piątek, 16 września 2016

Rozdział III Diagnoza: kto żyje ten nie umarł





Nigdy tego nie robiłam, a więc teraz zrobię.
(miejsce na kreatywny opis)
Haha nie no, żarcik xD
Ech, przyznam, że odkładam pisanie tego specjalnie.
Jakoś nie miałam ochoty, a kiedy zorientowałam się, że ona nie nadejdzie, to...
Postanowiłam się do tego zmusić, bo minęłyby wieki!
Nie biorąc pod uwagę faktu, że zdążyłabym zapewne umrzeć...
Mniejsza!
A więc oto kontynuacja (widać, że trzeci rozdział, nie? :D)
Levi x Mikasa.
Musiałam przekształcić nieco zamówienie pod własną wizje i historie, gdyż niektóre wątki kompletnie nie pasowały do wydarzeń z poprzednich rozdziałów, dlatego się nie dziwić.
Przyjemnego czytania ^^











,,DIAGNOZA: KTO ŻYJE TEN NIE UMARŁ''


Paradoks. Istnieje tyle rzeczy, które można i kochać, i nienawidzić, tak jak na przykład cisza. Pozwala zebrać myśli, skupić się na sobie, odetchnąć, poczuć, że się żyje, ale i jednocześnie być tak niemiłosiernie nieznośną i palącą uszy, a co gorsza, serce.
Mikasa nieraz zasmakowała uczucia samotności, ale jeszcze nigdy nie takiej jak obecnie - samotności w swojej najgorszej formie, kiedy znajdujesz się w tłumie ludzie, a odnosisz wrażenie, że jesteś kompletnie sam ze swoim bólem.
W każdym razie, nieważne, co czuła, zawsze lubiła reagować tak samo - nakładając na połowę twarzy czerwony szalik. Tak też zrobiła, kiedy już wstała z łóżka i przebrała się w mundur.
Jak w amoku wstała ze swojego posłania i wyszła z pokoju. Gdyby panowała noc, mogłaby spokojnie uchodzić za widmo jakieś dziewczyny zamordowanej w strasznych okolicznościach. Taki scenariusz się jej nawet podobał. Duchy przecież nic nie czują, czyż nie? To chyba najlepsze pocieszenie dotyczące wizji śmierci, która prędzej czy później dotyka każdego. Niestety, na spotkania ze zwiadowcami zawsze wybierała się za szybko, co Mikasa uważała za stosunkowo niesprawiedliwe. Zdawała sobie jednak boleśnie sprawę z tego, że ten świat nigdy piękny i dobry nie był, a każda myśl, która tak brzmiała była tylko żmudną nadzieją.
Czarnowłosa dotarła do jadalni nie rozglądając się po niej zbytnio, nie chciała zetknąć się z nikim spojrzeniami. Ze wzrokiem utkwionym w podłodze szła przez całe pomieszczenie, żeby zająć miejsce w najodleglejszym rogu sali.
Od czasu powrotu z wyprawy naprawdę mało jadła, więc sądziła (na marne zresztą), że kiedy zobaczy jedzenie, to poczuje jakiś odruch, burczenie w brzuchu, apetyt, cokolwiek! A poczuła tylko... nic. Jakby stała się człowiekiem bez duszy, jakby tylko jej ciało trwało na ziemi, a ona sama przestała istnieć, kontaktować.
Wzięła do ręki kawałek chleba i zaczęła go powoli przeżuwać. Miała wrażenie, jakby pieczywo w ogóle nie posiadało żadnego smaku. W ustach czuła tylko smak goryczy, mdłości i... krwi.


- Kocham cię.


Zakryła dłonią usta, żeby nie zwrócić tych kilku kęsów, które wzięła. Oczy boleśnie ją zapiekły, ale wiedziała, że nawet jakby chciała się rozpłakać, to mimo to żadna łza nie wypłynie z jej oczu.
,,Że też jego ostatnie słowa musiały tak brzmieć''.
Pamiętała wszystko tak wyraźnie, jakby wydarzyło się to zaledwie wczoraj, kiedy straciła niesamowicie dużo. Za dużo...
Zapach krwi towarzyszył jej zawsze, nie zważając na czas, miejsce i okoliczności. Zastanawiała się czy to przez jej ubrania, które wtedy tak bardzo nasiąknęły szkarłatną cieczą. W gardle nie czuła niczego poza suchością albo ohydnym smakiem żółci. A uszy... Ciągle jej się zdawało, że słyszy dudnienie. Nie takie zwykłe, a bardzo charakterystyczne. Takie, które rozbrzmiewało za każdym razem, chwile przed tym, kiedy kogoś traciła.
Niechętnie podniosła głowę i przejechała beznamiętnym spojrzeniem całe pomieszczenie.
,,Zrobiło się tutaj ciszej i spokojniej niż przedtem...''
Podskoczyła gwałtownie, kiedy ktoś mocno klepnął ją w plecy.
- Cześć Mika!
- Aleyna... - wymruczała ostrzegawczo w odpowiedzi dziewczyna.
Brunetka doskonale wiedziała, że Mikasa nie znosi, kiedy ta się z nią wita w ten sposób, ale skrupulatnie to ignorowała.
Powstrzymała nieładny grymas, który po prostu cisnął się jej na twarz i spojrzała w błękitne oczy przybyłej.
- Znowu o nich myślałaś? - uśmiech z radosnej twarzy Aleyn znikł, co zdarzało się stosunkowo rzadko. Przeważnie wyznawała zasadę i wiarę w to, że własnym nastawieniem można zmienić nastrój innych. Dziewczynie się to przeważnie udawało, ale nie w przypadku Mikasy.
- Tak - odpowiedziała krótko czarnowłosa i wróciła spojrzeniem na chleb, który nadal trzymała w rękach.
Naprawdę nie miała ochoty tego ani niczego innego jeść, jednak zdawała sobie sprawę, że musi to w siebie wcisnąć, bo w przeciwnym razie umrze z głodu.
Ponownie zaczęła powoli przeżuwać, gdy tymczasem brunetka się do niej dosiadła.
- Wiem, że ci ciężko i, może to okrutne co teraz powiem, ale tak właśnie funkcjonuje świat, w którym żyjemy. Nie ma na nim osoby, która nie straciłaby chociażby jednej bliskiej osoby. Sądzisz, że z tego powodu mamy się teraz wszyscy załamywać? Do przeszłości się nie wraca. To nigdy nie kończy się dobrze... - dziewczyna zawiesiła na chwilę głos, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w stół.
Szybko się ogarnęła i odegnała sprzed oczu pewien obraz, którego nie chciała widzieć - ani teraz, ani nigdy indziej.
- Witam panie~! Jak się spało? - zapytał wesoło szatyn, który klapnął sobie na ławie naprzeciwko dziewczyn. - Co to za ponure miny? Mówiłem wam, żebyście nie wstawały lewą nogą!
Mikasa go zignorowała, a Aleyn uśmiechnęła się słabo pod nosem i pokręciła z rozbawieniem głową.
- A co jeśli ktoś ma dwie lewe nogi?
- Pff, nie ma takich osób!
- Ech, Ban, Ban... Skoro można mieć dwie lewe ręce, to i nogi również.
- Aleyn, ty chyba nic nie wiesz o życiu - chłopak zaśmiał się wesoło, opierając się łokciem o stół.
Mikasa spojrzała na rozmawiającą dwójkę i odłączyła się od nich myślami, trawiąc słowa brunetki, które wypowiedziała przed przybyciem Bana.
Wiedziała, że jej przyjaciółka ma racje, a mimo to... Nie potrafiła przyswoić sobie tego do wiadomości.
Jej podświadomość krzyczała coś zupełnie innego.
,,Nigdy nie zaakceptuje tego, co się tam wydarzyło, dopóki nie odkryje prawdy i nie zobaczę jej na własne oczy''.
Domyślała się, że to będzie ciężkie - psychicznie i fizycznie.
,,Prawda, która nie boli jest zbyt piękna, żeby w nią uwierzyć''.
Ale czy mogła być w jeszcze gorszym stanie niż obecnie?
- Odezwał się ekspert. Jeśli chciałeś na nas poćwiczyć swoje mądre teksty przed przybyciem nowych, to muszę przyznać, że słabo ci poszło.
Wtedy nagle Mikasa się ocknęła i spojrzała nieprzytomnie na swoich towarzyszy.
- Kiedy przybędą nowi?
- Jakoś w południe - odpowiedział Ban z lekkim zmieszaniem, wywołanym nagłym ożywieniem czarnowłosej. Po chwili jednak odzyskał swój dawny animusz i uśmiechnął się szeroko. - A ty co sądzisz, Mikasa?
- O czym?
- Jak to o czym?! - chłopak zaczął żwawo gestykulować rękami.
- Daj spokój, Ban. Powinniśmy już pójść na trening - odparła Aleyn i podniosła się z drewnianej ławy. - Chyba że planujecie jeszcze coś zjeść - dodała, przekrzywiając głowę i spoglądając na prawie nietknięte jedzenie.
- Nie, chodźmy - poparła ją Mikasa i również odeszła ze swojego miejsca.
- Spotkamy się później na dziedzińcu! - zawołał za nimi Ban, machając im ręką na pożegnanie.


Dla niektórych aktywność fizyczna była mordęgą albo czymś, co po prostu muszą szlifować, żeby przeżyć. Mikasa nigdy tak na to nie patrzała. Trening pozwalał jej nie myśleć, tylko po prostu być i czuć. Nieraz zwracała się do morderczych ćwiczeń o pomoc, żeby uciec przed rzeczywistością czy też przed własnymi uczuciami.
Od czasu wyprawy tylko raz poszła się ,,trochę'' poruszać, co skończyło się tym, że padła zmordowana po trzech dniach nieustannych wyzwań i ani chwili odpoczynku. Popadła wtedy w błogi stan niewiedzy i nieprzejmowania się niczym. Przypominało to trochę uczucie, jakby człowiek nadużył alkoholu, ale było o wiele lepsze, bo w przeciwieństwie od trunku wysokoprocentowego, po aktywności fizycznie nie miało się żadnego kaca, a co najwyżej zakwasy, które dziewczyna bardzo lubiła. Gdy je czuła miała pewność, że naprawdę ,,coś'' robiła i dało to jakieś efekty.
Niestety później dowódcy zabronili jej chodzić na treningi. Dzisiaj w końcu mogła od nowa zaznać tych przyjemnych uczuć, za którymi strasznie tęskniła.


Po czterech godzinach trening się zakończył. Większość zwiadowców dyszała jak dzikie psy albo kolorem swojej twarzy przypominała pomidory, albo buraki. Po całym ciele dziewczyny spływał liczny pot tak, że jej skóra świeciła się w słońcu (dop.aut. Podtekst a'la ,,Zmierzch''? xD). Oddaliła się od reszty i poszła się napić.
- Masz - rzekła Aleyn, podając Mikasie czysty ręcznik. Sama jeden miała zwieszony wokół szyi, niczym puchowego węża boa.
Czarnowłosa skinęła głową i zabrała miękki materiał, żeby wytrzeć nim sobie twarz.
- Oho, nadchodzą nowi - odparł Ban, który do nich dołączył.
Nie wyglądał na zbytnio zmęczonego, co zawsze Mikasę intrygowało. Chłopak pod wieloma względami, jeśli chodziło o sprawność fizyczną, przypominał jej byłego przyjaciela Armina, który ledwo prześlizgnął się przez szkolenie kadetów, a który posiadał ogromną wiedzę strategiczną i spryt w przewidywaniu zamiarów przeciwnika. Mimo że Ban nie był najsilniejszy czy najszybszy, nie okazywał jakiś super wyczynów sportowych ani genialnych zdolność w posługiwaniu się sprzętem do trójwymiarowego manewru, to jednak nigdy się nie męczył. Tak jakby nie osiągał ekstra rekordów lekkoatletycznych tylko dlatego, że wysiłek fizyczny nie potrafi z niego tego wysiłku tak naprawdę wycisnąć.
- Ciekawe jacy dziwacy tym razem do nas dołączyli - mruknęła wesoło Aleyna z przyjaznym uśmiechem, mimo że jej oczy pozostawały bez wyrazu.
Mikasa nienawidziła patrzeć w tę błękitne tęczówki, kiedy tak się prezentowały. Odczuwała wtedy dreszcze na plecach i... coś na wzór strachu.
- Zaraz się przekonamy - dodał z entuzjazmem Ban.
Czarnowłosa poprawiła swój ręcznik i ruszyła w przeciwną stronę niż grupa, która do nich zmierzała.
- Ej, Mika, a ty dokąd? - Aleyn złapała ją za nadgarstek. Jako jedna z nielicznych nie bała się czegoś takiego zrobić. Za to właśnie lubiła ją Mikasa. - Mieliśmy się upewnić, że wszystko wiedzą i rozumieją. Wiesz, że przemowy Dowódcy Erwina są bardzo emocjonalne i motywujące, ale nie każdy po nich pamięta, co dokładnie usłyszał poza tym, że są, w mniejszym bądź większym stopniu, udupieni w naszym oddziale.
Dziewczyna niechętnie pozostała na swoim miejscu i zaczekała, aż nowi do nich dołączą.
- To kto zaczyna... no... ten? - wydukał do dziewczyn szeptem Ban, patrząc z błaganiem na Aleyn.
Brunetka obdarzyła go kwaśnym grymasem dobrze wiedząc, że chłopak, jak zwykle, chce na nią zrzucić całą odpowiedzialność i najtrudniejszą część zadania.
Pokręciła głową i z przyjaznym uśmiechem zwróciła się do grupy:
- Witajcie wszyscy! Mam nadzieję, że Obóz Zwiadowców zrobił na was dobre pierwsze wrażenie, a nawet jeśli nie, to spokojnie!, to się niedługo zmieni. Jeszcze długa droga przed wami, a moim zadaniem i moich przyjaciół jest przedstawienie wam pokrótce, na co mniej więcej musicie się przygotować. - Wskazała na siebie ręką. - Jestem Aleyn Rost, a to - pokazała dłonią na czarnowłosą, a następnie na szatyna - Mikasa Ackerman i Ban Price.
Chłopak uśmiechnął się lekko na co kilka(naście) dziewczyn w grupie zaczęło z przejęciem szeptać. Tymczasem Mikasa milczała jak grób, nie obdarzając nikogo nawet najmniejszym zainteresowaniem, co również wywołało przejęcie na temat jej osoby, ale na pewno dużo mniej entuzjastyczne i przymilne.
Aleyn zaczęła tłumaczyć rolę zwiadowców; ich oddanie w sprawie walki z Tytanami i poświęcenie dla ludzkości. Kiedy tematem nawiązała do wypraw za mur w Mikasie coś drgnęło, coś bardzo nieprzyjemnego. Zapragnęła jak najszybciej odejść z dziedzińca i zniknąć tymczasowo (albo i na zawsze) z powierzchni ziemi, ale uparcie się od tego powstrzymywała.
Nagle jej uwagę zwróciła pewna grupka, która bardzo wyraźnie wyróżniała się z pomiędzy całej masy nowych zwiadowców. Utworzyli swoje własne kółeczko adoracyjne - czterech chłopaków i dwie dziewczyny. Z wielkim przejęciem o czymś rozmawiali z każdą chwilą mówiąc coraz głośniej, więc dziewczyna nie miała problemu, żeby usłyszeć, czego dotyczy ich konwersacja.
- Przecież wam mówię, że dołączyłem tutaj tylko dlatego, że Zwiadowcą przyda się ktoś tak wybitny jak ja. Sami zobaczycie jak po kilku miesiącach będą się przede mną płaszczyć z wdzięczności i szacunku za to, że zaszczyciłem ich swoją obecnością i ochroną - odparł wyniosłym tonem blondyn, który teatralnym gestem poprawił swoją grzywkę, które opadła mu nieco na zielone oczy.
- Już to widzę, Ken - prychnął z lekceważeniem drugi chłopak o popielatych włosach.
- Lubisz moje imię przekształcać tak, żeby brzmiało prostacko, nieprawdaż Chris? - odpowiedział mu kąśliwie ten pierwszy. - Jestem Kentin Erhall, radzę ci zapamiętać, bo może ci się to wkrótce przydać.
- Ta, na pewno - rzekł niedbale szatyn i machnął na niego ręką.
- Widzicie dziewczyny? Nawet wśród przyjaciół zdarza się zazdrość i zawiść. Wystarczy, że się jest przystojniejszym i zdolniejszym, a już ma się pod górkę!
,,Co za biedactwo'', pomyślała z irytacją Mikasa i skrzyżowała ramiona na piersi, wpatrując się z mordem w oczach w grupkę, która nic sobie nie robiła z tego, że Aleyn kilka razy na nich chrząknęła. Na razie TYLKO chrząknęła. Brunetka posiadała wielką, wielką jak tytani, cierpliwość, ale kiedy już się jej limit wyczerpał, to była straszniejsza i okrutniejsza niż pożerające ludzi bestie. Głównie dlatego, że twierdziła: ,,Istnieją znacznie gorsze losy niż śmierć. Zdenerwuj mnie, a zagwarantuje ci jeden z nich, a wtedy będziesz błagać o zakończenie swojego nędznego żywota''.
Wymówiła tę słowa tylko raz, a cały Korpus zapamiętał i rozpamiętywał je po dziś dzień. Mikasa również. Pod dziwnym i niewytłumaczalnym względem kojarzyły jej się z Levim.
Dziewczyna jednak nie zamierzała czekać, aż cierpliwość jej przyjaciółki się skończy i ta ustawi całą grupkę do porządku - Mikasa postanowiła sama to zrobić.
- Ucisz się i słuchaj uważnie - zawołała do głównego winowajcy całej sytuacji spokojnym głosem, który wibrował niebezpiecznie.
- Za chwilę, jestem teraz zajęty. Możesz nam nie przeszkadzać? - blondyn machnął lekceważąco dłonią w jej stronę, jakby odganiał natrętną muchę.
Dziewczyna zmrużyła oczy i z opanowaniem podeszła do Kentina. Ten nawet nie zwrócił na nią uwagi, dopóki nie stanęła obok niego. Odwrócił się w jej stronę marszcząc brwi i zmierzając pogardliwym wzrokiem od góry do dołu.
- Jesteś mężczyzną czy dziewczyną? - zapytał tuż przed tym, jak Mikasa zacisnęła swoją prawą dłoń na jego szyi i unosząc jego bezwładne truchło kilka dobrych centymetrów nad ziemią.
- Jeśli zapomnisz chodź jedno słowo, które tutaj dzisiaj padło, to dostaniesz dodatkowe ćwiczenia i zmniejszone kilkukrotnie racje żywnościowe - zagroziła, wpatrując się w jego szmaragdowe tęczówki z żądzą mordu w oczach. - Nie myśl sobie również, że za murami jest pięknie, kolorowo, a zwierzęta hasają radośnie po lasach. Lepiej już teraz zacznij ćwiczyć wstrzymywanie pęcherza, żebyś nie narobił pod siebie, kiedy zobaczysz Tytana.
Chłopak zbladł przerażająco i nawet nie drgnął podczas wywodu czarnowłosej, która po chwili brutalnie odrzuciła go przed siebie, co dla młodego zwiadowcy skończyło się dość boleśnie.
Wszyscy w milczeniu przyglądali się tej scenie, a w ich oczach malowało się niedowierzanie i strach, a także pewnego rodzaju ulga, że to nie oni są na miejscu blondyna.
Chris i drugi ich przyjaciel, pomogli Wielkiemu Paniczykowi wstać, tymczasem dwie dziewczyny z szeroko otwartymi oczami wpatrywały się raz w Mikase, raz w Kentina na trzęsących się nogach.
Szarooka objechała całą grupkę wrogim spojrzeniem i odparła:
- To dotyczy was wszystkich. Myślicie, że po co tutaj jesteście? Że jaki jest cel Zwiadowców? To co wam teraz mówimy, to tylko podstawy i to teoretyczne. Z nimi ledwo przetrwać za murem, a co dopiero bez nich. Jeśli tak ciężko wam się skupić albo najzwyczajniej nie chce wam się słuchać, to zrezygnujcie, droga wolna! Nikt was tu nie trzyma. Jeśli nie widzicie dla siebie innej drogi niż Zwiadowcy, to, śmiało, równie dobrze możecie się powiesić w swoim pokoju albo najlepiej na jakimś drzewie, żeby nikt nie musiał się wami przejmować ani marnować swojego czasu i innych cennych rzeczy. Dlatego pamiętajcie, żeby przed próbą samobójcą jeszcze mundur zdjąć, bo szkoda go na was - zakończyła swój spokojny, ale niewyobrażalnie zimny monolog, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła do zamku.


- Hmmmm, hyhmmmm - nuciła cicho Aleyn, zrywając zielony, nieduży listek, który rozrywała na małe kawałeczki, a następnie brała kolejny.
Siedziała ukryta pośród gałęzi na drzewie, które urosło do dość sporych rozmiarów. Jeszcze dwa lata temu wyglądało jak młody niedorostek, ale teraz... Teraz mogła się w nim kryć do woli przed światem zewnętrznym.
Wpatrywała się w błękitne niebo, kiedy usłyszała, że ktoś siada przy konarze. Spojrzała w dół, chodź i bez tego wiedziała kto do niej dołączył.
- Co tam Mika? - zapytała z szerokim uśmiechem, siląc się, żeby zabrzmieć miło i beztrosko jak zawsze.
Szarooka nie odpowiedziała, co wcale nie zdziwiło dziewczyny, gdyż zdążyła się do tego przyzwyczaić. Już wcześniej Mikasa zachowywała się jak odludek, który nie chce mieć nic do czynienia z ludźmi, tak jakby ona była jakimś nadczłowiekiem. Co prawda widząc jej zdolności wojenne, to takie wnioski, aż same się po prostu nasuwały. Aleyn miała jednak nadzieję, że z czasem się czarnowłosej poprawi, że przy większej dawce optymizmu i radości coś się zmieni. Nie jakoś diametralnie, ale... chociaż coś.
Mikasa nigdy nie opowiadała jej o swojej przeszłości, w ogóle bardzo rzadko, jak nie wcale, mówiła o sobie. Brunetka nie należała do głupich osób ani tym bardziej takich, co tylko siedzą, patrzą i czekają, aż wszystko się samo rozwiążę. Że nadarzy się jakiś cud. Najpierw snuła domysły, później wypytywała co po niektóre osoby, wyłapywała pewne słówka i tworzyła różne teorie tak długo, aż w końcu doszła do finalnej części. Aż w końcu wiedziała już wszystko i to tylko z własnej zasługi. Nie powiedziała o tym nikomu. Cierpliwie czekała, aż przyjaciółka sama jej opowie swoją historie.
Minęły dwa lata i nic. Zamiast się polepszyć stało się jeszcze gorzej. Mikasa ograniczyła kontakty ze wszystkimi poza nią i Banem. Dla każdego, nawet dla nich, była zimna i oziębła jak Królowa Lodu, nawet jak nie bardziej.
Aleyn na marne się łudziła, że coś zmieni. Sądziła, że może jeśli ona pozostanie taka jak zawsze, że będzie roztaczać aurę radości i optymizmu, nawet jak nie miała na to ochoty i nie myślała tak pozytywnie, to i tak pomoże. Bo czy nie ma takiego powiedzenia jak: ,,z kim się zadajesz, takim się stajesz''?
Dopiero niedawno doszło do niej, że ona nie wpłynie na Mikase swoim zachowaniem, dlatego teraz tylko chciała się uodparniać, żeby to czarnowłosa nie zmieniła jej na swoje podobieństwo.
Nie pragnęła, żeby wszyscy trzymali się od niej z daleka, tak jak od szarookiej. Fakt, że cieszyła się wieloma przywilejami i ogromnym szacunkiem, ale co z tego skoro... skoro była samotna. Samotna z własnego, nieprzymuszonego wyboru.
Aleyn od dawna wiedziała, że samotność jest straszna, a najgorsza jej forma jest wtedy, kiedy jesteś wśród swoich, a mimo to ją czujesz.
- Podoba ci się nasz nowy skład? - zapytała od niechcenia brunetka, żeby przerwać ciszę. Mikasa wzruszyła tylko ramionami. - Nie wiem jak będzie, ale jeśli dorośli chociaż trochę przez tę dwa lata, to nie powinno być tak źle.
- Aleyn... - zaczęła czarnowłosa z pewną dozą wahania, co zaniepokoiło, ale i zaintrygowało dziewczynę.
- Hm? O co chodzi?
- Nie daj się zabić.


- Dzień doberek, Dowódco~! - Ban wyskoczył zza rogu i obdarował Aleyn szerokim uśmiechem.
Ta zazwyczaj odpowiadała tym samym, ale nie tym razem.
Chłopak spojrzał na nią zdezorientowany, a po chwili na idącą za nią Mikasę.
- A, witam i drugiego Dowódce - odparł, odzyskując poprzedni wigor.
- Dowódca jest tylko jeden - rzekł Kentin, który postanowił do nich dołączyć. Za nim przyszli Chris i Elizabeth, jedna z dziewczyn z ich paczki. - Do której z was mamy się tak zwracać? - zapytał z pozoru od niechcenia, ale ani na chwilę nie spojrzał na Mikasę. Głównie mówił do brunetki, która wyglądała jak wściekły rosomak, co było tak rzadkie jak śnieg latem.
- Nie obchodzi mnie to, więc chyba się domyślasz odpowiedzi - mruknęła pod nosem i poszła we własną stronę, dorzucając na odchodnym: - Już mi się raz to przydarzyło i nie potrzebuje powtórki z rozgrywki, Mik.
Wszyscy spojrzeli za odchodzącą dziewczyną z mieszanymi emocjami, po czym zwrócili swoje oczy na Mikase, która nadal stała niewzruszona na swoim miejscu.
- O co chodziło? Pokłóciłyście się? - Ban w końcu nie wytrzymał i postanowił (odważył się) przerwać tę nieznośną ciszę.
- To tylko zwykła wymiana poglądów - odpowiedziała i również odeszła, zanim ktoś zdążył coś dodać albo o coś zapytać.


Mikasa nie lubiła się sprzeczać, a tym bardziej ze swoimi bliskimi. Miała teraz tylko Aleyn i Bana, ale... wiedziała, że gdzieś tam daleko jest ktoś jeszcze. Nie potrafiła zapomnieć o Erenie i Levim. Czuła, że żyją.
To nie tak, że nie mogła się pogodzić z ich śmiercią czy po prostu nie przyjmowała takiej myśli do wiadomości. Kiedyś - sprzed dwoma latami - może jeszcze tak było, ale teraz się uspokoiła, ochłonęła i doszła do skrupulatnych wniosków, które same jej się narzucały. Chociażby we śnie.
Coraz częściej śniło jej się dzieciństwo, w którym parę razy spotkała Leviego. Kiedy byli jeszcze dziećmi i kiedy ich rodzice jeszcze żyli.
Wiedziała, że to coś znaczy. Wiedziała, że to jakiś znak.


A tymczasem na totalnym zadupiu (dop.aut. Tak, psuje klimat. To specjalnie xD) w jakieś ciemnej jaskini, o której świat zapomniał, żyją sobie dwa odludki niczym Adam i Ewa, tyle że zamiast w Rajskim Ogrodzie to w ciemnej d... (dop.aut. Dobra, nie będę przesadzać xD)
- Ty niezrównoważony, brudny kretynie! Znowu spłoszyłeś naszą kolacje! - wydarł się Levi na biednego Erena, który po chwili zrobił nadąsaną minę.
- Kapral również jest brudny - zauważył z przekąsem.
- Nawet mi o tym nie przypominaj! - warknął, po czym zaczął szlifować niewielki kamień, tak żeby stał się ostry i nadawał się na prowizoryczną broń.
Z powodu wściekłości robił to bardzo energicznie, przez co poczuł lekki ból w okolicach nerek. Wyhodował tam sobie solidną ranę, która nie chciała się zagoić. Wiedział, że nawet jak się w końcu jej pozbędzie, to i tak pozostanie mu po tym paskudna blizna.
Nazwałby ją jego skrzydłami wolności, gdyby znajdowała się wyżej łopatek.
Ledwo przeżyli i równie na farcie żyli. O ile dzięki swojemu brudowi nie mogli zostać wykryci przez Tytanów (gdyż nie pachnęli już jak ludzie), to o tyle sami byli dla siebie niebezpieczni. No bo jak się dogadać z głupim szczeniakiem o wysokim temperamencie? Albo jak zrozumieć kogoś kto zabrał ci miłość życia i jeszcze obrażał na każdym kroku? Przecież to wszystko takie straszne!
Co do jednego tylko się zgadzali; najważniejsze, że żyją. W większej niezgodzie niż zgodzi, ale żyją.


Szykowała się kolejna wyprawa za mury, która cieszyła się takim samym entuzjazmem jak każda poprzednia - czyli niewielkim. A już szczególnie Oddział Mikasy, poza nią samą, gdyż wiązała z tą eskapadą duże nadzieje.
Wierzyła, nie... Czuła, że wydarzy się coś przełomowego.


Eren i Levi wybrali się do lasu, żeby poszukać jakiegoś pożywienia. Były Kapral chciał iść sam, bo ten wysoki dupek tylko płoszył zwierzynę, ale nie miał liny, żeby go związać i gdzieś porzucić, toteż w dalszym ciągu musiał się z nim użerać.
Przynajmniej tym razem się nie kłócili, gdyż wiedzieli, że na terytorium wroga muszą zachować szczególną czujność, jeśli nadal - marnie - chcą żyć.
Nagle dotarło do nich, że coś jest nie tak. Las wydawał się bardziej złowrogi, a zwierzęta zaczęły uciekać w popłochu i - tym razem - nie z winy Erena.
Wtem mężczyźni wyczuwają zapach krwi, za którym postanawiają bezzwłocznie ruszyć, a wtedy... a wtedy napotykają na rozbity, zmasakrowany doszczętnie Oddział Zwiadowców.
Z niezwykłą starannością i gulą tkwiącą w gardle badają zwłoki, a przynajmniej to, co zostało z tych biednych ludzi. Odetchnęli w duchu, kiedy nie napotkali żadnej znajomej twarzy.
Aż nagle rozbrzmiewają głośne, ogłuszające kroki nadchodzących Tytanów, a pomiędzy, w jakimś małym odmęcie, odzywa się głos, który oboje poznaliby wszędzie.
- Levi...?




~ Hahahaha wiem, zepsułam/schrzaniłam/zniszczyłam/rozwaliłam (i inne terminy oraz wyrazy bliskoznaczne) to zakończenie. Tyle czasu minęło od poprzednich rozdziałów, że myślałam, że nic z tego nie wyjdzie... A czy wyszło? Licho wie! Jedno jest pewne - na tym to się kończy. Nie mam ochoty tego ciągnąć (w sensie tego opowiadania, a nie ogólnie pisania, co to to nie!), dlatego taka, a nie inna decyzja. Wiem, wiem. Nie lubię niczego tak urywać, ale, nie będę kłamać, męczyłam się. Cholernie się męczyłam! Z każdym akapitem chciałam już skończyć, więc... Nic wam na to nie poradzę. Ale spokojna głowa! Przecież jest mnóstwo innych pomysłów na one-shot'y. O! Jak chcecie to mogę zrobić bonusy do tego, gdzie będzie rozwinięty wątek/historia postaci, które się tutaj pojawiły, takich jak na przykład: Aleyn, Ban czy świeża grupka zwiadowców. Co wy na to? ^^ W każdym razie, to na razie tyle, pozdrowionka ;** ~



Jeśli zauważyłeś/aś literówkę/błąd we wpisie, proszę o zgłoszenie tego, a będę mogła błyskawicznie usunąć błąd.


1 komentarz:

  1. No witaj, wróciłem po swoje niczym kostucha po zmarłych :D I tak nie powiem jestem cholernie zadowolony w szczególności z tą jaskinią (Chol** teraz żałuję, że nie zmurzyniłem Cie bardziej, wyszło by bardziej kompletne zakończenie...xD) ALE jest ZAJEBIOZA i to się liczy, męki się opłaciły, klient zadowolony (Tak 30minut ogarniałem gdzie co jest, po czym znalazłem twoje zakończenie pracy, po czym kolejne 30 min szukałem tego....xD). 9/10 brak mi IV rozdziału (Polaka nie zadowolisz :)) Ale i tak brawo za tą mękę bo twoja męką przelała się na mękę Mikasy xDD

    Tak więc podsumowując good job ;) Teraz czekam na twoje ZMARTWYCHWSTANIE w co nie wątpię i gdy znowu zawitam tu za X czasu zobaczę pełną listę zamówień z nowym sezonem i spam zamówień oraz opowiadań xDD LICZĘ ŻE WRÓCISZ I PRZECZYTASZ TEN KOMENTARZ OD FANA ;D

    Tak więc do zobaczenia za X lat, mam nadzieję że znowu, kolejnej pięknej nocy gdy weźmie mi się na wspominanie znowu trafię do tej pięknej krainy opowiadań, która odżyje na nowo i znowu będę mógł złożyć zamówienie na dwóch troglodytów w jaskini :D :D (I te wypasione przemowy Erwinach, których nikt nie ogarnia) :D

    Pozdro mniej lub bardziej wierny Fan !

    OdpowiedzUsuń