sobota, 19 listopada 2022

Rozdział I: Pod kapturem

 

Mężczyzna usadowiony po drugiej stronie biurka odchrząknął, usilnie starając się utrzymać prostą i pewną siebie postawę. Garnitur miał wyprasowany, wszystkie guziki pozapinane, aż do samej szyi, a włosy przygładzone brylantyną i skręcone lekko ku górze. W takim wydaniu prezentował firmę i załatwiał wszystkie sprawy wymagające dobrego wizerunku. Jego aparycja i maniery idealnie wpasowywały się w to, co chcieli widzieć obywatele; budzący zaufanie uśmiech; oczy wyrażające siłę i stanowczość; brak jakichkolwiek błędów czy potknięć. Media — raz podpuszczone — rozpowszechniły wszędzie, że stał na czele rodziny.

Lecz biuro na szczycie rodzinnej firmy nie należało do niego. To Mitsuko wszystkim zarządzała. Źródłem jej władzy było to, co mogła ludziom dać, apetyt, który umiała budzić, chciwość, którą potrafiła wykorzystać, nadzieję, która nadałaby życiu sens.

— To pewne — oświadczył w końcu mężczyzna. — Spróbują przejąć ładunek.

Mitsuko odłożyła czytane papiery na biurko i przeniosła wężowate oczy na brata.

— Nasz bohater przesłał odpowiedź?

— Jeszcze nie. Ale informator zaręczył, że jego odpowiedź będzie twierdząca.

Źrenice Mitsuko groźnie się zwęziły. Skonsolidowała swoje wpływy i była teraz najpotężniejszą jednostką w Kitakyūshū. Kontrolowała media i polityczną maszynerię, a poprzez nie to, co działo się na ulicach. Jej siatka szpiegów informowała o wydarzeniach z innych miast. Nic nie mogło się przed nią ukryć. Nawet słuchy, że Hanri planowało przypuścić atak, wykorzystując dostawę sprzętu zza granicy. Możliwe, że domyślali się planów korporacji Kishidan, lecz nie martwiło to Mitsuko. Wszystko szło zgodnie z jej planami.

— Tylko tyle powiedział? Słabo się postarał — oznajmiła, stukając paznokciem o pulpit. — W całej Japonii mówi się o Hanri. Teraz to oni są bardziej przejmujący i tajemniczy niż Liga Złoczyńców. Nie ma bohatera, któremu nie zależałoby na spotkaniu ich. Czyżby miał jakieś wątpliwości co do naszej prawdomówności?

— Oczywiście, że nie. Wszystko zostało przedstawione tak, jak tego chciałaś.

— Więc po co tracimy czas, rozmawiając o tym?

— Miałem cię o wszystkim zawiadamiać — bronił się mężczyzna, nie okazując poirytowania.

— A co z transportem? Wiesz już, o której będą na miejscu?

— Nie, warunki na morzu wciąż nie uległy poprawie.

Jego odpowiedź nie zadowoliła Mitsuko. Czekanie, aż sprawy same się rozwiążą, było godne pożałowania.

— Upewnij się, że ostatni raz z nimi współpracujemy. W innym wypadku zapłacisz za to — ostrzegła. — Chcemy mieć po swojej stronie tylko najlepszych.

— Będzie jak sobie życzysz, siostrzyczko. — Mężczyzna uśmiechnął się uniżenie, spoglądając Mitsuko prosto w oczy. Nikt poza nim nie miał odwagi na taki gest.

Ale na Mitsuko nie robiło to wrażenia. Wygrała walkę o władzę, udowadniając, że najlepiej nadaje się do spełnienia oczekiwań ich rodziny. Mimo to nie lekceważyła swoich przeciwników i utrzymywała podwładnych w ciągłym poczuciu niedosytu.

— To wszystko. Przyjdź, kiedy dowiesz się więcej, nie wcześniej.

Mężczyzna skłonił głowę.

— Dobrze. — Potem wstał i opuścił biuro, a Mitsuko wróciła do przeglądania dokumentów.

Czasem zastanawiał się, czy rzeczywistość wyglądałaby inaczej, gdyby urodził się pierwszy i z indywidualnością matki, a nie ojca, po czym kpił z chwilowej naiwności. Mitsuko była cierpliwa i ambitna, a kiedy coś obrała sobie za cel, nigdy nie odpuszczała, póki go nie osiągnęła. A gdy ktoś stawał jej na drodze...

Kolekcja rzeźb się powiększała.

  

 

Wiatr dziko, wręcz gniewnie, pchał granitowe chmury i burzył morze, którego fale gwałtownie uderzały o ściany portu i zacumowane przy nim statki. Woda z furią wylewała się na brzeg, jakby próbowała pochłonąć ląd. Wielkie jak ziarna grochu krople i zimne niczym lód, moczyły każdą rzecz znajdującą się poza zasięgiem potężnego żywiołu.

Nocą port wyglądał na opuszczony. Jedyne samochody w pobliżu należały do pracowników korporacji Kishidan, odpowiedzialnych za dostarczenie towaru do firmy. Niektóre z pobliskich magazynów nie były używane, w świetle dnia z łatwością się je rozpoznawało, ale nocą wszystkie zdawały się nieużywane. Śladu po innych ludziach nie było.

Większość mieszkańców Kitakyūshū spało, podobnie jak ogarnięte całunem mroku miasto. Dokoła rozlegała się tylko deszczowa piosenka i krzyki mężczyzn stłoczonych przy statku.

— Co za pogoda! — powiedział jeden z marynarzy. — Nieprędko wrócimy na morze.

Keigo patrzył na jego poruszające się usta z dachu okolicznego hangaru. Niewiele dźwięków przebijało się przez wycie wiatru, nawet z pomocą pióra nie słyszał wszystkiego, więc głównie polegał na oczach, wyglądając nieproszonych gości.

Chciano, żeby ochronił ładunek przed terrorystami, którzy zamierzali go przejąć podczas transportowania. To, co usłyszał od pracownika korporacji Kishidan o motywach sprawców, nie miało dla niego większego sensu. Hanri byli wmieszani w sprawy napadów, bójek, włamywań, ale jak dotąd nigdy nie posunęli się do kradzieży czy zabójstwa. Okazji do grabieży im nie brakowało, tak jak wtedy, gdy zapobiegli obrabowaniu niewielkiej placówki bankowej na obrzeżach miasta. Uporali się z całym zamieszaniem, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować w sytuacji, pozostawiając obezwładnionych złoczyńców i wszystkie pieniądze na miejscu. Nic nie zniknęło, ani jeden jen. Gdyby nie konsultantka, nie dowiedzieliby się, kto przybył z pomocą. Kamery zarejestrowały tylko sprawców zdarzenia.

Dziś transportowano wysokiej jakości sprzęt, prestiżowy i możliwy tylko do nabycia u producenta. Ale producent oferował swój produkt każdemu, kto miał wystarczająco gruby portfel. Czy dla Hanri bardziej opłacalna była kradzież towaru niż zdobycie pieniędzy na jego zakup? Ich dotychczasowe posunięcia niszczyły takie prawdopodobieństwo, ale przedstawiciel Kishidan głęboko w to wierzył i nie wahał się przed wmówieniem mu swoich spostrzeżeń. Zrobił dobrą minę do złej gry, aby na własne oczy się przekonać, jak wyglądała prawda.

Z tego powodu patrolował teren w przemoczonych ubraniach, zaciskając zęby, żeby powstrzymać ich drżenie i narzekając w myślach na fatalną pogodę.

Wtedy to poczuł. Ledwie wyczuwalną wibrację w powietrzu. Spojrzał na statek, który zaczął unosić się w powietrzu, otoczony dziwną purpurową energią. Kiedy znalazł się trzydzieści metrów nad wodą, został obrócony do góry dnem. Jasnoczerwone pióra, kontrolowane przez Keigo, zderzyły się z tajemniczą mocą, niepozwalającą im dotknąć promu. Krzyki marynarzy, zarówno tych na lądzie, jak i na pokładzie, nabrały na sile, gdy towarowiec ruszył w stronę burzliwych fal.

Keigo rozejrzał się, przeczesując wzrokiem uliczki pomiędzy magazynami oraz pobliskie dachy — to właśnie na jednym z nich dostrzegł czyjąś postać. Rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze. W mgnieniu oka znalazł się blisko celu. Przez długi płaszcz i twarz skrytą pod kapturem nie mógł zobaczyć żadnych szczególnych cech wyglądu, ale patrząc na wysokość i szerokość ramion, był pewien, że miał do czynienia z kobietą, od której dzieliła go długość ręki. Lecz jego palce, zamiast złapać za mokry materiał ubrania, napotkały pustkę. Ciało nieznajomej rozprysło, zamieniając się na fioletowe iskry, migoczące przez kilka sekund, zanim całkowicie zniknęły.

Ledwie wyczuwalne drgania w powietrzu znaczyły, że kobieta nie uciekła, a po prostu przeniosła się w inne miejsce. Nie ruszył jednak w pościg. Statek tonął, a razem z nim ludzie, którzy nie zdążyli w porę uciec. Jego pióra poszybowały w kierunku wody, wyrywając marynarzy z zimnych macek morza, które żarliwie walczyło o swój łup. Deszcz przybrał na sile, podobnie jak wiatr, co znacznie utrudniało akcję ratunkową.

W momencie, kiedy miał użyć jeszcze więcej piór, pod tonią morską pojawiło się ametystowe światło. Wkrótce ludzie, którym nie zdążył udzielić pomocy, zostali przez tę samą energię co wcześniej, przeniesieni na brzeg. Keigo obejrzał się — na zajmowanym przez niego jeszcze parę minut temu dachu, stała postać w kapturze. Zadzierała dumnie głowę, jak gdyby kpiła z całej sytuacji. Po czym zniknęła tak samo, jak poprzednim razem.

Przez chwilę wpatrywał się w puste miejsce, a potem przeniósł wzrok na port. Jedyną rzeczą zdradzającą, że cokolwiek się wydarzyło, był zniszczony statek. Znowu, gdyby nie świadkowie, nikt nie dowiedziałby się, kto za to odpowiadał. Przy panujących warunkach większość skłoniłaby się ku teorii, że to sztorm wywrócił towarowiec.

Nie miał pewności, o co dokładnie walczyło Hanri i dlaczego, ale musiał się tego dowiedzieć. Podobnie jak Liga Złoczyńców działali na szeroką skalę, jednak pilnie utrzymywali swoje tożsamości w tajemnicy. Mogli przez to poruszać się swobodnie po mieście o każdej porze. Czy robili to z ważnego powodu, czy żeby wykpić bohaterów jeszcze bardziej? Ich intencje były nieznane i to wywoływało największe obawy. Nikt nie wiedział, po jakiej stronie stali.

Keigo westchnął ciężko. Na razie odsunął rozmyślania na bok i zamiast tego skupił się na udzieleniu pomocy ocalałym.

Nagle rozległ się krzyk jednego z mężczyzn:

— W ciężarówce nic nie ma! Cały sprzęt zniknął!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz