poniedziałek, 13 listopada 2017

One-shot ~ ,,(Nie)nawiedzony dom''




Hejka Kochani!
Mimo wszelkich nieprzyjemności, jakie mnie ostatnio spotkały, nie potrafiłam wytrzymać dłużej bez pisania.
Ach, wena i chęć tworzenia aż mnie rozsadza!
Pisanie w takiej sytuacji to sama przyjemność, polecam.
A teraz, z tego właśnie miejsca, życzę Wam wszystkim przyjemnego czytania!











,,(NIE)NAWIEDZONY DOM''



Przemierzanie nocą ulic Japonii wcale nie brzmiało jak idiotyczny pomysł. W końcu kraj cieszył się pozytywną opinią, jeżeli chodziło o bezpieczeństwo obywateli jak i turystów. Mimo to każda osoba, z chociażby odrobiną szarych komórek w głowie, potwierdziłaby, że nastolatce nie wypadało o tak późnej porze wałęsać się po mieście, zwłaszcza gdy w grę wchodziły mniej zaludnione regiony, gdzie nawet żadnego monitoringu nie było.

Gdybyś spotkała kogoś, kto przedstawiłby ci takie argumenty, nie sprawiłyby one, że wycofałabyś się z postawionego sobie celu. Nie zamierzałaś, aby trzy nieprzespane doby poświęcone poszukiwaniom poszły się dymać. Nic poza tajemnicą zaginionego gołąbka nie zmusiło cię do tak długiego funkcjonowania bez odpoczynku!

Najgorsze było to, że tamta sprawa zakończyła się totalną klapą, gdzie nie tylko skończyłaś jako niewyspane truchło, ale również jako głodne truchło, które musiało obejść się ze smakiem, gdyż wspomniany wcześniej gołąbek wcale nie zaginął. W rzeczywistości to przeklęty kocur sąsiadów wślizgnął się przez uchylone okno do twojego domu, aby spałaszować danie, na które miałaś ochotę od naprawdę długiego czasu. Gdyby nie twoja wyrozumiałość i miłość do zwierząt, od kolejnego dnia cieszyłabyś się z posiadania niewielkiego, czarnego dywaniku przy łóżku.

W każdym razie twoja obecna sprawa była o wiele bardziej intrygująca, aczkolwiek niemniej poważna. Od zawsze dla wszelkich tajemnic czy zagadek traciłaś głowę, a już szczególnie gdy owiewała je obietnica niezapomnianych wrażeń, jak chociażby domniemane pogłoski o zjawiskach nadprzyrodzonych mających z nimi jakiś związek.

Zatem kiedy usłyszałaś o ogromnym domu, będącym najprawdopodobniej własnością czyjegoś rodu, w którym ponoć straszyły duchy i niejedna osoba to potwierdzała, naturalnym dla ciebie było, że poświęciłaś się całkowicie, aby odkryć prawdę się za tym kryjącą. Z tego powodu przeznaczyłaś całe ostatnie trzy dni na zgromadzeniu jak największej ilości informacji dotyczącej tej sprawy, chcąc przede wszystkim dostać adres tego ciekawie zapowiadającego się miejsca.

Póki co nie żałowałaś poświęconego na dochodzeniu czasu, mimo że skutki tak drastycznej decyzji ciągnęły się za tobą niczym cień. Szczególnie że opuszczając dom zostałaś odseparowana od błogosławionego przez Boga wywaru o nazwie kawa. Niejednokrotnie modliłaś się o automat z nią gdzieś po drodze, ale najwyraźniej Temu Na Górze nie spodobało się to co robiłaś, więc nie zamierzał wysłuchać twym modłów. Albo po prostu oglądał śmieszne filmiki z pisełem. W końcu wszyscy kochali pieseła - ucieleśnienie największego dobra w czystej postaci, które zstąpiło na Ziemię, zaraz po Chrystusie.

Nagle przystanęłaś, aby przetrzeć wolną dłonią zmęczone powieki, które utrzymywały się otwarte tylko za sprawą twojej siły woli. W drugiej ręce trzymałaś komórkę, sprawdzając co jakiś czas GPS, czy aby na pewno zmierzałaś w dobrym kierunku. Nienawidziłaś momentów, kiedy musiałaś spojrzeć na oczojebny wyświetlacz, gdyż wtedy piekły cię oczy. Na szczęście nawet to nie było w stanie zmusić cię do odwrotu, mimo że wizja wygodnego łóżka kusiła cię równie bardzo co wyprzedaż w Taco-che*.

Zamrugałaś, pozwalając na moment powieką opaść, chcąc zaczekać aż źrenice staną się na powrót większe, by lepiej było ci widzieć w otaczającej cię ciemności. Co jakiś czas mijałaś lampy uliczne, ale już wcześniej zdążyłaś zauważyć, że im bliżej znajdowałaś się swojego celu, tym rzadziej je napotykałaś.

Rozejrzałaś się po okolicy nie dostrzegając nigdzie ani żywej duszy. Wyobrażając sobie, że z pobliskich krzaków wyskakuje przysadzisty, niezadbany i zdesperowany zboczeniec, nim się obejrzałaś, a w jeszcze szybszym tempie, niż wcześniej, ruszyłaś dalej. Odetchnęłaś głęboko przez usta, aby się rozluźnić i uspokoić, a wtedy dostrzegłaś niewyraźny zarys obłoczka pary, który niemalże od razu zniknął. Owe zjawisko nie zdziwiło cię zanadto - w końcu zaczął się listopad, więc panowały chłodne wieczory. Żałowałaś, że nie ubrałaś się cieplej, ale nie narzekałaś. Szczęście na tyle ci sprzyjało, że chłód nie docierał ci aż do kości, więc nawet nie dygotałaś z zimna.

Oparłaś dłoń o pobliskie drzewo, czując na skórze jego chropowatą korę. Uspokoiłaś oddech, zerkając tylko kątem oka na ekran telefonu; GPS przestał naprowadzać, wyświetlając komunikat dotarcia na miejsce. Zmarszczyłaś skonsternowana brwi, prostując się i dokładnie rozglądając dokoła. Wtedy dostrzegłaś przed sobą nową drogę, której nie osłaniały żadne drzewa czy lampy. Zaciekawiona ruszyłaś ku niej, aby po chwili zrozumieć, że znalazłaś się na podjeździe do rezydencji. Rezydencji, której szukałaś.

Uśmiechnęłaś się triumfalnie, patrząc z satysfakcją na ogromny budynek na końcu drogi. Z takiej odległości nie mogłaś zbyt wiele oszacować, ale snopy światła, jakie wydobywały się z okien sprawiły, że dom skojarzył ci się z choinką otoczoną lampkami. Z jeszcze większą determinacją i ciekawością, ruszyłaś w kierunku rezydencji, chcąc przyjrzeć się jej z bliska. Nie wiedziałaś, czy udałoby ci się wejść do środka, ale i takiej opcji nie wykluczałaś.

Wyłączyłaś GPS, a następnie włożyłaś komórę do kieszeni, aby ci niepotrzebnie nie wadziła. Ogarnęłaś z twarzy kilka zagubionych [kolor] kosmyków, uśmiechając się szeroko. Im bliżej się znajdowałaś, tym pod coraz większym wrażeniem byłaś. Miałaś wrażenie, jakby to miejsce żyło. Do tego z każdym kolejnym krokiem czułaś się przez nie wodzona, niczym jak ćma, która łaknęła bliskości światła.

Drżąc z podekscytowania przemknęłaś się przez mosiężną, czarną bramę, dostając się na teren rezydencji. Odetchnęłaś pełną piersią, po czym z radością dziecka zaczęłaś swój obchód, chcąc w pierwszej kolejności obejść budynek dookoła. Wieczór stał się nagle dla ciebie niesamowicie atrakcyjny, a panujący chłód ani trochę nie wadził - podniecenie wywołane osiągnięciem swojego celu dostatecznie mocno cię rozgrzewało.

Kręciłaś głową na wszystkie strony, nie wadząc na to, że za moment sobie szyję wykręcisz. Byłaś tak zaabsorbowana otoczeniem, że w ogóle nie zważałaś na to, w jakim kierunku szłaś, co skończyło się tym, że się pogubiłaś. Kiedy to do ciebie dotarło zatrzymałaś się, by spróbować odzyskać utraconą w euforii orientację w terenie. Pomasowałaś zakłopotana kark uznając, że schrzaniłaś nieco sprawę.

Całe szczęście trafiłaś do miejsca wyglądającego jak dziedziniec, objętego z obu stron skrzydłami rezydencji. Mimo że na środku znajdowała się tylko fontanna, z której nieustannie tryskała krystaliczna woda, byłaś pod wrażeniem tego, jak otoczenie zostało przemyślanie zaprojektowane. Wszystko co dotychczas udało ci się zobaczyć wprawiło cię w zachwyt, ale tym samym budziło twój niepokój. W końcu spodziewałaś się zapyziałego, opuszczonego i zrujnowanego domu, w którym miały straszyć duchy, a nie budynku jak z bajki.

Kiedy chciałaś sięgnąć do kieszeni, aby sprawdzić, czy na pewno dobrze trafiłaś, nagle po plecach przeszły cię nieprzyjemne ciarki. Przestałaś czuć się bezpiecznie, wręcz przeciwnie - igiełki niepokoju i strachu zaczęły wbijać ci się coraz dotkliwiej w plecy oraz serce. Mając nieprzyjemne uczucie bycia obserwowaną, podniosłaś wyżej głowę, pozwalając oczom zawędrować w stronę okien.

Zamarłaś, dostrzegając niezliczoną ilość wpatrzonych w ciebie czerwonych ślepi. Włosy stanęły ci dęba, a nogi zamieniły się w dwa drewniane kołki wbite mocno w ziemię. Rozchyliłaś nieznacznie usta, jakby chcąc krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z twojego gardła. Jednak im dłużej przyglądałaś się istotom ukrytym za szybami, tym twe serce zwalniało, a strach ulatywał w ciemność nocy. Zrozumiałaś, że nie obserwowały cię żadne potwory, a już zwłaszcza duchy, tylko gromada dzieci.

— Oi, kim ty jesteś?! — Rozległ się nagle czyiś gniewny głos, co spowodowało, że podskoczyłaś zaskoczona, kładąc dłoń na klatce piersiowej.

Z szeroko otwartymi oczami spojrzałaś za siebie, gdzie ujrzałaś niskiego i wątłego chłopaka, którego nawet ty zdołałabyś powalić. Prychnęłaś mimowolnie na tę myśl, niemalże od razu tego żałując, kiedy zostałaś zgromiona przez nieznajomego morderczym spojrzeniem.

— Ostatni raz pytam: kim jesteś i co tutaj robisz?

— Etto... — Podrapałaś się zakłopotana w tył głowy, zastanawiając się, jak doprowadziłaś do zaistnienia takiej sytuacji. — Nazywam się [Nazwisko] [Imię]. Na pewno zabrzmi to dla ciebie głupio, ale przyszłam tutaj, gdyż słyszałam, że duchy nawiedzają to miejsce.

— Och, żadnych duchów tutaj nie ma. — Usłyszałaś za sobą nowy głos, ociekający wyraźną skłonnością do prowokacji i podpuszczania innych. Sama posiadałaś bardzo podobny, co zawsze napawało cię dumą.

Spojrzałaś za siebie, ale nikogo tam nie dostrzegłaś, co wywołało u ciebie nie lada zdziwienie. Wtedy przed twarzą przeleciał ci nieziemsko piękny motyl, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałaś. Posiadał czarne czułki, tułów, a także skrzydełka, jednakże były one w większości wypełnione różowym kolorem.

Nim zdążyłaś nacieszyć oczy widokiem tak wspaniałego stworzenia, niespodziewanie przemieniło się ono w wysokiego, umięśnionego mężczyznę o blond włosach. Jego ubranie odsłaniało brzuch oraz ramiona, co sprawiło, że zrobiło ci się ciepło na twarzy.

— Miło cię poznać, [Nazwisko] [Imię]. Jeżeli chcesz, zdejmę dla ciebie wszystko — zaproponował, uśmiechając się do ciebie zmysłowo.

Wybałuszyłaś szeroko oczy, gubiąc się w sytuacji. W życiu nie spodziewałaś się czegoś takiego, gdy planowałaś zwiedzanie rezydencji.

— Przestań się rozbierać, zboczeńcu! — Karzełek uderzył mężczyznę w plecy, na co tamten tylko się krótko zaśmiał. Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, zastanawiając się, do jakiego chorego miejsca trafiłaś. — Ten striptizer to Snow Lily. Ja nazywam się Misono Alicein i zapewniam cię, że w moim domu nie ma żadnych duchów. Ktoś cię po prostu oszukał.

— Może i nie ma tutaj duchów, ale na pewno nie jest to zwyczajne miejsce — zaoponowałaś, krzyżując buńczucznie ramiona na piersi. — Kim są te dzieci o szkarłatnych oczach? — zapytałaś, wskazując dłonią na okna nad wami.

— Nie twój interes. A teraz odejdź stąd i zapomnij o wszystkim — odparł kapryśnie, zbywając cię machnięciem ręki.

Wypuściłaś ze świstem powietrze, nie zamierzając dać się tak po prostu wygonić.

— O niczym nie zapomnę! Szczególnie że się już sobie przedstawiliśmy, a więc nie jesteśmy dla siebie nieznajomymi! — odparłaś zdecydowanie, kiedy nagle zaświeciła ci się w głowie czerwona lampka.

Nazwisko ,,Alicein'' nie było ci obce, niejednokrotnie słyszałaś o nim w telewizji oraz w szkole, gdyż nosił je jeden z najbardziej wpływowych biznesmenów należący do owego rodu. Oblał cię nieznaczny rumieniec zawstydzenia, kiedy uświadomiłaś sobie, że tak swobodnie i bez ceregieli zwracałaś się do członka takiej rodziny.

Zganiłaś się w myślach za własną ignorancję. Przecież wystarczyło, abyś lepiej się Misono przyjrzała, żeby zrozumieć, że nie był na takim samym szczeblu społecznym co ty. Miałaś na to doskonały dowód w postaci jego purpurowego mundurka. Od zawsze ten kolor był zarezerwowany wyłącznie dla osób piastujących wysokie i cieszące się poważaniem stanowiska. Stroje o takiej barwie nosili królowie i cesarze, książęta i władcy. Mimo to nadal kojarzono ten odcień z dostojeństwem i władzą.

Wzięłaś głęboki oddech, próbując szybko wymyślić sposób na grzeczne i bezpieczne wycofanie się. Musiałaś chronić siebie i swoją rodzinę przed konsekwencjami swego czynu. Nie chciałaś mieć kłopotów za wtargnięcie do rezydencji bez pozwolenia.

— Albo wiesz co... Masz rację — zapomnijmy o sprawię! — odparłaś zakłopotana, zanosząc się sztucznym i wymuszonym chichotem. — Przepraszam najmocniej za najście! Którędy do wyjścia?

— Cały czas w prawo — odpowiedział Misono, wzdychając zrezygnowany.

— Ale, Misono, jest już późno! Taka piękna młoda dama nie powinna wracać w nocy sama do domu — wtrącił Lily, za co miałaś ochotę go pochwalić, jednocześnie chcąc pacnąć go w głowę. Doceniałaś jego troskę, ale nie musiał komplikować sytuacji.

— Bez obaw, poradzę sobie — zapewniłaś, uśmiechając się przekonująco.

- Nie, Lily ma rację. Nie powinnaś... - urwał Misono, tracąc nagle grunt pod nogami.

Na ułamek sekundy serce ci się zatrzymało, ale na szczęście Snow Lily uchronił go przed upadkiem. Przerażona szybko do nich podbiegłaś, biorąc twarz Misono w dłonie, lekko klepiąc jego policzki.

— Nie martw się, [Nazwisko]-chan. Misono nic się nie stało, po prostu zasnął — uspokoił cię mężczyzna, widząc jak bardzo się przejęłaś.

— Zasnął? — zapytałaś zdumiona, zabierając ręce.

— Tak. Misono ma bardzo słabe ciało, przez co szybko się męczy. Codziennie po 21 zasypia niezależnie od miejsca, w którym się znajduje — wyjaśnił spokojnie, biorąc chłopaka na ręce. — Chodź za mną, [Nazwisko]-chan. Znajdziemy dla ciebie jakiś pokój.

— Dziękuję, ale... Czy to w porządku, abym tutaj nocowała?

— Jakby to powiedział Misono: ,,nie przyjmuję odmowy'' — odpowiedział, posyłając ci ciepły uśmiech.

Nadal nie byłaś przekonana co do zaoferowanej propozycji, ale wątpiłaś, aby ktoś ze szlachetnego rodu postanowił cię zaszlachtować z powodu niewinnego wtargnięcia na jego posesję, więc ostatecznie zdecydowałaś się pójść za mężczyzną.

Wewnątrz rezydencja budziła jeszcze większy zachwyt niż na zewnątrz, przez co zapomniałaś na moment o wszelkich obawach, napawając się pięknymi pokojami i korytarzami mijanymi po drodze. Nigdy wcześniej nie widziałaś tak zdumiewającego miejsca.

— Dalej zaprowadzą cię moje subklasy — odezwał się nagle Lily, przywracając cię z powrotem do rzeczywistości.

— Hę? Kto? — zapytałaś nieprzytomnie, wracając wzrokiem do mężczyzny, który niespodziewanie zniknął.

Na jego miejscu pojawiły się dwie małe dziewczynki, trzymające się za ręce, o nienaturalnie iskrzących się na czerwono tęczówkach.

Odezwały się w tym samym momencie, głosami iście nieludzkimi.

— Chodź z nami, [Nazwisko] [Imię].

Pokiwałaś bez słowa głową, idąc za nimi w milczeniu. Cisza jednak najwyraźniej w ogóle nie przeszkadzała twoim nowym towarzyszkom, skoro nie czuły potrzeby, aby ją zakłócać.

W pewnym momencie się zatrzymały, wskazując wolnymi dłońmi drzwi za sobą. Zrozumiałaś, że to w tym pomieszczeniu miałaś spędzić noc. Podziękowałaś zatem dziewczynkom, chcąc chwycić za klamkę i pójść odpocząć, kiedy niespodziewanie odezwały się po raz kolejny.

— Proszę, wysłuchaj naszej prośby, [Nazwisko] [Imię]. — Na dźwięk ich nienaturalnego głosu przeszły cię ciarki. Poza tym nie dałaś po sobie poznać odczuwanego niepokoju. Spojrzałaś na nie, kiwając zachęcająco głową, aby kontynuowały. — Wyciągnij naszą Alice ze samotności.

— Co? — wydukałaś zdziwiona, nie zdążywszy niczego więcej powiedzieć, gdyż dziewczynki zniknęły.

Przetarłaś szybkim ruchem oczy, rozglądając się po ciemnym korytarzu zszokowana. Nie wiedziałaś, co myśleć o wydarzeniach, jakich byłaś świadkiem, ale miałaś absolutną pewność co do dwóch rzeczy: kolejnej doby bez snu nie wytrzymasz, a odkrywając tak niepodważalne miejsce jak dom Aliceinów, nie zamierzałaś odejść bez odkrycia wszystkich jego tajemnic.



*Taco-che - sklep z mangami, książkami, muzyką itp. umieszczony w Japonii.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz