czwartek, 19 października 2017

One-shot ~ ,,Wszystko wolno''










,,WSZYSTKO WOLNO''



Wzrok Ferida powędrował ku tobie, gdy tylko weszłaś do pomieszczenia. Uśmiechnął się szeroko, niemal dziecinnie, i wstał z bogato ozdobionego krzesła wyglądającego jak tron. Wyciągnął w twoją stronę ramiona, jakby chciał cię przytulić.

Zrobiłaś zniesmaczoną minę, którą szybko zmieniłaś na całkowicie neutralną.

— [Imię]-chan! — zawołał głosem tonącym w sztucznej wesołości.

— [Nazwisko] [Imię] — wymamrotałaś zrezygnowana pod nosem, podchodząc niechętnie bliżej.

— Hm... Skoro nie chcesz, abym mówił do ciebie po imieniu, to może jakieś zdrobnienie? Koteczek albo pieseczek, co myślisz? W końcu jesteś moim małym zwierzątkiem — zaśmiał się krótko, przyglądając ci się z zainteresowaniem, czekając na twoją reakcje.

Skrzywiłaś się na samą myśl, że mógłby za tobą wołać per ,,koteczek''.

Znienawidziłabym przez niego wszystkie koty, pomyślałaś, nic nie odpowiadając, co tylko nakręciło wampira.

— Nie mów, że wolisz bydlątko? Chociaż... Ludzie to bydło, więc pasowałoby.

Poczułaś ogarniającą cię falę złości, ale starałaś się nie dać tego po sobie poznać. Doskonale wiedziałaś, że szlachcic mówił takie rzeczy tylko dla zabawy, aby zobaczyć twoje reakcje.

Pochłonięta myślami, nawet nie zauważyłaś, kiedy się do ciebie zbliżył i chwycił za twój podbródek, zadzierając go ku górze. Przez chwilę, bez żadnych konkretnych emocji, a przynajmniej takich, których nie potrafiłaś z niego wyczytać, wpatrywał ci się w oczy.

Nagle uśmiechnął się, tak jak to miał w zwyczaju, odsłaniając śnieżnobiałe, ostre kły.

— Z takim spojrzeniem wyglądasz zupełnie jak Mika — zachichotał, puszczając cię.

Zachłysnęłaś się powietrzem z oburzenia. Porównywanie do zwierząt jeszcze znosiłaś, ale na bycie zestawianą z wampirami już nie.

— Nie jestem tak bezuczuciowa — odparłaś, uśmiechając się nienaturalnie.

Nabrałaś tego nawyku od swojego brata: niezależnie od sytuacji, najlepiej się uśmiechać. Uśmiech był fasadą, obroną, maską, która ukrywała każdą niepewność i lęk. Pomagała oszukać wrogów, przyjaciół, a nawet samego siebie.

Ferid mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i przesunął palcem po twojej szyi, na której ledwo zagoiły się poprzednie blizny — ślady po kłach.

— Minęło trochę czasu od ostatniego razu, prawda? — uśmiechając się, przesunął twoje [kolor] włosy na lewe ramię, odsłaniając tym samym to drugie.

— Miesiąc — bąknęłaś niewyraźnie, odwracając głowę w przeciwnym kierunku.

— To zdecydowanie za długo.

Poczułaś ocierającą się o twoje ciało pelerynę, która pokryła was oboje, kiedy wampir się nad tobą pochylił. Pociągnął za kilka twoich kosmyków, żebyś przechyliła głowę na bok. Dreszcze przebiegły ci wzdłuż kręgosłupa, gdy przejechał kłami po twoim gardle.

Odsunął się nieco, po czym połaskotał swoim gorącym oddechem twoje ucho. Mogłabyś uznać całą sytuację i atmosferę za romantyczną, gdyby nie jeden fakt.

Fakt, że on się tylko tobą bawił. Jednak, w pewien pokręcony sposób, lubiłaś to. Inaczej nie dałabyś się tak łatwo złapać, i to więcej niż raz.



Miesiąc szybciej



Otworzyłaś szeroko oczy, wciągając ze świstem powietrze. W głowie zachichotały ci dwa głosy, na co spojrzałaś morderczo na komodę obok łóżka.

— Ostrzegam was, jeśli to się powtórzy jeszcze raz, zakopię was na pustkowiu, a dowództwu wymyśle jakąś historyjkę — zagroziłaś, mrużąc ze złością oczy.

Po chwili opadłaś z głuchym ,,łup'' na poduszkę, zakrywając dłonią twarz.

Znowu ta cholerna broń zagwarantowała ci maraton sennych horrorów.

— Czemu to nie ja dostałam fajnego tygryska, tylko jakieś dwa pokręcone węże? — rzuciłaś w przestrzeń, otrzymując w odpowiedzi złowrogi chichot, odbijający się echem w twojej głowie.



* * *



Otaczała cię wszechogarniająca ciemność. Nic tylko ty, nieskończony mrok i głosy, które dochodziły zewsząd i znikąd.

— W otchłani snów słowa takie jak ,,wieczność'' są zbędne. — Rozbrzmiał jeden z głosów.

— Dziwne, przedziwne, upiorne... Ale gdy to zauważysz, kurtyna już opadnie. — Raz mówił jeden, raz drugi, a gdy dwa naraz nie potrafiłaś ich zrozumieć.

— ...czarne pasje tylko się pogłębiają.

— Wszystko tonie w morzu ognia.

Nagle błękitny ogień buchnął ci przed twarzą. Nie mogłaś przed nim uciec, gdyż srebrne łańcuchy cię unieruchomiły, oplatając każdą z twoich kończyn. Czułaś ich przeraźliwy chłód na swojej skórze.

— Wiesz przecież, że to coś, czego nie da się już zmienić, prawda?

— Wszystko zmienia się w martwy proch.

W ciemności błysnęły czerwone ślepia, wstrzymując na moment pracę twojego serca, które w śnie powinno wypoczywać.

— ...splamione krwią myślenie stopniowo nabiera głębszego koloru.

— Wyjście jest, ale na razie nie ma potrzeby, żeby go szukać.

Otoczenie zaczęło gwałtownie zmieniać kolor, jakby nie mogło się zdecydować nad swoim wyglądem.

— Wbijam się w ciebie tak mocno, że tryska krew i słychać dźwięk chrupiących kości.

— Wszystko rozpada się na kawałki.*

Wtedy twoje ciało zaczęło powoli pękać niczym szkło, żebyś ty również znikła, mogąc tylko wydobywać z siebie głos.



* * *



— Wyglądasz jak gówno. — Usłyszałaś, na co obejrzałaś się za siebie z mordem w oczach.

Tylko jedna osoba mogłaby tak do ciebie powiedzieć.

— Odwal się, Guren — rzuciłaś ostro, przecierając pięścią opadające wciąż powieki.

— Heh, czy tak się mówi do jednego ze swoich przełożonych? — zadrwił, podchodząc krok bliżej.

— Daj mi znać, kiedy będę musiała się z tobą liczyć bardziej niż ze swoim bratem, bo jak na razie możesz na mnie co najwyżej popatrzeć, choć i to masz ograniczone — odpowiedziałaś, otrzymując za to pięścią w głowę. — Auć! — jęknęłaś, mimo że prawie cię to nie zabolało.

Pomasowałaś miejsce, w które oberwałaś, gdy tymczasem Guren bez słowa ruszył dalej. Nie miałaś ochoty go gonić ani dalej z nim rozmawiać, więc po prostu wzruszyłaś na to ramionami.

Choć wydało ci dziwne, że wstał tak wcześnie.

— Bu! — szepnął ci ktoś do ucha, łapiąc za ramiona.

Odskoczyłaś z piskiem, jakby wylano na ciebie wiadro lodowatej wody.

Kiedy dochodziłaś do siebie po kilkusekundowym szoku, twój brat tymczasem zaczął się z ciebie śmiać.

— Shinya! Nie strasz mnie tak, bo następnym razem dostaniesz po głowie — rzekłaś na wpół żartobliwie, na wpół poważnie. — Ech, może wtedy takie pomysły nie będą ci do niej przychodziły — westchnęłaś ciężko, klepiąc swoją demoniczną broń.

— Heh, z twoim celem nie muszę się o to martwić — odgryzł się, czego nikt poza tobą tak by nie nazwał.

Twój kochany braciszek zawsze mówił miło, spokojnie i z tak przyjemnym dla ucha tonem, że nie posądzono by go o żadne złośliwe numery.

Za dobrze go znałaś i... trochę też za dużo sobie wyobrażałaś. Ale to głównie dlatego, że dojrzewaliście w innych miejscach i otoczeniach. Ty nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz Hiragi. Ta jedna, aczkolwiek ważna rzecz, nie mogła was łączyć

— Udam, że tego nie usłyszałam — mruknęłaś, zadzierając wyżej głowę. — Co tak szybko wszyscy z łóżek wyskoczyliście?

— Musieliśmy wziąć udział w spotkaniu — zaczął wyjaśniać, idąc dalej korytarzem.

Natychmiastowo ruszyłaś tuż za nim.

— Cóż to za okropne dowództwo, które każe ludziom wstawać o tak bezbożnych godzinach — rzuciłaś z udawanym oburzeniem, na co Shinya nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

— A co z tobą? Co kombinujesz o tak wczesnej porze?

Mina lekko ci zrzedła. Nie chciałaś mówić mu o swoich nocnych koszmarach, które wywoływały twoje demony.

Wiedziałaś doskonale, że był to twój brat i że zależało mu na twoim dobru, ale tylko skomplikowałby sprawę. Dowództwo nie chciało powierzyć ci tak potężnego demonicznego oręża, ale Shinya obiecał kontrolować sytuację, i wziąć na siebie odpowiedzialność za wszelakie komplikacje.

Jeśli powiedziałabyś mu o swoim problemie, pomyślałby, że nie dawałaś sobie rady i zacząłby się starać o zmienienie ci broni.

— Chciałam się udać na spacer — odpowiedziałaś w końcu.

— Spacer? — Uniósł pytająco jedną brew, podejrzewając cię o kłamstwo.

— Nie taki zwykły! Po prostu... — zawiesiłaś na chwilę głos, aby dać wrażenie, że wahałaś się przed zdradzeniem mu jakieś wielkiej tajemnicy — ...chcę się przespacerować na zewnątrz. Taki spacer-trening. Rozumiesz? — zapytałaś z szerokim, niewinnym uśmiechem.

— Rozumiem — odpowiedział, odwzajemniając gest. — I nie wyrażam na to zgody.

— A-ale...

— Zapomnij. — Poklepał cię płaską dłonią po głowie, tak jak to robił kiedy byliście dziećmi, jeszcze przed rozstaniem.

Nie chcąc pogodzić się z odmową, postanowiłaś sięgnąć po cięższe środki.

— Braciszku, proszę... — odparłaś błagalnym tonem. Zdawałaś sobie doskonale sprawę, że twojemu ,,braciszkowi'' miękły kolana za każdym razem, gdy tak do niego mówiłaś. — Będę na siebie uważać i nie odejdę zbyt daleko. Och, i wrócę zanim ktokolwiek się zorientuje!

Shinya przez chwilę milczał, aż w końcu przewrócił teatralnie oczami, wzdychając ciężko.

— Masz godzinę.

Uśmiechnęłaś się triumfalnie, odchodząc szybko, zanim mógłby się rozmyślić.

W zasadzie, nawet jakby się nie zgodził, nie rozpaczałabyś z tego powodu. Nie było to twoje życzenie ani plan, a wymówka przed prawdą.

Gdy miesiąc temu jeszcze nie posiadałaś demonicznego orężu, coś takiego w ogóle by nie przeszło.

Kiedy dostałaś okazję - naprawdę niebywałą! - żeby opuścić bezpieczne tereny należące do armii, na dodatek bez żadnego dowódcy nad głową, musiałaś z tego po prostu skorzystać, nawet jeżeli wystawiałaś własne życie na szali.

Szali Jeźdźców Apokalipsy oraz wampirów.

Chociaż udało ci się napotkać na coś gorszego... Albo raczej kogoś — siódmego protoplastę.



* * *



Po trzech godzinach wróciłaś z powrotem: roztrzęsiona, z oczami szeroko otwartymi, bronią kurczowo trzymaną w dłoni, mundurem ubrudzonym krwią i dwiema dziurkami w szyi.

Chciałaś niezauważenie przekraść się do swojego pokoju, gdzie mogłabyś się zebrać do kupy, ale twój pasek szczęścia na dziś się najwyraźniej skończył.

Nie pamiętałaś, kiedy ostatnio widziałaś swojego brata tak złego i zaniepokojonego zarazem.

— Godzina... Powiedziałem godzina! Czego w tym nie zrozumiałaś?!

Przełknęłaś ciężko ślinę, co przypomniało ci o piekącym gardle.

— Ech, przepraszam, ale... Wynikły pewne... komplikacje — odpowiedziałaś niemalże szeptem.

Nie miałaś siły ani ochoty się z nim kłócić. Zależało ci tylko na tym, żeby wrócić do siebie.

— Co ci się stało? — zapytał łagodniejszym głosem, choć wyraz jego twarzy pozostał niezmienny.

Otworzył szerzej oczy, kiedy zauważył rany na twojej szyi.

— To nic. Zabiłam tego wampira — odparłaś, uprzedzając jego serie kolejnych pytań. — Mocny był skubaniec, ale jego ciało nie tolerowało zbytnio demonicznego ołowiu. Szkoda, co nie? — rzuciłaś niedbale, ale kiedy zauważyłaś, że twojego brata to nie ruszało, postanowiłaś przestać. — W sumie to nie... Dobrze sukinkotowi. Mogę iść się odświeżyć? Chciałabym jakoś wyglądać, zanim pokażę się innym.

Ruszyłaś dalej, nie oglądając się za siebie, nawet wtedy, kiedy usłyszałaś ciche: ,,jeszcze o tym porozmawiamy''.

Cieszyłaś się, że ta rozmowa miała odbyć się później, bo do tego czasu zdążyłabyś wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę, żeby uspokoić go i każdego, komu zdecydowałby się rozpowiedzieć o tym, co przed chwilą zobaczył.

W zasadzie na kpiny Gurena już mogłaś się przygotowywać.

Odkręciłaś strumień gorącej wody, przez co para przysłoniła każdą szklaną powłokę w pomieszczeniu.

Bardziej stałaś i pozwalałaś ciężkim kroplom uderzać o swoje plecy, aniżeli się naprawdę myłaś. W końcu miałaś w głowie kompletny chaos i mnóstwo rzeczy do przemyślenia.

Kiedy poczułaś lekkie ochłodzenie był to znak, że pora wychodzić. Opuściłaś kabinę, a następnie owinęłaś się szczelnie białym ręcznikiem.

Na półce przy lustrze stały wszystkie niezbędne akcesoria, z których skorzystałaś.

Rozczesując włosy dostrzegłaś, że nadal drżały ci ręce. Nie wiedziałaś, czy to ze strachu, czy ze wściekłości. W końcu, tak naprawdę, nie udało ci się zabić tego wampira. Nie dość, że wyżłopał ci krew, przez co prawie sama zginęłaś, to jeszcze był okropnie aroganci.

Na szczęście posiadałaś lepszego cela, niż Shinya ci wmawiał. Chociaż, co to była za sztuka strzelić do kogoś, kto miał twarz przyssaną ci do szyi? Najwyraźniej duża, skoro go nie trafiłaś.

I tak powiem wszystkim, że go zabiłam, patrząc jak resztki jego truchła odlatywały, postanowiłaś, choć mimo to nie potrafiłaś sobie tego wyobrazić. Nie dlatego, że nie wierzyłaś w swoje umiejętności. Po prostu...

Pokręciłaś szybko głową, żeby odegnać niechciane myśli.

Głupi wampir! Pewnie mówi takie rzeczy każdej...



* * *



Twoją historie usłyszało więcej osób, aniżeli sobie tego życzyłaś, jednakże nic nie mogłaś na to poradzić.

Twa nieobecność została zauważona, przez co dostałaś naprawdę solidny opiernicz i to nie tylko od brata: karą był udział w małej bitwie przeciw wampirom. Dowództwo uznało, że skoro tak cię świerzbiły ręce, nogi i wszystkie inne części ciała, to wyślą cię do walki, żebyś jak już ginęła to służąc. Niestety, twój braciszek musiał się tam udać razem z tobą, przez co czułaś ogromne poczucie winy, które on za każdym razem zbywał.

Dał ci tylko jedno zadanie: nie umrzeć.

Zamieszki jednak trwały w najlepsze, jeśli tak to można było nazwać.

Stałaś na szeroko rozstawionych, lekko ugiętych w kolanach nogach, gotowa na odparcie ataku wampira, który kierował się w zastraszającym tempie w twoją stronę. Nie panikowałaś, tylko płytko odetchnęłaś, mocniej ściskając trzymane w obu dłoniach srebrne rewolwery, w których czaiły się dwa bliźniacze demony — Rin i Len. Miałaś szczerą nadzieję, że nie wyskoczą nagle z jakimś dziwnym kaprysem czy buntem, do czego były zdolne.

Posiadałaś jedną z najlepszych demonicznych broni, ale też najbardziej wkurzającą i zmienną w nastawieniu. Starałaś się jednak być wyrozumiałą, co jak na razie szło ci dobrze, z całkiem pozytywnym rezultatem.

Przeciwnik wykonał zamach swym orężem, gdy nagle padł na kolana ze zdziwionym wyrazem twarzy, po czym zaczął czernieć i w małych odłamkach, jakby się palił, unosił się, znikając w powietrzu. Początkowo sama czułaś się zaskoczona takim rozwojem wypadków, ale wystarczyło ci krótkie mignięcie z dachu jednego z budynków, żeby wiedzieć, że to twój brat ocalił ci skórę - znowu.

Spojrzałaś w jego stronę, robiąc przy tym groźną minę. Mimo sporej odległości byłaś pewna, że śmiał się z ciebie.

Czy chociaż raz nie może mi zaufać? Pomyślałaś, oddalając się bardziej niż powinnaś.

Twoja duma została ponownie zraniona, a przecież chciałaś się tylko wykazać.

Żałowałaś, że tak się to skończyło, chociaż później wydawałaś się być z tego zadowoloną.



* * *



Po raz kolejny obudziłaś się gwałtownie.

Nieważne, jakie łóżko zajmowałaś, gdyż koszmary nawiedzały cię wszędzie. Chociaż tym razem doszło do tego kpienie z twojej pozycji.

Twoje demoniczne bronie miały wspaniały ubaw z tego, że ich właścicielka była ,,zwierzątkiem'', niczym więcej jak pupilem trzymanym w tajemnicy przez wampira.

Prychnęłaś, uznając, że to naprawdę brzmiało śmiesznie.

— Czemu im się dziwię — mruknęłaś, ciężko wzdychając.

— Czemu się dziwisz? — Odezwał się nagle dobrze ci znany głos.

— Czy ty nie masz za grosz wstydu? — zapytałaś z grymasem na twarzy. — Nie umiesz pukać? Co z ciebie za szlachcic — westchnęłaś z pogardą, za którą ukrywały się zupełnie inne uczucia.

— Nie jesteś ani trochę zabawna, [Imię]-chan — odpowiedział, udając zranionego twoimi słowami.

— Wiem. A co nie jest zabawne, to i źle smakuje. I jak ty teraz będziesz pił moją krew?! — rzuciłaś dramaturgicznie, walcząc z chęcią uśmiechnięcia się.

— Myślę, że jakoś to przeboleję. — Oblizał wargi, a jego oczy zaświeciły się jaskrawą czerwienią.



2 lata później


Nastał nowy początek świata, ludzi i wampirów. Dokładniej mówiąc, wszystko uległo zmianie.

Krul bardzo szybko dowiedziała się o twoim pobycie w podziemiach, skazując cię na śmierć. [Nazwisko] [Imię] umarła, aby odrodzić się ponownie jako ktoś inny, doskonalszy.

Później to biedną Krul czekała egzekucja, bez możliwości jakiegokolwiek powrotu - ani jako ktoś lepszy, ani gorszy.

Doszło także do wielkiej wojny, którą oficjalnie wygrały wampiry, mimo że ludzie zamierzali walczyć do końca swego istnienia.

Czułaś dumę z tego powodu, w końcu sama kiedyś byłaś człowiekiem, choć z drugiej strony uważałaś to za uciążliwe. Przez ich postawę musiałaś co jakiś czas rozstawać się z ukochanym wampirem i robić z nimi porządek, a tego naprawdę nie znosiłaś, jednakże należałaś do nielicznej grupy osób, którym nowy król ufał.

— Wróciłam — powiedziałaś, wchodząc do obszernej sali.

— Witaj z powrotem, [Imię]-chan. — Ferid machnął na pozostałych wampirów ręką, aby odeszli. — Jak tam podróż?

— Nudna.

— Widoki?

— Do zniesienia.

— Ludzie?

— Zdesperowani.

Król zaśmiał się, po czym wyciągnął ku tobie swoją bladą dłoń. Złapałaś za nią, podchodząc do niego, następnie siadając mu na kolanach.

Kiedy schowałaś twarz w zagłębieniu jego szyi, pogładził cię po [kolor] włosach.

— Pewnie jesteś spragniona — stwierdził, na co pokręciłaś głową. — To nie pytanie tylko rozkaz.

Zadrżałaś, nie mając siły się powstrzymywać.

Bez ostrzeżenia wbiłaś kły w szyję wampira. Smakowała tak samo dobrze jak zawsze, przez co nie potrafiłaś się od niej oderwać.

— Tak jest dobrze. — Ferid znowu przejechał dłonią po twoich włosach.

Odsunęłaś się nieco od niego.

— Dobrze?

— Tak, przynajmniej teraz mnie nie ignorujesz — rzucił żartobliwie, ale wyczułaś w tych słowach coś więcej.

— To twoja wina — prychnęłaś, kręcąc nieznacznie głową. — Gdyby to ode mnie zależało, nigdzie bym się stąd nie ruszała.

— Stąd? — zapytał, uśmiechając się znacząco.

No tak, wciąż mu siedzę na kolanach, przypomniałaś sobie, czerwieniąc się solidnie.

Już otwierałaś usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy poczułaś na nich inne, pasujące wargi.

Szybko doszłaś do siebie, oddając pocałunek i chwytając za jego kołnierz, aby przyciągnąć go bliżej.

— Zawsze chciałam to zrobić — mruknęłaś cicho, kiedy się od siebie oderwaliście.

Dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę, że powiedziałaś to na głos.

Ferid zaśmiał się na widok twojej zakłopotanej miny. Czy człowiek, czy wampir - twoje reakcje zawsze mu się podobały.

— Jesteś moja — szepnął, patrząc ci głęboko w oczy.


_________________
*Fragmenty piosenek Chains oraz Black Smoke Maze przetłumaczonych przez Piniako.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz