poniedziałek, 20 listopada 2017

DLC




*A oto i niespodzianka! Dodatkowe dwie krótkie historyjki nie będące kontynuacją głównego wątku, jak i w żaden sposób go nie dotyczące. Poniższe sytuacje to po prostu wydarzenia, które mogłyby mieć miejsce (w innej rzeczywistości).



,,Psi Problem''



— A-Ale... No weź, Sans. To będzie malutki piesek. Taki jak Annoying Dog! Ile jeszcze mam cię przekonywać? — jęknęła Skagi, na wpół błagalnie, na wpół zirytowana.

Kiedy mieszkała tylko z Frisk nie miała czasu ani środków, aby zajmować się jakimkolwiek zwierzęciem, ale teraz wszystko się zmieniło. Nie była sama, nie musiała liczyć tylko na siebie, więc chciała spełnić swoje dziecięce marzenie i mieć psa.

W tym momencie żałowała, że ustaliła domowe życie demokratyczne. Gdyby tego nie zrobiła, mogłaby bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia uczynić, co tylko by sobie zażyczyła.

— Sans? — zawołała szkieleta, gdy ten nic nie odpowiadał. Pochyliła się nad nim, odsuwając gazetę, którą ponoć czytał. — SANS! — krzyknęła oburzona widząc, że jej przyjaciel ją zignorował, ucinając sobie w połowię dyskusji drzemkę.

— Co jest, młoda? — spytał lekko nieprzytomnym głosem, udając, że wszystko było w porządku.

Jego nigdy nie znikający uśmiech zaczął działać Skagi na nerwy.

— Pamiętasz jeszcze, o czym rozmawialiśmy? — Odetchnęła głęboko, starając się nie utracić panowania nad sobą. Podejrzewała, że jej wysiłki pójdą na marne, gdy tylko usłyszy odpowiedź Sana i, oczywiście, nie myliła się.

— Nie.

— O rany... — Przetarła dłonią twarz, uznając, że dalsza dyskusja z nim nie ma sensu.

Zdawała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji, więc postanowiła sięgnąć po bardziej radykalne środki.



* * *



— To jak, Frisk? Chciałabyś takiego słodkiego pieska, którego mogłabyś do woli głaskać i tulić? Do tego, chodziłby wszędzie za tobą. Miałby takie mięciutkie futerko. O, i nadałabyś mu imię! — wymieniała Skagi, starając się przeciągnąć młodszą siostrę na swoją stronę. Co prawda, co do nadania zwierzęciu imienia nie zamierzała dać Frisk całkowicie wolnej ręki, ale uznała, że ta nie musi o tym wiedzieć.

— Jakbym go głaskała, rosłaby mu szyja? — zapytała z ciekawością dziewczynka. Skagi nie spodobał się jej głos, który wyraźnie sugerował, że chciałaby, aby zwierzęciu owa szyja rosła.

— Em... Nie, ale... wciąż byłby wyjątkowy — zaśmiała się zakłopotana, obawiając się, że nie uda jej się przekonać Frisk.

— Dlaczego?

— Bo lubiłby cię! — Skagi poczochrała siostrze włosy, uśmiechając się z przekonaniem. — A mówiłam ci nieraz, że tylko wyjątkowe osoby dostrzegają to, jaka jesteś wspaniała, prawda?

Frisk przez chwilę nic nie odpowiadała, przyglądając się tylko tajemniczo swojej starszej wersji. Skagi czuła się, jakby była prześwietlana, co nie za bardzo jej się podobało. Obawiała się, że młodsza siostra domyśli się jej prawdziwych zamiarów.

— Chciałabym takiego pieska - odparła w końcu Frisk, uśmiechając się miło.

— To... świetnie! Ja jestem jak najbardziej za. Musisz tylko przekonać... Znaczy się... Porozmawiać z Sansem.

— Dobrze — zgodziła się bez oporu, po czym wstała i poszła do salonu, w którym przesiadywał szkielet.

Choć Skagi osiągnęła, co chciała, nie czuła się z tego powodu zbytnio usatysfakcjonowana. Nie była idiotką, widziała, że Frisk ją przejrzała i zgodziła się tylko po to, aby zrobić jej przyjemność. Wolałaby inaczej przeprowadzić tę rozmowę, ale skoro ostatecznie rezultat wyszedł ten sam nie zamierzała narzekać.

Oparła policzek na dłoni, uważnie nasłuchując wymiany zdań w sąsiednim pomieszczeniu. Nie miała problemu z rozpoznaniem, kto kiedy mówił, ale nie potrafiła wyłapać poszczególnych słów, a co za tym idzie — również sensu wypowiedzi. Czekała jednak cierpliwie na powrót Frisk, aby ta przekazała jej ostateczną decyzję.

Gdy minął kwadrans, cierpliwość Skagi się skończyła, więc poszła do salonu, żeby sprawdzić, czemu zwykła rozmowa zajmowała im tyle czasu. A kiedy zobaczyła jednego z ,,Gaster Blasters'' Sansa, z którym bawiła się Frisk, początkowo otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, by zaraz potem zmrużyć je groźnie w chwili, gdy doszło do niej, że jej plan nie wypalił. Nie zamierzała się jednak poddać. Nie z tak ogromną determinacją jaką posiadała.



* * *



— ...naprawdę mi na tym zależy, Paps — zakończyła swój tragiczny monolog Skagi, przybierając najbardziej bolesną minę, jaką tylko potrafiła zrobić.

Trochę źle się czuła z faktem, że grała komuś tak niewinnemu jak Papyrus na uczuciach, ale był jej ostatnią deską ratunkową. Albo raczej kością. Oczywiście nie zamierzała mu o tym mówić. Po co miałby się denerwować?

Miała złe przeczucia widząc brak zrozumienia i determinacji ze strony szkieleta, więc postanowiła sięgnąć po argument nie do odrzucenia.

— Ten pies... On... — ucięła dramatycznie, kładąc dłoń w miejscu, w którym biło jej serce. — On będzie kochał spaghetti! Musimy takiego mieć, Paps! Pies, który doceni wspaniałość spaghetti to skarb. To Wielki Pies, którego posiadać może tylko ktoś tak cool jak Wielki Papyrus! — mówiła rozgorączkowana, machając żwawo rękami, jakby odprawiając nimi magiczny rytuał, który miał na celu przekazanie jej entuzjazmu Papyrusowi.

— Pies, który kochałby spaghetti? Wowie! — zakrzyknął szkielet z podnieceniem, co oznaczało, że magiczny rytuał Skagi odniósł sukces. — Nic się nie bój, Skagi! Ja, Wielki Papyrus, przekonam Sansa do twojego wspaniałego pomysłu!

— Och, dziękuję, Papy — uśmiechnęła się z wdzięcznością, darując mu tłumaczenie, że miał przedstawić pomysł przygarnięcia psa jako swój. W końcu Sans i tak domyśliłby się, że to za jej namową Papyrus zaczął temat. — Wierzę w ciebie! — zawołała do niego, gdy odchodził, jako ostatnią próbę zdopingowania go.

Tak jak ostatnim razem, nasłuchiwała spokojnie, siedząc w kuchni, oczekując na powrót szkieleta. Gdy usłyszała głośne śmiechy dochodzące z salonu bezzwłocznie wstała, aby to jak najszybciej sprawdzić.

Weszła do pomieszczenia w momencie, kiedy Sans razem z Papyrusem zwijali się - w przypadku tego pierwszego dosłownie - ze śmiechu. Dziewczyna ze skołowaniem im się przyglądała, marszcząc przy tym brwi.

— ,,Co to jest updog?'' — zacytował Papyrus, co wywołało kolejną salwę śmiechu.

Skagi obserwowała ich jeszcze przez chwilę, aż doszło do niej, że znowu zaliczyła totalną porażkę. Westchnęła ciężko, kręcąc przy tym głową, i wróciła do swojego pokoju. Wciąż miała w sobie na tyle determinacji, aby spróbować raz jeszcze.



* * *



— Proszę, Tori, pomóż. Opinia kogoś tak odpowiedzialnego jak ty, na pewno zmieni pogląd na całą sprawę. — Tym razem Skagi spróbowała poszukać wsparcia u koziej mamy. W końcu jak to mawiały legendy: ,,kozia mama to najlepsza mama''.

— Wybacz mi, moje dziecię, ale obawiam się, że nie mam za wiele do powiedzenia w tej sprawię. Poza tym... nie powinnam się wtrącać. Sami ustaliliście swój system demo...

— Wiem, Tori, wiem — przerwała jej Skagi, starając się nie zabrzmieć na zirytowaną. ,,Gdy wymyślę coś głupiego wszyscy muszą mi o tym przypominać'' pomyślała rozdrażniona. — A co jeśli, tak jak Frisk, będę mówiła do ciebie ,,mamo''? Wtedy zgodzisz się mnie wesprzeć?

— Przykro mi, moje dziecię, ale nie — odpowiedziała przepraszającym głosem, posyłając dziewczynie spojrzenie z niemą prośbą, aby zrozumiała jej intencje i się nie gniewała.

Skagi spróbowała zrobić minę zbitego psa, chcąc obudzić w Toriel poczucie winy i przekonać ją do swojego pomysłu, ale kozia mama pozostała nieubłagana. Dziewczyna westchnęła ciężko, nie mogąc się pogodzić z uczuciem porażki.

— W porządku. Idę posiedzieć z Asrielem — mruknęła obrażona, wychodząc z kuchni. — Zdrajcy... — prychnęła pod nosem. Myślała, że w domu rodziny królewskiej uda jej się zyskać wsparcie, ale najwyraźniej łudziła się na marne.

Usiadła obok koziego księcia na kanapie, który rozwiązywał jakąś krzyżówkę. Zapewne chciał ją ukończyć zanim Papyrus z Sansem przyszliby, aby zabrać ją i Frisk do domu. Widząc, z jakim skupieniem poświęcał się owemu zajęciu, postanowiła mu nie przeszkadzać, ani tym bardziej wylewać na niego swojej frustracji. Zamiast tego w ciszy mu się przyglądała, gdy nagle zorientowała się, że od dłuższej chwili wpatruje się w jego uszy. Coś, skrzywiona psychika bądź osobliwe upodobanie, zaczęło namawiać ją do dotknięcia ich. Powstrzymywała się przed tym dobre dziesięć sekund, nim dotknęła dłonią jego śnieżnobiałego futerka.

Asriel wzdrygnął się, kiedy poczuł czyiś dotyk. Zdziwiony, a zarazem zaciekawiony spojrzał na Skagi, która z coraz większym zafascynowaniem tarmosiła jego prawe ucho.

— E-Em... Skagi, wszystko w porządku? — zapytał zakłopotany.

— Yhm, jak najbardziej — odpowiedziała spokojnie, nie zaprzestając wykonywanej czynności.

— To... Czemu dotykasz moje ucho? — Skagi uśmiechnęła się szeroko, po czym obie dłonie zatopiła w futerku księcia. — P-Przestań, to łaskoczę!

— O rany, jaki ty jesteś mięciutki! Mogłabym cię tak miziać godzinami! — zawołała z zachwytem, ignorując wstydliwą minę Asriela i jego protesty. Zaśmiała się radośnie tuż przed tym, gdy kątem oka zauważyła czyjąś postać. — O, cześć, Sans! Co tam?

Szkielet nie odpowiedział — nie musiał, gdyż jego puste oczodoły były dostatecznie wymowne.



* * *



— Dzięki, że mnie też odebrałeś ze szkoły, Paps. Nie miałam ani trochę ochoty tłuc się dzisiaj autobusem — podziękowała szkieletowi Skagi, gdy tylko dotarli do domu.

— Coś się stało, że jesteś taka zmęczona? — zapytała Frisk, przyglądając się z troską siostrze, co rozbawiło poniekąd Skagi.

— Nie, nic się nie stało. Nie wiem, czemu dzisiaj mam zastój energii, aleeeeeeeee... — ucięła nagle, wstrzymując powietrze. Kilka sekund później po całym domu roznosiły się jej krzyki. — CZY TO PIES?! HAHAHAHA! JAKI ON UROCZY! PATRZ, FRISK! WOW, CUDOWNY!

Skagi wzięła malutką, puchatą, białą kuleczkę w ramiona, ściskając ją - nie za mocno - i biegając z nią po domu z radości, aż w końcu pognała do swojego pokoju, skąd dalej dochodziły jej entuzjastyczne krzyki.

Tymczasem Papyrus i Frisk poszli do salonu, w którym siedział Sans. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a następnie obdarzyli szkieleta wymownym spojrzeniem, krzyżując ramiona.



,,Jajecznica Ze Szczypiorkiem''



Skagi pokiwała dumnie głową, kiedy Papyrus skończył nakładać jajecznice na cztery talerze, aby wszyscy mogli jej spróbować. Nigdy nie uczyła nikogo gotować, w końcu potrafiła przygotować dania, jakie większość osób umiała zrobić, więc czuła ogromną satysfakcję, gdy jej pierwszy uczeń skrupulatnie podążał za wszystkimi jej wskazówkami.

— Doskonała robota, Papyrus! — pochwaliła go, klepiąc go z uznaniem w bark. — Jesteś naprawdę pojętym uczniem!

— Nyeh heh heh, dziękuję, Skagi! Nie mogę się doczekać aż pokażę ten przepis Undyne! — Na dźwięk tych słów krew odpłynęła dziewczynie z twarzy, a po miłym uśmiechu nie pozostał nawet ślad.

Wątpiła, aby Undyne spodobało się tak proste danie, przygotowane na dodatek głównie z jajek. Jajek! Przecież ryby także je składały! Co prawda różniły się one diametralnie od tych kurzych, ale dziewczyna wolała nie narażać się Undyne. Zwłaszcza jak ta zgodziła się ją trenować i czasem odbierać Frisk ze szkoły.

— W-wiesz co, Papyrus... Heh, to danie... Myślę, że będzie zbyt małym wyzwaniem dla Undyne. Przygotuję dla niej bardziej wodniste danie — odparła pośpiesznie, próbując przekonać Papyrusa do swojej racji.

W tym samym momencie rozległ się bas puzonu, który natychmiastowo wytrącił szkieleta z równowagi.

— SANS! — zaskrzeczał gniewnie, odwracając gwałtownie głowę w stronę brata.

— Jajecznica zaraz ci spadnie, Paps! — odparła natychmiastowo Skagi, chcąc odwrócić jego uwagę. Ostatnie czego pragnęła to kłótnia przed obiadem. — Sans, poczekaj razem z Frisk w salonie, proszę.

— Okej, spróbujemy nie zesztywnieć — zażartował, odchodząc ze swym instrumentem.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ciesząc się z uniknięcia kłopotów. Od kiedy przestała mieszkać tylko z Frisk w jej domu zdecydowanie żywiej się zrobiło, co było nad wyraz ironiczne biorąc pod uwagę, że szkielety kojarzyły się głównie ze śmiercią.

Nagle telefon w jej kieszeni zaczął wibrować, czemu towarzyszyło rozbrzmienie na całą kuchnie jej ulubionej piosenki.

— Zaraz wracam — powiedziała do Papyrusa, kładąc mu na moment rękę na kręgosłupie.

Wyszła na korytarz, wyciągając komórkę z kieszeni. Nacisnęła zieloną słuchawkę, przykładając urządzenie do ucha. Gdy usłyszała sztucznie wesoły głos zapraszający ją na jakiś kulinarny event, wzniosła zirytowana oczy ku górze. Podziękowała i szybko się pożegnała, rozłączając się. Jak zawsze w takiej sytuacji żałowała, że w ogóle odebrała.

Skierowała się do salonu uznając, że Papyrus na pewno też już tam poszedł — nie myliła się. Przy sześcioosobowym stole siedziała Frisk oraz Sans, a Papyrus położył z dumą przed nimi dwa talerze z apetycznie pachnącą jajecznicą. Uśmiechnęła się na ten widok, bez zwlekania się do nich dosiadając.

— Proszę, Skagi, to dla ciebie! — Gdy tylko usiadła, Papyrus i przed nią postawił talerz. Skinęła mu z wdzięcznością głową, gdy nagle szkielet przybrał spanikowany wyraz twarzy. — Zapomniałem o chlebie!

Nim Skagi zdążyła go zatrzymać, Papyrus już wybiegł z salonu. Westchnęła cicho, sięgając po sztućce.

— Na waszym miejscu bym tego nie jadł — poradził niejasno Sans.

— Niby dlaczego? — Podniosła pytająco brwi.

— Wiesz, w jakim stylu gotuje Papyrus.

— Wiem, ale to nie ma nic do rzeczy. Tym razem ja mu pomagałam, a nie Undyne, więc mogę cię śmiało zapewnić, że jest to jadalne. Poza tym, to tylko jajecznica ze szczypiorkiem, tego nie da się zepsuć!

— Skoro tak mówisz... — mruknął nieprzekonany, wzruszając obojętnie ramionami.

— Czy to jest niedobre? — zapytała Frisk, przybierając niepewny wyraz twarzy.

— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedziała pośpiesznie Skagi, posyłając szkieletowi mordercze spojrzenie spode łba. — Spójrz, jest jadalne! — dodała, po chwili wkładając sobie do ust porcję złocistej jajecznicy.

Gdy tylko to zrobiła, oczy prawie wyszły jej z orbit, zaczęła się krztusić i głośno pokasływać. Z trudem przełknęła wzięty kawałek, walcząc z odruchem wymiotnym. Odłożyła gwałtownie sztućce, zakrywając sobie dłońmi buzie, kręcąc przy tym głową.

— O-ohydne! Ale... jak? — Podniosła głowę, spoglądając pytająco na Sansa.

— Papyrusa nie zostawia się samego w kuchni, jeżeli chce się zjeść coś jadalnego — odpowiedział wesoło, jakby był zadowolony z powodu swojej wcześniejszej racji.

— Co? Przecież zostawiłam go samego tylko na parę sekund!

— To o parę sekund za dużo, siostrzyczko — odparła Frisk. Wyraz jej twarzy jasno sugerował, że Skagi powinna się tego wcześniej domyśleć.

— Wy... Następnym razem to wy skończycie nafaszerowani czymś obrzydliwym! — krzyknęła ze złością, uderzając pięścią w stół.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz