piątek, 22 kwietnia 2022

Rozdział 3 Alisa Holmes potrzebuje wyzwań

 




Gdy ustabilizuję swoją pozycję jedynego na świecie detektywa-konsultanta, będzie mi potrzebny partner. A może partnerka… Co na to powiesz?



Rok 1876

Anglia, Brighton

Alisa Holmes postawiła buteleczkę na gzymsie nad kominkiem i oparła się o kamienną obudowę paleniska. Pusty wzrok utkwiła w ścianie i przez chwilę gorliwie nad czymś rozmyślała, aż z jej gardła nie wydobył się kaszel, który przerwał gonitwę myśli zajmujących ją do tego stopnia, że ze zbliżających się kroków zdała sobie sprawę w ostatnim momencie.

Odkasłała z taką mocą, że rozbolało ją gardło, lecz nie zwróciła uwagi na ból. Płonący wzrok przeniosła na buteleczkę i zastanawiając się, patrzyła na swe niedokończone dzieło. Tymczasem odgłos kroków się zbliżał; daleko stawianych, pewnych, w perfekcyjnej regularności.

Wreszcie Alisa zdecydowała się cisnąć buteleczkę do kominka. Łatwopalne opakowanie natychmiast zajęło się ogniem. Ilość cieczy wewnątrz nie była wystarczająca, aby stłumić języki ognia. Rozległ się niezadowolony syk, z paleniska wydobyła się odrobina pary, po czym wszystko wróciło do normy. W tym samym momencie drzwi do pokoju się otworzyły / stanęły otworem.

Młody mężczyzna – jedną nogą wkraczający w dorosłość, drugą zaś wciąż tkwiący w chłopięcej przestrzeni – stanął w przejściu bez chociażby krzty zakłopotania z powodu wparowania do damskiej sypialni. Oczy błyszczące inteligencją padły prosto na Alisę, jakby mężczyzna od samego początku wiedział, gdzie ją zastanie.

— Dlaczego nie leżysz w łóżku? — spytał. Jedną dłoń schował w kieszeni, a drugą wciąż trzymał opartą na drzwiach.

Alisa odwróciła się z radością wymalowaną na twarzy i szybko wróciła do łóżka, odwzajemniając spojrzenie Sherlocka.

— Nie mówiłeś, że wracasz, braciszku. Powinieneś wysłać telegram albo list! — powiedziała. Wytrwale utrzymywała uśmiech na twarzy, mimo że próbował ją dopaść kolejny atak kaszlu.

— Od kiedy trzeba zapowiadać się z przyjazdem do własnego domu?

— Od zawsze. Inaczej można nikogo nie zastać. Życie innych nie zatrzymuje się tylko dlatego, że kogoś w nim zabraknie.

— W sumie…

Zmarszczone brwi, zacięta mina i nieprzenikniony wzrok kobaltowych oczu — wszystko to sygnalizowała Alisie, że wciąż była bacznie obserwowana. Ktoś obcy nie dostrzegłby takich niuansów, ludzie zawsze okazywali zdziwienie, gdy Sherlock dawał pokaz swych umiejętności obserwacji i dedukcji, ale na niej nie robiło to wrażenia i bynajmniej nie czuła się niekomfortowo, będąc sprawdzoną od stóp do głów jak jakaś przestępczyni. Od dziecka żyła z dwójką wybitnych braci o ekscentrycznym zachowaniu, szczególnie względem siebie nawzajem, więc siłą rzeczy nie dziwiły ją ani nie przeszkadzały jej różne, niecodzienne sytuacje czy dziwne obycia innych osób.

— Skąd ta wysypka? — Sherlock ujął podbródek Alisy i nachylił się nad jej twarzą. — Nie miałaś takiej nigdy wcześniej, więc nie powinna być od leków. Zresztą twoje usta pachną jak…

— To jest wina leków, Sherly — odparła Alisa ze śmiechem i chuchnęła bratu w twarz, aby się odsunął. — Miałam wcześniej wysoką gorączkę, dlatego doktor Patrick musiał mi podać coś mocniejszego. Jutro znów przyjdzie sprawdzić, jak się mam. Wtedy będziesz mógł z nim porozmawiać i sprawdzić swoją teorię.

Sherlock opuścił ciężko ramiona.

— Tak zrobię, a tymczasem powiedz mi, dlaczego bawisz się w alchemiczkę?

— Nie bądź śmieszny. Alchemia nie jest dziedziną, którą można się bawić.

— To prawda. Nawet drobny błąd może kosztować życie. Stąd moje pytanie: dlaczego się tym zajmujesz?

Alisa, trochę zmęczona nieustępliwością Sherlocka i sfrustrowana jego nieznoszącym sprzeciwu tonem, westchnęła ciężko, wciąż delikatnie się uśmiechając, jak gdyby nic nie mogło pozbawić jej radości z powrotu brata, nawet jego zaciekłość.

— Kto jak kto, ale akurat ty powinieneś mnie zrozumieć — odpowiedziała w końcu. — Mój umysł potrzebuje zagadnień, problemów do rozwiązania. Bez należytej pracy buntuje się i, szczerze mówiąc, nie dziwię mu się. Wiesz, jak nudna jest rutyna codziennej egzystencji, gdy jedynym twoim zajęciem jest zajmowanie się domem? Wiedza z książek już dawno przestała mi wystarczać. Potrzebuję czegoś więcej. To sama przyjemność parać się czymś zajmującym umysł!

Sherlock zamknął na moment oczy. Jego ręka sięgnęła do kieszeni po pudełeczko z papierosami, którego ostatecznie nie wyciągnął, zerkając na Alisę z zakłopotaniem.

— Oczywiście, że to rozumiem. Ale wciąż nie powinnaś przeprowadzać takich badań, szczególnie sama. Pani Pomeroy ci nie pomoże, jeżeli coś pójdzie nie tak.

— Z całym szacunkiem dla pani Pomeroy, ale niepotrzebna mi jej asekuracja. Tobie w Londynie przydałaby się bardziej.

— Nie, nie. Wystarczy, że mam panią Hudson na głowie.

— A nie jest przypadkiem na odwrót? — zauważyła z lekkim politowaniem Alisa. Chociaż nie znała gospodyni brata, to wiedziała, że kobieta musiałaby być niereformowalna, żeby nie narzekać na egocentryczność Sherlocka.

— To niewarty uwagi szczegół. Mamy tylko pół godziny dla siebie przed powrotem pani Pomeroy, więc dobrze je wykorzystajmy. Pani Pomeroy nie pozwoliłaby mi mówić przy tobie o mojej profesji — powiedział Sherlock, zacierając ręce z podekscytowaniem. — Przywiozłem ze sobą Martyrdom of Man* Winwooda Reade'a. Zaręczam ci, że to jedna z najznamienitszych książek, jakie kiedykolwiek napisano. Pomiędzy jej stronami włożyłem kilka broszur moich prac naukowych. Nie pozwól pani Pomeroy ich znaleźć — dodał z miną profesora przestrzegającego swego ucznia przed niewybaczalnym błędem.

Alisa uważnie słuchała monologu Sherlocka, od czasu do czasu rzucając grzecznościowe pytania, aby ten mógł afiszować się ze swoją wiedzą i umiejętnościami jeszcze bardziej. Nic nie zdawało się wyczerpywać jego zapasów energii, kiedy opowiadał o sprawach związanych z pracą. Miał rozmarzony wyraz oczu, ilekroć przekazywał jej wiedzę o postępach w dziedzinie kryminalnej. Zdarzało się, że czasem ją sprawdzał i pytał, co w danej sytuacji należałoby zrobić albo czemu powinno się przyjrzeć, żeby dojść do odpowiedniego rozwiązania. Jego gorliwość w zgłębianiu pewnych zagadnień nauki była niezwykła i motywująca. Chociaż to Mycroft posiadał największe uzdolnienia z całej ich trójki, to nigdy nie rozprawiałby o swej profesji z taką ikrą jak Sherlock.

Niemniej na powrót Mycrofta Alisa oczekiwała z identycznym entuzjazmem, choć wolałaby spotkać się wspólnie, we trójkę, jak za dawnych czasów. Popijaliby herbatę w salonie, Sherlock na dywanie przeprowadzałby jakiś eksperyment, a ona i Mycroft deliberowaliby nad każdym jego ruchem w mniej lub bardziej poważny sposób. Całym sercem i duszą nie mogła się doczekać dorosłości i niezależności, to były jej bilety do przeprowadzki do Londynu i ponownego zjednoczenia się ich rodziny.

A przynajmniej to sobie wmawiała dla złagodzenia bólu w sercu.

— …nie wszedł przez drzwi, okno ani komin. Policja nie miała bladego pojęcia, jak sprawca dostał się do środka, a to przecież było oczywiste! Wiesz, którędy się dostał, prawda, Ali?

— Mówiłeś, że właściciel domu zrobił dzień wcześniej dziurę w dachu, aby dostać się do zamurowanego pokoju, w którym jego ojciec schował skarb. Sprawca musiał wykorzystać właśnie tę dziurę, by niepostrzeżenie wejść do domu.

— Oczywiście! Musiał tak właśnie zrobić! — krzyknął Sherlock i poklepał Alisę po głowie. — Zawsze, kiedy wyeliminuje się wszystko, co niemożliwe, to, co pozostaje, nawet jeżeli jest mało prawdopodobne, musi być prawdą.

— Pamiętam o tej zasadzie, Sherly. Ogromnie mi się przydaje podczas badań alche…

Nagle Alisę dopadł duszący atak kaszlu. Pochyliła się, niemalże dotykając czołem kolan, i zakryła dłonią usta. Z oczu popłynęły łzy. W końcu odczucie duszenia się ustąpiło i Alisa z ulgą się wyprostowała. 

Sherlock podał jej szklankę wody, jednak ta nie pomogła w zwalczeniu chrypki.

— Zrobię ci herbaty — zaoferował, wstając z krzesła.

Alisa pokręciła głową.

— Lepiej zostaw to pani Pomeroy.

— Doprawdy… Umiem zaparzyć herbatę. Miej trochę więcej wiary w swojego brata!

Alisa uśmiechnęła się i posłała Sherlockowi ciepłe spojrzenie w ramach przeprosin za zwątpienie w jego umiejętności, choć naturalnie nie oczekiwała, aby tym razem przygotowana przez niego herbata smakowała rzeczywiście jak herbata.

Gdy została sama, podniosła się z łóżka i dołożyła drewna do dogasającego ogniska. Jej urządzony w błękicie i bieli pokój wychodził na północ, skąd najczęściej wiał wiatr; więc nieduży kominek na próżno zmagał się z panującym w pomieszczeniu chłodem. Niewątpliwie mogłaby się przenieść do innej sypialni, lecz w gruncie rzeczy nie przeszkadzały jej niskie temperatury. Ponadto takie warunki były pod wieloma aspektami korzystne, gdyż większość produktów i cieczy zachowywało właściwości przy niższych niż piętnaście stopni Celsjusza. Co prawda przez panią Pomeroy i tak większość naukowych narzędzi oraz specyfików przechowywała na poddaszu, jednak zdarzały się sytuacje, kiedy jakąś szczególną ciecz musiała trzymać blisko siebie.

Zacisnęła zęby, by kaszel nie wydostał się z gardła. Ledwie mogła uwierzyć w niefortunność, która jej się przytrafiła. Gdy wreszcie nadarzyła się okazja, aby pokazać Sherlockowi niebywałe postępy jej badań, okazało się, że była uczulona na kwas, z którym wiązała największe nadzieje. Jednak prawda o tym musiała pozostać tajemnicą, inaczej tylko potwierdziłaby wszelkie uprzedzenia wobec prowadzenia badań naukowych przez kobietę.

Po kilku długich minutach Sherlock w końcu wrócił do sypialni Alisy. Dumnie nadęty podał jej porcelanową filiżankę i dopiero po usłyszeniu słów pochwały usiadł obok na krześle.

Choć przez stan, w jakim się znalazła, Alisa czuła się zrezygnowana, postanowiła powrócić do tematu swoich badań:

— Na jak długo zostajesz? — zapytała.

— Tylko na kilka dni. Ogólnie rzecz biorąc, powinienem być teraz w Portsmouth, ale doszedłem do wniosku, że sprawa nie jest na tyle poważna, żebym nie mógł zrobić krótkiego postoju.

— Z głębi serca doceniam to, że przyjechałeś. — Wzięła łyk rzadkiej herbaty, zanim odważyła się wyszeptać: — Jeżeli to dla ciebie nie problem, chciałabym o coś poprosić…

Sherlock się roześmiał i przyjacielsko trącił ramię Alisy.

— Skąd ten nagły dystans? Jestem twoim bratem. Możesz mnie prosić o cokolwiek zechcesz.

— Nawet o zamówienie kilku składników?

— Składników do badań?

— Uhm. Chciałabym zdobyć je sama, ale żaden kupiec nie traktuje poważnie kobiety jako klientki. Biorą mnie za niezrównoważoną, niezależnie od historii, jaką im przedstawiam…

Sherlock wziął głęboki oddech i westchnął. Jego dziecięcy entuzjazm i radość zastąpiła chandra. Często zdarzały mu się takie wahania, gdyż każdy wybuch korzystnych emocji powodował później następstwo tych gorszych. Niekiedy w ciągu dnia potrafił mieć kilka takich stanów, choć przeważnie zdarzały się one wtedy, kiedy rozpracowywał jakiś skomplikowany problem. W odczuciu Alisy jej zainteresowania również przysparzały mu swego rodzaju kłopotu.

— Masz przygotowaną listę? — spytał, przejeżdżając dłonią po rozwichrzonych włosach.

Alisa gorliwie przytaknęła i z ręcznie zrobionej w spódnicy kieszeni wyciągnęła złożony zwitek papieru.

— Zwykłym tuszem zapisałam najmniej problematyczne produkty. Resztę napisałam przy pomocy soku z cytryny, dlatego przeczytaj listę przy blasku świecy.

— Na pewno mówimy o legalnych składnikach?

— Oczywiście! Nigdy nie naraziłabym cię na konflikt z prawem. Użyłam tego tajemniczego tuszu na wypadek, gdyby pani Pomeroy zobaczyła tę listę.

— Jaką listę?

Głęboki tembr głosu pani Pomeroy niemalże wyrwał Alisę z łóżka. Upojona radością z powodu zgody Sherlocka i oślepiona wizją nowych możliwości nie zwróciła uwagi na powrót guwernantki.

— Zakupów. Ali właśnie mi opowiadała, jak strasznie się pani przepracowuje i dlatego poprosiła mnie o zajęcie się paroma sprawunkami — powiedział pewnie Sherlock, uśmiechając się do pani Pomeroy. W przeciwieństwie do Alisy, wcale nie zaskoczyło go pojawienie się szczupłej starszej kobiety z pochylonymi ramionami, szyją chudą jak u łabędzia i okularami o okrągłych oprawkach, która bez wątpienia znacznie wymizerniała od czasu, kiedy ostatni raz ją widział.

— Z przyjemnością więcej o tym usłyszę. Chodź, Sherlocku. Panience Alisie należy się spokój.

Alisa zagryzła dolną wargę. Nie podobał jej się krytyczny ton pani Pomeroy, ale zdążyła do niego przywyknąć. Nie podobała jej się również postawa pani Pomeroy i jawne odrzucanie Sherlocka jako dżentelmena, nawet jeśli w pewnych aspektach rzeczywiście nie zachowywał się zgodnie z etyką. Nie spodobało jej się także to, że została jawnie zlekceważona i zignorowana. Pozostała jednak cicho, zdobywając się jedynie na uśmiech w kierunku brata.

Mimo wszystko jej oczy błyszczały jak spienione fale. Choć Sherlock nie mógł zrozumieć jej uczuć, to wiedziała, że potrzebuje jego bliskiej, krzepiącej obecności. Wszakże był dla niej najdroższą osobą na świecie. Nie pełnił jedynie roli brata, ale także sprzymierzeńca, mentora i przyjaciela.

Jednakże oferta, którą usłyszała w dzień wyjazdu Sherlocka, napełniła jej serce gorzko-mdłym uczuciem.

— Wasza troskliwość jest bezcenna, ale naprawdę jestem w stanie poradzić sobie ze swoimi badaniami.

— A, oczywiście. I stąd to zatrucie. — Sherlock spojrzał na Alisę aluzyjnie, na co ta okryła się rumieńcem wstydu. — Nie chcę zrobić niczego, co wyrządziłoby ci krzywdę. Jednakże nie chcę również, żebyś sama ją sobie wyrządzała, umyślnie czy przypadkiem. Ale tak jak rozmawialiśmy przedwczoraj: rozumiem twoją potrzebę poszerzania i odkrywania nowych horyzontów. Dlatego mam dla ciebie bardzo atrakcyjną propozycję! Gdy ustabilizuję swoją pozycję jedynego na świecie detektywa-konsultanta, będzie mi potrzebny partner. A może partnerka… Co na to powiesz?

— Cóż… — zmieszanie Alisy zniknęło po kilku sekundach, gdy dziewczyna przywołała na twarz wesoły uśmiech. — Je vais y réfléchir**, sir.

— Lepiej nie przegapić takiej szansy!

Rodzeństwo spojrzało na siebie i naraz wybuchnęło niekontrolowanym śmiechem.

Po kilku minutach zeszli do jadalni i razem zjedli późne śniadanie, które przygotowała pani Pomeroy. Spędzili ostatnie chwile w cudownie miłej atmosferze, aż nie nadszedł czas pożegnania. Alisa mogła odprowadzić brata jedynie do drzwi, podczas gdy pani Pomeroy miała udać się razem z nim dorożką do centrum miasta.

Kiedy Alisa została sama, nie od razu udała się do swojego laboratorium. Jak niechciany adorator wracała i gnębiła ją uporczywa myśl, którą zrodziła propozycja Sherlocka.

— Partnerka… — mruknęła pod nosem, wyraźnie stroskana. — Czy to szczyt kobiecych możliwości?

 

 

__________________

*Męczeństwo człowieka.

**Rozważę to (fr. — przyp. aut.).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz