sobota, 25 sierpnia 2018

Epilogue: The End In A New Beginning










Ból kończy się w momencie śmierci,
która odegna wszystkie powstrzymujące cię więzy.



O prawdziwości powiedzenia ,,miłość zmienia świat'' Ben przekonał się stosunkowo niedawno. Dotychczas był niesamowicie znudzony prowadzeniem martwej egzystencji w świecie pełnym praktycznie żywych ludzi. Praktycznie, ponieważ sam swego czasu prezentował przykład kogoś żywego tylko w biologicznym znaczeniu.

Jeszcze przed śmiercią z obojętnością podążał narzuconą mu odgórnie rolą. Jednak nigdy tego nie okazywał, starał się zachowywać zwyczajnie, a czasem nawet pogodnie. W końcu dawanie upustu frustracji nie przyniosłoby mu nic dobrego, a tylko stałby się rozczarowaniem w oczach rodziny.

Układanie się z każdym nie było w sumie zbyt trudne. Wystarczyło nie zastanawiać się nad upodobaniami i motywami, jakimi kierowali się ludzie, pozwalając im po prostu zaistnieć w ich małym świecie, a wtedy dogadanie się z nimi nie sprawiało problemu.

W ten sposób Ben szybko się przekonał, że wokół niego znajdowali się sami egocentrycy.

Kiedy poprosił dziewczynę o numer telefonu, żeby łatwiej przyszło im omówienie kwestii związanych ze szkolnym projektem i odpowiadał regularnie na jej wiadomości, ta podekscytowała się nie wiadomo czym i wyznała mu swoje uczucia, choć w niczym jej do tego nie zachęcał. Innym razem wrócił kilka razy ze znajomą z klasy do domu, bo było mu po drodze i zwyczajnie nie chciał jej zignorować. Uznała to za sprzyjającą okazję i wkrótce powiedziała mu, że jest zakochana.

Każdy patrzył na niego jak na potwora, gdy dawał im kosza. Postrzegano go jako bezdusznego i aroganckiego typka, choć nie zrobił nic złego. Ludzie nieustannie okazywali mu swoje samolubne i zapatrzone tylko w siebie oblicze. Nie widzieli, jak za każdym razem go tym ranili, aż cały był we krwi. Ostatecznie przestał zauważać nowe blizny, a do starych się przyzwyczaił.

Wtedy właśnie zrozumiał zasady, jakimi rządził się świat.

Zamknął się w sobie, ukrywając swoje prawdziwe myśli i uczucia. Został kompletnie sam. Po prawdzie zawsze był sam. Otoczony ludźmi, ale tak naprawdę samotny. Gdyby nie jego brat, równie dobrze mógłby zniknąć. Josh rozwiewał jego nudę i osamotnienie, odciągał od pustki i monotonii codzienności.

Po śmierci Josha wszystko miało wrócić, ale Ben na to nie pozwolił — sam także postanowił odejść. Ale tak się nie stało. Kaprys losu? Okrutne przeznaczenie? Żart niemiłosiernego Boga? Cokolwiek odpowiedzialne było za jego pozostanie w świecie pełnym egoistycznych ludzi, znienawidził to.

Po drugiej stronie stan rzeczy nie uległ zmianie. Rozdarty pomiędzy życiem a śmiercią, Ben wciąż był samotny, znudzony i kontestacyjny wobec innych. Wszystko się odmieniło dopiero, gdy spotkał Alice. Postrzegany przez niego świat zmienił się zadziwiająco łatwo. Przestał nawet pamiętać, że kiedykolwiek czuł się zobojętniały czy osamotniony.

Gdy po raz pierwszy na nią spojrzał, obudziły się w nim uczucia, jakich wcześniej nie znał — nienasycona, chłopięca fascynacja kształtem dziewczęcej szyi, delikatnymi rysami twarzy. Zakochał się tak bardzo, że czasem zapominał o tym, kim był, świadom ironii odnalezienia miłości dopiero po śmierci.

Pierwsze w jego życiu prawdziwe, żywione do kogoś uczucie podsycało w nim nadzieje, że może im się udać. Niczego nie pragnął bardziej od ich wspólnej przyszłości. Wiedział jednak, że nie dojdzie do tego, dopóki Alice nie znajdzie się po drugiej stronie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz