poniedziałek, 24 października 2022

One-shot ~ ,,Nowa droga''

 




,,NOWA DROGA''


   Oczy Kazuhiko były zamknięte, głowa kołysała się lekko w górę i w dół, gdy walczył z nadchodzącym snem. [Imię] uśmiechnęła się rozczulona postawą czworonoga, który ją pilnował, mimo że znajdował się pod jej opieką i mógł oddać się odpoczynkowi. Nie spuszczała z niego oczu ani na chwilę, obserwując, jak jego szarobiałe futro, poruszane delikatnie wiatrem, wygląda na jeszcze bardziej puszyste niż w rzeczywistości, kusząc do zanurzenia w nim dłoni. Jednak dziewczyna nie poruszyła się, czując, jak rosnący w piersi ból staje się poważnie dokuczliwy.

   W pewnym sensie nienawidziła wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej.

   — Już jestem! Przepraszam, że musieliście czekać! — zawołała Seiko. Wyszła z apteki w takim pośpiechu, jakby uciekała przed demonem. Przynajmniej takie wrażenie sprawiała w oczach nieznajomych, lecz [Imię] wiedziała, że podenerwowanie przyjaciółki wynikało wyłącznie z troski.

   — Nie musiałaś się tak śpieszyć. Nie ruszylibyśmy się nigdzie bez ciebie.

   — W...wiem... Ale... Heh... Martwiłam się...

   — Może złap najpierw oddech — poradziła [Imię], widząc, z jaką trudnością przychodziło Seiko jednoczesne mówienie i oddychanie.

   Nie miała nic przeciwko czekaniu, wręcz przeciwnie — każda chwila, podczas której mogła odpłynąć myślami gdzieś poza Insomnię, była na wagę złota. Do wyjątków zaliczały się tylko sytuacje, kiedy [Imię] oczekiwała, aż wydarzy się coś złego, a tak zazwyczaj się działo w jej rodzinnym domu. Z niechęcią myślała o rozstaniu z Seiko, nawet jeśli ta wszędzie chodziła ze swoim hokkaido.

   Z początku [Imię] trzymała pomiędzy nią a szpicem dystans co najmniej czterech metrów, nie mając ani odwagi, ani wystarczającej determinacji, żeby bardziej się zbliżyć. Utrudniało to spotkania z Seiko na każdej możliwej płaszczyźnie, więc dziewczyna musiała zacząć się do czworonoga przyzwyczajać. Nie mogła zrezygnować z jedynej przyjaciółki z powodu psa. Zwłaszcza że Kazuhiko zaakceptował ją bez większego problemu; tylko raz spróbował nasikać na jej buty.

   — Uff, już mi lepiej. — Seiko odetchnęła głęboko. — Nie lubię zostawiać Kazu samego. Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym mężczyźnie, co ciągnął smycz Kazu, kiedy poszłam do sklepu? Jeszcze nigdy nie najadłam się takiego strachu jak wtedy! Dobrze, że Kazu się opierał!

   — Szkoda, że niczego mu nie odgryzł — zaśmiała się [Imię], czując, że przekonałaby się do Kazuhiko od razu, gdyby sytuacja zostałaby rozwiązana w taki sposób.

   — Żartujesz? Nie pozwalam Kazu nikogo gryźć. Jeszcze by się czymś zaraził.

   Obie dziewczyny zachichotały. Jednak u [Imię] ten śmiech powodował wrażenie, jakby ktoś wbijał jej nóż we wnętrzności, a następnie przekręcał go, żeby sprawić jeszcze większy ból. Wyglądała na szczęśliwą, tyle tylko, że to wszystko było oszustwem, o które dbała najbardziej na świecie, by przez cały czas nie czuć się smutną. W oczach Seiko widziała od czasu do czasu niepokój w odpowiedzi na niektóre z jej zachowań czy słów, ale przyjaciółka nigdy nie prosiła o ich wyjaśnienie. [Imię] też nic nie mówiła. Chyba za bardzo bały się rozmawiać o rysach psychicznych, jakie głęboko skrywały przed wszystkimi. A przynajmniej tak wydawało się [Imię], dopóki Seiko nie zaprzyjaźniła się z Prompto.

   — To jaki werdykt, sędzio, idziesz z nami? — zapytała ją Seiko. Wciąż się uśmiechała, jakby naprawdę uważała, że tym razem otrzyma inną odpowiedź.

   — Nie, dzięki. Muszę się pouczyć.

   — Przecież ty zawsze wszystko umiesz.

   — Ponieważ się uczę.

   Seiko westchnęła ciężko. Przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby chciała pacnąć przyjaciółkę po głowie.

   — Okej. To następnym razem.

   [Imię] przytaknęła. Z poczucia winy rozbolał ją brzuch i było jej trochę niedobrze, ale nie zawołała za Seiko, gdy ta zaczęła się oddalać. Zamiast tego zamknęła oczy i odetchnęła, zbierając siły. Kiedy je znowu otworzyła, czuła się nieco spokojniejsza. Ale wciąż ze zgrozą myślała o powrocie do domu.



~ * ~



   W sali panował typowy szkolny gwar; jedni rozmawiali o minionym weekendzie, inni o premierze ostatniej gry, a co poniektórzy o zbliżających się zajęciach, jakby nie mogli się ich doczekać. [Imię] należała do mniejszości, w której skład wchodziła tylko ona i Prompto, obserwując bez słowa pozostałych. Jako dobra przyjaciółka Seiko powinna zagadać do chłopaka, siedzącego zaledwie dwie ławki dalej, ale nie potrafiła się do tego przełamać. Nie uważała się za wystarczająco dobrą, żeby kogoś ratować od samotności. Sama tkwiła na dnie z kamieniem przywiązanym do nogi i nieważne, jak bardzo by nie próbowała, nie miała szansy wypłynąć na powierzchnie. Co gorsze, istniało spore prawdopodobieństwo, że pociągnęłaby za sobą każdego, jeśli spróbowałaby się bliżej zapoznać. [Imię] była pewna, że Seiko podobny los nie groził, ponieważ poznały się w czasach, gdy obie żyły szczęśliwym życiem i dziewczyna zawsze mogła powrócić do tych beztroskich wspomnień. W przeciwieństwie do [Nazwisko], która przestała przykładać do nich jakąkolwiek wagę.

   — Dzień dobry wszystkim!

   Do klasy wreszcie wszedł nauczyciel i [Imię], wybawiona od nieprzyjemnych myśli, mogła odetchnąć z ulgą. Względną ulgą, gdyż zajęcia prędzej czy później dobiegną końca i będzie musiała wrócić do domu, którego wspomnienie wywoływało w jej żołądku bolesny ucisk. Ale zawracanie sobie tym głowy w obecnej chwili nie miało najmniejszego sensu, więc [Imię] jak najprędzej odpędziła od siebie przykre obrazy.

   Ukradkiem rozejrzała się po klasie, zauważając, że wszyscy patrzyli na nauczyciela z wyczekiwaniem. [Imię] poczuła się odrobinę nieswojo, mogła od samego początku słuchać słów mężczyzny, zamiast bujać w obłokach, ale nie pozwoliła, by zakłopotanie odmalowało się na jej twarzy. Spojrzała na otwierające się drzwi i wprowadzanego do sali chłopca.

   — Od dzisiaj książę Noctis będzie z wami w klasie. Proszę, żebyście się należycie zachowywali i ciepło go przyjęli.

   Przez chwilę [Imię] zdawało się, że ma urojenia albo że została wplątana w mało śmieszny żart. Znowu objechała wzrokiem salę, szukając wśród pozostałych uczniów podobnych odczuć. Każdy był w szoku, co jasno sugerowały otworzone szeroko oczy i miny, jakby wstrzymywali od kilku sekund oddech, jednak zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca niememu zachwytowi i gorączkowemu oczekiwaniu na sposobność porozmawiania z księciem.

   [Imię] zrobiło się niedobrze. Nie widziała żadnego powodu do ekscytacji. Zwłaszcza że książę wydawał się znudzony i niezainteresowany tym, co się wokół niego działo. Co prawda [Nazwisko] to nie dziwiło — w końcu czemu ktoś z królewskiej rodziny miałby się przejmować takimi nic nieznaczącymi osobami? Zakładała, że trafił do ich szkoły za zbytnie kapryszenie albo coś w tym stylu. W jej oczach idealnie wpasowywał się w obraz aroganckiego i rozpieszczonego paniczyka.

   Jęknęła, opierając głowę na dłoni. Migrena powoli zaczęła jej dawać się we znaki. Zacisnęła zęby, próbując skupić myśli na czymś innym. Jeden dodatkowy chłopak w klasie niczego nie zmieniał, nawet jeśli był księciem. Pozostali będą ubiegać się o jego uwagę, ale ona mogła kontynuować swoją codzienną rutynę, jak gdyby nic się nie stało. To wydawało się proste. Ale w życiu [Imię] wszystko musiało się komplikować.

   Dni mijały, a przewidywania [Nazwisko] zdawały się sprawdzać. Chodziła do szkoły, słuchała w miarę uważnie na zajęciach, a po nich uczęszczała na lekcje tańca. Jedyne, co sprawiało jej szczerą radość i dzięki czemu zapominała choć na chwilę o okrutnym świecie, było poruszanie się w takt muzyki. Nieważne jakiej i nieważne jak długo — wszystko [Imię] pasowało.

   Poza tańczeniem w parach.

   [Imię], mimo młodego wieku, doskonale zdawała sobie sprawę, że każdy inny nauczyciel na miejscu pani Eleny już dawno zagroziłby jej wydaleniem z grupy. Szczególnie po wielokrotnym odmówieniu wykonania zadania w parze z chłopakiem. W żadnej sprawie nie była tak uparta jak w utrzymaniu dystansu. Na szczęście kobiecie nie brakowało wyrozumiałości, ponadto widziała w [Imię] prawdziwy potencjał, co zdarzało się stosunkowo rzadko.

   — Dobrze, na dzisiaj kończymy. Dziękuję za wspólny trening. Widzimy się jutro! — oznajmiła Elena, machając co na niektóre osoby ręką, żeby się pośpieszyli i zabrali swoje rzeczy z sali. — O co chodzi, [Imię]? Czemu nie wychodzisz?

   — Mogę jeszcze trochę poćwiczyć? — poprosiła. Nie raz zostawała po zajęciach sama, żeby dłużej potrenować, co według regulaminu nie powinno mieć miejsca bez obecności nauczyciela, ale Elena darzyła [Imię] sporym zaufaniem. — Odniosę później klucz.

   — Jak długo chcesz zostać?

   — Godzinę.

   Z ust kobiety wydobyło się ciężkie westchnienie. Wyjęła z kieszeni mały srebrny kluczyk i pokazała go [Imię], jednak gdy dziewczynka chciała wziąć przedmiot, Elena uniosła wyżej rękę.

   — Godzinę i ani sekundy dłużej. Zrozumiano?

   — Zrozumiano. — [Imię] pokiwała skwapliwie głową i już bez przeszkód odebrała od instruktorki kluczyk do sali. Miała wrażenie, jakby trzymała w dłoni wszystko, czego mogłaby kiedykolwiek potrzebować. — Dziękuję.

   Elena zbyła podziękowania [Imię] pobłażliwym uśmiechem, wiedząc, że godzina dziewczynce nie wystarczy, ale dopóki nikt jej nie przyłapie, nie miała z całą sprawą żadnych problemów. Darzyła szczególną sympatią ambitne osoby przez wzgląd na melancholijne czasy swojej młodości, przez które czasem odrzucała racjonalne myślenie.

   W pełni tego świadoma zabrała swoje rzeczy i pożegnała się z [Imię], rzucając na odchodnym, by się zbytnio nie przeciążała.

   Wtedy to [Imię] się uśmiechnęła, niemo zapewniając o czymś, o co nie dbała.

   Po wyjściu nauczycielki włączyła z powrotem muzykę, tym razem ze swojego odtwarzacza ze starannie wybranymi utworami. Z głośników popłynęła spokojna, relaksacyjna muzyka, zaczynająca się od delikatnych muśnięć klawiszy pianina. [Imię] zamknęła oczy, przybrała odpowiednią pozycję i kiedy nadszedł odpowiedni moment, zaczęła powoli się ruszać. Jej ręce przypominały kierowany wiatrem kwiat, którego liście nie napotykają na najmniejszy nawet opór, rozkoszując się wolnością. Gdy melodia przyspieszyła, podniosła powieki i nadała swoim ruchom większej dynamiczności. Kroki stawiała pewnie, aczkolwiek delikatnie i lekko, jakby tańczyła na szkle.

   Każdy element choreografii był [Imię] doskonale znany, a samo wykonanie przychodziło jej równie łatwo i naturalnie jak oddychanie. Mogłaby tańczyć z zamkniętymi oczami przez cały czas, gdyby jeszcze trochę popracowała nad równowagą. Nie wątpiła, że kiedyś osiągnie taki efekt. Jeśli czemuś miałaby poświęcić życie, to właśnie temu.

   W pewnym momencie przypomniało jej się wydarzenie sprzed paru dni. Niechciane wspomnienia uderzyły w nią nagle i bezlitośnie, przez co utraciła poczucie bezpieczeństwa, jakie tworzył dla niej taniec. Pomyliła jeden krok i zaraz potem drugi. Muzyka zagłuszyła dźwięk upadku. Poczucie bezsilności i uciekającego spod nóg gruntu było tak silne, że [Imię] chciała zniknąć. Zniknąć i nigdy więcej nie wrócić.

   Łzy zaczęły zbierać się w jej oczach. Obiecała sobie, że sala taneczna będzie jedynym miejscem, w którym nigdy się nie popłacze i nie zamierzała łamać tej obietnicy. Czym prędzej przetarła policzki oraz powieki, biorąc głęboki wdech i wydech. Utwór dobiegł końca, co poniekąd przyjęła z ulgą; chciała posłuchać czegoś bardziej wesołego i skocznego, by tyle nie myśleć. Kiedy uznała, że warto byłoby wstać i wziąć się w garść, zauważyła kątem oka jakiś ruch.

   Odwróciła głowę z mocno bijącym sercem, łomoczącym w piersi tak szaleńczo, jakby chciało się wydostać na zewnątrz. Po raz kolejny miała wrażenie, jak gdyby dokuczały jej omamy. Nie mogła uwierzyć, że książę rzeczywiście przed nią stał i to z wyciągniętą dłonią.

   — W porządku? — zapytał.

   [Imię] nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, rozdarta pomiędzy dwoma sprzecznymi uczuciami; z jednej strony książę ją przyciągał, z drugiej zaś odpychał. Było to dziwne doznanie. Ostatni raz tak się czuła, gdy w nocy usłyszała hałas za oknem. Wtedy chciała nakryć się kołdrą po samą głowę i zignorować szmer, choć jednocześnie coś nieodparcie ją kusiło, aby sprawdzić źródło dźwięku.

   Spojrzała na wysuniętą rękę. Przypomniała sobie słowa ojca i zadrżała, czując, jak krew odpływa z jej twarzy. Pokręciła głową, mając nadzieję, że niewerbalny gest wystarczy jako odpowiedź, ale Noctis nie przestawał na nią patrzeć.

   [Imię] poczuła się nieswojo. Co najdziwniejsze, nie potrafiła się zirytować ani wpaść w gniew, tak jak powinno mieć to miejsce. Może była na to zbyt zmęczona i przerażona.

   Noctis cofnął rękę.

   — Możesz wstać?

   Szok zaczął ustępować miejsca skonfundowaniu. [Imię] zastanawiała się, jak książę mógł tak dobrze znosić ignorancję. Nie wyglądał na silnego, był szczupły, drobny, a przez swoją bladą cerę sprawiał wrażenie raczej chorowitego, mimo to wytrzymywał nieznośne napięcie nerwowe lepiej niż ona. Odrobinę jej tym zaimponował, ale za nic w świecie by tego nie przyznała.

   Nie do końca wierzyła w to, co zamierzała zrobić, ale przecież od krótkiej rozmowy nie powinno się nic stać. Właściwie to kultura wymagała, żeby przedstawiła się przyszłemu następcy tronu Lucis, zamiast milczeć jak zaklęta.

   — Tak, nic mi nie jest, dzięki — powiedziała na jednym wydechu. Przy podnoszeniu się uważała, żeby ani na moment nie spojrzeć księciu w oczy. — Nazywam się [Imię] [Nazwisko], Wasza Wysokość.

   Pochyliła głowę jeszcze niżej, wbijając wzrok w swoje buty do tańca.

   — Do wszystkich osób z klasy tak się zwracasz?

   — To... — Zanim zdążyła się powstrzymać, popatrzyła ze zdumieniem na księcia. Wbrew jej oczekiwaniom, jego wypowiedź nie była przesiąknięta ironią czy pogardą. Zamiast tego zabrzmiał... całkiem przyjaźnie. — To żart, prawda? — Zaśmiała się niezręcznie. — Czyli wystarczy samo książę Noctis?

   — Po prostu Noctis.

   — Okej. — [Imię] z zażenowania zapadłaby się najchętniej pod ziemię. Prowadzenie dialogu, zwłaszcza z nowo poznanymi osobami, nie było jej mocną stroną. — Nie wracasz do domu, ksią... N-Noctis?

   — Wracałem, zanim zobaczyłem, jak upadasz.

   — Och...

   — A ty?

   — Też już wracam. Muszę tylko się przebrać, zabrać swoje rzeczy, odnieść klucz... Więc... Do zobaczenia jutro...? — [Imię] nie miała najmniejszego pojęcia, co wygadywała. Przeważnie zachowywała się bezbarwnie i aspołecznie. Nawet wobec Seiko nie składałaby takich obietnic, jak zobaczymy się wkrótce. Gdy później wracała do tej sytuacji, była niemal przekonana, że coś ją zwyczajnie opętało.

   Noctis przytaknął w odpowiedzi, po czym odwrócił się w stronę wyjścia. W nagłym przypływie odrobiny rozumu [Imię] zawołała za księciem i poprosiła, żeby nikomu nie mówił o tym, że samotnie trenowała w jednej z sal. Znowu otrzymała nieme potwierdzenie, zanim chłopak wyszedł.

   [Imię] podeszła do drzwi i wyjrzała niechętnie na korytarz, z niecodziennym żalem, że nie potrafiła zachować się inaczej, lepiej. Westchnęła z głębi serca i wróciła do środka, żeby zebrać wszystkie swoje rzeczy. Wolała nie igrać dalej z losem i opuścić salę zgodnie z regulaminem. Nie miała przecież żadnej pewności, że książę faktycznie nikomu nic nie powie.

   Po odniesieniu kluczyka do pokoju nauczycielskiego, wyszła ze szkoły i przemierzała miasto, wybierając najdłuższe drogi, wracając do domu. Jeszcze niezupełnie docierało do niej to, co się stało. Czy kilkanaście minut temu naprawdę rozmawiała z chłopakiem i to na dodatek nie z byle jakim, a z samym księciem? Było to jednocześnie niesamowicie realne i niewiarygodne, ilekroć wracała myślami do ów momentu.

   Nie miała pojęcia, co powinna dalej z tym zrobić ani czy w ogóle było cokolwiek do zrobienia.



~ * ~



   [Imię] szybko się przekonała, że Noctis nikomu nie powiedział o ich spotkaniu w sali tanecznej. Oszczędziło to nieprzyjemności zarówno jej, jak i pani Elenie, która także o niczym nie wiedziała. Ból w sercu [Imię] dzięki temu nieco zelżał. Dalej bez oporów zostawała po treningach dłużej w szkole, by ćwiczyć samotnie, choć czasem czuła się obserwowana. Nie mogłaby tego robić, gdyby książę okazał się takim nie przyjemniaczkiem, za jakiego go na początku wzięła. Chciała za to przeprosić i podziękować za dyskrecję, ale brakowało jej odwagi.

   Z własnej woli ograniczyła interakcje z Noctisem do grzecznych powitań i wymianie spojrzeć podczas lekcji, kiedy to odwracała wzrok, by po chwili znowu zacząć się na niego patrzeć. Gdy zastanawiała się nad swoim zachowaniem, czuła ogromne zażenowanie, choć wiedziała, że nie powinna. To, że trzymała uczucia na wodzy, nie znaczyło, że była ich pozbawiona. Miała takie samo prawo się zadurzyć, nawet jeśli nieświadomie, jak każdy inny człowiek. Ale [Imię] widziała w sobie za dużo kompleksów, by zdołać uwierzyć, że zasługuje na dawanie, jak i otrzymywanie miłości.

   Minęły lata, zanim [Imię] wreszcie się otrząsnęła.

   Ledwo zaczęła liceum, kiedy jej ojciec zmarł. Doskonale pamiętała, jak w trakcie zajęć została poproszona przez wychowawcę na korytarz, gdzie z przykrością podzielił się z [Imię] tą wstrząsającą informacją. Dziewczynie odebrało mowę, lecz nie z powodu żalu czy rozpaczy. Po prostu nie wierzyła, że słowa nauczyciela były prawdą. Dopiero na pogrzebie naprawdę się przekonała, że nikt jej nie okłamał, że nigdy więcej nie zastanie tego tyrana w domu. Spodziewała się poczuć radość albo ulgę, jednak zamiast tego czuła się pusta. Trzymanie się iluzji, jaką stworzyła w dzieciństwie, przestało mieć sens i [Imię] oczekiwała, że z całym jej życiem też tak będzie.

   Na szczęście [Imię] wciąż miała Seiko, która nie widząc żadnego widma zagrożenia, bez przeszkód trzymała się blisko, a niekiedy wpraszała się do domu [Nazwisko], by powoli wyciągać ją z otchłani.

   Przynajmniej na początku robiła to powoli. Zanim [Imię] się obejrzała, a Seiko zaczęła powierzać jej Kazuhiko pod opiekę na kilkanaście, kilkanaście!, godzin, wyciągać na miasto i zapraszać Prompto, by spędził z nimi czas. Za każdym razem [Imię] prowadziła wewnętrzną walkę, z jednej strony chcąc zadowolić przyjaciółkę, z drugiej — zbudować bunkier i się w nim zamknąć. Ale im dłużej taki stan rzeczy trwał, tym bardziej zaczęła się otwierać i czerpać autentyczną przyjemność z pomysłów Seiko. Nie przypuszczała, że może być tak spragniona towarzystwa, dopóki nie przekonała się, jak to jest mieć więcej niż jedną bliską osobę.

   [Imię] była przekonana, że jest gotowa na wszystko, szczególnie z Seiko u boku.

   Jakże ogromnie się pomyliła, kiedy wychodząc ze szkoły w towarzystwie przyjaciółki, zobaczyła Prompto rozmawiającego z Noctisem. Przeczucie, że coś się święci, uderzyło nagle, ale nie pozbawiło [Imię] całego spokoju. Zrobił to łagodny uśmiech Seiko, który mógłby okiełznać dzikie zwierzę.

   [Imię] bliżej było do spłoszonego, niemniej gest przyjaciółki na nią zadziałał.

   Ruszyła w ślad za Seiko, machającej do Prompto, jak gdyby mógł je przegapić. Nierzadko [Imię] miewała wrażenie, że tych dwoje miało w głowach jakiś radar, gdyż doskonale wiedzieli, kiedy jedno z nich znajdowało się w pobliżu. Podświadomie wiedziała, co było tego powodem, nie była jednak gotowa przyznać to na głos.

   — Hej, wybaczcie, że musieliście czekać! — rzuciła na przywitanie Seiko.

   Użyta przez przyjaciółkę liczba mnoga dała [Imię] do myślenia. Czyżby to spotkanie było od początku zaplanowane? Jeśli tak, czemu nie dowiedziała się o tym szybciej? Nie znosiła, gdy ktoś stawiał ją przed faktem dokonanym. Z drugiej strony nie potrafiła się rozzłościć. U podstaw każdej myślącej istoty leżała ciekawość. Potrzeba zdobywania wiedzy z nieodkrytych terytoriów, co dotychczas pchało [Imię] do przodu, jak widać, bardzo skutecznie.

   Tylko z tą różnicą, że wcześniej [Imię] tak się nie obawiała, jak w obecnym momencie.

   — Nie ma sprawy. Nie czekaliśmy długo. Co nie, Noct? — Prompto, uśmiechając się, żartobliwie trącił przyjaciela łokciem, zobowiązując do odezwania się. Jednak w odpowiedzi otrzymał tylko krótkie, aczkolwiek wyraźne, mruknięcie. — Heh. Jak pójdziemy coś zjeść, to zrobi się bardziej rozmowny.

   — Świetny pomysł! — odparła Seiko. Gdyby [Imię] nie znałaby jej tak dobrze, uwierzyłaby, że o ów pomyśle dowiedziała się przed chwilą. — Co ty na to, [Imię]?

   Co ona na to? Czy miała w tej sytuacji jakiekolwiek wyjście? Wyjście, które nie zmusiłoby jej do zabunkrowanie się w domu? Nie potrafiła takiego znaleźć i po części nawet nie chciała. Przez większość dotychczasowego życia była pozbawiona prawdziwej radości, nie wspominając o pogoni i zawalczeniu o własne szczęście. Jako dziecko nie widziała sensu w takim działaniu, ale teraz? Teraz, choć wciąż młoda i niedoświadczona, mogła obrać każdy cel, bez obawy, że zostanie poniżona i zamknięta w pokoju. Mimo to czuła się, jakby sięgała po zakazany owoc.

   Wspomnienia nadal ćmiły bólem. Wgryzały się w serce. Odbierały dech w piersi. Lecz nie wywoływały łez.

   [Imię], po tych wszystkich ciężkich chwilach, chciała tylko jednego — poczuć się jak normalny człowiek.

   — Jak dla mnie w porządku.

   Przed nią otwierała się nowa droga.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz