałe miejsce.

Spojrzałam ze złością na niewzruszonego Yuriego.

— Za co to było?!

— Rozmawiasz ze mną.

— Raczej prowadzę monolog — warknęłam, dalej masując kończynę, w której rozkwitał ból.

— Nie lubię, jak się mnie ignoruje — odparł.

Zachichotałam w odpowiedzi, bez ani krzty wesołości.

— Aha? Czyli to JA ignoruję CIEBIE?!

— Patrzysz nie w tę stronę, co powinnaś.

— Słucham? — zapytałam, nie rozumiejąc, o co mu chodziło. Nagle flesz błysnął mi po oczach. — Ej!

Przetarłam dłońmi oczy, na moment niczego kompletnie nie widząc.

— Ale masz głupią minę — wywnioskował, przyglądając się zrobionemu zdjęciu.

— Co to miało być?! Chwila... Nie mów mi, że wrzuciłeś to do sieci?!

— Yakov chciał tylko zobaczyć przez kogo zostałem porwany — odpowiedział niedbale, wzruszając ramionami.

Na kilka sekund zapadła między nami cisza.

— I jak zareagował? — zapytałam, nie mogąc wytrzymać w niewiedzy.

— Sama zobacz. — Podsunął mi przed twarz swój telefon.

Otworzyłam szerzej oczy, starając się mimo wszystko pozostać niewzruszoną.

— Nigdy nie planowałam pojechać do Rosji, ale teraz to już chyba bez znaczenia...






[Imię]



— Kuro, czy mógłbyś powrócić do swojej ludzkiej postaci? — poprosiłaś miło wampira, leżącego w formie kota na brzuchu Shuu, który z kolei zajmował kulminacyjne miejsce w pomieszczeniu.

— Wygodnie mi tak — mruknął w odpowiedzi, słodko machając łapką.

Rozpłynęłabyś się na ten widok, gdyby nie Gilbert czający się w pobliżu z miną połączoną z chęcią mordu, ale i panicznym strachem. Zauważyłaś, że kuracja Agusi za wiele nie dała, poza pojawieniem się tego pierwszego odczucia, którego dotychczas nie okazywał.

— Shuu, nie chcesz się przenieść? Wiesz... w bardziej wygodne miejsce? — zaproponowałaś z nadzieją.

W końcu, gdyby Shuu się ruszył, Kuro również by musiał nie mając innego wyboru. Jednakże Sakamaki nawet nie mrugnął. Co prawda nie oczekiwałaś jakieś niesamowitej ludzkich reakcji, ale mógł zrobić cokolwiek!

Mimo to nie zamierzałaś odpuścić. Szturchnęłaś go w ramię, łudząc się, że po prostu cię nie usłyszał z powodu słuchawek, które miał w uszach.

Próbowałaś cały czas, ale bez efektów.

— Przestań — poprosił cię kocim głosem Kuro.

Dostałaś palpitacji. Nie miałaś serca, aby dalej im przeszkadzać.

Spojrzałaś przepraszająco na Gilberta.

— Skoro padłam na zawał słodkości, musisz dać sobie jakoś radę.






Agusia



Widząc jak jedno z moich największych utrapień próbuje zniknąć mi z oczu, mimowolnie włączył mi się tryb kata.

— Izaya, ty brudna pchło, gdzie leziesz?! — warknęłam, gdy tylko zobaczyłam jego nieudolną próbę wymknięcia się.

— Nie wolno trochę pooddychać na świeżym powietrzu? — odpowiedział pytaniem na pytanie.

— Już mówiłam, że nikt nie zginie od upadku z pierwszego piętra — westchnęłam ciężko — chyba że o to ci właśnie chodzi - chcesz to sprawdzić? — uśmiechnęłam się szeroko. — Mogłeś tak od razu! Zawsze chciałam kogoś zrzucić!

— Naprawdę?

— Tak!

— Chcesz to zrobić?

— Jak najbardziej — odpowiedziałam całkowicie poważnie. — Ale atmosfera nam do tego nie pasuje. Chociaż... Ja jako jedyna nie dostałam prezentu... Izaya-kun, chcesz być moim prezentem? — zapytałam z niewinnym uśmiechem. — Tylko najpierw musimy cię wykąpać.

Informator wyglądał na zaskoczonego, ale szybko zatuszował te reakcje za swoim typowym uśmieszkiem.

— Myślałem, że nie masz żadnej wanny w domu.

— Magia świąt, Izaya, magia świąt... — odparłam złowieszczo. — Ale bez obaw! Ja cię nawet kijem nie dotknę. To [Imię] chciała cię umyć. Zaraz po nią pójdę!






[Imię]



— Dobrze, kochani, czas się powoli żegnać! — krzyknęła Agusia, czym zwróciła uwagę wszystkich na sobie.

Ty właśnie bezkarnie przytulałaś się do Nagito, a wszystko dlatego, że udało ci się wmówić mu, że dziewczyny z [kolor] włosami i [kolor] oczami mają wrodzoną zdolność do odpędzania wszystkich zabobonów i wszelkiego rodzaju pecha.

Nadal nie mogłaś uwierzyć, że to przeszło test. W duchu gratulowałaś sobie sprytu i błyskotliwości. Jednak teraz wszystko miało przepaść...

Pierwszy raz tego wieczoru poczułaś wściekłość na Agusię.

— Czemu tak szybko? — zapytałaś niemiło, mrużąc oczy.

— Szybko? Szybko?! — Agusia wskazała dłonią na zegar. — Minęło ponad siedem godzin! — odpowiedziała zbulwersowana. — Mimo to mam dla was jeszcze jedną atrakcję! Zaśpiewamy sobie na koniec kolędy.

— Myślę, że to nie wypali — odrzekłaś.

— Dlaczego?

— Oni nie znają naszych, a my ich.

— Bzdura! — Machnęła niedbale ręką. — Chociaż... W sumie... masz rację.

— Wiem.

— Cieszę się, że wiesz — westchnęła ciężko, po czym klasnęła w dłonie. — To zaśpiewamy coś, co wszyscy tutaj obecni znają!

— Na przykład? — zapytał Mahiru.

Agusia uśmiechnęła się szeroko.

— Na pewno to znacie! Leci jakoś tak... Khem, khem... Oshiete oshiete yo sono shikumi wo!

Spojrzałaś na Monokume, który śmiał się cicho. Uniosłaś pytająco brwi, a maskotka zza pleców wyjęła kij baseballowy.

— Co ty na to, żeby położyć niektórych spać?

— Myślę, że to bardzo zły pomysł — odpowiedziałaś. — Masz gdzieś jeszcze jeden kij?

A morał tej historii świątecznej kochani jest taki: Reader to połączenie wszelakich różnych osobowości, więc lepiej żadnych do domu nie wpuszczać, gdyż są stosunkowo niebezpieczne. To niezbadanych gatunek, którego po dziś dzień, nawet najwięksi geniusze tego świata do końca nie rozumieją. Na dodatek mają one też coś do dobrej muzyki. Nie lubić Unravel? Ma szczęście, że żadne ghule nie były zaproszone... Och, i jeszcze jedno! Warto mieć po swojej stronie demona. To bardzo przydatne osobniki, co chyba zdążyliście sami zauważyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz