sobota, 19 listopada 2022

Prolog: Spoczwarzenie

 

Aiko przygryzła dolną wargę i chwyciła się prawą ręką za podbródek, czekając na ruch drużyny przeciwnej. Wygrali ostatnie trzy rundy, ale prawdopodobieństwo przegranej wcale nie było mniejsze. Szczęście lubiło zmieniać faworytów i tym razem to kostki Ikuto i Chiyome mogły pokazać wysokie liczby. Poza tym doskonale pamiętała o przestrodze matki, by nigdy nie lekceważyć swojego przeciwnika. Wiele równie przydatnych rad otrzymała i każdą z nich przypominała sobie możliwie jak najczęściej, nawet podczas beztroskich sytuacji, dla utrwalenia.

— Pospiesz się, Ikuto, albo uznamy, że się poddajesz.

Głos Yuzuko wyrwał Aiko z zamyślenia. Powoli odwróciła głowę w jego stronę, uśmiechając się — lubiła momenty, kiedy zaczynał tracić cierpliwość. Spokój bijący z oczu znikał na rzecz wyzywającej irytacji, rzucając nieme wyzwanie do stawienia mu czoła. Takiemu spojrzeniu potrafili się oprzeć tylko członkowie rodziny, co pozwalało Aiko czuć się bezpiecznie.

— W henzou nie ma ograniczeń czasowych — odrzekł Ikuto i pochylił głowę w geście przesadnej uprzejmości, przyozdabiając twarz szelmowskim uśmiechem. — Wybacz, Yuzu, że się ociągam, ale nie spodziewałem się po Aiko tak głupiej zagrywki. Potrzebowałem więcej czasu na opanowanie się, niż przewidywałem, by nie zaśmiać się wam w twarz.

Aiko zmarszczyła gniewnie brwi. Szykowała się do fuknięcia na Ikuto, lecz Yuzuko w porę zainterweniował.

— Możesz w ten sposób tłumaczyć swoje ociąganie, ale nierozstrzygnięty mecz to oddany mecz. — Wyraz twarzy Yuzuko złagodniał. Jego opanowanie wpłynęło także na Aiko, która natychmiast wyprostowała zaciśnięte w pięści dłonie. — A niedługo przyjdą po was rodzice, więc lepiej się pośpieszcie, jeśli nie chcecie oddać nam zwycięstwa.

Oczy Chiyome zabłyszczały jak dwa bursztyny skierowane w stronę słońca, włosy przypominające śmietankę zafalowały, kiedy podskoczyła zaniepokojona.

— Szybciej, Ikuto, nie możemy znowu przegrać!

Ikuto obdarzył Yuzuko i Aiko śmiałym spojrzeniem. Nigdy nie krył zadowolenia z rozdrażnienia innych, zwłaszcza swoich przyjaciół. Potrafił samymi słowami doprowadzać do szaleństwa, sprowadzając na siebie wszelkiej maści kłopoty. Taka zdolność nie była zanadto ceniona u jedenastoletniego chłopca, jednak niefrasobliwie zbywał ten fakt uśmiechem, twierdząc, że kiedyś mu się to przyda.

Po kolejnych ponagleniach siostry wreszcie podniósł kostki do gry o gładkiej i przyjemnej w dotyku powierzchni. Przymknął na moment oczy, przymierzając się do odpowiedniego rzutu.

Aiko skupiła się na jego ruchach, obserwując, jak potrząsa dłońmi i wypuszcza kostki na plansze. Tuż przed ujrzeniem liczby wylosowanych oczek, poczuła na ramieniu bolesne uszczypnięcie. Wzdrygnęła się, a odczuwany wewnątrz płomyk zgasł. Skołowana spojrzała na Yuzuko, dopiero po jego jednoznacznej minie orientując się, że podświadomie chciała użyć swojego daru. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.

Jak zawsze mogła liczyć na pomoc i wsparcie starszego brata.

Usłyszawszy zawodzenia Chiyome, odwróciła głowę z powrotem w kierunku planszy, widząc na niej kostki o najniższej liczbie oczek.

— Ha! I na co ci to wszystko było, Ikuto? To się nazywa głupia zagrywka! — zadrwiła.

Chiyome zacisnęła usta, powstrzymując się przed wywołaniem kłótni z rodzeństwem Shinzui. Nie chciała ich oskarżać o oszukiwanie, ale inne wytłumaczenie na serie zwycięstw nie przychodziło jej do głowy. Ikuto i Yuzuko byli w tym samym wieku, szansę pomiędzy nimi nie powinny się różnić, tak jak pomiędzy nią a Aiko. To brzmiało sprawiedliwie, dlatego nigdy nie zmieniali składu drużyn. Czemu więc zawsze przegrywali?

— Ikuto, Chiyome, wracamy do domu! — Słysząc głos Nekotaru Reiko, wszyscy czworo odwrócili się w stronę drzwi. Musieli zadrzeć głowy, by spojrzeć jej w twarz. Na pierwszy rzut oka było widać uderzające podobieństwo pomiędzy nią a Chiyome: tęczówki o głębokiej żółtej barwie, białe jak śnieg pukle ledwie sięgające ramion, wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Każdą możliwą rzecz przekazała córce, łącznie z niebezpiecznym darem. — Tylko najpierw pomóżcie Yuzuko i Aiko posprzątać.

— Nie ma takiej potrzeby, Nekotaru-chama. Graliśmy w planszówkę — odparł Yuzuko, znacząco spoglądając na prostokątną planszę od henzou.

— W takim razie się pożegnajcie.

Ikuto wstał jako pierwszy, jego koci ogon zakreślił kolisty ruch, gdy się prostował. Uśmiechnął się rozbawiony, widząc, jak Aiko nie może oderwać od niego wzroku.

— Na razie, podlotku. Miło się z wami grało. — Potarmosił jej włosy, specjalnie je wichrząc na wszystkie strony, mimo że szczerze tego nie znosiła. — Do jutra, Yuzu.

— Do jutra.

Gdy Reiko wyszła z pokoju, zamierzając poprowadzić dzieci do wyjścia, Aiko pokazała Ikuto język, czym wywołała jeszcze większy uśmiech na jego twarzy. Tymczasem Chiyome pomachała im tylko ręką na pożegnanie, posyłając Yuzuko tęskne spojrzenie.

Aiko i Yuzuko zaczekali, aż w mieszkaniu zapanowała cisza, zanim zabrali się za sprzątnięcie planszy i ustawionych na niej pionków.

— Dzisiaj Chiyome wyglądała smutno — powiedział Yuzuko, trzymając w dłoni figurkę, którą poruszali się Chiyome i Ikuto.

— Taa... — Aiko ciężko westchnęła. — Yuzu, czy zdarza nam się oszukiwać?

— Nie, nigdy — zapewnił z powagą, bez cienia wahania. — Nawet jakbym użył swojego daru, nic by nam to nie dało. Mogę zobaczyć przeszłość, ale nie przyszłość. A ciebie zawsze na czas powstrzymuję, więc sama widzisz, że gramy fair.

— Wiem, ale wolałam się upewnić. — Odłożyła pudełko henzou na półkę z innymi grami planszowymi.

Słowa Yuzuko przyniosły jej ulgę. Nie wybaczyłaby sobie oszukiwania swoich najbliższych przyjaciół. Mieszkali obok siebie od zawsze i zaprzyjaźnili się jeszcze zanim zyskali tego świadomość. Każde z nich miało inny temperament oraz cechy dominujące, co powinno prowadzić do ciągłych sporów, ale w rzeczywistości świetnie się dogadywali i dopełniali.

W zamyśleniu przyglądała się uzbieranej kolekcji gier, zastanawiając się, w którą Ikuto i Chiyome mogliby wygrać, kiedy drzwi pokoju otworzyły się szerzej i do środka wszedł Shin.

— Jak się mają moje skarby?

— Cześć, tato! — Pospiesznie odwróciła się w stronę ojca i podbiegła, żeby go przytulić. Otaczała go piżmowa woń wymieszana z zapachem mydła, który kojarzył się Aiko ze szczęściem i nastawiał ją na dobry nastrój. Wiedziała, że nie pachniałby tak, gdyby nie skończył oficjalnie pracy. — Mama też już wróciła? Obiecała, że pójdziemy dzisiaj kupić kian cata!

— Przykro mi, skarbie, ale mama nie da rady dzisiaj wrócić do domu. Nadal jest w Tokio i pomaga w zapanowaniu nad sytuacją.

— Och... — jęknęła, nie potrafiąc ukryć zawodu w swoim głosie. — Ale jutro wróci?

— Oczywiście. Nie mogłaby opuścić urodzin Toma — zapewnił, mierzwiąc jej włosy.

Aiko nie znosiła, gdy robiono z jej głowy gniazdo, ale nigdy nie oponowała, kiedy czynili tak członkowie rodziny; w ich wykonaniu było to nieme kocham cię. Wkładali w ten niepozorny gest mnóstwo delikatności i czułości, które zalewały jej serce ciepłem.

— Będziesz miała coś przeciwko, jeśli to tatuś pójdzie z tobą po kian cata? — zapytał Shin, mimo że znał odpowiedź.

— Miałam cichutką nadzieję, że to zaproponujesz. — Uśmiechnęła się wesoło. Starała się za wszelką cenę nie myśleć o mamie i niebezpieczeństwie, z jakim musiała się mierzyć. Uparcie siebie przekonywała, że wszystko dobrze się skończy i jutrzejszego dnia znowu będą razem. — Czy Yuzu może pójść z nami?

— Jeśli tylko chce...

Oboje z Aiko spojrzeli wyczekująco na Yuzuko. Był starszy od Aiko o pięć lat i tylko o dwie głowy mniejszą kopią Shina, począwszy od wyglądu, a kończąc na charakterze i takim samym darze. Jedyna różnica dotyczyła limitu w docinkach, od których nie stronił ani Yuzuko, ani Aiko. Dogryzanie sobie nawzajem sprawiało im mnóstwo frajdy, jednak najbardziej uwielbiali łączyć siły i niewinnie podpuszczać innych. Niekiedy rozumieli się tak dobrze, jakby znali swoje myśli.

Tym razem Aiko również wiedziała, jak będzie brzmiała odpowiedź Yuzuko, jeszcze zanim otworzył usta.

— Chętnie się przejdę.

— Nierozłączni jak zawsze — powiedział Shin, zanosząc się krótkim, ale czułym śmiechem. — A więc wspaniałe trio może ruszać w drogę.

Razem wyszli z domu, podążając ulicą w kierunku centrum z najpopularniejszymi sklepami i najgłośniejszymi lokalami w okolicy; większość znajdujących się na zewnątrz osób także podążało w tę samą stronę. Aiko tłumaczyła bratu i ojcu wspaniałość kian cata, wymieniając szereg zalet i powodów, dla których warto jego maskotkę mieć. Kiedy temat się wyczerpał, cała trójka opowiedziała sobie nawzajem, co ciekawego wcześniej robili. Momentami Aiko wyłączała się z dyskusji, pochłonięta podziwianiem panoramy miasta.

Pokierowana ciekawością, choć w głównej mierze był to przypadek, że akurat w tym momencie spojrzała w prawo, odwróciła głowę, dostrzegając kilka metrów dalej chłopca o ognistych pierzastych skrzydłach. Ich odcień znacząco odbiegał od nieskazitelnej bieli, mimo to przed oczami Aiko mignął obraz anioła.

Nie mogła oderwać od nich wzroku i gdyby chłopiec nie zwrócił głowy w inną stronę, nawet nie zwróciłaby uwagi na jego tchniętą słodyczą i ikrą twarz.

— Aiko-chan? — Palce Shina mocniej zacisnęły się na dłoni Aiko, zwracając jej uwagę. — Wszystko w porządku, skarbie?

Aiko zarumieniła się intensywnie, zawstydzona, że ojciec zauważył jej roztargnienie.

— Tak. Na chwilę się zamyśliłam.

— Oj tato — zaczął miło Yuzuko, wyraźnie manifestując odgrywaną pobłażliwość w swoim głosie — jak mogłeś zapomnieć, że Aiko zawsze traci głowę w towarzystwie osób z częściami ciała zwierząt.

— W-wcale nie! — zaprzeczyła, w duchu zawstydzając się jeszcze bardziej. Żałowała, że nie mogła w żaden sposób ukryć się przed oczami błękitnymi jak szafiry albo zachować nic niezdradzającego wyrazu twarzy, tak jak robił to Tom. — Ja tylko...

— Chciałabyś mieć taki dar? — zapytał spokojnie Shin.

— To nie tak. Podobają mi się takie dary, ale nie chciałabym zmieniać swojego. Chociaż musi być fajnie mieć uszy kota czy skrzydła ptaka, to wolę dar mamy. Dzięki niemu będę mogła być w przyszłości taka jak ona.

Ojciec Aiko pokiwał głową.

— Jeśli to cię uszczęśliwi, my również będziemy szczęśliwi. — Uśmiechnął się łagodnie, wręcz z rodzicielską dumą, jednak coś w jego oczach podpowiadało Aiko, że niezupełnie cieszyła go wizja córki jako bohaterki. — Kimkolwiek zdecydujesz się zostać w przyszłości, zawsze otrzymasz od nas wsparcie.

Aiko opuściła nieznacznie głowę. Niczego tak się nie obawiała, jak ujrzenia rozczarowania na twarzy ojca albo matki. Chciała, żeby byli z niej dumni w takim samym stopniu, w jakim ona była dumna z nich. Wszystko inne znajdowało się na bocznym planie.

Znowu wiedziona ciekawością spojrzała w miejsce, gdzie ujrzała skrzydlatego chłopca, jednak jego już tam nie było.

Gdy następnego dnia wracała ze szkoły, nie mogła odpędzić się od wspomnień. Na okrągło myślała o reakcji ojca i o trybie, w jakim żyła jej rodzina. Nie spędzali razem tyle czasu, co większość znanych Aiko znajomych ze swoimi bliskimi, ale rzadko jej to przeszkadzało. Była szczęśliwa i widziała po twarzach reszty domowników, że oni także. Dopóki mieli siebie nawzajem, mogli poradzić sobie z każdym problemem.

Dla Aiko to oznaczało mieć rodzinę. A skoro miała rodzinę, nie widziała powodu do narzekania. Zwłaszcza że czuła się pośród nich kochana i akceptowana. Nigdzie indziej nie doświadczyłaby czegoś takiego, nawet w domu Nekotaru. Nie mogła rozgryźć, co w stylu życia ich rodziny zrażało jej ojca, że wolałby, aby w przyszłości podążyła inną drogą.

Nagle schowany w torbie telefon wydał głośne piknięcie. Aiko zaczęła go szukać, uważając, by przypadkiem nie wpaść na żadnego mijanego przechodnia. Dostała wiadomość od Yuzuko, żeby się pośpieszyła — mama wróciła do domu.

Aiko nie potrzebowała więcej zachęt; puściła się biegiem i ani myślała o zwolnieniu, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznych ramionach matki. Jednak kilka ulic dalej wydarzyło się coś, co zmieniło jej postanowienie. Była świadkiem jak mężczyzna z dużą, sportową torbą wybiegł ze sklepu jubilerskiego, wywołując strach i dezorientację pobliskich osób. Zamierzał uciec z ukradzionym łupek do najbliższego zaułka, kiedy drogę nagle przeciął mu bohater. Zebrani dokoła ludzie spodziewali się widowiskowego starcia, gdy tymczasem cała sprawa rozstrzygnęła się w ciągu kilkunastu sekund. Złoczyńca nie spodziewał się tak szybkiej interwencji, liczył, że w spokojnej Fukuoce nikt nie będzie czujny. Boleśnie się pomylił.

Bohater unieruchomił mężczyznę i oddał jubilerowi skradzioną biżuterię, po czym postanowił poczekać na przybycie policji. Otaczający go mieszkańcy wykorzystali tę okazję, by zasypać bohatera niezliczoną ilością pytań i poprosić o zrobienie wspólnego zdjęcia. Aiko walczyła z chęcią podejścia bliżej, zmuszając nogi do ruszenia w kierunku domu. Wystarczająco długo się ociągała.

Wzięła głęboki oddech i wznowiła bieg, czując ukłucie poczucia winy, że każe młodszemu braciszkowi czekać na jej powrót, by świętowanie jego urodzin mogło się oficjalnie zacząć. Nogi zaczynały ją piec, ale uparcie brnęła naprzód, aż wreszcie zobaczyła na horyzoncie swój rodzinny dom.

Zmęczona przystanęła na chwilę przed bramą i przetarła spocone czoło. Weszła na teren domostwa, które uniknęło unowocześnienia, pozostając w stylu z okresu Meiji, stając się jednym z bogactw kulturalnych Fukuoka, co napawało Aiko dumą.

Gdy stanęła przed drzwiami, dotarło do niej, że dokoła było dziwnie cicho, jakby nie znajdowała się w środku miasta, tylko gdzieś na odludziu. Zupełnie jakby miało się stać coś złego. Cisza przed burzą, jak nazwałby to Yuzuko.

Na sąsiednich podwórkach brakowało bawiących się dzieci. Aiko miała nadzieję, że wszyscy pochowali się w swoich domach z powodu zbliżającej się późnej pory, a nie ze strachu przed... sama nie wiedziała czym. W Fukuoka panował niski poziom przestępczości i do tego dnia Aiko nie widziała na żywo żadnego złoczyńcy.

Nakazała sobie przestać myśleć o głupstwach i otworzyła drzwi, przechodząc przez próg domu z mocno bijącym sercem. Panująca wewnątrz cisza kuła ją w uszy. Z niewyjaśnionego powodu zaczęła się czuć bardzo mała i bardzo samotna. W jej oczach pojawiły się łzy. Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia i machinalnie, niczym sterowana mechaniczna kukiełka, poszła do salonu.

Oddech Aiko uwiązł w gardle, a dotychczas szaleńczo bijące serce niemal się zatrzymało, gdy zobaczyła nieruchome ciała swoich bliskich na podłodze. Jej oczy chłonęły każdy szczegół makabrycznej sceny, wypalając w umyśle niezmazywalne piętno, a żołądek stał się ciężki jak głaz. Widok krwi sprawił, że poczuła zbliżającą się do ust falę mdłości. Temperatura jej ciała skakała między niską a wysoką, jakby miała gorączkę. Ręce drżały wyraźnie, mimo że mocno dociskała je do ust, aby nie zwymiotować.

Wiedziała, że powinna wezwać pomoc, ale nie potrafiła się ruszyć — przerażenie ją sparaliżowało. Próbowała siebie przekonać, że wciąż żyją i że wszystko może wrócić do normy. Musiała się tylko ruszyć.

Nogi miała miękkie jak z waty, a jej serce podjechało w okolice gardła. Jak lunatyk pobiegła do domu Nekotaru. Świat kręcił się, wykrzywiał i rozmywał, ale usilnie walczyła o utrzymanie świadomości. Płuca paliły ją od biegu, ale miała na głowie większe zmartwienia niż dolegliwości jej ciała.

Bez pukania otworzyła drzwi i wbiegła do środka. Stając w przejściu między przedpokojem a salonem, widziała przez dwuskrzydłowe okno pokaźny ogród Reiko, którym pieczołowicie się zajmowała, od kiedy Aiko pamiętała. Razem z Yuzuko, Ikuto i Chiyome często się w nim bawili albo słuchali, jak Ikuto grał na kontrabasie.

Łzy zaczęły zalewać twarz Aiko.

— Reiko-sama! Kyoya-sama! — wołała załamującym się od płaczu głosem. — Ikuto! Chiyome!

Pokój wyłożony ciemnym drewnem i platynową tapetą sprawiał ponure i niepokojące wrażenie, gdy aura żadnego z domowników go nie wypełniała. Aiko miała ochotę paść twarzą na ziemię i wybuchnąć głośnym płaczem. Jednak w szybie okna wychodzącego na ogród zobaczyła odbicie swojej twarzy wykrzywionej w cierpieniu. Wiedziała, że rozpacz w niczym nie pomoże, dlatego otarła łzy i wybiegła czym prędzej na zewnątrz.

W którymś momencie uświadomiła sobie, że w torbie miała telefon, ale nie mogła się zmusić do powrotu. Gdyby po raz drugi zobaczyła ciała rodziców, nadzieja na uratowanie ich prysnęłaby natychmiast. Wpadła na lepszy pomysł i biegnąc modliła się, żeby bohater, najlepiej z policją, wciąż był przed sklepem jubilerskim.

Gdy dotarła na miejsce, nie zauważyła nigdzie wozów policyjnych, natomiast bohater wciąż pilnował złapanego złoczyńcę, co przyciągnęło uwagę znaczącej liczby osób. Aiko jednak nie zamierzała się poddać, przepychała się przez tłum w stronę bohatera, przepraszając i prosząc ludzi o pomoc, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Jedyna reakcja, jaką została obdarzona, dotyczyła odepchnięcia jej do tyłu. Palące uczucie bezsilności zaczęło przygniatać ją do ziemi i gdy zaczynała tracić nadzieję na zostanie zauważoną, miodowe oczy bohatera spoczęły na niej. Aiko pisnęła cicho z radości, wiedząc, że bohater nie zignoruje jej niemego wołania o pomoc.

Było to naiwne z jej strony.

Bohater odwrócił głowę i dalej odpowiadał na pytania znajdujących się najbliżej niego osób.

Aiko z oszołomieniem podniosła się z ziemi, nieświadomie się cofając. Wspomnienia z sytuacji udowadniających niezawodność bohaterów przeleciały jej przez głowę w ułamku sekundy. Potem zobaczyła ciało matki w kałuży krwi. Nie mogła uwierzyć, że ktoś byłby w stanie ją pokonać. A nawet jeśli, gdzie byli inni bohaterowie? Czy nie obiecywali zawsze przychodzić ludziom na pomoc?

W głębi duszy Aiko czuła się oszukana. Okrutnie oszukana.

Nigdy więcej nie zamierzała polegać na bohaterach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz