niedziela, 23 października 2022

One-shot ~ ,,Zakupy''

 




,,ZAKUPY''


   Przez całą drogę [Imię] nie odzywała się do Kou, a na wszelkie próby nawiązania rozmowy reagowała prychnięciami i ostentacyjnymi westchnieniami. Obiecała posłuszeństwo, ale nie zamierzała niczego ułatwiać, łącznie z kontaktem, gdy wciąż chowała do wampira urazę. Mógł przecież zapytać, czy woli mieszkać w rezydencji z jego braćmi, czy zostać u Sakamakich; miała sprawny mózg i potrafiła sama decydować o swoim losie. Jednak Kou uznał, że skoro go lubi najbardziej, to nie będzie miała nic przeciwko takiej zmianie. Nie mylił się, lecz [Imię] nie chciała mu pokazywać, że może tak ważne decyzje podejmować za nią, a ona je zaakceptuje bez mrugnięcia okiem.

   Ku zaskoczeniu [Imię], strzelanie fochów było męczące. Minęły zaledwie trzy dni od jej przeprowadzki, czyli zdecydowanie za mało, żeby przestać się wściekać, ale miała już dość robienia wszystkim pod górkę. Nikt w rezydencji nie potrafił cofać czasu, a ciągłe rozpaczanie nad rozlanym mlekiem nie mogło tego zmienić. Poza tym [Imię] prawie o wszystkim zapomniała, gdy przekroczyła bramę wjazdową. Czuła się ogromnie podekscytowana wyjściem na miasto. Nie do końca przepadała za zatłoczonymi miejscami, jak i za chodzeniem po sklepach, lecz minęło mnóstwo czasu, od kiedy po raz ostatni znajdowała się wśród innych ludzi. Nie potrafiła ukryć entuzjazmu na tę myśl.

   Kou, mimo chęci, nie skomentował zmiennego zachowania [Imię]. W ramach wdzięczności pozwoliła mu siedzieć blisko siebie, zamiast oskarżyć go o natarczywość. Po chwili zaczęła się obawiać, że popełniła w ten sposób okropny błąd. Obawiała się, że Kou skorzysta ze sposobności i napije się jej krwi. Wtedy cały wypad przypominałby katorgę, a nie przyjemność, gdyby osłabiona musiała chodzić po mieście.

   Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, co bardzo [Imię] odpowiadało, ale na wszelki wypadek postanowiła zachować czujność. Poniekąd była świadoma, że nie zdołałaby się obronić przed wampirem (poza tym wyskoczenie z jadącej limuzyny nie wchodziło w grę), mogła jednak stwarzać pozory opanowanej — nie pogorszyłoby to w żaden sposób sytuacji.

   Wkrótce pojazd zatrzymał się w podziemnym parkingu. Gdy tylko [Imię] wysiadła, do jej nozdrzy wdarły się spaliny samochodowe. Wykrzywiła twarz w grymasie, z całej siły powstrzymując się przed porzuceniem Kou i wybiegnięciem na zewnątrz. Z godną pochwały postawą pozostała jednak na miejscu, musząc ugryźć się w język, by nie poganiać swojego towarzysza niczym zniecierpliwione dziecko.

   Kiedy nareszcie ruszyli w stronę wejścia do galerii, narzuciła dosyć szybkie tempo, chcąc zasmakować lepiej pachnącego powietrza. Przystanęła przy rozwidleniu korytarzy, rozglądając się po centrum handlowym z niemałym zachwytem; nigdy nie sądziła, że tak się ucieszy na widok sklepów i tłumu ludzi. Żyła wśród wampirów kilka miesięcy, poza tym po raz pierwszy znalazła się gdzieś indziej niż w rezydencji czy szkole, więc pierwsze wrażenie w takim miejscu zwaliło ją z nóg. Całe szczęście niedosłownie, inaczej zostałaby zadeptana żywcem.

   Jednak bardziej od tłumów [Imię] przeszkadzał hałas, zupełnie jakby życie z istotami, które nie wydawały żadnego dźwięku przy poruszaniu się, wyczuliło jej zmysł słuchu. Być może oswojenie się z nowym, głośniejszym otoczeniem zajęłoby znacznie więcej czasu, gdyby nie usłyszała płynących ze sklepowych głośników najpopularniejszych przebojów, w tym także Devil's spire w wykonaniu Kou.

   Wtedy do [Imię] dotarło, że wampir w świecie ludzi był sławnym idolem i w każdej chwili ktoś mógł go rozpoznać, a ostatnim czego chciała, to walczenie o oddech wśród stada rozhisteryzowanych fanek. Zaczęła się usilnie zastanawiać, jak porozmawiać o tym z Kou i jednocześnie nie usłyszeć zarzutu o zazdrość, gdy wcale nie kierowało nią tak przyziemne uczucie. Po prostu nie śpieszyło się jej do zaświatów ani żadnego innego niematerialnego miejsca.

   — Nie martwisz się, że zostaniesz rozszarpany przez swoje fanki? — zapytała, siląc się na luźny ton.

   — Jestem trudny do rozszarpania. — Uśmiechnął się beztrosko, jednak brzmiał na zupełnie pewnego wypowiedzianego oświadczenia. — Nie martw się, koteczku. Nikt mnie nie ukradnie. Dzisiaj jestem cały twój — wyszeptał do ucha [Imię], by zdołała go usłyszeć przy panującym gwarze.

   Na policzkach [Imię] pojawiły się rumieńce. Mimo to odpowiedziała nonszalancko:

   — Trzymam cię za słowo.

   Kou zaśmiał się uroczo, wręcz niewinnie, co sprawiło, że twarz [Imię] nabrała jeszcze intensywniejszego koloru. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę najbliższego sklepu odzieżowego.

   Zgodnie z oczekiwaniami [Imię], wewnątrz było niezwykle tłoczno. W normalnej sytuacji straciłaby zapał do zakupów, jeśli uprzednio jakiś miała, ale tym razem było inaczej; ludzie samoistnie schodzili na bok po zobaczeniu Kou. Z trudem powstrzymywałaś uśmiech cisnący się na twarz, ilekroć miało to miejsce.

   Wybierała ubrania podobne do swoich poprzednich, które — z przymusu — zostawiła u Sakamakich, co nie było łatwe. Zazwyczaj robiła zakupy w niedrogich sklepach, nie zważając na żadne nalepki czy naszywki, a tym razem przechadzała się pomiędzy samymi ekskluzywnymi i markowymi sieciami z powodu Kou. Żadne aluzje do niego nie docierały, choć [Imię] podejrzewała, że celowo udawał głupiego, gdy w rzeczywistości bardzo odpowiadał mu obecny stan rzeczy. W ten sposób miała więcej rzeczy wybranych przez niego, czyli głównie spódniczki i sukienki.

   W końcu [Imię] się zbuntowała i oznajmiła, że jeżeli nie będzie mieć w szafie żadnych spodni, niczego poza piżamą nie ubierze. Była to czcza groźba, ale przyniosła pożądany efekt i wkrótce mogła się poszczycić czterema parami upragnionych jeansów.

   Fala radości jednak szybko przeminęła, pozostawiając po sobie suche poczucie winy. [Imię] zdawała sobie sprawę, że większość dziewczyn cieszyłaby się z nielimitowanych zakupów, ale jej fakt, że Kou za wszystko płacił, strasznie ciążył na sercu, nawet jeśli był odpowiedzialny za utratę poprzednich ubrań. Poza tym nie chciała później spłacać swojego długu krwią — okropnie bała się bólu.

   Gdy wracała z Kou do limuzyny, czekającej na parkingu, wzięła wampira pod ramię, żeby opowiedzieć o dyskomforcie, jaki czuła wydając jego pieniądze.

   Kou w pierwszej chwili po prostu się zaśmiał, ale widząc poważną minę [Imię] zrozumiał, że musi coś powiedzieć.

   — Oi, kotku, nie martw się takimi drobnostkami. W końcu to przeze mnie straciłaś poprzednie ubrania, prawda?

   — Niby tak... — przyznała z ociąganiem.

   — Sama więc widzisz, że było to konieczne.

   — Konieczne było czyszczenie połowy swojego konta bankowego?

   — Połowy? To nawet nie była ćwiartka.

   — Co nie zmienia faktu, że moje stare ubrania tyle nie kosztowały — zaoponowała [Imię], wciąż nie dając za wygraną.

   — Więc co chcesz z tym zrobić, koteczku? Masz jakiś pomysł, żeby mi to zrekompensować?

   [Imię] zacisnęła usta, odwracając wzrok w przeciwną stronę. Najlogiczniejszym wyborem, jak już uparła się na wyrównanie kosztów, było zaoferowanie swojej krwi, lecz na samą myśl o tym robiło jej się słabo. Musiała wymyślić jakąś alternatywę zastępczą.

   — Nie wiem. Może całus? — zaproponowała bez zastanowienia. Dopiero po kilku sekundach dotarł do niej sens wypowiedzianych słów, na skutek czego zrobiła się czerwona jak piwonia. — Em... to...to...to był żart! Tak, właśnie, żart!

   Pokiwała głową, jakby dla potwierdzenia autentyczności wydanego oświadczenia, uśmiechając się nerwowo. Nagle zauważyła, że Kou znacząco się pochylił, przybliżając do niej swoją twarz, na co momentalnie wstrzymała oddech. Chciała się odwrócić, ale nie mogła oderwać wzroku od jego oczu — jasnoniebieskich, w odcieniu lodu, wody i nieba, które znała na wylot, patrząc na nie niezliczoną ilość razy.

   Spojrzenie, jakim ją obdarował, pulsowało ciepłem. Było gorące. Paliło skórę i umysł. [Imię] czuła jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Przygryzła dolną wargę, próbując się uspokoić, ale bezskutecznie. Zakłopotana spróbowała się cofnąć, szczególnie że panowała jeszcze nad sobą, ale Kou jej to uniemożliwił. Jego ręka uniosła się, by pogłaskać jej włosy, a potem powędrowała po policzku, aż do szyi. Delikatnie trzymał na niej dłoń, cały czas patrząc [Imię] w oczy.

   Oddech [Imię] niespodziewanie przyśpieszył. Puls na szyi walił tak mocno, że Kou musiał to czuć. Pochylił się nad nią jeszcze bardziej i nakrył jej usta swoimi, językiem przesuwając kusząco po dolnej wardze [Imię], odkładając moment, w którym pocałunek zacznie się na dobre.

   [Imię] dech w piersi zaparł, kiedy wreszcie Kou przycisnął mocniej swoje wargi do jej, tak nieodparcie i rozkosznie. Zamknęła oczy, poddając się bezwarunkowo. Westchnęłaby, gdyby nie miała zajętych ust. Nieświadomie zacisnęła dłoń na jego koszuli, przyciągając go bliżej do siebie.

   Żadne z nich by się nie odsunęło, gdyby telefon komórkowy Kou nie zaczął głośno grać. Dźwięk melodii jego dzwonka ocucić [Imię], która z zażenowaniem uzmysłowiła sobie, że całowała się z jednym z najpopularniejszych japońskich idoli w miejscu publicznym, gdzie dosłownie każdy mógł ich sfotografować.

   — Teraz jesteśmy kwita, prawda? — zapytała, powstrzymując się od zakrycia dłońmi twarzy. Chociaż wiedziała, że nigdy nie będą kwita, usilnie starała się odwrócić uwagę od tego, co między nimi zaszło.

   Kou jednak nie dał się zbić z tropu.

   — Nie, niezupełnie, koteczku. Ale resztę omówimy w domu. — Mrugnął do [Imię] porozumiewawczo, po czym podniósł z ziemi torby z zakupami.

   [Imię] powiodła za nim wzrokiem, przygryzając dolną wargę. Jeszcze nigdy nie chciała tak bardzo zapaść się pod ziemię, jak w bieżącej chwili.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz