niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział 29 ~ Iskrząca sprawiedliwość










Próbowałam zaprzeczyć swoim przypuszczeniom, szukając logicznego wytłumaczenia mogącego obalić teorię, która w żaden sposób mi się nie podobała. Główkowałam nad tym gorączkowo, ale nie znalazłam satysfakcjonującego wyjaśnienia. Mogłam w to nie wierzyć, lecz wtedy zachowałabym się jak kompletna hipokrytka, a wystarczająco błędów popełniłam.

Niezależnie od wszystkiego, rozprawa nie miała prawa zakończyć się dobrze.

— W każdym razie, list i zeznania Sody potwierdzają, że Saionji spotkała się z Koizumi w domku na plaży — wywnioskowała Peko, wciąż nie ustępując obwiniania Hiyoko o wszystko, co jednocześnie mnie bolało i irytowało.

Wiedziałam, że Peko nie miała racji. Morderca Mahiru musiał być od niej wyższy i silniejszy, więc obraz karłowatej i cherlawej Hiyoko w żadnym stopniu się z tym nie zgadzał.

— N-nie wiem, o czym mówisz! Nigdy nie napisałam żadnego listu! — zaprzeczyła płaczliwie Saionji. — M-mówię prawdę! Nie wiem nic więcej!

Hiyoko nie przyznała się do niczego, wybuchając po prostu głośnym płaczem. Nikt się tym za bardzo nie przejął, zupełnie jakby podczas rozprawy wyłączała się nam zdolność do odczuwania empatii.

— O-ona naprawdę płacze czy udaje? — zapytała zdezorientowana Ibuki.

— Oczywiście, że udaje — odpowiedział niedbale Nidai.

— Możemy założyć, że planowała zabić Koizumi, kiedy będą same, dlatego napisała do niej list, żeby inni nie wiedzieli, gdzie się spotykają — ciągnęła niewzruszenie Peko. — A wtedy poszłaś do domku na plaży, ukryłaś się w jakimś miejscu i poczekałaś na Koizumi. Na to też jest dowód!

— Chodzi ci o schowek? — Hinata bardziej stwierdził, niż zapytał.

— Zgadza się. Żelek, który tam znaleźliśmy jest tego dowodem. Żelki to ulubione słodycze Saionji, czyż nie?

— J-jaki żelek? Nigdy wcześniej go nie jadłam.

— Hahahaha! Uchwyciłem prawdziwy charakter tej zagadki! — zaśmiał się złowieszczo Tanaka, uśmiechając przy tym przerażająco. — Saionji-san, która wezwała Koizumi-san do domku na plaży, ukryła się w schowku jak jakieś zwierzę. Kiedy zobaczyła nadarzającą się okazję, zaatakowała ją jak zły duch, po czym wyszła z domku na plaży niczym wiatr.

— Saionji nie pomyślała o tym, że ciało Koizumi będzie blokowało drzwi, dlatego mogła opuścić dom tylko od strony plaży, zostawiając tam swoje ślady.

— Fuhahaha! Przedstawiliśmy dowód! Moje Cztery Mroczne Devy Zniczenia nawet nie musiały wychodzić!

— T-to pułapka! Ktoś mnie wrabia! — zaoponowała Hiyoko.

— Czemu nie chcesz się przyznać, że zabiłaś Koizumi? — wtrącił Nidai.

— Czemu nie możecie zrozumieć, że nikogo nie zabiłam!

Po minach zebranych widziałam, że nikt jej nie wierzył. Pamiętałam każdy jej złośliwy komentarz, nie zapominając, że była jedną z osób podejrzewających mnie o śmierć Togamiego. Nie mogłam jednak dać zawiści sobą pokierować. Znałam uczucie bycia niewinnie obwinianą i miałam to szczęście, że nie wszyscy w to uwierzyli. Mahiru ogłosiła się wtedy po mojej stronie i na pewno wypowiedziałaby się teraz również po Hiyoko.

Musiałam spłacić swój dług.

— To prawda! Saionji nie zabiła Koizumi! — powiedziałam obcesowo. — A żelek, o którym mówicie, nawet do niej nie należał!

— Jedyna osoba, tak dziecinna, żeby jeść żelki, to ten karzeł, który tam stoi — odparł kpiąco Fuyuhiko.

— T-też jesteś karłem! To ty powinieneś się martwić o to, że nigdy nie będziesz wyższy!

— To prawda, że Saionji lubi żelki, ale specjalnej marki — kontynuowałam, nie zwracając na nich uwagi. — Marka, którą lubi zawiera tylko cztery smaki: truskawka, melon, winogrona i pomarańcza. Żelek na miejscu zbrodni był żółty, najprawdopodobniej o smaku cytrynowym, więc nie należał do Saionji.

— Mówi prawdę. Żadna paczka żelków w domku Saionji-san nie miała żółtych żelków — poparł mnie Nagito.

— T-teraz widzicie?! To pułapka! Ugh, ktoś próbuje mnie wrobić!

— Poczekaj chwilę, karle! Myślisz, że wszystko jest w porządku z powodu jakiegoś żelka?! Nie bądź głupia! Nie skończyłem jeszcze z tobą! — krzyknął Kuzuryu, zaciskając dłoń w pięść.

— Ja również jeszcze nie skończyłam, Kuzuryu-kun — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Podałam tylko jeden dowód, co nie znaczy, że nie mam ich więcej.

— Zamknij się! Nie skończyliśmy z nią jeszcze! Wciąż jest ogromny dowód oznaczający jej winę!

— Masz na myśli ślady stóp przy domku na plaży, prawda? — napomknęła Mikan, włączając się w naszą dyskusję.

Chociaż znałam wybuchową naturę Fuyuhiko, nie sądziłam, że zignoruje mnie i moje słowa w taki sposób. Podobnie jak reszta, która podłapała jego zamiary, zamiast najpierw mnie wysłuchać.

— To prawda! To ważny dowód — potwierdził Nidai — i możemy za niego podziękować Koizumi!

— Co to ma znaczyć? — zapytała skonfundowana Ibuki.

— Koizumi użyła swoich ostatnich sił, żeby zablokować drzwi na drogę. Dzięki niej mamy dowód, którego potrzebujemy! — odpowiedziała żwawo Akane, wznosząc ręce do góry.

— To nieprawda! — wtrąciłam, zanim ktokolwiek zdążył mi przeszkodzić. — Koizumi-san nie mogła zablokować drzwi, gdyż jej śmierć była natychmiastowa. Autopsja, którą wykonała Tsumiki nie pozostawia, co do tego wątpliwości.

— Z-zgadza się... Saito-san mówi prawdę — potwierdziła Mikan.

— Jeżeli dalej będziesz wymyślała takie głupoty, zabiję cię! — zagroził Fuyuhiko.

Prychnęłam, zadzierając prowokująco podbródek. Zdrowy rozsądek nakazywał zachować ostrożność, ale nie potrafiłam odczuwać niepokoju względem osoby niższej od siebie, posiadającej na dodatek dziecięcą twarz.

— Kuzuryu-kun, to niedobrze. Tylko tchórze grożą kobietom — stanęła w mojej obronie Sonia.

— Jestem pewien, że jej śmierć była natychmiastowa. W końcu umarła od pojedynczego uderzenia w głowę, dlatego nie mogła się przeczołgać do drzwi, aby je zablokować. Ktoś inny użył jej ciała, żeby to zrobić — powiedział spokojnie Komaeda.

— Ślady ciągnięcia, pozostawione przez krew na podłodze, to potwierdzają — dodał Hajime.

— Ale dlaczego zabójca miałby zablokować drzwi? — zapytała Ibuki.

— Jeżeli naprawdę chcesz to wiedzieć, zapytaj zabójcy! To oczywiste, że Saionji nim jest! — odpowiedział Fuyuhiko, wciąż się nie uspokajając.

— Mówiłam już, że nie jestem zabójcą!

— W porządku, załóżmy tymczasowo, że Saionji jest zabójcą, który przeciągnął ciało Koizumi, aby zablokować drzwi. Hm, czy coś tu nie pasuje? — zapytałam sarkastycznie. — Owszem, gdyż wystarczyło zobaczyć miejsce zbrodni, by zauważyć ilość krwi przy ciele Koizumi. Osoba przesuwająca jej ciało musiała się nią wybrudzić. Czy widziałeś krew na ubraniu Saionji, kiedy przebiegała koło jadłodajni, Soda-kun?

— N-nie, kiedy ją widziałem była czysta.

— Widzicie?! Mówiłam, że nie jestem zabójcą! Yay! Dzięki temu moja niewinność została potwierdzona! — ucieszyła się Hiyoko, uśmiechając rozradowana.

Jednak jej dobry humor nie trwał zbyt długo, gdyż Kuzuryu postanowił znowu coś wtrącić.

— Nie zdecydowaliśmy tego jeszcze!

— Kuzuryu, dlaczego wciąż pozostajesz przy tym, że to Saionji jest zabójcą? — zapytał Hajime.

— Zamknij się! Mówię ci, że to ona jest zabójcą!

— Nie, to ty się wreszcie zamknij! — wtrąciłam, uderzając pięścią o podium, przy którym stałam. — Powtarzasz w kółko to samo, nie posiadając żadnych solidnych dowodów! Zrozum, że to nie mogła być Saionji! Byłaby cała we krwi, gdyby to zrobiła, a prysznice w domku na plaży nie działają, więc nie oczyściłaby się z niej!

— N-nie działają?

— Naprawdę przepraszam... Nie miałam czasu ich naprawić! — wspomniała Monomi.

— Może... zdjęła ubrania, przesunęła ciało, a kiedy skończyła... założyła je z powrotem!

— Zastanów się przez chwilę, Kuzuryu-kun. Czy widzisz, w co jest ubrana Saionji? Wcześniej wspominała, że nie potrafi zawiązać swojego kimona sama, więc to niemożliwe dla niej, żeby zdjąć, a następnie założyć swoje ubranie.

— O tak, pamiętam, że nie potrafiła tego zrobić. Dlatego nie brała kąpieli i śmierdziała — dodała, jak zawsze niepotrzebnie, Akane.

— N-nie śmierdziałam! M-może tylko trochę...

— Swoją drogą, czy przebieranie się w domku na plaży nie jest zabronione? — zapytałam, nagle sobie o tym przypominając.

— Zgadza się! Gdyby ktoś złamał tę zasadę, jestem pewna, że Monokuma nie siedziałby cicho — odpowiedziała Monomi, wciąż związana dyndając przy suficie.

Zdziwiło mnie, z jaką łatwością przyzwyczaiłam się do tego widoku, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

— To oczywiste! Jestem takim trzymaczem się zasad, że nawet łowcy na safari nie chcą mieć ze mną nic wspólnego! — potwierdził Monokuma.

— Ej, ale jeżeli pomyśleć o tym... to czy ktoś pokryty krwią nie staje się podejrzany? — napomknął Soda. — Jeśli tak, to jestem pewien, że Owari była cała we krwi, kiedy spotkaliśmy się w jadłodajni.

— Mówiłam wam, że to na wskutek walki! — przypomniała Akane.

— Mogę to potwierdzić — przytaknął Nidai.

Kiedy pozostali wdali się w bezsensowną pogawędkę, nie mogłam przestać myśleć o wcześniejszym zachowaniu Fuyuhiko i Peko. Próbowali za wszelką cenę zrzucić winę na Hiyoko, czego nie dało się zignorować.

— Ne, Saionji-san, może teraz powiesz nam prawdę? — zapytał nagle Nagito, co uciszyło pozostałych.

— Huh?

— Nawet jeżeli nie jesteś zabójcą, nie oznacza to, że nie byłaś w domku na plaży, prawda?

— T-tak jak mówiłam... to była pułapka!

— Tak, rozumiem. Możesz nam powiedzieć, co to była za pułapka?

— Też chciałbym wiedzieć! To może doprowadzić nas do jakieś wskazówki! — zgodził się z nim Nidai.

Pomimo wysunięcia własnych wniosków i teorii, będąc niemalże przekonaną o tożsamości prawdziwego sprawcy, także chciałam usłyszeć, co Hiyoko miała nam do przekazania. W zasadzie był to element układanki, który mi brakował.

— W-w porządku, powiem wam. Um, tego ranka, Koizumi-one-san przyszła do mnie i poprosiła o spotkanie.

— A czy wcześniej nie mówiłaś czegoś innego? — zauważyła słusznie Ibuki. — Powiedziałaś, że się z nią nie widziałaś! Jesteś wielką kłamczuchą!

— S-sądziłam, że zwątpicie we mnie, jeżeli się przyznam, więc wolałam nic nie mówić.

— A co odpowiedziałaś Koizumi? — dopytywał Nidai.

— Zgodziłam się. Nie miałam powodu, by odmówić. W przeciwieństwie do pozostałych Koizumi-one-san była kimś, z kim nie wstydziłam się spotkać. Umówiłyśmy się na 14.00, ale... w okolicach południa, znalazłam list w mojej skrzynce.

— List? — zapytałam zdziwiona.

— Tak, ten — potwierdziła, rozkładając przed nami złożony kawałek papieru. — ,,Chciałam ci to powiedzieć osobiście, ale nie mogłam cię znaleźć, więc wkładam ci to do skrzynki. Co do tego, o czym mówiłyśmy wcześniej, czy będzie w porządku, jeżeli zmienimy miejsce? Chciałabym, żebyś przyszła do domku na plaży na drugiej wyspie. Czas ten sam, około 14.00. Wygląda na to, że ktoś chce przerwać nasze spotkanie. Zachowajmy to w sekrecie. Spróbujmy też nie spotykać się przez chwilę, żeby nie widzieli nas wspólnie. Byłoby źle, gdyby zaczęli nas podejrzewać bez powodu. Koizumi Mahiru''. Kiedy go zobaczyłam, od razu poszłam do domku na plażę.

Zamyśliłam się na moment, przypominając sobie list, który miała przy sobie Mahiru. Co ciekawe, oba brzmiały dość podobnie, zupełnie jakby zostały napisane przez tę samą osobę.

— Ten list zawiera inne informacje od tego poprzedniego. W liście Saionji godzina spotkania to 14.30, gdy u Koizumi jest to 14.00. Do tego w obu przypadkach jest mowa o zmianie miejsca spotkania na domek na plaży, co jest kompletnie nielogiczne. Na dodatek ostatnie zdanie brzmi tak samo w obu listach — podzieliłam się ze swoimi przemyśleniami z innymi.

— Saionji-chan, skoro ty to napisałaś, powiedz, co o tym myślisz? — zapytała podenerwowana Ibuki.

— Tak jak mówiłam wcześniej, nie napisałam żadnego listu! Ile razy mam to powtarzać?!

Zamilkłam, łącząc w myślach wszystkie fakty, o których wspomniałam wcześniej: inna godzina, zmiana miejsc spotkania, podobna treść. Biorąc jeszcze pod uwagę słowa Hiyoko, nie było mowy o pomyłce.

— Wygląda na to, że oba listy zostały sfałszowane przez zabójce — powiedziałam spokojnie, zerkając na nieprawdziwy list od Hiyoko. — Chciał w ten sposób zmanipulować Saionji i Koizumi do zrobienia tego, czego chciał. Do tego, jeżeli spojrzeć na oba listy, to widać, że styl pisma jest taki sam.

— C-całkowicie mnie oszukano... i przez to... zabójca Koizumi-one-san... To niesprawiedliwie! — krzyknęła rozpaczliwie Hiyoko, zanosząc się płaczem.

Pokręciłam głową, mając ochotę powiedzieć Monomi, że źle przedstawiła nam perspektywę naszej szkolnej wycieczki. Nie wspomniała ani słowem, że wyspa będzie miejscem całkowicie odrębnym od tego, co wytworzyliśmy w swoich umysłach jako obraz raju. Wiedziałam, że nie planowała ,,Wycieczki Wzajemnego Zabijania'' tylko miły wypad, aby urosła w nas siła nadziei. Było to niesprawiedliwe, i jak na ironię, zabierało nam wiarę. Jednakże wierzyłam, że mogliśmy to obrócić na swoją korzyść, uznać to za próbę wystawienia naszej siły psychicznej, przekonań oraz woli walki. Posiadałam w sobie ducha rywalizacji, dlatego poddanie się czy zaakceptowanie porażki nie wchodziło w grę.

— Zatem, według listu, poszłaś do domku na plaży o 14.00. Co się potem stało, Saionji?

— Hehehe, zasnęłam! — zaśmiała się głupkowato.

— Dlaczego? — zapytałam skonfundowana.

— T-to nie tak, że chciałam... Wydaje mi się, że to wina leków, czy czegoś w tym stylu. Kiedy się obudziłam, byłam w schowku. Gdy stamtąd wyszłam... zobaczyłam ciało Koizumi-one-san. B-byłam przerażona... naprawdę przerażona, że nie mogłam jej pomóc.

— Prawdopodobnie zabójca zaplanował wrobienie Saionji od samego początku. Z tego powodu, najpierw ściągnął ją do domku na plażę, a dopiero potem Koizumi.

— Więc zablokowano drzwi ciałem Koizumi, by zmusić Saionji do zostawienia śladów na piasku jako dowód — napomknął Tanaka.

W pewnym momencie, słuchając jak pozostali zaczynają wierzyć w niewinność Hiyoko, uśmiechnęłam się enigmatycznie. Mogłam udawać ignorantkę jeszcze przez dłuższy czas, po prostu odwlekając nieuniknione, lecz byłoby to bezsensowne. W tym pokręconym procesie klasowym albo umierał sprawca, albo wszyscy. Nawet jeżeli wynik zapowiadał się okrutnie, musieliśmy przeć na przód. Nadszedł punkt kulminacyjny, czas odkrycia prawdziwego zabójcy Mahiru.

— Zgadza się. Zrobiła to osoba, która znajdowała się w domku na plaży zaraz po ucieczce Saionji, aby ukryć w schowku żelek.

— Co? Co masz na myśli? — zapytał Nidai.

— Gdyby żelek znajdował się w schowku przed przyjściem Saionji, ta na pewno by go zauważyła i wyrzuciła, zatem zabójca musiał go tam podłożyć, gdy już stamtąd uciekła. Musiał przez cały czas ukrywać się w domku na plaży.

— To niemożliwe! Tam nie ma, gdzie się ukryć! — zaoponowała Hiyoko.

— Mylisz się, zabójca ukrywał się w schowku razem z tobą. Mówiłaś, że jak się obudziłaś, to od razu stamtąd wybiegłaś, więc nie rozglądałaś się, zwłaszcza po półkach. W miejscu, gdzie leżały deski surfingowe panował spory nieład, a nie przebywamy na tej wyspie wystarczająco długo, żeby zdążył to zrobić ktoś z nas.

— Więc zabójca był tak blisko mnie przez cały ten czas?

— Tak. Czekał nieruchomo, wstrzymując oddech, aż wyjdziesz, by opuścić domek na plaży później niż ty.

— Zgadzam się z tym! — poparł mnie Nagito, uśmiechając się w charakterystyczny dla siebie sposób.

— Nikt cię o nic nie pytał — wtrąciła z irytacją Akane.

— Nie ma mowy, żeby zabójca zostawił Saionji-san samą, gdy próbował ją wrobić — ciągnął, nie zwracając uwagi na wcześniejszy przytyk. — Gdyby Saionji-san została sama i zrujnowała dowód, który zabójca zostawił, popsułoby to jego plan. Sensownym jest, że ukrył się razem z nią, aby ją obserwować.

— Powiedziałam, że nikt cię nie pytał... Jeżeli nie chcesz dostać mocnego ciosu, lepiej stój i nie ruszaj się, abym mogła cię trafić! — zagroziła, strzelając kłykciami. Minęło kilka sekund, a Nagito nic jej nie odpowiedział. — Och, zamknąłeś się. To dobrze. Zaciśnij zęby i...

— Wybacz, Owari-san. To nie o to chodzi — przerwał jej niewzruszony. — Ne, Monokuma, mogę zapytać cię o coś dziwnego?

— Wierzę, że książę Shotoku był z przyszłości. Człowiek z przyszłości zawsze ustala bieg wydarzeń.

— Posłucham twojej historii o człowieku z przyszłości innym razem. Póki co, z tego co sobie przypominam, komunikat o odkryciu ciała pojawia się, kiedy choć trzy osoby odkryją ciało, prawda? Czy zabójca zostaje w to wliczony?

— T-tak, to prawda, ale... Cóż... coś takiego jest tym, czym powinno być — odpowiedział niedźwiedź, zawieszając nisko głowę.

— Nie brzmisz zbyt przekonująco.

— Geez! Jesteś denerwujący zauważając coś takiego! Wiem, że to zabrzmi jak wymówka, ale komunikat o odkryciu ciała nie powinien być używany jako narzędzie dedukcji! Jego celem jest stworzenie uczciwego procesu. Powinien dać każdemu znać, że ciało zostało odkryte.

— Mówisz, że to dość nieszczęśliwe, że użyłem tego do dedukcji? Rozumiem twoją wymówkę, ale bazując na tym, kto odnalazł ciało, twoja zasada o ilości co najmniej trzech osób może być zabójcza.

— Póki trzymam rzeczy w niepewności, mogę odpowiadać za sytuację z pewną elastycznością.

— Elastycznością, huh? Więc jak? Trzech ludzi włączając w to zabójce, czy nie?

— Geez, w porządku! Chcesz, żebym to powiedział? Tym razem nie liczył się zabójca, okej? Daj mi już spokój.

— Wyjątkowe morderstwo zmusiło cię do naginania własnych zasad, warto to zapamiętać — powiedziałam kpiąco, unosząc nieznacznie kąciki ust. — Myślę, że wszystko stało się teraz jasne.

— Huh? Jak to? Wciąż nic nie rozumiem — wtrąciła Ibuki.

Odetchnęłam ciężko, zamykając na moment oczy. Wiedziałam, ze zwlekałam wystarczająco długo.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, kto jest zabójcą, prawda, Aiko-chan? — zapytał Nagito, uśmiechając się zadowolony.

— C-chwila... W-wiesz, kim jest zabójca? — Fuyuhiko spojrzał na mnie, wyraźnie się denerwując.

— C-czy to prawda? — dopytywała Mikan.

— Kto to mógł być? — spytał Tanaka.

Nie istniała już szansa odwrotu. Czułam się zdradzona, zupełnie jak podczas pierwszego procesu klasowego. Chociaż byłam zdecydowana, nogi mi niekontrolowanie drżały, kiedy zbierałam się w sobie, żeby wskazać winnego. Rozdzierało mi to serce i duszę, lecz nie pozostało mi nic innego jak to zaakceptować.

— Przykro mi, naprawdę mi przykro, Pekoyama-san. Nawet jeżeli miałaś ważny powód, nic nie usprawiedliwia zabrania komuś życia.

— Dlaczego sądzisz, że jestem zabójcą? — zapytała spokojnie.

— Ponieważ wszystko na to wskazuje. Dzisiejszego ranka Koizumi, która najprawdopodobniej zagrała wcześniej w grę, dającą jej motyw, chciała przedyskutować całą sprawę z kimś innym, kto także pojawił się w grze jako postać, dlatego poszła porozmawiać z Saionji. Saionji zaakceptowała jej zaproszenie i obiecała, że później dokładniej o tym porozmawiają. Nie wiedziały, że były podsłuchiwane. Wykorzystałaś ich obietnicę, aby stworzyć specyficzny plan zabójstwa. Użyłaś sfałszowanych listów, żeby zmanipulować Koizumi i Saionji. List, który dostała Koizumi mówił, by przyszła na plażę o 14.30, a Saionji, by zjawiła się tam o 14.00. Przez ustalenie różnych czasów, mogłaś oddzielnie sprowadzić je na plażę. Saionji całkowicie zaufała listowi i zjawiła się punktualnie na miejscu, a wtedy została przez ciebie otumaniona do nieprzytomności. Po jej uśpieniu, ukryłaś ją w schowku, żeby później móc ją wrobić w morderstwo. Potem w domku pojawiła się Koizumi, nie spodziewająca się niczego. Wtedy, zachodząc ją od tyłu, uderzyłaś ją w głowę metalowym kijem. Uderzenie zabiło ją od razu, co świadczy o sile i precyzji jaką z pewnością posiadasz. Osiągnęłaś swój cel wyeliminowania Koizumi, więc zaczęłaś odtwarzać scenę zbrodni na wzór tej z gry. Zablokowałaś drzwi na drogę ciałem Koizumi, a następnie zostawiłaś maskę obok niej. Nie jestem pewna dlaczego... — urwałam na moment, naprawdę nie rozumiejąc roli, jaką w tym wszystkim grała maska postaci seryjnego mordercy, mordującego tylko innych złoczyńców. Prawdopodobnie miał to być po prostu element rozpoznawalny.

— W każdym razie, przenosząc ciało pobrudziłaś się krwią, a przez to, że prysznice nie działały, nie mogłaś z nich skorzystać. Jednakże spodziewałaś się tego, dlatego użyłaś czegoś innego, żeby oczyścić ciało. Wykorzystałaś plastikowe butelki z wodą, znajdujące się w lodówce. Możemy założyć, że przeniosłaś je wszystkie do pokoju z prysznicem, by tam zmyć krew. Nie miałaś jednak zbyt wielkiego wyboru, śmiecenie jest niezgodne z zasadami, więc wyrzuciłaś je do śmietnika, stojącego obok lodówki. Potem ukryłaś się w schowku, tuż obok nieprzytomnej Saionji, czekając aż się obudzi. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak przerażona musiała być, wychodząc wtedy ze schowka... Nic dziwnego, że spanikowana uciekła jak najszybciej, pozostawiając na piasku ślady stóp. Wtedy wyszłaś ze swojego miejsca ukrycia, pozostawiając na podłodze żelka, by jeszcze więcej podejrzeć zrzucić na Saionji. W końcu przyszedł czas na ucieczkę. Nie mogłaś zaryzykować pozostawienia śladów stóp, więc wyszłaś przez okno znajdujące się w pokoju z prysznicami. Nikt nie dosięgnąłby do niego bez drabiny lub czyjeś pomocy, jednak ty znalazłaś swój własny sposób, żeby się przez nie wydostać. Wyjęłaś bambusowy miecz z torby, który zawsze masz przy sobie, aby użyć miecza jako stołka, by dosięgnąć okna. Po wszystkim wciągnęłaś miecz za pomocą torby, którą wcześniej przywiązałaś do jego końcówki. Następnie przyszłaś do jadłodajni, udając, że nic się nie stało. Jednakże mokre włosy i strój kąpielowy nie wyschły od razu. W domku na plaży nie było żadnych ręczników, więc kiedy się z nami spotkałaś, jako wymówkę powiedziałaś, że pływałaś. Czy nie mam racji, Pekoyama-san?

— Rozumiem... I co z tego? — zapytała nieprzejęta, nie zdając sobie sprawy z powagi postawionych przed nią zarzutów. — Nie zrobiłam nic, czego mogłabym się wstydzić.

— J-jak możesz tak mówić?! Zabiłaś Koizumi-one-san! — oburzyła się Hiyoko.

— ŹLE! Ukarałam zło w imię sprawiedliwości! — zaprzeczyła Peko, nagle zakładając maskę Iskrzącej Sprawiedliwości, wprawiając tym wszystkich w oszołomienie. — To nie jest powód, żeby mnie ukarać!

— Jesteś Iskrzącą Sprawiedliwością, Pekoyama-san?! — sapnęła Sonia.

— N-nieważne! Pospieszmy się i zagłosujmy, by to dziwadło zginęło!

— Nie ma szans, żebyście mnie zabili! Sprawiedliwość nie może być zabita! Powinniście już to wiedzieć!

— O czym ty mówisz? — zapytałam, z trudem wierząc własnym oczom.

Peko zaliczyła level up, ewoluowała jak jakieś zwierzę. Niestety, w złym kierunku. W życiu nie spodziewałabym się, że w taki sposób zareaguje na moje słowa.

— Aby chronić to, co jest najważniejsze dla ciebie, musisz być gotowy na odrzucenie czegoś równie ważnego! Zrozumiano?!

— N-nie rozumiem! Niczego nie rozumiem! — wydukała płaczliwie Mikan.

— Powiem to wprost - sprawiedliwość musi iść naprzód! W tym celu, żeby utrzymać sprawiedliwość, żeby utrzymać mnie żywą, musicie oddać swoje życie!

— M-mówisz poważnie? — spytał z niedowierzaniem Hajime.

Nikt nie oczekiwał, że sytuacja nabierze takiego obrotu. Ujawnienie Peko jak zabójcy sprawiło, że zaczęła się absurdalnie zachowywać.

— To nie mówienie poważnie, to sprawiedliwość! Jeżeli teraz upadnę... kto będzie walczył ze złem na tym świecie? Teraz idźcie za swoim sercem i sprawiedliwością, uratujcie moje życie, aby obronić sprawiedliwość! Pospieszcie się i nieście ze sobą sprawiedliwość!

— D-daj spokój! Kto za ciebie zginie?! — wrzasnął Soda. — Jeżeli pozwolimy ci odejść, to wszyscy zginiemy!

— Dla wielkiej sprawiedliwości, wasze poświęcenie jest nieuniknione!

— Błagam, Pekoyama-san, skończ już — poprosiłam. — Nawijasz w kółko o sprawiedliwości, jak Nagito o nadziei!

— Nie martw się! Sprawiedliwość, która dała wam życie nigdy nie zostanie zmarnowana!

— Nie wytrzymam tego dłużej! — Hiyoko zakryła uszy. — Po prostu zagłosujmy na nią!

— A-ale... zanim to... — próbowała wtrącić Sonia, lecz krzyk Nidaia jej przerwał.

— Monokuma! Głosowanie! Pozwól nam głosować!

— Obudziłem się! — oznajmił niedźwiedź, przestając udawać chrapanie. — Słyszałem twoją historię! Cóż... nie słuchałem, ale kogo to obchodzi? No dalej, oddajcie swój głos! Kto zostanie wybrany jako sprawca?! Czy wybierzecie dobrze, czy całkowicie źle?! Upupu! To takie ekscytujące wydarzenie!

Po chwili wyświetlił się przede mną pulpit ze zdjęciami zebranych na sali uczniów. Przełknęłam ciężko ślinę, naciskając na podobiznę Peko. Poczułam łzy zbierające się w kącikach oczu. Polubiłam Peko od pierwszego spotkania, była jedną z nielicznych osób, z którymi chciałam spędzać czas. Miałam o niej wysokie mniemanie, całkiem możliwe, że nawet za wysokie.

Niechętnie spojrzałam na maszynę oznajmiającą wynik głosowania. Zdjęcia przesuwały się z zawrotną prędkością, równie szybko zaczynając zwalniać. Kiedy wskaźnik zatrzymał się na zdjęciu Peko, rozległ się głośny dźwięk oznaczający wygraną. Jak na ironię, wcale nie czułam się jak zwycięzca.

— Przepraszam! Mogę poprosić o jeszcze trochę więcej czasu?! — zapytała błagalnie Sonia. — Czy możemy kontynuować naszą dyskusję?

— To, co przed chwilą się wydarzyło nie było dyskusją — naprostowałam kąśliwe. — Poza tym, głosowanie już się zakończyło.

— T-tak, ale... Nie mogę odrzucić dziwne przeczucia...

— Jakiego przeczucia?! To Pekoyama jest zabójcą, czyż nie?! — ponownie przerwał jej Nidai.

— To prawda, jednakże...

— Interesując się seryjnym zabójcami, zastanawiasz się, czy Pekoyama-san jest prawdziwą Iskrzącą Sprawiedliwością, prawda? — zasugerował Nagito. — Szczerze mówiąc, mnie również wydało się to dziwne. Istnieje pewna różnica pomiędzy tym co wiemy o Iskrzącej Sprawiedliwości a Peko. W końcu Sonia-san powiedziała, że musiała przetłumaczyć artykuł o Iskrzącej Sprawiedliwości, gdyż był napisany w innym języku.

Pokręciłam zrezygnowana głową, nie widząc sensu w rozgrzebywaniu tego tematu. Sytuacja była już wystarczająco bolesna i skomplikowana.

— Zgadza się. Magazyn, który tłumaczyłam był napisany po hiszpańsku, więc Iskrząca Sprawiedliwość i dziennikarz musieli być z Hiszpanii!

— Hmpf! Wygląda na to, że nadszedł czas, aby zdjąć tę maskę. W zasadzie, to dobrze. Nie jest już dłużej potrzebna. Nawet jeżeli dowiedzieliście się tego teraz, jest już za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić — odparła Peko, ściągając maskę. — Moja służba się zakończyła. Moja służba jako narzędzie... została wykonana.

— C-chyba wróciła do normalności — wywnioskowała nieśmiało Ibuki.

— Maska wypełniła swoje przeznaczenie, tak jak ja.

— O czym mówisz, Pekoyama-san? Co ma znaczyć ,,za późno'' i ,,zakończona służba''? — zapytałam zmartwiona.

— Po tym jak już zagłosowaliście... właśnie o to chodzi.

— Odpowiedz jaśniej! Pytaliśmy, jaki jest twój cel?! — wtrącił Nidai.

— Nie mam celu. Jestem tylko marnym narzędziem.

— Narzędziem? Co masz na myśli?

— Nazwała się narzędziem, co oznacza, że ktoś się nią posługiwał — odpowiedział Nagito.

— Hmpf, oczywiście. Narzędzie nie może zrobić nic samo z siebie.

— Rozumiem, w końcu rozumiem. Cóż, od początku miałem pewne podejrzenia.

— Mam nadzieję, że zaraz się z nami nimi podzielicie. W przeciwnym wypadku zamierzam stąd wyjść, nic mnie tu już nie trzyma — odparłam, tracąc powoli cierpliwość.

— Poza Pekoyama-san i Saionji-san ktoś jeszcze był w domku na plaży. Z pewnością wiesz, o czym mówię, Aiko-chan.

Westchnęłam ciężko, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Miałam nadzieję, że po wskazaniu sprawcy rozprawa zakończy się szybko, a stało się wręcz przeciwnie. Naprawdę chciałam móc odejść. Niektórych rzeczy po prostu wolałoby się nie mówić.

— Komunikat o odkryciu ciała... Soda i Saionji liczyli się jako osoby, które odnalazły ciało. Monokuma powiedział, że tym razem zrobił wyjątek i nie policzył sprawcy jako trzeciej osoby, co jest dowodem na to, że Pekoyama-san nie działała sama. Najprawdopodobniej była ,,narzędziem'' w rękach Kuzuryu — powiedziałam flegmatycznie. — Nie sądziłam, że potwierdzenie tego jest potrzebne, jeżeli nie miało to związku ze śmiercią Koizumi-san, lecz nie ma wątpliwości, że gra, która była motywem, opisywała prawdziwe wydarzenia. Wystarczy spojrzeć na nagrodę końcową. W kopercie nie było screenów z gry, a autentyczne zdjęcia. Wiedziałeś o tym od początku, prawda, Kuzuryu-kun? Wiedziałeś, że pierwszą ofiarą w grze była twoja młodsza siostra. To ty otrzymałeś nagrodę końcową, widziałam jak wracałeś z nią do swojego domku. Wszystko się zgadza.

— Tch! — prychnął Fuyuhiko, nie udzielając żadnego komentarza.

— Jeżeli została ci pokazana fotografia przedstawiająca ciało twojej martwej siostry, nie miałeś innego wyboru, musiałeś w to uwierzyć. Gdybyś próbował zaprzeczyć tej prawdzie, nie wysłałbyś potem tych zdjęć do Koizumi-san — odparł spokojnie Nagito, zupełnie jakby kontrolował całą sytuację.

Gdy się nad tym zastanawiałam, nie wydawało się to wcale nierealne. Od samego początku zachowywał się spokojnie, nawet obyło się bez filozofii na temat Super Licealistów czy nadziei. Czyżby związanie go i zamknięcie w samotności na parę dni faktycznie cokolwiek pomogło?

— C-chwila! Dlaczego mówicie o Kuzuryu? Kogo to obchodzi? Przecież to Pekoyama jest zabójczynią — przypomniała Hiyoko. — Zagłosowaliśmy już!

— Dlatego powiedziałam wam, że już jest za późno — przypomniała Peko, uśmiechając się nienaturalnie. — Jestem tylko narzędziem. Nie miałam motywu, żeby zabić Koizumi. Nie miałam powodu, żeby zabijać. Nie miałam woli, że zabijać. Zostałam użyta jako narzędzie. Tak długo jak nim jestem, nie mogę zaprzeczyć rozkazom, które otrzymam.

— O co tutaj chodzi? Czy ktoś może mi to wyjaśnić? — zapytała zdezorientowana Akane, kompletnie nie orientując się w sytuacji.

— To oznacza, że nie jestem zabójczynią! Prawdziwy zabójca, który użył mnie jako swojej broni, żeby zabić Koziumi Mahiru, był Kuzuryu Fuyuhiko! Mój mistrz zaplanował to od początku. Teraz już wszystko wiecie, ale nie możecie cofnąć głosowania.

— To prawda, lecz to bez znaczenia — odparłam oschłym tonem. — Zapomnieliście chyba o zasadach. Zabójca to osoba, która zabiła. Osoby powiązane niczym na tym nie zyskują, ani nie mają prawa opuścić wyspy razem z mordercą, jeżeli ten nie zostanie poprawnie wskazany. Gdybyśmy zagłosowali na Kuzuryu, zginęlibyśmy, zatem dokonaliśmy właściwego wyboru.

— To nie ty o tym decydujesz, tylko Monokuma! Głosowanie się zakończyło! Teraz możemy tylko zobaczyć, co zadecyduje!

— Hm, mamy zatem zagwozdkę, cóż to za zagwozdka... Chociaż było wiele zwrotów akcji, mordercą Koizumi Mahiru jest...

— Poczekaj chwilę!

Przewróciłam zirytowana oczami, kiedy po raz kolejny przeszkodzono w dokończeniu sprawy. Tym razem Hajime przerwał Monokumie, który nie miał nic przeciwko temu.

— Kuzuryu, powiedz coś. Wyjaśnij nam to, o czym mówiła Pekoyama! — zażądał.

Fuyuhiko wyglądał, jakby był na skraju wytrzymałości. Musiał mieć dość procesu, tak samo jak pozostali.

— Pekoyama i ja... dorastaliśmy razem — wydusił w końcu.

— Jesteście zatem przyjaciółmi z dzieciństwa? — zapytała Sonia.

— Nie, to coś zupełnie innego. Po tym jak się urodziłam i zostałam porzucona przez rodziców, przygarnął mnie klan Kuzuryu. Dali mi powód do istnienia. Muszę spełniać rozkazy jako własność mojego mistrza.

— Własność?! — sapnął zaskoczony Tanaka.

— Chodzi jej o to, że pracuje jako zabójca na zlecenie mojego klanu, a dokładniej pod moim przywództwem — naprostował Fuyuhiko.

— Jeżeli mój mistrz zostaje zaatakowany, muszę go bronić jako tarcza. Jeżeli chce zabić, muszę być jego mieczem. To jest mój jedyny powód do życia. Zanim mogę zaliczyć się do ludzi, najpierw jestem narzędziem w rękach mojego mistrza. Aż moje ciało nie będzie mogło się poruszać, powinnam spełniać ten obowiązek do samego końca.

— Ale... to jest... Mylisz się, Pekoyama-san. Nie jesteś narzędziem. Gdybyś nim była... co z całym tym czasem, który spędziliśmy razem? — zapytała Sonia, roniąc kilka łez.

— Nic — odpowiedziała beznamiętnie. — Mój mistrz kazał mi się zachowywać. Współpracowałam z wami, tak jak mi kazano.

— Co? Czyli to wszystko było... — urwałam, postanawiając tego nie kończyć na głos. Nie chciałam zdradzić się z tym, jak bardzo mnie to zabolało. Prychnęłam, widząc zataczającą się pętle ironii. Przyjaciele zdradzali, taka była kolej rzeczy. Nigdy nie powinnam bagatelizować tej zasady. — Chyba wystarczająco już usłyszeliśmy.

— To prawda — przytaknął Monokuma. — Muszę przyznać, że wszystko co usłyszałem o Peko jako narzędziu brzmi naprawdę przekonująco. Kiedy spojrzeć na to z różnych kątów, to ma sens i może się wydawać, że to Kuzuryu jest prawdziwym zabójcą. Jednakże widzę i słyszę wszystko, stąd wiem, że nikt nie kazał Pekoyama-san zabić Koizumi-san!

— C-co?! Mylisz się! Wykonywałam tylko rozkazy! — zaoponowała gwałtownie Peko. — Powiedz im, mistrzu! Powiedz im prawdę!

Kuzuryu milczał przez chwilę, wyraźnie bijąc się z myślami. Wyglądał na kompletnie rozdartego, jednakże nie wahał się długo. Musiał już wcześniej podjąć decyzję.

— Przepraszam, Peko. Nie mogę tego zrobić.

— M-mistrzu!

— Jeżeli to jest to, co muszę zrobić, żeby przetrwać... Po prostu wstydzę się siebie. To by oznaczało, że nie mogę żyć bez polegania na kimś. Obrzydza mnie ta myśl i... jeżeli to przyznam... będzie to oznaczało, że jesteś dla mnie tylko narzędziem. Ile razy ci to powtarzałem? Nie chcę narzędzia, które dał mi klan Kuzuryu...

— Nah, przynudzacie! — wtrącił Monokuma. — Spodziewałem się bardziej brutalnej i bez serca akcji. Rozczarowałem się! Nie ma mowy, żeby człowiek mógł zostać uznany za narzędzie!

— Jesteś obrzydliwy — powiedziałam pogardliwie. — Wiedziałeś o wszystkim, o ich relacji i prawdzie kryjącej się za tym morderstwem, obserwując bieg wydarzeń na kamerach. Musiałeś dobrze się bawić oglądając to, czyż nie?

— Upupu! Cóż, nawet jeżeli był to akt desperacji, żądania Peko wciąż pozostawały interesujące! Właściwie jest pierwszą osobą, która próbowała odbyć proces w taki sposób — zaśmiał się złowieszczo Monokuma. — Niestety, jesteś zdecydowanie zabójczynią! Peko, narzędzie z sercem, to zabójca!

— Peko, przepraszam, ale nie mogłem spełnić twojej prośby, nawet jeżeli zrobiłaś to wszystko, aby zwiększyć moje szanse na przetrwanie — odparł z żalem Fuyuhiko.

— Czułam, że tak się to skończy. Masz dobre serce, mistrzu, pomimo tego, że jesteś yakuzą. Dlatego zastanawiasz się nad swoją pozycją, ciągle się o to martwiąc. Dla ciebie poświęcenie kogoś innego, aby móc uciec... wiedziałam, że nie zaakceptujesz tego tak łatwo. Byliśmy razem od dziecka. Nawet narzędzie by to zrozumiało. Chciałam jednak, żebyś uciekł. Chciałam cię chronić. Naprawdę przepraszam, nie będę mogła ci już służyć, mistrzu. Żegnaj.

Zacisnęłam boleśnie szczękę, starając się nie rozpłakać. Próbowałam odrzucić swoje uczucia, zachowując się oschle, aby łatwiej zdzierżyć egzekucję Peko. Kiedy jednak widziałam, z jaką szczerością Peko i Kuzuryu sobie wszystko wyznawali, odwlekając z całych sił nieuniknione, miałam ochotę rozerwać Monokume na strzępy za zgotowanie takiego piekła.

— Przepraszam także was wszystkich za to, co zrobiłam. To może być samolubne, ale proszę, wybaczcie ci i nie powodujcie więcej bezsensownych zabójstw... nigdy więcej — dodała, co wzruszyło nas wszystkich. Nie w takim samym stopniu, ale do każdego dotarły jej słowa. — To by było na tyle, czemu nie zaczniemy? Chcę, żebyś wiedział, że nigdy nie poczuję rozpaczy. Tak długo jak jestem narzędziem... jestem gotowa umrzeć.

— Upupupu, to czadowo! Będziesz w stanie utrzymać się w tym postanowieniu do samego końca? Ludzie, którzy zachowują się tak dumnie jak ty, zawsze wydają łzy rozpaczy na końcu — zaśmiał się złowieszczo Monokuma. — Zatem zaczynajmy!

— Mistrzu — Peko zwróciła się po raz ostatni do Fuyuhiko — proszę, pozwól mi na jedno samolubne żądanie.

— Czy nie powiedziałem ci, żebyś mnie tak nie nazywała? — zapytał zrezygnowany.

— Chcę, żebyś pamiętał o narzędziu, Pekoyama Peko, która stała za tobą. Chciałabym, abyś to zapamiętał.

— W porządku! Zaczynajmy! Czas na karę przepełnioną rozpaczą! Tym razem, dla Super Licealnej Mistrzyni Mieczy, Pekoyama Peko... przygotowałem specjalną karę! — oznajmił Monokuma, dopinając swego.

Kiedy Fuyuhiko zaczął płakać, powtarzając w kółko, że nie chciał narzędzia, Peko także się rozpłakała. Rozpacz była nazbyt widoczna w ich oczach. Odwróciłam się w przeciwną stronę, nie mogąc tego dłużej znieść. Czułam się jeszcze bardziej rozdarta, niż podczas pierwszej rozprawy.

Zacisnęłam dłonie w pięści, opuszczając nisko głowę, próbując nie patrzeć na egzekucję Peko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz